Forum strony Fly4free.pl
https://www.fly4free.pl/forum/

Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)
wyspy-owcze-czyli-have-you-ever-seen-the-rain,1507,100544
Strona 1 z 3

Autor:  gecko [ 13 Wrz 2016 16:10 ]
Temat postu:  Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)

Wprowadzenie:

Dlaczego w ogóle Wyspy Owcze? Razem z moją dziewczyną, Mają, gustujemy w „północnych” kierunkach. Myśleliśmy o Islandii, tymczasem pojawiła się bardzo atrakcyjna oferta przelotów na Wyspy Owcze za niecałe 800zł z Bergen (na archipelag lata tylko farerski przewoźnik Atlantic Airways, więc ceny z reguły nie podlegają większym wahaniom i utrzymują się na stałym, dość wysokim poziomie). Tak więc wybór był prosty – lecimy na Owce! ;)

Parę słów o celu naszej podróży:

Wyspy Owcze to terytorium zależne od Danii, posiadające jednak bardzo szeroką autonomię. Niecałe 50 tysięcy Farerczyków, zamieszkujących archipelag, posiadają swój własny język (zbliżony do islandzkiego) To własnie języka farerskiego dzieciaki uczą się jako pierwszego , bo od pierwszej klasy szkoły podstawowej (duńskiego uczą się dopiero od trzeciej klasy). Wyspy mają swój parlament i prowadzą własną politykę wewnętrzną (sami zarządzają m.in. szkolnictwem, służbą zdrowia, Duńczykom pozostawiają wolną rękę w prowadzeniu polityki zagranicznej) Wyspy Owcze, podobnie jak Grenlandia, pozostają poza strukturami UE oraz Schengen, choć mają podpisaną umowę stowarzyszeniową podobną do tej norweskiej (nie potrzebny nam paszport, aby odwiedzić wyspy). Drukują nawet swoje pieniądze, które są jednak honorowane na równi z koronami duńskimi i reprezentują taką samą wartość (1 korona farerska = 1 DKK).
Historycznie wyspy należały do Norwegii, ale na skutek skandynawskiej „gry o tron” (:P) władzę nad Norwegią przejął król Danii i tym samym wyspy przeszły pod panowanie Duńczyków. Później Norwegia uzyskała niepodległość, ale archipelag pozostał już duński.
Stolicą archipelagu jest Tórshavn liczące ok. 12.300 mieszkańców. Nazwa miasta w języku farerskim oznacza „Miasto Thora”
W relacji ceny będę podawał w DKK, przy czym 1 Korona Duńska [DKK] to 0,58 PLN, więc ceny wystarczy podzielić na dwa i dodać „troszeczkę”, aby wiedzieć mniej więcej ile to jest na nasze ;)

Farerskie banknoty zachwycają swoją prostą estetyką
Image

Trasa lotu:
Image

Mapka odwiedzonych miejsc na Wyspach Owczych:
Image

Przed wyjazdem czytamy świetny reportaż Wasielewskiego i Michalskiego o Wyspach Owczych. Lektura obowiązkowa przed wyjazdem ;)

Image



Zapraszam do relacji!

-- 13 Wrz 2016 16:11 --


1 dzień:

Zaopatrzeni w bieliznę termiczną, ciepłe softshelle, zapasy jedzenia (na Owcach jest bardzo drogo) i polski przewodnik po archipelagu (wydawnictwo Tramp – jedyna taka pozycja w j. polskim) ruszamy polskim busem z Wrocławia do Katowic.
Image

Na lotnisko w Pyrzowicach docieramy wraz z Piotrkiem a.k.a. @kleyo - użytkownikiem F4F, który wraz z kolegami leciał na tripa do Norwegii i był na tyle uprzejmy, że zgarnął nas ze sobą, za co bardzo dziękujemy :) Do Bergen docieramy na pokładzie Wizzaira koło ósmej rano i jako, że mamy około 12 godzin oczekiwania na lot na Wyspy Owcze, postanawiamy pozwiedzać miasto. Bergen, jedno z najstarszych miast w Norwegii, powitało nas deszczową aurą. Około 12 stopni Celsjusza i obfite opady deszczu skutecznie zniechęcały do jakiejkolwiek aktywności poza ciepłym i suchym wnętrzem lotniska, ale skoro lecimy na deszczowe Faroje, to musimy się zacząć przyzwyczajać ;)

Za 185 NOK (87zł) kupujemy bilet w dwie strony na shuttle kursujący między miastem, a lotniskiem. Autobus ma kilka przystanków po drodze. My wysiadamy na dworcu autobusowym, położonym bardzo blisko centrum. Podróż trwa ok. pół godziny. Bagaż zostawiamy w lockerze na dworcu (20 NOK, czyli 9,5zł za cały dzień, więc taniej niż np. w Krakowie)

W pierwszej kolejności udajemy się na pobliski Fish Market, gdzie można spróbować lokalnych specjałów wyłowionych prosto z morza. Wśród nich są m.in. krewetki, kraby królewskie, homary, kalmary, małże, kawior, niezliczone gatunki ryb, mięso wieloryba itp.. Sprzedawcy bardzo uprzejmi, częstują towarem w ramach degustacji … i każdy z nich zna przynajmniej kilka słów po polsku :D

Image

Image

Image

Image

Kiełbasa z łosia, wyglądem przypominająca cygaro ;)
Image

Takie potwory straszą w akwarium:
Image

Image

Z targu rybnego roztacza się malowniczy widok na Bryggen – najbardziej zabytkową część miasta, której wizytówką jest rząd starych, drewnianych domów należących niegdyś do kupców hanzeatyckich. Niektóre z nich pochodzą z XII wieku! Obecnie mieszczą się w nich głównie sklepy z pamiątkami, a także puby.

Widok na Bryggen:
Image

Image

Image

Kolejnym punktem wycieczki jest spacer na wzgórze Fløyen, skąd roztacza się wspaniała panorama miasta. Po drodze zahaczamy jeszcze o Theta Museet – muzeum norweskiej partyzantki za czasów nazistowskiej okupacji kraju. Jest też także wystawa poświęcona zaangażowaniu Norwegii w misje pokojowe ONZ na całym świecie.

Urokliwe uliczki Bergen:
Image

Image

Wejście na Fløyen zajmuje nam dwie godziny. Mamy dużo czasu więc decydujemy się na tę opcję, choć na szczyt można też wjechać kolejką (90 NOK, czyli 42 zł w dwie strony). Niestety kiedy jesteśmy w połowie drogi deszcz gwałtownie przybiera na sile – cali przemoczeni docieramy na szczyt, z którego niewiele widać z powodu nisko osadzonych chmur. W kawiarni rozgrzewamy się przy kubku herbaty, czekamy aż deszcz osłabnie i wracamy. Zejście zajmuje nam 45 minut. Zahaczamy jeszcze o Fish Market, jemy trochę owoców morza na ciepło, odbieramy bagaże z dworcowego lockera i łapiemy autobus na lotnisko.

Widok na Bergen w drodze na szczyt Fløyen:
Image

Image

Lot na Wyspy Owcze trwa ok. godziny i 10 minut. Ledwo zdążamy na lot, bo okazało się, że został przyspieszony o 20 minut, o czym lotnisko nie raczyło poinformować podróżnych. Z niepokojem stoimy w ślamazarnie poruszającej się kolejce do kontroli, a tablica przed nami ostrzega, że boarding dobiega końca. Po kontroli biegiem rzucamy się do gate’a i jako ostatni pasażerowie wchodzimy na pokład. Obłożenie niewielkie – na oko 10-12%. W przeciwieństwie do Kopenhagi, gdzie Farerczycy tłumnie podróżują na zakupy i w odwiedziny do krewnych, Begren cieszy się niewielkim zainteresowaniem. Lot poza tym, że wystartował 20 minut przed czasem, przebiega spokojnie. Na pokładzie czysto, do picia dostajemy kawę + do wyboru maleńką puszkę coli/sprite’a/ fanty/ tonicu/soku pomidorowego, jabłkowego lub pomarańczowego. Wszelkie przekąski lub alkohol są już płatne.
Lądujemy na lotnisku Vagar o 20:45. Nasza gospodarz z airbnb, Sigga, załatwia nam taksówkę, która za 200DKK od osoby zawiezie nas do położonego w odległości 49 kilometrów, Tórshavn – stolicy kraju. (Chociaż wyspy formalnie należą do Danii, funkcjonują jak totalnie osobny organizm, o czym wspominałem już we wstępie) . W samochodzie jedzie z nami jeszcze Carrie – Nowozelandka z Christchurch. Jest ciemno i leje – niewiele widać w drodze z lotniska. Kierowca mówi, że trwa obecnie debata nad tym, czy nie powinien powstać nowy port lotniczy – położony w pobliżu samej stolicy, Torshavn. Jednak na archipelagu liczącym niecałe 50 tys ludzi dwa lotniska nie mają racji bytu. Międzynarodowy port lotniczy na wyspie Vagar został wybudowany przez Brytyjczyków w czasie tzw. „Przyjaznej Okupacji” – kiedy Dania została zajęta przez nazistów, Brytyjczycy szybko zajęli Wyspy Owcze w obawie, że o to samo pokuszą się naziści. Niemiecka obecność na archipelagu położonym zaledwie 400 km od północnych wybrzeży Szkocji stanowiłaby duże zagrożenie dla Zjednoczonego Królestwa. Farerczycy z radością powitali brytyjskich żołnierzy, którzy zapewnili im bezpieczeństwo przed niemiecką agresją.

A319 linii Atlantic Airways na lotnisku Vagar:
Image

Do Tórshavn docieramy przed 22. Mieszkamy w niewielkim farerskim domku położonym w samym centrum miasta, wraz z Siggą i jej córkami. Nasza gospodyni to bardzo miła i gościnna kobieta. A za wynajem pobiera wyjątkowo niską (jak na warunki Wysp Owczych) opłatę. Suszymy przemoczone ciuchy, bierzemy gorący prysznic i wyczerpani kładziemy się do łóżka.

Autor:  Klebek [ 13 Wrz 2016 18:11 ]
Temat postu:  Re: Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)

Super, zapowiada się świetna relacja! :D

Autor:  BooBooZB [ 13 Wrz 2016 18:26 ]
Temat postu:  Re: Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)

Będę z zaciekawieniem śledził ciąg dalszy ;)

Autor:  pbak [ 13 Wrz 2016 18:34 ]
Temat postu:  Re: Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)

Widze, ze serwis w tej linii na loty z Kopenhagi jest lepszy, Atlantic Airlines dodatkowo serwuje za darmo sushi.

Autor:  gecko [ 13 Wrz 2016 18:43 ]
Temat postu:  Re: Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)

No widzisz. Tutaj totalna bieda :P Byłem zaskoczony zważywszy na to, że bilety raczej do tanich nie należą (więc choćby sucharkiem wypadałoby poczęstować pasażera) :D

Postaram się jeszcze dzisiaj dodać ciąg dalszy relacji. W międzyczasie gdyby ktoś miał jakieś pytania o organizację wyjazdu, czy o same wyspy, to śmiało pytać :) chętnie podzielę się doświadczeniem :)

Autor:  maxima [ 13 Wrz 2016 18:57 ]
Temat postu:  Re: Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)

czekam na więcej :D

Autor:  littleboy1989 [ 13 Wrz 2016 19:28 ]
Temat postu:  Re: Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)

@gecko dawaj dalej Ziom ;)

Autor:  gecko [ 13 Wrz 2016 20:41 ]
Temat postu:  Re: Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)

Dzień 2

Odespawszy trudy podróży, udajemy się do położonej ulicę obok, informacji turystycznej. Planujemy dowiedzieć się gdzie możemy kupić 7-dniowy pass na wszystkie autobusy i promy. Jest to wydatek rzędu 700DKK (420zł) ale opłaca się ponieważ mamy zamiar często przemieszczać się po całym archipelagu. Na miejscu spotyka nas duże rozczarowanie. Jest sobota, a travel card będzie można kupić w porcie dopiero w poniedziałek. Nieoczekiwanie w informacji turystycznej zjawia się… Carrie – nasza współpasażerka z taksówki, poprzedniego dnia. Oznajmia, że dysponuje samochodem, ale nie ma zielonego pojęcia jak wykorzystać ten dzień, więc jak mamy jakiś pomysł na wycieczkę to możemy połączyć siły. Upewnia się przy tym, czy aby na pewno nie krzyżuje nam planów swoją propozycją, my natomiast nie możemy posiąść się z radości. Dzień jest bezchmurny, a na Wyspach Owczych zdarza się to stosunkowo rzadko. Proponujemy wycieczkę do malowniczo położonej na wyspie Vagar, miejscowości Gásadalur. Po drodze okazuje się, że droga na Vagar jest zamknięta do godz. 13, bo akurat tego dnia odbywa się maraton. Mamy więc godzinę czasu, którą postanawiamy spożytkować na krótki spacer nad jezioro Sørvágsvatn – największe na Farojach. Krótki spacer przeciąga się aż do godziny 16, bo widoki są oszałamiające, pogoda rewelacyjna, a na szlaku pustki absolutne.

W drodze nad Sørvágsvatn.
Image

Image

Image

Widok na jezioro i położoną na jego drugim brzegu wioskę Midvagur
Image

Image

Image

Wspinamy się na klify skąd rozpościera się wspaniały widok na jezioro, oraz leżącą u jego brzegu wioskę Midvagur. Ze szczytu widać, różnicę wysokości jaka dzieli taflę jeziora i znajdującą się poniżej powierzchnię oceanu. Jest to widok unikatowy i nie znam innego miejsca na świecie gdzie można coś takiego obserwować :)

Image

Owce są wszędzie (co nieszczególnie powinno dziwić) ;)

Image

...pasą się całkowicie obojętne na otaczające je piękno...
Image

Image

Image

Image

Kilkanaście metrów niżej widzimy taflę wzburzonego oceanu
Image

Carrie i Maja ;)

Image

Po godzinie 16 ruszamy do wioski Gásadalur. Z racji tego, że nieplanowany postój się nam przeciągnął i krótki spacer zmienił się w kilkugodzinny trekking, rezygnujemy z postoju w Bøur, skąd mieliśmy się udać pieszo do Gásadalur. Podjeżdżamy do celu naszej podróży bezpośrednio. Jest to możliwe dzięki wybudowanej 10 lat temu drodze. Do 2006 roku, Gásadalur była całkowicie odcięta od świata, zaopatrzenie docierało tu łódkami i helikopterem, natomiast listonosz pokonywał pieszo szlak łączący obie miejscowości – i to kilka razy w tygodniu! (ok. 5 km w jedną stronę). Udajemy się szlakiem wzdłuż klifu, skąd rozpościera się pocztówkowy widok na wioskę:

Image

Image

W samym Gásadalur znajdują się jedne z najżyźniejszych gleb na tych jałowych, bezpłodnych wyspach. Szału nie ma, ale niewielka warstwa organiczna wystarcza, aby wyhodować trochę warzyw na własny użytek. Maleńkie poletka z krzaczkami pomidorów i innymi uprawami, znajdują się niemal przy każdym domu. Dzięki rybołówstwu i skromnie rozwiniętemu rolnictwu ludzie mogli tu przeżyć cały rok w warunkach ograniczonego kontaktu z "cywilizacją". Od kiedy wybudowano im drogę, nie muszą być aż tak samowystarczalni.

Image

Najlepszy widok jest na terenie, który zdaje się być czyjąś własnością prywatną. Jest tam mała szopa, na ścianie której suszą się ryby, miejsce na palenisko i ławka. Nikogo nie ma, więc popychani ciekawością, wchodzimy za bramę. Pozostaje pozazdrościć tak pięknie umiejscowionej działki. Wieczory przy ognisku muszą być tu naprawdę epickie :D

Image

Wracamy do Tórshavn, po drodze zatrzymując się w ciekawym skansenie z dobrze zachowanym starym budownictwem. Kamienne domy kryte są tradycyjnym dachem porośniętym… trawą! Ten typ budownictwa wywodzi się z dawnych czasów, kiedy nie mając innego budulca (na wyspach nie rosną drzewa) , Farerczycy obsiewali dachy trawą. W warunkach wysp, na których pada prawie codziennie, a temperatury nie spadają poniżej zera (średnia temp w latem to +12, zimą +3), trawa przyjęła się doskonale i przez cały rok cieszy oczy soczystą zielenią.

Image

Image

Image

Image

Przed samym Torshavn doświadczamy tego, co opisują wszystkie przewodniki po Wyspach Owczych (a nie ma ich zbyt wiele) – zdumiewającej zmienności pogody. Zaczyna mocno wiać. W ciągu trzydziestu minut bezchmurne niebo zaciąga się ciemnymi chmurami, z których momentalnie lunął deszcz. Szybko powstała gęsta mgła, która skutecznie ograniczała widoczność.
Po przyjeździe do Torshavn idziemy jeszcze na szybkie zakupy do marketu Bonus (przykładowe ceny: butelka wody 0,5l – 15 DKK, chleb tostowy – 14 DKK, klopsiki w puszce – 40 DKK, batonik 12 DKK) oraz na krótki spacer po mieście (o czym szerzej napiszę później)

Carrie odstawia nas pod sam dom. Dzięki jej uprzejmości udało się dobrze wykorzystać pierwszy, słoneczny dzień na Wyspach (które jak się później przekonaliśmy, należą do rzadkości ;))

Image

Następnego dnia lecimy helikopterem na wyspę Mykines, gdzie spotyka nas mrożąca krew w żyłach przygoda... ciąg dalszy nastąpi ;)

Autor:  kieras86 [ 14 Wrz 2016 06:57 ]
Temat postu:  Re: Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)

Niebanalny kierunek. Przyjemnie sie czyta do porannej kawy :) Widoki miazdza! :D

Autor:  kamwad [ 14 Wrz 2016 09:51 ]
Temat postu:  Re: Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)

Absolutnie fenomenalne. :shock:

Czy bardzo wejdę w Waszą prywatność, jeśli zapytam o daty Waszego pobytu? Przepraszam, jeżeli gdzieś to już było wspominane. :oops:

Autor:  gecko [ 14 Wrz 2016 11:03 ]
Temat postu:  Re: Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)

@kamwad

Miałem wspomnieć o tym we wstepie, ale zapomniałem :P na Owczych byliśmy 2-8 września :)

Autor:  littleboy1989 [ 14 Wrz 2016 23:09 ]
Temat postu:  Re: Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)

kieras86 napisał(a):
Niebanalny kierunek. Przyjemnie sie czyta do porannej kawy :) Widoki miazdza! :D

Do wieczornego piwa też jest OK :)

Autor:  lataczuk [ 14 Wrz 2016 23:40 ]
Temat postu:  Re: Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)

A ten lobuz nic nie pisze...

Autor:  Continenttrotter [ 15 Wrz 2016 00:23 ]
Temat postu:  Re: Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)

Pogodę trafiliście idealną. Byłem w tym samym miejscu rok temu. W tej szczelinie jeszcze leżał śnieg:)

Autor:  anulkax7 [ 15 Wrz 2016 06:26 ]
Temat postu:  Re: Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)

Wasza relacja umiliła mi też wczesnoporanne oczekiwanie na autobus ;) Czekam na ciąg dalszy!

Autor:  ara [ 15 Wrz 2016 07:42 ]
Temat postu:  Re: Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)

dawaj dalej! bo już się skończyło a jeszcze kawy nie zaczęłam :D
świetnie się czyta i te widoki! :shock:

Autor:  gecko [ 15 Wrz 2016 20:38 ]
Temat postu:  Re: Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)

Dzień 3-4

Jest niedziela, więc znów nie kupimy tygodniowej karty na transport po wyspach. Musimy się dostać na lotnisko Vágar ponieważ mamy zarezerwowany przelot helikopterem na wyspę Mykines. Na lotnisko docieramy ok. 9 rano, godzinę przed planowanym odlotem. Ze zdziwieniem odkrywam na tablicy przylotów Wizzaira z Budapesztu! Czyżby węgierski przewoźnik po cichu otworzył nowy kierunek? Jak się później okazało, we wtorek odbywał się mecz eliminacyjny do Mistrzostw Świata: Wyspy Owcze – Węgry, a Wizzair podstawił samolot, aby Madziarzy mogli się łatwo dostać na wyspy i dopingować swoich piłkarzy :)

Autobus na lotnisko
Image

Image

Hala odlotów świeciła pustkami
Image

Nagle zapanował spory ruch - wylądował helikopter ;)
Image

Nasz checkin odbywa się zaledwie pół godziny przed odlotem. Po bagaż przychodzi dwóch pracowników w odblaskowych kamizelkach. Podjeżdzają pod terminal VW Transporterem z przyczepką, na którą ładują bagaże, a pasażerowie wchodzą do auta (każdemu podróżnemu przysługuje 20kg bagażu rejestrowanego + podręczny). Podjeżdzamy na płytę lotniska i wysiadamy przy samym helikopterze. Z kwestii organizacyjnych takiego wyjazdu - przelot najlepiej rezerwować z wyprzedzeniem, ponieważ w dniu wylotu może już być komplet. (maszyna- AgustaWestland AW139, jest w stanie zabrać na pokład 12 pasażerów) Ciekawostką jest, że transport helikopterem na Wyspach Owczych jest stosunkowo tani. Wynika to z faktu, że ten rodzaj transportu jest hojnie dotowany przez rząd Wysp Owczych. Piloci należą do Search and Rescue Team, więc muszą latać codziennie, aby nie wyjść z wprawy - nigdy nie wiadomo kiedy od ich doświadczenia będzie zależeć czyjeś życie. Za transport w dwie strony płacimy 300 DKK od osoby, czyli ok. 150zł.

Helikopter gotowy do przyjęcia pasażerów
Image

Dostajemy stopery na uszy...
Image

...i możemy ruszać :) W dole - widok na wieś Sørvágur
Image

Mamy dość ograniczoną widoczność, z powodu nisko osadzonych chmur, ale na szczęście nie ma mgły
Image

Oprócz nas na pokładzie jest jeszcze kilku turystów i paru miejscowych.
Po locie trwającym 7 minut, lądujemy na Mykines. Poza sezonem, helikopter jest jedynym łącznikiem wyspy z resztą archipelagu. Niewielka osada, o tej samej nazwie co wyspa, jest domem dla 11 mieszkańców. Znajduje się tu również niewielki hostel i kawałek pastwiska, szumnie nazwany polem campingowym :P 100 DKK za rozbicie namiotu na obsranej przez owce trawie wydaje się być wygórowaną ceną, lecz druga z opcji, czyli hostel jest poza naszymi możliwościami budżetowymi. Oprócz nas swoje namioty rozbija para turystów (prawdopodobnie z Węgier – wnioskując po języku) oraz Czech (który jak się okazało już od trzech tygodni podróżował po Wyspach Owczych!). Dziwnie się czuję. W końcu dalej jestem na archipelagu położonym setki kilometrów od stałego lądu, lecz patrząc na odlatujący helikopter, po raz pierwszy od chwili przyjazdu na Owce, dopada mnie nieco klaustrofobiczne uczucie odizolowania. Spadnę z klifu i złamię sobie nogę? Będę musiał czekać na helikopter. Zachce mi się piwa? Będę musiał czekać na helikopter. Krótko mówiąc - odtąd moje życie kręci się w tym samym kierunku co śmigło helikoptera farerskich linii lotniczych :D

Rozładunek bagaży
Image

Image

Pierwszy rzut oka na osadę...
Image

Image

Jednym z moich pierwszych skojarzeń na widok farerskich domków na tle wszechobecnej, soczyście zielonej trawy, było takie, że gdyby wybuchła wojna i wrogie lotnictwo dostałoby zadanie bombardowania celów cywilnych, toooo.... miałoby diablo trudne zadanie :D

sami widzicie, co mam na myśli :D
Image

Widok z naszego namiotu
Image

Image

Główną atrakcją Mykines jest licząca tysiące osobników, kolonia maskonurów. Niestety, przybywamy o tydzień za późno. Ptaki odfrunęły już na południe. Mimo niesprzyjającej aury, postanawiamy spróbować szczęścia i wyruszamy w wędrówkę, której celem ma być północny przylądek wyspy, gdzie ptaki mają zwyczaj gniazdować. W połowie wędrówki musimy zawrócić. Nie chodzi już nawet o zwykłą niewygodę ale o bezpieczeństwo. Idziemy brzegiem stromego klifu, a kilkanaście metrów poniżej nas, fale Atlantyku rozbijają się o bazaltowe ściany wyspy. Mgła gęstnieje i widoczność drastycznie spada. Silne podmuchy wiatru rzucają nami jak szmacianymi lalkami, a w dodatku nasze wodoodporne ubrania błyskawicznie przemakają na skutek ulewnego deszczu, który przy tak silnym wietrze pada… poziomo!

Image

Kolejna niezwykle fotogeniczna owca :P
Image

Wracamy do namiotu. Para z Węgier ewakuowała się, kiedy tylko okazało się, że ich „nieprzemakalny” namiot napełnia się deszczówką. Na polu walki ostały się tylko dwie konstrukcje – nasza oraz czeska ;)
Jest godzina 15:00, ale już wiemy, że szykuje się ciężka noc. Próbujemy znieczulić się przywiezioną z Polski butelką wina, lecz adrenalina utrzymuje nas w trzeźwości (przynajmniej mnie, bo Maja twierdzi, że lekko ją „kopnęło) ;) Wraz ze zmierzchem spełniają się moje najgorsze przeczucia. Wiatr i opady nasilają się. Namiotem rzuca na wszystkie strony. Naciągi puszczają i co jakiś czas muszę wybiegać z namiotu w ten ulewny deszcz i nie zważając na to że stąpam bosymi stopami po owczym łajnie, poprawiam konstrukcję tak aby wytrzymała kolejną godzinę. Woda wdziera się do środka, więc podkurczamy nogi, aby trzymać je jak najdalej od zalanej przedniej części namiotu. Co jakiś czas namiot kompletnie się „kładzie”, a jego ściany wciskają się nam w twarze. Czas wlecze się niemiłosiernie, mam wrażenie, że ta noc nigdy się nie skończy. W myślach przeklinam się za poroniony pomysł rozbijania namiotu na Wyspach Owczych, czyli coś, co każdy przewodnik stanowczo odradza. I jeszcze zapłaciliśmy za tą „przyjemność” 100 DKK. Zdecydowanie najgorzej wydane pieniądze w naszym życiu :P

Koło godziny szóstej rano postanawiamy podjąć szaleńczą próbę ucieczki z tego farerskiego piekła. Bierzemy najpotrzebniejsze rzeczy i uciekamy pukając do napotkanych po drodze domów z nadzieją, że ktoś otworzy. W końcu udaje się znaleźć schronienie u brytyjskiego turysty, który akurat wynajmował domek na Mykines. Dowiadujemy się, że pogoda jest całkiem niezła, bo czasami podmuchy sięgają 160km/h i ludzie muszą trzymać się budynków żeby nie odlecieć do oceanu :D Jego monotonny głos odbija się głuchym echem w mojej głowie, kiedy pogrążony w stanie zbliżonym do katatonii, piję gorącą kawę :P Istniało spore ryzyko, że utkniemy na wyspie, bo helikopter z powodu trudnych warunków atmosferycznych, może nie przylecieć. Kamień spada nam z serca, kiedy dwie godziny później właścicielka miejscowego hostelu pokazuje nam na ekranie komputera transmisje live z flightradar24. Maszyna AgustaWestland AW139 linii Atlantic Airways opuściła odległe o kilkanaście kilometrów lotnisko Vágar i kieruje się na zachód, w stronę Mykines…

Namiot po całonocnej nawałnicy :D
Image

Lądujący helikopter
Image

Kokpit helikoptera wygląda podobnie do tego z samolotu odrzutowego. Mamy takie same podstawowe oprzyrządowanie: sztuczny horyzont, radar meteorologiczny. Z podstawowych różnic, jakie rzuciły mi się w oczy to joystick zamiast klasycznego wolantu :P Zapinamy pasy, zakładamy stopery na uszy, piloci sprawdzają checklistę i jesteśmy gotowi do lotu ;)

Image

W drodze powrotnej do Tórshavn, obserwujemy jak wąskie strużki wodospadów pod wpływem ulewnych deszczów, zmieniły się w potężne kaskady wodne.
Image

Jest poniedziałek. Na lotnisku Vagar udaje nam się w końcu kupić travel card. Wybieramy opcję 4-dniową, za co płacimy 500 DKK od osoby. Po powrocie do Tórshavn nie mamy za bardzo na nic ochoty. Suszymy przemoknięte ubrania i jemy ciepły posiłek. Późnym popołudniem płyniemy w krótki rejs na położoną blisko stolicy, wyspę Nólsoy.

Port w Tórshavn i prom, który zabierze nas na Nólsoy
Image

Wypływając z portu mamy świetny widok na Tinganes - najbardziej zabytkową część miasta
Image

Na morzu warunki bardzo trudne, niewielki prom z trudem opierał się wysokim falom. Przechył statku osiągał niebezpieczne wartości, a co się działo na pokładzie najlepiej podsumowuje to zdjęcie. Nieliczni stojący na zewnątrz pasażerowie zmuszeni są trzymać się czego popadnie, aby nie upaść na burtę
Image

Na Nólsoy jest niewielka osada o tej samej nazwie co wyspa. Co ciekawe znajduje się tu utrzymane w świetnym stanie boisko piłkarskie. Idziemy na krótki spacer (wyczerpujący z powodu wciąż silnych podmuchów wiatru) i dwie godziny później wracamy do Tórshavn.

Nólsoy...
Image

Image

Image

Nawet w takiej dziurze mają świetnie utrzymane boisko do piłki nożnej :D
Image

Image

W końcu zaczęło się przejaśniać.. ;)
Image

Image

Prom, który zabierze nas z powrotem do Tórshavn

Image


Ciąg dalszy nastąpi! ;)

Autor:  kieras86 [ 15 Wrz 2016 22:35 ]
Temat postu:  Re: Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)

widze ze mieliscie prawdziwy d(r)eszczowiec na mykines :D mozna sie na tę wyspę dostać jakims statkiem?

Autor:  BooBooZB [ 15 Wrz 2016 22:37 ]
Temat postu:  Re: Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)

Można, prom "Norrona" płynie z Hirthals przez Wyspy Owcze docelowo do Seyðisfjörður na Islandii.

Polecam ;)

Autor:  kieras86 [ 16 Wrz 2016 06:23 ]
Temat postu:  Re: Wyspy Owcze, czyli "Have You Ever Seen The Rain?" ;)

Bardziej mialem na mysli konkretnie wyspe Mykines. Autor napisal ze w dwie strony lecial helikopterem, a mnie ciekawi czy mozna sie tam dostac statkiem (np. z Torshavn) :)

-- 16 Wrz 2016 06:27 --

BooBooZB napisał(a):
Można, prom "Norrona" płynie z Hirthals przez Wyspy Owcze docelowo do Seyðisfjörður na Islandii.

Polecam ;)

Strona 1 z 3 Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group
http://www.phpbb.com/