| Forum strony Fly4free.pl https://www.fly4free.pl/forum/ | |
| W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun/RŚA w-dawniej-kolonii-polski-i-obecnej-wagnerowcow-kamerun-rsa,213,180242 | Strona 1 z 2 |
| Autor: | Zeus [ 15 Sty 2025 16:54 ] |
| Temat postu: | W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun/RŚA |
22/2/24 W Katowicach, na mini-spotkaniu grupy katowickiej (nie-wysle-ci-pocztowek-z-paragwaju,212,175838#p1686611), rozmawiamy na Signalu z ekipą pociągu z Mauretanii (panowie-to-co-wskakujemy-przejazd-mauretanskim-pociagiem,213,169507) o tym, czy może ogarniemy jakiś wspólny lot do Afryki w 2025. Ja, oczywiście, wciąż zielony, jeśli chodzi o Afrykę (no cóż, moja Tanzania, Mauretania i Algieria to nic w porównaniu do tego, co chłopaki robili na Czarnym Lądzie), czekam, co mają do powiedzenia. Piszą coś o rezerwacie Dzanga-Sangha, coś o Wagnerowcach… Ja tylko lajkuję wiadomości, nie mając pojęcia, co to i gdzie to jest. Coś tam w Turystyce mieliśmy o Afryce, ale wiadomo – bardziej taka Afryka dla turystów, a nie globtroterów. I w końcu zapada decyzja. W kalendarzu mamy zablokować 2–12.01.2025, a potem szukać lotów do Kamerunu oraz Republiki Środkowoafrykańskiej. Wstępny plan: przelot do Jaunde w Kamerunie, powrót z Bangi w Republice Środkowoafrykańskiej i jakoś dostać się z Jaunde do rezerwatu Dzanga-Sangha, a potem do Bangi. | |
| Autor: | Zeus [ 18 Sty 2025 12:07 ] |
| Temat postu: | Re: W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun |
Z wielką ulgą i radością przyjęliśmy nowe połączenie Ethiopiana z Warszawy. Jednak co jak co, daje to łatwiejszą możliwość dostania się na Czarny Ląd, więc za pozbierane mile kupujemy WAW-ADD-NSI/BGF-ADD-WAW (oczywiście ja z @Apocalipse dodajemy doloty z pierwszej i drugiej stolicy Polski do tymczasowej w WAW-ie). Załącznik: plan1.png [ 37.81 KiB | Obejrzany 2212 razy ] Pierwszy nasz plan zakładał, że z Jaunde dostaniemy się jakoś do Libongo (https://maps.app.goo.gl/9iuiDexnHo8ya4gQA) przy granicy z RŚA, potem pirogą do Lidjombo w RŚA (https://maps.app.goo.gl/P6c1qrSpnQc64Xak9) i dalej jakoś do Bayangi, gdzie znajduje się Park Narodowy Dzanga-Sangha. Niestety, przerosła nas logistyka – zarówno finansowo, jak i czasowo. Dostać się z Kamerunu do Dzangi to pikuś, ale problemy zaczynają się z Dzangi do Bangi. To albo 2–3 dni jazdy po 500 km drodze (i nie, 9h, jak twierdzi Google, to NIEREALNE) albo lot samolotem ONZ, który lata raz na parę dni za 500 EUR w jedną stronę. Szybka narada, co robić. Loty mamy z Bangi, szkoda odpuścić zaliczenie i zwiedzanie tego kraju (co jak co, ciężko znaleźć kogoś, kto by wiedział, co to RŚA, a co dopiero go odwiedził), więc zapada decyzja: robimy Kamerun, a z Duali lecimy do Bangi (s)Camairem. I oto ostateczny plan zwiedzania Afryki: Szybkie zwiedzanie Jaunde, potem dojazd do Somalomo i zaliczenie jednej z dwóch atrakcji UNESCO – Rezerwatu Dja. Następnie dojazd do Duali, gdzie łączymy siły z @cart i @pawfazi, by zwiedzić szympansy w Pongo Songo. Wspólny lot do Bangi i dwa dni tam. Plan idealny. Tak idealny, że kolejne osoby dołączają – @pbak i @novart. Zabawa z wizami: 📌 Wiza Kamerun: kamerun-wiza,636,171055#p1737943 📌 Wiza RŚA: wiza,617,176150#p1730907 Rezerwacje hoteli, przelewy dla fixerów, potem święta i już z górki... aż tu nagle ZONG. Dosłownie parę dni przed naszym wylotem (s)Camair anuluje nasz lot z Duali do Bangi, przerzucając nas na kolejną rotację – 11.01. A my wylot z Bangi mamy 12.01, więc zwiedzanie kraju traci sens. Szybkie kombinowanie, co dalej. Niektórym chłopakom udaje się przebookować powrót z 12.01 na 13.01 z Bangi do Addis – mi niestety nie, co skutkuje paroma problemami później. Niestety połączenia do Bangi to ekstrawagancja. Niby są, ale jak z kroplówki, a ceny prawie jak za bilet Europa–USA w dwie strony. Po wielu godzinach narady kamo znajduje opcję – można kupić bilet na Rwandaira za aviosy z Qatar Airways, ze śmiesznymi dopłatami, na 10.01. To oznacza dzień zmarnowany w RŚA, ale za to mam dodatkowy dzień w Kamerunie i mogę podjechać do “Angielskiego Kamerunu”. Pożar ugaszony, można świętować Nowy Rok i się spakować. Nie wiedząc, co mnie czeka parę godzin przed wylotem… | |
| Autor: | Zeus [ 20 Sty 2025 21:24 ] |
| Temat postu: | Re: W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun |
1 stycznia. Bez kaca, pakuję ostatnie rzeczy do plecaka, przygotowuję się. Chłopaki z ekipy chwalą się, że odprawa poszła im gładko i wypluła boarding passy na całą trasę. No to może i ja spróbuję. Dostaję boarding passa do Warszawy i kolejne info: „Proszę się skontaktować ze stanowiskiem check-in.” No nic, zdarza się – pewnie muszą sprawdzić, czy mam wizy, szczepienia itp. 2 stycznia. Żegnam się z rodzicami (tego dnia lecieli z Katowic do Aten), wracam do pracy aż do momentu, kiedy @sko1czek pisze: „Panowie, są wolne miejsca na powrót z Bangui 13/1.” E no super, wolę odpuścić darmowy nocleg w Addis (bo kiedyś na 100% tam wrócę) i zostać u Wagnerowców. Dzwonię do Miles – informacja, że na stronie może są widoczne, ale u nich ich nie ma. No cóż, życie. Potem pracownik informuje mnie, że były zmiany w lotach (w krajówkach) i pyta, czy je potwierdzam. Tak, potwierdzam. Pytam go, czy teraz mogę się odprawić na całość. „Tak, tak, loty i miejsca w samolocie ma pan potwierdzone.” Próbuję. To samo guano. Mogę się odprawić do Warszawy, ale dalej nie. Dzwonię jeszcze trzy razy do Miles – wszyscy potwierdzają, że bilet jest wystawiony, wszystko jest pięknie i mogę lecieć. Dobra, to jednak pojadę wcześniej na lotnisko w Krakowie, może tam coś zdziałam. Stawiam się na stanowisku Business Class, podaję paszport. – Dokąd pan? – Do Yaoundé, w Kamerunie. Wzrok innych pracowników mówi wszystko: O Kulfonie, coś nowego! – Poproszę dokumenty. – A jakie pan chce dokumenty? – Nie wiem, wszystkie. No to mu podaję: promesę wizową, druk noclegów w Kamerunie, pro-formę wycieczki w Parku Dja, książeczkę szczepień. Za nim ktoś sprawdza na Google Maps, gdzie leży Kamerun, a laska ze stanowiska obok informuje go, co to jest Timatic (na litość boską!). Dzwoni do Warszawy, bo nie może mi wydrukować karty pokładowej. Nic. – Ma pan bagaż do nadania? – Nie, bo znając życie, ciule z lotowskiego handlingu by nie dali rady i bagaż by krążył po świecie zamiast być ze mną. – A to dobrze się składa, bo i tak byśmy nadali go tylko do WAW, a pan musiałby go odebrać i nadać ponownie na stanowisku Ethiopiana (a przesiadka tylko godzina). Po chwili: – Dobra, ma pan bilet do Warszawy. Teraz będzie pan problemem Warszawy. Boarding passy pan odbierze na stanowisku transferowym LOT-u. No co zrobić. Szybka salonka w Krakowie, skanowanie boarding passa do Kraków Loyalty i boarding, gdzie spotykam tego samego handlera: – Powodzenia. Oho, zapowiada się dobrze. Lot opóźniony, do tego odladzanie, i z 1h przesiadki robi się 40 minut. Błagam, żeby w Wawie nie było autobusu, tylko rękaw. Jest rękaw! Szybki marsz do Transfer Desku LOT. – To nie do nas, proszę się skierować do gate Ethiopiana. I tu cios. – Tak, znam pana sytuację. Gadałem z Ethiopianem w Wiedniu. Nie ma pana na liście pasażerów. Lufthansa chyba zapomniała wystawić panu biletu. Już załamanie. Tak bardzo chciałem lecieć i tu taki gwóźdź… Dzwonię do Miles & More. Odbiera Niemiec, sprawdza tickety: – O kurcze blade! (Ale bardziej po niemiecku). Co za chaos! Jak oni mogli coś takiego zrobić?! Dobra, postaram się panu ASAP to naprawić. Niech pan idzie do Transfer Desku LOT i gra na czas, może mail przyjdzie przed odlotem. Transfer Desk LOT twierdzi, że wszystko jest ok: Booking Status OK. Chłopaki (dziękuję bardzo za pomoc) robią sztuczny tłok, żebym wygrał na czasie, aż do momentu, kiedy personel Ethiopiana zaczął im grozić wyrzuceniem z samolotu. Dziękuję im, informuję, że będę na bieżąco raportować (mieli stopa w Wiedniu) i idę do Pierwszej Pomocy. Załącznik: IMG_20250102_204244924_HDR_AE.jpg [ 241.72 KiB | Obejrzany 2116 razy ] Dzwonię do Miles & More. Po pół godziny rozmowy udaje mi się – przebookowują mnie za darmo na jutro przez Brukselę z Brussels Airlines i informują, że