Gdzie zobaczyć nosacza, a gdzie dzioborożca? Odwiedzamy najpopularniejsze atrakcje Borneo
Wchodzące w skład archipelagu Wielkich Wysp Sundajskich Borneo to 3. największa wyspa świata (po Grenlandii i Nowej Gwinei). Jej obszar to ponad 750 tys. km² (czyli ponad dwukrotnie więcej, niż powierzchnia Polski) i podzielony jest pomiędzy trzy kraje: Indonezję, Malezję i niewielkie Brunei.
Słynie z dziewiczej przyrody, która jeszcze nie została zniszczona przez człowieka. Porastający ją pradawny las równikowy może liczyć sobie niemal 140 mln lat, co czyni go jednym z najstarszych zagajników świata. Jednak wylesienie i degradacja środowiska postępują w zastraszającym tempie. Jeszcze w drugiej połowie ubiegłego wieku las porastał niemal 75% powierzchni wyspy, dziś wartość ta zbliża się do 30%.
Borneo jest domem dla wielu endemicznych oraz zagrożonych wyginięciem gatunków zwierząt. Najsłynniejsze z nich to orangutany, słonie karłowate oraz oczywiście robiące furorę w naszym kraju nosacze. Naukowcy w dalszym ciągu identyfikują nowe odmiany roślin i zwierząt, poszerzając objętość znanego nam atlasu fauny i flory.
Burzliwa historia wyspy zadecydowała o jej dzisiejszym podziale administracyjnym. Bez wchodzenia zbyt głęboko w niuanse historyczne, warto jednak w tym miejscu wspomnieć, że od XIII wieku na terenie Borneo znajdowały się małe państwa muzułmańskie. W XVI w. osiedlili się na niej Portugalczycy, wyparci następnie przez Holendrów. Początek XIX w. to pojawienie się Brytyjczyków oraz zajęcie przez nich części obszaru wyspy. Po okresie brutalnej okupacji przez Japonię w trakcie II wojny światowej, kolonialne imperia ulegają implozji, a w miejscu dawnych zamorskich posiadłości powstają nowe, niepodległe państwa. Obecnie tereny zajmowane kiedyś przez Holendrów należą do Indonezji, natomiast były brytyjski mandat dostał się w ręce Malezji.
Pomimo długich okresów niepokojów ciągnących się aż do końcówki XX. wieku, dziś jest to bezpieczny, popularny i niezwykle atrakcyjny kierunek podróży. Zwłaszcza dla miłośników przyrody, aktywnego wypoczynku oraz trekikngu. W tym miejscu pragnę zrobić jedno zastrzeżenie. Tekst dotyczył będzie wyłącznie malezyjskiej części wyspy. Na opis miejsc, które znajdują się w Indonezji (wraz z leżącym na równiku Pontianakiem, a wkrótce nową stolicą kraju – Nusanturą) oraz Brunei być może przyjdzie czas w przyszłości.
Zatem obszary, na których skupię się obecnie to dwa stany tworzące malezyjską część Borneo: Sarawak i Sabah, wraz z cudami, które rozsławiły wyspę na całym świecie: słynną rzeką Kinabatangan, Górą Kinabalu, charakterystycznymi klifami w okolicach Mulu oraz (prawdopodobnie) najsłynniejszym parkiem narodowym na wyspie – Bako.
Kuching i okolice
Przelot z Kuala Lumpur do Kuching trwa niecałe 1,5h i choć podróż nie wyróżnia się niczym szczególnym, w trakcie lotu po zmierzchu mam okazję obserwować liczne burze występujące nad Morzem Południowochińskim. Odbywający się w oddali niebywały spektakl rozbłysków i piorunów działa w sposób hipnotyzujący. Tym razem nie towarzyszą mu żadne dźwięki, bo wyładowania znajdują się w bardzo daleko. Ja jednak mam wrażenie, że są one niemal na wyciągnięcie ręki, tuż za oknem samolotu. Wilgotny, równikowy klimat Borneo sprawia, że pada tam w zasadzie przez cały rok, a intensywne wyładowania atmosferyczne to po prostu codzienność.
Kuching, czyli stolica stanu Sarawak to największe miasto w malezyjskiej części wyspy. Jest ono nie tylko centrum politycznym i ekonomicznym regionu, to również jego naukowe i kulturowe serce. Miasta w Malezji mają swoją specyfikę i choć za każdym razem łapię się na wrażeniu, że przy próbie ich opisu można by odmieniać słowo „beton” przez wszystkie przypadki, lubię jednak niektóre z nich. Czuję, że tak samo będzie z Kuching, któremu zdecydowanie nie można odmówić własnego, niepowtarzalnego charakteru. Nazwa miejscowości wprost nawiązuje do kotów, których (z lepszym lub gorszym skutkiem, z naciskiem na drugą opcję) liczne rzeźby „zdobią” miasto, nadając mu (zwłaszcza w nocy) surrealistyczny wymiar.
Park Narodowy Bako
Położony nieco ponad 20 km na północ od Kuching jest najstarszym i prawdopodobnie najbardziej znanym parkiem narodowym na Borneo. Sam dojazd do do bram parku to dopiero połowa sukcesu. Po zakupie biletów czeka was jeszcze przeprawa łodzią – to jedyny środek transportu umożliwiający dostanie się na jego teren. Za wstęp płacę 20 MYR (ok. 17) PLN, natomiast wynajem łodzi to już koszt zaczynający się od 200 MYR (168 PLN). Kwotę tę możecie oczywiście rozbić na większą liczbę podróżnych, musicie jednak wszyscy ustalić zawczasu wspólną godzinę powrotu. Wydaje mi się, że jest to sprytnie zorganizowane w ten sposób, by w trakcie jednej wizyty podróżni nie mieli możliwości zobaczenia „zbyt wiele”. Istnieje opcja spędzenia nocy na terenie parku. Obiekt oferujący zakwaterowanie (spartańskie warunki) nie prowadzi sprzedaży przez znane platformy rezerwacyjne – możliwy jest wyłącznie samodzielny kontakt poprzez maila. W terminie mojej wizyty nie mieli już żadnych miejsc, zatem nie było mi dane przetestować tej opcji na własnej skórze. Z pewnością poza niedogodnościami związanymi z samym noclegiem jest to unikatowa szansa na nocny spacer (z przewodnikiem) w dżungli oraz niezapomniane doświadczenie obserwacji życia zwierząt po zmroku.
Park Bako to miejsce, gdzie będziecie mieli dużą szansę na zobaczenie wielu zwierząt żyjących w swoim naturalnym środowisku. Na terenie rezerwatu znajdują dobrze oznakowane ścieżki i szlaki o każdym poziomie trudności. Jest domem dla wielu gatunków małp, w tym słynnych nosaczy, ale również brodatych świń, wyraków, krokodyli oraz charakterystycznych dzbaneczników.
W trakcie mojej wycieczki wybieram szlak numer 6 – Telok Pandan Kecil. Choć dystans do znajdującej się na końcu ścieżki plaży to niecałe 3 kilometry, droga mocno daje się we znaki wszystkim podróżnym. Pamiętajcie o wcześniejszym uzupełnieniu zapasów wody i ewentualnego prowiantu, gdyż na szlaku będziecie zdani tylko na siebie. To wszystko w połączeniu z trwającą właśnie falą upałów oraz trudną do wyobrażenia sobie wcześniej wilgotnością powietrza sprawia, że po dotarciu do celu nie marzę o czym innym, tylko o zanurzeniu się w wodzie. To jednak nie będzie dobrym pomysłem z dwóch powodów: woda ma temperaturę zupy i nie jestem pewien, czy zadziałałaby w chłodzący sposób. Dodatkowo na każdym kroku pojawiają się znaki ostrzegające przed krokodylami. W okolicznych wodach żyje spora populacja gadów i ataki na człowieka nie są rzadkością. Mnie zatem pozostaje jedynie rozkoszowanie się widokami plaży oraz majaczącej w oddali słynnej „głowy kobry” – charakterystycznej skalnej formacji.
Jeżeli waszym głównym celem będzie zobaczenie nosaczy, powinniście wybrać szlak Lintang. Ta pętla przebiega przez terytorium słynnych małp i spotkanie ich – choć nie jest gwarantowane – może się udać. Listę wszystkich ścieżek i szlaków znajdziecie pod tym linkiem.
Centrum Semenggoh
Jeżeli waszym celem będzie zobaczenie orangutanów, najlepszym miejscem w okolicach Kuching będzie centrum Semenggoh. Przed wami do zrobienia kolejne 20 km od Kuching, tym razem na południe. To miejsce gdzie znajduje się swego rodzaju „sanktuarium” i centrum rehabilitacji orangutanów. Zwierzęta żyją tam pół-dziko na obszarze chronionego lasu, do którego odwiedzający mają wstęp dwa razy dziennie: w porze porannego i popołudniowego karmienia.
Wstęp jest śmiesznie tani, bowiem za bilet płacę 10 MYR (8 PLN). Uprawnia on do dwukrotnych odwiedzin w parku danego dnia. Centrum Semmenggoh to nie zoo, dlatego nigdy nie ma gwarancji zobaczenia orangutanów. Zwłaszcza w sezonie owocowym wywabienie ich z gąszczu w pobliże platformy widokowej, gdzie odbywa się karmienie, może być nie lada sztuką. Tak też było w moim przypadku: w czasie porannej „sesji” czas umilało otoczenie przyrody i miła pogawędka ze strażnikiem. Dopiero za drugim razem, w trakcie popołudniowego karmienia, kilkoro osobników zdecydowało się wyjść z lasu.
Był to widok zaprawdę niezwykły. Te mądre, szlachetne zwierzęta to jedni z naszych najbliższych kuzynów. Genomy człowieka i orangutana pokrywają się w 97%, są jednak takie fragmenty DNA, gdzie są oni nam nawet bliżsi od szympansów. Widok matki z dzieckiem spokojnie huśtającej się na gałęziach drzew okalających platformę widokową był doświadczeniem niezwykłym, który przypominał mi jedynie obrazki z czasów, gdy w dzieciństwie oglądałem namiętnie kanał National Planet.
Park Narodowy Mulu
Park Narodowy Mulu i jego słynne skalne formacje to kolejny z bardzo charakterystycznych obrazków z Borneo. Nie spotkacie tam takiego bogactwa fauny, jak we wspomnianym Bako, za to porastający go górski las równikowy to unikat w skali światowej. Do Mulu możecie łatwo dolecieć będąc już na Borneo – AirAsia oferuje dogodne połączenia zarówno z Kuching, jak i z Kota Kinabalu.
Wycieczka w pobliże słynnych szczytów to wymagający trekking, który odbywa się z przewodnikiem, a warunkiem jego „powodzenia” jest osiągnięcie w określonym czasie danej wysokości. Dające się mnie we znaki w tamtym klimacie ścieżki w parku Bako będą przy tym spacerkiem, dlatego pamiętajcie, by dobrze przygotować się do takiej wyprawy.
Co jeszcze warto zobaczyć w okolicy? W pobliżu będzie szansa na spacer ścieżką w koronie drzew wraz z obserwacją dzikich ptaków. Warto wybrać się również do jednej (lub kilku) z miejscowych jaskiń. Najsłynniejsze to Wind Cave, Clearwater Cave oraz Fast Lane Cave, gdzie żyją tysiące nietoperzy.
Kota Kinabalu i Góra Kinabalu
Stolica stanu Sabah to kolejny ważny punkt na mapie Borneo. Miasto samo w sobie choć nie zachwyca, będzie dogodną bazą wypadową do eksplorowania okolicznych atrakcji. W okolicy znajdziecie również polski akcent – na jego terenie znajduje się tablica upamiętniająca wizytę w nim… miss Polski, biorącej następnie udział w międzynarodowym konkursie.
Najważniejszymi atrakcjami dostępnymi w okolicy będzie możliwość zrobienia „island hoppingu” po okolicznych wyspach, odbywający się w mieście nocny rynek oferujący niespotykane w innych miejscach bogactwo ryb i owoców morza oraz zachody słońca na pobliskiej plaży Tanjung Aru.
Tym, co jak magnes przyciąga podróżników w to miejsce jest słynna Góra Kinabalu. Wznosząca się na 4095 m n.p.m. jest największym wzniesieniem między Himalajami, a Nową Gwineą oraz najwyższym szczytem Azji Południowo-Wschodniej. Na jej zboczach można zobaczyć rosnącą słynną rafflesię, znaną w języku polskim jako bukietnica.
Wspinaczka na górę wymaga wcześniejszego uzyskania pozwolenia, które od niedawna dla obcokrajowców kosztuje 400 MYR (ok. 334 PLN). Z tego powodu z pewnością nie jest to ani tania, ani masowa atrakcja. Jeżeli jednak czujecie się na siłach i możecie pozwolić sobie na taki wydatek, widoki po drodze z pewnością z nawiązką wynagrodzą każdą wydaną złotówkę.
Okolice Sandakan: oragnutany, nosacze i dzioborożce
Sandakan to niewielkie miasto leżące nad Morzem Sulu we wschodniej części Borneo. Dolecicie tam szybko i niedrogo z Kota Kinabalu, korzystając z jednego z licznych połączeń oferowanych przez lokalne linie lotnicze (w tym AirAsia). To również miejsce z mroczną kartą historii. W czasie II wojny światowej właśnie tu znajdował się japoński obóz dla jeńców z Australii i Wielkiej Brytanii, spośród których przeżyła jedynie garstka.
W mojej ocenie dwa pełne dni w zupełności wystarczą wam na niespieszne odwiedzenie najbliższych atrakcji. Zwiedzanie polecam od wizyty w Sepilok – sanktuarium dla orangutanów. Działa ono na podobnej zasadzie, jak wspomniany wcześniej Semenggoh, tu jednak było zdecydowanie więcej zwierząt. Odwiedziny odbywają się (klasycznie) w dwóch turach karmienia, pod czujnym okiem strażników. Na terenie centrum działa również specjalna strefa, w której przez cały czas mieszkają młode orangutany, niezdolne do samodzielnego przeżycia w lesie. Tam gwarancja ich zobaczenia jest stuprocentowa.
W bezpośrednim sąsiedztwie sanktuarium znajduje się rezerwat przyrody Rainforest Discovery Centre. Na jego terenie wytyczono kilka szlaków wzbogaconych interesującymi opisami mieszkających na jego terenie zwierząt. To świetne miejsce na spacer w koronie drzew oraz obserwację ptaków, a zwłaszcza… dzioborożców.
Dzioborożec to wyjątkowo majestatyczny ptak, który na wczesnym etapie łączy się w pary i pozostaje w nich do końca życia. To wierni towarzysze, którzy razem budują gniazda, polują oraz wychowują potomstwo. Gatunek obejmuje ponad 50 rodzajów ptaków i większość z nich można zobaczyć na Borneo. Nic dziwnego, że zdobi on również miejscowe pieniądze. To, jak pięknie prezentował się banknot o wartości 5 MYR sprawiało, że za każdym razem gdy sięgałem do portfela w celu zakupu mrożonej kawy albo przekąski na nocnym rynku, powodowało wahanie, czy chcę rozstawać się ze „swoim” dzioborożcem. A zazwyczaj podobne dylematy mi nie towarzyszą. 😉
Kolejną atrakcją w okolicy jest Labuk Bay – to „sanktuarium”, w którym mieszkają nosacze. Celowo ujmuję to słowo w cudzysłów, gdyż tak naprawdę jest to wielka plantacja palmowa, na terenie której pozostawiono fragment lasu, który zamieszkują charakterystyczne małpy.
Każdy powinien odpowiedzieć sobie sam na pytanie, czy warto odwiedzać tego typu miejsca. Można domyślić się, że nikt nie zachował ich tam z dobroci serca, chodziło raczej o perspektywę przyciągnięcia turystów. Małpy karmione są składnikami z pewnością odbiegającymi od ich „tradycyjnej” diety, co ma niebagatelny wpływ na zmianę ich zachowania. Miejsce to przypomina raczej (niestety) interaktywne zoo z dużą ilością turystów z (szeroko pojmowanego) wschodu.
Z drugiej strony to jedno z nielicznych miejsc, gdzie z bliska i „na wolności” można ujrzeć te niezwykłe stworzenia. I nie będzie w tym ani słowa przesady, gdy powiem, że przypominają naszych krewnych dużo bardziej, niż tylko z memów i wyglądu. 😉
Rzeka Kinabatangan
Kinabatangan to druga najdłuższa rzeka Malezji, która słynie z niezwykłej różnorodności biologicznej. W prostych słowach: to najlepsze miejsce na „safari” na Borneo. W pobliżu jej koryta żyje wiele nosaczy, makaków, ciężka do zliczenia liczba gatunków ptaków (w tym dzioborożce), krokodyle, warany, cywety, wyraki, słonie i wiele, wiele innych gatunków zwierząt. Dla podróżników pragnących zobaczyć dzikie zwierzęta żyjące w swoim naturalnym środowisku – to absolutny gwóźdź programu.
W pobliże rzeki dostaniecie się łatwo samochodem z Sandakanu. W miejscowych agencjach turystycznych bez problemu kupicie wycieczkę niemal „szytą” na miarę, a jedynym ograniczeniem będzie ilość czasu oraz pieniędzy. Również w okolicznych pensjonatach gospodarze sami zajmują się organizacją zwiedzania. To również świetna szansa, by zobaczyć bardziej autentyczne oblicze wyspy oraz to, jak żyją jej mieszkańcy.
Na sam koniec
O Borneo napisano już niejedną książkę, zresztą nawet obszerne publikacje z pewnością nie wyczerpują w pełni tematu – tak dużo jest tam jeszcze do odkrycia i zobaczenia! Moim celem nie było przedstawienie pełnego spektrum, a raczej najciekawszego (moim zdaniem) wycinka. Być może zainspiruje was on do kolejnej podróży, skonfrontuje oczekiwania z rzeczywistością, lub przywoła wspomnienia. Dajcie znać w komentarzach: byliście na Borneo? Co podobało wam się najbardziej?