Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 22 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2  Następna
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 28 Cze 2015 14:59 

Rejestracja: 22 Sty 2014
Posty: 833
(Nigdy nie miałem ambicji, żeby pisać relacje z każdej odbytej podróży, ale akurat mam trochę wolnego i tak sobie pomyślałem: dlaczego nie? Talentu literackiego nie mam, ale w szkole poniżej czwórki z wypracowań nie schodziłem, więc nie powinno być tragedii. Całość będzie w kilku częściach, które postaram się wrzucać jak najczęściej. Uprzedzając pytania - twarze zamazane, bo lepiej, żeby zobaczyło je sto osób za mało niż jedna za dużo - taka specyfika. Enjoy! 8-))

Od kilku lat Budapeszt był takim miastem, do którego bardzo łatwo i tanio się dostać, ale jakoś nigdy nie mogłem znaleźć motywacji, żeby je odwiedzić. W końcu jednak trzeba było się ogarnąć i jak tylko pojawiły się dobre ceny biletów z Warszawy, zapadła decyzja: w kwietniu jedziemy. Z tym że stolica Węgier miała być tylko bazą wypadową do Belgradu, gdzie w wybrany przez nas weekend miały się odbyć wieczne derby, czyli mecz pomiędzy Partizanem a Crveną zvezdą, marzenie każdego zainteresowanego ruchem kibicowskim. W międzyczasie pozmieniało się jednak wszystko: derby przeniesiono na następny weekend, ważne sprawy na uczelni sprawiły, że w tym czasie nie mogłem się nigdzie ruszyć, a z powodów finansowych nie było sensu kupować nowych biletów lotniczych, wybraliśmy więc autokar. Skurczyła się też nieco ekipa: zamiast planowanych pięciu osób pojechały trzy. Ostatecznie ruszyliśmy w połowie maja z Krakowa, a wyprawa miała potrwać cztery i pół dnia.

Podroż, mimo że – uwzględniając dojazd z Łodzi – zajęła cały dzień, w gruncie rzeczy nie dłużyła się zbytnio, głównie za sprawą pięknych widoków za oknem przez większą część Słowacji. Na miejscu byliśmy przed 22, kilka szybkich zdjęć znajdującego się obok dworca stadionu Ferencvárosu, kupno biletów (patent z forum – jeżeli jesteś studentem, to na parę dni o wiele bardziej opłaca się miesięczny niż kilka całodobowych) i metrem do hostelu. Wybór padł na Budapest Budget Hostel i za tę cenę była to decyzja zdecydowanie trafiona. Szybkie ogarnięcie się i spać, bo następny dzień zaczynał się bardzo wcześnie – dla mnie, z racji trwających playoffów w NBA o piątej, dla reszty po ósmej.

Ostatecznie wyruszyliśmy z hostelu przed dziesiątą i był to bardzo dobry wynik, bo zostawało jakieś osiem godzin na zaliczenie wszystkich zaplanowanych na ten dzień zabytków. Jako że większość turystycznych atrakcji Budapesztu znajduje się blisko siebie, to dojechaliśmy tramwajem w okolice centrum, a całą resztę dnia spędziliśmy z tak zwanego buta. Pierwszy na liście był Parlament, tego dnia zamknięty, ale wejście do środka mieliśmy zaplanowane na kiedy indziej, więc jedynie rzuciliśmy na niego okiem z zewnątrz i ruszyliśmy dalej. Wyspa Małgorzaty, Baszta Rybacka ze świetnym Kościołem Macieja i czas na najważniejszy punkt dnia – obiad! Na forum bardzo dobre opinie zbierała restauracja Mákos Guba, więc nie pozostało nic innego jak sprawdzenie tego osobiście. Gulasz zrobił fantastyczne wrażenie, jednak drugie danie w postaci filetu z kurczaka odrobinę rozczarowało. Podobnie jak fakt dodawania do rachunku opłaty za obsługę, ale to chyba powszechnie przyjęta praktyka na Węgrzech, więc jakoś to przeboleliśmy. Jeżeli jednak ktoś będzie w pobliżu, jak najbardziej warto. Niestety poobiedniej drzemki nie było w planie, więc ruszyliśmy, aby pokonać tysiąc i jeden schodów prowadzących do Zamku Królewskiego. Z niewielkimi problemami (bo w końcu po obiedzie…), ale udało się, a wysiłek został nam wynagrodzony bardzo ładnym widokiem na Parlament i resztę Pesztu.

Image

Robiło się późno, powoli trzeba było wracać – na Most Łańcuchowy zatem, uprzejmie kłaniając się strzegącym go lwom (z językami!) i znów znaleźliśmy się na prawym brzegu Dunaju (kto wymyślił tę kretyńską angielską nazwę Danube…). Zaliczyliśmy jeszcze Bazylikę św. Stefana, Operę i Wielką Synagogę (niestety o tej godzinie już zamkniętą) i tramwajem wróciliśmy do hostelu na chwilę odpoczynku.

Wieczór i pierwsza sportowa atrakcja. Nieco przypadkiem dowiedziałem się, że dziś rozgrywany jest drugi mecz finału ligi węgierskiej w waterpolo. A jako że na Węgrzech to niemal sport narodowy, nie było opcji odpuszczenia. Naprzeciw siebie stanęły drużyny OSC, dla której był to pierwszy awans do finału od 1980 oraz Szolnoku, która rozgrywała swój trzeci finał z rzędu, w poprzednich jednak dwa razy przegrywając z Egerem. Jeżeli dodam, że gra u nich siedmiu medalistów olimpijskich, to faworyt mógł być tylko jeden. Pierwszy mecz zakończył się bez niespodzianki i wszystko wskazywało na to, że w drugim Szolnok zapewni sobie tytuł. Rzeczywistość okazała się jednak zgoła inna, ale ja dowiedziałem się o tym dopiero przed chwilą. Goście wygrali co prawda bardzo pewnie 12:5, jednak w finale grało się do trzech, a nie dwóch zwycięstw i z mistrzostwa cieszyli się kilka dni później.

Wracając do samego meczu – nigdy bym nie pomyślał, że na piłce wodnej istnieje coś takiego jak przedsprzedaż czy ograniczona liczba miejsc, wbijałem więc na pewniaka. I jakież było moje zaskoczenie, gdy przed wejściem na basen stała spora grupka ludzi, którym nie dane było wejść, bo bilety się po prostu skończyły. Presja tłumu zrobiła swoje, po kilkunastu minutach wyszedł typowy kiero (jak chodzisz na niższe ligi w Polsce, to wiesz o kim mowa) i wpuścił wszystkich chętnych. Nie na trybuny jednak, a do czegoś w rodzaju skyboksa za jedną z bramek. Widok basenu przesłaniała siatka, szyby trochę zagłuszały odgłosy ze środka, ale ostatecznie nie było źle.

Image Image

Atmosfera – OSC to żaden utytułowany klub, ciężko więc było spodziewać się cudów, dali jednak radę. Przerywany, ale niezły doping i bardzo miłe podziękowanie swoim zawodnikom mimo porażki. Goście zjawili się w kilkanaście osób z bębnem, oczywiście siedzieli razem z gospodarzami, trochę też pośpiewali. Co do samego sportu – to był mój pierwszy kontakt na żywo z piłką wodną i pewnie fajniej wypadłby jakiś bardziej wyrównany mecz, ale wrażenia jak najbardziej pozytywne. Choć do ręcznej, której w tv oglądać nie potrafię, a na żywo uwielbiam, daleko. Po spotkaniu szybki powrót do hostelu, bo w planie na jutro dwa mecze i kilka innych atrakcji.
Góra
 Profil Relacje PM off
Donovaninho lubi ten post.
 
      
Miesiąc na Phuket za 4040 PLN. Loty z Warszawy (z dużym bagażem) i noclegi w 4* hotelu Miesiąc na Phuket za 4040 PLN. Loty z Warszawy (z dużym bagażem) i noclegi w 4* hotelu
Bezpośrednie loty first minute do Nowego Jorku i Miami z Berlina od 1541 PLN. Dużo terminów Bezpośrednie loty first minute do Nowego Jorku i Miami z Berlina od 1541 PLN. Dużo terminów
#2 PostWysłany: 28 Cze 2015 18:30 

Rejestracja: 06 Lip 2011
Posty: 3561
złoty
Może jeżeli nie chcesz pokazywać twarzy, lepiej wrzucać zdjęcia bez ludzi. Jeżeli już ktoś Cie zna to i tak rozpozna na tych zdjęciach. Czekam na dalszy ciąg. :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#3 PostWysłany: 28 Cze 2015 19:15 

Rejestracja: 22 Sty 2014
Posty: 833
Jak ktoś chce, to rozpozna i bez zdjęcia. :mrgreen: Będzie jeszcze jedna twarzówka i chyba tyle, w sumie nigdy za wiele takich nie robię. :wink: Druga część powinna być jutro.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#4 PostWysłany: 29 Cze 2015 10:12 

Rejestracja: 22 Sty 2014
Posty: 833
Sobota przywitała nas piękną majową pogodą, każdy więc szybko się ogarnął i można było ruszać w miasto, po drodze odwiedzając jeszcze jakieś sklepy. W tym miejscu mała dygresja: jeżeli jesteś fanem serków wiejskich, to na Węgrzech kupuj je tylko w Lidlu. Ja początkowo skusiłem się na jakiś ze Spara i żałuję tej decyzji do dziś. Wracając jednak do głównego tematu: tramwaj, przesiadka do metra na Oktogonie i po kilku minutach jesteśmy na Placu Bohaterów. Pomimo dość wczesnej pory, ludzi mnóstwo. Mamy trochę ponad godzinę wolnego, do zoo iść się nie opłaca, wybieramy zatem chwilę spaceru po pobliskim Parku Miejskim. Przechodzimy przez świetny jarmark (coś w rodzaju odpustów na bogatych polskich wsiach kilkanaście lat temu), mijamy Zamek Vajdahunyad, na mnie spore wrażenie robią rozmieszczone po całym parku boiska otoczone siatkami pełniącymi rolę band (jak grałeś w FIFĘ Street, to skojarzysz). Szybka wizyta w pobliskim centrum informacji turystycznej (darmowe wi-fi!) i wsiadamy do autobusu zmierzającego w kierunku dzielnicy Újpest.

Image

Po dość długiej podróży przez robotnicze rejony Budapesztu docieramy w końcu w okolice Stadionu Ferenca Szuszy i hej, znam te widoki! W barach i innych odpowiednich do tego miejscach (pod drzewem jest idealnie!) ubrani na fioletowo fani gospodarzy popijają piwo, a na każdym rogu dzielni stróże prawa (co mnie zaciekawiło: mnóstwo policjantów ma tatuaże, w Polsce chyba nie do pomyślenia) pilnują porządku. Na szczęście skupiają się głównie na rozmowach między sobą, a nie na bezsensownym wlepianiu mandatów za cokolwiek. Godzina do meczu, więc powoli trzeba zmierzać w stronę stadionu. Pod kasami pustki, ale i tak spędzamy tam dłuższą chwilę, bo po wprowadzeniu kart kibica zakup biletu dla obcokrajowca to proceduralny koszmar – kasjer musi wstukać w komputer wszystkie dane z dokumentu, włącznie z datą czy miejscem urodzenia. Samych kart wyrabiać jednak nie trzeba. W wolnej chwili zagaduje do nas kilku kibiców gospodarzy, których uwagę wzbudził nasz język. Nie są to jednak Węgrzy, a Słowacy mieszkający blisko granicy i podobno takich ludzi chodzi na stadion więcej. Po krótkiej pogawędce kupuję jeszcze odznakę Újpestu do kolekcji i wchodzimy na trybuny. Moją radość wzbudza widok tablicy z narysowanymi zbrodniczymi symbolami, których na stadion wnosić nie wolno – szczegóły na fotkach. Siadamy w pobliżu środka boiska, pod trybuną główną. Jeszcze tylko szybki rekonesans gastronomiczny – jak na warunki meczowe, bardzo dobre piwo w dobrej cenie (chyba Borsodi, ale nie pamiętam już dokładnie), a moje największe zaskoczenie wywołało to, co na Węgrzech robi w charakterze słynnej polskiej giętej - chleb ze smalcem i cebulą, którym wszyscy zajadają się jak szaleni.

Image Image Image

Újpest grał dziś małe derby Budapesztu z MTK, więc liczyłem na co najmniej niezłą frekwencję. Niestety, jako że nie byłem na bieżąco z węgierską sceną, dopiero post factum dowiedziałem się o proteście przeciwko kartom kibica, który prowadzi sporo tutejszych ekip. W związku z tym młyn gospodarzy bardzo skromny, a doping prowadzony głównie z trybuny głównej, oczywiście tylko w momentach zagrożenia bramki przeciwnika. Goście w kilkadziesiąt osób, czasem coś krzyknęli, ale w normalnych warunkach nie dotarłoby to pewnie nawet na przeciwległą stronę stadionu, gdzie siedzieć powinni ultrasi Újpestu. Sam mecz kończy się wynikiem 1:0, a poziom to tak mniej więcej dolne rejony Ekstraklasy. Po meczu wsiadamy w autobus i razem z nie niepokojoną przez nikogo grupką kibiców MTK udajemy się na stację metra. Chwilę błądzimy z powodu weekendowego remontu linii M3, ale ostatecznie odnajdujemy drogę. Tu następuje podział sił – ja wybieram się na Honvéd, który za dwie godziny gra z mistrzem kraju, Videotonem, a reszta ekipy jedzie załatwiać inne sprawy.

Ale zanim futbol, to wypadałoby zjeść jakiś obiad. W okolicy, do której się udaję, nie miałem zaznaczonych żadnych sprawdzonych namiarów, znajduję jednak jakieś centrum handlowe i to jest mój najlepszy ruch podczas całego pobytu w Budapeszcie. Trafiam bowiem do Il Treno – restauracji w stylu fast food, w której jednak w świetnej cenie można dostać normalne jedzenie, a nie cheeseburgery z tektury. Zamawiam carbonarę, a porcja przewyższa moje najśmielsze oczekiwania i mam realne problemy z jej skończeniem. (

Pamiętasz tę scenę jak Joey jadł indyka?) Ostatecznie jednak podołuję zadaniu, wsiadam w tramwaj i ruszam na mecz. Honvéd to w latach 50. najlepsza drużyna na Węgrzech, która skupiała w swoich szeregach wielu członków słynnej Złotej Jedenastki. Niestety, sukcesy te zawdzięczają głównie pomocy wojska, dzięki któremu mogli sprowadzać w swoje szeregi wszystkich najlepszych zawodników w kraju, coś jak w Polsce Legia. Obecnie drużynie z Kispestu daleko jednak do lat świetności, a najlepiej obrazuje to Bozsik Stadion, na którym grają – typowa Odra Wodzisław lat 90. Docieram pod bramę główną i jestem przygotowany na tę samą procedurę związaną z kupnem biletu, co kilka godzin wcześniej, a tu niespodzianka. Podbija do mnie jakiś gość i mówi coś po węgiersku. Odpowiadam, że spoko, ale ja w tym języku to tylko parę nazw klubów i nazwisk piłkarzy, więc może jednak przejdźmy na English. Nie miał z tym żadnego problemu (naprawdę spora niespodzianka, znajomość angielskiego wśród ludzi w średnim wieku jest zdecydowanie wyższa niż w Polsce) i po chwili okazało się, że ma bilet do oddania za darmo. Nie sposób było nie skorzystać z tej okazji, podziękowałem więc i udałem się na trybuny. Gastronomicznie identyczny widok jak na Újpeszcie – piwo oraz chleb ze smalcem i cebulą. Błąkający się w dolnych rejonach tabeli Honvéd podejmował dziś Videoton, który zapewnił już sobie mistrzostwo, spotkanie rozpoczęło się zatem wykonaniem szpaleru przez graczy gospodarzy. Ci jednak nie przestraszyli się presji i po niezłym meczu zremisowali 1:1. Kapitalne wrażenie zrobił na mnie zwłaszcza strzelec bramki, reprezentant Gwinei, Souleymane Youla, którego chętnie zobaczyłbym w barwach jakiegoś polskiego klubu. Pozostając w temacie, dla Videotonu trafił znany z Arki Gdynia Mirko Ivanovski, a na ławce siedział król strzelców ligi i najnowszy nabytek warszawskiej Legii, Nemanja Nikolić.

Image Image Image Image

Atmosfera – typowy rodzinny piknik. Na trybunie głównej mnóstwo dzieci z juniorskich drużyn, oczywiście wraz z rodzicami, których jednak bardziej od przebiegu spotkania interesowało opowiadanie sobie śmiesznych historyjek i dogryzanie siedzącym kawałek dalej żonom. Kilka zrywów po dobrych akcjach piłkarzy, intonowanych głównie przez pana na zdjęciu. Po drugiej stronie, gdzie powinni siedzieć ludzie zaangażowani w doping, pustki. Videoton zjawił się w kilkadziesiąt osób, flaga wywieszona do góry nogami sugerowała jednak, że oni też protestują. Pomimo to, kilka razy się odezwali. Po meczu robię znajduję tablicę ku czci największego piłkarza w historii Węgier, Ferenca Puskása i wracam do hostelu. Były plany, żeby z racji soboty wyjść jeszcze gdzieś na miasto, ale ogólne zmęczenie całej ekipy spowodowało, że zostały one przeniesione na następny dzień.


Ostatnio edytowany przez H778, 30 Cze 2015 12:24, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#5 PostWysłany: 29 Cze 2015 15:57 

Rejestracja: 18 Lip 2014
Posty: 37
A jak jest z cenami biletów na mecze, pamiątek (wspominanych odznak) I cateringu na stadionie ?
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 29 Cze 2015 19:11 

Rejestracja: 13 Maj 2015
Posty: 224
Loty: 3
Kilometry: 1 617
Zbanowany
@nicez

Ja napiszę za @H778 bo też bywam na meczach na Węgrzech więc mniej więcej mogę się w tej kwestii wypowiadać aczkolwiek ja bardziej ku zielonej części Budapesztu :D

Bilety , generalnie taniej niż w Polsce aczkolwiek po tym jak Ferencvaros wybudował nowy stadion jest ciut drożej no i niestety trzeba wyrobić kartę kibica (zdaje się że na Ujpest nadal nie ma tego obowiązku) Wyrabiania karty na FTC nie można się bać bo kwestionariusz do wpisania danych jest też dostępny po angielsku (można to zrobić w sklepiku klubowym) . Ceny biletów na mecze Ferencvarosu są od 1900 do 2500 Ft (1000 Ft to 15 PLN) (jak grali na Nepstadion to bilety były po 1500 Ft)

Pamiątki : Na stadionie jest sklep w którym ceny pamiątek są takie jak na stronie ich sklepu internetowego https://shop.fradi.hu/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#7 PostWysłany: 29 Cze 2015 20:55 

Rejestracja: 22 Sty 2014
Posty: 833
Węgrzy chyba muszą już wszędzie wyrabiać, ale tak jak pisałem, obcokrajowcy mogą (przynajmniej na tych dwóch stadionach, gdzie byłem) kupować na dowód. Co do cen biletów - na Újpest i Honvéd jak widać nieco taniej, gorsze sektory (za bramkami albo w drugim przypadku na miejsca stojące) koło 1000 HUF, lepsze mniej więcej dwa razy tyle. Piwo tu i tu po 400, hot-dog 500, takie specyficzne precle (chyba też hit stadionowy) 200, reszty cen nie znam. Z pamiątek interesowały mnie tylko odznaki i tu rozrzut był spory: na Újpeszcie i Vasasie 800-1000, ale już na Ferencvárosie 2000 (a w typowo turystycznych sklepikach w centrum 3000). Komercha robi swoje. :mrgreen:
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#8 PostWysłany: 30 Cze 2015 00:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Sty 2012
Posty: 710
Loty: 146
Kilometry: 167 097
niebieski
Też byłem ostatnio na Honvedzie. Stadion jak z polskich lat 90., ale już w tym roku rusza przebudowa. - Będzie jak w Anglii - zapewniał mnie gość z klubu :D
W sumie najciekawsze jest to, że stadion jest przy ulicy Puskasa, obok jest jego popiersie. Puskas zagrał dla Honvedu ponad 340 meczów, strzelił jeszcze więcej goli. W Honvedzie grali też Zoltan Czibor i Sandor Kocsis. A na samym stadionie wszyscy wielcy tamtych czasów i jeszcze paru z późniejszych. Pod tym względem to niesamowite miejsce.
_________________
Piłkarskie podróże - groundhopping i groundspotting
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#9 PostWysłany: 30 Cze 2015 12:40 

Rejestracja: 22 Sty 2014
Posty: 833
Dzięki za przypomnienie, zrobiłem mały update i wrzuciłem fotkę tablicy.

Plany na niedzielę nie zakładały żadnych atrakcji związanych ze sportem. Nie byłbym jednak sobą, gdybym w ostatniej chwili nie starał się jeszcze czegoś znaleźć. No i sukces – o 15 piłkarki Ferencvárosu powinny podejmować MTK w meczu na szczycie węgierskiej ligi. Ciężko było jednak ustalić cokolwiek na temat miejsca rozgrywania tego spotkania i ostatecznie postanowiłem odpuścić. Jak się później okazało – chyba słusznie. Niedziela jest na Węgrzech dniem wolnym od pracy, jednak małych sklepików zakaz handlu nie obowiązuje, nie było zatem żadnych problemów ze zrobieniem zakupów. Pierwszym punktem dnia była Góra Gellérta wraz ze znajdującą się na jej zboczu skalną kaplicą. Co zwróciło naszą uwagę w drodze do celu – bardzo dużo bezdomnych kręcących się w okolicy. W całym Budapeszcie jest ich dość sporo (widać zwłaszcza późnym wieczorem), ale te rejony są wyjątkowo w nich bogate. Po krótkim spacerze docieramy do kaplicy, trwa tam jednak nabożeństwo, najpierw zatem decydujemy się zdobyć szczyt. Wejście na górę (de facto wzgórze, bo tylko 235 m n.p.m.) jest bardzo proste, niestety przez większość czasu prowadzi schodami, a nie naturalną ścieżką, czego osobiście nie lubię. Na miejscu głównymi atrakcjami są zbudowana w roli straszaka krótko po węgierskiej Wiośnie Ludów Cytadela oraz Pomnik Wolności, pierwotnie poświęcony pamięci radzieckich żołnierzy poległych w Budapeszcie. Sam widok na miasto jednak nieco rozczarowuje, sporo zasłaniają drzewa, poza tym po prostu jest trochę za nisko. Schodzimy ze szczytu od drugiej strony i wracamy do kaplicy, gdzie skończyła się już msza. I tu niespodzianka – jako że w niedzielę zamknięta jest kasa, do środka można wejść za darmo. Świątynia, a zwłaszcza ołtarz robią spore wrażenie i jeżeli ktoś jest nastawiony głównie na atrakcje turystyczne, miejsce to powinno być na samym szczycie jego listy. Niestety, dopiero jakiś czas później dowiaduję się o znajdującym się w środku obrazie Czarnej Madonny wraz z figurą Orła Białego, mających symbolizować przyjaźń polsko-węgierską i nie odwiedzam ich.

Image Image Image

Drugim niedzielnym celem naszej wyprawy jest inna góra, tym razem już pełnoprawna (528 m n.p.m.), Jana. Zanim jednak ją zdobędziemy, warto byłoby się posilić. Wybór znów pada na Il Treno, jednak w wersji typowo restauracyjnej, nie fastfoodowej. Jeżeli dobrze pamiętam, to jeden z dwóch ich tego typu lokali w Budapeszcie, oczywiście zdecydowanie warty polecenia (Retek utca 12). Ceny nieco wyższe niż w Expresszach, ale jedzenie i kapitalny wystrój restauracji wszystko rekompensują. Czas nie goni, jednak po chwili odpoczynku trzeba się zbierać. Dojeżdżamy na dworzec Budapest Déli, świetny punkt do rozpoczęcia wyprawy na Górę Jana. Odjeżdża stąd bowiem autobus 21A, który dowiezie nas pod samo zbocze. Jeżeli ktoś wyjątkowo nie lubi chodzić, to można przesiąść się na pociąg, ale naprawdę nie polecam, bo droga jest wyjątkowo przyjemna, w dużej części przebiegająca przez las. Szczyt tym razem nieco wyższy niż rano, zdobywa się go jednak wyjątkowo szybko. Na miejscu główną atrakcją jest Wieża Elżbiety, po wejściu na którą możemy podziwiać przepiękne widoki rozciągające się nie tylko na Budapeszt, ale też na góry Węgier i Słowacji. Oczywiście robię sobie pamiątkowe zdjęcie, które było kluczem całej wyprawy.

Image

W drodze powrotnej myślimy jeszcze o odwiedzeniu Węgierskiego Muzeum Narodowego, czas nie jest jednak naszym sprzymierzeńcem i rezygnujemy z tego pomysłu. Krótki odpoczynek i znów wychodzimy, tym razem w celu poszukania wieczornych atrakcji. Nasze pierwsze kroki kierujemy w stronę polecanej na forum piwiarni Élesztő, jakimś cudem nie możemy jej jednak znaleźć i idziemy na główną ulicę Budapesztu, Váci utcę. Nieco zaskakuje brak tłumów, być może z powodu niedzieli. Szukamy jakiejś porządnej knajpki, niestety prawie wszystkie wyglądają niemal identycznie i nie zachęcają cenami. W dodatku mają telewizory, gdzie leci mecz Barcelony, a to już wystarczający powód, żeby zrezygnować z pomysłu wchodzenia do którejkolwiek. Uciekamy z głównej ulicy i trafiamy na plenerowy koncert. Do tej pory nie mam pojęcia, kto grał, ale sądząc po przekroju wiekowym i znajomości wszystkich piosenek, był to pewnie jakiś węgierski odpowiednik Perfectu. Piwko na ławce, pizza i nie może być lepiej. Później idziemy jeszcze nad Dunaj i dzień kończymy widokiem przepięknie oświetlonego Mostu Łańcuchowego.

Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#10 PostWysłany: 30 Cze 2015 13:04 

Rejestracja: 03 Lip 2012
Posty: 1283
niebieski
nicez napisał(a):
A jak jest z cenami biletów na mecze, pamiątek (wspominanych odznak) I cateringu na stadionie ?


Niezły sklepik z pamiątkami piłkarskimi był 4 lata temu (może jeszcze jest) przy wejściu do Term Gellerta (z prawej strony). Miał pamiątki, szaliki z różnych klubów węgierskich oraz sporo przewodników i planów Budapesztu.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#11 PostWysłany: 01 Lip 2015 10:06 

Rejestracja: 22 Sty 2014
Posty: 833
W poniedziałek – jak to w poniedziałek – większość atrakcji zamkniętych, musimy więc poradzić sobie inaczej. Naszym głównym celem stało się odwiedzenie niewidzianych do tej pory budapesztańskich stadionów, jednak zanim to – trzeba było skorzystać z najlepszej rzeczy, jaką oferuje tutejsza komunikacja miejska. W dni robocze bowiem posiadanie biletu miesięcznego upoważnia do skorzystania z kursującego na kilku liniach tramwaju wodnego. Wybieramy D12 jak Eminem i płyniemy w okolice Parlamentu. Jako że pogoda jest fantastyczna, taki rejs to najlepsze, co może nas w tym momencie spotkać. Niestety, już po pół godzinie docieramy do celu i wracamy do rzeczywistości. Krótki rzut oka na Parlament, który od wczorajszego wieczora niewiele się zmienił i ruszamy do stacji metra.

Image

Pierwszy cel - Stadion im. Ferenca Puskása, gdzie swoje mecze (coraz mniej niestety) rozgrywa reprezentacja Węgier. Obiekt otwarty został na początku lat 50. i zdecydowanie widać na nim znak czasu. Ale dla mnie to świetnie i trochę martwi fakt, że krążą pogłoski o jego całkowitej przebudowie. Jako że stadion jest stary, nie ma żadnych problemów z wejściem na niego. Polecam zwłaszcza trybunę za bramką przeciwległą do tej z zegarem, znajduje się tam bowiem podest dla kamerzysty, z którego można zrobić świetne zdjęcia. Obchodzimy obiekt dookoła, znajdujemy świetną tablicę poświęconą węgierskiej piłce nożnej, gdzie wypisane są nazwiska wszystkich reprezentantów tego kraju. Jest też muzeum olimpijskie, niestety w poniedziałek nieczynne. Przechodzimy jeszcze przez park z pomnikami przedstawiającymi sportowców lat ubiegłych i wracamy do metra. Były plany, żeby odwiedzić znajdujący się nieopodal MTK, znalazłem jednak informację, jakoby już całkowicie został rozebrany i nie miało to sensu. Później żałowałem, bo pogłoski te okazały się mocno przesadzone i ominęła mnie okazja zrobienia tak wspaniałych fotek.

Image Image

Na osi wybiła 14, więc chyba wiecie – co będzie w tym miejscu: Il Treno Expressz! Restauracje rozmieszczone są po całym Budapeszcie, więc i tutaj coś się znalazło. Posileni wracamy na szlak i tutaj mała dygresja: już pisałem o tym, że zbieram odznaki klubów z miejsc, gdzie byłem, jednak to jest tylko dodatkowe hobby. Moim głównym (oprócz podróży...) są zdjęcia z autografami piłkarzy, zwłaszcza tych grających w dawniejszych latach. Staram się je gromadzić głównie wysyłając listy, ale również – jeżeli trafi się okazja – osobiście. I będąc w Budapeszcie, kolebce futbolu lat 50. i 60. nie sposób było tego nie wykorzystać. Zebrałem kilkanaście adresów do zawodników, niestety w większości na odległych suburbiach i tam jechać się nie opłacało. Niektórzy jednak byli po drodze i to był pierwszy (a w zasadzie drugi, ale o tym następnego dnia) taki przypadek. Kilka bloków od Il Treno mieszkał bowiem Béla Kuharszki, uczestnik MŚ 1962 i były piłkarz Újpestu. Szybka dyskusja o tym, czy na pewno wypada tam iść (poza Polską jeszcze nie praktykowałem), opcja „tak” przegłosowana w stosunku 3:0. Jeden dzwonek, drugi – nikt nie odbiera. Czekamy jeszcze kilka minut, ale bezskutecznie i rezygnujemy z tego planu. Jak się później okaże – odbiję sobie wieczorem. Tymczasem jedziemy – gdzieżby inaczej – pod Parlament i tutaj się rozdzielamy. Ja wybieram Illovszky Rudolf Stadion, gdzie siedzibę ma Vasas, a pozostali hostel. Drużyna ta to najbardziej utytułowany węgierski klub lat 60., głównie ze względu na swoje robotnicze korzenie. Przed rewolucją jej prezesem był János Kádár, później przez trzy dekady sprawujący władzę na komunistycznych Węgrzech. Podobno nie wykorzystywał on jednak swojej pozycji do wspierania zespołu z XIII dzielnicy (to nie Paryż...), jak było naprawdę - nie wiem. Ostatnie lata są dla klubu trudne, trzy poprzednie sezony Vasas spędził w drugiej lidze, jednak udało mu się awansować i 2015/16 zacznie już na najwyższym szczeblu. Mijam liczne warsztaty i po kilkunastu minutach spaceru docieram na obiekt. Sam stadion to też już relikt przeszłości z kamiennymi trybunami i niedziałającym zegarem, wrażenie robi jednak cała otoczka. Kilka boisk treningowych, bardzo duże zaplecze – w Polsce niejeden mógłby tego zazdrościć. Robię rundkę dookoła trybun, oczywiście odwiedzam też dość bogato wyposażony sklep i kolejna odznaka wpada do kolekcji. Nic więcej nie ma już tu do obejrzenia, wracam więc do hostelu i dołączam do reszty ekipy.

Image Image

Wspólnie decydujemy, że skoro nie ma lepszych planów na wieczór, to odwiedzimy jeszcze dwójkę piłkarzy z listy. Nie mieszkają oni co prawda w najbliższym sąsiedztwie, ale połączenia są tak dobre, że nie sposób zrezygnować. Pierwszy cel - István Géczi, długoletni bramkarz Ferencvárosu i reprezentacji, który wystąpił m.in. w przegranym finale olimpijskim z Polską. Docieramy na osiedle domków jednorodzinnych, gdzie mieszka pan István. Chwilę błądzimy, ale ostatecznie odnajdujemy adres i już wiemy, że ten dzień zakończy się sukcesem – obiekt naszego zainteresowania jest bowiem na podwórku. Miałem przygotowaną rozmówkę po węgiersku, ale uznałem, że jednak lepiej będzie przejść na angielski, a nie mówić wyuczoną (no dobra, nawet nie, z kartki…) formułką. Były bramkarz jest nieco zaskoczony, ale ewidentnie również szczęśliwy, bo w końcu raczej niewielu młodych (chyba jeszcze tak mogę o sobie mówić…) ludzi z innego kraju odwiedza go w takiej sprawie. Chwila rozmowy, bardziej na migi, pan István podpisuje przygotowane fotki i rozchodzimy się, życząc sobie miłego dnia. Żałuję tylko, że nie pomyślałem o zrobieniu zdjęcia z zawodnikiem, ale i na to przyjdzie czas – jutro i z innym bohaterem.

Image

Zadowoleni – bo w końcu wyprawa już na pewno będzie udana – wsiadamy w autobus i jedziemy pod drugi adres, gdzie mieszkać powinien (i mieszkał, bo kilkanaście dni później dostałem odpis na list) Zoltán Friedmanszky, napastnik kadry Węgier po upadku Złotej Jedenastki. Tym razem docieramy na blokowisko, niestety nikt nie otwiera, a zasłonięte okna sugerują, że były piłkarz Ferencvárosu wyjechał na dacze. Siadamy na ławce w pobliżu (a nuż…), korzystając ze sprzyjających warunków przyrody robimy po piwku i wracamy do hostelu. Jutro o 15 wyjazd, a rano trzeba odwiedzić jeszcze kilka miejsc.
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#12 PostWysłany: 02 Lip 2015 07:50 

Rejestracja: 22 Sty 2014
Posty: 833
Szybkie śniadanie, pakujemy się, zostawiamy bagaże w hostelowej przechowalni i po wymeldowaniu ruszamy na ostatnie kilka godzin w Budapeszcie. Jest wcześnie, wizytę w Parlamencie mamy zaplanowaną dopiero na 10:30, najpierw idziemy więc w okolice Váci utcy poszukać jeszcze jakichś pamiątek. Niestety, z racji wczesnej pory sporo stoisk jest zamkniętych, więc po jedynie drobnych zakupach udajemy się w stronę Országházu. Jako że trochę zwlekałem z rezerwacją miejsc, nie udało się wkręcić na tour po angielsku, pozostał więc język węgierski. Oprócz nas, jeszcze parę osób postawionych było w takiej samej sytuacji, nie było się zatem czym przejmować. Po dość dokładnej kontroli udajemy się w kilka najważniejszych punktów Parlamentu, z miejscem przechowywania insygniów królewskich (tutaj wyjątkowo nie wolno robić zdjęć) oraz salą posiedzeń na czele. Wrażenie robi zwłaszcza ta druga, zupełnie odmienna od polskich realiów. Tour trwa nieco ponad godzinę i kończy się wizytą w mini-muzeum, gdzie zobaczyć można imponujący model budynku, w którym właśnie się znajdujemy.

Image Image

Kolejny punkt wtorkowego programu to wizyta u następnego, ostatniego już niestety piłkarza, Jánosa Göröcsa, legendy Újpestu. Byliśmy tu wczoraj, ale nikogo nie udało się zastać. Drzwi wejściowe od znajdującej się vis-a-vis Parlamentu kamienicy, w której mieszka pan János są otwarte, wchodzimy więc i szukamy odpowiedniego lokalu. Nie jest to łatwe zadanie, numeracja jest bowiem zaprojektowana w bardzo dziwny sposób, jednak znajdujemy właściwe drzwi. Po chwili pojawia się w nich były reprezentant Węgier, a z zewnątrz zauważyć można bardzo piłkarsko (proporczyki, szaliki, koszulki...) urządzone mieszkanie. Łamanym angielsko-niemiecko-węgierskim dochodzimy do porozumienia, dostaję pożądany autograf, tym razem nie odpuszczam i robię sobie też pamiątkowe zdjęcie. Żegnamy się z bardzo mile zaskoczonym ex-zawodnikiem i idziemy w stronę metra.

Image

Image

Zostało jeszcze trochę czasu, rozdzielamy się zatem i ja jadę na stadion Ferencvárosu, a reszta zostaje na mieście w poszukiwaniu pamiątek. Groupama Arena to otwarty w zeszłym roku obiekt najbardziej utytułowanej węgierskiej drużyny, na którym mecze rozgrywa też reprezentacja Węgier. Muszę przyznać, że choć niespecjalnie przepadam za nowymi stadionami, to ten robi spore wrażenie. Odwiedzam sklep, gdzie kupuję odznakę, dowiaduję się też, że pomimo informacji w internecie, w dni robocze nie ma żadnej możliwości wejścia na trybuny. Dookoła bram wejściowych kręci się sporo ludzi z zaplecza technicznego i gdybym miał trochę więcej czasu, to pewnie jakoś udałoby mi się wkręcić, a tak zadowalam się tylko zrobieniem zdjęć z zewnątrz. Ruszam do pobliskiego Il Treno, gdzie umówiony jestem z pozostałymi, jemy obiad, wracamy do hostelu po bagaże i punkt 15 meldujemy się w autokarze, gotowi do drogi powrotnej.

Image

Te kilka dni w Budapeszcie uważam za spędzone bardzo efektywnie. Nie odwiedziliśmy co prawda dwóch ważnych punktów naszego planu – Muzeum Terroru i Labiryntu, ale jakoś nie było na nie zbyt dużego ciśnienia. Mnie osobiście stolica Węgier urzekła i na pewno jeszcze tam wrócę, choć teraz przede wszystkim będę traktować ją jako bazę wypadową na derby Belgradu. Jako główne gastronomiczne odkrycie uważam oczywiście Il Treno, o którym wcześniej nie znalazłem ani słowa w polskim internecie. Finansowo wypadło nieźle, choć jak to zawsze na wycieczkach bywa – wydałem więcej niż zakładałem. Polecam Budapeszt każdemu, nawet na weekend, bo układ architektoniczny tego miasta sprawia, że nawet w tak krótkim czasie można zobaczyć wszystko, co najważniejsze.
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#13 PostWysłany: 02 Lip 2015 08:32 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 30 Gru 2011
Posty: 5594
Loty: 169
Kilometry: 241 913
niebieski
Niewyraźnie wyglądasz na zdjęciu - weź rutinoscorbin!

_________________
Blbec je blbec a blbcem zůstane
Ja tu tylko sprzątam
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#14 PostWysłany: 07 Lip 2015 21:57 

Rejestracja: 13 Maj 2015
Posty: 224
Loty: 3
Kilometry: 1 617
Zbanowany
Przy okazji rozmowy ze znajomym Węgrem przypomniałem sobie o pewnej (nie wiem czy to dobre słowo) atrakcji Budapesztu .
Otóż jak z pewnością miłośnicy Budapesztu wiedzą jednym z najpiękniejszych kościołów tego miasta jest Bazylika Św. Stefana (Szent Istvan Bazilika) ale mało kto wie że oprócz zwiedzania kościoła można też zwiedzić jego piwnice . A dlaczego ? Bo w piwnicach są groby znanych Węgrów np (tutaj coś dla @H778) pochowany jest tam Ferenc Puskas .

Uwaga ! Żeby zejść na dół trzeba poprosić kogoś w rodzaju wolontariusza (stoją tacy panowie okryci czymś w rodzaju płaszczy) Można to zrobić po angielsku
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#15 PostWysłany: 08 Lip 2015 11:13 

Rejestracja: 22 Sty 2014
Posty: 833
@Kuba1976 - dzięki, super info na przyszłość. :)
Góra
 Profil Relacje PM off
Kuba1976 lubi ten post.
 
      
#16 PostWysłany: 08 Lip 2015 13:56 

Rejestracja: 13 Maj 2015
Posty: 224
Loty: 3
Kilometry: 1 617
Zbanowany
Proszę bardzo :) Wprawdzie nie chcę nikomu psuć "zabawy" ale tutaj zdjęcie jak to wygląda :)

Załącznik:
20pugcn.jpg
20pugcn.jpg [ 131.04 KiB | Obejrzany 9749 razy ]


Zapomniałem jeszcze dodać że gdzieś w Obudzie jest pomnik Ferenca Puskasa a na stadionie MTK Budapest jest pomnik innego przedstawiciela złotej jedenastki Nandora Hidekuti'ego znanego chociażby z tego że w latach 70 był trenerem Stali Rzeszów
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#17 PostWysłany: 08 Lip 2015 16:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Sty 2012
Posty: 710
Loty: 146
Kilometry: 167 097
niebieski
Odnośnie Puskasa, to przy stadionie Honvedu jest płaskorzeźba, przy Kobanya Kispest popiersie (można zajrzeć przy przesiadce z lotniska, tuż przy dworcu). Jest jeszcze pomnik, jak Puskas kopie piłkę z dziećmi (Bécsi ut, Buda). Ktoś kojarzy coś podobnego?
Image
_________________
Piłkarskie podróże - groundhopping i groundspotting
Góra
 Profil Relacje PM off
Raphael lubi ten post.
 
      
#18 PostWysłany: 08 Lip 2015 17:04 

Rejestracja: 13 Maj 2015
Posty: 224
Loty: 3
Kilometry: 1 617
Zbanowany
@Donovaninho

O tym pomniku właśnie mówiłem . W Bazylice św Stefana pochowany jest też inny członek "złotej jedenastki" - Sandor Kocsis który usłyszawszy od lekarzy w Barcelonie 22 lipca 1979 roku popełnił samobójstwo

A tutaj zdjęcie pomnika "złotej jedenastki" w Szegedzie (około 80 km od Budapesztu)

Załącznik:
pomnik zlotej jedenastki - Szeged.jpg
pomnik zlotej jedenastki - Szeged.jpg [ 174.52 KiB | Obejrzany 9708 razy ]


Z kolei przed nowym stadionem Ferencvarosu jest pomnik Florian'a Albert'a (stary stadion Ferencvarosu nosił jego imię obecnie jedna z trybun nowego stadionu)

Załączniki:
florian albert.jpg
florian albert.jpg [ 93.63 KiB | Obejrzany 9704 razy ]
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#19 PostWysłany: 21 Paź 2017 16:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Sty 2012
Posty: 710
Loty: 146
Kilometry: 167 097
niebieski
@H778, dzięki za cynk o grobach w piwnicy. Podszedłem do specyficznie ubranego człowieka, mówię, że chciałbym zobaczyć podziemia, bo Puskas itd. Patrzy, przygląda się i mówi: "Nie tylko Puskas" i zaczyna wymieniać innych wielkich piłkarzy :)
Załącznik:
DSC04592.jpg
DSC04592.jpg [ 77.19 KiB | Obejrzany 6911 razy ]

Załącznik:
DSC04591.jpg
DSC04591.jpg [ 61.01 KiB | Obejrzany 6911 razy ]

Załącznik:
DSC04594.jpg
DSC04594.jpg [ 98.23 KiB | Obejrzany 6911 razy ]
_________________
Piłkarskie podróże - groundhopping i groundspotting
Góra
 Profil Relacje PM off
macio106 lubi ten post.
 
      
#20 PostWysłany: 22 Paź 2017 13:49 

Rejestracja: 06 Gru 2016
Posty: 92
Loty: 31
Kilometry: 49 848
Bardzo fajna relacja. Nawet dla kogoś, kto totalnie ma wyłożone na piłke rodzimą i światową :lol:
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 22 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group