@lluukk
Powodzenia na Islandii z tą definicją "nagłego działania siły mechanicznej w zetknięciu ze zwierzętami" w ubezpieczeniu z karty kredytowej. Powodzenia!
Na Islandii wjechanie w owcę generalnie jest winą kierowcy. I kropka. Nie losu, nie owcy, lecz kierowcy. Nieuwagi lub niedoświadczenia kierowcy (z owcami wokół drogi).
Na przykład islandzki kierowca wie, że gdy widzi owcę z małą przechodzące przez drogę, to szansa, że zaraz wyskoczy "znikąd" druga mała jest niemal 100%, szczególnie w maju/czerwcu.
No to jaki to wypadek/przypadek/pech, że nagle znikąd taka owca wybiegła? Zwykła niewiedza i nieprzygotowanie do jeżdżenia po Islandii. Który ubezpieczyciel rozgryzając temat wypłaty odszkodowania (na wyspie te koszty są ogromne) odstąpi od sprawdzenia miejscowych okoliczności ?
Jechałeś 20 km/h - trzeba było zwolnić do 5 albo się zatrzymać. Albo po prostu uznać, ze miałeś pecha i ponieść konsekwencje.
Od tego pecha ubezpiecza się część farmerów - i istnieje zasada, że wjechanie w owieczkę należy zgłosić, bo to daje im (farmerom) szansę na odszkodowanie - jeśli mają.
Dużo się o tym mówi rok w rok tam w mediach. Ale turyści mają swoje kontynentalne "zapisy" i "interpretacje" i wiedzą zawsze lepiej. Żadna owca, ani żadna rzeka na Islandii nie czeka na niczyje nieszczęście. Pozorny spokój "nadubezpieczenia" i tak sprowadza się do zdrowego rozsądku. To ludzie błędnie mniemają, że odpowiedzialność ubezpieczyciela zastępuje ich odpowiedzialność. To prawda jedynie w pewnych granicach i to bardzo różnych w zależności od ubezpieczyciela, jego dociekliwości i konstrukcji całej polisy. Jeśli spotykam na interiorze, na drodze oficjalnie nieprzejezdnej, naszych krajan niskopodwoziowym osobowym autem z wypożyczalni załadowanym ludźmi i bagażami jak ze żniw - co nawet nie wiedzą gdzie/czy/jakie mają koło zapasowe, ale uchachani są, że google pokazał, że już za 104 kilometry przebiją się przez interior, to pukam ich w czółko i rozumiem czemu Islandczycy gotowi są zadzwonić na Policję czy do wypożyczalni. Mówię więc kulturalnie, by "odjechali/zawrócili", a oni na to, że mają dobre międzynarodowe ubezpieczenie. Może z tej karty albo podobne "wszystkomające" ? Uważam, ze przed rozważaniem roli ubezpieczenia lepiej przemyśleć swoje możliwości i potrzeby/trasę , wypytać o rzeczywiste warunki na miejscu i nie zachłystywać się znalezionym w którejś polisie zdaniem. Bo nie widząc człowieka w konkretnej sytuacji łatwo się naciąć, wprowadzić siebie/kogoś w błąd.
Szczególnie powodzenia z tą definicją "nagłego działania siły mechanicznej w zetknięciu ze zwierzętami" jeśli wszyscy wiedzą, że na wyspie gdzie owiec jest więcej niż ludzi - takie zderzenie to jest kategoria zaniedbania. Który ubezpieczyciel wypłaci za zalanie auta zostawionego na plaży, nawet jeśli w jednym z punktów było, że ubezpieczenie obejmuje zalanie? Ale są jeszcze inne punkty - wymuszające na ubezpieczonym świadomość kontekstu. Wszystko super wygląda na papierze. To tak jak w zdrowotnym nie masz helikoptera/ratownictwa, a złamiesz nogę na Hornstrandir  Obowiązuje tam ubezpieczenie? Owszem, obowiązuje. Ale jak ktoś poszedł/przepłynął to musiał do licha wiedzieć, że nikt tam po niego nie przyjedzie, chociażby dlatego, że nie ma dróg. No chyba, że był ignorantem lub miał przekonanie, że cały świat działa tak jak widział u siebie. Nie warto myśleć, że fun i wyrwany z kontekstu punkt polisy to gwarant szczęścia typu "gniotsja-nie-łamiotsja", albo, że to taka gra na słówka kto ma rację lub kto wytknie, że inny racji nie ma. Islandia na to swoje, może nauczyć pokory. Ubezpieczyciele tę grę zresztą świetnie znają Niezależnie od banku w którym masz kartę. |
i na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Jedyne co nas zaskoczyło, to że za przejazd tunelem Vaðlaheiðargöng trzeba płacić i to online, ale czekając w kolejce przy oddawania auta wyszło na to, że nie tylko my o tym nie wiedzieliśmy