Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 15 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 05 Mar 2015 16:23 

Rejestracja: 20 Cze 2013
Posty: 2184
złoty
Wyjazd do Peru chodził na po głowach od jakiegoś czasu. Raz, że wcześniej nie odwiedziliśmy Ameryki Południowej, dwa to Macchu Picchu, które przyciąga jak magnes. Dzięki niekończącej się promocji Iberii w sierpniu 2014 zakupiliśmy dwa bilety na trasie Barcelona-Arequipa oraz powrotny Cuzco-Bruksela na ferie 2015. Później udało się też dołożyć doloty do Barcelony i Brukseli, rezerwacja pociągu do Aguas Calientes, hotele itp. W międzyczasie moja wiedza o tej części świata mocno się poszerzyła, głównie dzięki F4F oczywiście.
Nadszedł czas wyjazdu.
Wcześnie rano wylecieliśmy z Krakowa do Frankfurtu, później do Barcelony (LH) tam szybki odbiór bagaży i ponowne nadanie. W Barcelonie wsiedliśmy do samolotu Iberii do Madrytu, gdzie było prawie pięc godzin oczekiwania na staruszka 767 Lanu, który zawiózł nas do Limy. I tutaj zaczyna się nasz "powrót do przeszłości". Bynajmniej nie chodzi o cofanie się w czasie, ale uczucie jakie towarzyszyło nam podczas pobytu w tym pięknym kraju, gdzie człowiek czuje się jakby znalazł się w latach pięćdziesiątych.
Pierwsze kroki w Peru stawiamy oczywiście na lotnisku w Limie. Jest całkiem ładne, wygląda nowocześnie. Kazali odebrać bagaż przed immigration, odebraliśmy. Pytali gdzie po co, na jak długo itp., odpowiedziliśmy, ale po wszystkim kazali wyjść do strefy ogólnodostępnej (przypominam, że na jednym bilecie mieliśmy przelot do Arequipy) i stanąć w kilometrowej kolejce do check-inów Lanu. Wtedy przypomniałem sobie o mojej srebrnej karcie z AirBerlin, którą uzyskałem dzięki informacjom o możliwym zmatchowaniu statusu z A3 z forum. Zamiast stać w kolejce ponad godzinę, skończyło się na 20 minutach.
Za kontrolą w terminalu krajowym, przez szyby można obejrzeć czym się tu lata. Nie ma tragedii. Lan i Avianca mają całkiem nową flotę Airbusów od 319 do 321. Peruvian starsze B737.

Image

Image

Po południu lądujemy w Arequipie. Taksówkarz przysłany przez hotel trzyma napisane na kartce moje imię i nazwisko. W imieniu (mam na imię Przemysław ;) ) na odpowiednich miejscach są 4 litery. Dobrze, że nazwisko jest prostsze i napisane było bez błędu. Tylko dzięki temu zorientowałem się, że chodzi o mnie.
W hotelu szybki check-in i prysznic. Hotel zlokalizowany był około 400 m od Plaza de Armas gdzie poszliśmy coś przekąsić. Kupiliśmy też na następny dzień wycieczkę do Kanionu Colca. Wydawało się to sensowne ze względu na godzinę wyjazdu (3.00 rano) i fakt, że nasze organizmy jeszcze nie zwalczyły jest laga.

Kanion Colca
Wstajemy bez większego problemu o 2.30. Jemy szybkie śniadanie przy recepcji i czekamy na busa. Na potwierdzeniu piszę wyjazd 3.00-3.10. Bus przyjeżdża 4.20. Jesteśmy w Peru. Przez kolejną godzinę zbieramy innych uczestników i ruszamy w kierunku Chivay.
W busiku towarzystwo międzynarodowe, ale hiszpańsko-języczne. Pani przewodnik jednak całkiem dobrze radziła sobie z angielskim.
Na pierwszym postoju dostajemy polecenia zakupienia liści koki (woreczek kosztuje 1 solę).

Image

Słońce wstaje, a my po raz pierwszy raz mamy możliwość zobaczenia symbolu Arequipy - wulkanu Misti (dolnej części gdyby się ktoś czepiał ;) )

Image

Image


Droga do Chivay z Arequipy biegnie fragmentami na wysokości powyżej 4900 metrów. W najwyższym punkcie pokryta była 10 cm warstwą błota pośniegowego. Nie wiem czy dzięki żutym liściom koki czy też z innego powodu nie odczuwaliśmy większych dolegliwości związanych z wysokością nad poziomem morza. Większym problemem był zapach wymiocin w busie. Dwójka dzieci nie wytrzymała 100 km serpentyn ...
Liście koki żuje się zawijając w nie odrobinę popiołu powstałego ze spalenia jakiejś miejscowej rośliny (nie pamiętam jakiej). Nigdy nie próbowałem kokainy i nie wiem jak zachowuje się po niej mój organizm. Po żuciu liści nie czułem się jednak jakoś inaczej. Może pomogły przezwyciężyć chorobę, może nie. Nie wiem. Fakt jest taki, że w Peru liście koki są wszędzie. W cukierkach, napojach, herbacie. Taki kraj.
Zatrzymujemy się w Chivay na śniadanie. Do wyboru: bułka, dżem, kawa, herbata i oczywiście herbata z liści koki. Tym razem wybieram kawę ;)
Samo miasteczko jest bardzo małe. Położone jest nad rzeką Colca. Stanowi bramę wjazdową do Kanionu. Tutaj też należy uregulować opłatę za wstęp do Kanionu - 70 soli.

Image

Image

Na pierwszym planie miejscowa restauracja

Image


Wszędobylskie druty są elementem każdego miasta w Peru. Chyba nikt im nie powiedział, że pod ziemią również można je prowadzić

Image

Wjeżdżamy do kanionu. Do Cruz del Condor mamy około 45 km. Zaraz za Chivay kończy się asfalt. Widoki wynagradzają

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Woda spływająca z lodowców tworzy rzeczki, które płyną przez drogę. U nas zbudowano by przepust, a na nim most, ale nie w Peru.

