Autor: | tasma [ 04 Mar 2014 10:03 ] |
Temat postu: | Nowa Zelandia w lutym - intensywnie spędzone 10 dni |
Jest już kilka relacji z Nowej Zelandii, teraz pora na mnie. Wyjazd do kraju ptaka Kiwi planowaliśmy od kilku miesięcy. Po dograniu terminów (praca moja i żony a także ferie dziecka) wybór padł na konkretny zakres dat 6-19 lutego. Z racji niewielkiej ilości czasu chcieliśmy ten czas spędzić jak najintensywniej się da. Plan zakładał pokonanie około 4000km wynajętym samochodem na obu wyspach. Do nowej Zelandii lecieliśmy trasą: Kraków-Frankfurt-Singapur-Christchurch. Pierwszy segment wykonywała Lufthansa, pozostałe Singapore Airlines. Powrót to Auckland-Singapur-Monachium-Kraków, również SQ w mariażu z LH. Trasę udało nam się spiąć na jednym bilecie w sensownym wymiarze czasowym (około 30h z Krakowa do NZ). Dodatkowo zakupiliśmy lot Nelson-Auckland w Air New Zealand, realizowany przez Mt.Cook Airlines - to taki ichniejszy Eurolot . Podróż przebiegła bez żadnych nieprzewidzianych atrakcji. Singapore brzydko maluje samoloty więc nie pokaże zdjęć. Tyle tytułem wstępu. Dzień 0 8 lutego lądujemy w Christchurch. To nawiększe miasto na Wyspie Południowej. Mieszka tam prawie 400 tysięcy ludzi (czyli 40% populacji całej wyspy). Nasz samolot jest na miejscu tuż przed południem lokalnego czasu. Lotnisko jest raczej małe, coś jak Kraków, ale ma fajny klimat. Wszędzie zdjęcia atrakcji turystycznych wyspy południowej. Około godzinę zajmuje przejście Immigration, gdzie po bardzo krótkiej pogawędce o nadciśnieniu tętniczym miły Pan powitał nas na nowozelandzkiej ziemi. Po odebraniu kluczy do auta, pakujemy bagaże i udajemy się w kierunku Akaroa. Witają nas wszędobylskie w Nowej Zelandii owce. Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów zmęczenie i jet lag (w Nowej Zelandii wymawia się "dżit lag", do specyficznej odmiany angielskieg w NZ jeszcze wrócę) dają się we znaki. Decydujemy się na bliższą opcję czyli położoną na południe od CHC zatokę Luyytelton ... ... skąd po zrobieniu kilku zdjęć udajemy się do motelu w Ashburton, mimo że zegarek pokazuje dopiero godzinę 14-tą. Z trudem dojeżdżamy do Ashburton, jemy coś na szybko, w hotelu prysznic i walczymy ze snem. Między 17 a 18 ogłaszamy kapitulację... Dzień 1 Do przejechania jest sporo kilometrów. Po nie najlepiej przespanej nocy i skromnym śniadanku (po 12 NZD/osobę) udajemy się na wschód drogami 79 i 8 w kierunku jeziora Tekapo. Jako że różnica czasu mocno dawała się we znaki w samochodzie siedzieliśmy przed godziną siódmą lokalnego czasu. Poranek nie należał do najpiękniejszych. Typowy na Wyspie Południowej poranny deszczyk. Około ósmej nieśmiało zaczęło się przebijać słońce Kilka minut później zza zakrętu wyłoniło się jezioro Tekapo Na jego brzegu wybudowana została kaplica. Jest ona popularnym miejscem ślubów zawieranych przez mieszkańców Wyspy Południowej. Ciekawostka. Nie ma w niej ołtarza. Zamiast niego mamy wielkie okno z takim oto widokiem. Kolejnym punktem programu jest jezioro Pukaki. Jedziemy najpierw południowym, później wschodnim brzegiem w kierunku Mount Cook Nationa Park Dalej mamy tylko góry A to wioska Aoraki Mt Cook Może ktoś chętny na wycieczkę w kierunku doliny prostytutek (chyba nie da się tego inaczej przetłumaczyć) ... ... żadnej nie spotkaliśmy, może była za wcześnie. Szczyt góry Cooka niestety schował się za chmurami. 1:0 dla niego. Za kilka dni spróbujemy podejść go z drugiej strony. Wracamy. W oddali rzeka Tasmana wpadająca do jeziora Pukaki. Niezła impreza była. Pewnie Polacy ... Wracamy na drogę numer 8 gdzie za Twizel mijamy elektrownie na jeziorze Ruataniwha. Pierwszy raz (i nie ostatni) widzimy ten kolor wody. Dalej drogą 83 jedziemy w kierunku wybrzeża. Mijamy kolejno jeziora Benmore ... ... Aviemore ... ... i Waitaki Zatrzymujemy się w miejscu znalezienia skamieniałej czaszki przodka delfinów (shark-toothed dolphin from Otekaike). Kości można obejrzeć tylko na zdjęciach za to formy skalne wyglądają ciekawie. W końcu docieramy do Oamaru, gdzie znajduje się kolonia pingwinów niebieskich. Na drodze dojazdowej można spotkać takie znaki. Okazało się, że pingwiny wypływają na polowanie o świcie, a wracają po zachodzie (ponoć w pomiędzy 1 a 14 lutego jest to dokładnie 8.15 pm). Późnym popołudniem mogliśmy zobaczyć jedynie samice wysiadujące jaja (zakaz fotografowania) oraz puste domki Około trzydzieści kilometrów na południe znajduje się wioska Moeraki, gdzie zobaczyć można kamienie w kształcie niemal idealnej kuli o średnicy do 3 metrów. Kamienie ponoć powstały w procesie podobnym do formowania perły. Wokół ziarnka piasku lub kości miały narosnąć kolejne warstwy tworząc to co widać dzisiaj. Trudno w to uwierzyć... Kilkanaście kilometrów dalej zatrzymujemy się jeszcze w Shaq Point gdzie miała być kolonia fok. Point jest, mewa jest, fok nie stwierdzono Dzień kończymy przed dwudziestą w Dunedin. Szybko kładziemy się spać. Rano kolejny ciężki dzień. |
Autor: | cypel [ 04 Mar 2014 10:13 ] |
Temat postu: | Re: Nowa Zelandia w lutym - intensywnie spędzone 10 dni |
wszystko fajnie, ale dla pełnej informacji sugeruję następnym razem dać na zdjęciach jeszcze datę i godzinę |
Autor: | olir1987 [ 04 Mar 2014 10:59 ] |
Temat postu: | Re: Nowa Zelandia w lutym - intensywnie spędzone 10 dni |
czekamy na więcej, zapowiada się calkiem przyjemnie, może jakieś wrażenia z punktu podróżowania z dzieckiem? |
Autor: | blasto [ 05 Mar 2014 12:13 ] |
Temat postu: | Re: Nowa Zelandia w lutym - intensywnie spędzone 10 dni |
Czytam z zaciekawieniem (jeszcze z Nowej Zelandii). Przeskocz może od razu do relacji z Wysypy Północnej, to może jeszcze skorzystam ze wskazówek A co do Hooker Valley to zarówno nazwa doliny, rzeki jak i lodowca pochodzą od nazwiska tego jegomościa: http://pl.wikipedia.org/wiki/Joseph_Dalton_Hooker |
Autor: | tasma [ 05 Mar 2014 21:12 ] |
Temat postu: | Re: Nowa Zelandia w lutym - intensywnie spędzone 10 dni |
olir1987 napisał(a): czekamy na więcej, zapowiada się calkiem przyjemnie, może jakieś wrażenia z punktu podróżowania z dzieckiem? Dziecko zostało z dziadkami (w takim kontekście było słowo ferie). Nasze za małe na taką podróź (6 lat). blasto napisał(a): Czytam z zaciekawieniem (jeszcze z Nowej Zelandii). Przeskocz może od razu do relacji z Wysypy Północnej, to może jeszcze skorzystam ze wskazówek A co do Hooker Valley to zarówno nazwa doliny, rzeki jak i lodowca pochodzą od nazwiska tego jegomościa: http://pl.wikipedia.org/wiki/Joseph_Dalton_Hooker Dzięki za podrzucenie Pana Hookera. Nie wpadł bym że ktoś mógłby się tak nazywać. Do wyspy północnej przeskoczę jak skończę południową. Już niedługo. |
Autor: | tasma [ 05 Mar 2014 21:26 ] |
Temat postu: | Re: Nowa Zelandia w lutym - intensywnie spędzone 10 dni |
Dzień 2 Znowu startujemy dość wcześnie. Pierwszym punktem programu jest najbardziej stroma ulica świata - Baldwin Street. Jej nachylenie przekracza 38%. Dalej kierujemy się wzdłuż zatoki Otago do Royal Albatros Centre. Pełni nadzieji dojeżdzamy ... ... i dowiadujemy się, że teren jest zamknięty. Trzeba wykupić wycieczkę, pierwsza o 12.30. My byliśmy przed 9.00. Na pocieszenie robimy kilka zdjęć wybrzeża. a w drodze powrotnej jeszcze kilka ptaszków Później uzupełnię nazwy gatunków. Kierujemy się do zatoki much piaskowych (Sandfly Bay). Fok niestety nie ma. Szybkie zdjęcie i uciekamy bo wiatr wieje bardzo mocno. Z góry jest fajny widok na Dunedin. Kierujemy się na południowy wschód drogą numer 1. Owce są wszędzie. Kolejny punkt programu Kaka Point Walcząc z wiatrem wracamy do samochodu i udajemy się w kierunku Nugget Point Dwudziesto minutowy szlak prowadzi do latarni morskiej Szlak jest bardzo malowniczy a z latarni rozpościera się piękny widok. Udajemy się na wschód widokową trasą Papatowai Hwy. Za oknem nuda. Jakieś lasy ... ... ocean ... ... i (tutaj będzie zaskoczenie) owce Docieramy do parkingu przy wodospadach McLean'a Szlak prowadzi przez las paprociowy. Ale nie są to takie zwykłe paprocie. W trakcie wzrostu tworzy się coś w rodzaju pnia A oto gwóźdź programu Około 15.00 ruszamy w kierunku Te Anau. Do przejechania mamy około 260 km. Kilka zdjęć z samochodu. Zostawiamy rzeczy w hotelu i udajemy się na przystań. Statek ma nas zabrać do Glow Worm Grotto. Oto i on. W oddali widać Alpy Rejs prowadzi wzdłuż wschodnie brzegu jeziora Te Anau (na zdjęciu wejście do Fiordu Południowego). Święcące robaczki wyglądają genialnie. Ogląda się je podczas rejsu łódką po podziemnym jeziorze a absolutnej ciemności. Niestety obowiązuje tam całkowity zakaz fotografowania. Co krok rozmieszczone są kamery termowizyjne, a przy wyjściu wyłapywane są osoby które złamały zakaz. Uwieczniamy tylko rzekę wypływającą z jaskinii. Wracamy już po zachodzie slońca. |
Autor: | tasma [ 10 Mar 2014 22:15 ] |
Temat postu: | Re: Nowa Zelandia w lutym - intensywnie spędzone 10 dni |
Nie wiem czy ktoś to czyta, ale kontynuuje Dzień 3 Po nocnych opadach słońce próbuje przebić się przez chmury. Wyruszamy z Te Anau w kierunku Milford Sound. Za sobą pozostawiamy jezioro Te Anau Im dalej na północ pokrywa chmur wydaje się schodzić niżej Przy słynnych Mirror Lakes mamy tylko skrawki słońca. Dodatkowo pojawia się kaczka, która zaburza lustro wody i zamiast efektu lustra mamy coś takiego Dalej pogoda jeszcze bardziej się psuje A przy wjeździe do tunelu zaczyna padać Szybko tworzą się tymczasowe wodospady Wjazdu do tunelu pilnuje niezmordowana para papug Kea Odbieramy boarding passy i wchodzimy na pokład Dumy Milford Przejaśnia się Na skałach wylegiwały się foczki Później się rozpadało Nawrotka już na pełnym morzu i wracamy Jeszcze obowiązkowe podpłynięcie do wodospadu i dopływamy do Underwater Observatory To taka pływająca platforma o wysokości około 10 m, umożliwiająca podejrzenie flory i fauny dolnych partii Milford Sound. We fiordzie woda układa się warstwami. Górna jest słodka (pochodzi z opadów, których spada tam około 6m rocznie). Jej głębokość waha się od kilku do kilkunastu metrów. Dolna część jest słona z typowymi dla niej mieszkańcami: Do przystani wracamy niewielką łodzią motorową. Znowu się rozpogadza Jeszcze ostatnie ujęcie i opuszczamy zatokę Milforda. Nieopodal płynie rzeka Tutoko W drodze powrotnej mamy więcej czasu na zdjęcia Rzeka Hollyforda towarzyszy nam przez kilkadziesiąt kilometrów. A to ostatnia część drogi przed Te Anau. Trudno uwierzyć że kilkadziesiąt kilometrów dalej było tak paskudnie. Ponownie przy Mirror Lakes Tym razem wiatr zaburza tafle wody Jeszcze raz jezioro Te Anau Następnie kierujemy się drogą numer 94 na zachód. I dalej drogą numer 6 na północ. Końcowy odcinek trasy prowadzi wzdłuż jeziora Waikatipu Błękit jeziora bynajmniej nie pochodzi z Photoshopa Dojeżdżamy do Queenstown Zostawiamy rzeczy w hotelu i idziemy w kierunku kolejki Skyline Na górze byliśmy kilka minut przed zachodem słońca Jeszcze krótki spacer wzdłuż jeziora i do łóżeczka. |
Autor: | naimad [ 10 Mar 2014 22:47 ] |
Temat postu: | Re: Nowa Zelandia w lutym - intensywnie spędzone 10 dni |
Bardzo ładne zdjęcia czekam na dalszą część podróży i jeśli będzie można wiedzieć to jak taka wyprawa wygląda finansowo |
Autor: | olir1987 [ 12 Mar 2014 20:04 ] |
Temat postu: | Re: Nowa Zelandia w lutym - intensywnie spędzone 10 dni |
niezłe zdjęcia... coraz lepiej;) |
Autor: | gixera [ 12 Mar 2014 20:26 ] |
Temat postu: | Re: Nowa Zelandia w lutym - intensywnie spędzone 10 dni |
Swietne zdjecia, czekamy na dalszy ciag |
Autor: | tasma [ 13 Mar 2014 21:35 ] |
Temat postu: | Re: Nowa Zelandia w lutym - intensywnie spędzone 10 dni |
naimad Jest drogo. Nie ma co owijać w bawełnę. Noclegi w hotelach/motelach z łazienką w pokoju (to dla mnie minimum) zaczynają się od 80 dolarów. Obiad w restauracji to 50-70 NZD za dwie osoby, w McDonalds sporo taniej. W marketach ceny 2-3 razy wyższe niż u nas. Auto kosztowało w Avisie około 1000 NZD. Benzyna 2,10-2,30 NZD/litr. 1 NZD to około 2,7 PLN Dzięki wszystkim za miłe słowa. |
Autor: | tasma [ 13 Mar 2014 21:41 ] |
Temat postu: | Re: Nowa Zelandia w lutym - intensywnie spędzone 10 dni |
Dzień 4 Wcześnie wyjeźdżamy z Queenstown kierując się na północ drogą numer 6. Za ArrowTown opuszczamy ją na chwilę wybierając widokową trasę przez Cardronę. Zaczyna się od wspinaczki 600 metrów do góry. Za tym pagórkiem jest Queenstown. A tutaj ostatnie spojrzenie na jezioro Wakatipu. Droga wspina się dalej. Jest kręta, ale widoki to wynagradzają. Zatrzymujemy się w mieście Wanaka na parkingu przy jeziorze (nie zgadniecie) Wanaka. Wracamy na drogę nr 6, dalej kierując się na północ. Przez kilkanaście kilometrów jedziemy brzegiem bliźniaczego jeziora Hawea. Kilkanaście kilometrów dalej parkujemy nieopodal szlaku do Blue Pools. Prowadzi on przez las deszczowy. Na jego końcu znajduje się dwa mosty wiszące na rzeką Makaroa. Sama rzeka jest krystalicznie czysta, co w połączeniu z białą skałą, w której wyszlifowało się koryto daje efekt idealnego błękitu. Z drugiego mostu widok też jest zacny. Kolejny przystanek robimy przy punkcie widokowym na Cameron Creek. Dalej znajdujemy wodospad Fantail. Nie było go w planach, ale że znajduje się 5 minut od parkingu zatrzymujemy się. Nieopodal wodospadu znajdujemy dziwne konstrukcje z kamieni. Jakiś sens pewnie mają, ale dość głęboko ukryty. Dalej jedziemy wzdłuż rzeki Haast. Plany kolejnych postojów psuje nam oberwanie chmury. Pada aż do wybrzeża, gdzie przecinamy rzekę Haast. Przy ujściu koryto ma około 100 metrów szerokości. Jeszcze kilka kilometrów po lesie ... ... i naszym oczom ukazuje się Morze Tasmana. Zdjęcia pochodzą z Knight point lookout. Plaża nie wygląda zachęcająco. Pełno wyrzuconego przez morze drewna. Do tego woda jest zimna. Późnym popołudniem dojeżdżamy do ostatniego punktu programu, lodowca Fox Glacier. Świeci słońce jest pięknie. Ruszamy z parkingu. Tabliczki informuję o dobrej widoczności lodowca. Przejście zajmuje nam około godziny w jedną stronę Nagle w ułamkach sekund pogoda się zmienia. Zaczyna padać rzęsisty deszcz. Dzięki Ci Canonie za uszczelniane body i obiektyw . Na szczęscie byliśmy pawie na miejscu. Na zdjęciach tego nie widać, ale a prawdę padało Tutaj na filtrze zebrała się spora kropla. Szlak zrobił się bardzo śliski. Jednak w przeciwieństwie do idącej przed nami pary o skośnych oczach nie mieliśmy na nogach klapek A Mount Cook po raz kolejny się przed nami schował. Chmury zeszły bardzo nisko. na szczęście przestało padać. W samochodzie przebieramy się w suche ubrania i udajemy się do pobliskiego miasteczka Fox Glacier na nocleg. |
Autor: | tasma [ 23 Mar 2014 13:16 ] |
Temat postu: | Re: Nowa Zelandia w lutym - intensywnie spędzone 10 dni |
Dzień 5 Zaczynamy jak się później okazało najbardziej deszczowy dzień naszego pobytu w Nowej Zelandii. Kierujemy się na północ znaną nam już drogą numer 6. Dojeżdżamy do miejcowości Hokitika To takie małe miasteczko gdzie nie ma nic ciekawego. Wybraliśmy się też na plaże. Przez kilkadziesią kilometrów jest nudno. Dopiero w okolicach Greymouth robi się ciekawie Docieramy do Punakaiki Pancake Rock. Pada bardzo mocno. Probujemy przeczekać opad, bez rezultatu. Ubieramy kurtki i w drogę. Ze względu na deszcz rezygnujemy z pieszej wycieczki po Paparoa NP i kierujemy się do koloni fok obok Westport. Tym razem pogoda robi nam miłą niespodziankę. Deszcze przestaje padać na około pół godziny. Najpierw krótki spacerek Foki odpoczywają w tej zatoce. Wreszczie przydała się przywieziona z Polski ważąca prawie 3 kg Sigma 120-400. Odwiedzamy jeszcze Westport. Po czym z ulgą opuszczamy bardzo niegościnne West Coast. Jeśli tak wygląda tam lato to trudno sobie wyobrazić inne pory roku. Kilkadziesiąt kilometrów od morza rozpogadza się i taka pogoda towarzyszy nam już aż do Nelson. Zatrzymujemy sie jeszcze przy najdłuższym w Nowej Zelandii wiszącym moście Buller Gorge Swing Bridge i już po zmroku dojeżdżamy na nasz ostatni nocleg na wyspie południowej. |
Autor: | tasma [ 23 Mar 2014 18:40 ] |
Temat postu: | Re: Nowa Zelandia w lutym - intensywnie spędzone 10 dni |
Dzień 6 Plan na ten dzień zakładał dojazd z Nelson do Abel Tasman National Park i powrót na lotnisko w Nelson, lot Mt Cook Airlines do Auckland oraz dojazd do hotelu w Karaka Po śniadaniu wyruszamy w kierunku parku. Droga prowadzi wzdłuż wybrzeża. Dojeżdżamy do przystani w Kaiteriteri gdzie wsiadamy na niewielki statek. Pogoda jak widać dopisuje. Statek płynie na północ wzdłuż całego parku aż do zatoki Totaranui z kilkoma postojami. Na plaży Totaranui widzimy kąpiących się ludzi. Po raz pierwszy na Wyspie Południowej W drodze powrotnej płyniemy trochę inną trasą. Tak wygląda zatoka Tasmana około 15-tej. Rano była tutaj woda. Pora na ostatnie zdjęcia w Moutere Inlet .... ... i na lotnisko. Oddajemy samochód i zasiadamy niezbyt lubianym przeze mnie Dashu. Samolot startuje na południe robiąc nawrót o 180 stopni co pozwala nam ostatni raz rzucić okiem na Nelson i okolice Po kilkunastu minutach świat zasłaniają nam chmury, potem zapada zmrok. W Auckland lądujemy około 20.40. Odbieramy auto i dojeżdżamy do hotelu w Karaka. |
Autor: | madziaro [ 23 Mar 2014 20:07 ] |
Temat postu: | Re: Nowa Zelandia w lutym - intensywnie spędzone 10 dni |
Świetna wyprawa!!! |
Autor: | tasma [ 24 Mar 2014 19:44 ] |
Temat postu: | Re: Nowa Zelandia w lutym - intensywnie spędzone 10 dni |
Wydaje mi się że wrzucanie kolejnych postów ze zdjęciami na tą stronę wątku (jest już prawie 300 zdjęć zajmujących 77MB) utrudniło by jego czytanie. Nabijam 5 postów żeby kolejne dni przerzucić na następną stronę. Jeśli stanowiło by to jakiś problem proszę skasować. |
Autor: | tasma [ 24 Mar 2014 19:44 ] |
Temat postu: | Re: Nowa Zelandia w lutym - intensywnie spędzone 10 dni |
spam |
Autor: | tasma [ 24 Mar 2014 19:44 ] |
Temat postu: | Re: Nowa Zelandia w lutym - intensywnie spędzone 10 dni |
spam |
Autor: | tasma [ 24 Mar 2014 19:45 ] |
Temat postu: | Re: Nowa Zelandia w lutym - intensywnie spędzone 10 dni |
spam |
Autor: | tasma [ 24 Mar 2014 19:45 ] |
Temat postu: | Re: Nowa Zelandia w lutym - intensywnie spędzone 10 dni |
spam |
Strona 1 z 2 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ |