Rodzina z małymi dziećmi utknęła na lotnisku. Koczuje tam ponad 2 miesiące
Nikomu nie życzymy znalezienia się w sytuacji, która dotknęła 8-osobową rodzinę w Bangkoku. Pochodzący z Zimbabwe pasażerowie (4 osoby dorosłe i 4 dzieci w wieku od 2 do 11 lat) zostali tak naprawdę „zawieszeni” między Tajlandią a każdym innym krajem świata.
Od 23 października, kiedy próbowali opuścić stolicę Tajlandii i polecieć do Hiszpanii, żyją na lotnisku Bangkok-Suvarnabhumi, nie mogąc wyjechać z kraju… i zarazem nie mając zezwolenia, aby wyjść z portu lotniczego i przebywać w Tajlandii. Paranoja?
Rodzina przybyła do Tajlandii w maju, w celach typowo turystycznych. W międzyczasie w ich ojczyźnie dokonał się przewrót polityczny: po 37 latach rządów ustąpił prezydent Robert Mugabe (w wieku 93 lat był najstarszą osobą piastującą stanowisko szefa państwa), a w kraju panuje niestabilna sytuacja.
Grupka Zimbabweńczyków, obawiając się prześladowań w swojej ojczyźnie, postanowiła udać się do Hiszpanii, mając zaplanowane międzylądowanie na Ukrainie. Niestety, odmówiono im wejścia na pokład samolotu, ponieważ nie posiadali ważnej hiszpańskiej wizy.
Na domiar złego nie mogą po prostu „cofnąć się” do Tajlandii, ponieważ ich turystyczne wizy również straciły ważność. Co im pozostaje? Aplikować do ONZ o udzielenie azylu (Tajlandia nie umożliwia ubiegania się o przyznanie statusu uchodźcy lub azylanta)… i mieszkać na lotnisku, które stało się dla nich domem i zarazem więzieniem. Przedstawiciele linii lotniczych zaopatrują całą rodzinę w jedzenie.
O sprawie zrobiło się głośno, gdy na Facebooku pojawiło się zdjęcie jednego z pracowników portu lotniczego Bangkok-Suvarnabhumi, który przekazywał prezent z okazji świąt jednemu z dzieci, które od ponad 2 miesięcy żyje na lotnisku.
Fot. Facebook / Kanaruj Artt Pornspolt
Nietrudno doszukać się w sytuacji owej rodziny z Zimbabwe analogii do historii przedstawionej w słynnym hollywoodzkim filmie „Terminal”. Przypomnijmy: główny bohater, którym jest turysta z Europy Wschodniej, przylatuje do Nowego Jorku. Władze nie uznają paszportu podróżnika (w jego ojczyźnie miał miejsce zamach stanu)… więc miejscem przymusowego pobytu staje się dla niego hala terminalu.
Przedstawiciele Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców (UNHCR) lakonicznie stwierdzili:
– Aktualnie badamy wszystkie możliwości potencjalnych rozwiązań. Ze względu na poufność i bezpieczeństwo rodziny, nie możemy podać więcej informacji w tej sprawie.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?