| Forum strony Fly4free.pl https://www.fly4free.pl/forum/ | |
| Na narty do Australii w wakacje na-narty-do-australii-w-wakacje,217,172880 | Strona 1 z 1 |
| Autor: | hiszpan [ 05 Wrz 2023 16:59 ] |
| Temat postu: | Na narty do Australii w wakacje |
To w Australii można jeździć na nartach??? – zapytacie – otóż oczywiście, że można i o tym między innymi jest ta relacja. Ale ta sierpniowa podróż do Australii jest dla mnie szczególna – po pierwsze to siódma, ostatnia tegoroczna wyprawa z mojego planu odwiedzenia wszystkich kontynentów w jeden rok. W sumie zajęło mi to 7 miesięcy i bach, udało się, jest siedem kontynentów w 2023 roku. Ale to także wyprawa z cyklu „Odwiedzenie wszystkich ośrodków narciarskich na półkuli południowej” To będzie już czwarty kraj gdzie pojeżdżę na nartach po Chile, Argentynie i Nowej Zelandii. No i w końcu spełnienie marzeń o zobaczeniu Góry Kościuszki, Uluru i Wielkiej Rafy Koralowej (tak, zamierzam w jednym tygodniu jeździć na nartach i nurkować na rafie). Także będzie to 10 dni bardzo napakowane podróżniczymi wyzwaniami w skrajnych klimatach. Harmonogram jest jak zwykle zresztą bardzo napięty. Last but not least – mam również ważne spotkanie biznesowe na przedmieściach Sydney więc pakuję do walizki odpowiednio: sprzęt narciarski, sprzęt do snorkowania i gajer z koszulą😊 Zaczynamy od Sydney wyprawą w Góry Śnieżne na narty (w sierpniu ciągle jest zima w tym regionie), następnie przelot do Uluru i na koniec Cairns czyli lasy deszczowe i rafa koralowa. Składałem bilety kilka miesięcy próbując różnych kombinacji co by wyszło jakoś znośnie cenowo. W końcu zdecydowałem się na Scoota z Singapuru do Sydney, który wyniósł 1520zł RT od osoby a do Singapuru najtaniej zabrał nas Katarczyk z Warszawy. Na miejscu woził nas będzie głównie Jetstar i raz lecę Qantasem za Avioski. Scoot i Qantas to będą moje debiuty na pokładzie. Na Okęciu przy bramce zapowiedź temperatury, która będzie nas atakować w Doha przy przesiadce – trwa przebudowa terminali w Doha i mnóstwo lotów obsługiwanych jest z płyty do autobusów. A tymczasem na Okęciu w dolnej części strefy Non-Schengen odkrywam taką miejscówkę: Konia z rzędem temu z Was kto już był w tym miejscu, mi spadły kapcie! No jest super miło i sympatycznie, piwo przedstartowe nawet w znośnej cenie. Do Dohy zabiera nas Airbus 330 (miał być Dreamliner ale na wakacje zrobili podmiankę). Po drodze robię fotkę Bagdadu. Do SIN lecimy na A350. W Singapurze zaplanowaliśmy prawie 10 godzin przerwy na rozprostowanie kości i zwiedzanie. Moja ekipa jest tu po raz pierwszy, dla mnie to pierwsza wizyta od pandemii. Bagaże nadajemy od razu prosto do Scoota i na pusto jedziemy nieśpiesznie na miasto. Trasa całkiem standardowa – obejście Marina Bay, zwiedzanie ogrodów (akurat zrobi się ciemno), Chinatown i Little India. Na powrocie też będzie kilka godzin przerwy i wpadniemy wtedy do ogrodów botanicznych. Fotki z okolic Marina Bay Sands W Gardens By The Bay akurat trafiamy na widowisko „światło i dźwięk” Jak ktoś z was zwiedzał tylko ogrody z „normalnym” oświetlenie to ten spektakl naprawdę powala na kolana. Przyznam, że oglądam go po raz pierwszy chociaż Gardens By The Bay zwiedzałem już z 5 razy. W rytm muzyki wszystko błyska i mruga całą feerią kolorów. Niesamowite przedstawienie: Kolacja w Chinatown (w Scoot nic nie dadzą do jedzenia). Jedne z najlepszych chińskich restauracji poza Chinami imho mieszczą się właśnie w Singapurze w Chinatown. Rachunek mnie ubawił 😊 Jeszcze jedna zmiana po pandemii. Nie trzeba kupować biletów na metro, wystarczy karta kredytowa przy bramce, opłata schodzi automatycznie za każdy przejazd. Fajne, wygodne rozwiązanie dla jednodniowego turysty. Na Changi ostatnie zakupy na lot (trójkąciki onigiri znane z Japonii) i do Sydney zabiera nas wypakowany po brzegi Dreamliner Scoota. Udaje się przespać większość lotu chociaż jest dość ciasno na pokładzie i nie ma ekraników. Lądujemy w Sydney w południe, emigracja zajmuje dosłownie chwilkę. Odbieram uprzednio zarezerwowany samochód bo mamy w planie dojechać dzisiaj do Jindabyne u stóp masywu Góry Kościuszki a to prawie 450km. W dobrej cenie dostajemy dużego Forda Everesta Po drodze wypatrujemy kangurów ale jedzie się głownie szybką autostradą więc niewiele widać. Dopiero za Goulburn droga robi się bardziej lokalna. Podziwiamy panoramę Lake George. Na parkingu stado chruścieli australijskich. Żywych kangurów brak ale przy trasie ich trup ściele się gęsto. Nikt nie zbiera trafionych sztuk i zalegają setkami na poboczach aż do pełnego rozkładu. Malują je tylko sprajem odblaskowym! Po drodze Canberra – stolica Australii. Małe miasteczko, gdzie znajduje się siedziba rządu i parlament. Canberra została stolicą Australii na mocy kompromisu pomiędzy Sydney i Melbourne, każde z tych miast rościło sobie prawa do bycia stolicą nowego państwa i Canberra leżąca pośrodku została salomonowym rozwiązaniem. Oczywiście nie omieszkamy zwiedzać parlamentu. Wejście jest darmowe, można literalnie zajrzeć na salę obrad. Na korytarzach spotykamy lokalnych polityków – panuje tu pełne otwarcie dla społeczeństwa. Jeszcze obraz przedstawiający wizytę w parlamencie królowej Elżbiety. Dojeżdżamy do Jindabyne – naszej bazy narciarskiej. Wynajęliśmy tu apartament z widoczkiem na Lake Jindabyne Miasteczko jest malutkie więc wieczorem spacerek na lokalne specjały. A tam swojsko brzmiące nazwy: Miejscowy browar: Pytamy jak to wymawiają, trzymajcie się: „kozjusko” Na nic nasze prostowania, nikt z lokalesów prawidłowo słowa „Kościuszko” nie powtórzy. Rano wypożyczamy narty i jedzmy do wybranego ośrodka narciarskiego gdzie jest dużo śniegu – Perisher. To około 30 minut jazdy z Jindabyne. Droga nie zapowiada dziś szusowania. Wjeżdżamy do Parku Narodowego Mt. Kosciuszko. Wjazd jest płatny Pojawiają się górki i płaty śniegu Parkujemy na bardzo zapchanym parkingu. Wysiadamy, patrzymy na góry i …… jednocześnie wszyscy wybuchamy śmiechem! No … w sumie niby człowiek wiedzioł, że Alpy to to nie będą ale…. no Białka Tatrzańska to przy Perisherze mega wielki i wysoki ośrodek narciarski. No ale śnieg jest, wyciągi chodzą, ludzi też dużo więc …. idziemy jeździć. Karnety niestety drogie - tutaj ceny alpejskie Trochę fotek z tras i wyciągów. Jak zauważacie szału nie ma ale pojeździć się da. Trochę ręce bolą od kijków, dużo podchodzenia... Są nawet „trudniejsze” ścianki Generalnie infrastruktura nie powala, dużo nieosłoniętych krzesełek i orczyków, ale może jesteśmy już przyzwyczajeni do lepszej jakości po polskich i alpejskich ośrodkach narciarskich. Jest miejsce gdzie widać Górę Kościuszki – to ta ostatnie po lewej. Ma całe 2228m n.p.m. Miejscami jest śnieg na trasach a miejscami nie ma…. Ludzi multum ale trudno się dziwić skoro to ich jedyne miejsce na jazdy. Oprósz Perisher jest jeszcze Thredbo i Charlotte Pass ale pozostajemy w Perisher, tu jest najwięcej śniegu i nie wieje jak w Thredbo. Do Perisher Valley można też dostać się kolejką z Bullocks Flat omijając kręte drogi ale bilet jest niemiłosiernie drogi (60 dolarów) a nasz samochód ma napęd na cztery koła. Kolejka jest oblegana Dwa dni na miejscu w zupełności nam wystarczają w okolicy Wieczorami zasiadamy w knajpach w Jindabyne testując lokalne krafty i wołowinkę No może przygoda narciarska pod Górą Kościuszki nie była zbyt długa ale pojeździłem ile chciałem (przypominam, że to sierpień a w Polsce upały), poznałem nowe miejsce i jest czas zobaczyć jeszcze inny kawałek Australii. W planach powrót do Sydney przez Góry Błękitne - Blue Mountains – pasmo górskie wpisane do Światowego Dziedzictwa UNESCO. Stay tuned… | |
| Autor: | Mikolaj2206 [ 06 Wrz 2023 06:36 ] |
| Temat postu: | Re: Na narty do Australii w wakacje |
Jeśli chodzi o płatność kartą za metro w SIN to ta opcja była już przed pandemią | |
| Autor: | JanuszJanuszewski [ 06 Wrz 2023 11:16 ] |
| Temat postu: | Re: Na narty do Australii w wakacje |
Zamiast dać zarobić góralom to pojechali do Austaralii. | |
| Autor: | abelincoln [ 06 Wrz 2023 11:40 ] |
| Temat postu: | Re: Na narty do Australii w wakacje |
...bo było taniej niż w Zakopanem | |
| Autor: | hiszpan [ 14 Wrz 2023 15:45 ] |
| Temat postu: | Re: Na narty do Australii w wakacje |
Czeka nas dziś spory kawałek po bezdrożach Australii. Z Jindabyne do Katoomby w Górach Błękitnych to prawie 500km. Krajobraz jest monotonny, pastwiska po horyzont, mnóstwo owiec i żadnych żywych kangurów. Znaki drogowe ostrzegają przed tymi sympatycznymi zwierzakami a na poboczach walają się niezliczone ich truchła. Nic dziwnego, że większość samochodów, które mijamy na wielkie stalowe grille z przodu. Zatrzymujemy się na moment w Goulburn, tu widać dobitnie co dominuje na okolicznych pastwiskach: Miejscowi używają skrzynek pocztowych podobnie jak w Ameryce ale nie dorobili się niestety standaryzacji. Wygląda to mniej więcej tak: Na dużym obszarze oprócz kangurów na drogę wskakują wombaty i ich truchła również zalegają pobocza W pewnym momencie przez drogę przebiega nam żywa kolczatka, ale jak się zatrzymałem i chwyciłem aparat to już skryła się w trawie. No ale coś żywego w końcu! Park Narodowy Gór Błękitnych znajduje się na zachód od Sydney i Katoomba jest jego głównym miastem-bramą. Parkujemy blisko wielkiego klifu i podziwiamy przepiękne widoki tej części parku. Góry Błękitne stanowią część Wielkich Gór Wododziałowych, głównego pasma gór Australii, o których na pewno każdy nas uczył się w szkole na geografii. Jest tu bardzo zimno, na szczęście jesteśmy dobrze ubrani w ciepłe rzeczy ponarciarskie. Bardzo fotogeniczna formacja skalna zwana 3 siostry. Bierze tu początek kilka szlaków, idziemy więc jednym z nich – nie są to specjalnie wymagające górskie dróżki, raczej coś przyklejonego do klifów: Pojawiają się kolorowe papugi na drzewach, tu rozella królewska zwana penantą. Napotykamy też na duże stado kakadu żółtoczubych Naprawdę fajne ścieżki i super widoki, klify, wodospady i formacje skalne Nagle coś nam się rusza w krzakach … no jest! Kangur z bliska, żywy! Daje sobie porobić fotki i znika szybko w zaroślach. Hurra, żywy kangur na wolności zaliczony! W samej Katoombie pomnik niewolniczej pracy skazańców i przyglądającym im się tubylcom. Pamiętajcie, że Australia była wielką kolonią karną Imperium Brytyjskiego. W mieście idziemy na polecane fish@chips i wracamy do Sydney. Wieczorkiem przejazd ikonicznym Sydney Harbour Bridge i podziwianie wieczornej panoramy miasta i oczywiście opery. Mieszkamy w hotelu niedaleko lotniska. Wymyśliliśmy, że zostawimy ciężkie walizy w przechowalni hotelowej a wyprawy do Uluru i Cairns będą na lekko tylko z plecaczkami. Sprawdza się to znakomicie. Nazajutrz rano czeka mnie przelot Jetstarem do Yulary na Terytorium Północne, gdzie znajduje się Uluru i Kata Tjuta. c.d.n. | |
| Autor: | hiszpan [ 18 Wrz 2023 22:34 ] |
| Temat postu: | Re: Na narty do Australii w wakacje |
Przyznaję, że chęć zobaczenia Uluru była główną motywacją dla mnie do tego całego wyjazdu. Odkąd pamiętam, ta samotna skała działała na moją wyobraźnię jako niesamowite miejsce, owiane wianuszkiem mitów związanych z aborygenami. No i nadszedł ten czas właśnie aby to marzenie podróżnicze spełnić. Korzystam tutaj z podpowiedzi @abelincoln (dzięki) i wykorzystam dwa dni aby zwiedzić co się da. Nasza ekipa dzieli się na pół, jedni lecą na dwa dni na Tasmanię a ja z drugim kolegą do Northern Territory aby podziwiać Uluru i Katę Tjutę. Nie tak prosto się tam dostać. Lotów jest mało i są piekielnie drogie. Lecę tam Jetstarem, który za one-waya krzyczy aż 900zł do Ayers Rock Airport i to bez bagażu. No jest to sobota więc pewnie dlatego drożej. Na powrocie mogę już polecieć Qantasem za Avioski. Są miejsca tylko w biznesie ale co tam – 3 godzinny lot jakoś się przemęczę 😉. Aby nabyć ten lot za Avioski miałem całą przeprawę z konsultantami Britisha, w końcu się udało u trzeciego, który trochę kumał co od niego chcę i był w stanie znaleźć AYQ w systemie. Gorzej było z noclegiem, ceny hoteli rozkładają na łopatki. Koło ratunkowe rzucił mi Outback Hotel and Lodge. Łóżko w pokoju wieloosobowym kosztuje „jedynie” 125zł za noc. No trudno, to tylko jeden nocleg, dam radę. Zostawiam duży bagaż w przechowalni naszego hotelu w Sydney i na lekko uderzam na Terminal 2, skąd lata Jetstar. Na Priority Pass dostępne jest Rex Lounge. Oferta mocno uboga, ciasteczka, kawa i picie ale można posiedzieć w spokoju. Chciałem pójść po piwo i nadziałem się na kłódkę! Chyba alko dostępne dopiero po południu. Jetstar przy bramce, lecę tylko z podręcznym. Boarding przez rękaw do schodków na zewnątrz i po płycie do tylnych drzwi, ciekawe rozwiązanie. Po starcie widoczki na plaże niedaleko Sydney, chyba Cronulla Beach się załapała Lot trwa 3 godziny, w pewnym momencie kapitan informuje nas, że mijamy Lake Eyre, no trudno to nazwać prawdziwym jeziorem: No i w końcu widok, z którego znana jest Australia – czerwony interior: Lądujemy na malutkim lotnisku i od razu zmiana klimatu – atakuje nas prawie 30-stopniowy upał. Formalnie jest zima więc nie wyobrażam sobie co musi tu się dziać ichnim latem. Bierzemy samochód na dwa dni z Avisa (za 650zł) i ruszamy do Yulary (miejsce, gdzie są wszystkie hotele i sklepy) aby kupić wodę i prowiant na zaplanowaną na resztę dnia wycieczkę do Kata Tjuta. Przy wyjeździe z lotniska wymowny znak dla nieaustralijskich turystów: Zgodnie z poradą @abelincoln dziś pojedziemy do mniej znanej skały całego parku narodowego Uluru-Kata Tjuta czyli tej drugiej znanej również jako Mount Olga. Po drodze szybka fota samego Uluru z daleka, zostawiamy dokładne zwiedzanie na jutro. Po wjeździe do Parku mamy około 50 kilometrów asfaltowej drogi do skał zwanych przez aborygenów Kata Tjuta czyli „Wiele Głów”. Odkrywca Ernest Giles nazwał je Mount Olga na cześć królowej Wirtembergii – Olgi Romanowej. Ponieważ jest „zima” więc mamy szansę na popołudniowy trekking w znośnych temperaturach. Chcę zobaczyć Valley of The Winds – Dolinę Wiatrów. Przy dużych upałach jest ona zamknięta dla zwiedzania ale dzisiaj stoi dla nas otworem. Oto mapka doliny. Zamierzamy dojść co najmniej do Karingana Lookout. Ogólnie naczytałem się o muszkach, które są przekleństwem tej okolicy ale najbardziej dają się we znaki właśnie latem. O tej porze roku ma być ich mniej. I rzeczywiście, na drodze z parkingu trochę ich lata ale nie są bardzo natarczywe i da się spokojnie spacerować bez moskitiery na czapce. Dolina Wiatrów słynie z …. wiatru, który wieje między skałami i tam muszek nie ma wcale. Kata Tjuta z bliska przypomina wielką łódź podwodną. Padające słońce niesamowicie maluje te skały bardzo jaskrawym kolorem, widać to wyraźnie w miejscach gdzie jest już cień. Szlak nie jest jakoś bardzo trudny ale jest kilka bardziej stromych podejść po gołej skale, raczej nie dla małych dzieci. Kolory są niesamowite Dochodzimy do końca zaplanowanej trasy aby podziwiać taki widoczek. Sama skała składa się ze zlepieńców: Już zachód słońca na horyzoncie więc trzeba wracać aby go podziwiać z właściwego miejsca. Jest specjalne oznaczone miejsce z własnym parkingiem, gdzie najlepiej widać Katę Tjutę podczas zachodu słońca. Dlaczego to takie ważne? Otóż jesteśmy świadkami niesamowitej przemiany koloru tych skał podczas kilkunastu minut zachodu słońca. W pewnym momencie Kata Tjuta wygląda jakby sama świeciła nieziemskim pomarańczowym światłem. Wrażenie jest niesamowite, wśród zgromadzonych słychać gromkie „wooow” – zobaczcie sami, góra tak wygląda tylko kilka minut: Potem to wszystko gaśnie i znowu wygląda jak kupa czerwonych skał. No niesamowite przeżycie. Wbijamy już po ciemku do naszego lodge, tak wygląda nasz pokój: Ale okazuje się, że nie mają pełnego obłożenia i mamy go we dwóch na wyłączność Na terenie fajna knajpa, gdzie można zakupić surowe mięso i samemu je zgrillować. Do wyboru wolowina, wieprzowina, camel sausage i emu. Decydujemy się na emu i wołowinkę No z dobrym kraftem to nawet pycha 😊 Wcześnie rano pobudka, postanowiliśmy obejrzeć wschód słońca nad Uluru. Jest specjalnie oznaczone miejsce gdzie się to ogląda. Ruszamy jeszcze w ciemnościach. Przy pierwszym blasku Uluru wygląda niesamowicie Pojawia się słońce i odkrywa kolory pustyni i samej skały Uluru Hmm jednak zachód słońca nad Kata Tjuta był bardziej widowiskowy Jedziemy obejrzeć Ayers Rock z bliska. Na początek Mutitjulu Waterhole. No proszę, nie sądziłem, że tu tyle wody będzie. Po drodze rysunki naskalne aborygenów Ruszamy na pieszy obchód góry. Nie mamy ambicji obejść jej całej ale jakiś fragment zrobimy na piechotę. Z bliska widać mnóstwo wyrw w pozornie gładkiej powierzchni skały. Są miejsca specjalnie oznaczone jako święte dla aborygenów i jest tam zakaz fotografowania Jest jeszcze wcześnie rano i nie ma muszek. Pojawiają się nagle około 9 rano ale tak jak poprzedniego dnia nie dają się mocno we znaki. Z bliska Uluru ma mnóstwo zakamarków, gdzie można zajrzeć i znaleźć rysunki naskalne aborygenów. Przez kawałek drogi towarzyszą nam papugi: kakadu ognistoczube Zdecydowaliśmy się wczoraj na jeszcze jedną rzecz pod tak zwanym „impulsem chwili” jak kupowaliśmy wodę. Na przelot helikopterem nad obydwoma skałami. Mamy slot o konkretnej godzinie i idealne wpasowany w poranne zwiedzanie Uluru i popołudniowy lot powrotny do Sydney. Heliport jest niedaleko wioski hotelowej. Na 25 minutowy lot czeka na nas Bell 206. Hmm posiadanie papierów szybowcowych przydaje się i siadam obok pilota, gadamy chwilę o maszynie i już jesteśmy w powietrzu. Aż dziw przyznać, że to mój pierwszy lot helikopterem w życiu. No tak jakoś się zdarzyło… Zaczynamy od Katy Tjuty I za chwilę zawracamy nad Uluru Widoczki z góry zapierają dech! Mega doświadczenie – polecam pomimo ceny (295 AUD). To już koniec zwiedzania, oddaję samochód na lotnisku i czekam na boarding do biznesu na mój pierwszy w życiu lot Qantasem Przylatuje po mnie Boeing 737: Piękne mam widoczki po starcie Na pokładzie wygodnie i całkiem dobry serwis, dolewki wina i napoi do woli. Mój kolega "przyszkocił" i wraca tanim Jetstarem, który miał wylecieć godzinę po Qantasie. Ale mamy opóźnienie i Jetstar startuje nam przed nosem. Praktycznie w tym samym czasie lądujemy razem w Sydney tylko na dwóch różnych terminalach bo Qantas przybija do T3. Czeka nas wieczór na odpoczynek i jutro z samego rana kolejne loty do Cairns Stay tuned… | |
| Autor: | abelincoln [ 19 Wrz 2023 10:09 ] |
| Temat postu: | Re: Na narty do Australii w wakacje |
hiszpan napisał(a): A nie mówili wam na pokładzie, że pas startowy znajduje się na świętej ziemi Aborygenów i nie wolno robić zdjęć? | |
| Autor: | agnieszka.s11 [ 19 Wrz 2023 12:01 ] |
| Temat postu: | Re: Na narty do Australii w wakacje |
Inspirujace, juz mi chodzi po glowie zimowe wejscie na Gore Kosciuszki. Cena za lot helikopterem ktora podales jest za osobe rozumiem, nie za caly helikopter? | |
| Autor: | hiszpan [ 20 Wrz 2023 10:49 ] |
| Temat postu: | Re: Na narty do Australii w wakacje |
@agnieszka.s11 no niestety to cena od osoby @abelincoln zdawałem sobie sprawę, że cały ten teren to święta ziemia Aborygenów ale nikt tam nie zabraniał robić fotek. Co innego przy Uluru, tam są tablice uprzejmie proszące o brak focenia | |
| Autor: | Pawel_EPWR [ 26 Wrz 2023 20:25 ] |
| Temat postu: | Re: Na narty do Australii w wakacje |
Byłem tam w środku ichniejszego lata. Muszki rzeczywiście nie dawały spokoju plus temperatura ponad 40 stopni, jednak te widoki i to miejsce warte jest każdych pieniędzy i niedogodności. | |
| Autor: | hiszpan [ 29 Wrz 2023 17:05 ] |
| Temat postu: | Re: Na narty do Australii w wakacje |
Czas znowu zmienić klimat. W Sydney panuje wczesna wiosna ale wieczorami jest chłodno. Planuję przenieść się do Cairns w Queensland, gdzie będą znowu wspaniałe letnie temperatury. Po raz kolejny korzystamy z niezawodnego Jetstara. Bilet powrotny do Cairns kosztował 960zł, niestety bez bagażu rejestrowego. Zostawiamy go więc jeszcze raz w przechowalni naszego hotelu w Sydney i na pusto tylko z plecaczkiem znowu udajemy się na terminal 2 lotniska SYD. Wylot mamy bardzo wcześnie, więc na miejscu będziemy o 9 rano – idealnie na całodniowe zwiedzanie lasów deszczowych dookoła Cairns. Boarding jeszcze w ciemnościach Bierzemy na lotnisku samochód i jedziemy na północ w stronę Mossman Gorge. Po drodze wspaniałe widoki plaż i lasów. Mossman Gorge jest bardzo dobrym miejscem na zapoznanie się z australijskim lasem deszczowym. To pętla przez dżunglę do przejścia na spokojnie w półtorej godziny. Zostawiamy samochód na parkingu i ruszamy. Część szlaku zbudowana jest na takich pomostach Nad brzegiem Mossman River mnóstwo kąpiących się lokalesów. Ale obok są tablice ostrzegające przed wchodzeniem do wody dobitnie wyliczając statystyki utonięć w tej wartkiej rzece. Wszędzie łażą australijskie nogale brunatne bardzo przypominające nasze indyki Za fajnym wiszącym mostem zaczyna się już bity szlak przez prawdziwą tropikalną dżunglę, zobaczcie sami jak to wygląda: Niby krótki trekking ale już porządnie zgłodnieliśmy. Guglamy kultowe miejsce w pobliskiej mieścinie Mossman zwane Raintree's Cafe. Serwują tu podobno najlepsze kurczaki w całym Queensland! No to próbujemy: Palce lizać! Łatwo potem trafić do toalety: Kolejną rzeczą na liście jest spływ rzeką Daintree i poszukiwanie krokodyli. Udaje się nam załapać na ostatni rejs tego dnia. Płyniemy prawie 2 godziny dużą płaskodenną łodzią podziwiając roślinność, ptactwo i oczywiście krokodyle, które o tej porze roku („zima”) występują tu w całkiem dużych ilościach. Rosną tu lasy namorzynowe, charakteryzujące się korzeniami wyrastającymi z wody …. z dołu do góry! Wygląda to niesamowicie, jak to natura potrafi sobie poradzić w różnych sytuacjach. Korzenie tak rosną ze względu na duże zmiany wysokości lustra rzeki. No i jeszcze ptaki, tu ślepowron rdzawy i czaple Czeka na nas prom przez Daintree River, chcemy dziś dojechać aż do Cape Tribulation Prom jest linowy, w jego oczekiwaniu obserwujemy rodzinę aborygenów, która zatrzymała się za nami starym rozklekotanym pickupem. Dzieciaki biegają dookoła nie robiąc sobie nic z zakazów włażenia na osprzęt promu. Zrobiłem fotkę dzieciaka za pozwoleniem jego mamy. Wjeżdżamy do krainy kazuarów, których spora populacja żyje na tym cyplu Ujście rzeki Daintree do Morza Koralowego No i sam Cape Tribulation - miejsce znane z pierwszego zetknięcia się Europejczyków z Australią. To tu przybił po raz pierwszy kapitan James Cook odkrywając nowy kontynent. Idziemy na plażę, po drodze moczary i standardowe tutaj ostrzeżenia Niestety już zachodzi słońce i do Cairns wracamy już po ciemku. Po drodze wizyta w sklepie monopolowym po ciekawe drinki i napitki rumowe, plantacje trzciny cukrowej mijaliśmy po drodze: Ostatni dzień w Cairns przeznaczamy na całodzienny rejs na Wielką Rafę Koralową. Z centrum miasta, z portu wypływa rano kilkanaście statków z turystami – zarówno na nurkowanie jak i snorkowanie. My tylko to drugie mamy w planie. Wycieczka kosztuje 850zł od osoby – cały dzień na łodzi, w cenie wyżywienie i wypożyczenie sprzętu. Płyniemy taką łódką. Do najbliższej rafy schodzi nam prawie 2,5 godziny rejsu. Kotwiczymy w trzech różnych miejscach. Załoga poleca założenie nam kombinezonów chroniących przed meduzami. Wprawdzie o tej porze roku są rzadkością ale nikt nie protestuje. Rafa jest cudowna, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że co najmniej tak piękna jak ta w Egipcie. Spędzamy w wodzie mnóstwo czasu a potem opalamy się na pokładzie. Mega fajny rejs, polecam wszystkim nawet pomimo dość wysokiej ceny. Ostatni wieczór spędzamy na obejście centrum Cairns, które jest tak naprawdę małą mieściną Wszędzie po trawnikach łażą takie dziwne ptaki, to kulony A także majny brunatne Rano mamy powrotny lot do Sydney. Jest piękny poranek Wszystkie nasze loty po Australii rozpoczynamy i kończymy w Sydney bo tak jest najtaniej. Jednak loty do i z hubu są sporo tańsze niż point to point w Australii. Ostatni dzień przeznaczymy na zwiedzanie Sydney i czas do domu Stay tuned… | |
| Autor: | hiszpan [ 30 Wrz 2023 12:02 ] |
| Temat postu: | Re: Na narty do Australii w wakacje |
Wylądowaliśmy przed południem więc na Sydney mamy cały pozostały dzień. Jedziemy pod operę zobaczyć ją w świetle dnia. No wygląda naprawdę imponująco. Obok są Królewskie Ogrody Botaniczne, piękne miejsce na spacer w dobrej pogodzie: Dookoła nas ibisy czarnopióre, wyglądają niesamowicie! Zaraz za wyjściem z ogrodu kolejne kultowe miejsce steet-foodowe – Harry’s Cafe de Wheels. Ich daniem popisowym jest Tiger Pie – które oczywiście zamawiam. Wygląda i smakuje świetnie. Jak dla mnie must-have w Sydney jak będziecie. Kolejną rzeczą, którą chciałem zobaczyć są Hyde Park Barracks, pozostałości po kolonialnym okresie Australii jako kolonii karnej dla przestępców. Budynki zachowane w bardzo dobrym stanie. Pozostawiam moją ekipę na dalsze spacery po tym wspaniałym mieście i udaję się na moje spotkania biznesowe. Muszę pojechać kolejką podmiejską aż do St Marys, miejscowości zlokalizowanej prawie u stóp Gór Błękitnych. I znowu niespodzianka pozytywna. System kolei miejskich i podmiejskich działa w Sydney podobnie jak w Singapurze. Wchodzę na stację przykładając kartę kredytową do bramki, wsiadam w interesujący mnie pociąg i na stacji końcowej znowu przykładam kartę, opłata naliczana jest automatycznie i nie ma fizycznego biletu. Super system! A oto mój pociąg Wracam do Sydney już mocno pod wieczór, odnajduję moją ekipę i do późna pieszo przemierzamy naprawdę śliczne miasto. Muzeum morskie po drodze Opera by night i jej wnętrze (nie wpuścili nas bez biletów na sale) Na kolację próbujemy szaszłyków z kangura -no całkiem pyszne! No i na powrocie do hotelu uberem przejeżdżamy przez Newtown, ciekawą dzielnicę z miksem kulturowym Rano Scoot na Dreamlinerze zabiera nas z powrotem do Singapuru Jeszcze widoczek na operę z góry W Singapurze mamy znowu 6 godzin przerwy. Decydujemy się na wieczorne zwiedzanie Ogrodu Botaniczego, który jest wpisany na listę dziedzictwa UNESCO. Wejście jest darmowe a wrażenia nocne zupełnie inne niż w dzień Na koniec znowu lądujemy w chińskiej dzielnicy na dobre jedzenie a potem przemieszczamy się do Little India. Jeżeli lecicie gdzieś do Azji przez Singapur i macie parę godzin na przesiadkę to zachęcam gorąco na wypad do miasta o dowolnej porze. To jedno z najpiękniejszych miast na świecie według mojej skromnej opinii... Kończymy łażenie grubo po północy i już nie jeździ metro. Ale na naszą czwórkę Uber wychodzi mega tanio. Odlot Qatar Airways jest o 2.30 nad ranem Jeszcze nasz A330 do Warszawy w Doha, o dziwo boarding z rękawa. Czy wy też macie takiego kaca moralnego jak wracacie z każdej fajnej podróży i czeka Was już ostatni lot? No to koniec Australijskiej przygody i dla mnie zamkniecie 7 kontynentu w jeden rok. Jak czytaliście nie jest tanio w poszczególnych miejscach i atrakcjach ale realizowanie marzeń jest tego warte dla mnie i na pewno dla wielu z Was…. | |
| Autor: | DMW [ 07 Paź 2023 21:39 ] |
| Temat postu: | Re: Na narty do Australii w wakacje |
Uluru jest największą i najbardziej znaną tego typu "świętą skałą" na świecie. Na drugim miejscu jest Sibebe Rock w Eswatini. | |
| Autor: | cart [ 07 Paź 2023 22:27 ] |
| Temat postu: | Re: Na narty do Australii w wakacje |
Jesteś kozak i szczerze gratuluję odwiedzenia 7 kontynentów w 7 miesięcy! | |
| Strona 1 z 1 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
| Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ | |