Autor: | jurzystas [ 07 Lis 2016 03:55 ] |
Temat postu: | Re: Włóczęga bez celu |
Zanim jednak wyjechałem do Boliwii – spędziłem jeszcze w barze wieczór z kolegą – też w pewnym sensie podróżnikiem, ongiś przemierzającym drogi i bezdroża Ameryki del Sur. W ciągłym poszukiwaniu – czego? Ideały? Dobro-i-zło-w-jednym. Dziwny gość. Pełen sprzeczności. I charyzmy. Seguiremos adelante Como junto a tí seguimos, Y con Fidel te decimos: ¡hasta siempre comandante! Załącznik: Capture 81.JPG [ 62.51 KiB | Obejrzany 9624 razy ] Hasta la Victoria Siempre! Pora kończyć te rozważania. Czas do Boliwii… ![]() 5/11 Isla del Sol, na jeziorze Titicaca, po stronie boliwijskiej. Wysiadam ze statku w wiosce po północnej stronie Wyspy. Miejsce z innej epoki. Na całej wyspie nie ma samochodów, ani nawet motocykli. Nie bardzo by zresztą przejechały – 3 wioski na wyspie łączą jedynie stare inkaskie drogi – odpowiednie dla pieszych, osiołków i lam. Moja wioska liczy kilkadziesiąt domów. Sami postinkascy Indianie. Na zboczu góry przeurocze hospedaje – kilka domków krytych trzciną. Prościutkie wnętrze. I Ten Widok z nieco poklejonego taśmą okna!!! Załącznik: Capture 82.JPG [ 71.12 KiB | Obejrzany 9624 razy ] Wraz z poznanymi koleżankami z La Paz przedwieczorna wędrówka inkaską drogą do ruin pozostałości Imperium. Załącznik: Capture83.JPG [ 69.74 KiB | Obejrzany 9624 razy ] Miejsce zwane Labiryntem. Skała Pumy (Titi-Kharca). To tutaj – wedle Inkaskiej legendy narodziło się słońce, księżyc, i pierwsi Inkowie. Jest też stół ofiarny – przymierzam się – za krótki. Inkowie musieli być jednak dość niscy… ![]() Załącznik: Capture84.JPG [ 31.67 KiB | Obejrzany 9624 razy ] |
Autor: | jurzystas [ 11 Lis 2016 05:03 ] |
Temat postu: | Re: Włóczęga bez celu |
6/11 Po śniadaniu ruszam Inkaską El Caminą na południe. Droga prowadzi zboczem góry. W dole Jezioro. Komunikacja tubylców między wioskami odbywa się na piechotę. Mniejsze cargo na plecach, większe na osiołku. Albo łodzią. Załącznik: Capture11.JPG [ 81.55 KiB | Obejrzany 9498 razy ] Ciekawe, że na tej wysokości (Titicaca leży na 3800m.n.p.m.) – rosną jeszcze drzewa. Za jeziorem – ośnieżone szczyty. Pogoda super – pełne słońce daje przyjemne ciepło – i do tego pali nieproporcjonalnie wprost z góry. Temperatura pewnie z 15-18C. W cieniu już chłodno. A w nocy spada do +kilka. Trochę jak na nartach w marcowych Dolomitach. Ciekawostka. Prognoza pogody pokazywała na kilka dni deszcz. A tu lampa. Rozmawiam z Tubylcami. Deszcz? Był 4 miesiące temu. Następny będzie w grudniu. Mijam nieco większą Wioskę Środkową. El Camina wije się zboczami gór wśród inkaskich tarasów uprawnych pokrywających wszystkie stoki. Załącznik: Capture12.JPG [ 87.8 KiB | Obejrzany 9498 razy ] Obecnie już w większości nieuprawianych. Ciężka tu jest robota w polu. Na tarasach jedynym narzędziem są wielkie drewniane motyki zakończone stalowym ostrzem, jakie można zobaczyć w muzeach. Żadnych innych maszyn. Docieram niespiesznie do Wioski Południowej, Załącznik: Capture13.JPG [ 81.48 KiB | Obejrzany 9498 razy ] skąd z wielkim żalem (na wyspie Internetu brak, a jutro poniedziałek) – wracam łodzią na ląd stały do miasteczka Copacabana (Nie. Nie ta, inna). 