Gdzie są ci turyści? Po latach zamknięcia liczyli na tłumy bogatych podróżnych. Bardzo się przeliczyli
Jesienią 2020 roku byliśmy świadkami historycznego wydarzenia: po długich latach oczekiwania Izrael nawiązał stosunki dyplomatyczne ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi i Bahrajnem. Inicjatywa, do której doszło przy pośrednictwie USA, była oceniana jako kamień milowy do budowy pokoju na Bliskim Wschodzie, a jednym z jej elementów miał być też rozwój ruchu turystycznego i wzajemnego poznawania tych krajów. Teraz jednak okazuje się, że… sami turyści niezbyt chętnie garną się do wyjazdów.
Monastir od 2736 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Warszawa – Chopin)
Sharm El Sheikh od 1448 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Gdańsk)
Alanya od 1582 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Rzeszów)
Jak czytamy w depeszy Associated Press, obywatele Izraela chętnie skorzystali z nowych możliwości i w ciągu nieco ponad roku ponad pół miliona podróżnych z tego kraju odwiedziło Dubaj, Abu Zabi i inne emiraty. Jeśli zaś chodzi o obywateli ZEA, sprawa ma się zgoła inaczej: w analogicznym okresie Izrael odwiedziło tylko 1600 podróżnych z tego kraju.
Jeszcze gorzej wyglądają statystyki, jeśli chodzi o obywateli Bahrajnu. Jak informuje izraelskie ministerstwo turystyki, liczba turystów z Bahrajnu w Izraelu była tak śladowa, że nie można podać nawet przybliżonych statystyk.
– To bardzo trudna i wrażliwa sytuacja. Emiratczycy sądzą chyba, że przyjeżdżając tutaj, robią coś złego – mówi w rozmowie z AP Morsi Hija, szef organizacji zrzeszającej arabskojęzycznych przewodników w Izraelu.
Turystyka to jedna z niewielu dziedzin, gdzie porozumienie nie przyniosło spodziewanych efektów, bo np. wymiana handlowa między Izraelem i ZEA wzrosła z 11,2 mln USD w 2019 roku do 1,2 mld USD w roku ubiegłym. Jednak wbrew pozorom problem jest poważny, bo w porównaniu do 2020 roku w obu krajach arabskich znacząco spadło poparcie dla umowy normalizującej relacje z Izraelem: w Bahrajnie jak i ZEA wynosi ono obecnie 20-25 procent poparcia w stosunku do 45-47 procent w 2020 roku. Z czego to wynika? Jak czytamy w AP, chodzi tu m.in. o wzrost napięć w Strefie Gazy i bezwzględną politykę Izraela w tym temacie.
– Musimy zachęcić Emiratczyków do tego, by zechcieli tu przyjechać po raz pierwszy. Dzięki promocji turystyki ludzie będą mogli lepiej zrozumieć siebie nawzajem – mówi Amir Hayek, ambasador Izraela w ZEA.
W depeszy AP czytamy, że Izrael chce nieco zmodyfikować swoją strategię promocyjną w kontekście ZEA i mocniej promować bardziej kosmopolityczny Tel Awiw kosztem Jerozolimy, która nie okazał się być tak dużym turystycznym wabikiem, jak liczył Izrael.