przysługuje mi nocleg. Szukam tego noclegu, ale technicznie nikt nie wie, który handling jest odpowiedzialny (LS do Welcome, Welcome do LS), więc ich całkowicie olewam i wybieram airside do czasu otwarcia salonki LO. Załącznik: IMG_20250102_234751742_AE.jpg [ 352.27 KiB | Obejrzany 2116 razy ] Do salonki wlazłem jak Janusz na ofertę karpia w Lidlu. Czyli czekałem łaskawie 30 minut przed otwarciem, żeby jak najwięcej skorzystać i zaliczyć prysznic. Załącznik: IMG_20250103_053306520_HDR_AE.jpg [ 246.71 KiB | Obejrzany 2116 razy ] Ostatnie dobre piwo na dłuuuuugo. Załącznik: IMG_20250103_053406613_AE.jpg [ 244.97 KiB | Obejrzany 2116 razy ] Przepyszny omlet. Załącznik: IMG_20250103_060624806_AE.jpg [ 229.66 KiB | Obejrzany 2116 razy ] Boarding i w drogę. Lotu w ogóle nie kojarzę. Przespałem calutki aż do Brukseli, gdzie przywitała mnie rakieta, którą Tintin i inni bohaterowie Hergé polecieli na Księżyc. Załącznik: IMG_20250103_090158659_HDR_AE.jpg [ 342.1 KiB | Obejrzany 2116 razy ] Mini drugie śniadanko w salonce, spotkanie się z @pbak i ponownie boarding. Załącznik: IMG_20250103_095647741_AE.jpg [ 447.74 KiB | Obejrzany 2116 razy ] No i ten piękny widok na TARMAC z salonki. Sukces! Bilet jest, jestem na liście pasażerów, mam potwierdzenie, że wszystko gra, więc już na 1000% wiem, że będę lecieć! Załącznik: IMG_20250103_112020521_AE.jpg [ 239.99 KiB | Obejrzany 2116 razy ] Samolot prawie pusty, czas spędzam na nadrabianiu filmów i oglądaniu Sahary algierskiej aż do lądowania. Załącznik: Algieria.png [ 657.06 KiB | Obejrzany 2116 razy ] Kontrola sanitarna, graniczna i celna poszły błyskawicznie (jakby nie Afryka!) i mogę na spokojnie powiedzieć: Bienvenue au Cameroun! Załącznik: signal-2025-01-03-20-58-31-166~2.jpg [ 171.68 KiB | Obejrzany 2115 razy ] | |
| Autor: | benedetti [ 20 Sty 2025 21:51 ] |
| Temat postu: | Re: W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun |
Zeus napisał(a): W Katowicach, na mini spotkaniu grupy Katowickiej (rozmawiamy na signalu z ekipą pociągu z Mauretanii ze może jakiś wspólny lot na Afrykę w 2025. No nie, nie dość że w towarzystwie, to nawet słowem nie pisnął... Foch | |
| Autor: | Zeus [ 25 Sty 2025 12:59 ] |
| Temat postu: | Re: W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun |
Transfer do hotelu podjechał po chwili, gdy do niego napisałem. Kierowca, Alex, pochodzi z samozwańczego państwa Ambazonii. To samozwańcze państwo jest kontynuacją problemów związanych z "dzieleniem" afrykańskich krajów przy pomocy linijek. Teren ten był częścią Angielskiego Kamerunu, który powstał po podziale Kamerunu Niemieckiego po I wojnie światowej. W wyniku tego językiem urzędowym jest tam angielski, natomiast francuski funkcjonuje jako drugi, co do dziś powoduje wiele problemów w kraju. Alex mówi perfekcyjnie po angielsku, co bardzo pomaga w rozmowie o Kamerunie – kraju, którego w ogóle nie znałem. Pierwsze wrażenia z Jaunde: czysto, zadbane, a miejscami przypomina mi niektóre przedmieścia Aten. Docieramy do noclegu, który będzie naszym ostatnim luksusem na najbliższe kilka dni. Załącznik: IMG_20250104_082829669_AE.jpg [ 281.86 KiB | Obejrzany 1963 razy ] Szybka pizza na kolację, parę szklanek whiskey na szczęście, że dotarłem, i idziemy spać. Rano okazuje się, że hotel serwuje tylko jedno śniadanie na pokój (nawet jeśli mieszkały w nim dwie osoby). Śniadanie całkiem spoko – dobra, świeża jajecznica, której później będę mieć dość. Załącznik: P1040014.jpg [ 471.46 KiB | Obejrzany 1963 razy ] Pierwszym punktem zwiedzania Kamerunu jest Rezerwat Przyrody Dja, jedna z dwóch atrakcji wpisanych na listę światowego dziedzictwa UNESCO w tym kraju. Do Dja, a konkretnie do wsi Somalomo, jedziemy prywatnym transferem zorganizowanym przez rezerwat. Ma być minibus, dla naszego komfortu, bo czeka nas 7-8 godzin jazdy. Większość trasy to autostrada, ale ostatnie 50 km to coś, czego nawet Colin McRae by nie przejechał. Załącznik: P1040015.jpg [ 504.7 KiB | Obejrzany 1963 razy ] Ruszamy, czując się jak sardynki w puszce, i na szybko