Autor: | orchidea04 [ 20 Paź 2019 22:41 ] |
Temat postu: | Zabieram misia w teczkę i jadę do Portugalii (przez Rzym) |
Termin: 8-18.10.2019 Ten miś, to tak konkretnie Tygrys, którego dostałam od mojego chłopaka w ramach urodzin. On sam nie mógł się ze mną wybrać ze względu na swój własny wyjazd do Holandii w podobnym terminie, więc Tygrys zajął jego miejsce ![]() Załącznik: Komentarz do pliku: Tygrys tygrys.jpg [ 172.8 KiB | Obejrzany 9977 razy ] Z Malty mamy bezpośrednie połączenia z Lizboną (Air Malta) i Porto (Ryanair), jednak lecąc przez Rzym wyszło mnie to taniej. W Rzymie mam też koleżankę, rodowitą Rzymiankę, która zaoferowała mi swoją kanapę, więc za noclegi nie płaciłam nic. No dobrze, zapłaciłam maltańskim winem i nalewką z opuncji ![]() W czasie tego uropu chciałam zobaczyć jak najwięcej, ale też odpocząć więc nie spieszyć się nigdzie, nie biegać z wywieszonym językiem i nie stresować się, jeśli czegoś nie uda mi się zobaczyć. A tak właśnie wyglądały moje poprzednie wyjazdy i później marudziłam, że jestem bardziej zmęczona niż przed wyjazdem i potrzebuję urlopu od urlopu ![]() Czy mi się to udało? Sprawdźcie sami. 08.10, wtorek - dzien 0 Ciao Roma! Przylot na lotnisko Fiumicino o czasie, 10:20. Z lotniska miałam zarezerwowany transfer Terravision (€5.80) na 11:10. Po odebraniu bagażu (podręczny nadawany) skierowałam się więc na przystanek. Autobus odjechał ... 3 minuty przed czasem. Na Termini byliśmy o 12:00 gdzie przesiadłam się na pomarańczową linię A metra. 20 minut później wysiadłam na stacji Lucio Sestio, skąd zgarnęła mnie Valeria, moja Rzymianka. W domu okazało się, że mam do dyspozycji cały pokój, a nie tylko kanapę ![]() Na Rzym nie miałam konkretnego planu. Wiedziałam jednak, że chcę wejść do Bazyliki Św. Piotra bo nie udało mi się to przy poprzedniej wizycie kilka lat temu (mimo, że byłam w Muzeach Watykańskich - nie pytajcie jak to się stało...). Wyczytałam, że Watykan lepiej omijać w środy i niedziele, ze względu na papieskie audiencje, więc uznałam, że najlepiej będzie jeśli wybiorę się tam jeszcze tego samego dnia. Valeria miała pojechać ze mną, jednak poprzedniego dnia napisała mi, że nadwyrężyła sobie coś w kręgosłupie i ledwo się rusza. Była w stanie odebrać mnie z metra, ale to by było na tyle. No nic. Po obiedzie pojechałam więc metrem do stacji Ottaviano, które jest najbliżej Watykanu. Nienawidzę kolejek, ale skoro chciałam wejść to nie miałam wyjścia - godzina stania... ![]() Bazylika zrobiła na mnie większe wrażenie na zewnątrz niż wewnątrz. Wysłałam mamie to samo zdjęcie: Mama: Tato się ucieszył. Ja: Powiedz mu, że stałam godzinę w kolejce do tego przybytku. Mama: Ucieszył się jeszcze bardziej. Kochany tato ![]() ![]() Po wyjściu z Bazyliki poszłam w kierunku Zamku św. Anioła. Do środka nie wchodziłam bo byłam tam już kilka lat temu. ![]() Z Zamku przeszłam do kolejnego mostu by zrobić typowo pocztówkowe zdjęcie z widokiem na Bazylikę ![]() Dalej Piazza Navona, Panteon i fontanna Di Trevi ![]() Ludzi było tam od groma i do dziś nie jestem pewna jak udało mi się zrobić zdjęcie bez nikogo w kadrze. Co najbardziej mnie zaskoczyło to ilość policji przy atrakcjach. Również pilnujący z gwizdkami poganiający ludzi, którzy siadali na schodkach przy fontannie. Valeria planowała kolację na 20:30 więc musiałam się zbierać. Popatrzyłam na mapę i metro Barberini wyglądało na najbliższe. Okazało się jednak, że ... stacja jest zamknięta ze względu na remont... Musiałam więc przejść do Termini i stamtąd pojechałam do domu. 09.10, środa - dzień 2 Rzym Valeria czuła się trochę lepiej więc postanowiła wybrać się ze mną na zwiedzanie. Po śniadaniu pojechałyśmy więc metrem w stronę Koloseum. Tu znowu do środka nie wchodziłyśmy bo obie już byłyśmy. ![]() Przeszłyśmy przez Fori Imperiali do Pomnika Victora Emanuele II i stąd do Placu Campidoglio, gdzie stoi rzeźba Wilczycy karmiącej Remusa i Romulusa ![]() Stąd jest też ładny widok na Fori Imperiali ![]() Zeszłyśmy stąd i poszłyśmy ulicą del Corso (po drodze zatrzymując się w różnych sklepach) do placu del Popolo. Załącznik: DSC03545.jpg [ 83.15 KiB | Obejrzany 9977 razy ] Przeszłyśmy przez ulicę i tu postanowiłyśmy zjeść obiad. Obeszłyśmy wszystkie knajpki w okolicy ale były pełne, zrezygnowane więc poczłapałyśmy z powrotem, ale moją uwagę przyciągnęła jedna, która była praktycznie tuż przy torach tramwajowych. Zajrzałyśmy do środka - trochę ludzi było, ale nie było źle. Sami włosi, chyba lokalna knajpka - Trattoria Pizzeria. Zjadłyśmy bardzo dobry obiad, Valeria rybę, ja jakieś mięso z frytkami i sałatką. Do tego też woda. Wyszło po €15 od głowy. Może nie najtaniej, ale zdecydowanie się smacznie najadłyśmy. Po obiedzie kręgosłup Valerii dał znowu o sobie znać więc wysłałam ją do domu. Przeszłyśmy razem jeszcze do Schodów Hiszpańskich i tu wsiadła w metro. ![]() Tu kolejni pilnowacze gwizdający na tych, którzy siedzą na schodach. Ja pokręciłam się po placu, weszłam do Sephory i nie do końca wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Popatrzyłam więc na google maps i uznałam, że pójdę do parku Villa Borghese. Park piękny i ogromny. Można tu też wypożyczyć rowery i riksze na 4 osoby - wszyscy pedałują. Taka jedna riksza najbardziej zapadła mi w pamięci bo były w niej 3 osoby wyglądające na Azjatów. Chłopak z przodu i dwa dziewczęcia z tyłu. Tylko chłopak pedałował, panny zachowywały się jakby były damami z prywatnym kierowcą, robiąc sobie selfie ![]() Załącznik: DSC03576.jpg [ 119.73 KiB | Obejrzany 9977 razy ] W parku spędziłam ze 2 godziny. W końcu poszłam do metra i pojechałam do domu. Następnego dnia czekała mnie bardzo wczesna pobudka... 10.10, czwartek - dzień 3 Arrivederci Roma, bom dia Lisboa! Wylot z lotniska Ciampino o barbażyńsko wczesnej porze - 06:40... Gdy planowałam pobyt, myślałam, że będę musiała wziąć taxi albo na samo lotnisko (za co pewnie zapłaciłabym ręką i nogą) lub do Termini i stąd autobusem. Na hoppa.com znalazłam jednak transfer spod B&B 2 minuty od Valerii bezpośrednio na lotnisko w cenie €14. Zarezerwowałam go więc i po przylocie do Rzymu potwierdziłam godzinę odbioru - 03:45... No nic, transfer zbiorowy, na pewno odbiera jeszcze innych ludzi. Okazało się, że byłam ostatnia do odbioru, ale busik był o czasie. I w sumie dobrze, że był tak wcześnie bo o 04:00 na lotnisku było już było pełno ludzi do oddania bagażu (ja znowu podręczny nadawany) i później do security. Tu po przejściu przez security okazał się, że... zgubiłam dowód osobisty! ![]() Lot o czasie i chyba bez żadnych atrakcji bo cały przespany. Jedyny plus tak wczesnego lotu ![]() Po odebraniu bagażu chciałam kupić Lisboa Card. Wiedziałam, że mogę ja kupić w informacji turystycznej, ale tuż przy taśmie bagażowej był kantor i reklama karty. Skierowałam się więc tam i nabyłam kartę na 72h za €42. Przy planowaniu pobytu skalkulowałam sobie, że karta zdecydowanie będzie mi się opłacać. W cenie karty są przejazdy autobusami, windami, tramwajami, metrem, lokalnymi pociągami (np do Cascais czy Sintry), wejścia do bardzo wielu atrakcji turystycznych, a także zniżki od 5% do 50% do innych miejsc (informacje o karcie można znaleźć tutaj: https://www.lisboacard.org/). Tip: w kantorze nie można płacić kartą (w sumie mało zaskakujące ![]() ![]() 2 minuty od mieszkania znajduje się Park Eduardo VII i to od niego rozpoczęłam swoje zwiedzanie. ![]() Parkiem zeszłam w dół do ronda Marques de Pombai, gdzie wsiadłam w metro, tym samym aktywując Lisboa Card. Przejechałam dwie stacje do Restauradores i tutaj wsiadłam do windy da Gloria. ![]() Obok górnej stacji windy jest punkt widokowy de Sao Pedro de Alcantra. ![]() Widok ... taki sobie więc nie zabawiłam tam długo i poszłam w stronę konwentu Carmo. Wejście €5, Lisboa Card daje 20% zniżki, więc zapłaciłam €4. ![]() Znajduje się tutaj też muzeum archeologiczne, z całkiem sporą ilością eksponatów. ![]() Tutaj też natknęłam się na instagramową "modelkę" ![]() Biedny chłopak ![]() Z konwentu, po schodach, przeszłam do windy Santa Justa. Widok z górnej platformy (wejście na platformę jest dodatkowo płatne, chyba €1.50, ja miałam je w cenie karty) już zdecydowanie lepszy. ![]() Windą zjechałam na dół i deptakiem doszłam do łuku triumfalnego Arco da Rua Augusta. Słońce miałam dokładnie przed sobą i uznałam, że nie ma sensu teraz wchodzić na górę bo będzie mi tylko waliło po oczach i ze zdjęć nic nie będzie. ![]() Zamiast tego poszłam więc do Lisboa Story Centre, które znaduje się po lewej stronie placu (mając rzekę przed sobą). Wejście w cenie Karty, w pozostałych przypadkach €7. Dostajemy audioguide (nie ma w języku polskim), który prowadzi nas przez całe centrum opowiadając historię Lizbony. Historia przedstawiona jest bardzo ciekawie, nawet dla osób, które historią się nie interesują. Warto zajrzeć. Całość zajmuje ok godziny, a na koniec jest film (bez głosu) przedstawiający wydarzenia z trzęsienia ziemi w 1775r. Po wyjściu z Centrum słońce nadal świeci po oczach więc idę do portu celem znalezienia Nosso Tejo - Sightseeing Cruises. Rezerwuję prawie dwugodzinny rejs na sobotę. Rejs kosztuje €25, Karta daje mi 20% zniżki więc płacę €20. Wracam na plac do Comercio i decyduję się wejść na łuk. Wejście w cenie Karty, w pozostałych przypadkach €3. Windą dojeżdżamy do zegara, później trzeba pokonać kilkanaście schodów. ![]() ![]() Po zejściu na dół dociera do mnie, że jest już 16:00, a ja jeszcze nie jadłam obiadu. Właściwie nie jadłam nic od 5:00. Na placu jest kilka restauracji, decyduję się siąść w jednej z nich. Dopiero kiedy dostałam menu zauważam, że jest to... włoska restauracja ![]() No ale nic. Jak już siadłam to się nie ruszam. Danie całkiem smaczne, teraz już nie pamiętam co to było, ale zapłaciłam €15. Po obiedzie kieruję się do metra i jadę niebieską linią do stacji Sao Sebastiao. Ale nie idę do domu, a przesiadam się na fioletową linię i jadę do stacji Oriente. Po co tu przyjechałam? Przyznaję bez bicia, że jestem kociarą. I koniecznie chciałam zobaczyć tego oto kota ![]() Kot stoi (w sumie to siedzi) na przeciwko wejścia do Centrum Vasco da Gama i wykonany jest ze ... śmieci. Z materiałów przeznaczonych do recyclingu. Zdjęcia przed przyjazdem znalazłam na Instagramie, a jego twórca ma wiele innych podobnych dzieł, które znajdują się w wielu miejscach na świecie. Przeszłam nad rzekę. Nad głową przejeżdżała kolejka Teleferico de Lisboa, przed sobą miałam rzekę i most Vasco da Gama. Zrobiło mi się niezwykle miło i błogo. I właśnie tutaj zaczęłam odczuwać skutki mojego wczesnego lotu. Bardzo nie chciało mi się stąd ruszać, jednak w końcu poturlałam się w stronę metra i pojechałam do domu. 11.10, piątek - dzień 4 Lizbona-Belem Dzień rozpoczęłam dość późno, ale nic dziwnego, skoro byłam tak bardzo zmęczona. Po śniadaniu wsiadłam w metro, pojechałam do stacji Baixa i przesiadłam się na zieloną linię by przejechać jeden przystanek do Cais do Sodre. Tutaj wsiadłam w lokalny pociąg w kierunku Cascai i pojechałam do Belem. Stąd mogłam też pojechać tramwajem, ale uznałam, że tramwajem wrócę. Z tego co zauważyłam to do pewnego momentu tramwaj jedzie tą samą trasą co pociąg, a później odbija w prawo. Pociąg jedzie ok 10 minut. W Belem najpierw poszłam do kościoła Igreja Santa Maria de Belem. Mała kolejka, ale nie stałam więcej niż 10 minut. ![]() ![]() W kościele aktualnie odbywają się jakieś renowacje więc jeśli ktoś chciałby się pomodlić, no to spokoju nie zazna... Obok kościoła jest wejście do klasztoru - koszt w cenie karty, w pozostałych przypadkach €10. Brak kolejki, w sumie weszłam praktycznie z marszu. ![]() ![]() Po lewej stronie od wyjścia z Klasztoru jest Muzeum Archeologiczne. Wejście w cenie karty, dla pozostałych - €5. Tutaj przy wejściu znajdują się dwie kolejki - jedna dla zwykłych śmiertelników nie posiadających biletów i druga po lewej stronie tzw fast track dla tych, którzy bilety już mają, łącznie z Lisboa Card. Kolejka dla zwykłych śmiertelników była przeraźliwie długa, natomiast w fast tracku nie było żywej duszy. Poszłam więc fast trackem. Przy wejściu powitał mnie trochę gburowaty pan pilnowacz. Pokazałam mu moją kartę, na co pan się wyraźnie zirytował i zapytał dlaczego po prostu nie poszłam środkiem do wejścia. Nie za bardzo wiedziałam co odpowiedzieć ![]() W muzeum jest bardzo dużo eksponatów więc jeśli ktoś się interesuje archeologią to zdecydowanie polecam. Kolejnym muzeum w tym miejscu jest muzeum morskie. ![]() Jest tu od cholery i trochę modeli statków i równie dużo statków naturalnej wielkości. Przyszlam tu właściwie ze względu na mojego chłopaka, który statki uwielbia, ale sama się nimi też zachwyciłam. Wejście w cenie karty, w pozostałych przypadkach €5. ![]() W końcu opuszczam tą okolicę i kieruję się do Wieży Belem. ![]() Kolejka niestety jak stąd na Marsa. Do tego jeszcze jedna kolejka przed samym wejściem do Wieży. Mimo, że mam wejście w cenie karty, rezygnuję. Trochę nie mam cierpliwości do takich kolejek. Zamiast do Wieży idę ... na wino ![]() Tuż obok Wieży znajduję mały mobilny kiosk o wdzięcznej nazwie Wine with a view ![]() ![]() Kieliszek jest na pamiątkę - na szczęście z nietłukącego się szkła więc bez obaw wrzucam go do torebki. Mimo widocznych chmur jest ciepło. Zostaję tu jeszcze trochę ciesząc się winem i widokiem. W końcu ruszam w stronę Pomnika Odkrywców. ![]() ![]() Wejście do środka kosztuje €6, karta daje mi 20% zniżki, płacę €4.80. Winda nie dojedża na samą górę, trzeba jeszcze pokonać kilka (ale niewiele) schodów. ![]() ![]() Stąd kieruję się do tramwaju. Okazauje się, że pociąg jest lepszy - szybszy i było w nim zdecydowanie mniej ludzi... Wysiadam na przystanku Santo Amaro, tuż przy moście 25. kwietnia. Miałam w planach wjazd na platformę widokową o nazwie Pilar 7 Bridge Experience, którą również mam w cenie karty, jednak ... jestem za późno. Ostatnie wejście było o 17:30, a jest 17:45... No cóż, trudno. Okolica nie wygląda na jakoś niezmiernie ciekawą, wracam więc na przystanek i kolejnym (zapchanym) tramwajem jadę do Praca do Comercio. Słońce w końcu wyszło, czekam więc na zachód. ![]() Po zachodzie czas na kolację. Idę więc na deptak i decyduję się siąść w jednej z restauracji, Pastelaria Casa Brasileira. W menu widzę całkiem spory wybór, ale cena mi podpowiada, że to pewnie samo mięso i trzeba dodatkowo zamówić sałatkę czy frytki. Pytam kelnera - nie, wszystko jest w cenie. Zdziwiona, ale skoro kelner tak twierdzi, zamawiam stek. Dostaję... ogromną porcję (dwa wielkie kawałki mięsa) steka ze smażonym jajkiem, frytki i sałatka. Biorę też piwo, Sagres. Za całość zapłaciłam €12! Najedzona (zaraz pęknę) i szczęśliwa, kieruję się do metra i jadę do domu. CDN |
Autor: | orchidea04 [ 21 Paź 2019 22:04 ] |
Temat postu: | Re: Zabieram misia w teczkę i jadę do Portugalii (przez Rzym |
12.10, sobota - dzień 5 Lizbona Kolejny nieco późno rozpoczęty dzień. Po śniadaniu metrem pojechałam do przystanku Restauradores i przeszłam na plac da Figueira, gdzie wsiadłam w autobus 737 jadący bezpośrednio do Zamku św. Jerzego (Castelo de S. Jorge). Autobus zatrzymuje się tuż przy wejściu więc nie trzeba się za bardzo wspinać. Można oczywiście do zamku pójść na nogach, ale po co skoro dojeżdża autobus? ![]() Na zamku mała kolejka, ale po 10 minutach kupowałam bilet - Karta nie daje mi tu żadnej zniżki, płacę więc pełną cenę: €10. Zamek taki sobie, widziałam ciekawsze. ![]() Za to tutaj znowu spotkałam mobilny kiosk Wine with a view. ![]() Tym razem wino z rzeczywiście widokiem. Od razu zaczęło mi się bardziej podobać ![]() Z zamku miałam zamiar zejść na nogach, jednak przy wyjściu stał autobus, więc co się będę. Wysiadłam przy Katedrze. ![]() Tuk-tuków od groma. No nie jest to tramwaj 28 ale jest żółty ![]() Pomyślałam, że złapię tramwaj 28 i pojadę do placu do Comercio, jednak 3, które obok mnie przejeżdżały były zapchane. No nic, może uda mi się później. Poszłam więc na nogach w stronę portu bo o 15:30 miałam mieć rejs po Tagu. Za placem do Comercio zatrzymałam się w małym kiosku pod European Maritime Safety Agency, gdzie zjadłam kanapkę. Później poszłam do portu by spotkać załogę Nosso Tejo. Rejs odbył się na pięknej, oryginalnej łodzi. ![]() Tutaj mapka trasy: ![]() Polecam ten rejs z całego serca. Dziewczyna, która była naszą przewodniczką, w dwóch językach (po angielsku i francusku, bo wśród nas byli Francuzi) opowiadała o miejscach, które mijamy, nieco o historii Lizbony i odpowiadała na wszelkie pytania od uczestników. Ze względu na silny wiatr (który ponoć jest dość niespotykany w Lizbonie) i nieodpowiedni prąd rzeki, żagiel nie został rozłożony. Trochę szkoda, ale tak czy siak rejs był super. Dostaliśmy też wino ![]() ![]() Kubeczek na pamiątkę. ![]() ![]() ![]() ![]() Tutaj link do strony organizatora: https://www.nossotejo.pt/ Nasza łódź była najładniejsza i najciekawsza z tych wszystkich, które pływały po Tagu ![]() 2 godziny minęły zdecydowanie za szybko. Po rejsie pomyślałam, że może uda mi się złapać tramwaj 28. Skoro jest już 17:30 i słońce się schowało to może turyści zrezygnowali. Poszłam na przystanek za placem do Comercio, ale okazało się, że jest wyłączony z ruchu... To, co udało mi się zrozumieć to to, że tramwaj odjeżdża z przystanku na placu Martim Moniz. Poszłam tam więc, jednak się przeliczyłam. Kolejka do tramwaju była ... no myślę, że na kolejne 3 tramwaje. Skapitulowałam. Za przystankiem zobaczyłam ... ruchome schody ![]() ![]() Pomocne, zdecydowanie ![]() ![]() 13.10, niedziela - dzień 6 Lizbona-Sintra Długo zastanawiałam się jak ugryźć Sintrę. Z pomocą przyszło mi airbnb. Portal od jakiegoś czasu oferuje "experiences" - wycieczki z lokalnymi przewodnikami, lekcje gotowania, naukę fotografii itd. Wycieczka do Sintry była jednym z takich "experiences". Zdecydowałam się na jedną z nich. Oczywiście nie była to prywatna wycieczka, a z małą grupą. Dzięki temu przy okazji poznałam dwie dziewczyny z USA (z czego jedna ma babcię Polkę, a druga męża Polaka), parę z Australii i dziewczynę z Korei. Przewodnik oczywiście Portugalczyk pochodzący z Sintry. Dzień rozpoczęliśmy o 09:00 kiedy to nasz przewodnik odebrał mnie spod mieszkania (transport w cenie). Potem pojechaliśmy po Koreankę, następnie po Amerykanki i na koniec po parę z Australii i pognaliśmy do Sintry. Wycieczkę rozpoczęliśmy od obejścia starego miasta. ![]() ![]() (tak, to była mgła) Kolejno pojechaliśmy do Quinta da Regaleira. Wejście na teren pałacu kosztuje €6, Lisboa Card daje 20% zniżki więc zapłaciłam €4.80 - i to była ostatnia zniżka na tą kartę. ![]() Pałac jest trochę z innego świata. Wygląda jak nie do końca prawdziwy. Patrzysz i patrzysz i nie za bardzo wierzysz, że istnieje. ![]() W parku jest studnia inicjacji, opisywana tutaj na forum. Zdjęcia to jedno, ale wrażenia jakie ta studnia robi na żywo, to już coś zupełnie innego. Odczucia psują dziesiątki ludzi, co chwila zatrzymujący się by zrobić sobie selfie, czy te instagramowe "modelki". Miałam je ochotę zrzucić z tych schodów ![]() ![]() ![]() Wodospad, który znajdujemy przy wyjściu ze studni. ![]() To jest jedna z dróg, którą można obrać by wydostać się ze studni (to zielone to nie trawa, a woda). Piszę, że jedna bo ja innych nie uświadczyłam, a były tam też dzieci i nie widziałam by przechodziły tą samą drogą. Moja równowaga w takich chwilach jest nieobliczalna. Trochę jak z moją orientacją w terenie. Ale postanowiłam się przejść po tych kamieniach - nie wylądowałam w wodzie, ale mało brakowało na sam koniec ![]() Na park i pałac mieliśmy 1.5h. Kolejny punkt programu to obiad przy plaży i oceanie. I teraz zabijcie mnie, ale nie pamiętam, która to była plaża ani restauracja ![]() ![]() Po obiedzie pojechaliśmy do Cabo da Roca, czyli najbardziej zachodniego punktu Europy kontynentalnej. Pogoda tutaj jak marzenie. Tylko trochę wiało. Właściwie to wiało straszliwie. ![]() ![]() Gdzieś czytałam, że jakaś polska para zginęła tutaj na oczach swoich dzieci chcąc zrobić zdjęcia najbliżej klifu... Nasz przewodnik powiedział nam, że ten punkt jest bardzo popularny wśród samobójców i... Chińczyków oraz Koreańczyków. Rzeczywiście - ludzi bardzo dużo, a najwięcej właśnie Azjatów. Ponieważ wiało niemiłosiernie to nie zabawiliśmy tutaj długo, chociaż okolica jest piękna i na pewno urocza do spacerów. Przed nami ostatni punkt programu - Pałac Pena. Pałać, który wygląda jakby wyjęty z jakiejś bajki. Zółto-czerowny, z tymi wieżyczkami, kolumnami i tarasami. Gdyby jeszcze tylko było słońce to już w ogóle nie uwierzyłabym, że tu przyjechałam ![]() ![]() Wejście do ogrodów kosztuje €7.50. Nie wiem czy w pałacu jest coś ciekawego, ale płacąc za wejście do samych ogrodów można też wejść na tarasy pałacu i myślę, że jest to wystarczające. ![]() ![]() To był nasz ostatni przystanek. Do Lizbony wróciliśmy ok 17:30. Poszłam do domu zostawić nieco swoich rzeczy, a skoro miałam jeszcze czas to ... pojechałam do Belem, do polskiej ambasady, spełnić swój obywatelski (w prawdzie zagraniczny) obowiązek. Kolejka ... godzina stania. Z ambasady wróciłam do domu, po drodze zamawiając pizzę na wynos. 14.10, poniedziałek - dzień 7 Tchau Lisboa, bom dia Porto! Wylot z Lizbony o 07:50. Metro zaczyna kursować o 06:30 więc nie chciałam ryzykować. O 06:00 zamówiłam Bolta i pojechałam na lotnisko - €6.55. Boarding o czasie, jednak wylecieliśmy z 30-minutowym opóźnieniem bo, jak stwierdził nasz kapitan: "Lisbon is very busy airport". Przylot do Porto jakoś po 09:00. Na lotnisku kupiłam kartę Andante na 72h za €15. Nie chciałam kupować Porto Card, która daje też zniżki na atrakcje, bo wyszło mi, że opłacać się nie będzie. Kartę Andante kupiłam w sumie dla wygody. Z lotniska pojechałam metrem do ostatniej stacji, Trindade. Stąd dzieliło mnie ok 10 minut do mojego zakwaterowania. Mapa jednak nie wspomniała o tym, że droga pnie się w górę ... Kiedy ta góra się skończy? Z walizką trochę średnio fajnie. Uff dotarłam jednak. Mój host, właściwie jej pracownik, czekał na mnie, pokazał na mapie gdzie i po co iść, gdzie zrobić zakupy, gdzie coś zjeść. Moje zakwaterowanie było już gotowe (szczęście jakieś - i w Lizbonie i tu). ![]() Moja chatka ![]() Ładną pogodę zostawiłam niestety w Lizbonie. Widać, że padało, na moje szczęście trochę się wypogodziło gdy przyleciałam. Ponieważ moje zakwaterowanie było gotowe to mogłam zostać. Postanowiłam trochę się przekimać. Z jakiegoś powodu byłam niezwykle zmęczona. Obudziłam się gdzieś koło 14:00 ![]() Piechotą poszłam do placu da Liberdade, gdzie znajduje się piękny napis Porto. W razie gdyby ktoś miał wątpliwości, gdzie jesteśmy ![]() ![]() Potem przeszłam do deptaka das Flores, gdzie uświadomiłam sobie (tak, znowu ![]() ![]() Bożesztymój... Dobrze, że nie jadłam od 06:00 ![]() Kanapka składa się z chleba, różnego rodzaju mięsa, sera, zmażonego jajka i podaje się ją w sosie pomidorowo-piwnym. Do tego frytki. Zaraz padnę. Zapłaciłam €8. Ledwo się ruszając poszłam dalej przed siebie, zaglądając jeszcze do sklepików z pamiątkami. Dotarłam oczywiście do mostu Luiz I. ![]() Strasznie spodobał mi się ten widok. Po lewej stronie widzę, że jeździ kolejka, Teleferico de Gaia. Widzę też piwnice wina. Podejmuję decyzję i wsiadam w kolejkę - €9 w obie strony (€6 w jedną). Dostaję też bilecik na darmową degustację wina, ale w końcu nie dowiedziałam się, gdzie ta degustacja jest. Decyduję się na piwnice Taylor's. Po drodze mijam zająca ![]() Zając ten jest kolejnym dziełem, tego samego artysty od kota z Lizbony. Wykonany z materiałów przeznaczonych do recyclingu. Podoba mi się niezmiernie ![]() By dotrzeć do piwnicy Taylor's trzeba trochę się nawspinać. Zwiedzanie piwnicy wraz z degustacją kosztuje €15. Dostajemy audioguide (nie dopytałam czy jest w języku polskim, bo pani jakaś taka gburowata była), który oprowadza nas po piwnicy. ![]() W tym miejscu spotkałam parę, która poprosiła mnie o zrobienie im zdjęcia na tle napisu bo ... mają na nazwisko Taylors ![]() Na koniec degustacja - dwa rodzaje wina, białe i czerwone. ![]() Kiedy kontemplowałam podstępne zajumanie kieliszka (bo taki ładny), kelner bezczelnie przyszedł i sprzątnął je ze stolika... No nic... Zeszłam z powrotem na dół, zrobiłam ostatnie zdjęcie przy zachodzie słońca ![]() Kolejką wjechałam na górę i metrem, z przystanku Jardim do Morro, pojechałam do domu. CDN |
Autor: | firley7 [ 22 Paź 2019 11:58 ] |
Temat postu: | Re: Zabieram misia w teczkę i jadę do Portugalii (przez Rzym |
Portugalii nigdy za wiele. Bardzo sympatyczna relacja ![]() |
Autor: | orchidea04 [ 22 Paź 2019 12:04 ] |
Temat postu: | Re: Zabieram misia w teczkę i jadę do Portugalii (przez Rzym |
Dzięki @firley7 ![]() Nie wiem dlaczego zdjęcia znikają po jakimś czasie ![]() |
Autor: | orchidea04 [ 23 Paź 2019 00:22 ] |
Temat postu: | Re: Zabieram misia w teczkę i jadę do Portugalii (przez Rzym |
15.10, wtorek - dzień 8 Porto Całe przedpołudnie pada. W sumie to "pada" jest niedopowiedzeniem - LEJE. W końcu, koło południa, się wypogadza i mogę wyjść z domu. Zanim jednak udaje mi się wyjść, dopadają mnie dwa stworzenia: Thor ![]() i Nutella ![]() Oba pieseły należą do mojego hosta i jedyne, czego chcą, to miziania - szczególnie Thor, jak widać ![]() ![]() Wychodzę w końcu i kieruję się do kościoła Igreja do Carmo z pięknymi Azulejos ![]() Nie wchodziłam jednak do środka i poszłam do księgarni Lello. Kolejka, ale nie dłuższa niż na 10 minut stania. Wzdłuż kolejki chodzi pracownica księgarni i pyta wszystkich, czy mają już bilety. Jeśli tak, to ok. Jeśli nie to po bilet trzeba pójść gdzieś za róg lub kupić online na ich stronie. Nie chcąc tracić miejsca w kolejce, kupiłam bilet online - €5 + 50 centów za kupno online... Te €5 jest później odjęte przy zakupie jakiejkolwiek książki. Książki podzielone są językami więc znalazłam coś dla siebie po angielsku. Książkę niestety później gdzieś po drodze zgubiłam ... ![]() W księgarni ludzi ... w cholerę i trochę, zdjęć prawie nie da się zrobić. ![]() ![]() Wnętrze piękne, ale trochę trudno je podziwiać jeśli co chwilę ktoś się od ciebie odbija... Wyszłam więc i skierowałam się w dół. Przeszłam obok kościoła dos Clerigos ![]() Nie wchodziłam do środka, nie weszłam też na wieżę. Wiało dość mocno i przypuszczam, że na wieży wiałoby jeszcze bardziej. Kolejno przeszłam do punktu widokowego da Vitoria ![]() ![]() Stąd zeszłam ulicą i później schodami na dół i doszłam do nabrzeża. Mapa pokazywała mi, że gdzieś tu powinno być muzeum wina Port, ale ... nie udał mi się go znaleźć. ![]() Na nabrzeżu jest mnóstwo restauracji i barów. Postanowiłam tutaj siąść na obiad. Nie pamiętam która to była restauracja, ale znowu danie bardzo smaczne, €13 razem z kieliszkiem wina i ... nie zapłaciłam. Nie dlatego, że zapomniałam, a dlatego, że prosiłam kelnera dwa razy o rachunek i w końcu, po 15 minutach czekania, wkurzyłam się, wstałam i poszłam ![]() Weszłam po schodach na górę i przeszłam do przystanku Batalha, tutaj wsiadłam w tramwaj 22, a na przystanku Aliados przesiadłam się na autobus 201 i pojechałam do parku Palacio de Cristal. ![]() W parku spotkałam kaczki ![]() Kury, koguty i pisklaki ![]() ![]() Gęsi z dziećmi ![]() ![]() I pawie ![]() Z parku wróciłam tą samą trasą i poszłam raz jeszcze na most Luiz I. Wiało okropnie, zrobiło się zimno i popadywało, ale chciałam zrobić chociaż nocne zdjęcie z mostu. Przy moście jest mała restauracja. Poszłam tam na herbatę i ciastko i tak poczekałam do zmroku. ![]() Wsiadłam w metro i pojechałam do domu. Gdy tylko dotarłam do domu, rozpadało się na dobre. CDN |
Autor: | orchidea04 [ 23 Paź 2019 23:44 ] |
Temat postu: | Re: Zabieram misia w teczkę i jadę do Portugalii (przez Rzym |
16.10, środa - dzień 9 Porto Dla odmiany - pada... Kiedy w końcu jestem w stanie wyjść z domu jest już popołudnie. Zaczynam od ... pastel da nata ![]() ![]() Stąd idę na stację kolejową Sao Bento. Są tu oczywiście Azulejos i to jest chyba główny powód, dla którego warto tutaj zajrzeć. ![]() ![]() Mam wrażenie, że jest tu więcej ludzi robiących zdjęć niż podróżnych łapiących pociąg ![]() Ze stacji kieruję się do Katedry, ale nie wchodzę do środka ![]() Postanawiam zjeść obiad, ale zaczyna padać... Ląduję znowu na deptaku i kontempluję menu pod parasolem jednej z restauracji, Impar Flores. Wychodzi jakaś para i mówi do mnie "go in, you won't regret". No to wchodzę do środka. Ceny są trochę wyższe niż w innych miejscach, ale trudno. Pada deszcz, nie chce mi się szukać. Rekomendacja pary nie zawodzi i rzeczywiście zjadam bardzo dobrą kaczkę z pieczonymi ziemniakami i zieleniną. Zamówiłam też czerwone porto. Za całość zapłaciłam €20. Na przeciwko restauracji widzę sklep z winami, ale z jakiegoś powodu jest zamknięty. Kiedy kończę swoją wizytę zauważam, że sklep się właśnie otwiera. Idę tam więc, ale nie znajduję wina, którego szukam. Na degustacji w Taylor's dostałam bardzo dobre, białe wino, Port Chip Dry, i z jakiegoś powodu nigdzie nie mogę go dostać. Może uda mi się na lotnisku? W sklepie kupuję jednak kilka 200ml butelek wina na prezent. Niestety znowu zaczyna padać i to dość mocno. Nie ma sensu chodzić w takich warunkach i wracam do domu... 17.10, czwartek - dzień 10 Porto Trochę się wypogodziło, ale nie jakoś bez przesady ![]() Zaczynam od Centrum Fotografii i całe szczęście, że jest darmowe bo nie znajduję tu nic ciekawego, poza tym, że mieści się w byłym budynku więzienia. Z centrum kieruję się do nabrzeża, gdzie wsiadam w tramwaj nr 1 jadący do Foz do Douro, czyli nad ocean. Mimo średniej pogody, na przystanku gromadzi się całkiem sporo ludzi, ale udaje mi się wsiąść za pierwszym razem ![]() ![]() Pan tramwajarz nie wpuszcza do tramwaju więcej niż 5 osób stojących, co było dla mnie sporym zaskoczeniem. W Foz do Douro znajduję bardzo sympatyczny park ![]() Kieruję się w stronę plaży, ale im bliżej oceanu tym bardziej wilgotno, parno i mgliście ![]() Dojście do latarni z jakiegoś powodu jest ogrodzone, co nikomu nie przeszkadza w obejściu tegoż zagrodzenia. Tutaj rzeka spotyka się z oceanem ![]() Nie znajduję tu nic więcej ciekawego. Wszystko jakieś takie senne i wymarłe. Siadam sobie jeszcze na ławce i obserwuję rybaków. Wracam na przystanek i spotykam kilku tych samych podróżnych z którymi przyjechałam. Oni też nie znaleźli tu nic ciekawego. ![]() ![]() Wracam do Porto i postanawiam się przejść jedną z uliczek. Znajduję muzeum wina Port, którego szukałam 2 dni temu ![]() Robię się głodna i pomyślałam, że może wrócę do wczorajszej restauracji bo było smacznie. Okazuje się jednak, że jest zamknięta. Obok tej restauracji jest za to otwarte coś innego - Garota Da Baixa. Z zewnątrz wygląda raczej jak kawiarnia, ale widzę wystawione menu. Kelnerka nie daje mi go przejrzeć i zaprasza do środka. Restauracja malutka, wąska, i z tego co widzę to chyba sami lokalni. Całkiem ich sporo więc może będzie smacznie? Siadam, dostaje menu. Ceny jakieś takie niskie - stek za €8? Znowu myślę - pewnie sam stek, bez dodatków. Kelner wyprowadza mnie z błędu. Stek jest ze smażonym jajkiem, warzywami i frytkami. Zamawiam więc. Biorę też wodę i piwo. Dostaję ogromną porcję, która prawie nie mieści mi się na talerzu. Stek przepyszny, warzywa średnio. Za całość płacę €12. Jestem ukontentowana ![]() Znowu zaczyna padać... Jadę do domu zanim zmoknę bo trochę nie mam już czasu na suszenie spodni i butów... 18.10, piątek - dzień 11 Tchau Portugal ![]() Niestety, wszystko, co dobre, prędzej czy później się kończy, urlop szczególnie. Mój lot na Maltę dopiero o 18:00. Pytałam mojego hosta, czy jest szansa na późniejsze wymeldowanie niż o 12:00, ale niestety - mają dzisiaj przyjazd. Mogłam jednak zostawić walizkę do czasu aż będę jechać na lotnisko. Pogoda się poprawiła. No przecież, w końcu wyjeżdżam... Nie chciałam iść jakoś daleko, więc poszłam na plac da Liberdade - ten, gdzie stoi napis Porto. Napis jest niezwykle oblegany, ciągle są tam ludzie. Na placu, co zauważyłam dopiero teraz, stoją też metalowe krzesła i stoliki. Nie należą do żadnej restauracji, stoją sobie tam po prostu, można sobie usiąść. Miałam ze sobą książkę więc siadłam przy jednym takim stoliku ![]() Godzinę później uznałam, że dobrze by było coś zjeść. Wiedziona instynktem, przeszłam przez ulicę i weszłam do Cafe Alianca. Znowu wygląda na to, że siedzą tu sami lokalni. Znowu mam pewne wątpliwości, co do cen i tego, co znajdę na talerzu. I znowu niepotrzebnie. Tylko, że tym razem to chyba zapłaciłam rekordowo mało jak na tak pyszny stek z frytkami i sałatką. Wzięłam też kieliszek białego wina i wodę. Za wszystko zapłaciłam... €8 ![]() Z restauracji powoli zaczęłam się turlać (dosłownie bo tak pełna byłam ![]() ![]() ![]() Dotarłam jednak po moją walizkę i ruszyłam w stronę metra. Na lotnisku byłam po 15:00. Oddanie bagażu i security tym razem bez zgubionego dowodu ![]() Tym samym zakończył się mój urlop. Odpowiadając na moje pytanie czy udało mi się odpocząć? Tak, zdecydowanie. Jestem zachwycona Portugalią. Tak, zdaje sobie sprawę, że Portugalia nie kończy się na Lizbonie i Porto. To jest dopiero początek i zdecydowanie wrócę - jak nie prędzej to później, ale wrócę. Lizbona spodobała mi się bardziej, ale może to ze względu na to, że w Porto pogoda mi nie dopisała? Porto jest też wściekle górzyste - w niektórych momentach zastanawiałam się czy są tu jakieś płaskie powierzchnie?! Chyba tylko most i woda ![]() Przed przyjazdem miałam w planie rejs po Duoro, ale nie zrealizowałam go ze względu na pogodę. Wątpię żeby był przyjemnością w deszczu, chociaż widziałam, że statki pływały. Kilka moich obserwacji: - Portugalczycy są niezwykle przyjaźni i pomocni. Nie ma problemu by dogadać się po angielsku, no chyba, że z jakąś starszą osoba. Ale generalnie praktycznie wszyscy mówią po angielsku. - W Porto bardzo łatwo odróżnić lokalnego od turysty - poza oczywistym aparatem czy mapą w ręce. Konkretnie po tym, jak przechodzą przez ulicę. Czerwone światło z jakiegoś powodu świeci się bardzo długo, natomiast zielone jest zdecydowanie krótsze. Lokalny po prostu przejdzie przez ulicę na czerwonym, o ile w tym czasie nie jedzie samochód lub jest jeszcze daleko. Turysta natomiast grzecznie będzie czekać na zielone. Któregoś razu postanowiłam tak właśnie przejść przez ulicę bo padało i nie miałam ochoty moknąć. Po drugiej stronie był sklep i tam właśnie wskoczyłam by się schować. Moje przejście przez czerwone światło obserwowała jakaś dziewczyna (na oko w moim wieku) i gdy tylko się zatrzymałam, zaczęła coś do mnie mówić po portugalsku. Wyszłam na lokalną ![]() - Pobyt w Porto można by skrócić do 3 dni. Planowałam wcześniej pojechać do Guimaraes ale ze względu na pogodę nie wybrałam się. - Sintra: wycieczkę można zdecydowanie zaplanować samemu, nie trzeba jej organizować w taki sposób, jak i ja, ale ja to zrobiłam dla wygody. Nie byłam też pewna czy udałoby mi się zobaczyć to wszystko, co zobaczyłam. Dla zainteresowanych, link do tej zorganizowanej wycieczki: https://www.airbnb.com.mt/experiences/259627 - Z Lizbony do Porto można oczywiście pojechać autobusem lub pociągiem. Ja za lot zapłaciłam €10. - Zakwaterowanie w Lizbonie: https://www.airbnb.com.mt/rooms/29609327 - Zakwaterowanie w Porto: https://www.airbnb.com.mt/rooms/621980? - Lisboa Card zdecydowanie opłaca się, jeśli chce się jeździć komunikacją miejską i wchodzić do dużej ilości atrakcji. Ja sobie wyliczyłam, że z kartą zaoszczędziłam ok €40. - W Porto karta Andante na 3 dni opłaca się średnio. Ja chyba więcej chodziłam. Porto jest bardzo kompaktowe i przy ładnej pogodzie wszystko można zejść na nogach. Tylko ciągle pod górę... ![]() - Jestem na prawdę zszokowana cenami w restauracjach. I to nie w jakiś bocznych uliczkach, a na głównych szlakach. W dodatku nie trzeba jakoś się wysilać z szukaniem. Bardzo polecam zarówno Lizbonę jak i Porto ![]() Jeśli macie jakieś pytania to oczywiście chętnie odpowiem ![]() |
Autor: | eskie [ 24 Paź 2019 10:02 ] |
Temat postu: | Re: Zabieram misia w teczkę i jadę do Portugalii (przez Rzym |
orchidea04 napisał(a): Dowód musiał mi wypaść z tylnej kieszeni spodni gdy wyjmowałam telefon. Nawet nie będę komentował ![]() ![]() ![]() A relacja fajna, ja wolę przyrodę niż miasta, ale natchnęłaś mnie na powtórzenie wycieczki. |
Autor: | orchidea04 [ 24 Paź 2019 10:08 ] |
Temat postu: | Re: Zabieram misia w teczkę i jadę do Portugalii (przez Rzym |
@eskie cichaj ;p ![]() ![]() |
Autor: | Arcon [ 24 Paź 2019 11:14 ] |
Temat postu: | Re: Zabieram misia w teczkę i jadę do Portugalii (przez Rzym |
Bardzo mnię się relacja podobała, trzeba czym prędzej znowu odwiedzić Portugalię ![]() |
Autor: | marcinsss [ 07 Lis 2019 09:24 ] |
Temat postu: | Re: Zabieram misia w teczkę i jadę do Portugalii (przez Rzym |
@orchidea04 Fajnie się czytało. W jaki sposób Ty te zdjęcia zamieszczasz? Bo naprawdę szkoda, że takie fajne relacje zostają po chwili bez ilustracji. Moja rada: albo wrzucaj je tu na stronę jako załączniki, albo korzystaj z jakiegoś serwisu hostingowego (ja ostatnio używam https://imgur.com/ i na razie nic mi nie ginie.). |
Autor: | orchidea04 [ 07 Lis 2019 09:27 ] |
Temat postu: | Re: Zabieram misia w teczkę i jadę do Portugalii (przez Rzym |
@marcinsss większość zdjęć jest linkowana z mojego fb, ale nie rozumiem dlaczego po jakimś czasie znikają. Dzięki za radę dotyczącą imgura, spróbuję ![]() |
Strona 1 z 1 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ |