Ara , pomysł z fotkami z Bonusa pierwszorzędny! wyrazy uznania za pomysłowość.
Co do bagażu/przywozu jedzenia.
Spotkała mnie ciekawa sytuacja.W zasadzie nigdy podczas wielu lądowań w Keflaviku nie "zapraszano" mnie na kontrolę bagażu, niezależnie od tego co wiozłem, ile walizek i jak byłem ubrany...
Tyle, ze nic nigdy zakazanego ani podejrzanego nie wiozłem - wszystko regulaminowo. Jeden jedyny raz tylko - włożyłem do dwóch śpiworów po jednej półlitrowej butelce żubrówki.
I... Jakież było moje zdziwienie, gdy miła Pani czekała na mnie na końcu korytarza i z precyzją ogrodnika wysupłała mnie nie tylko ze sznura pasażerów przepełnionego lotu, a także z dużej grupy przyjaciół z którymi wówczas podróżowałem. Jeśli to los - to gratuluję im takiego losu:) Jeśli to skuteczność to gratuluję im owej skuteczności! Szczęśliwie limitu nie przekraczałem i wszystko odbyło się prędko i w miłej atmosferze, ale do myślenia mi to dało. Strachliwy nie jestem, styl mam daleki od nadmiernego legalizmu - a jednak zapamiętałem z tego że "problemy czekają na problematycznych"  Jako dygresję mogę tylko dopowiedzieć, że drugi raz odczułem coś podobnego gdy w Reykholt zatrzymał mnie policjant po zmierzeniu prędkości 51 km/h - po czym zapytał czy mam prawko i czy wiem jakie są na Islandii ograniczenia - akurat musiałem trafić w dobre odpowiedzi , bo życzył miłego dnia i uśmiechnął się tylko. Ale wóczas także pomyślałem, że te ich wyspiarskie zasady - jakie by nie były bazują na pewnym rozsądku i nie prowokowaniu problemów. A już tak bardziej na temat: płynąc 2 x na Islandię promem z samochodem oba razy miałem "przyjemność" dłuższego maglowania. I tu też muszę przyznać, że podejście celników było bardzo zdroworozsądkowe - ludzie, którzy próbowali przywieźć "asortyment kuchni zakupiony w dyskoncie na całe wakacje" mieli niemałe problemy, zaś posiadanie rozsądnych ilości podróżnego jedzenia nie wzbudziło żadnych sprzeciwów i to do tego stopnia, że za pierwszym razem dopiero parę dni później dowiedziałem się przypadkiem, ze mleko którym tak naiwnie bez skrępowania się legitymowałem było "nielegalne".
Wiem, że opisy takich przygód nie pomagają w decyzji co i ile zabrać - ale chodziło mi tylko o to by podsunąć słowo klucz: "zdrowy rozsądek". Wiele rzeczy w niezłych cenach można kupić na miejscu, a oszczędnosć kręgosłupa przemnożona przez oszczędność nerwów i oszczędność miejsca w torbie/plecaku na pewno przyćmi drobne kwoty wynikające z różnic cen. |
stan na koniec czerwca 2014, może trochę pozwoli Ci się zorientować w cenach 