zwiedzam Jaunde przez okno auta. Załącznik: IMG_20250104_110138998_HDR_AE.jpg [ 596.4 KiB | Obejrzany 1963 razy ] Mijamy m.in. Katedrę Matki Bożej Zwycięskiej w Jaunde. Po drodze wymieniamy walutę po kursie czarnorynkowym i kontynuujemy podróż. Pierwsze zaskoczenie – jakość dróg. Podobnie jak w Mauretanii, są w wyśmienitym stanie. Brak dużych dziur, jedzie się wygodnie i szybko. Załącznik: IMG_20250104_131409498_HDR_AE.jpg [ 257.78 KiB | Obejrzany 1963 razy ] Pierwszy postój – prostujemy nogi przy handlarzu ananasów. Kamerun może nie jest światową potęgą w ich produkcji, a rynek jest głównie wewnętrzny, ale za to są kosmicznie tanie (za koszyk zawierający 6-7 ananasów płacimy 1500 XAF, czyli 10 zł) i niesamowicie soczyste. Załącznik: IMG_20250104_121202352_HDR_AE.jpg [ 694.33 KiB | Obejrzany 1963 razy ] Wracamy na trasę i zatrzymujemy się w Akonolinga. Kierowca załatwia skan paszportów, a my mamy chwilę na odpoczynek. Miasto nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Mieszkańcy suszą ziarna kakao i niezbyt chętnie pozwalają na robienie zdjęć, więc przenosimy się do kościoła zielonoświątkowego. Załącznik: IMG_20250104_133426168_HDR_AE.jpg [ 577.85 KiB | Obejrzany 1963 razy ] Załącznik: IMG_20250104_133514163_HDR_AE.jpg [ 318.8 KiB | Obejrzany 1963 razy ] Ksiądz jest zachwycony, że przyszli biali turyści, pokazuje nam wnętrze kościoła i opowiada jego historię. Nawet nie ma problemu z robieniem zdjęć. Miłe doświadczenie. Najbardziej charakterystycznym punktem miasta jest most nad rzeką Nyong. Załącznik: P1040020.jpg [ 503.46 KiB | Obejrzany 1963 razy ] Formalności załatwione, jedziemy dalej. Po chwili kierowca przypomina sobie, że mieliśmy jeszcze zwiedzić plantację, targ i inne miejsca uzgodnione z kierownikiem parku. Dopytuje lokalnych taksówkarzy na motorynkach, gdzie one są. Ci, jak prawdziwi "złotówy", opowiadają, że są daleko i niebezpiecznie, więc musimy jechać z asystą – oczywiście za dodatkową opłatą. Olewamy ich, olewamy plantację, bo przed nami jeszcze kawał drogi do wsi. Kolejny postój nad rzeką Nyong. Załącznik: P1040021.jpg [ 370.48 KiB | Obejrzany 1963 razy ] Załącznik: P1040022.jpg [ 422.42 KiB | Obejrzany 1963 razy ] Załącznik: P1040025.jpg [ 411.49 KiB | Obejrzany 1963 razy ] Droga była dobra, piękna i prosta... aż do momentu, gdy zobaczyliśmy znak "Somalomo 50 km". Wtedy wpadliśmy nie tylko na szutrową nawierzchnię, ale także na hiper dziurawą, czerwoną od pyłu drogę. Po godzinie mamy już lekko dość, a to dopiero połowa trasy. Wszyscy pokryci czerwonym pyłem, plecaki wyglądają jeszcze gorzej. Prosimy o ostatni postój przed Somalomo, żeby żołądki miały szansę "zresetować się" po tym bujaniu. Załącznik: P1040030.jpg [ 592.07 KiB | Obejrzany 1963 razy ] Kakao. Załącznik: P1040032.jpg [ 675.38 KiB | Obejrzany 1963 razy ] Załącznik: P1040026.jpg [ 289.61 KiB | Obejrzany 1963 razy ] Załącznik: P1040028.jpg [ 535.25 KiB | Obejrzany 1963 razy ] W końcu, w całkowitej ciemności, docieramy do Somalomo, gdzie czeka na nas nasz przewodnik Luc. Pokazuje nam pokoje. Załącznik: IMG_20250105_090133471_AE.jpg [ 230.08 KiB | Obejrzany 1963 razy ] Załącznik: IMG_20250105_090137435_AE.jpg [ 185.62 KiB | Obejrzany 1963 razy ] Podaje kolację (co jak co, ale wyborna jak na warunki bez prądu), otwieramy piwka i ustalamy, że jutro o 8:00 ruszamy w teren. Wieczór kończy się przy piwie, whiskey i cygarach – w ramach odstraszania komarów. | |
| Autor: | Zeus [ 26 Sty 2025 18:10 ] |
| Temat postu: | Re: W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun |
Jak to w Afryce, godziny śniadania i wyjścia są umowne. Tak samo było tutaj. Od pobudki do podania śniadania minęła ponad godzina. Załącznik: P1050035.jpg [ 501.56 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Załącznik: P1050036.jpg [ 452.43 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Na śniadanie: omlet z suszoną rybą, mielonka brazylijska, serki, czerstwy chleb. Luksusów brak, ale dobre i to. Gotowi, spakowani w najważniejsze rzeczy, kierujemy się do biura parku. Tam szybka kontrola dokumentów oraz naszych zawodów i możemy ruszać do parku. Załącznik: P1050037.jpg [ 454.19 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Załącznik: P1050041.jpg [ 542.98 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Załącznik: P1050038.jpg [ 573.24 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Założony w 1950 roku Rezerwat Fauny Dja jest jedną z dwóch atrakcji na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Wpisanie go na listę uzasadniono dużą różnorodnością żyjących tu organizmów. Podzielony jest na cztery strefy zwiedzania, a najłatwiejsza do dostania się jest od strony zachodniej, chociaż najciekawsza znajduje się na północy. Nie wspomnę, że zalecany jest tu co najmniej 10-dniowy trekking. Załącznik: IMG_20250105_093746839_AE.jpg [ 508.58 KiB | Obejrzany 1863 razy ] My mieliśmy wykupiony pakiet 2-dniowy. Jeden dzień z Pigmejami Baka, a drugi to “safari” w poszukiwaniu zwierząt. Żeby dostać się do parku, trzeba przekroczyć rzekę Dja. Niby jest tam jakiś prom, ale wygląda raczej na pokazówkę, bo dostajemy pirogę do przeprawy. To moja pierwsza styczność z tym środkiem transportu i skończy się to bardzo źle. Załącznik: P1050042.jpg [ 688.77 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Po krótkim spacerze przez busz Załącznik: P1050040.jpg [ 495.05 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Załącznik: P1050044.jpg [ 653.33 KiB | Obejrzany 1863 razy ] docieramy do obozowiska Pigmejów Baka. Załącznik: P1050047.jpg [ 626.27 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Załącznik: P1050051.jpg [ 659.12 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Szczerze mówiąc, bałem się, że spotkam coś w rodzaju tańczących Masajów z Tanzanii, którzy chcą szylinga za każdy skok, ale spotkaliśmy ludzi, którzy mieli na nas lekko "wywalone". Załącznik: P1050048.jpg [ 669.27 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Załącznik: P1050052.jpg [ 715.96 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Wódz wioski z ochroniarzem Po godzince i wybornym obiedzie Załącznik: IMG_20250105_132725257_AE.jpg [ 356.75 KiB | Obejrzany 1863 razy ] zbieramy się i razem z Pigmejami wyruszamy do lasu. Załącznik: P1050053.jpg [ 426.56 KiB | Obejrzany 1863 razy ] W pakiecie mamy pokaz survivalu Pigmejów, który ostatecznie okazuje się pokazem medycyny lokalnej. Załącznik: IMG_20250105_141130612_HDR_AE.jpg [ 430.96 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Załącznik: P1050059.jpg [ 638.52 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Na przykład "soki" tego drzewa pomagają poprawić wzrok. Załącznik: P1050056.jpg [ 413.69 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Kora, która pasuje do whiskey. Załącznik: P1050061.jpg [ 421.11 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Kora, która pomaga na bóle głowy. Załącznik: IMG_20250105_143249464_HDR_AE.jpg [ 427.53 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Oraz liczne kory i korzenie na impotencję lub erekcję. Z tego wszystkiego nasz przewodnik zjadł to ostatnie i od tej pory trzymaliśmy się od niego na dystans. Po dwóch godzinach wracamy do obozu, gdzie mamy wolne do końca dnia. Wracamy więc do naszego National Geographica. Obserwujemy dziecko, które wraca z lasu z "szczurem/myszką" w rękach i chwali się swoim znaleziskiem. Załącznik: P1050067.jpg [ 361.46 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Bierze sznurek, przywiązuje zwierzątko, a my myślimy: "Ah, joj, dziecko zrobiło sobie zabawkę, jakie słodkie". Po chwili wrzuca je do ognia, skrobie skórę i zjada. No cóż, życie. Nam też podano kolację (również bardzo dobrą). Załącznik: IMG_20250105_190203408_HDR_AE.jpg [ 310.18 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Załącznik: IMG_20250105_190206786_HDR_AE.jpg [ 285.48 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Pokazują nam namioty, w których spędzimy noc. Nam z @Apocalipse wylosowano namiot bez maty, ale za to zamykany na całej powierzchni, co uratowało nam skórę. Dosłownie. Wieczór kończy się pokazem tańca pigmejskiego i degustacją pigmejskiego whiskey (destylatu wina palmowego). Noc nie była może najbardziej komfortowa na świecie – spanie na ziemi do super wygodnych nie należy – ale udało się. Przeżyliśmy i nikogo nie straciliśmy w lesie. Śniadanko (to samo, czyli omlet z suszoną rybą) i znów ruszamy do lasu, tym razem w poszukiwaniu zwierząt. Załącznik: IMG_20250106_085255979_AE.jpg [ 402.02 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Niestety, zwierząt brak. Jest pora sucha, a upał sprawia, że nie wychodzą z buszu. Zostaje nam więc jedynie pokaz różnych drzew i skutków działalności słoni w porze deszczowej. Załącznik: P1050058.jpg [ 748.74 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Z całego safari wyszło na to, że mieliśmy po prostu mini-spacer po lesie, odpoczynek na górce, gdzie według przewodnika zobaczył trzy małpy (ogólnie on miał coś z numerem trzy), oraz przeprawę przez rzekę. Załącznik: P1060074.jpg [ 350.81 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Na koniec odwiedzamy mini plantację kakao, orzeszków i owoców palmowych (do produkcji wina palmowego). Nasza wizyta kończy się fochem nabombanej babci właściciela plantacji, bo nie chcieliśmy z nią pić pigmejskiego whiskey. Załącznik: IMG_20250106_140027128_HDR_AE.jpg [ 473.68 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Na zakończenie pobytu w parku zaoferowano nam godzinną wycieczkę pirogą po rzece Dja. Załącznik: IMG_20250106_143703567_HDR_AE.jpg [ 359.75 KiB | Obejrzany 1863 razy ] Niestety, jak to w Afryce, nikt się nie przejął kwestią wagową. Do jednej łodzi wsadzili samych chudzielców, a do mojej samych facetów blisko trzycyfrowych wagowo. Już na starcie zauważyłem, że jesteśmy ledwie kilka centymetrów nad wodą. Na wszelki wypadek przypominam sobie modlitwę "Ojcze nasz" i odpływamy. Oczywiście co chwilę, z powodu wagi i promili naszego kapitana, zaklinowaliśmy się gdzieś i trzeba było schodzić i pchać. A woda sukcesywnie przybywała w pirodze. Po godzinie rzucam: "E, ta kłoda wygląda jak głowa krokodyla". Na to Luc: "Tak, tak, tu żyją krokodyle. A dokładnie krokodyl nilowy. Czasami można je zobaczyć". No żesz ku…ż! Nie dość, że już ⅓ pirogi pełna wody, to jeszcze mamy kawał drogi do "portu" i mini-wodospad przed sobą… | |
| Autor: | abelincoln [ 26 Sty 2025 20:45 ] |
| Temat postu: | Re: W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun |
@Zeus pigmejska whisky z odpowiednią korą smakowała, czy też była bardziej jak pigmejska whisky z korą? | |
| Autor: | Zeus [ 26 Sty 2025 20:49 ] |
| Temat postu: | Re: W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun |
Korę nam nie dali... A mieliśmy swoje whiskey Co do smaku pigmejski whiskey, ja piłem różne rzeczy, ale to, było obrzydliwe. Ciężko jakoś to porównać do czegoś. Jakbym pił jakiś diesel/kerozynę | |
| Autor: | Apocalipse [ 26 Sty 2025 20:52 ] |
| Temat postu: | Re: W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun |
Zeus napisał(a): Co do smaku pigmejski whiskey, ja piłem różne rzeczy, ale to, było obrzydliwe. Ciężko jakoś to porównać do czegoś. Jakbym pił jakiś diesel/kerozynę Bardzo prosto porównać. Tani, podlaski bimber, który nienajlepiej się udał, ale jak wszystko inne się skończy... | |
| Autor: | sko1czek [ 26 Sty 2025 22:54 ] | ||
| Temat postu: | Re: W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun | ||
Z tą kameruńską whisky palmową to nie tak. Jeszcze się w Dja nasze własne zapasy nie pokończyły. Ale chcieliśmy, wszyscy, spróbować lokalnego produktu bio (biologique), to po pierwsze. Po drugie, rdzenni Kameruńczycy bardzo zachęcali. Po trzecie Luc, nasz przewodnik, zdecydowanie był wielbicielem i jego postawa nas przekonała ostatecznie. Kosztowałem już gorszy bimber w życiu, raz, może nawet dwa razy. Nie uwieczniłem na zdjęciach, niestety, tego trunku. Mam za to legendarny omlet z suszoną rybą, serwowany w przybytku w Somalomo na śniadanie. Spożycie omleta wywoływało skrajnie odmienne odczucia w naszej grupce. Bez innych następstw, zdrowo, organicznie.
| |||
| Autor: | pbak [ 27 Sty 2025 12:04 ] |
| Temat postu: | Re: W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun |
Apocalipse napisał(a): Zeus napisał(a): Co do smaku pigmejski whiskey, ja piłem różne rzeczy, ale to, było obrzydliwe. Ciężko jakoś to porównać do czegoś. Jakbym pił jakiś diesel/kerozynę Bardzo prosto porównać. Tani, podlaski bimber, który nienajlepiej się udał, ale jak wszystko inne się skończy... Widzimy tu roznice w gustach lub tez stopien wypalenia kubkow smakowych. Mi smakowalo | |
| Autor: | klapio [ 27 Sty 2025 13:54 ] |
| Temat postu: | Re: W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun |
Taki omlet z rybą to super źródło białka i witamin, smak jest rzeczą wtórną Super relacja, czekam na dalsze części | |
| Autor: | Zeus [ 28 Sty 2025 20:51 ] |
| Temat postu: | Re: W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun |
Co parę metrów wody w pirodze było coraz więcej. Buty miałem już całkowicie mokre, próbowałem ratować elektronikę, a nasz lekarz pokładowy informował nas, jakie choroby możemy złapać z tej wody, np. schistosomatozę, gorączkę Lassa i inne. Brzmiało to trochę jak piosenka Billy'ego Joela We Didn't Start the Fire. Nie powiem – nie była to najprzyjemniejsza wycieczka mojego życia. Chyba naprawdę przestanę marudzić na ciasnotę w Wizz Airze. Po licznych słowach na „k…”, greckich przekleństwach i pijanym Messi od kapitana (zamiast merci) zobaczyliśmy z daleka nasz port. Radość – nasze męczarnie zaraz się skończą. Tylko miniwodospad i będziemy na stałym lądzie. Wodospad? Mniejszy niż wylana woda na schodach. Pikuś. Nie takie rzeczy na kajakach i pontonach się robiło. Long story short – utonęliśmy calutcy, dosłownie 100 metrów od końca. Wychodzimy z wody na ląd, a tam nasz kapitan Messi przeprasza za końcówkę. Chciałbym mu podarować książkę z fizyki o rozkładzie wagi, ale chyba i tak by nie zrozumiał. Czołgamy się do głównej kwatery, gdzie po chwili spotykamy się z ekipą chudych i suchych, po czym kierujemy się do naszego noclegu. Plan był taki, że wykąpiemy się dopiero w Douali, gdzie będzie bieżąca ciepła woda, ale załamujemy się (szczególnie grupa mokrych) i bierzemy byle jaki prysznic, bylebyśmy wyglądali i nie śmierdzieli. Kolacja i śpimy jak niemowlaki w „normalnych” łóżkach. Poranna pobudka. Musimy wyjechać na czas, żeby zdążyć na pociąg do Douali z Jaunde, a droga daleka. Sprawdzamy ubrania – no szlag, dalej mokre. A największy ból to buty. No nic, jedziemy w klapkach. Śniadanko (oczywiście nie o porze, jaką chcieliśmy/powiedzieliśmy), pakujemy się do auta jak w Tetrisie i ruszamy. Ledwo co wyjechaliśmy ze wsi, jakieś 10–15 km (około 40 minut jazdy), gdy jeden z ekipy przypomina sobie, że zostawił w toalecie saszetkę z pieniędzmi i paszportem. Szybka rozmowa z kierowcą i Luciem – co robić? Dobra, niech on i auto jadą do auberge, a my albo poczekamy, albo przejdziemy pieszo do następnej wsi. I tak 5 białych spaceruje środkiem lasu, po drodze, 3 z nich w klapkach. Docieramy do wsi, machamy do ludzi i po chwili słyszymy krzyki w naszym kierunku. Pierwsza myśl: „No to teraz wyciągną maczety i będą nas ścigać”. Przyspieszamy kroku, ale za nami starszyzna wsi macha, żebyśmy podeszli. Okazało się, że byli mega zachwyceni, że biali się u nich zatrzymali, i proszą o fotkę. Załącznik: IMG_20250107_085646714_HDR_AE.jpg [ 372.21 KiB | Obejrzany 1522 razy ] Po chwili stajemy się wielką sensacją wsi. Jedni zapraszają nas na wino beaujolo-kartonowe, inni pokazują, co upolowali na kolację. Dobrze, że nasze auto przyjechało na czas, bo spora szansa, że bylibyśmy dobrze zrobieni z rana. Po drodze upierdliwe checkpointy, ściganie się z lokalnym Paris Saint-Germain… Załącznik: P1070079.jpg [ 510.75 KiB | Obejrzany 1522 razy ] Załącznik: P1070085.jpg [ 325.86 KiB | Obejrzany 1522 razy ] I tak docieramy do Jaunde bez żadnych problemów, z postojami na delektowanie się zimnymi napojami. Załącznik: IMG_20250107_163048823_HDR_AE.jpg [ 479.6 KiB | Obejrzany 1522 razy ] Kupujemy dosłownie na ostatnią chwilę ostatnie bilety na pociąg do Douali i wchodzimy do salonki dla pasażerów pierwszej klasy. Trzeba przyznać, że byliśmy najgorzej ubranymi i najbardziej brudnymi pasażerami tej sali. Ale za to cieszymy się, że jest lodówka z zamrożonymi napojami. Załącznik: IMG_20250107_163956495_HDR_AE.jpg [ 262.81 KiB | Obejrzany 1522 razy ] Boarding opóźniony, ale jak na warunki afrykańskie – bardzo wzorowy. Nie ma nacisku (jak na dawne boardingi do PolskiBusa), wszystko kulturalnie. Załącznik: IMG_20250107_165615745_HDR_AE.jpg [ 228.98 KiB | Obejrzany 1522 razy ] Najbliższe 4–5 godzin spędzamy albo oglądając kameruńskie chrześcijańskie teledyski, które lecą w TV, albo śmiejąc się z tego, jakie zabobony pokazują – np. zakaz rzucania kamieni w pociągi. Załącznik: IMG_20250107_193813397_AE.jpg [ 334.83 KiB | Obejrzany 1522 razy ] Do czasu, aż przechodzimy obok jednego okna, w którym wybita jest szyba… przez kamienie. Załącznik: signal-2025-01-07-20-32-29-008.jpg [ 568.08 KiB | Obejrzany 1522 razy ] | |
| Autor: | pabien [ 28 Sty 2025 21:05 ] |
| Temat postu: | Re: W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun |
@Zeus czy pozostali pasażerowie pierogi też tak przeżywali tę podróż, czy tylko Ty. Pytanie, kto zostawił saszetkę to chyba nie tutaj powinienem zadać? | |
| Autor: | oskiboski [ 28 Sty 2025 21:51 ] |
| Temat postu: | Re: W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun |
@pabien Becka z nimi nie było więc w sumie dla mnie zagadka. Wybite okno ale nadal lepsze warunki niż w drodze do Elabsan | |
| Autor: | pabien [ 28 Sty 2025 21:53 ] |
| Temat postu: | Re: W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun |
Każdemu może się zdarzyć (w tym piszącemu te słowa, choć to było w Pradze - no thrill), a byli tam też inni, którzy mają taki track record | |
| Autor: | sko1czek [ 29 Sty 2025 00:57 ] | |||
| Temat postu: | Re: W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun | |||
pabien napisał(a): @Zeus czy pozostali pasażerowie pierogi też tak przeżywali tę podróż, czy tylko Ty. Nie będę ukrywał, że byłem jednym z tych "trzycyfrowych" na pirodze @Zeusa. Każdy z nas przeżywał podróż nieco inaczej. Czułem się jak w drewnianej kanadyjce, która jest grubo przeciążona i stopniowo nabiera wody z powodu zbyt dużego zanurzenia. Ławeczki w canoe były niedbale włożonymi sękatymi kawałami drewna, tak więc wkrótce po starcie siedziałem na dnie łodzi ze zdrętwiałym, obolałym i kompletnie mokrym zadem. Z drugiej strony, poziom zagrożenia w mojej głowie nie był alarmujący. Po brzegu rzeki Dja nie szwędały się niedźwiedzie - co zdarzyło się w kanadyjskiej głuszy na wyprawie canoe. Krokodyle, jeśli w ogóle były, to miały być niegroźne. A drobnoustrojów, o których trochę rozmyślałem, jednak gołym okiem ne widać. Rzeczywiście, przypomniała mi się Bilharcja. Ale w wodzie płynącej oraz daleko od większych ludzkich siedlisk prawdopodobieństwo zakażenia jest dużo mniejsze niż w takim np. Jeziorze Malawi. Na koniec wszyscy się zamoczyliśmy, ale po prawdzie to nasz sternik i nasz wioślarz zmoczyli się dużo bardziej, bo podczas 2 godzinnej wyprawy kilkanaście razy spychali pirogę z mielizny. W sumie super wycieczka. Koledzy z drugiej, suchej pirogi patrzyli z zazdrością. Jak pół godziny po nich dotarliśmy do Somalomo.
| ||||
| Autor: | DAD [ 29 Sty 2025 11:25 ] |
| Temat postu: | Re: W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun |
@sko1czek przygoda super! W mojej głowie nie ma czegoś takiego jak nieszkodliwe krokodyle mogące pływać w mętnej wodzie, wiec w sumie umysł różne może plątać figle | |
| Autor: | M_Karol [ 29 Sty 2025 18:45 ] |
| Temat postu: | Re: W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun |
Zeus - czy dodasz więcej zdjęć lokalnych kolei plus czy podzielisz się szerszymi wrażeniami z przejazdu pociągiem (jaki standard, składy, ceny etc). Bardzo nietypowy kraj na taką atrakcję | |
| Autor: | novart [ 29 Sty 2025 19:20 ] |
| Temat postu: | Re: W dawniej kolonii Polski i obecnej Wagnerowców - Kamerun |
Bilet 1 klasy na trasie Yaounde - Douala kosztował tuż przed odjazdem 9000 XAF, czyli 58 PLN. Trochę to trwało, bo było nas 8. Dla pasażerów 1 klasy była osobna poczekalnia (klimatyzowana) z barkiem w którym można było zakupić różne produkty spożywcze. Wagony już lekko przechodzone, ale fotele były całkiem wygodne. Dostępny był także wagon restauracyjny z całkiem smacznymi jak się okazało daniami. Klika zdjęć z pociągu, jedno z wagonu 1 klasy, pozostałe z wagonu restauracyjnego. Załącznik: 20250107_170351.jpg [ 82.32 KiB | Obejrzany 1241 razy ] Załącznik: 20250107_170638.jpg [ 86.78 KiB | Obejrzany 1241 razy ] Załącznik: 20250107_170643.jpg [ 87.2 KiB | Obejrzany 1241 razy ] Załącznik: 20250107_171032.jpg [ 99.59 KiB | Obejrzany 1241 razy ] | |
| Strona 1 z 2 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
| Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ | |