Autor: | JSP [ 12 Lip 2014 19:27 ] |
Temat postu: | Madera pod namiotem 02.07. - 09.07. |
Na Maderę chciałem wybrać się już dawna – w sumie to od momentu, gdy przeczytałem rozdział książki „Lecę dalej” Marzeny Filipczak. Jak wiele osób zauważyło, takie marzenie można w tym roku spełnić bezpośrednio z Polski za naprawdę niewielką kwotę – ceny biletów last minute do Funchal potrafiły rozpoczynać się już od 297 PLN! Loty kupowane na stronie biura podróży TUI realizowane są z Warszawy i Poznania przez polskie linie czarterowe Enter Air. Wyjazd mój był typowo niskobudżetowy. W ostatniej części relacji postaram się zamieścić przydatne informacje – jak choćby źródła, z których czerpałem informacje o wyspie, czy też podsumowanie kosztów. Liczę też na wasze opinie co zmienić w relacji – za każdą od razu dziękuję! ![]() 01.07. Dzień 0. Gdańsk - Warszawa Dzień wlókł się niemiłosiernie. Biletów wciąż nie kupiłem – najtańsze kosztowały 797 PLN. Rano przygotowałem bagaże, a następnie wziąłem się za odświeżanie strony TUI i czytaniem różnorakich stron internetowych o wyspie. Byłem coraz bardziej zdenerowany, w sumie pogodziłem się już, że nigdzie nie pojadę, aż do godziny 14:30, kiedy to nastąpiła aktualizacja cen (397 PLN). Uff, co za ulga. Szybkie kupno biletów lotniczych z Warszawy, biletu na PolskiegoBusa (mieszkam w Gdańsku) oraz zakupy w Biedronce – jako wyżywienie na pierwsze dni wyjazdu. Wracam do mieszkania, pakuję wszystko do plecaka, szybkie sprawdzenie wagi – 12 kg (w cenie biletów jest bagaż rejestrowany o wadze dopuszczalnej 20 kg). Tak po krótce, co można było znaleźć w moim plecaku: namiot (Fjord Nansen Veig II), śpiwór, karimata, trzy bluzki (dwa T-Shirty, jedna bluzka termiczna), aparat fotograficzny (zwykły kompakt), 2 pary spodni, bułki, kabanosy, ser, 3 czekolady, czołówkę, nóż, przewodnik, mapa i inne. O godzinie 19:30 wsiadam na pokład Astromegi i wyjeżdżam do Warszawy. 02.07. Dzień 1. Warszawa – Lotnisko Funchal (FNC) – Santa Cruz – Caniço – Funchal Autobus przyjeżdża na Młociny prawie pół godziny przed czasem – dwie minuty po północy. W domu sprawdziłem wszystkie możliwości dojazdu na lotnisko – najbardziej opłacalne, zarówno czasowo jak i cenowo, było połączenie dwoma autobusami – najpierw na Dworzec Centralny a następnie na terminal. Na lotnisku Chopina jestem po raz pierwszy, szybkie rozpoznanie terenu, ustawienie budzików (odprawa bagażowa zaczyna się już o 03:50, trochę bałem się że zaśpię) i zasypiam na ławkach. Budzę się – to chyba już. Rozglądam dookoła, ale coś pusto. Zwijam się i szukam swojej kolejki do odprawy. Szukam, szukam, aż w końcu wpadam na genialny pomysł żeby spojrzeć na zegarek. No tak jest dopiero 02:56. Kładę się znowu. Z płytkiego snu wyrywa mnie dźwięk budzika. Otwieram oczy – tam gdzie jeszcze przed godziną nikogo nie było teraz ciągnie się stuosobowa kolejka, na której końcu posłusznie staję. Do samolotu zabieram ze sobą karimatę (chodziło wyłącznie o to, żeby nie była przypięta na zewnątrz do plecaka, gdzie mogłaby ulec uszkodzeniu). Po wejściu na pokład samolotu na twarzy pojawia się szeroki uśmiech, ponieważ dostałem miejsce w rzędzie 15 – przy wyjściu ewakuacyjnym, gdzie jest dodatkowa przestrzeń na nogi. Rewelacja, jako że jestem dość wysoki. Mimo wszystko jest jeden minus, miejsce to nie jest z dobrej strony do oglądania widowiskowego podejścia do lądowania. Madeira International Airport przez wiele osób uznawane jest za jedno z najbardziej niebezpiecznych lotnisk na świeci. Po tym jak w 1977 miały miejsce dwa duże wypadki, władze podjęły decyzję o wydłużeniu pasa startowego o dodatkowe 1100 metrów, umieszczonego na 180 kolumnach o wysokości 70 metrów każda. Obecnie pod pasem znajduje się centrum sportu: łódki, baseny na powietrzu, siłownia – oryginalny pomysł… ![]() Widok pod pasem startowym (droga Machico - lotnisko). Lot trwał 5 godzin (od 5:50 do 9:50 – na Maderze cofamy zegarki o jedną godzinę). Po wyjściu z lotniska udaję się pieszo do pobliskiej miejscowości Santa Cruz (jeśli ktoś chciałby zrobić zakupy od razu, to niedaleko lotniska, w stronę Machico znajduje się supermarket Continente). Wzdłuż uroczej miejscowości, nad morzem ciągnie się kamienista plaża, przyjemna promenada (obok niej znajdziemy również ryneczek, gdzie można kupić owoce i warzywa) a także baseny dostępne dla wszystkich chętnych. Jest to także całkiem interesujące miejsce dla plainspotterów: ![]() Plaża w Santa Cruz ![]() Z Santa Cruz udaję się autobusem do Caniço (~2.2 EUR), które jest 3 największym miastem na Maderze (13 tysięcy mieszkańców). Nie jest to miejscowość zbyt ciekawa – odniosłem wrażenie, że są tam jedynie hotele i nieliczne na wyspie bloki mieszkalne. Pojechałem tam tylko żeby zobaczyć Pomnik Cristo Rei (Chrystusa Króla) wznoszącego się nad Atlantykiem oraz panoramę Funchal. Najłatwiej dostać się do niego samochodem (podjeżdża się praktycznie pod samą figurę), mnie z kolei czekało długie zejście z centrum. ![]() Pomnik Chrystusa Króla ![]() Widok na Funchal Ponieważ dość się spieszę to biorę autobus do Funchal, do którego dojeżdżam około godziny 15, wysiadając przy chyba najbardziej znanej atrakcji turystycznej Mercado dos Lavradores. Na najniższym piętrze można obejrzeć wiele gatunków ryb w tym pałasza (port. espada preta, ryba występująca tylko w 2 miejscach na świecie). Gdy ja byłem na rynku niestety wszyscy rybni sprzedawcy zdążyli zwinąć już interes, ale wciąż pozostawały otwarte stoiska z owocami. A tych na Maderze można znaleźć naprawdę dużo! Ze świeżych owoców możemy spróbować między innymi 25 odmian marakui, anony (jabłka cukrowe), czerymoje, mango, banano-ananasy oraz suszone: kwiaty hibiskusa, aloesu. Każdym z nich możemy zostać poczęstowani przez sprzedawcę – z resztą sami do tego namawiają. Mimo wszystko zakupy tam są potwornie drogie – kilogram owoców potrafi kosztować nawet 20 euro! ![]() Marakuja cytrynowa ![]() Marakuja pomidorowa Następnie udaję się w poszukiwanie…Urzędu Miejskiego (port. loja da cidade) aby uzupełnić wszelkie formalności związane z rozbijaniem namiotu. I tu pojawia się problem: bardzo sympatyczna pani urzędniczka ni w ząb nie mówi po angielsku. Moim szczątkowym portugalskim oraz za pomocą Google Translatora udaje nam się porozumieć, a także wypełnić dokumenty (tylko wersja portugalska). Na mapie należy wybrać stanowiska straży leśnej (port. posto forestal), a także podać dokładne daty w których chce się tam przebywać. Pani informuje mnie, że pozwolenia będą gotowe w południe następnego dnia. O nie! Nie mogę sobie na to pozwolić, skoro jutro od rana mam już być w trasie! Po chwili pertraktacji Pani prosi żebym przyszedł za 2 godziny – no już lepiej ![]() Tak więc mając chwilę czasu udaję się na wycieczkę do Blandy’s Wine Lodge Museum – najstarszej na wyspie fabryki wina. Warto wcześniej dowiedzieć się, o której godzinie odbywa się zwiedzanie z przewodnikiem w języku angielskim. Najtańsze wycieczki (Lodge Tour) kosztują 3 EUR i odbywają się tylko raz dziennie, w okolicach godziny 10 – w związku z czym ja byłem na ostatniej tego dnia Premium Tour (5.5 EUR). W cenę każdego biletu wliczona jest degustacja wina. ![]() Dziedziniec muzeum Blandy's ![]() Madera ze szczepu sercial Następnie udaję się z powrotem do Urzędu gdzie od razu dostaję wszystkie pozwolenia oraz dane kontaktowe do leśniczych. Ponieważ pozostałe godziny chcę spędzić na zwiedzaniu Funchal – udaję się w poszukiwaniu schroniska młodzieżowego (port. pousada da juventude)(chcę zobaczyć jak najwięcej a nie chcę rozbijać się w mieście - jedyna noc nie w namiocie). Ich sieć, jak się później okazało, rozsiana jest po całej wyspie i nie są w sumie bardzo drogie. Niestety, w Funchal nie było już wolnych miejsc, a recepcjonistka nie chciała się zgodzić na wynajem kawałka podłogi ![]() ![]() Na pierwszy ogień wznosząca się nad miastem i widoczna z (prawie) każdego miejsca Fortaleza do Pico. ![]() Widok z mojego okna na Fortalezę do Pico Od razu da się odczuć, że miasto położone jest na zboczu (przewodniki piszą: amfiteatralnie), a zwiedzanie go jest dość męczące. Następnie swoje kroki kieruję w okolice kościoła Santa Clara, a następnie mariny i Pałacu São Lourenço. ![]() Strome uliczki Funchal ![]() Widok z mariny ![]() Wieża Pałacu São Lourenço Kolejnymi miejscami, które odwiedzam są Fort św. Jakuba oraz najstarsza dzielnica Funchal – Zona Velha. Spacer wieczorem wąskimi, brukowanymi uliczkami to duża przyjemność. Jeśli ktoś chce, może przysiąść w jednej z licznych kawiarni lub restauracji. W niektórych z nich można posłuchać na żywo fado. Wiele drzwi okolicznych domów zostało pomalowanych w fantastyczny, bajkowy wręcz sposób! ![]() Mistrzyni muzyki fado - Amalia Rodrigues ![]() ![]() ![]() Trochę zmęczony oraz w związku z tym, że zrobiło się już ciemno zaczynam kierować się do swojego pensjonatu. W okolicach katedry Sé decyduję się wstąpić do malutkiego baru na stek z tuńczyka. Po chwili odpoczynku idę zobaczyć niedaleki pomnik Józefa Piłsudskiego (Marszałek przebywał na Maderze w trakcie zimy 1930/31) i jeszcze trochę popatrzeć na nocne życie miasta. ![]() Reprezentacyjna Avenida Arriaga nocą. Można tam usiąść na ławce i posłuchać koncertów, które grane są w kawiarni hotelu Ritz ![]() ![]() Jeden z polskich akcentów na wyspie ![]() Po północy wracam do pokoju, szybki prysznic, po którym momentalnie zasypiam. [CDN.] |
Autor: | tom971 [ 12 Lip 2014 20:28 ] |
Temat postu: | Re: Madera pod namiotem 02.07. - 09.07. |
To last minute w prawdziwym sensie ![]() Z przyjemnością czekam na cd. |
Autor: | JSP [ 15 Lip 2014 13:42 ] |
Temat postu: | Re: Madera pod namiotem 02.07. - 09.07. |
03.07. Dzień 2. Funchal - Câmara de Lobos - Cabo Girão - Câmara de Lobos – Jardim da Serra Rano szybka pobudka, spakowanie rzeczy, śniadanie zabrane jeszcze z Polski (to już taka moja tradycja – tam gdzie mogę się spodziewać wrzątku zabieram ze sobą kuskus – zajmuje mało miejsca, przygotowanie jest bardzo szybkie, kasza jest bardzo sycąca i pasuje do wszystkiego – w moim przypadku do bananów i kilku kostek czekolady) i wymeldowanie. Wstępuję do pobliskiej piekarni (okaże się później, że najtańszej z jaką spotkałem się na Maderze), kupuję pierwsze w życiu pasteis de nata i queijady i kieruję się do muzeum Cristiano Ronaldo, który jest dla mnie obowiązkowym punktem wizyty w Funchal. Muzeum otwarte jest w godzinach 10:00 – 18:00. Tu drobna uwaga: udając się tam przekonany byłem, że wstęp dla studentów jest darmowy. Okazuje się, że od jakiegoś czasu za bilet muszą zapłacić wszyscy. Koszt jest taki sam dla wszystkich i wynosi 5 EUR. Jako że do godziny otwarcia muzeum jest jeszcze trochę czasu mam okazję jeszcze trochę poznać miasto. Dla zainteresowanych: w centrum miasta znajdziemy centrum handlowe Dolce Vita, w którym, na najniższym piętrze zlokalizowany jest supermarket Pingo Doce. Jeśli chodzi o różnorodność produktów, jakość i cenę bliżej mu do Almy lub Piotra i Pawła niż do Biedronki. Tańszym supermarketem jest Continente – coś w stylu Carrefoura. ![]() Jeden z licznych parków w mieście - Parque de Santa Catarina Parę minut po 10 jestem już w muzeum. W środku oprócz niezliczonych trofeów CR7, Złotych Butów i Złotych Piłek, piłek z meczów w których strzelał hat-tricki jest również woskowa podobizna piłkarza. Odwiedzający mogą sobie zrobić zdjęcie z hologramem piłkarza, które potem można odnaleźć na profilu muzeum na Facebooku. Ponieważ zbieram szaliki, w mojej kolekcji nie mogło zabraknąć również pamiątki z tego miejsca (koszt 10 EUR). ![]() ![]() Niedaleko znajdowuje się przystanek autobusów, z którego postanowiłem skorzystać co okazało się niezbyt łatwe. Problemem na wielu przystankach jest brak rozkładu jazdy, brak tras autobusów, czasem nawet brak słupka informującego, w którym miejscu znajduje się przystanek ![]() Podejmuję decyzję: idę tam na piechotę. I w sumie była to świetna decyzja! Od końca Funchal aż do celu mojej wędrówki prowadzi promenada tuż nad samym morzem. Czas szybkim marszem to około 1h 20min, wzdłuż trasy ustawione są fontanny z wodą pitną. Tylko ciężko iść szybkim marszem gdy dookoła takie widoki… ![]() ![]() Po drodze mija się również najpiękniejsze (i akurat dość puste) plaże w okolicy: Praia Formosa i Praia Nova, a także najbardziej wysunięty na południe przylądek Ponta da Cruz. Plaże są tylko kamieniste, choć trafiają się również fragmenty czarnego, dość grubego i piekielnie nagrzanego piasku. Część z nich wyposażona jest w prysznice. Można również, za drobną opłatą, zanurzyć się w basenach. ![]() ![]() Tuż przed Câmara de Lobos trafiam na takie oto cudo: ![]() Fabryka cementu Samo miasteczko (dobrze niech będzie – miasto. W końcu liczba mieszkańców wg Wikipedii to 35 tysięcy – druga największa po Funchal, ale kompletnie tego nie czuć), a przynajmniej jego część nadająca się do zwiedzania, skupione jest wokół portu. Znane jest z pobytu Winstona Churchilla w 1950, a także z suszonych na słońcu dorszy. ![]() ![]() Podobno tutejsi mieszkańcy wymyślili ponchę – pity przez wszystkich drink składający się z brandy z trzciny cukrowej, miodu, cytryny, pomarańczy, lodem. Występują też wariacje różne jej wariacje – na przykład pomarańczę często zastępuje się marakują. Zmęczony południowym słońcem, siadam na chwilę spróbować tego trunku jak i popularnego na wyspie babeczki ryżowe (port. bolo de arroz) – w smaku przypominające babkę (z resztą przepis jest bardzo zbliżony – różni się to tylko użyciem mąki ryżowej), a przy okazji posiedzieć chwilę i pooglądać życie mieszkańców. Po chwili staję się jednym z graczy w najprostszą grę karcianą na świecie – wojnę ![]() ![]() Poncha I tu warto wspomnieć jedną bardzo ważną rzecz. 90% wyspy znajduje się powyżej 500 m n.p.m. co sprawia, że jeżeli mieszkamy nad brzegiem morza, a wybieramy się na wycieczkę do centrum wyspy, gdzie wytyczona jest większość szlaków, musimy pokonać przewyższenie rzędu 1000 m i dopiero stamtąd zaczyna się trasa. Z tego też wynika powszechne przekonanie, że „na Maderze bez samochodu ani rusz”. Druga sprawa, że prawie zawsze szlaki prowadzą z punktu A do B – nie wracają do punktu wyjścia. ![]() Widok na Cabo Girão Z kolei Cabo Girão jest piątym najwyższym klifem w Europie – 589 m n.p.m. Staję więc przy wjeździe na szczyt i łapię stopa… Po pół godzinie okazuje się, że to nie ma za bardzo sensu – przejechał jeden samochód, a ja mam jeszcze dziś dużo do przejścia. Mimo, że cały czas idę po asfalcie jest to mozolne zajęcie, choć fantastyczne widoki wynagradzają wszystko. ![]() ![]() Gdy dochodzę na punkt widokowy jestem już na tyle zmęczony, że robię jedynie parę fotek, siadam na przeszklonej podłodze i gapię się w dół. Zewsząd dochodzą okrzyki turystów (okazało się, że była inna droga), a ja wyobrażam sobie że unoszę się nad ziemią… Po jakimś czasie ochłonąłem na tyle, że robi mi się zimno. Trochę kalorii w postaci Kitkata ląduje w mojej paszczy, mięśnie wydają jęk prostując się, a ramiona głośno protestują po nałożeniu plecaka. Czas wracać. Droga w dół jest o wiele przyjemniejsza, choć i tak spadek wysokości mocno obciąża mięśnie czworogłowe. ![]() ![]() ![]() Gdy wróciłem do Câmara de Lobos udaję się od razu na przystanek autobusowy prowadzący do Jardim da Serra. Może nie od razu, bo zahaczam jeszcze o Pingo Doce, żeby kupić butelkę wody (za rogiem oczywiście było źródełko wody pitnej, które po wyjściu ze sklepu zauważam ![]() Tu kolejna nowość! Rozkład jest, a jakże, tylko przez 1.5h nie pojawia się żadna z trzech oczekiwanych przeze mnie camionet. Ale zaczynam się już przestawiać i ignoruję takie niedogodności – siadam na krawężniku i oglądam rzeczywistość. Po jakimś czasie zaczynam się do wszystkich uśmiechać, a co najważniejsze uśmiech jest odwzajemniany ![]() W końcu wysiadam w Jardim da Serra. A co jest w tej wiosce? W sumie to… NIC. I tu był problem, bo za bardzo nie wiem gdzie iść w stronę mojego pierwszego noclegu. Stanąłem na środku skrzyżowania i gapię się na mapę. Stoję i patrzę, patrzę i stoję, stoję i… „Falas ingles?!” (pol.: Mówisz po angielsku?). Szukam osoby która wypowiedziała te słowa, ale nikogo nie widzę… W końcu zauważam – 3 panów siedzących pod barem, z czego jeden usilnie do mnie macha. Podchodzę, witam się. O! Dwóch z nich chyba jest dość zmęczonych, bo mają problem z ustaniem na nogach, a może to wiatr, który tak wieje… Jeden z nich pyta się, czy może pomóc. Po półgodzinnej rozmowie nie tylko wiem, w którą stronę mam iść, ale także wiem jak nazywają się dzieci tych mężczyzn, wiem że mieszkają tu Ukrainki, że leśniczy jest spoko chłop i że jak będę tu następnym razem to koniecznie musimy wypić Coral (lokalne piwo)! W międzyczasie zrobiła się 20:30, a ja mam przed sobą jakieś 50 minut drogi pod górę przed sobą. W ciągu pierwszych dwudziestu minut mijam domy, z których wyglądają starsze panie i wszystkie bacznie się mi przyglądają. Zacząłem robić to co zawsze, gdy jestem na polskiej wsi – przed każdą z nich zdejmować czapkę z daszkiem i krzyczeć dzień dobry (port. boa tarde, używane od godziny 12:00). Za każdym razem odpowiada mi uśmiech i żywiołowe machanie ręką. Wychodzę ze wsi, robi się ciemno i nadchodzi mgła. Dochodzę do leśniczówki Boca da Corrida (wysokość 1200 m). Jest i miejsce na grill i ławki, tylko nikogo nie ma wokół… Widząc, że wewnątrz pali się światło – pukam. Zero odpowiedzi. I szczerze – to miałem stracha. Jestem w górach, dość słabo widzę (mgła), temperatura gwałtownie spadła i zerwał się wiatr, a do najbliższych domów jest względnie daleko. A no i cienie zaczynają zewsząd wychodzić. No cóż. Muszę wziąć się w garść. Rozbijam namiot, układam rzeczy, jem kolację. Dziwnie tak samemu. Choć jest jeden plus: zaczynam sobie śpiewać pieśni o polskich bohaterach (tylko to znam ![]() ![]() Zdjęcie namiotu zrobione już rano |
Autor: | zxcvbnm [ 23 Lip 2014 22:42 ] |
Temat postu: | Re: Madera pod namiotem 02.07. - 09.07. |
Sami w górach na Maderze gdy się ściemnia coś mi to przypomina ;d Czekamy na kolejną część:) ps może zainteresuje Cię mój post z majowej wyprawy |
Autor: | shiver [ 24 Lip 2014 10:33 ] |
Temat postu: | Re: Madera pod namiotem 02.07. - 09.07. |
Ciekawa relacja ![]() Powiem tak - z budżetem niczyim nie zamierzam dyskutować, zdaję sobie sprawę z różnych możliwości finansowych. Biorąc jednak pod uwagę, że za jakieś ~30 EUR za dzień można spokojnie mieć samochód (wliczając paliwo) chyba nie chciałbym "zużyć" tyle czasu na siedzenie na krawężnikach, szukanie rozkładów jazdy, czekanie na chaotycznie jeżdżące autobusy czy łapanie stopów... Cóż, za stary pewnie jestem ![]() |
Autor: | suszek [ 24 Lip 2014 10:50 ] |
Temat postu: | Re: Madera pod namiotem 02.07. - 09.07. |
@shiver myślę, że z czasem człowiek inaczej patrzy na sposób podróżowania i ma inne oczekiwania ... i inny budżet ![]() Ja np. jestem nadal na takim samym etapie jak autor, fakt faktem bywa to męczące, ale też nieprzewidywalne, często spontaniczne. A tego szukamy w podróżach - przygody. |
Autor: | JSP [ 28 Lip 2014 20:18 ] |
Temat postu: | Re: Madera pod namiotem 02.07. - 09.07. |
Przepraszam za przerwę w relacji, ale jestem na Malcie, jutro wracam więc możecie spodziewać się kolejnej części już niedługo ![]() @shiver Autobusami później już nie jeździłem - tylko autostopem. Już tłumacze dlaczego. Po pierwsze primo to jest dla mnie świetny sposób na poznanie ludzi : staram się z nimi rozmawiać mieszanką portugalsko-hiszpańską i całkiem nieźle się dogadywailsmy (tu też jest bonus językowy). Z wieloma ludźmi którzy mnie podwozili utrzymuje cały czas kontakt. W sumie to w podróży najciejawsi dla mnie są ludzie... Po drugie primo jazda na Maderze autobusem/autostopem jest nieunikniona - szlaki zazwyczaj nie zataczają kół, więc do zaparkowanego samochodu i tak trzeba jakoś wrócić. Po trzecie primo z lapaniem stopa nie miałem potem już żadnych (!) problemów. Co ciekawe w większości przypadków jeździłem z mieszkańcami wyspy. No i aspekt finansowy. Jeśli nie byłbym sam to miałoby to sens, jednak nie miałem towarzystwa więc koszt wynosiłby7x30x4.2=882 PLN, co podwoiloby budżet wyjazdu. A każdy swój wyjazd zaczynam ze słowami: czas zacząć przygodę. Bo właśnie po to podróżuje - żeby przeżyć przygodę. Mam wrażenie, że to dlatego, ze naczytalem się za dużo relacji innych użytkowników i książek ![]() |
Autor: | Benias [ 28 Lip 2014 21:21 ] |
Temat postu: | Re: Madera pod namiotem 02.07. - 09.07. |
Na Cabo Girao jadą chyba tylko dwa autobusy dziennie, pierwszy ok. 11, drugi, jesli taki w ogole jest to ok. 15, także czekanie rzeczywiscie nie miało sensu |
Autor: | zxcvbnm [ 28 Lip 2014 23:10 ] |
Temat postu: | Re: Madera pod namiotem 02.07. - 09.07. |
trzymamy kciuki również za relację z malty ;d też mi chodzi ten kierunek po głowie od pewnego czasu |
Autor: | invasion [ 28 Lip 2014 23:31 ] |
Temat postu: | Re: Madera pod namiotem 02.07. - 09.07. |
JSP napisał(a): Po pierwsze primo to jest dla mnie świetny sposób na poznanie ludzi : staram się z nimi rozmawiać mieszanką portugalsko-hiszpańską i całkiem nieźle się dogadywailsmy (tu też jest bonus językowy). Z wieloma ludźmi którzy mnie podwozili utrzymuje cały czas kontakt. W sumie to w podróży najciejawsi dla mnie są ludzie... To jest najlepsze, uwielbiam podróżować autostopem tylko z tego powodu ![]() |
Autor: | Lela [ 11 Paź 2014 19:39 ] |
Temat postu: | Re: Madera pod namiotem 02.07. - 09.07. |
Bardzo fajna relacja, ale czy to już koniec?:( |
Autor: | Raphael [ 14 Paź 2014 17:45 ] |
Temat postu: | Re: Madera pod namiotem 02.07. - 09.07. |
JSP napisał(a): Wąskie drogi nad niezabezpieczonymi zboczami, stary autobus jadący z zawrotną prędkością 30 km/h na pierwszym – drugim biegu i dźwięk zarzynanego silnika połączony z dźwiękiem klaksonu, którego używanie jest chyba życiową pasją kierowcy. Co do klaksonu, przypuszczam że był używany w dwóch okolicznościach: a) przy ostrych zakrętach, gdy nie da się zobaczyć czy coś jedzie z naprzeciwka a trzeba (autobusem) ściąć zakręt; b) jako pozdrowienie mijanych licznych znajomych i dużej rodziny. |
Strona 1 z 1 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ |