Dopiero co wróciłem więc garść refleksji, spostrzeżeń, porad…
Na początek jedno zastrzeżenie. Dla mnie to nie był wyjazd do jakiegoś mitycznego Zanzibaru, lecz kolejna podróż do Afryki, do której w ostatnich latach jeżdżę bardzo często (a konkretnie do wyspiarskiej części Tanzanii, bo oprócz Zanzibaru odwiedziłem też Pembę), Oczywiście, jeżeli prosto z lotniska pojedziemy taksówką do resortu i spędzimy tam tydzień odpoczywając i pijąc piwo, będzie miało to wspólnego tyle z Afryką, co pobyt np. na Wyspach Kanaryjskich (to też przecież Afryka  ). Jeżeli jednak będziemy się przemieszczać środkami transportu publicznego (busiki daladala, motoriksze itp.), stołować w tańszych, lokalnych knajpach, mieszkać w tańszych hotelikach i generalnie trochę poobcować z miejscowymi, to będziemy mieli okazję liznąć trochę prawdziwej Afryki  . Nadal to będzie Afryka w wersji light – bardzo krótkie odległości do pokonania, brak problemów z jedzeniem i noclegami, bardzo bezpiecznie, relatywnie tanio – ale zawsze coś  .
Przechodząc już jednak bezpośrednio do Zanzibaru to takie mogę wrzucić uwagi:
- obowiązkowe ubezpieczenie jest absolutnie sprawdzane i to już na etapie boardingu (w naszym przypadku w Amsterdamie i w Nairobi), więc proponuję nie zwlekać zwłaszcza, iż zrobienie go zajmuje kilka minut,
- o wizę przy boardingu nikt nie pytał, bez problemu i bardzo szybko wyrobiliśmy ją po przylocie do Zanzibaru,
- szczepień nikt nie sprawdzał (oczywiście wszystkie mam zrobione),
- jak zawsze w Afryce potencjalnie malarycznej brałem malarone,
- żaden ze mnie plażowicz, ale po spędzeniu kilku dni w Nungwi oraz kilku w Jambiani stwierdzam jednoznacznie, że plaże w Nungwi / Kendwie są o wiele ładniejsze niż te w Jambiani / Paje,
- podróżując kilkanaście razy daladala ani razu nie zdarzyło mi się aby zażądano ode mnie wyższej kwoty niż się należy,
- miejscowi są bardzo pokojowo nastawieni do turystów, są generalnie uczciwi, a z próbami zawyżania cen napojów czy jedzenia zetknęliśmy się tylko w tych naprawdę najbardziej turystycznych miejscach,
- jest bardzo bezpiecznie,
- kursy wymiany walut są wszędzie do siebie bardzo zbliżone,
- plażowi nagabywacze (z mojej perspektywy) są umiarkowanie upierdliwi,
- sklepy z alkoholem można znaleźć prawie wszędzie (oprócz Pemby), a w nich duże piwo za 3.500 TZS (1,4 USD), w knajpach co najmniej drugie tyle, a najczęściej 3 – 4 USD,
- Zanzibar, a zwłaszcza Pemba, to miejsca konserwatywne, więc poza plażami nadmierna golizna nie jest mile widziana,
- w Zanzibarze jest chyba najtańsza coca – cola jaką gdziekolwiek spotkałem (butelka 600 ml kosztuje tylko 1.000 TZS, czyli równowartość 0,4 USD),
- odwiedziłem większość atrakcji, z których znany jest Zanzibar. Oprócz plaży w Nungwi / Kendwie najbardziej podobał mi się Stone Town, Pemba i jaskinia Kuza Cave. Pozostałe atrakcje były przeciętne lub słabe,
- Stone Town – niesamowicie klimatyczna część Zanzibar City (zwłaszcza wieczorem), z mnóstwem atrakcyjnych budynków i ciekawych miejsc, trochę jak z bajki o Sindbadzie. Oczywiście wkurzają naganiacze i dziesiątki sklepów z pamiątkami, ale nadal jest tam mnóstwo zaułków, gdzie można spokojnie spacerować ciesząc się tym magicznym miejscem,
Pemba – mniejsza, biedniejsza i zdecydowanie mniej turystyczna siostra Zanzibaru. O atrakcjach Pemby postaram się napisać w osobnym wątku,
Kuza Cave – położona tuż obok Jambiani bardzo przyjemna atrakcja. Sama jaskinia nie jest niczym szczególnym, ale na jej spodzie znajduje się całkiem spore oczko wodne z niesamowicie czystą i chłodną wodą, gdzie możemy złapać trochę wytchnienia od upału. Dodatkowym atutem jest, że do jaskini nie są chyba zwożone tabuny z resortów i generalnie nie jest to bardzo popularna atrakcja, bo gdy przyszliśmy to nikogo nie było i przez prawie godzinę mogliśmy baraszkować w wodzie sami  (trochę drogi wstęp – 10 USD, chcieli też nam przydzielić przewodnika, ale odmówiliśmy argumentując, że jesteśmy świetnymi pływakami),
Generalnie jestem zadowolony, ale byłem w Afryce w wielu ciekawszych miejscach. |