Image

Image

Tutaj wyższa część kanionu

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

A tutaj "miejscowi". Poza bliżej nieokreślonym ptaszkiem widać małe, czarne chrząszcze których całe chmary uprzykrzają życie odwiedzającym okolice kanionu.

Image

Image

Jeszcze kilka ujęć z obiektywu szerokokątnego

Image

Image

Image

Image

Image

Panie sprzedające pamiątki

Image

Pora na główną atrakcję

Image

Image

Image

Image

Zdjęcia nie są najwyższych lotów bo dłuższe szkło zostało w domu. Trzeba było mocno cropować.
W drodze powrotnej zatrzymujemy się w innym punkcie widokowym

Image4741

Image

Image

Image

Image

Image

oraz w miasteczku Maca słynnego z kościelnego miejscowego kościoła, bijącego w dzwony kamieniem

Image

orła, którego właścicielem jest tenże kościelny a za drobny datek można sobie zrobić zdjęcie (tutaj okazje wykorzystał kolega z Chile)

Image4770

oraz wytwarzanego na tym oto straganie soku z kaktusa. 3 sole kosztuje wersja bezalkoholowa, 6 soli wersja "z". Tej drugiej nie próbowałem bo ponoć alkohol i choroba wysokościowa to nie najlepsze połączenie. Wersję pierwszą polecam.

Image

NA poniższym zdjęciu uwieczniam najpopularniejszy w Peru samochód czyli Toyotę Yaris w wersji Sedan.

Image4792

Później zaliczamy jeszcze baseny termalne (Banos Termales De Chacapi) w okolicach Yanque i przez góry wracamy do Arequipy. W drodze powrotnej udało mi się zdrzemnąć. Kiedy się obudziłem zobaczyłem żonę zieloną ze strachu. Okazało się że kierowca nie zważając na warunki drogowe (śnieg na drodze) gnał co sił w kołach. Pierwszy raz dane mi było być w driftującym busie. Być może mało w życiu przeżyłem, ale jazda z tym facetem to było ekstremalne przeżycie.

Koszty wycieczki przedstawiają się następująco.
Wersja jednodniowa z wliczonym śniadaniem kosztuje 50 soli/osoba. Wersja dwudniowa ze śniadaniami 60 soli.
Do ceny należy doliczyć wstęp do parku - 70 soli, lunch (można z niego zrezygnować) - 26 soli oraz baseny termalne (również dobrowolnie - 15 soli). Ceny dotyczą jednej osoby. W cenie odebranie z hotelu i zawiezienie do Plaza de Armas.
Wersja dwudniowa wycieczki obejmuje ponoć te same atrakcje, z tą różnicą, że jest więcej czasu w poszczególnych miejscach plus mały treking po samym kanionie. Doliczyć też należy cenę noclegu (niestety jej nie znam).
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
Grzegorz40 uważa post za pomocny.
 
      
Podróż na Okinawę za 3581 PLN. Loty (z bagażem) z Warszawy i noclegi w 4* hotelu Podróż na Okinawę za 3581 PLN. Loty (z bagażem) z Warszawy i noclegi w 4* hotelu
Urlop w Wietnamie za 3602 PLN. Loty (z bagażem) z Warszawy i noclegi ze śniadaniami w 4* hotelu Urlop w Wietnamie za 3602 PLN. Loty (z bagażem) z Warszawy i noclegi ze śniadaniami w 4* hotelu
#2 PostWysłany: 06 Mar 2015 22:01 

Rejestracja: 20 Cze 2013
Posty: 2184
złoty
Kolejny dzień w całości przeznaczamy na Arequipe. Na początek trochę o samym mieście. Miasto jest drugim co do wielkości miastem w Peru. Położone jest na wysokości około 2300 m n.p.m. z racji czego nadaje się do aklimatyzacji dla osób wyruszających na tereny położone wyżej. Jest też największym ośrodkiem akademickim w kraju.
Samo miasto ma dwa oblicza. Piękna starówka wokół Plaza de Armas mocno kontrastuje z północnymi obrzeżami, które trudno nazwać inaczej niż slumsami, gdzie strach przechadzać się nawet w dzień.
My przez cały pobyt w Arequipie nocujemy w QP Hotel znajdującym się około 400m od placu, a tuż obok klasztoru św. Katarzyny (Monasterio de Santa Catalina). Tam też kierujemy pierwsze kroki. Klasztor zbudowano w pod koniec XVIw. z przeznaczeniem dla dziewcząt pochodzących z przybyłych do Peru bogatych hiszpańskich rodzin.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Przyznam, że klasztor zrobił na nas średnie wrażenie, szczególnie że opinie o tym miejscu z serwisu tripadvisor były bardzo wysokie. Wejście kosztuje 40 soli od osoby. Przy wejściu można wynająć przewodnika, ale nie jest to wymagane (10 soli)
Jeszcze zdjęcie z punktu widokowego.

Image

Image

Ulicą św. Katarzyny kierujemy się w stronę placu. W prawym dolnym rogu widać kurs wymiany walut w tym miejscu.

Image

Wiele razy wymienialiśmy pieniądze w takich "kioskach". Nigdy nie mieliśmy żadnego problemu. Najłatwiej wymienić dolary. Kurs oscyluje w granicach 3,06-3,08 soli za dolara w miastach. W miejscowościach turystycznych np. Ollantaytambo trudno uzyskać więcej niż 2,95, trzeba się przy tym sporo natargować. W niektórych punktach wymieniane jest też euro, funty i inne waluty. Najpewniej jednak mieć dolary. Bankomaty wypłacają sole i euro.

Przy Plaza de Armas znajduje się Katedra, którą również postanawiamy odwiedzić.
W katedrze znajdują się największe w Ameryce Południowej organy zrobione w Belgii

Image

wykonana we Francji ambona

Image

oraz posadzka pochodząca z Włoch. Wtedy przyszło mi do głowy pytanie czy aby po to pojechałem do Peru, żeby oglądać wyroby z Europy. Okazało się, że jednak że całą reszta została stworzona na miejscu.

Image

Na zdjęciu poniżej widać Jezusa. W naszej kulturze nie do pomyślenia jest żeby nie miał białego koloru skóry. Zwracam też uwagę na specyficzny "peruwiański" kształt aureoli - trzy "liście". W Peru zawsze się tak przedstawia podobizny świętych.

Image

Image

Najciekawsze eksponaty znajdują się w muzeum, w którym nie wolno robić zdjęć ani filmów. Są to głównie ubrania duchownych, w których sprawowane są najważniejsze obrzędy, a także wszelkiej maści naczynia liturgiczne (w tym ponad metrowa monstrancja o wadze ponad 100 kg). Wszystko ocieka złotem i kamieniami szlachetnymi bardzo kontrastując z poziomem życia w tym kraju. Warto zobaczyć.
Ostatnim punktem zwiedzania jest wyjście na wieżę katedry skąd rozpościera się widok na miasto

Image

Image

Image

Image

dzwonnice

Image

Image

Image

i Plaza de Armas

Image

Image

Wstęp do katedry to 15 soli/osobę plus obowiązkowo przewodnik (co łaska, minimum 10 soli)

Po mało peruwiańskim obiedzie kierujemy się do Museo Santuarios Andinos. Obiekt jest rzadko odwiedzany przez turystów co może dziwić bo znajduje się tam wiele eksponatów z czasów preinkaskich i inkaskich. Najcenniejszym jest z całą pewnością Juanita, zmumifikowana kilkunastoletnia dziewczynka, ofiarowana przez inkaskich kapłanów bogom na szczycie góry Ampato pomiędzy rokiem 1450 a 1480. Poza Juanitą muzeum dysponuje również dwoma innymi mumiami chłopca i dziewczynki. Mumie są świetne zachowanie (widać na przykład włosy i paznokcie). Przechowywane są w szklanych sarkofagach w temperaturze takiej jak w miejscu znalezienia - 20 stopni poniżej zera. W muzeum możemy też dowiedzieć się o szczegółach wyprawy panów Reinhard'a i Zárate.
W całym muzeum obowiązuje zakaz robienia zdjęć, dlatego musicie mi uwierzyć na słowo. Na prawdę warto. Wstęp 20 soli/osoba plus przewodnik (obowiązkowy) 10 soli.

Późnym popołudniem wracamy na plac. Jak zwykle o tej porze dnia niebo pokrywają gęste chmury

Image

Image

Plac wypełniony jest peruwiańczykami

Image

Image

Image

Próbujemy kupić wycieczkę na następny dzień do Las Salinas. Niestety wycieczki grupowe nie są dostępne, a kwota 180 soli za osobę, jaką zaproponowano nam w jednej z agencji przeraża nas. Przewodnik informuje, że można tam dojechać colectivosem jadącym do Ubinas (8 soli). Z drugiej strony twierdzi, że powrót może być mocno utrudniony bo colectivosy nie mają przystanku przy jeziorze, a wyjeżdżając z Ubinas z reguły są pełne.
Z bólem serca zmieniamy plany...
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#3 PostWysłany: 07 Mar 2015 21:25 

Rejestracja: 20 Cze 2013
Posty: 2184
złoty
Rano taksówką jedziemy do Terminal Terestre czyli miejscowego dworca autobusowego. Tam odszukujemy biuro (kasę biletową) firmy Transportes del Carpio, której autobusy jeżdżą do miejscowości Corire. Kupujemy bilet w jedną stronę za 12 soli oraz dodatkowo płatną gdzie indziej opłatę wyjazdową 1,5 soli i ruszamy w jedną z najbardziej niezapomnianych wycieczek podczas naszego pobytu w Peru. Firma ta nie ma zbyt dobrej opinii jeśli chodzi o bezpieczeństwo, do tego kierunek chyba mało ciekawy, więc jesteśmy jedynymi obcokrajowacami w autobusie. Pojazd z gatunku naszych polskich "ogórków" w wieku mocno dojrzałym. Do tego kierowca wyznający zasadę "jadę ile fabryka dała".
Droga prowadzi przez tereny pustynne z wyjątkiem koryt rzek, które są zamieszkałe.

Image

Image

Image

Docieramy do Corire małego miasteczka nad rzeką Camana. Nic tu nie ma. Kilka sklepów i niewielki plac. Nie zgadniecie jak się nazywa. Dla ułatwienia powiem, że ostatni człon nazwy to Armas ;).

Image

Bierzemy taksówkę i prosimy takówkarza aby zawiózł nas do Touro Muerto i poczekał na nas. Usługa kosztuje 30 soli. Toro Meurto (martwy byk) to dolina, w której znajduje się około 3000 skał pokrytych pteroglifami stworzonymi przez cywilizację Tiahuanaco zamieszkującą te tereny między 500 a 900 rokiem naszej ery.

Image

Image

Image

W dolinie spotykamy strażnika parku (chyba jedyna osoba w mieście mówiąca po angielsku), który kasuje za wstęp 5 soli za osobę i przestrzega, żeby taksówkarzowi zapłacić dopiero po powrocie bo w przeciwnym wypadku nam ucieknie. Przestrzega też aby chronić głowę i dużo pić. Temperatura przekracza 35 stopni.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Na tym rysunku widać kosmitów ;) ?

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Po przejściu szlaku z ulgą stwierdzamy, że taksówkarz nadal czeka.

Image

Opuszczamy gorące Corire

Image

Udając się na ostatni nocleg w Arequipie.
Podróże miejscowymi autobusami do miejsc mniej turystycznych pozwalają odkryć inne Peru.
Jakość zdjęć nie powala bo lustrzanka została w hotelu. Wszelkie obawy o bezpieczeństwo były jednak bezpodstawne. No może poza wariacką jazdą pana kierowcy.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#4 PostWysłany: 10 Mar 2015 20:01 

Rejestracja: 20 Cze 2013
Posty: 2184
złoty
Pora wrócić do relacji.
Pobyt w Arequipie dobiegł końca. Rano dojeżdżamy taksówką do Terminala Terestre skąd autobud Cruz del Sur zabierze nas do Puno.
Cruz del Sur jest uważana za jedną z najlepszych firm świadczących przewozy po Peru (poza jego granicami również). Przejazdy takie są drogie (normalna cena OW to 55 soli na górze oraz 75 soli na dole autobusu), ale rekompensuje je stan techniczny autobusu (dobry nawet jak na polskie warunki) oraz bardzo spokojny styl jazdy kierowców tej firmy. Dodatkowo w cenie zawiera się posiłek (bułka z kurczakiem oraz napój). Autobusy mają wyświetlacze prędkości w części pasażerkiej oraz IFE. W dolnej części siedzenia są w układzie 2+1, rozkładają się o 160 stopni. Można się całkiem spokojnie wyspać. Oczywiście dostajemy poduszki i koce. Niby jest też internet (mój telefon wykrywał), ale nie udało mi się uzyskać hasła.
W Arequipie i Cuzco pasażerowie Cruz del Sur mają do dyspozycji swój "lounge". Nie ma darmowych napojów, ale jest internet i ubikacja.
Trasa z Arequpiy do Puno rozkładowo zajmuje 6,5 godziny (w rzeczywistości godzinę dłużej) od 8:00 do 14:30.
Autobus jedzie wokół wulkanu Chachani

Image

Image

dalej wysoko położoną drogą 34A w kierunku zachodnim

Image

Przed Santa Lucia, obok Laguna Lagunillas kierowca robi 15 minut przerwy

Image

Image

można zrobić zakupy

Image

Później postój w mieście Juliaca i pół godziny później w Puno. Okolice Puno wyglądają zupełnie inaczej niż tereny na wschód. Jest zdecydowanie bardziej zielono.

Image

Image

Image

Dojeżdżamy tuktukiem do hotelu. Na następny dzień kupujemy jeszcze wycieczkę w okolicy Plaza de Armas i wracamy do hotelu żeby zebrać siły po gwałtownej zmianie wysokości (prawie 4000 m n.p.m.).
Zdjęcia i dłuższy opis samego Puno będą w dalszej części relacji.

Automat forumowy połączył mi posty. Tutaj zaczyna się kolejny dzień.

Bus odbiera nas z hotelu około godziny ósmej. Celem wycieczki jest jedna ze sztucznych wysp "archipelagu" Uros oraz naturalna wyspa Taquile.
Ta wycieczka to jedna z wersji wycieczek po jeziorze. Można wykupić trzy godzinną wyprawę na samo Uros (30 soli). A także wycieczki z noclegiem (na Uros lub Taquili).
Nasza wycieczka kosztuje 60 soli ze względu na "speed boat". Tenże speed boat pokonuje trasę z Taquili do Puno w 80 minut. Zwykła łodka płynie 3 godziny.
Nasza szybka łódź odbiera nas z portu i wiezie w kierunku Uros. Wyspy te zamieszkałe są przez indian Uro, którzy nie chcąc się rzucać w oczy przenieśli się tam ze stałego lądu.

Image

Wszystko co widać na tych zdjęciach pływa

Image

Image

Image

Jeden z mieszkańców wiozący trzcinę. warto dodać,żę służy ona nie tylko jako budulec wysp i domów, ale jest też przez mieszkańców zjadana. Zawiera dużą ilość wapnia i jodu co widać po ich zębach. Są bielsze niż zęby niejednej gwiazdy Holywood.

Image

Trzcina tu, trzcina tam, trzcina jest wszędzie. Mam wrażenie że z ust przewodnika padło stwierdzenie jakoby obszar jeziora porośnięty trzciną przekraczał 100 km kwadratowych.

Image

Image

Image

Za nami Puno

Image

Dopływamy do "naszej" wyspy

Image

Spotkanie rozpoczyna się od przemowy wodza wioski,

Image

który pokazuje na przykładzie w jaki sposób buduje się wyspę. Najpierw przy użyciu długiej piły do drzew (u nas nazywa się to chyba moja-twoja) wycina się korzenie trzciny, na które układa się poziome ścięte łodygi trzciny. Na nich z kolei buduje się domy (albo lepiej będzie powiedzieć obkłada się trzciną drewniany szkielet). Nowa warstwa trzciny (około 20-30 cm) dokładana jest raz w tygodniu. Żywotność wyspy to około 150 lat.

Image

Image

Urosi poza trzciną (nazywaną przez nich bananem) żywią się rybami (tutaj jakiś miejscowy gatunek)

Image

ptakami

Image

Image

i tym co kupią sobie w Puno za pieniądze od turystów.

Tutaj pokaz miejscowego tańca i śpiewu

Image

Image

i zostajemy zaproszeni na przejażdżkę łodzią z trzciny

Image

Image

gdzie występy są kontynuowane.

Image

a tak przygotowuje się trzcinę do jedzenia

Image

jeszcze pożegnalne zdjęcie

Image

i ruszamy w kierunku Taquile

Image

Image

Taquile to mała wyspa o powierzchni około 6 km kw. słynna ze względu na zwyczaje jej mieszkańców tzw. Taquileños. Na wyspie nie ma dróg, hoteli. Nie ma też służb np. policji. Każdy żonaty mieszkaniec pełni jakąś funkcję publiczną nieodpłatnie. Aż się prosi wysłanie tam naszych polityków. Na wyspie nie ma też psów ani kotów.
Kolejna ciekawostka dotyczy uprawy roli. Wyspa podzielona jest na sześć części. Każda z części wyspy wraz z mieszkańcami ma naprzemiennie 3 letni okres co 18 lat kiedy nie wolno im uprawiać ziemi, a mieszkańcy tej części nie pracują. Są wtedy utrzymywani przez pozostałą część wyspy.

Image

Image

Image

Część wyspy, do której przybiliśmy, była w trakcie karnawału. Polega on na odgrywaniu w kółko tej samej melodii, tańcu oraz piciu w dużych ilościach miejscowego alkoholu przegryzając całość arbuzem.

Image

Image

Taki orszak przybywa do domu któregoś mieszkańca, który zostaje ogołocony z jedzenia i picia, po czym przenosi się do następnego domu ... i tak przez kilka dni.

Image

Image

A panowie na końcu wyglądali jakby te "odwiedziny" były bardzo męczące.

Image

Mężczyźni na Taquili noszą charakterystyczne czapki. Kolor biały oznacza kawalera a czerwony (albo coś koło tego, nie znam się na kolorach, jestem facetem) żonatego. Te czapki mężczyźni robią sobie sami na drutach. Czapka poza odpowiednim wzorem musi być wykonana tak aby nie wylewała się z niej woda. Mężczyzna, który chce się ożenić przynosi do ojca swojej wybranki czapkę, który to poddaje ją testowi wody. Jeśli zawiedzie młodzieniec może ubiegać się o kolejną próbę po 6 miesiącach. Jeśli zda egzamin będzie musiał ją nosić, aż nie zrobi sobie nowej.

Taquileños starają się używać wyłącznie naturalnych składników. Tutaj na naszych oczach jakaś miejscowa roślina ubita zostaje na miazgę

Image

przy pomocy, której pierze się ubranie. Całość pieni się jak typowy detergent.

Wesoły pochód rusza dalej

Image

My kierujemy się do centralnego placu wyspy.

Image

Image

Image

gdzie dowiadujemy się, że do domu daleko ...

Image

Image

Image

Image

Image

po raz kolejny spotykamy naszych "znajomych"

Image

Image

i ruszamy w kierunku przystani po przeciwnej stronie Taquile

Image

Image

Image

nasz statek też się przemieszcza

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Do Puno wracamy około 18-tej.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#5 PostWysłany: 13 Mar 2015 19:16 

Rejestracja: 20 Cze 2013
Posty: 2184
złoty
Po krótkiej przerwie wracam do relacji.
Pora na nasz ostatni dzień w Puno. To niewielkie miasto (około 130 tys. mieszkańców) nad brzegiem jeziora Titicaca. Jak już pisałem wcześniej położone jest na wysokości 3830 m n.p.m. Miasto ma dość specyficzny klimat. Niby nad jeziorem, co powinno stabilizować temperaturę, jednak w nocy było zimno (nawet poniżej zera) by w dzień przekraczać 20 stopni.

Image

Image

Image

Image

Image

W Puno znajduje się oczywiście Plaza de Armas w centralnym punkcie miasta, dla odmiany zaraz obok jest katedra.

Image

Image

W samym mieście warte polecenia jest muzeum Carlosa Dreyera znajdujące się obok katedry. Sporo inkaskich i preinkjaskich eksponatów. Wstęp o ile pamiętam 10 soli/osobę.
Poniżej kilka zdjęć na zrobienie których uzyskaliśmy zgodę. Generalnie jest zakaz.

Image

Image

Image

Image

W przeciwieństwie do innych peruwiańskich miast przy Plaza de Armas nie ma zbyt wielu restauracji i agencji turystycznych. Aby je znaleźć należy udać się na odchodzący od placu deptak Jr. Lima.

Image

Image

Deptak kończy się przy Parque Pino gdzie rozgrzewała się jedna z miejscowych szkół tańca

Image

Image

Rano, kilka stopni na plusie a oni w klapeczkach. Że też nie dostają kataru

Image

A tutaj inna grupa

Image

Image

Obok parku piniowego znajduje się jeszcze kościół św. Jana oraz pomnik

Image

Image

Puno zaliczone. Pokaże jeszcze typowy dla Peru sposób mocowania blachy dachowej do pozostałej części budynku. Im większy kamień tym lepiej.
Zdjęcie pochodzi ze wschodniej (nieturystycznej) dzielnicy (podobno tam jest niebezpiecznie).

Image

Autobus do Cusco dopiero o 22.00. Próbujemy poszukać krótką wycieczkę, która zajmie nam popołudnie.
Miła Pani proponuje nam trzygodzinną wyprawę do Sillustani. Wyjazd 14:30, powrót 17:30. W sam raz dla nas. Koszt 30 soli.

Sillustani jest półwyspem otoczonym z trzech stron wodami jeziora Umayo. Znajduje się w odległości około 30 km od Puno. Można dojechać colectivos, ale ponoć są dwie przesiadki.
Droga przebiega przez chrakterystyczne dla okolic jeziora tereny.

Image

Image

Samo cmentarzysko znajduje się na wzniesieniu

Image

Spacer na górę trwa około 20 minut. W oddali jeden z grobowców.

Image

Na poniższym zdjęciu widać dwa grobowce. Bliższy pochodzi z czasów preinkaskich. Kamienie o różnych kształtach zalane są zaprawą. Na dalszym planie dzieło inków, którzy przejęli tradycję budowy grobowców dodając od siebie technologie. Kamienie są idealnie dopasowane. Grobowiec ten mierzy około 12 metrów.

Image

Te grobowce są obecnie remontowane

Image

Ołtarz z czasów inkaskich gdzie składano w ofierze bogom ofiary z owoców

Image

Image

Dwie peruwianki przybyły tutaj podziwiać widoki

Image

Jako, że w grupie byliśmy jedynymi anglojęzycznymi, przewodnik pozwolił sobie na powiedzenie, jak sam określił, więcej niż powinien.
Po obejrzeniu grobowców, pytałem szczególnie o to czy mieszkańcy Peru wierzą, że Inkowie zbudowali je tak jak piszą w podręcznikach. Przyznał, że nie i nie podejrzewają ich wcale o kontakty z kosmitami a bardziej o alchemię. Na przykład Urosi twierdzą, że Inkowie posiadali substancję, która zmiękczała skały, pozwalając na łatwą obróbkę powierzchni, nawet nożem. Wersja podręcznikowa mówi, że kamienie do budowy Sillustani (ważące nawet kilkanaście ton) były wyciągane na górę za pomocą czegoś ala dźwig żuraw, dalej układane we właściwym miejscu budowli za pomocą ramp i polerowane piaskiem.

Image

Kiedy stoi się obok takiej budowli i dotyka to teorie o zielonych ludzikach nie są wcale tak nieprawdopodobne.

Image

Image

Image

Na zdjęciu naczynie służące do ofiar z owoców. Wyciskane soki spływały przez otwór do ziemi

Image

Ten grobowiec nie został odrestaurowany, żeby pokazać jak wygląda w środku.

Image

Inne zachowały się w całości

Image

Na szczycie znajduje się punkt widokowy

Image

Image

Image

Image

oraz kilka innych budowli

Image

Image

Image

Image

Image

Ten grobowiec nie został dokończony. Wypustki na kamieniach ponoć służyły do transportu. Były wygładzane po wbudowaniu kamienia.

Image

W drodze powrotnej rozmowa z przewodnikiem schodzi na temat wiary w Peru. Przewodnik opowiada, że Pueruwiańczycy są katolikami, ale równocześnie wierzą w "starych" bogów, między innymi Pachemamę (matkę ziemię). Jak to wygląda w rzeczywistości przekonaliśmy się kilka minut później.
Schodziliśmy w dół w kierunku parkingu dość stromymi schodami

Image

Obok kamienia, który ma ponoć własności magnetyczne (nie miałem kompasu ani odpowiedniej aplikacji w telefonie więc potwierdzić nie mogę),

Image

peruwiański chłopiec w wieku około 4 lat będący z nami na tej samej wycieczce, upadł uderzająć się mocno w głowę. Stracił na kilkanaście sekund przytomność i wyglądało to dość groźnie. Jego babcia najpierw przeżegnała się po czym rozpoczęła jakieś pogańskie obrzędy machając chustą na wietrze. Na końcu wzięła garść ziemi, wsypała do butelki z wodą mineralną i kazała dziecku wypić. Przewodnik tłumaczył, że Pachamama w ten sposób uzdrowi jego duszę. U nas po prostu dziecko bada się tomografem, ale nie w Peru.

Po siedemnastej wracamy do Puno.Na Plaza de Armas imprezka trwa w najlepsze

Image

Image

Zabieramy bagaże z hotelowej przechowalni i udajemy się na dworzec. Autobus do Cusco odjeżdża o 22.00. Niestety w Puno nie ma saloniku Cruz del Sur. Obsługa też jakaś średnio miła (nie chcieli przyjąć bagaży wcześniej niż godzinę przed odjazdem). Do tego dworzec niezwykle głośny. Okrzyk pewnej pani "Arequipa, Arequipa, Arequipa, Arequipa" słyszę do tej pory. Nie wiem czy w Peru ten sprzedaje więcej biletów kto głośniej krzyczy, ale na pewno pracownicy firm transportowych głęboko w to wierzą.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
Grzegorz40 lubi ten post.
 
      
#6 PostWysłany: 18 Mar 2015 19:40 

Rejestracja: 20 Cze 2013
Posty: 2184
złoty
Nocne przejazdy na trasie Puno-Cusco to niezbyt szczęśliwy pomysł. Raz że traci się an prawdę piękne widoki, dwa że spanie w autobusie do najprzyjemniejszych nie należy. Ale było minęło. Przyjazd do Cusco tradycyjnie opóźniony co nas specjalnie nie zmartwiło. Bagaż dostaliśmy około 5.30. Z dworca Cruz del Sur do uliczki Pavitos skąd odjeżdżają colctivosy do Ollantaytambo jest niby tylko dwa kilometry, ale taksówka kosztowała kosmiczne jak na miejscowe warunki 10 soli. Podwiozła nas pod konkretny busik (nie żeby kierowca taksówki miał z tego prowizję). Na ulicy walka na pięści o pasażerów. Busik miał wyjechać w ciągu 15 minut. Wyjechał po półtorej godzinie. Dobrze, że nie padało bo bagaże były na bagażniku dachowym przykryte jedynie siatką. Z Cusco do Ollanta jedzie się około dwie godziny. Najpierw w miarę po prostym, później przed Urubambą jest kilkaset metrów dół serpentynami a dalej już płasko doliną rzeki Vilcanota (tej samej, która płynie obok Machu Picchu).
Ollantaytambo gdzie mieliśmy trzy kolejne noclegi to małe miasteczko znane z inkaskiej twierdzy oraz stacji kolejowej skąd odjeżdżają pociągi do MP. Po śniadaniu decydujemy się wybrać do twierdzy do której wejście znajduje się około 100 metrów od naszego hotelu. Aby wejść do środka należy kupić "boleto turistico" za 130 soli. Bilet ten umożliwia wejście do kilku pobliskich atrakcji (Moray, ruin w Chinchero) a także kilku muzeów w Cusco.
Zwiedzanie odbywa się bez przewodnika. Przejście całej budowli trwa około 2-3 godziny.

Image

Image

Image

Oto Ollantaytambo w całej okazałości

Image

Image

Image

Image

Tutaj po raz kolejny przykład możliwości transportowych Inków. Kamienie o wymiarach około 3 x 1 x 1,5 metra.

Image

Image

w stronę Machu Picchu to tędy

Image

Image

Image

Image

widok na Ollanta ze szczytu

Image

Image

Image

Image

Tutaj ktoś wyciął sobie tyle i potrzebował. Przypominam, że zrobiono to za pomocą prymitywnych narzędzi typu młotek i dłuto, a całość wypolerowano piaskiem ;)

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

pod całym kompleksem kanałami płynie woda z tej rzeczki

Image

Image

Image

przy wyjściu "ul" miejscowych pszczół

Image

Po wyjściu kierujemy się do drugiej i ostatniej atrakcji miasta - spichlerza (a właściwie zespołu spichlerzy).

Image

Image

Niestety zaczyna kropić deszcz i zmuszeni jesteśmy zawrócić. Podejście jest na prawdę strome.

Image

Image

Image

Wracamy do hotelu odespać noc w autobusie.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
wojtkow lubi ten post.
 
      
#7 PostWysłany: 20 Mar 2015 19:05 

Rejestracja: 20 Cze 2013
Posty: 2184
złoty
Kolejny dzień przeznaczamy na zwiedzanie okolic Urubamby. Można to zrobić albo korzystająć z colectivos, albo wcale nie drożej a znacznie wygodniej taksówką. Może taxi to za dużo powiedziane bo w Ollantaytambo "taksówkarze: znaczek "taxi mają zrobiony z papieru i po wejściu do pojazdu jest on pospiesznie ściągany.
Kurs do Salineras de Maras oraz Moray z postojem po 1 godzinie w każdym miejscu udaje nam się stargować do 110 soli. Jedziemy...
Dojazd do Salineras zajmuje około godzinę. Wstęp kosztuje 10 soli/osobę.
Jest to kompleks salin (około 5000 zbiorników) gdzie produkowana jest sól poprzez odparowywanie wody. Zwykle takie zakłady zlokalizowane są w terenach nadmorskich gdzie używa się wodę morską. Tutaj zbiorniki zalewane są wodami podziemnego strumienia wypływające z pobliskiej góry.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Na zdjęciu strumień doprowadzający wodę. Po wypełnieniu zbiornika wlot wody zostaje zatkany

Image

Image

Image

Zasolenie wody jest tak duże, że sól odkłada się na brzegach strumienia

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

W drodze do Moray zatrzymujemy się jeszcze w Maras. Generalnie nic tu nie ma poza pomnikiem.

Image

Pora na Moray. Według wielu badaczy miejsce to było jakby labolatorium rolniczym gdzie inkowie badali wpływ warunków środowiska (temperatura, nasłonecznienie, nawodnienie) na różne gatunki roślin. Zagłębienia w ziemi tworzące kompleks są pochodzenia naturalnego, prawdopodobnie jest to krater meteorytu. Różnica poziomów pomiędzy najwyższym a najniższym tarasem wynosi około 30 metrów, a różnica średniorocznej temparutry ze względu na oświetlenie słońcem wynosi aż 15 stopni celsjusza.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Obok znajduje się zupełnie osobny mniejszy taras.

Image

Image

Image

Image

Aby dostać się do Moray należy okazać boleto touristico.

Cała wyprawa trwa około 4 godziny.

W Ollanta piękne słoneczne popołudnie

Image

Image

Tym którzy weszli w tym dniu na twierdze pogoda się udała bardziej niż nam dzień wcześniej

Image

Po obiadokolacji (próbowałem świnkę morską, miejscowy specjał, polecam)

Image

wracamy do hotelu by odpocząć przed wyprawą do MP.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#8 PostWysłany: 21 Mar 2015 19:16 

Rejestracja: 20 Cze 2013
Posty: 2184
złoty
Nadszedł wreszcie długo wyczekiwaniy dzień, w którym mieliśmy stanąć na Machu Picchu.
Rozpoczeliśmy wczesną pobudką o 4.00. Dojście z hotelu na stację zajmuje około 15 minut. Boarding rozpoczyna się na pół godziny przed odjazdem pociągu. Ruszamy o 5:07.
Czas jazdy z Ollantaytambo do Aguas Calientes to około 90 minut co daje zawrotną średnią prędkość na poziomie 20 km/h. Prawie jak w PKP.
Przyznam, że trudno mi zrozumieć dlaczego do Aguas Calientes nie dochodzi droga. Jedyne co przychodzi mi do głowy to chęć kontrolowania ilośc turystów docierających do MP oraz zarabiana na tym. Jest to jedna z najdroższych jeśli nie najdroższa przejażdżka na świecie koleją licząc cenę za kilometr.
Wyjechaliśmy jeszcze przed świtem. Około 6.00 zaczęło się rozjaśniać.
Trasa wiedzie doliną rzeki Vilcanota. Wieczorem dnia poprzedniego oraz w nocy mocno padało. Rzeka wyglądała dość groźnie

Image

Do stacji Aguas Calientes docieramy około 7.40.

Image

Upamiętniamy wizytówkę miasta

Image

i stajemy w kolejce do busika. Za jedyne 75 soli za osobę kupujemy bilety tam i spowrotem (wiem, że można dojść piechotą ale starość nie radość).
Dojazd trwa około 25 minut. Przed wejściem niby powinni sprawdzać zawartość bagaży i ich wielkość, ale nas nikt nie kotrolował (mieliśmy coś do jedzenia i picia).
Rano miasto okryte jest mgłą i chmurami

Image

Image

Image

Pierwsze kroki kierujemy do domu strażnika by wykonać "to" słynne zdjęcie.

Image

Chmury na moment ustępują by zaraz powrócić.

Image

Image

Image

Image

Domniemuje, że Ci którzy wybrali się na Huayna Picchu w godzinach porannych musieli używać słów uznanych powszechnie za niecenzuralne.

Image

Szczególnie, że momentami widzieliśmy tyle

Image

W sumie spędziliśmy tam dwie godziny schodząc około 10.30. O tej chmur było mniej. Rozpoczęliśmy zwiedzanie. Ta część bez komentarza. Są zbędne.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Pora zjechać na dół. Tak wygląda droga. W oddali po lewej (za krzaczkiem) Aguas Calientes.

Image

"Na dole" udajemy się na krótki spacer wzdłuż rzeki.

Image

Image

Image

Image

Image

Próbujemy odnaleźć miejscowy ogród botaniczny. Niestety nie udaje się. Zamiast tego wybieramy się do domu motyli

Image

Właściciel hoduje 5 gatunków miejscowych motyli. Wie o nich na prawdę sporo. Do tego mówi po angielsku.
Niestety obiektyw i lampa do makrofotografii zostały w domu.

Image

Image

Z tego kokona za kilka dni wyfrunie dorosły motyl

Image

Wylęgarnia

Image

Image

Image

i gąsienice

Image

Image

Jeszcze ostatnie ujęcie Machu Picchu od dołu

Image

i wracamy ...
Tak wygląda wagon Peru Rail. W cenie pociągu jest posiłek (kanapka) oraz napój.

Image

Za oknem dżungla

Image

Image

Do Ollanta wracamy około 18-tej. Szybko kładziemy się spać.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#9 PostWysłany: 25 Mar 2015 16:24 

Rejestracja: 20 Cze 2013
Posty: 2184
złoty
Pora na ostatni pełny dzień w Peru. Po śniadaniu udajemy się pod stację w Ollantaytambo po cichu licząc na złapanie taksówki w dobrej cenie. Udaje nam się utargować 70 soli za dowiezienie do hotelu w Cusco. Kierowcy taksówek odwożą z Cusco pod stację w Ollanta wielu pasażerów jadących pociągiem do MP i chętnie obniżają cenę w drodze powrotnej byle nie jechać na pusto.
Z Ollantaytambo mam jeszcze jedno zdjęcię. Robione telefonem przez brudną szybę samochodu (z góry przepraszam za jakość). Tenże Pan siedzi sobie w budce na skrzyżowaniu w centrum miasta i pokazuje czy można jechać. Jest to miejsce jakich w naszym kraju jest całkiem sporo, gdzie montuje się lustra. W Peru aktywizują bezrobotnych.

Image

Do Cusco dojeżdżamy około 12-tej, zostawiamy rzeczy w hotelu i udajemy się taksówką pod Plaza de Armas.

Image

Image

Image

Obok placu oczywiście znajduje się katedra

Image

Po zaspokojeniu głodu rozpoczynamy zwiedzanie. Za katedrą z tyłu McDonalda znajduje się Museo Inka.

Image

W środku znaleźć można wiele eksponatów z czasów inkaskich. Najbardziej zainteresowały mnie sposoby w jaki Inkowie farbowali ubrania. Byli w stanie uzyskać niemalże wszystkie kolory za pomocą naturalnych barwników pozyskiwanych z miejscowych rośli. Na dziedzińcu można podejrzeć w jaki sposób powstawały ubrania Inków (tylko tam można robić zdjęcia).

Image

Wstęp o ile dobrze pamiętam 20 soli. Zdecydowanie warto.
Pomiędzy Plaza de Armas a Plaza San Francisco znajduje się Museo de Historia Regional. Wejście na podstawie boleto touristico. Również bardzo polecam. Sporo eksponatów pokazujących miejscową faunę (w tym skamieniałości, m.in. ogromny pancernik).
Z muzeów polecę jeszcze Museo de Citio Coricancha przy Av. el Sol. Tutaj również wejście po okazaniu boleto touristico. Między innymi można zobaczyć skąd wzięły się zniekształcone (wydłużone czaszki) niektórych Inków łączone często z ingerencją kosmitów.
W okolicach Plaza de Armas znajduje się wiele sklepów z pamiątkami, jednak odradzam zakupy w tym miejscu. Idąc około kilometr na południowy wschód dochodzi się do czegoś w rodzaju bazaru. Znajduje się on obok placu Pumaqchupan przy fontannie.

Image

Poza wspomnianymi wcześniej pamiątkami można kupić też wyroby z wełny alpaki (koce, swetry) oraz zjeść miejscowe przysmaki.
Hamburger z alpaki (8 soli)

Image

Gotowana kukurydza z olbrzymimi ziarnami (1 sola)

Image

Następnego dnia podczas śniadania (restauracja w hotelu znajdowała się na 12 piętrze) wykonuje jeszcze kilka zdjęć panoramy miasta

Image

Image

Image

Image

i udajemy się na lotnisko. Wracamy trasą Cusco-Lima-Madryt-Bruksela-Monachium-Kraków.
Peru to kraj, który podróżnikom ma wiele do zaoferowania. Zdaje sobie sprawę, że przez te 11 dni odwiedziliśmy ledwie jego małą część. Teraz wiem, że w tym czasie można było zobaczyć więcej, ale jadąc tam obawiałem się wszystkiego, od problemów komunikacyjnych po bezpieczeństwo. Obawy były całkowicie bezpodstawne. Wiadomo. Trzeba nastawić się, że nikomu się tam nie spieszy, a spóźnienie liczone w godzinach to nie spóźnienie, że w wielu miejscach można się poczuć jak w PRLu (mam na tyle lat, żeby trochę pamiętać ;) ), że w centrach miast nie zalepia się dziur (centrum Juliaca to jedna wielka dziura) oraz że wysypiska śmieci są wszędzie. Poza tym jest wiele do zobaczenia za stosunkowo niewiele a ludzie są bardzo mili.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
11 ludzi lubi ten post.
 
      
#10 PostWysłany: 21 Maj 2015 12:00 

Rejestracja: 03 Lip 2012
Posty: 1283
niebieski
Bardzo ciekawa relacja. Super zdjęcia :-)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#11 PostWysłany: 21 Maj 2015 12:41 

Rejestracja: 22 Sie 2012
Posty: 663
Loty: 78
Kilometry: 201 975
niebieski
super relacja i zdjęcia! Peru to kolejne z wielu moich marzeń :D
_________________
moje relacje:
http://www.fly4free.pl/forum/sztuka-ame ... ,212,81860
minirelacja-z-maxiwyspy-ilha-grande,212,96928&start=0
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#12 PostWysłany: 25 Cze 2015 13:47 
Moderator forum
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Kwi 2014
Posty: 4052
Rewelacja. Takie powroty do przeszłości to ja bardzo łubie. A Toro Meurto urzekło. Kocham kamienie.
Jak teraz po powrocie, z perspektywy czasu określiłbyś tę wyprawę? Starocie i nuda czy ekscytacja i historia?
A koka naprawdę pomaga.
_________________
Ιαπόνκα76
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#13 PostWysłany: 26 Cze 2015 15:16 

Rejestracja: 20 Cze 2013
Posty: 2184
złoty
@Japonka76
Mimo że nie jestem fanem biegania po muzeach czy kościołach, a historia nie była nigdy moim ulubionym przedmiotem, to zdecydowanie to drugie. Będąc w Peru, w wielu miejscach miałem gęsia skórkę. Tam nie trzeba być koneserem, żeby się fascynować tym krajem i jego zabytkami. To jedno wielkie muzeum, w którym żyją ludzie, całkiem mili i pomocni zresztą.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#14 PostWysłany: 26 Cze 2015 15:35 
Moderator forum
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Kwi 2014
Posty: 4052
Tym bardziej Ci zazdroszczę :)
_________________
Ιαπόνκα76
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#15 PostWysłany: 20 Gru 2017 10:18 

Rejestracja: 08 Cze 2011
Posty: 25
Fajna relacja, też wybieram się tam w lutym.
Nie licząc stycznia podobno najgorszy okres pod względem pogodowym. Jak to było u Was?
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 15 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 4 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group