Autor: | malawita [ 01 Lip 2017 15:44 ] |
Temat postu: | Re: Jest nawet trochę afryczo. 10 dni w RPA. |
Fajna rzeczowa relacja. ![]() Chcialabym zapytac, jakie sa teraz ceny piwa i wina w restauracjach? |
Autor: | igore [ 01 Lip 2017 16:21 ] |
Temat postu: | Re: Jest nawet trochę afryczo. 10 dni w RPA. |
@malawita Ceny piwa kraftowego w barze to ok. 40ZAR (+- 12PLN, czyli podobnie jak w Polsce). Wina najczęściej od 100ZAR (+- 30PLN) za butelkę. Wiadomo, wszystko zależy od rodzaju restauracji. My zawsze chodzimy jeść na chybił trafił - bez sugerowania się przewodnikami, stronami internetowymi etc. Poza problemami z samochodem i pogodą naszym najczęstszym dylematem był wybór koloru wina do obiadu. ![]() |
Autor: | malawita [ 01 Lip 2017 18:18 ] |
Temat postu: | Re: Jest nawet trochę afryczo. 10 dni w RPA. |
Dzieki i czekam na ciag dalszy. ![]() |
Autor: | igore [ 02 Lip 2017 17:30 ] |
Temat postu: | Re: Jest nawet trochę afryczo. 10 dni w RPA. |
Przylądek Dobrej Nadziei. Jadąc w stronę Przylądka, mieliśmy nadzieję że przestanie padać. Do tego, że wieje już się przyzwyczailiśmy. Za pierwszy przystanek obieramy Hout Bay. Deszcz na chwię ustał, ale widoczność wciąż nie należy do najlepszych. Do tego też już przywykliśmy. W porcie jest pusto. Prócz nas nie widać innych turystów, a z właśnie nadjeżdzającego autobusu typu hop on - hop off nikt nie wysiada. Widziałem jak prezentują się zdjęcia z tego miejsca w słoneczną pogodę i różnica jest ogromna. My mamy jedynie takie. Załącznik: DSC07546.jpg [ 108.3 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: DSC07552.jpg [ 108.41 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: DSC07558.jpg [ 154.42 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: P1050963.jpg [ 142.48 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Z Hout Bay można wypłynąć w celu oglądania fok, ale dla nas ta opcja nie jest dostępna i musieliśmy się zadowolić widokiem jedynie kilku zwierząt w porcie. Ruszamy w dalszą drogę, by przejechać jedną z (podobno) najbardziej widokowych tras na świecie, czyli Chapman’s Peak Drive. Trasa z Hout Bay do Noordhoek to jedynie 9km i aż 114 zakrętów. Do tej pory nie brakowało nam malowniczych tras, ale na tę czekałem najbardziej. Niestety tuż po wyjeździe z Hout Bay dostrzegam informacje, że droga jest zamknięta. Może to jakiś błąd – myślę. Jedziemy dalej do punktu poboru opłat (tak, Chapman’s Peak jest płatny), zastajemy zamknięte bramki i dostajemy ostateczne potwierdzenie, że nie pojedziemy dalej. Cóż, może innym razem... Szukam w nawigacji innej trasy i okrężną drogą jedziemy w stonę Przylądka. W pewnym momencie wybieramy zły zjazd z ronda i od razu znajdujemy się w małym townshipie, czyli dzielnicy biedoty. Kontrast pomiędzy zlepionymi z byle czego domkami i ukrytymi za kilkumetrowymi ogrodzeniami willami bogatych jest ogromny. To nie pierwszy i nie ostatni township, jaki widzieliśmy podczas naszej podróży. Mimo iż nie jedziemy Chapman’s Peak i tak towarzyszą nam ciekawe widoki, szczególnie podczas jazdy wzdłuż oceanu. Docieramy do jednego z obowiązkowych punktów naszej wycieczki - Simmons Town a właściwie Boulders Beach i znajdującej się tam kolonii pingwina przylądkowego. Ptaki upodobały sobie tę część wybrzeża, stanowiąc niemałą atrakcję turystyczną. Nie osiągają rozmiarów swoich cesarskich krewnych i są wielkości gęsi. Urocze zwierzaki. Załącznik: DSC07576.jpg [ 220.32 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: DSC07577.jpg [ 206.46 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: DSC07582.jpg [ 257.35 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: DSC07584.jpg [ 306.74 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: P1050996.jpg [ 199.92 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: P1050999.jpg [ 158.05 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: P1060007.jpg [ 140.57 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Do bramy wjazdowej do parku dojeżdżamy dość późno (wstęp 135ZAR/os.) . By uniknąć kary za przekroczenie terminu wyjazdu, musimy opuścić teren przed 17.30. Mamy niecałe 3 godziny. Krajobraz jest wyjątkowy. Wzburzone fale oceanu, nisko zawieszone chmury i niesprzyjająca aura potęgują atmosferę tego miejsca. Załącznik: DSC07617.jpg [ 161.16 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: DSC07622.jpg [ 116.62 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: DSC07626.jpg [ 175.47 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Dojeżdżamy do Cape Point i idziemy w stronę znajdującej się tam latarni morskiej. W sumie nic wyjątkowego, ale to nie budynki tworzą wyjątkowowść tego miejsca. Piesza trasa do Przylądka Dobrej Nadziei i z powrotem jest przewidziana na 1,5 godziny. Idziemy. Wieje jak cholera i zanosi się na deszcz. Wysokie fale odbijają się od klifów. Widzimy kilku turystów wracającyh w stonę parkingu. Dochodzimy do Przylądka i z wysoka patrzymy na wzburzony ocean. Nic dziwnego, że tyle statków zakończyło tu swój żywot. W drodze powrotnej schodzimy jeszcze na plażę Bartolomeo Diaza (rzecz jasna – byliśmy na niej sami) i zmęczeni idziemy w stronę samochodu. Załącznik: DSC07633.jpg [ 113.17 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: DSC07637.jpg [ 75.39 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: DSC07653.jpg [ 166.55 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: DSC07668.jpg [ 124.39 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: DSC07677.jpg [ 144.28 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: DSC07696.jpg [ 158.03 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: DSC07704.jpg [ 149.96 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: P1060115.jpg [ 131.88 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: P1060164.jpg [ 119.79 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: P1060202.jpg [ 142.71 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: P1060249.jpg [ 106.54 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: P1060273.jpg [ 126.26 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Jedziemy jeszcze zrobić zdjęcie przylądkowej tablicy. Po drodze przechadzają się strusie, które nie są niczym dziwnym w tej części kraju. Spotykamy również pawiany. Załącznik: DSC07690.jpg [ 352.28 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: P1060095.jpg [ 153.53 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Załącznik: P1060276.jpg [ 98.32 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Do Kapsztadu jedziemy inną trasą i nawet po zmroku wydaje się bardzo ciekawa. Załącznik: DSC07720.jpg [ 202.06 KiB | Obejrzany 8517 razy ] Zatrzymujemy się na obiad. Na restauracyjnym parkingu nasza Fiesta prezentuje się mizernie. Zastanawiamy się, czy ceny w środku są odzwierciedleniem ceny samochodów zostawionych na zewnątrz. Na szczeście tak nie było. Najbliższe dwie noce spędzimy w centrum Kapsztadu, rzut beretem od Bo-Kaap. Spacer po zmroku dostarcza niezapomnianych wrażeń. Wydaje się, że liczba bezdomnych i narkomanów zwiększyła się kilkukrotnie. Dużo trudniej jest też uwolnić się od ich przykrego towarzystwa. Zdarza się na przykład, że gdy wchodzimy do sklepu, razem z nami wchodzi bezdomny, bierze z półki produkty i oczekuje, że za niego zapłacimy. Hehe, nie ma mowy, kolego. Na moją uwagę , że życie w takim mieście musi być trudne, hinduski właściciel odpowiada: tu w każdej chwili ktoś może cię dźgnąć nożem lub ukłuć strzykawką. Życie w Kapsztadzie jest do d...y. Nie zrażamy się jednak. Wieczór spędzamy w tej samej knajpie co wczoraj, a ja poznaję kolejną partię południowoafrykańskich craftów. Próbujemy też kupić wycieczkę połączoną z pływaniem w klatce z rekinami. Bezskutecznie. Fale są za wysokie i łodzie nie wypływają w morze. Cóż, kolejny powód, by powrócić do Kapsztadu...Musimy wymyślić plan na kolejny dzień. |
Autor: | igore [ 03 Lip 2017 22:03 ] |
Temat postu: | Re: Jest nawet trochę afryczo. 10 dni w RPA. |
Winnice Rano pytamy jeszcze w recepcji i w innym biurze o możliwość wycieczki na rekiny ale uzyskujemy tę samą odpowiedź. Nie ma szans, za wysokie fale. Na pytanie co zobaczyć w zamian - jednoznacznie , ale z pewną niepewnością w głosie odpowiadają, że winnice. Nie mieliśmy tego w planach, ale postąpiliśmy zgodnie ze starym przysłowiem: jeśli ludzie polecają ci jechać do winnic – jedź do winnic. Wstukuję w nawigację Stellenbosch i jedziemy. W Kapsztadzie rzecz jasna pada. Przejeżdżamy obok lotniska, mijając jedne z większych townships w mieście: Nyanga i Langa. My jedziemy do miejsca, gdzie bieda nie jest aż tak widoczna a licznym winnicom towarzysza ładne kolonialne zabudowania. W tym regionie kraju spotykamy dużo więcej białych ludzi a w miejscach publicznych najczęściej słychać język afrikaans. W RPA jest 11 języków urzędowych. Tę schizofrenię językową najłatwiej zauważyć słuchając radia. Stellenbosch nie przypada nam do gustu. Nie po to przyjechaliśmy do Afryki, by oglądać europejskie miasteczka. Wszystko jest ładne, czyste i porządne. Zaczynamy wątpić, czy nasza dzisiejsza wyprawa ma sens. Tu wcale nie jest afryczo. Jedziemy dalej w stronę Franschhoek a zmieniający się krajobraz wynagradza nasze dylematy. Góry ukryte w chmurach, drzewa pokryte złotymi liśćmi. Złota, południowoafrykańska jesień. Dookoła jest tyle winnic, ze nie wiemy którą wybrać. Jedziemy do tej, która wydaje się nam najładniej położona. Zorgvliet jest strzałem w dziesiątke. Wybieramy degustację trzech (30ZAR) – ja miałem ochotę na więcej, ale wiecie – solidarność z kierowcą. Pan, opowiadający nam o winach jest miły i kompetentny. Siedzimy, pijemy a w kominku obok trzaskają drwa. Okolica przypomina nam argentyńską Mendozę. Tu tez można się przemieszczać między winnicami pieszo lub na rowerze, kosztować lokalnych specjałów i kontemplować piękne widoki. Ehh, w takim miejscu chciałym kiedyś zamieszkać. Niestety,nie zabawimy tu długo. Załącznik: P1060310.jpg [ 186.59 KiB | Obejrzany 8465 razy ] Załącznik: DSC07739.jpg [ 231.64 KiB | Obejrzany 8465 razy ] Załącznik: DSC07731.jpg [ 188.93 KiB | Obejrzany 8465 razy ] Załącznik: DSC07730.jpg [ 125.66 KiB | Obejrzany 8465 razy ] Załącznik: DSC07728.jpg [ 177.06 KiB | Obejrzany 8465 razy ] Franschhoek jest uroczym miasteczkiem, jednym z najstarszych w RPA. Założone w XVII w. przez hugenotów, do tej pory wydaje się być „spokrewnionym” z Francją. Ulica Hugenotów, Bordeaux, Mała Prowansja, to tylko nieliczne przykłady lokalnego nazewnctwa. Wokół pełno winnic a my wybieramy się coś zjeść do mini-browaru. Bardzo miłą obsługa i smaczne piwa. Kelnerka mówi, że praca wre i przygotowują się na Święto Narodowe Francji. Załącznik: DSC07743.jpg [ 150.61 KiB | Obejrzany 8465 razy ] Załącznik: DSC07749.jpg [ 141.44 KiB | Obejrzany 8465 razy ] Załącznik: DSC07762.jpg [ 163.65 KiB | Obejrzany 8465 razy ] Załącznik: P1060346.jpg [ 123.89 KiB | Obejrzany 8465 razy ] Załącznik: P1060335.jpg [ 122.5 KiB | Obejrzany 8465 razy ] Standardowo nie chcemy wracać tą samą trasą lecz wybierając okrężną drogę nie miałem pojęcia, że będzie tak malownicza. Jedziemy wśród gór, często przy widoczności rzędu kilkunastu metrów. Zatrzymujemy się co chwilę, by zrobić zdjęcia lub po prostu przyglądać się okolicy. Załącznik: DSC07773.jpg [ 208 KiB | Obejrzany 8465 razy ] Załącznik: DSC07783.jpg [ 135.21 KiB | Obejrzany 8465 razy ] Załącznik: DSC07785.jpg [ 125.78 KiB | Obejrzany 8465 razy ] Załącznik: DSC07788.jpg [ 126.04 KiB | Obejrzany 8465 razy ] Załącznik: DSC07799.jpg [ 171.33 KiB | Obejrzany 8465 razy ] Do Kapsztadu docieramy późnym wieczorem. Wieczorem, który nie różni się od innych. Walka z „mieszkańcami” Long Street ponownie kończy się naszym zwycięstwem. Ja dodatkowo kończę degustację wszystkich lanych piw z Beer House. Kładąc się spać mamy nadzieję, że jutro kolejka na Górę Stołową zacznie działać. W końcu to nasz ostatni dzień w RPA... Rano przed naszym oknem taki oto widok. Wierzcie lub nie, ale wcześniej nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy, że możemy go dostrzec. Ba, ledwo widzieliśmy jakiekolwiek budynki. Może czwartego dnia nareszcie się uda... Załącznik: DSC07807.jpg [ 147.48 KiB | Obejrzany 8465 razy ] Załącznik: DSC07804.jpg [ 145.87 KiB | Obejrzany 8465 razy ] |
Autor: | igore [ 04 Lip 2017 20:30 ] |
Temat postu: | Re: Jest nawet trochę afryczo. 10 dni w RPA. |
Koniec. Po śniadaniu idę do recepcjonisty i proszę by sprawdził, czy kolejka normalnie kursuje. Odpowiada, że nie, ponieważ niebo jest zachmurzone. Proszę, by zadzwonił. Nie odbierają. Mówię mu, że na zewnątrz świeci słońce. Patrzy na mnie jak na wariata i wychodzi ze mną przed hotel. O mało nie potrącił go samochód. Tak, kolejka powinna już działać – uśmiecha się. Na parkingu i drodze dojazdowej do Góry Stołowej jest już sporo samochodów. Widocznie nie tylko my czekaliśmy na lepszą pogodę. Stoimy w kolejce, gdy nagle przez megafon słyszymy niezbyt optymistyczną wiadomość: w związku z awarią elektryczności, kolejka nie będzie dziś kursować. Prosimy przyjść za kilka godzin. Nie mamy kilku godzin – myślimy. Czekamy na możliwość wjechania na górę już tydzień – mówią stojący obok nas Chińczycy. Za chwilę słyszymy małe sprostowanie: uruchomiliśmy agregaty – kolejka będzie jeździć wolniej i bez maksymalnego obciążenia. W sumie na górę dostaliśmy się dopiero po półtorej godziny oczekiwania. Było warto. Na początku przez gęste chmury nie widzieliśmy prawie nic. Póżniej widoczność się poprawiła, chociaż Kapsztad cały czas tonął we mgle. Niestety, nie mamy czasu, by zostać tu dłużej. Powoli musimy jechac na lotnisko. Po drodze postanawiamy jeszcze zawitać do znajdującyh się w jego pobliżu townshipów. Załącznik: DSC07882.jpg [ 202.58 KiB | Obejrzany 8409 razy ] Załącznik: DSC07826.jpg [ 97.67 KiB | Obejrzany 8409 razy ] Załącznik: DSC07829.jpg [ 258.11 KiB | Obejrzany 8409 razy ] Załącznik: DSC07831.jpg [ 242.83 KiB | Obejrzany 8409 razy ] Załącznik: DSC07854.jpg [ 172.31 KiB | Obejrzany 8409 razy ] Załącznik: DSC07871.jpg [ 119.35 KiB | Obejrzany 8409 razy ] Załącznik: DSC07877.jpg [ 99.9 KiB | Obejrzany 8409 razy ] Załącznik: DSC07881.jpg [ 152.87 KiB | Obejrzany 8409 razy ] Załącznik: P1060441.jpg [ 115.82 KiB | Obejrzany 8409 razy ] Załącznik: P1060445.jpg [ 118.74 KiB | Obejrzany 8409 razy ] Załącznik: P1060528.jpg [ 103.32 KiB | Obejrzany 8409 razy ] Do kapsztadzkich ( i nie tylko) dzielnic biedoty można się wybrać z jednym z biur. Widzieliśmy taką grupę w Langa. Młodzi ludzie w markowych ciuchach robiący ukradkiem zdjęcia swoimi iphoneami. Nie różniliśmy się od nich. Też przywiodła nas tu ciekawość. Czuliśmy się totalnie nie na miejscu. Swego czasu nocowaliśmy w dwóch favelach w Rio de Janeiro, ale tam było jakoś inaczej. W związku z tym, że płaciliśmy za nocleg, poznaliśmy ludzi, robiliśmy zakupy w miejscowym sklepie a nasz pobyt wydawał się usprawiedliwiony. Tu przyjechaliśmy po drodze. Może celem było zobaczenie, że inni mają gorzej, że my, ludzie z problemami pierwszego świata nie mamy na co narzekać. Zresztą brazylijskie favele, przynajmniej te w których byliśmy ,prezentowały się zdecydowanie lepiej. W Kapsztadzie wszystko wyglądało dużo bardziej prowizorycznie. Przynajmniej takie wrażenie zrobiły na nas Gugulethu i Nyanga, która jak właśnie przeczytałem jest nazywana południowoafrykańską stolicą zbrodni. Może to i dobrze, że nie mieliśmy czasu na spacery po okolicy...Nierówność społeczna pogłębia się w RPA coraz bardziej. W szybkim tempie przybywa też mieszkańców townshipów. Załącznik: DSC07889.jpg [ 146.79 KiB | Obejrzany 8409 razy ] Załącznik: DSC07894.jpg [ 176.38 KiB | Obejrzany 8409 razy ] Załącznik: DSC07898.jpg [ 205.59 KiB | Obejrzany 8409 razy ] RPA jest fascynującym krajem, pełnym kontrastów, z oszałamiającą przyrodą. Krajem ze smacznym jedzeniem i dobrymi winami. Zobaczyliśmy niewiele i z chęcią wrócimy. Czy czerwiec jest dobrym miesiącem na wyjazd? I tak i nie. W Mupalandze temperatura była w sam raz. Chociaż tu też nie obyło się bez kontrastów: w dzień prawie 30 stopni, w nocy poniżej 10. W Kapsztadzie silny wiatr, wysokie fale – warunki w których trudno coś zaplanować. Dobrze, że zbytnio nie planujemy. Nikt nas nie zamordował, nie okradł i nie zgwałcił. Myślę, że przy odrobinie zdrowego rozsądku kraj nie jest tak niebezpieczny jak go malują. Wracamy przez Londyn. Lądujemy na Heathrow i musimy zmienić lotnisko na Stanstead. Nie mogliśmy sobie odmówić Fish&Chips i piwa w okolicach Pałacu Buckingham. W drodze na Stanstead trafiamy na ogromny korek i ledwo udaje nam się zdążyć na lotnisko. Do Krakowa przylatujemy późnym wieczorem, zmęczeni i zadowoleni z wyjazdu. Znajomi z pracy znów będą pytać dlaczego po urlopie jestem bardziej wykończony niż przed. Dziękuję wszystkim, którzy choć zerknęli na tę relację. Jeśli macie jakies pytania, chętnie odpowiem. Afryczości wciąż nam mało. |
Autor: | lucifersam1982 [ 04 Lip 2017 21:25 ] |
Temat postu: | Re: Jest nawet trochę afryczo. 10 dni w RPA. |
Swietna relacja. Mozesz podac kosztorys, jesli to nie problem? Tak ogolnie jedzenie, picie, samochod.. |
Autor: | cccc [ 04 Lip 2017 22:35 ] |
Temat postu: | Re: Jest nawet trochę afryczo. 10 dni w RPA. |
Fajne opisy i podsumowanie. ![]() Afryka ma w sobie to "cos", co fascynuje i przyciaga. Podlacze sie rowniez do pytania, tak z ciekawosci czy zamawialiscie np. slynnego steka, czy zeberka w Spur Steak Ranches i jakie sa teraz ceny? Bylem co prawda kilkanascie lat temu i taki stek kosztowal wtedy ok. 6 Euro. A kosztowaliscie moze cos z dziczyzny jak antylopa, strus czy krokodyl? Pozdr. |
Autor: | igore [ 04 Lip 2017 22:47 ] |
Temat postu: | Re: Jest nawet trochę afryczo. 10 dni w RPA. |
Tak wyglądały mniej więcej wydatki na transport i bilety wstępu (na osobę): Załącznik: wydatki.png [ 8.33 KiB | Obejrzany 8336 razy ] Jeśli chodzi o ceny noclegów to pewnie dużo nie pomogę. Korzystałem z przeróżnych zniżek, promocji, punktów itp. więc wydatki nie będą reprezentatywne. Koszty transportu też są oszukane, ponieważ za bilety do i z UK nie zapłaciliśmy nic. Ceny jedzenie w sklepach i knajpach podobne do tych w Polsce. Chociaż nie wszystkie. Przykładowo - poniższy T-Bone w Beer House na Long Street w Kapsztadzie, kosztował niecałe 50 PLN. Wina tanie. Papierosy ok. 10-12 PLN za paczkę. Zwykle jadaliśmy w restauracjach. Przeciętny posiłek i butelka wina kosztował pewnie w granicach 100 - 150 PLN. Może kiedyś lepiej to podliczę. ![]() Załącznik: IMG_20170613_211532.jpg [ 109.58 KiB | Obejrzany 8336 razy ] Tak naprawdę wszystko zależy od kursu randa. Gospodarka RPA jest obecnie w recesji, więc może będzie taniej. @cccc Ja głównie jadłem wołowinę pod różną postacią. W naszym hotelu w okolicy Hazyview ostrzyłem sobie zęby na klopsiki z antylopy (podobno robią wyśmienite) , ale akurat nie mieli w menu. |
Autor: | cccc [ 04 Lip 2017 23:25 ] |
Temat postu: | Re: Jest nawet trochę afryczo. 10 dni w RPA. |
Dzieki za szybka odpowiedz. Pozostawiam aspekty etyczne i nie chcialbym rozpetac jakiejs burzy na forum, ale za kazdym razem zanim skosztuje dziczyzne, ktora de facto uwielbiam, to mam problem. Probowalem rozne antylopy, np. mieso z Kudu (cos na pograniczu dzika, jelenia i wolowiny) mi nie smakowalo, ale np. mocno przypominajacy sarne Springbock bardzo mi smakowal. Chcialbym kiedys skosztowac zebre i antylope Eland, bo nie mialem okazji. Zyrafe jadlem w Zimbabwe, mieso bylo twardawe i zylaste, niby zdrowe, ale osobiscie nie polecam, za to na pewno polecam strusia i krokodyla. Mysle, ze bedziesz mial okazje skosztowac nastepnym razem w Afryce. ![]() Dobrej nocki. |
Autor: | jprawicki [ 18 Lip 2017 14:17 ] |
Temat postu: | Re: Jest nawet trochę afryczo. 10 dni w RPA. |
Bardzo fajna relacja. Szkoda, że pogoda nie do końca dopisała bo to dodaje jeszcze uroku. IMHO najlepiej jechać do RPA późną jesienią (listopad) bo nie jest jeszcze za gorąco a na pewno dużo bardziej "afryczo" ![]() Pozdrawiam |
Autor: | kamo375 [ 18 Lip 2017 15:31 ] |
Temat postu: | Re: Jest nawet trochę afryczo. 10 dni w RPA. |
@igore jak zawsze w formie ![]() ![]() |
Strona 2 z 2 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ |