| Forum strony Fly4free.pl https://www.fly4free.pl/forum/ | |
| Od Maroka aż do Gambii [dużo zdjęć + długa relacja] od-maroka-az-do-gambii,213,159951 | Strona 1 z 1 |
| Autor: | irae [ 18 Lip 2021 11:29 ] |
| Temat postu: | Od Maroka aż do Gambii [dużo zdjęć + długa relacja] |
Zapraszam Was ponownie do Afryki. Tej arabskiej i tej dalszej. Francuskojęzycznej, ale też angielskiej. Będzie to opowiadanie dość długie, ale nie nudne. Takie w sam raz. Fotorelacja – mam nadzieję – zapewni Wam w części te uczucia, które miałem, gdy przemierzałem tamte strony. Od zrobienia trasy minęło 15 miesięcy, a ja gdy siedzę i piszę pierwsze zdania czuję jakbym tam był dosłownie wczoraj. Patrzę na zdjęcia i czuję jakbym dosłownie tam był, przypominam sobie co było przez zrobieniem, co było po zrobieniu kadru. Widzę tych ludzi w tamtych sytuacjach, czuję gorąco, które przenikało krajobraz w tamtym momencie, czuję smak i zapach jedzenia, które wtedy jadłem. Tak mocno wryło się to w moją wyobraźnię, taka odskocznia od codzienności, coś zupełnie przeciwnego. Załącznik: Komentarz do pliku: Za Marrakechem 100 kilometrów 1.jpg [ 232.57 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Kolejny pitstop 2.jpg [ 166.66 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Jeden z kolejnych zjazdów 3.jpg [ 123.33 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Jakiś Marokańczyk wysiadał do swojej jednostki wojskowej 4.jpg [ 160.76 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Budynek bez historii 5.jpg [ 254.58 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Cała podróż rozpoczęła się pod koniec lutego, za niedługo parę tysięcy kilometrów dalej w pewnym kraju pewien rząd szykował się już do zamknięcia lasów w celu ograniczenia transmisji wirusa. Lot jedyny słuszny tani, za 200 zł Wizzairem relacji Warszawa – Marrakesz (teraz go nie ma i kto wie kiedy przywrócą go z powrotem).Wysiadka o 12 i szybkie przemieszczenie się w kierunku dworca autobusowego. Płatność tylko gotówką i około godziny 15 ruszam w 24-godzinną podróż do Dakhli do dalekiej Sahary Zachodniej. Podróż autobusem nie ma prawa dostarczać niesamowitych emocji poza oglądaniem przemijającego krajobrazu i okazjonalnymi postojami na modlitwę oraz toaletę. Jest coś miłego w takiej ciągłej jeździe (okazjonalnie), gdzie umysł odpoczywa i nic nas nie interesuje, a rozprostowywanie kości w autobusie przeplatane jest mini drzemkami. Dakhla wita nas niezapomnianym zjawiskiem pogodowym. Kalima, czyli nawiewanie piasku ze wschodu na zachód w stronę Wysp Kanaryjskich. Trasę od dworca do hotelu pokonałem na piechotę, a świat wokół dosłownie zaczerwienił się. Zdjęcia, które wrzucam nie mają narzuconego filtra, tak wyglądało otoczenie. Trwało to około godziny czasu, a ja czułem się jak mieszkaniec Marsa Załącznik: Komentarz do pliku: Bez filtra, Kalima i moja twarz po raz pierwszy :) 6.jpg [ 109.6 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Bez filtra, strasznie wiało, a cały świat był czerwony. 7.jpg [ 81.22 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Podobnie jak na ostatnim zdjęciu 8.jpg [ 141.43 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Ulice Dakhli 9.jpg [ 238.71 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Ulice Dakhli 10.jpg [ 107.86 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Ulice Dakhli 11.jpg [ 302.29 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Ulice Dakhli 12.jpg [ 275.37 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Lokalny kościół katolicki 13.jpg [ 150.61 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Ulice Dakhli 14.jpg [ 123.01 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Dojazd do granicy marokańsko-maurateńskiej jest jednym z moich ulubionych etapów w dotychczasowych podróżach. Marokańscy pogranicznicy nie czepiają się za bardzo, bo i tak znikam im z widnokręgu, a granica mauretańska – wyjątkowa – dostarcza jak zawsze ogromnej ilości emocji. By się do niej dostać robimy przesiadkę poza granicą marokańską do busa podstawionego przez stronę mauretańską. Załącznik: Komentarz do pliku: Już w trasie do granicy z Mauretanią 15.jpg [ 212.26 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Piasek i śmieci, tak to