7-9/11 Problemy, problemy, problemy – w robocie. Musiałem opuścić Bolivię. Z żalem, bo spodobało mi się tam. Niestety – kiepska łączność – wracam do Peru, gdzie internet chodzi bdb. Shit. Mam już powoli (po raz kolejny) dosyć tego podróżowania z kulą (=robotą) u nogi… Przyjechałem do Cusco. Od 4 rano na confcallu. O 16tej urywam się na miasto. 2h i ciemno. To się nazywa „poużywać sobie jak pies w studni…” Ale Cusco jest urocze ![]() 10/11 Wymiękłem. Właśnie kupiłem bilet powrotny. Wracam w piątek za tydzień z Limy (via Bogota, Londyn). Muszę porządnie podgarnąć tę robotę. A potem urwę się na dłużej, ale już bez takiej kotwicy… A tymczasem na weekend pojadę do MP (bo nie wypada nie ![]() |
Autor: | jurzystas [ 15 Lis 2016 05:34 ] |
Temat postu: | Re: Włóczęga bez celu |
14/11 Ależ się obżarłem. Kolacja poprawiona churrosem (nie mogłem sobie odmówić}. Nie wiem dlaczego, ale w tej Ameryce Pd jem 2x mniej niż w Polsce. Dwa niewielkie posiłki – to wszystko co jestem w stanie normalnie w siebie wtłoczyć. Cieszy mnie to – bo zrzucę trochę wagi. Zaczynam wierzyć, że można żywić się słońcem. A poza tym czuję się wyleczony. Nie wiem, czy to zasługa płukania gardła wedle przepisu Pani Natalii z Truskawca, czy może desperackiego ataku na M-P podczas którego wypociłem chyba wszystkie bakterie. Takoż jednak pojechałem do Machu Picchu (lub jak mówi Basia – Machu Piachu – czytać wedle zapisu PL), chociaż miałem szczery zamiar tę atrakcję odpuścić. Na ale jak już siedzę półtora tygodnia w Cuzco – no to jak to tak… A więc pojechałem. Oczywiście wersja backpackerska – bus do Hydroelectryki – 6h – niezły hardocre, w tym piękne widoki z przełęczy 4360mnpm i superoski ostatni odcinek kilkudziesięciu km wąskiej szutrówki górskiej z brodami zamiast mostów ![]() Potem przepięęęękny 10 km marsz torami kolejowymi do Aguas Calientes. Załącznik: Capture21.JPG [ 92.74 KiB | Obejrzany 9397 razy ] W kanionie rzeki, z pionowymi stokami na szczycie których 700m powyżej przycupnęła inkaska twierdza. Położyłem się na wielkim kamieniu w korycie rzeki, aby przeczekać ciągnące torami pielgrzymki. Udało się. Ostatni odcinek 4 km po ciemku mam dla siebie – w tym dwa tunele. To tygrysy lubią – mniam!. I wisienka na torcie – wejście z ciemności prosto na rozjarzoną światłami stację kolejową w Aguas Calientes. Jakby wyjętą ze spaghetti westernu. Po obu stronach toru – saloony z knajpkami, sklepikami, hotelikami. Na torze rozładowują kilka wagonów. Skrzynki z piwem, poczta, butle gazowe, dębowe stoły i szafy, dalej słoń, niedźwiedź i dwie żyrafy… ![]() A M-P? Fajne. Każde domostwo z widokiem na góry. Ale największe wrażenie robią tabuny autobusów, które jeden za drugim – wiozą turystów serpentynami do góry (jak to – przecież nie ma drogi? Otóż kawałek jest. 5km aby turyści nie musieli się fatygować). Zdjęcie jakieś może z M-P? Oto ono: Załącznik: Capture22.JPG [ 61.16 KiB | Obejrzany 9397 razy ] Zapomniałem na tle podskoczyć – sorry. Wiem: gówno chłopu nie zegarek. Wracam tą samą drogą do Cuzco – gdzie spędzę następne 5 dni. Cuzco podoba mnię się. Taki tutejszy Kazimierz zbudowany na gruzach inkaskiej stolicy. Mieszkam sobie w prawdziwszej części Starego Miasta, koło bazaru San Pedro, gdzie chadzam na jedzenie i podglądanie życia codziennego tubylców. Pewnie już za bardzo nic nie napiszę, bo o czym? Wyprawę można powoli uznać za zakończoną. Bardzo jestem ciekaw, czy ktoś dotrwał do końca. Poproszę o info na priv jeśli komuś się udało… Thx. |
Autor: | jurzystas [ 18 Lis 2016 22:50 ] |
Temat postu: | Re: Włóczęga bez celu |
14-17/11 Ostatnie 4 dni poświęcam na włóczenie się po uliczkach starego Cuzco. Tego Prawdziwego. Nie ma tu odpicowanych uliczek z fancy kawiarenkami i butikami z biżuterią. Są sklepiki z żelastwem w ładnych, choć zniszczonych, kamieniczkach, jak jeszcze niedawno na Chmielnej. Jest ogólny bajzel. Uliczni sprzedawcy wszystkiego, przejezdny handlarz owoców z wózka „mango-mango - dos soles a kilo!”, dymiące ruszta z szaszłykami z alpaki, „saturatory” z herbatkami caliente na wszystkie boleści, serwowanymi do foliowych woreczków ze słomką „a’la cytrynada”. Załącznik: Capture31.JPG [ 74.98 KiB | Obejrzany 9280 razy ] Pomiędzy tym wszystkim bawią się dzieci, a sprzedawczyni nie przerywając wydawania reszty karmi piersią niemowlę. Dzieci są ze swoimi mamami/babciami właściwie wszędzie. Mniejsze śpią w nosidłach-chustach na plecach, większe grają w piłkę na uliczkach bazaru. I co najważniejsze - wydają się być szczęśliwe. Ruch uliczny jest natomiast zorganizowany bardziej Europejsko. Nie można tu – tak jak w Azji Pd-Wsch. - przechodzić sobie równym, spokojnym krokiem z zamkniętymi oczami w dowolnym miejscu bez obawy, że ktoś cię rozjedzie. Tu są światła – i jak w Europie – są one dla kierowców ważniejsze niż współużytkownicy drogi ![]() Do tego oczywiście pełna gama zapachów ulicy, które ciężko jest „przelać na klawiaturę” – pozostawiam więc wyobraźni. Po pół godzinie błądzenia wśród tego świata tracę kompletnie orientację – i muszę zapytać: „Disculpe signora, qui direction a Plaza del Armas?”. Zdecydowanie lubię takie wieczory. Kawałek prawdziwego Peru, niewiele mający wspólnego z atrakcjami turystycznymi typu M-P. Na pewno tu wrócę. Choćby do odkładanej – i w końcu niedokonanej Amazonii. Do tego zdecydowanie Boliwia wymaga głębszego poznania. I Kolumbia, o której tylko słyszałem. Tymczasem jednak – wracam z wielka przyjemnością. Fajnie jest podróżować, ale najfajniej – wracać do domu. Długie jesienne wieczory w ciepełku, kiedy za oknem pada deszcz – to jest to ![]() Na zakończenie – garść podsumowań różnorakich. Co mnie w mojej Amerykańsko-del-Sur’skiej Wyprawie najbardziej urzekło? (kolejność chronologiczna): -nurkowanie z foczkami na Galapagos -wikunie we mgle na stokach Chimburazo -wyprawa na indiańskich koniach z Vilcabamby -noc na pustyni pod Huacachiną -Isla del Sol -wieczorne caminando linią kolejową z Hedroelectriki do Aguas Calientes Po to warto było tu przyjechać ![]() Finanse – nie będę się rozpisywał szczegółowo, bo statystyk nie prowadziłem, natomiast mogę łatwo podać sumę za całokształt 2-miesięcznej wyprawy: 12kpln plus 105k mil Miles&More. Szczegółów nt. cen i porad jak tanio dojechać z A do B – jest w necie multum, więc nie będę się powtarzał. Napiszę za to trochę o wyposażeniu. Podróżuję wyłącznie "na lekko". Znacznie wyżej cenie sobie mobilność niż posiadanie wszelkich możliwych gadżetów. Mój bagaż (podręczny oczywiście) zawierał: Załącznik: Capture32.JPG [ 214.38 KiB | Obejrzany 9280 razy ] W sumie 8kg + 2 kg NBook do roboty. Uwagi po 2 miesiącach podróży z tym zestawem: W 95% jestem zadowolony z wyboru. Co było najlepsze: • Peleryna holenderskiego soldata zamiast kurtki: Przy wadze 660g - Pełni N-in-one funkcji: kurtka p-deszczowa, koc do rozłożenia się na glebie, awaryjny ocieplacz (jeśli mam już na sobie wszystko i jeszcze szczekam zębami), awaryjny pokrowiec- ocieplacze śpiwora (po spieciu w rękaw), awaryjny daszek od deszczu, także do spania, awaryjny hamak. • Zestaw 3ch cienkich polarów " na cebulkę" - sprawdził się doskonale. Były momenty, że zakładałem wszystkie 3 plus pelerynę. • Buty - miałem z tym dylemat - w końcu zabrałem górskie - i b.d.b.! Ameryka del Sur jest często zimna i deszczowa. Klapek używałem tylko na Galapagos i to nie często. W sumie mogłem ich nawet nie mieć. • Zestaw "rozszerzonej trójpolówki" - de facto miałem 3 plus 1 na sobie (mowa o zestawie: t-shirt, skarpetki, gatki) stosowany w połączeniu z wszędzie dostępnymi i niedrogimi pralniami - sprawdził się świetnie. Oddawałem do pralni średnio co tydzień (4-8pln; 2-4h lub na rano gotowe) - i co najważniejsze: suche ![]() • Elektryka: leciutka przejściówka US + malutki trójnik PL + ładowarka USB 3wyjsciowa - > z jednego gniazdka AC - ładuje wszystko równocześnie. • Worek "na paszę". (Plecionka plastikowa, waga 100g) - był b. przydatny: do zostawienia niepotrzebnych gratów przy 1-2/dniowej wyprawie; do trzymania brudnych ciuchów (przewiewny), jako pokrowiec plecaka kiedy w drodze powrotnej po kupieniu w ostatni dzień wielu " peruwiański dóbr " dla moich Dziewczyn - musiałem już nadać bagaż do luku ![]() ![]() • Leciutki i zwijalny w "całe nic" plecaczek desantowy z Ikea - to opcja idealna na półdniowe wycieczki. Dodatkowo karimata Bundeswehry idealnie czyni w nim stelaż. • Saszetka na suwak (też z Ikea, 60g) - na WSZYSTKIE "drobiazgi" (w sumie tego ponad 2kg). Dużo łatwiej jest coś znaleźć niż mając po kieszeniach i zakamarkach plecaka (przynajmniej dla mnie) • Toileters: Ręcznik 40x60cm waga 80g (wykręcam go 3 razy żeby się wytrzeć po kąpieli - problem?); wszystkie kremy, pasty itp. - w miniaturowych pojemnikach. Co mogłoby być bardziej optymalne, czyli lessons learned: • Duży powerbank (16000mah i 350g wagi) był totalnym nieporozumieniem. Został mi zresztą szybko (i bez żalu z mojej strony) skradziony wraz z telefonem. W zupełności wystarczyłby malutki 2000mah / 100g (dałoby się ładować w kieszeni i dodatkowo - nie stracił bym telefonu ![]() • Kindle - jak wyżej. Przy czym tu głównie z braku czasu wynikającego z mojej roboty. Jadąc "na luzaka" - jednak bym zabrał. • Grzałka się nie przydała. Hostele tutaj mają kuchnie albo przynajmniej wodę w termosie. • Jedyne czego mi zabrakło, to "kapci hotelowych" ( takie frotki - 100g wagi, a wygoda w hostelach jednak spora) Jeszcze odnośnie bezpieczeństwa (dóbr materialnych): • Z moich obserwacji wynika że przewożąc bagaż w autobusach bezpieczniejszym miejscem jest luk bagażowy niż bagaż podręczny (ten na prawdę ciężko jest upilnować) - w nim tylko niezbędne minimum. • Kasa. Obecnie stosuję metodę posiadania zawsze "żelaznego zapasu" gotówki (ok 300USD) plus gotówki "operacyjnej" na tydzień. (Kiedyś jeździłem z 3ma kartami i minimum gotówki) Dlaczego tak? Zbyt wiele razy wykurzałem się marnując wiele godzin na objeżdżanie nie działających lub nieistniejących bankomatów. Policzyłem sobie wartość oczekiwaną zdarzeń: A: ukradną mi 300USD * 1% prawdopodobieństwa (=3USD), versus zmarnuje co 2 tygodnie pół dnia * 100% (=bezcenne ![]() No i to to tyle. Pozdrawiam z lotniska w Limie skąd Lecę do Bogoty, potem do Londynu - i do Warszawy ![]() Bardzo się cieszę, że wracam – czyli cel Włóczęgi bez Celu – został osiągnięty ![]() KONIEC. |
Autor: | miriam [ 18 Lis 2016 23:04 ] |
Temat postu: | Re: Włóczęga bez celu |
Super ta Twoja wyprawa i kapitalna relacja.Czytało się wspaniale.Wracaj szczęśliwie ![]() |
Autor: | jurzystas [ 18 Lis 2016 23:46 ] |
Temat postu: | Re: Włóczęga bez celu |
Sorry – nie mogę „domknąć” relacji bez wstawienia zdjęcia zdaje się – więc wstawiam: Załącznik: Capture41.JPG [ 48.61 KiB | Obejrzany 9226 razy ] BTW: wie ktoś może dlaczego tu w statusie lotu piszą „llamar” „=call”, podczas gdy jest jeszcze godzina do odlotu? |
Autor: | Tjanx [ 19 Lis 2016 00:54 ] |
Temat postu: | Re: Włóczęga bez celu |
Z najwyższą niecierpliwością codziennie sprawdzałem fly4free oczekując kolejnych relacji. Czytałem i widziałem to tak, jak bym tam był. Czasem wznosił się Pan na wspaniałe wyżyny dobrego pisania. (2 razy). Gratuluję wspaniałego wyczynu, gdyż jest to naprawdę wyczyn turystyczny, a nie prowadzenie za rączkę serwowane przez biura dla wygodnickich. Chapeau bas, Monsieur Jurzysta. |
Autor: | michcioj [ 19 Lis 2016 02:56 ] |
Temat postu: | Re: Włóczęga bez celu |
swietna relacje,dzieki, prosimy o koszty po powrocie ![]() |
Autor: | jurzystas [ 19 Lis 2016 05:07 ] |
Temat postu: | Re: Włóczęga bez celu |
Koszty się nie zmienią, bo po drodze mam już tylko all-inclusive via priority-pass ![]() ![]() Pozdrawiam z Bogoty. -- 19 Lis 2016 04:15 -- Tjanx napisał(a): Z najwyższą niecierpliwością codziennie sprawdzałem fly4free oczekując kolejnych relacji. Czytałem i widziałem to tak, jak bym tam był. Czasem wznosił się Pan na wspaniałe wyżyny dobrego pisania. (2 razy). Gratuluję wspaniałego wyczynu, gdyż jest to naprawdę wyczyn turystyczny, a nie prowadzenie za rączkę serwowane przez biura dla wygodnickich. Chapeau bas, Monsieur Jurzysta. Sorry za rzadkie wznoszenie się na wyżyny. Tak to jest kiedy człowiek chciałby do Wielkich Rzeczy - a tu rzeczywistośćskrzeczy... ![]() Pozdrawiam, S. |
Autor: | grens [ 13 Gru 2016 11:40 ] |
Temat postu: | Re: Włóczęga bez celu |
jurzystas napisał(a): Zanim jednak wyjechałem do Boliwii – spędziłem jeszcze w barze wieczór z kolegą – też w pewnym sensie podróżnikiem, ongiś przemierzającym drogi i bezdroża Ameryki del Sur. W ciągłym poszukiwaniu – czego? Ideały? Dobro-i-zło-w-jednym. Dziwny gość. Pełen sprzeczności. I charyzmy. "Ponosi odpowiedzialność za ok. 10 tysięcy egzekucji, z których od 800 do 1700 wykonał osobiście, a także za masową emigrację z Kuby" Dostrzegasz tu gdzieś dobro? Fanatyzm nazywasz charyzmą? Nie mieszaj ludziom w głowie. To zbrodniarz i p...ony komuch. ![]() |
Strona 3 z 3 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ |