Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 9 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
 Temat postu: Koko koko Euro spoko
#1 PostWysłany: 29 Cze 2016 21:52 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 30 Gru 2011
Posty: 5594
Loty: 169
Kilometry: 241 913
niebieski
Na początek ciekawostka – Francja, jako jeden z niewielu krajów Europy nie posiada oficjalnego godła, tylko kilka nieoficjalnych symboli. Jednym z nich jest kogut galijski – stąd przewrotny tytuł relacji, nawiązujący także do piosenki z poprzednich mistrzostw.

Z góry przepraszam za jakość zdjęć - były robione komórką.

W lutym uśmiechnęło się do mnie szczęście – wylosowałem bilety na mecz grupowy z Ukrainą oraz bilety warunkowe, na kolejny mecz w 1/8 finału, pod warunkiem Polaków. Po wstępnym rozeznaniu cen biletów lotniczych, oraz noclegów w samej Marsylii doszliśmy z kolegą do wniosku, że jedziemy samochodem. Pozwoli to na większa mobilność, jeśli chodzi o transport i noclegi, szczególnie, że nie było wcześniej wiadomo, gdzie i kiedy rozegra Polska kolejny mecz.

Wyjeżdżając na mecz z Ukrainą byliśmy już niemal pewni awansu Polski do kolejnej rundy. Mimo to wstępnie zarezerwowaliśmy tylko dwa noclegi - pierwszy w trasie, w miejscowości Dole, kolejny już w samej Marsylii – oba w hotelach taniej marki F1, należącej do grupy Accor Hotels. Są to skromne hoteliki, położone przeważnie przy autostradach. Łazienki i prysznice znajdują się na korytarzach, a wszystkie pokoje są 3-osobowe (jedno łóżko piętrowe) z umywalką. Dzięki tym skromnym warunkom można liczyć na cenę rzędu 30-35€ za pokój. Przynajmniej za tyle udało mi się zarezerwować pokój w lutym – do czasu mistrzostw cena znacznie poszła w górę i inne napotkane osoby w tym samym hotelu F1 Saint-Menet w Marsylii płaciły już po 90€. Czas pomiędzy meczami planowaliśmy spędzić na leniwej włóczędze po bocznych drogach Prowansji, Owernii czy gdziekolwiek indziej w kierunku, gdzie Polacy będą rozgrywać kolejny mecz.

Podróż do Dole minęła bez większych problemów. Specjalnie wybrałem to miasto na nocleg, ponieważ odwiedziłem je 15 lat temu na rajdzie rowerowym. Chciałem sprawdzić, czy coś pamiętam (nic nie pamiętałem). Ponadto chciałem zobaczyć, jak francuska prowincja żyje mistrzostwami (bardzo słabo). Z hotelu do ciekawej starówki jest 2,5 km więc ruszyliśmy pieszo w poszukiwaniu obiektu, gdzie można:
- zjeść
- wypić piwo
- obejrzeć mecz.
Niestety znaleźliśmy wyłącznie lokale spełniające tylko dwa warunki z powyższych we wszystkich kombinacjach. Dlatego skończyło się na szybkiej pizzy i dokończeniu meczu w sportowym pubie (piwo Jupiler 5€). Tu też po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że dogadanie się z Francuzami nie będzie najłatwiejsze... Mecz Słowacja – Anglia okazał się dosyć nudny i zakończył się bezbramkowym remisem, a największą atrakcją w pubie byliśmy chyba my... Powrót do hotelu w strugach deszczu – nie udało się znaleźć taksówki.

Kolejnego dnia mieliśmy do przejechania tylko 500 km w stronę wybrzeża Morza Śródziemnego. Za Lyonem krajobraz zmienił się już na typowo śródziemnomorski. Hotel F1 Saint-Menet w Marsylii znajduje się na wschodnich rubieżach miasta, w połowie drogi do Aubagne. zameldowaliśmy się około południa – chyba całość gości stanowili polscy kibice. Dało się poczuć atmosferę zbliżającego się meczu. Około 14 udaliśmy się na pobliski przystanek, skąd autobusem linii 15 ruszyliśmy bezpośrednio na stadion (koszt jednego przejazdu to 1,9€; czas przejazdu – około 25 minut). Przed stadionem udało nam się znaleźć w miarę pusty pub (piwo 7€), który w miarę zbliżania się „godziny zero” wypełniał się biało-czerwonymi i niebiesko-żółtymi kibicami.

Wreszcie ten moment, na który czekałem od lutego – przejście na Stade Velodrome. Przyznam, że bryła stadionu Olympique robi wrażenie. O samym meczu nie będę się rozpisywał – w skrócie nie był zbyt porywający, w przeciwieństwie do dopingu, i zakończył się wynikiem bardziej szczęśliwym niż zasłużonym z przebiegu meczu. Jednak wynikiem, który dał nam awans do kolejnej rundy. Pozostało tylko czekać na informacje ze stadionu Parc des Princes, gdzie Niemcy pokonali Irlandię Północną 1:0 i już wszystko było wiadomo – kolejny mecz Polacy zagrają ze Szwajcarią, 25 czerwca w St. Etienne. Po powrocie do rozśpiewanego hotelu mogłem się wreszcie zabrać za powolne planowanie trasy i noclegów na kolejne dni.
CDN
Załącznik:
IMG_20160621_153015797m.jpg
IMG_20160621_153015797m.jpg [ 125.98 KiB | Obejrzany 5215 razy ]

Załącznik:
IMG_20160621_175500503_HDRm.jpg
IMG_20160621_175500503_HDRm.jpg [ 235.94 KiB | Obejrzany 5215 razy ]
_________________
Blbec je blbec a blbcem zůstane
Ja tu tylko sprzątam
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
23 ludzi lubi ten post.
 
      
Tydzień na Langkawi za 2841 PLN. Loty z Berlina i noclegi w 4* hotelu Tydzień na Langkawi za 2841 PLN. Loty z Berlina i noclegi w 4* hotelu
Odkryj Portugalię: Porto i Azory w jednej podróży z Wrocławia za 825 PLN Odkryj Portugalię: Porto i Azory w jednej podróży z Wrocławia za 825 PLN
#2 PostWysłany: 30 Cze 2016 13:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 19 Sie 2014
Posty: 1629
Zbanowany
Czekam na więcej! :D
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#3 PostWysłany: 30 Cze 2016 16:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 30 Gru 2011
Posty: 5594
Loty: 169
Kilometry: 241 913
niebieski
Dzień 3 – Prowansja (Roussillon, Gordes, Les Baux-de-Provence, Arles, Saintes-Maries-de-la-Mer, Nîmes)

Prowansja – słońce, błękitne morze, pola lawendy i winnice. Miało być leniwe zwiedzanie, wyszło jak zwykle :) Plan okazał się nazbyt ambitny jak na jeden dzień i niektóre miejsca trzeba było zwiedzić w stylu japońskim. Samą Marsylię od razu odrzuciliśmy. Inni kibice opowiadali o wszechobecnym – będę bezpośredni – smrodzie, kradzieżach, bójkach kibiców. Na tym nam akurat nie zależało. Może kiedyś tam wrócę, w bardziej sprzyjających okolicznościach.

Rano w hotelu czekał mały zgrzyt. Rozumiem, że można świętować zwycięstwo, trochę wypić, pośpiewać w nocy – na to nie narzekam. Ale to co rano zastałem w sanitariatach, to wołało o pomstę do nieba. Na myśl przychodzi tylko cytat o porcie z piosenki „Mars napada” w dosłownym niestety znaczeniu...

Naszym pierwszym celem było Roussillon – malownicza wioska około 100 km na północ od Marsylii. Słynna jest ze złóż ochry – skały o bardzo drobnej frakcji – niegdyś wydobywanych i używanych jako pigment. Większość elewacji domów w Roussillon pokryto właśnie ochrą i dzięki temu rdzawe ściany tworzą piękny kontrast z błękitem nieba. Obecnie odkrywkę można zwiedzać, wejście kosztuje 2,5€ i są zaplanowane dwie trasy – dłuższa i krótsza. W samym Roussillon można zaopatrzyć się w pamiątki – prowansalskie kosmetyki, lawendę w każdej postaci oraz oczywiście pigmenty.
Załącznik:
Komentarz do pliku: Roussillon
IMG_20160622_113507900_HDRm.jpg
IMG_20160622_113507900_HDRm.jpg [ 154.68 KiB | Obejrzany 4894 razy ]

Załącznik:
Komentarz do pliku: Złoża ochry
IMG_20160622_115433333m.jpg
IMG_20160622_115433333m.jpg [ 206.8 KiB | Obejrzany 4894 razy ]

Kolejnym celem było sąsiednie Gordes, ale krajobrazy po drodze wymuszały kolejne postoje. Pierwszy z nich zrobiliśmy w przydrożnej winnicy Domaine de Tara (http://www.domainedetara.com/), gdzie po degustacji zaopatrzyliśmy się w spory zapas wina, w cenie 6-7€ za butelkę. Taki trunek, zakupiony bezpośrednio u producenta to świetna pamiątka i prezent (szkoda, że tylko część z nich dojechała do Polski – były naprawdę dobre :) - trzeba było później uzupełnić zapasy – patrz dzień 5). Chwilę później zatrzymaliśmy się przy zagonach kwitnącej lawendy – dla mnie symbolu Prowansji.
Załącznik:
Komentarz do pliku: Lawenda
IMG_20160622_132249370_TOPm.jpg
IMG_20160622_132249370_TOPm.jpg [ 204.89 KiB | Obejrzany 4894 razy ]

Załącznik:
Komentarz do pliku: Gordes
IMG_20160622_133846766m.jpg
IMG_20160622_133846766m.jpg [ 190.38 KiB | Obejrzany 4894 razy ]

Gordes ma już zupełnie inny charakter niż Roussillon, choć też wygląda jak wycięte z planu filmowego. To miasteczko odwiedziliśmy z bardzo krótkim postojem i ruszyliśmy dalej, do Les Baux-de-Provence, gdzie po raz kolejny musieliśmy podnosić szczęki z podłogi. Do Baux polecam wjeżdżać od północy, skąd rozciąga się panorama na miasto-zamek, a właściwie położony na skalnym przylądku, otoczony urwiskami kompleks średniowiecznych krętych uliczek, ruin, wieżyczek – trudno to wszystko ogarnąć. W samym Baux jest kilka parkingów (niestety najkrótszy możliwy czas opłacenia parkowania to jedna doba – 5€), i już po chwili można schronić się w cieniu zakamarków. Oczywiście są tam setki turystów, ale bez trudności można znaleźć swobodny kadr. Na końcu Trencat znajduje się zamek, na którego zwiedzanie już po prostu nie mieliśmy czasu (a swoją drogą żar lał się z nieba) – nic straconego, można go „zwiedzić” na Street View :) Okolica Baux obfituje również w inne piękne miejscowości – do odwiedzenia podczas kolejnej wycieczki – jak starożytne ruiny Plateau des Antiques koło Saint-Rémy-de-Provence.
Załącznik:
Komentarz do pliku: Les Baux-de-Provence
IMG_20160622_153806446m.jpg
IMG_20160622_153806446m.jpg [ 206.27 KiB | Obejrzany 4894 razy ]

Załącznik:
Komentarz do pliku: Les Baux-de-Provence
IMG_20160622_154019136m.jpg
IMG_20160622_154019136m.jpg [ 173.65 KiB | Obejrzany 4894 razy ]

Kolejnym celem było Arles, które dotychczas kojarzyło się mi z cyklem obrazów van Gogha, którymi maltretowała mnie plastyczka w podstawówce. Na miejscu Arles okazało się przyjemnym miastem pełnym rzymskich zabytków z przełomu er (tak to się odmienia?), wśród których należy wymienić Teatr Antyczny oraz Teatr Rzymski – amfiteatr, niewiele ustępujący rzymskiemu koloseum.
Załącznik:
Komentarz do pliku: Teatr Antyczny w Arles
IMG_20160622_162651827m.jpg
IMG_20160622_162651827m.jpg [ 158.96 KiB | Obejrzany 4894 razy ]

Po Arles spontanicznie stwierdziliśmy że po podkarmieniu ducha, trzeba podkarmić też ciało, a że mamy cholerną ochotę na jakieś frutti-di-mare, ruszyliśmy nad morze, do Saintes-Maries-de-la-Mer. Okolica zupełnie zmieniła charakter – przejeżdżaliśmy teraz przez region zwany Camargue - nizinne rozlewiska w delcie Rodanu, pełne dzikiego ptactwa – raj dla miłośników birdwatchingu, po drodze mijając liczne stadniny z końmi rasy nazwanej od tego regionu (odsyłam do wikipedii). Samo Saintes-Maries to urocze miasteczko, niezadeptane (jeszcze) przez turystów, ośrodek pielgrzymkowy (najważniejszy dla Romów), którego jednak największą atrakcją jest „course camarguaise” - bezkrwawa korrida na położonej centralnie wielkiej arenie. W międzyczasie na naszym stole wylądowała paella valenciana (porcja ledwo do przejedzenia za 15,5€) oraz piwo a posiłek umilał grad bramek w wykonaniu Dzsudzsáka i spółki vs. Ronaldo i spółki.

Zbliżał się już wieczór, więc udaliśmy się do Nîmes, gdzie w hotelu Empire mieliśmy zarezerwowany nocleg. Samo miasto przechodzi obecnie gruntowną przebudowę ulic i jeden prosty błąd w nawigacji kosztował nas kolejne pół godziny krażenia. Sam hotel był w porządku (57€ za dwójkę), ale obsługa była co najmniej dziwna – dwóch kolesi w rozpiętych koszulach, coś pomiędzy małomiasteczkowymi gangsterami a parą... no, nieważne. Jeszcze bardziej dziwny był zwyczaj, polegający na obowiązkowym zostawieniu kluczyków od naszego samochodu w hotelowej recepcji (korzystaliśmy z hotelowego garażu), na wypadek gdyby trzeba było przestawić pojazdy – a garaż był bardzo wąski. Kolega kierowca, chyba nie zmrużył oka, oczyma wyobraźni widząc tych dwóch kolesi wożących się jego nowym BMW po ulicach nocnego Nîmes...
CDN
_________________
Blbec je blbec a blbcem zůstane
Ja tu tylko sprzątam
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
 
      
#4 PostWysłany: 30 Cze 2016 16:37 
Moderator forum
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Kwi 2014
Posty: 4052
A Wiesz @krasnal, że moje przyjaciółki mają kilka bardzo podobnych zdjęć do Twoich. Te z polem lawendy to chyba "identique" ;) Może jechaliście razem na ten mecz :D
_________________
Ιαπόνκα76
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#5 PostWysłany: 02 Lip 2016 12:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 30 Gru 2011
Posty: 5594
Loty: 169
Kilometry: 241 913
niebieski
Dzień 4 (Nîmes – Pont du Grad – Awinion – Wąwóz Ardèche – Le Puy-en-Velay)

Kolejny dzień również zapowiadał się intensywnie, więc czekała nas wczesna pobudka. Pierwszą rzeczą było jednak przeparkowanie auta na parking miejski :), a potem ruszyliśmy na zwiedzane Nimes. Jest to przyjemne miasto, a dzięki licznym pozostałościom po panujących onegdaj tu Rzymianach, trochę przypomina wspomniane wcześniej Arles. Swoje pierwsze kroki skierowaliśmy jednak na zadaszony targ Halles de Nîmes (Rue des Halles) – chyba jak większość ludzi z forum, uwielbiam takie miejsca. Można spędzić tam mnóstwo czasu wędrując pomiędzy stoiskami z owocami morza, serami czy beczkami pełnymi oliwek.
Najsłynniejszym zabytkiem Nimes jest amfiteatr rzymski, zwany Arènes, architektonicznie bardzo podobny do tego z Arles. Pochodzi z I/II wieku n.e. i mógł pomieścić 24 tysiące osób. Jednocześnie układ korytarzy umożliwiał ewakuację widzów w ciągu kilku minut. Wstęp na amfiteatr kosztuje 10€. Drugim równie ważnym zabytkiem jest Maison Carrée – kwadratowa świątynia rzymska, uważana za najlepiej zachowany taki budynek. Pochodzi również z I wieku, a bilet wstępu kosztuje 6€. Można kupić też bilet łączony na oba zabytki za 12€. Ciekawym miejscem okazały się również ogrody Jardin de la Fontaine, trochę przypominające Łazienki, gdzie panuje przyjemny chłód i można odpocząć od miejskiego zgiełku i skwaru pośród drzew i fontann.
Załącznik:
Komentarz do pliku: Na targu w Nimes
IMG_20160623_092253141m.jpg
IMG_20160623_092253141m.jpg [ 163.59 KiB | Obejrzany 4692 razy ]

Załącznik:
Komentarz do pliku: Maison Caree
IMG_20160623_095242241m.jpg
IMG_20160623_095242241m.jpg [ 105.53 KiB | Obejrzany 4692 razy ]

Naszym następnym celem był Pont du Gard – obiekt z listy światowego dziedzictwa UNESCO. Jest to pozostałość po rzymskim akwedukcie z I w. p.n.e., który w tym miejscu przekraczał rzekę Gard. Obecnie zachowany fragment ma 3 kondygnacje, 270 metrów długości i prawie 50 metrów wysokości nad lustrem wody. Aż ciężko uwierzyć, że tak dobrze zachowany obiekt liczy ponad 2000 lat i przetrwał wszystkie powodzie i wojenne zawieruchy – byłem pod wrażeniem zdolności ówczesnych architektów i budowniczych (a całość była budowana bez zaprawy). Wstęp na most jest płatny i uiszcza się go w formie opłaty parkingowej – 18€ za samochód osobowy, niezależnie od liczby pasażerów. Pasażerowie piesi i rowerzyści również płacą, w zależności od liczności grupy, od 3,5€ do 7€ (choć nie zauważyłem, żeby ktoś tego pilnował – nie ma żadnych bramek, a bilety kupuje się w automacie). Wieczorem, po zamknięciu sklepów i muzeów, ceny są niższe. Dojazd do akweduktu jest możliwy zarówno prawym, jak i lewym brzegiem – parkingi znajdują się po obu stronach.
Załącznik:
Komentarz do pliku: Pont du Gard
IMG_20160623_113338831_HDRm.jpg
IMG_20160623_113338831_HDRm.jpg [ 178.86 KiB | Obejrzany 4692 razy ]

Kolejny cel to Awinion (Avignon) – który zapisał się na kartach historii jako siedziba papieży, później antypapieży, czyli mówiąc w skrócie wielka schizma zachodnia, o której z pewnością każdy z nas uczył się na lekcjach historii. Zaczęło się od przeniesienia w 1309 r. przez Klemensa V siedziby papieży z Rzymu do Awinionu. Grzegorz XI powrócił w 1377 r. do Rzymu, gdzie wkrótce zmarł. Po jego śmierci rozpoczęła się awantura, która skutkowała podwójnym konklawe i wyborem dwóch papieży – jeden rezydował w Rzymie, drugi w Awinionie. Swoją obediencję (poparcie) wobec papieży z Awinionu deklarowały oczywiście Francja, Szkocja oraz m. in. ówczesne monarchie, dziś wchodzące w skład Hiszpanii, jak Królestwo Nawarry i Królestwo Aragonii. Cała awantura trwała do drugiej dekady XV wieku, kiedy papieże abdykowali lub zostali ekskomunikowani. Pozostałością po historycznych zawirowaniach jest pałac papieski, bez wątpienia najważniejszy zabytek miasta. Jego charakterystyczna sylwetka jest widoczna z daleka. Powierzchnia pałacu liczy 15000 m2 – wewnątrz znajdują się liczne komnaty, apartamenty, sale. Bilet wstępu kosztuje 11€, co jest rozsądną ceną, ale biorąc pod uwagę, że na zwiedzanie powinno się przeznaczyć 2 godziny, zrezygnowaliśmy. Poza pałacem papieskim Awinion oferuje odwiedzającym bardzo rozległą starówkę, pełną wąskich uliczek i przyjemnych skwerów. Oczywiście miasto słynie również z festiwalu teatralnego – zjeżdżają się tam corocznie setki samozwańczych aktorów, sztukmistrzów, kuglarzy i wypełniają ulice miasta, szczególnie po zmroku. W bieżącym roku festiwal ten odbędzie się w dniach 6-24 lipca. Z informacji praktycznych – zamiast pchać się autem w wąskie uliczki, lepiej jest je zaparkować bezpłatnym, ogromnym parkingu na wyspie Île de Piot, skąd do starówki jest zaledwie kilometr.
Załącznik:
Komentarz do pliku: Pałac papieski w Awinionie
IMG_20160623_130102237m.jpg
IMG_20160623_130102237m.jpg [ 109.93 KiB | Obejrzany 4692 razy ]

Załącznik:
Komentarz do pliku: Starówka w Awinionie
IMG_20160623_141600483_HDRm.jpg
IMG_20160623_141600483_HDRm.jpg [ 218.03 KiB | Obejrzany 4692 razy ]

Kolejny etap tego dnia to Wąwóz Ardèche (Gorges de l'Ardèche), który zrobił chyba na mnie największe wrażenie podczas calej wyprawy do Francji. Rzeka Ardèche wyrzeźbiła w wapiennych skałach głębokie na kilkaset metrów koryto. Przełom rzeki otacza pokryty dębowym lasem płaskowyż. Bardzo popularną metodą zwiedzania jest spływ kajakiem, ale zmotoryzowani – jak my – mogą również pokonać tę trasę drogą D290, zwaną La haute Corniche. Na około 35-kilometrowym odcinku pomiędzy miejscowościami St-Martin d'Ardèche a Vallon-Pont-d'Arc wspomniana droga wije się setkami serpentyn, a dla turystów udostępniono 11 platform widokowych. Panorama z każdej z nich zapiera dech w piersi. Bliżej miejscowości Vallon-Pont-d'Arc trasa biegnie już doliną i czeka tam nas wisienka na torcie – Pont d'Arc. Jest to naturalnie powstały most skalny nad Ardèche (wysokość 34 m, szerokość 59 m). Po obu stronach mostu znajdują się plaże, a woda w rzece jest krystalicznie czysta i przyjemnie chłodna. Jest też bardzo głęboko – praktycznie 3-4 kroki od brzegu i woda zakryła mnie całkowicie.
Załącznik:
Komentarz do pliku: Wąwóz Ardèche
IMG_20160623_163210635_HDRm.jpg
IMG_20160623_163210635_HDRm.jpg [ 246.75 KiB | Obejrzany 4692 razy ]

Załącznik:
Komentarz do pliku: Wąwóz Ardèche
IMG_20160623_163803041m.jpg
IMG_20160623_163803041m.jpg [ 239.15 KiB | Obejrzany 4692 razy ]

Załącznik:
Komentarz do pliku: Pont d'Arc
IMG_20160623_172722337m.jpg
IMG_20160623_172722337m.jpg [ 237.68 KiB | Obejrzany 4692 razy ]

Po kąpieli zmierzamy dalej na północ. Według podziału fizyczno-geograficznego jest to Masyw Centralny, według historyczno-administracyjnego – Owernia. Jest to górzysty region o intensywnej kiedyś działalności wulkanów. Ścięte stożki wygasłych wulkanów są dziś charakterystyczną "widokówką" z Owernii. Krajobraz zmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Skały i suchorośla zwane makia lub garig ustępują miejsca górskim lasom, winnice i gaje oliwne – łąkom i pastwiskom. Owernia słynie bardziej z serów niż wina (co będzie miało swoje następstwa – ale o tym później). Naszą bazą noclegową jest Le Puy-en-Velay, słynny ośrodek pielgrzymkowy, o którym więcej w kolejnym wpisie. Zatrzymujemy się w hotelu Dyke (59€ za dwójkę) – bardzo dobry hotel, praktycznie na starówce, bardzo sympatyczna obsługa. Problem ponownie pojawia się przy parkowaniu auta – hotelowy garaż jest tak wąski, że kolega parkuje samochód na tzw. grubość lakieru.
_________________
Blbec je blbec a blbcem zůstane
Ja tu tylko sprzątam
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
12 ludzi lubi ten post.
 
      
#6 PostWysłany: 03 Lip 2016 17:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 30 Gru 2011
Posty: 5594
Loty: 169
Kilometry: 241 913
niebieski
Dzień 5 (Le Puy-en-Velay, Lavaudieu, Brioude, Boudes, La Chaise-Dieu)

Kolejny dzień upłynął nam pod znakiem odwiedzania świątyń i innych zabytków sakralnych. Złośliwi twierdzili, że miało to związek ze zbliżającym się meczem ze Szwajcarią ;) Uprzedzę, że nie mam zdjęć z wnętrz poszczególnych miejsc, ponieważ robione telefonem w panującym mroku, nie wychodziły najlepiej.

Le Puy-en-Velay to jedno z najsłynniejszych miejsc pielgrzymkowych oraz kultu maryjnego we Francji. Od średniowiecza miasto jest też punktem początkowym jednej z tras pątników do Santiago de Compostella w Hiszpanii. Nad położonym w dolinie miastem górują dwa wzgórza – na wyższym stoi statua Matki Boskiej (Notre-Dame-de-France). Wstęp na szczyt kosztuje 4€, ale zdecydowanie warto dla pięknej panoramy rozciągającej się dookoła, a wspinaczka nie powinna zająć dłużej niż 15 minut (licząc od kasy). Można również wejść do samej statui, choć przyznam, że umieszczenie okienek widokowych w środku pomnika wywołało u mnie mieszane odczucia, szczególnie że jedno z nich znajdowało się dokładnie na wysokości pępka... Z góry doskonale widać niższy ze szczytów, na którym znajduje się romańska kaplica Saint-Michel-d'Aiguilhe. Na tę skałę również można się wspiąć, niestety potrzebny jest kolejny bilet za 3,5€ (http://www.rochersaintmichel.fr/). Wzgórze to było miejscem kultu już od czasów rzymskich, a sama kaplica pochodzi z końca XI w.
Załącznik:
Komentarz do pliku: Widok ze wzgórza Notre-Dame-de-France na kaplicę Saint-Michel-d'Aiguilhe, Le Puy-en-Velay
IMG_20160624_092213226m.jpg
IMG_20160624_092213226m.jpg [ 220.75 KiB | Obejrzany 4542 razy ]

Załącznik:
Komentarz do pliku: Widok ze wzgórza Notre-Dame-de-France na katedrę Notre-Dame, Le Puy-en-Velay
IMG_20160624_092341633m.jpg
IMG_20160624_092341633m.jpg [ 196.55 KiB | Obejrzany 4542 razy ]

Jednak najważniejszym zabytkiem miasta, również wpisanym na listę UNESCO, jest Katedra Matki Boskiej (Cathedrale Notre-Dame). Jest olbrzymia, a do jej bram prowadzą wysokie schody. Panujący wewnątrz półmrok i surowe, kamienne ściany przywodziły mi na myśl Bazylikę Grobu w Jerozolimie. Wstęp do katedry jest bezpłatny, natomiast jeśli chcemy dodatkowo zobaczyć krużganki, musimy wykupić bilet.

Pierwszym postojem tego dnia było położone około 50 kilometrów na północny-zachód malutkie Lavaudieu. Znajduje się tam kościół będący pozostałością po żeńskim zespole klasztornym, założonym w 1057 r., częściowo zniszczonym podczas rewolucji francuskiej. W kościele spore wrażenie robią freski z XIV wieku. Podobnie jak wcześniej, wstęp na krużganki jest biletowany (6€) i otwarty tylko razy na dobę (http://www.abbayedelavaudieu.fr/). Samo Lavaudieu jest bardzo malowniczą wioską, pełną kamiennych domów, z ryneczkiem jakby wyjętym za kadrów 'Allo 'Allo.
Załącznik:
Komentarz do pliku: Malownicze Lavaudieu
IMG_20160624_113820236_HDRm.jpg
IMG_20160624_113820236_HDRm.jpg [ 189.37 KiB | Obejrzany 4542 razy ]

Zaledwie 10 km dalej znajduje się Brioude, liczące około 7000 mieszkańców miasteczko, słynące z bazyliki St.-Julien. W tej zbudowanej pomiędzy XI a XIV świątyni uwagę również przykuwają freski. Poza nią jest niewiele do zobaczenia (no, może sklep z piwami regionalnymi wyglądał ciekawie, ale akurat był zamknięty na sjestę).

Jak wspominałem wcześniej, zapasy zakupionego jeszcze w Prowansji wina (patrz dzień 3) drastycznie się zmniejszyły, trzeba było je więc uzupełnić. Za punkt honoru postawiliśmy sobie kupić kolejne butelczyny bezpośrednio w winnicy, oczywiście po wcześniejszej degustacji. Tu się jednak okazało, że Owernia raczej nie słynie z produkcji tego trunku (nauczka na przyszłość – sprawdzamy wcześniej). Ale udało się znaleźć informację, że niedaleko znajduje się niewielka (około 450 ha) apelacja côtes-d'auvergne, należąca do regionu winiarskiego Doliny Loary. Sama apelacja składa się z trzech oddzielnych fragmentów, położonych w departamencie Puy de Dôme, w okolicach stolicy Owernii – miasta Clermont-Ferrand. Głównymi szczepami są czerwone gamay i pinot noir. Najbliższą nas miejscowością winiarską okazało się Boudes. Na miejscu nie było już problemów ze znalezieniem otwartej winnicy – trafiliśmy do winnicy prowadzonej przez małżeństwo Sauvat (http://www.vins-auvergne.com/), gdzie po oprowadzeniu po linii produkcyjnej i degustacji, zapasy wina znacząco się uzupełniły.

Kolejnym etapem było La Chaise-Dieu. Tamtejsze opactwo Św. Roberta, pochodzące z XIV wieku, widoczne jest już z odległości kilku kilometrów. W środku robią wrażenie, oprócz rozmiarów świątyni, dębowe stalle oraz długie na 26 m malowidło ścienne przedstawiające jeden z ulubionych średniowiecznych motywów – taniec śmierci (danse macabre). Według przewodnika w środku miały znajdować się XVI-wieczne gobeliny z wełny, lnu i jedwabiu – tych jednak nie znaleźliśmy. Znaleźliśmy natomiast rój os, który założył sobie gniazdo w drewnianym chórze i miał się chyba tam całkiem dobrze (do świątyni trzeba więc wchodzić i wychodzić zdecydowanym krokiem, a osoby uczulone na owadzi jad powinny być szczególnie ostrożne). W tej samej miejscowości chcieliśmy zjeść obiad – niestety pora była jeszcze dość wczesna i większość restauracji była zamknięta. W jednej z niewielu otwartych – Blizart (http://cafeblizart.wix.com/blizart) udało nam się w końcu zamówić obiad, ale na wskutek problemów w komunikacją zamówiliśmy tylko zimne plat du jour (kuchnia była zamknięta) – na talerzu wylądowały pasta z ryby, kawałki pasztetu z jakimś owocowym nadzieniem i różne warzywa. Na początku nie byłem zachwycony, ale smakowało wybornie – i kosztowało chyba 9€ - w sumie polecam.
Załącznik:
Komentarz do pliku: Fronton opactwa św. Roberta w La Chaise-Dieu
IMG_20160624_162402904_HDmR.jpg
IMG_20160624_162402904_HDmR.jpg [ 142.52 KiB | Obejrzany 4542 razy ]

Zanocować tym razem postanowiliśmy dla odmiany na wsi. Nasz wybór padł na L'Hôtel des Voyageurs w maleńkiej (400 mieszkańców) miejscowości Bellevue-la-Montagne. To był strzał w dziesiątkę. Byliśmy co prawda jedynymi gośćmi, ale obsługa była bardzo miła (oczywiście ni w ząb po angielsku), wreszcie nie było problemów z parkowaniem, a na miejscu był bardzo klimatyczny wiejski bar. Poza tym przed hotelem piętrzył się ogromny stos desek – udało się nam ustalić, że na wieczór szykowana jest wiejska impreza z paleniem ogniska. W sumie był to 24 czerwca, więc nie powinno nas to dziwić – przecież to noc świętojańska (w Polsce co prawda obchodzona zgodnie z tradycją noc wcześniej) – tutaj zwana Fête de la Saint-Jean. Rozstawiono namioty, po chwili przyjechał samochód z którego wyniesiono grill i wytoczono beczkę piwa. Zaczęliśmy się powoli zastanawiać, czy na pewno wstaniemy rano i zdążymy na jutrzejszy mecz. Ba, nawet zjechali się cyganie (oczywiście nie prawdziwi Romowie, tylko tzw. travellersi – coś jak Brad Pitt w „Przekręcie”). A tu nagle jak nie lunie! Burza, jakiej dawno nie pamiętałem, rozgoniła całe towarzystwo. Po kilkunastu minutach sypnęło gradem i już było wiadomo, że z imprezy nici. Została przełożona na dzień później – o ile dobrze zrozumieliśmy. Resztę wieczoru spędziliśmy we wspomnianym pubie. Znacie te klimaty - kilku stałych lokalsów przy barze, wszyscy się znają, po barze łazi jakiś pies, dzieciaki ganiają i odrabiają przy stolikach lekcje, a my z kolegą tłuczemy w bilard. Żyć nie umierać.
_________________
Blbec je blbec a blbcem zůstane
Ja tu tylko sprzątam
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
 
      
#7 PostWysłany: 05 Lip 2016 16:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 30 Gru 2011
Posty: 5594
Loty: 169
Kilometry: 241 913
niebieski
Dzień 6-7 (Mecz Polski ze Szwajcarią w Saint-Étienne i powrót do domu)

Tego dnia od samego rana czułem emocje zbliżającego się meczu ze Szwajcarią. Pomimo, że do Saint-Étienne było zaledwie 80 km, wyjechaliśmy rano, zaraz po śniadaniu – nie byłem pewien ile czasu zajmą formalności z odbiorem biletów oraz gdzie uda się zaparkować auto. Do miejscowości Yssingeaux droga była bardzo malownicza i częściowo wiodła doliną Loary, dalej już ekspresówką. W Saint-Étienne wszystko poszło znacznie szybciej niż się spodziewałem. Bez większych problemów znaleźliśmy parking podziemny obok punkty wymiany voucherów, który UEFA zlokalizowała w Bourse du travail – siedzibie związków zawodowych. Również sama wymiana voucherów na bilety zajęła nie więcej niż 5 minut, więc po chwili ruszyliśmy pod stadion. Wcześniej wypatrzyłem na Google Satelite, że w pobliżu stadionu znajduje się park technologiczny z mnóstwem miejsc postojowych. Ponieważ była sobota, domyślałem się, że większość z nich będzie wolna – i to był strzał w dziesiątkę. Po przyjeździe okazało się, że na Rue de la Télématique i sąsiedniej Rue de la Robotique znajduje się na oko grubo ponad 300 miejsc parkingowych, z których zajęte było może co dziesiąte. Dzięki temu mieliśmy na stadion 600 metrów zamiast ponad 3 km z sugerowanego przez UEFA Park&Ride.
Załącznik:
13466178_1160884740642095_665810412075725294_n.jpg
13466178_1160884740642095_665810412075725294_n.jpg [ 92.55 KiB | Obejrzany 4365 razy ]

Załącznik:
IMG_20160625_144929867_HDRm.jpg
IMG_20160625_144929867_HDRm.jpg [ 168.66 KiB | Obejrzany 4361 razy ]

Wszystko to skutkowało, że pod stadionem byliśmy na 4 godziny przed pierwszym gwizdkiem. Ale dzięki temu mogliśmy spokojnie popiwkować w pobliskim pubie (piwo 6€), który powoli robił się biało-czerwony. Schodzili się kibice Polski i Szwajcarii, razem siedzieli przy stolikach, razem pili piwo – prawdziwa atmosfera piłkarskiego święta. Po 13 weszliśmy na stadion – tym razem kontrola była bardziej szczegółowa, steward dokładnie oglądał mój szalik i flagę. Sam mecz to zupełnie inna bajka niż poprzedni z Ukrainą. Mimo, że kibiców było mniej i w mojej opinii Szwajcarów było więcej. W pierwszej połowie bardzo dobra gra biało-czerwonych, zwieńczona bramką Błaszczykowskiego (tak na marginesie – byłem na 3 meczach reprezentacji na rozgrywkach ME i w każdym strzelał bramkę Kuba – szkoda, że zabrakło mnie na Portugalii). W drugiej połowie gra się zaostrzyła, a ataki Szwajcarów przyniosły rezultat pod koniec meczu – bramkę wyrównującą tzw. „stadiony świata” zdobył Shaqiri. Dogrywka to już obrona Częstochowy w wykonaniu biało-czerwonych, choć też mieli swoje szanse. Potem karne – emocje sięgnęły zenitu. Te przeżywane przed ekranem telewizora to nic w porównaniu z tymi na stadionie. Chciałem nagrywać serię karnych, ale ręce zbyt mi się trzęsły. Wreszcie strzał Krychowiaka i polski sektor eksplodował...

Po meczu nie mieliśmy zbyt dużo czasu na radość, bo chcieliśmy dojechać na wieczorny mecz Portugalia – Chorwacja już na nocleg, do miejscowości Besançon. Zależało nam na tym meczu, ponieważ miał wyłonić naszych ćwierćfinałowych rywali. Jednak korki przy wjeździe na autostradzie oraz na obwodnicy Lyonu zniweczyły nasze plany. Postanowiliśmy więc przed 21 zjechać z autostrady do najbliżej miejscowości i tam obejrzeć mecz. Trafiło na małe miasteczko Saint-Amour i tam odnaleźliśmy jedyną czynną knajpkę, gdzie na szczęście była transmisja meczu, piwo i pizza i kilku miejscowych. Spotkałem też starsze małżeństwo z Norwegii, które kupiło dom w Prowansji, a obecnie zwiedzało Francję. Mężczyzna wybierał się na mecz Anglia – Islandia, która w tym momencie ostała się jako jedyna skandynawska drużyna. Norweg więc jej kibicował i liczył na wygraną w meczu z Albionem (a ja tylko uśmiechnąłem pobłażliwie się w myśli – o ironio). W meczu Portugalii z Chorwacją wiało nudą więc zawinęliśmy się przed końcowym gwizdkiem i do F1 w Besançon zajechaliśmy równo o północy.

Kolejnego dnia mieliśmy do pokonania około 1500 km. Śniadanie zjedliśmy w pierwszej miejscowości w Niemczech – Neuenburg am Rhein. Powoli przejadły mi się śniadania we francuskim stylu na słodko – jakieś rogaliki, jakieś „krłasą”, dżemiki – marzyłem o porządnym śniadaniu i takie udało się znaleźć – jedni wzięli wurst, inni jajecznicę. Powrót do Polski bez większych problemów, w Warszawie byliśmy około 22.

Całość wyprawy wyszła około 2400 zł/os., wliczając wszystko (bilety, paliwo, winiety, parkingi, noclegi, wyżywienie i napoje wyskokowe na miejscu) - m. in. dzięki zabraniu po 2 pasażerów blablacar w obie strony. Ale takie emocje podczas kibicowania naszym były warte każdych pieniędzy. Dziękuję tym, którzy poświęcili czas i przeczytali tę relację - pisałem w ten sposób, żeby każdy znalazł coś dla siebie - były akcenty sportowe, historyczne, przyrodnicze i religijne; a informacje praktyczne, mam nadzieję, przydadzą się komuś w przyszłości.
_________________
Blbec je blbec a blbcem zůstane
Ja tu tylko sprzątam
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
16 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#8 PostWysłany: 18 Lip 2016 16:32 

Rejestracja: 20 Cze 2015
Posty: 185
Loty: 147
Kilometry: 238 976
Muszę też zabrać się za swoją relację, tym bardziej że byłem na dokładnie na tych samych meczach, czyli Ukrainie i 1/8 Szwajcarii. Trochę inaczej podszedłem do tematu - wybrałem jednak samolot (Ryanem: Modlin-Bruksela-Nimes oraz Paryż-Modlin 450 zł całość i przepłaciłem, chwilę później byłoby 350zł). Co do noclegów to zdecydowanie warto korzystać z airbnb.pl. Spałem za każdym razem w centrum miasta, w warunkach często lepszych niż hotel, dzięki czemu uczestniczyłem w nocnej zabawie po meczu (Marsylia - piękne miasto, absolutnie warto oraz Saint Etienne - najlepsza zabawa pomeczowa) no i płaciłem normalne ceny za dwójkę (ok 45eur). Swój pobyt podzieliłem między Prowansję (Nimes - Avignon - Arles - Marsylia) oraz Lazurowe Wybrzeże (nocleg w Nicei, wypady do Eze, Monako, Cannes oraz na jeden dzień wynajęte auto i wycieczka do Kanionu Verdon i okolic). Fajny wyjazd (głównie z racji na sukces Polski i ten klimat wspólnego oglądania w knajpach meczów), a już rozczula mnie wspomnienie, że jadąc tam nie wiedziałem gdzie będę jechał na 1/8 - potencjalne miasta to było St. Etienne (II miejsce w grupie), Lyon (III), Paryż (III) lub Lille (I). Od początku nastawiałem się na St. Etienne i dobrze trafiłem :)
_________________
Moje relacje: Sycylia, Kijów + Czarnobyl, Islandia, Tajlandia + Kambodża, Norwegia, Meksyk, Iran, Malta, Kenia, Szkocja, Izrael, Peru, Gruzja
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#9 PostWysłany: 19 Lip 2016 09:49 

Rejestracja: 27 Sty 2015
Posty: 49
Też muszę się zebrać i opisać podroż. Byłem na meczach z Irlandią Północną, Niemcami, Szwajcarią, cała podróż odbyła się samochodem. Także pojechałem samochodem w 4 osoby, miasta jakie odwiedziliśmy to Como (IT), Nicea, Frejus (zostaliśmy na 4 noce), Monaco, St. Tropez, Cannes, St. Etienne (spałem w pobiskim St Chamond - airbnb 30€ za 4 osoby), Paryż, na drugi dzień po meczy pojechaliśmy do Brugii (piękne miast). Cała wycieczka to około 4k PLN na osobę. Dodam tylko że z Brugii wróciliśmy do PL i podjąłem decyzje aby wrócić na mecz do St Etienne :D, to była jedna z najlepszych decyzji :), mega impreza po meczu w centrum miasta. Podsumowując w ciągu 14 dni zrobiłem 9k km :)
Góra
 Profil Relacje PM off
dusiu88 lubi ten post.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 9 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 0 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group