wygląda. Śmieci są nawiewane cały czas. 16.jpg [ 296.59 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Zmiana busów i dalej do Nawakszutu 18.jpg [ 164.34 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Przepakowanko 19.jpg [ 183.89 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Jakieś rozkminy 20.jpg [ 129.57 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Pisałem o tym w innej relacji, ale wypada się powtórzyć. Pas ziemi pomiędzy Marokiem a Mauretanią jest tzw. ziemią niczyją (No Man’s Land), dokładnie zaminowaną na długości pewnie 1,5-2 kilometrów. Aby dostać się do placówki granicznej Mauretanii trzeba jechać jedną z kilku wyznaczonych ścieżek. Zjechanie w złą stronę może skutkować spotkaniem się z jedną z wielu rozsianych tam min poukrywanych w piasku. Różnica pomiędzy moim ostatnim pobytem jest dość znacząca, gdyż rozsiane wszędzie wraki samochodów zostały uprzątnięte. Trochę szkoda, bo tworzyło to niezapomniany klimat rodem z filmu Mad Max. Mauretańska placówka to kompleks betonowych 3 lub 4 budynków dosłownie pośrodku niczego, wokół jak okiem sięgnąć piasek. Celnicy są w sumie w porządku, nie ma specjalnej wrogości, a raczej ciekawość zwłaszcza, że tą granicę w ciągu roku przekracza dość niewielka liczba turystów-zapaleńców. Wiza (już druga) dość sprawnie wbita do paszportu, bez zbędnego przeciągania. Zdarzyła się też dość ciekawa sytuacja. Jeden z pograniczników, śmieszny 150 centymetrowy człowiek z wąsem chciał koniecznie ze mną boksować Jako dygresję wspomnę może o sytuacji na jednym postoju gdzie zgłodniałem. Zamówiłem chleb z mięsem (pewnie z kozy). Z bagażu zapomniałem wziąć sztućców (były na dachu, nie było jak się do nich dostać) i musiałem nocny obiadek jeść palcami w miejscu, które czyste to było chyba tylko wtedy jak je świeżo oddawali do użytku. Jakim cudem nie dostałem sraczki jest dla mnie zagadką do dnia dzisiejszego Załącznik: Komentarz do pliku: Granica z Mauretanią, strasznie przeczuleni są na robienie zdjęć. 17.jpg [ 195.03 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Przyczepa - dacie wiarę? 23.jpg [ 111.39 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Miejsce niedoszłej sraczki 24.jpg [ 173.12 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Jedzenie niedoszłej sraczki 25.jpg [ 159.09 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Afrykańska riksza :) 21.jpg [ 95.57 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Meczet - jak to tak budować nieozłocone, wysokie na 30 metrów miejsca kultu...? (sarkazm) 22.jpg [ 98.91 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Popołudniu docieram do miasta i kieruję się w stronę hostelu Le Triskell – Auberge. Cudowne miejsce, w którym spotykam kilka innych osób, które dzielą moją pasję do wędrówki. Koniecznie wygooglujcie sobie ten hotel, czuć beduiński klimat, zwłaszcza że dwa najbliższe noclegi spędziłem śpiąc w namiocie na dachu budynku. W Nawakszucie spędziłem około dwóch dni. Nie jest to miasto specjalnie ładne, mnóstwo takich samych budynków, ulice pełne piasku Sahary. Powiedzieć jednak, że jest brzydkie też byłoby nadużyciem. Jest w miarę czysto, zarówno w obszarze portu jak i obszarze gdzie zlokalizowane są ambasady. Podczas spaceru zawędrowałem do ambasady Mali, aby zasięgnąć języka odnośnie możliwości dostania się do tego kraju. Wiza kosztowała jeśli dobrze pamiętam przynajmniej 600 zł. Nie tym razem, zwłaszcza, że jak potem liczyłem cała podróż zajęłaby dodatkowy tydzień. Przy jednej z uliczek spotykam coś na kształt fitness klubu. Grupa mężczyzn uprawiała jakieś rozciąganie pod przewodnictwem trenera, który jak taki boss siedział na krzesełku i wydawał polecenia. Piszę o tym, gdyż w całej te okolicy to miejsce było trochę wpasowane jakby z innego świata. Obstawiam, że to miejsce przeznaczone dla lokalnych szych, gdyż wokoło stały same pickup toyoty czy land rovery. Gdy chciałem zobaczyć ocean skutecznie uniemożliwiły mi to kilometrowe zabudowania i płot. Nie jestem pewien co dokładnie się tam znajdowało, jeśli miałbym strzelać to pewnie coś związanego z przetwórstwem ryb. Te dwa dni upłynęły dość leniwie na spokojnych spacerach, planowaniu dalszej drogi i poznawaniu innych gości hostelu. Załącznik: Komentarz do pliku: Le Triskell Auberge 26.jpg [ 171.67 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Namiot nocą 27.jpg [ 143.77 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Namiot nocą 28.jpg [ 109.4 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Widok z dachu na hostel 29.jpg [ 180.14 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Mój namiocik 30.jpg [ 157.07 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Kolejny widok z dachu 31.jpg [ 210.24 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Le petit dejeuner 32.jpg [ 251.94 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Ulice Nawakszutu 33.jpg [ 187.06 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Ulice Nawakszutu 34.jpg [ 178.94 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Lokalny sklep z różnymi drobiazgami 35.jpg [ 189.01 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Fajna restauracyjka, smaczne jedzenie za jakieś grosze 36.jpg [ 178.2 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Pokój w tej restauracji do spania 37.jpg [ 158.51 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Ulice Nawakszutu 38.jpg [ 273.84 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Ulice Nawakszutu 39.jpg [ 171.44 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Ulice Nawakszutu 40.jpg [ 237.48 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Ulice Nawakszutu 41.jpg [ 253.01 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Widok z wnętrza namiotu 42.jpg [ 179.5 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Meczet - już trochę większy 43.jpg [ 120.43 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Ulice Nawakszutu 44.jpg [ 148.82 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Ulice Nawakszutu 45.jpg [ 221.54 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Osiołek i jego dobytek 46.jpg [ 240.34 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Znowu ja, żebyście nie zapomnieli jak wyglądam :) 47.jpg [ 137.61 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Przypadkiem udało się zebrać grupkę 10 osób (wszyscy obcokrajowcy) i wspólnie ruszyliśmy w stronę Senegalu, w stronę bardzo niesławnej granicy Rosso. Załącznik: Komentarz do pliku: Gdzieś po drodze do granicy 49.jpg [ 215.82 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Wsiadamy i do Rosso 48.jpg [ 196.98 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Granica ta jest uważana za mocno niebezpieczną. Jest też zagmatwana logistycznie. Zajechałem na dworzec. Wokół setki małych budyneczków. Weszliśmy na „główną ulicę", która była wydeptanym szerokim piaskowym deptakiem. Po obu stronach ciągnęły się stragany, sklepiki. Muszę przyznać, że bardzo jestem wdzięczny za pomoc kolegów z Niemiec, którzy razem ze mną jechali busem w stronę Senegalu. Byli w tym miejscu jakiś czas temu i mniej więcej wiedzieli gdzie iść. Gdybym miał sam znaleźć przejście graniczne miałbym naprawdę duży problem. Zawahanie w takim miejscu skutkuje tłumem chętnych do pomocy "lokalsów", a to wiąże się ze stresem i wyłożeniem pewnie paru dolarów. Przejście graniczne jak się okazało to była uliczka, w którą trzeba było skręcić, przejść około 200 metrów wśród kolejnych straganów. Na końcu było okienko, które nijak nie przypominało granicy. Procedury nie trwały długo. Po wejściu w drzwi wychodziło się do jakby kolejnego levelu w grze. W jednym momencie jesteś na bazarze, a za chwilę przechodzisz przez drzwi i twoim oczom ukazuje się gigantyczna wprost rzeka (rz. Senegal) wpadająca do oceanu i dziesiątki łodzi, które za drobną opłatą przewożą na drugą stronę. Łodzie te transportują też przeróżną suchą żywność jak cebula, ryż z logiem np. Japonii. Niezapomniany widok. Po tej stronie kolejna kontrola z w sumie mocno sapiącym celnikiem, nie wiem nawet o co, pamiętam że musiałem szybko kasować zdjęcia z komórki (na szczęście chwilowo). Jest tam rygorystycznie przestrzegany zakaz fotografowania i nagrywania. Finalnie udało się jednak kilka zdjęć zrobić i przemycić. Załącznik: Komentarz do pliku: Okolica Rosso 50.jpg [ 192.15 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Długa ulica i jedna z odnóg prowadzi do przejścia granicznego 51.jpg [ 181.36 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Łodzie na których przepływałem do Senegalu 52.jpg [ 247.77 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Łodzie na których przepływałem do Senegalu 53.jpg [ 159.9 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Już Senegal i jakiś budynek 54.jpg [ 179.2 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Po kilkunastu dobrych minutach na łodzi mogłem postawić nogę na senegalskiej ziemi. Moje wewnętrzne nastawienie zmieniło się na bardziej pozytywne. Ciężko to opisać, ale poczułem tak jakby luz, że zmieniłem kraj. Mauretanię uwielbiam, ale jednak sposób życia i kultura jest dla mnie bardzo odległa. Odprawa celna nie trwała długo i upłynęła w miłej atmosferze. Pierwszy chyba raz ktoś prosił o żółtą książeczkę szczepień. Po przekroczeniu granicy standardowa procedura, czyli szukanie karty SIM oraz czegoś do jedzenia. Od tego momentu na parę dni moje losy splotły mnie z dwójką młodych Niemców z czego jeden znał francuski co było niezwykle przydatne. Jako dygresję dodam, że od jakiegoś czasu uczę się tego języka. Do Afryki mam zamiar wracać, a zbyt dużo tracę na braku tej umiejętności. Po kilometrze spokojnego spaceru udało się znaleźć knajpkę (chociaż to za duże słowo) w której bardzo miły „chef” przygotował nam jajecznicę z cebulą (cebula jest głównym składnikiem wszystkiego w tamtych rejonach). Koszt 4 jajek z chlebem wyniósł około 1,20 zł po przeliczeniu co uważam za cenę dość uczciwą Załącznik: Komentarz do pliku: Moi ludzie :) 55.jpg [ 218.85 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Jajecznica i "chef" 56.jpg [ 187.84 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Na dworcu czekamy na jazdę 57.jpg [ 125.12 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Dworzec 58.jpg [ 142.68 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Syrena czy co to? 59.jpg [ 277.87 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Kolejny klasyk :P 60.jpg [ 187.51 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Moi ludzie znowu :) 61.jpg [ 244.57 KiB | Obejrzany 8117 razy ] W samochodzie nastąpiła w sumie śmieszna sytuacja, bo Niemiec ten od języka francuskiego zaczął się targować. Targi trwały pewnie dobrych 15 minut i nie ustalone zostały żadne konkrety. W końcu muszę przyznać trochę poirytowany krzyknąłem „My friend ten euro, good?” i kierowca się zgodził, mimo że wcześniej opierał się cały czas przy 15 euro. Niemcy mieli radochę, że Polacy umieją się targować, a mi trochę było smutno że może zbyt ostro. Jako, że robiło się już późno z ulgą powitałem cel godzinnej jazdy, czyli lokalny hostel Zebra Bar. Załącznik: Komentarz do pliku: Ja zadowolony po targach, ale chłopaki jakoś mniej (ciasno im?) 62.jpg [ 168.88 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Zebra Bar 63.jpg [ 263.34 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Jeden z najfajniejszych noclegów w jakim byłem. Położony zaraz obok parku krajobrazowego, pełen tysięcy ptaków – trochę przypominający mazurskie kempingi – tylko nad oceanem i drzewa bujniejsze. Za 30 zł za dobę dostałem 6-osobowy domek, w którym we 4 mogliśmy wygodnie spać na materacach z moskitierą. Po trudach drogi mogłem się zrelaksować przy zimnej coli nad brzegiem oceanu, a na tle zachodzącego słońca mogłem obserwować dziesiątki ptaków tworzących „klucze”. Zebra Bar znajdował się jakieś 10 minut piechotą od wioski. Wioska typowa dla tamtych stron, drewniana, nie za bogata, ale przy ulicy kobiety robiły wyśmienite kanapki z mięsem (ale co to było za mięso pojęcia nie mam). Przechadzając się wzdłuż drogi standardowa przyciąga się sporo ciekawskich spojrzeń, głównie dzieci. Załącznik: Komentarz do pliku: Małe figurki, które strugał taki jeden pan na plaży. 65.jpg [ 181.87 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Plaża 66.jpg [ 208.43 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Mapa afryki z flesza 67.jpg [ 153.37 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Widok z wieży widokowej obok hostelu 68.jpg [ 168.79 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Ładna kolorowa łódka 69.jpg [ 147.23 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Rzeczywiście tam było czysto 70.jpg [ 257.13 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Plaża? 71.jpg [ 197.09 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: To ten park przy którym spałem 72.jpg [ 241.59 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Miejscówka na noc 74.jpg [ 151.15 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Emerytowani brytyjczycy, albo niemcy w swoim hipopotamie 84.jpg [ 317.61 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Pożegnalny zachód słońca ;) 85.jpg [ 162.43 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Nie tak daleko od hostelu znajdowała się miejscowość St.Louis z częścią miasta wpisaną na listę UNESCO. Miasto ze wspaniałą kolonialną architekturą oraz setkami kolorowych łodzi wzdłuż brzegu. Stanowczo warto było poświęcić parę godzin na spacer, by móc podziwiać doskonale zachowane budynki. Można było poczuć klimat dawnych lat. Wrażenie psują trochę wszędobylskie śmieci walające się głównie w okolicach łodzi oraz na plaży, wśród których leniwie przechadzają się – oczywiście – kozy oraz krowy (w każdym razie jakaś większa odmiana Załącznik: Komentarz do pliku: St Louis - UNESCO i łodzie 76.jpg [ 221.06 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Niezły syf, trochę to smutne 77.jpg [ 227.72 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Krowy 78.jpg [ 260.94 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Znowu krowy 79.jpg [ 396.31 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Krowy i artystycznie uchwycony ruch pościeli 80.jpg [ 203 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Łodzie i syf :) 81.jpg [ 258.79 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: To jest magnesik który zakupiłem po ostrych targach i zasmuceniu sprzedającego, że tak mało zarobił 83.jpg [ 124.15 KiB | Obejrzany 8117 razy ] W ogóle muszę wspomnieć o śmiesznej sytuacji związanej z naszymi kolegami z Niemiec. Oszczędzali na czym się da, targowali się gdzie się da. W hostelu popłynęli wypożyczonym kajakiem, złowili jakieś ryby, upiekli je na ogniu i zjedli. Gdy dojechaliśmy do hostelu i zobaczyli piwo, które tanie nie było, bo jeśli dobrze pamiętam to w przedziale 8-10 zł to z tego co pamiętam zostawili w barze przynajmniej 200 zł od przy pierwszym posiedzeniu. Nie przesadzam, wydaje mi się że we dwóch spokojnie wypili pierwszego wieczoru 20 piw. Jest to o tyle śmieszne, że kilka godzin wcześniej targowaliśmy się wspólnie o tańszą jajecznicę, która nie kosztowała 2 zł... Załącznik: Komentarz do pliku: Piwko - w tamtych rejonach towar deficytowy i pożądany 73.jpg [ 101.64 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Wszystko co dobre kiedyś się kończy i nastał czas rozstania. Oni w prawo kraju, ja w dół do stolicy, czyli Dakaru. Z busami w tamtym stronach to jest tak, że nie można planować że coś zrobisz szybko. Idziesz na dworzec, czekasz aż się zbiorą ludzie, potem jazda złomem, gdzie miejsc jest np. 20, a jadących ludzi 2x tyle. I tak trasa np. 200 kilometrów, którą w Polsce zrobilibyśmy autem w 2 godziny autostradą tam staje się półdniową wyprawą. W busie, którym jechałem liczne grono stanowiły 120+ kilowe kobiety z gromadką dzieci. Nie ma jednak co wybrzydzać, jest bus, jedzie w dobrą stronę to wsiadam i do przodu. W samej jeździe poza ciasnotą zapamiętałem przedmieścia Dakaru z hordami ludzi, zabudowań ciągnącymi się przez 2 godziny zanim dostaliśmy się do dworca, który znajdował się jeszcze parę kilometrów od centrum. Chciałbym jeszcze tylko tutaj wspomnieć o w sumie smutnej sytuacji na dworcu, ale jeszcze w St.Louis zaraz przed wyjazdem do Dakaru. Kupiłem sobie jakieś słodycze na szybko (jakieś cukierki) i wracałem do busa. Obleciało mnie z 10 dzieciaków. Nie namyślając się wystawiłem rękę, żeby je poczęstować. To jak szybko te cukierki zostały mi wyrwane z ręki, trochę mną wstrząsnęło. Realnie rzuciły się na nie. Smutne, ale takie realia tamtych stron. Swoją drogą z taką szybkością rąk jaką miały te dzieci spokojnie zrobiłyby karierę w boksie. Załącznik: Komentarz do pliku: Pewnie chcieli coś jeszcze 86.jpg [ 238.84 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Jedziemy do Dakaru - hura 87.jpg [ 180.2 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Przesiadka 88.jpg [ 242.96 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Już prawie Dakar 89.jpg [ 176.78 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Wracamy do Dakaru. Złapałem jakiś hotel w miarę w centrum, bo nie planowałem długo tam zabawić, a coś jednak chciałem zobaczyć. Miasto tętniące życie, mnóstwo ludzi, sklepów, barów – standard. Udałem się w stronę oceanu. Po drodze mijałem ambasady, budynki rządowe, a w pewnym momencie 12 piętrowy wieżowiec za bramą którego pasły się kozy, a cały budynek kiedyś pewnie zajęty przez ludzi teraz był pusty. Ulica dalej doprowadziła do klifu z którego rozpościerał się widok na ocean i tutaj popełniłem strategiczny błąd. Wlazłem za jakiś płot i zacząłem nagrywać. Zobaczył to jak się później okazało jakiś oficer. Następne 1,5 godziny spędziłem na tłumaczeniu się kim jestem, co tutaj robię, pokazywaniu kart i zdjęć na telefonie, oczywiście oni nie znali angielskiego, ja nie znałem francuskiego, więc jedynym rozwiązaniem był język migowy oraz jakiś tłumacz w komórce. Zanim skończyli swoje procedury sprawdzania czy nie jestem agentem obcego wywiadu ściemniło się i drogę powrotną spędziłem wracając do hotelu po nocy. Obyło się już bez dalszych przygód. Kolejny dzień to tak naprawdę włóczenie się bez celu. Tak naprawdę nie spotkałem niczego specjalnie ciekawego, ale tez na nic się tutaj nie nastawiałem. Obejrzałem - odhaczone, można się zbierać w stronę Gambii i kolejnej stolicy - Bandżul. Załącznik: Komentarz do pliku: Jeden z budynków w Stolicy Senegalu 90.jpg [ 229.52 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Agent 007 nim jeździł 91.jpg [ 189.12 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Dakar nocą 92.jpg [ 134.22 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Dakar nocą 93.jpg [ 221.84 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Jazda do granicy, oczywiście zgodnie z tradycją dłużąca się i w tłumie. Granica pomiędzy położona krajami oparta się o ujście rzeki o jakże ambitnej nazwie Gambia Załącznik: Komentarz do pliku: hie hie hie 108.jpg [ 257.24 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Dla hien dzienna porcja białka 109.jpg [ 256.13 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Hiena 110.jpg [ 276.05 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Myśleliście, że mnie już nie będzie? :D 111.jpg [ 416.79 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Po przespanej nocy wpadam na genialny pomysł (w moim mniemaniu) na pojechanie na obiad - 80 km w głąb Gambii. Przyjemne z pożytecznym - podjem i coś zobaczę. Podjechałem do miasta obok Serrekunda (naprawdę byłem skołowany, bo myślałem że to jest Banjul, a Serrekunda to dzielnica, ale tak nie jest). Serrekunda jest już bardziej afrykańska, czyli mnóstwo ludzi z ogromną ilością stoisk różnego rodzaju, wraz z moim celem czyli dworcem autobusowym. Załącznik: Komentarz do pliku: Do granicy z Gambią 94.jpg [ 136.72 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Już na łódce 95.jpg [ 171.93 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Japen na promie 96.jpg [ 159.84 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Taksówki w Banjulu 97.jpg [ 303.66 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Widok z noclegowni 98.jpg [ 387.29 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Udało mi się znaleźć właściwy dla mnie autobus, który kosztował za te 80 km dosłownie może 6 czy 8 zł. Autobus był pełen ludzi, po drodze było mnóstwo przystanków na których dodatkowo pakowali się jeszcze ludzie sprzedający wodę, orzeszki itp. Droga upłynęła mi przyjemnie, gdyż w spokoju mogłem oglądać to co dzieje się za oknem. Po trudach pustynnych taki sawannowy klimat był przyjemnym urozmaiceniem. Przez Gambię przechodzi jedna długa droga w poziomie i z niej odchodzą różne lokalne. Kierowca oczywiście przejechał mój przystanek i musiałem kilometr podejść z buta. Do mojego celu miałem jeszcze około 8-10 km, na szczęście w stronę, w którą miałem jechać podjechał kolejny bus. Załącznik: Komentarz do pliku: Jadę na obiadek 99.jpg [ 184.27 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Jest moc w tym karku i kręgosłupie 100.jpg [ 216.91 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Do wioski Bintang dotarłem po chwili i wzbudziłem sporą sensację, gdyż byłem jedynym turystą. Od razu raźnym krokiem udałem się do hostelu/restauracji Bintang Bolong, gdzie zjadłem przepyszną rybkę z frytkami i - UWAGA - cebulą. Po pysznym jedzonku swoje kroki skierowałem z powrotem do wioski. Nie bardzo mając co ze sobą zrobić pooglądałem ogromne baobaby (ale tak naprawdę ogromne) i w końcu podszedłem na jakiś przystanek zapytać kiedy przyjedzie bus. Dostałem odpowiedź, że "soon". (Soon, które nigdy nie nastąpiło tak w ogóle). Podbiegły do mnie oczywiście dzieci i ku mojemu przerażeniu, ale nie dałem tego po sobie poznać, jedno z nich, pewnie maks 12-letnia dziewczynka była w ciąży... Generalnie dzieci pytały mnie czy jestem muzułmaninem i mocno interesowały się moimi tatuażami. Podszedł do mnie też jakiś starszy mieszkaniem wioski i zaprosił mnie do siebie do domu. Trochę pogadał, w sumie to nie wiem o czym, bo nie mówił ani po angielsku ani po francusku. Pokazał mi swój telewizor, tabliczkę ze swoim nazwiskiem. Po kilku minutach pożegnaliśmy się i uznałem, że wracam z buta do głównej drogi, może coś się trafi. Nie uszedłem 500 metrów, a zaczepiła mnie mega ładna dziewczyna z pobliskiej szkoły dla kobiet. Zaprosiła mnie na herbatę z jakimiś innymi trzema koleżankami, oczywiście nie odmówiłem. Picie herbaty odbyło się pod jakimś drzewem i muszę przyznać, że była bardzo smaczna. Dałem im za to jakieś w przeliczeniu 20 zł (a tak naprawdę to same się dopraszały Załącznik: Komentarz do pliku: Baobab 101.jpg [ 377.73 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Bintang Bolong 102.jpg [ 226.33 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Bintang Bolong 103.jpg [ 141.18 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Bintang Bolong 104.jpg [ 217.96 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Bintang Bolong 105.jpg [ 214.77 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Gościnny mieszkaniec wioski 106.jpg [ 215.02 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Załącznik: Komentarz do pliku: Ładna, umie po angielsku jak coś to dam namiar :) 107.jpg [ 246.96 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Następny dzień to szybki wypad na plażę, gdzie pierwszy raz spotkałem się z taką praktyką, że chodzili po niej dobrze zbudowani lokalni chłopcy i wyrywali stare Brytyjki (których była dosłownie garstka). Popołudniu udałem się już na Banjul Airport, na którym w pewnym momencie wysiadł cały prąd. Trochę miałem nadzieję, że nie padnie jak będzie startował mój samolot. Załącznik: Komentarz do pliku: Okolica plaży w Banjulu i jakaś opuszczona willa 112.jpg [ 356.21 KiB | Obejrzany 8117 razy ] Kończąc relację dodam, że lot powrotny miałem przez Barcelonę. Lądowaliśmy o 4 nad ranem, chwilę spania na ławce, chodzenie po Barcelonie i powrót popołudniu do Warszawy. Podsumowując: cała trasa to było 2800 kilometrów i trwała 13 dni. Pieniędzy nie wydałem dużo, bo jednak poza lotami na miejscu płaci się dość mało, zwłaszcza jeśli tak jak ja śpi się głównie po tanich hostelach. Tekstu wyszło 5 stron A4, a zdjęć 112, więc mam nadzieję, że w jakimś stopniu będzie oddany klimat podróży. Mam nadzieję, że relacja się spodoba. Do następnego | |
| Autor: | cart [ 18 Lip 2021 13:38 ] |
| Temat postu: | Re: Od Maroko aż do Gambii [dużo zdjęć + długa relacja] |
Dzięki, super relacja. | |
| Autor: | marcino123 [ 18 Lip 2021 14:08 ] |
| Temat postu: | Re: Od Maroko aż do Gambii [dużo zdjęć + długa relacja] |
Ależ konkret wjechał | |
| Autor: | jaco027 [ 18 Lip 2021 14:16 ] |
| Temat postu: | Re: Od Maroko aż do Gambii [dużo zdjęć + długa relacja] |
Super!!! No i znowu jak przy relacji @tropikey z Jukatanu mialem dylemat, czytac, czy zostawic....bo to jeden z moich nastepnych planow... Dzieki @irae! | |
| Autor: | irae [ 18 Lip 2021 14:34 ] |
| Temat postu: | Re: Od Maroko aż do Gambii [dużo zdjęć + długa relacja] |
Czytać czytać marcino123 napisał(a): Ależ konkret wjechał Bardzo dziękuję, super wspomnienia mam z tej podróży, mam pewne plany związane z Afryką na ten rok również, ale zobaczymy | |
| Autor: | Sudoku [ 18 Lip 2021 14:40 ] |
| Temat postu: | Re: Od Maroko aż do Gambii [dużo zdjęć + długa relacja] |
Zwięźle acz konkretnie. Świetna relacja @irae! Wizę do Mauretanii dostałeś po prostu na granicy, czy musiałeś coś wcześniej załatwiać? | |
| Autor: | irae [ 18 Lip 2021 14:50 ] |
| Temat postu: | Re: Od Maroko aż do Gambii [dużo zdjęć + długa relacja] |
Wiza płatna na granicy, +- 250 zł. | |
| Autor: | irae [ 22 Lip 2021 09:15 ] |
| Temat postu: | Re: Od Maroka aż do Gambii [dużo zdjęć + długa relacja] |
Krótki filmik w jedynym słusznym formacie - pion | |
| Autor: | elwirka [ 22 Lip 2021 09:32 ] |
| Temat postu: | Re: Od Maroko aż do Gambii [dużo zdjęć + długa relacja] |
irae napisał(a): Nie przesadzam, wydaje mi się że we dwóch spokojnie wypili pierwszego wieczoru 20 piw. Jest to o tyle śmieszne, że kilka godzin wcześniej targowaliśmy się wspólnie o tańszą jajecznicę Młody zawsze zdziwiony. Po trudach podróży trzeba odreagować. A że picie drogo wyszło? No cóż. Przecież zaoszczędzili na jajecznicy;-) A tak na poważnie. Świetna relacja. Pisz kolejne, dobrze się czyta. | |
| Autor: | cypel [ 22 Lip 2021 11:03 ] |
| Temat postu: | Re: Od Maroka aż do Gambii [dużo zdjęć + długa relacja] |
fajna relacja, niebanalny kierunek St. Louis jest świetne, Dakar paskudny ale będąc w Dakarze trzeba było skoczyć na mega klimatyczną wyspę wpisaną zresztą na UNESCO île de Gorée. przejechałem trochę wybrzeża od Mbour przez Dakar do St. Louis i syf na plażach straszny, zdziwiony jestem, że tak czysto na Langue De Barbarie bo trochę bardziej na północ jeden wielki śmietnik | |
| Autor: | irae [ 22 Lip 2021 19:37 ] |
| Temat postu: | Re: Od Maroka aż do Gambii [dużo zdjęć + długa relacja] |
Dziękuję bardzo Mam w zanadrzu 3 tygodniową trasę Singapur - Hanoi, ale nie mogę się zebrać. I myślę, że w te wakacje ze 2 fajne wycieczki przede mną | |
| Autor: | nelciowata [ 22 Lip 2021 20:36 ] |
| Temat postu: | Re: Od Maroka aż do Gambii [dużo zdjęć + długa relacja] |
Ciekawa relacja, fajnie się czytało,dziekuję | |
| Autor: | irae [ 22 Lip 2021 21:41 ] |
| Temat postu: | Re: Od Maroka aż do Gambii [dużo zdjęć + długa relacja] |
Dziękuję | |
| Autor: | gecko [ 23 Lip 2021 10:46 ] |
| Temat postu: | Re: Od Maroka aż do Gambii [dużo zdjęć + długa relacja] |
Ekstra! Juz prawie dwa lata nie bylem w Podrozy przez duze "P" | |
| Autor: | sko1czek [ 23 Lip 2021 12:28 ] | ||
| Temat postu: | Re: Od Maroka aż do Gambii [dużo zdjęć + długa relacja] | ||
Świetna podróż. Mauretania - mój wymarzony acz niezrealizowany plan - mieliśmy bilety na przełom marca i kwietnia 2020, podróż w drugą stronę - z Senegalu do Mauretanii. Bardzo ciekawa relacja - nie za krótka i nie za długa, tak jak piszesz. No i zdjęcia z miejscowymi pięknościami! Trzeba się przymierzyć ponownie do tego kierunku.
| |||
| Autor: | jerzy5 [ 23 Lip 2021 14:49 ] |
| Temat postu: | Re: Od Maroka aż do Gambii [dużo zdjęć + długa relacja] |
Rewelacyjna relacja, już kilka razy się przymierzałem do podobnej trasy, po tej herbacie... rozwiałeś moje wszelkie wątpliwości | |
| Autor: | irae [ 24 Lip 2021 21:00 ] |
| Temat postu: | Re: Od Maroka aż do Gambii [dużo zdjęć + długa relacja] |
gecko napisał(a): Ekstra! Juz prawie dwa lata nie bylem w Podrozy przez duze "P" Nie wszędzie, ale w kilka fajnych miejsc można już spokojnie się dostać i budować zacnego tripa. Cytuj: Świetna podróż. Mauretania - mój wymarzony acz niezrealizowany plan - mieliśmy bilety na przełom marca i kwietnia 2020, podróż w drugą stronę - z Senegalu do Mauretanii. Bardzo ciekawa relacja - nie za krótka i nie za długa, tak jak piszesz. No i zdjęcia z miejscowymi pięknościami! Trzeba się przymierzyć ponownie do tego kierunku. Mauretania jest super, bo poza wrażeniem bycia trochę w innym czasie to przynajmniej tak jest u mnie, można nabrać fajnego dystansu do życia. Cytuj: Rewelacyjna relacja, już kilka razy się przymierzałem do podobnej trasy, po tej herbacie... rozwiałeś moje wszelkie wątpliwości Zdecydowanie łatwo nawiązać tam kontakt międzyludzki, większa otwartość. | |
| Autor: | Grzes830324 [ 02 Wrz 2021 22:02 ] |
| Temat postu: | Re: Od Maroka aż do Gambii [dużo zdjęć + długa relacja] |
Wpadlem, przeczytalem, dziękuję za piekna relacje | |
| Strona 1 z 1 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
| Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ | |