Tanie linie gorsze od tradycyjnych? Obalamy 7 mitów, w które wierzysz!
Nazwa „tanie linie”, którą posługujemy się w języku polskim, nie jest poprawna, ale skoro się przyjęła, nie ma co z tym walczyć. Warto jednak wiedzieć, że to błędne tłumaczenie skrótu LCC – low cost carrier, czyli dosłownie – przewoźnik niskokosztowy. Taki, który ponosi niskie koszty działalności poprzez pobieranie opłat za usługi dodane do samego przewozu pasażera.
To rozróżnienie, od „linii tradycyjnych” (legacy airlines, zwane też liniami regularnymi), które w cenie biletu zawierały nie tylko fotel w trakcie przelotu, ale również posiłek, bagaż, etc. Czas przeszły nie jest tu przypadkiem.
Oto 7 mitów o różnicach między liniami niskokosztowymi a liniami tradycyjnymi, które wciąż funkcjonują. To różnice w ofercie, które istniały, ale na skutek zbliżania się modelu biznesowego linii tradycyjnych do przewoźników niskokosztowych, dziś na trasach krótkich (wewnątrzeuropejskich) – są już historią.
Porównujemy trasy bliskie, czyli takie, na których latają przewoźnicy niskokosztowi. Zestawiamy najtańsze oferowane taryfy, czyli te, które znajdujecie we wszelkich wyszukiwarkach biletów jako podstawowe. I tu zapomnijcie o bagażu rejestrowanym w cenie. Praktycznie każdy przewoźnik tradycyjny za bagaż rejestrowany każe dopłacać. I to słono.
Na przykład, w Lufthansie dopłata za bagaż przy wyborze najtańszego biletu z Warszawy do Frankfurtu to 125 PLN w jedną stronę. Stanowi to ponad 25% ceny samego biletu w dacie, którą sprawdzałem.
Co ciekawe, taniej podróż z bagażem rejestrowanym (nadawanym do luku bagażowego) wyjdzie Wam, jeśli kupicie droższą taryfę, a nie najtańszy bilet plus bagaż.
fot. Lufthansa.com