Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



 [ 16 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 17 Mar 2025 19:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 536
Loty: 1311
Kilometry: 2 654 720
platynowy
Jak to jest usłyszeć chóry anielskie? Otóż nie uwierzycie, że to właśnie wspaniałe doznanie sprowadziła na mnie moja własna małżonka. Moje korpo wysłało mnie w podróż służbową do Azji a inny departament w podróż służbową do USA, tydzień po tygodniu. Jako że w weekend pomiędzy wypadało 8 marca to grzecznie zameldowałem małżonce, że pokornie wrócę na przedpołudnie w święto kobiet (wieczorny, piątkowy powrót z Tokio), przyniosę goździka a w poniedziałek ponownie polecę tylko w przeciwną stronę w kierunku Waszyngtonu.

Na to moja kochana połówka spojrzała na mnie i rzekła: - A po co masz wracać na dwa dni, poleć sobie przez Pacyfik dookoła świata!

Bach! Nogi się pode mną ugięły i …. no właśnie, usłyszałem owe chóry anielskie w mojej głowie – tak! Takie cuda się zdarzają żonatym podróżnikom (aczkolwiek do tej pory sądziłem, że tylko w bajkach dla ollinkluzowców 😉 )
No więc rzucam się do wyszukiwarek i składam podróż dookoła świata przez Koreę Południową, Chiny, Tajwan i Japonię, potem Pacyfik, weekend i kolejny tydzień w USA.
Co zrobić z weekendem? Otwieram moją bucket list i …. wychodzi z tego Gwatemala i Tikal National Park. No wybornie układają się loty. Z Tokio do Los Angeles dowiezie mnie United a z LAX na niepołączonej przesiadce tania Alaska do Guatemala City. Na powrocie do USA Avianca bezpośrednio do Waszyngtonu i wszystko to w dogodnych godzinach. Lecąc ze zachodu na wschód wschodu na zachód zyskam jeden dodatkowy dzień na zwiedzanie przekraczając linię zmiany daty - trzy dni weekendu zamiast dwóch :) Zacznę od LOTu a potem Shandong Airlines, EVA, Scoot, United, Alaska, TAG, Avianca, American, Delta i KLM.

Cała podróż wygląda więc tak:

Image

No dobrze – to co ciekawego udało się zobaczyć i przeżyć oprócz przelecenia 15 odcinków różnymi liniami lotniczymi?

Jak smakuje Korean Ginseng Chicken Soup w Michelinowskiej restauracji w Seulu bez kolejki i rujnowania portfela?

Image

Czy może znudzić się podziwianie Taipei 101?

Image

Co osobliwego znajdziemy w muzeum admirała Yamamoto?

Image

Czy tukany tęczodziobe naprawdę mają taki wielki dziób?

Image

Czy można wspinać się na starożytne piramidy Majów w Jaxha i Tikal?

Image

Dlaczego popularny transport publiczny w Gwatemali nazywa się „chickenbus”?

Image

Na te inne pytania dam odpowiedź w tej relacji z trochę szalonej podróży służbowej dookoła świata a nawet jeszcze dalej 😉

Stay tuned!
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"


Ostatnio edytowany przez hiszpan, 17 Mar 2025 19:56, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Relacje PM off
33 ludzi lubi ten post.
5 ludzi uważa post za pomocny.
 
 
#2 PostWysłany: 17 Mar 2025 19:48 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2015
Posty: 5056
złoty
No żeby zyskać jeden dzień to trzeba jednak polecieć ze wschodu na zachód ?, prawda ?, coś tam się przestawiło
Góra
 Relacje PM off
hiszpan lubi ten post.
sko1czek uważa post za pomocny.
 
 
#3 PostWysłany: 18 Mar 2025 19:02 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 536
Loty: 1311
Kilometry: 2 654 720
platynowy
Na pierwszy odcinek do Korei zabiera mnie LOT z Okęcia. Wybrałem LOT całkiem oportunistycznie bo mam voucher MM i wymyśliłem, że zrobię upgrade do premium z economy. Niestety już po kupnie biletu okazało się, że mam go w klasie L która nie uprawnia do upgradu za jeden voucher :( Będę się musiał pognieździć w economy.
Boarding do Dreamlinera nietypowo z odległego miejsca postojowego autobusem ale może to norma dla tego połączenia bo poprzednim razem jak sobie przypominam wyglądało tak samo – ktoś wie dlaczego nie z rękawa?

Image

Samolot pełniutki co chyba dobrze wróży dla tego połączenia. Lądujemy o 7 rano i mam prawie 8 godzin do następnego połączenia. Zostawiam bagaż w lotniskowej przechowalni – cena 5000 wonów za każde 4 godziny, niewygórowanie i biorę pociąg do Seoul Station. Na stacji lotniskowej nowość – za budżetowy All-stop-train, kosztujący tylko 5010 wonów można w końcu płacić kartą płatniczą (ale tylko plastikiem) a nie tylko gotówką lub lokalnymi kartami miejskimi jak dotychczas.
Tam metrem udaję się po pałac Gyeongbokgung.

Image

Jest ładna pogoda więc spaceruję sobie po dobrze mi znanej okolicy zaliczając po drodze kilka lokalnych zabytków.

Image

Image

Bazarek i streetfoodowe knajpki

Image

Tutaj pod ministerstwem jakaś kawalkada autobusów i wieńce?

Image

W okolice Michelinowskiej restauracji Baeknyeon Tojong Samgyetang docieram piechotką równiutko o 10.30 rano

Image

Akurat otwierają i jestem drugim gościem 😊 Serwują tu danie popisowe: Korean Gingsen Chicken Soup czyli rosół z kurczakiem i żeń-szeniem.

Jest rano ale mam za sobą tylko słabe śniadanie lotowskie parę ładnych godzin temu więc chętnie zamawiam rzeczoną zupę. Kosztuje 19000 wonów więc około 52zł. Jak na danie z rekomendacji Michelin jeszcze cena znośna.
Dostaję parujący talerz mocno pachnący przyprawami

Image

Obok na ścianie wyświetla się film instruktażowy jak zabrać się do tego kurczaka, nadziewanego aromatycznym ryżem.

Image

Przyznaję – danie jest wyśmienite, tutaj pełna rekomendacja. Ani się nie obejrzałem a restauracja zrobiła się pełniutka. Jak wychodzę, to już do wejścia spora kolejka. Warto być więc wcześnie 😊

Mam jeszcze sporo czasu więc idę na spacer do wioski Bukchon Hanok. To takie urocze miejsce na wzgórzu z lokalną zabudową

Image

Image

Image

Na końcu jeszcze odwiedzam House of Baek Inje. Miałem pecha do tego muzeum, zawsze było zamknięte przy moich poprzednich wizytach ale na szczęście dziś jest otwarte:

Image

Image

Zbudowany na początku 20 wieku a znane jako siedziba słynnego seulskiego chirurga od 1944 roku. Bardzo fajna spokojna oaza w centrum zatłoczonego miasta, polecam każdemu kto ma chwilkę aby tu zajrzeć. Wejście jest darmowe

Image

Tak oto przyjemnie zszedł mi cały dzień w Seoulu. Czas wracać na Incheon, gdzie czeka na mnie lokalny chiński przewoźnik Shandong Airlines, który zawiedzie mnie do Qingdao – stolicy prowincji Shandong w Chinach.

Image

Uwielbiam spacerować po Incheon, jest wspaniale zorganizowane, wszędzie jest blisko i na prawdę jest co na nim robić w oczekiwaniu na lot. Jest też sporo lokalnych akcentów:

Image

Lot do Chin jest krótki, od kiedy mamy ruch bezwizowy sam wjazd i imigracja jest też całkowicie bezproblemowa oprócz faktu, że cały samolot musi się ustawić w kolejce do ambulatorium i jest nam pobierany wymaz z nosa! Jak za czasów pandemii normalnie.
Cała część chińska jest niestety mocno służbowa więc kompletnie nie mam czasu na zwiedzanie czegokolwiek oprócz służbowych spotkań w fabrykach ☹
Z Qingdao mam tylko takie wspomnienia…

Image

Image

Następnym przystankiem jest prowincja Jiangsu i miasto – moloch Changzhou. Nocuję tu w lokalnym Hiltonie Garden Inn, który za pokój życzy sobie całe 150zł.
Changzhou to jedno z tych tysiąca gigantycznych miast-sypialni dla lokalnego przemysłu. Wygląda okropnie

Image

Image

Przemierzam przez dwa dni samochodami (z lokalnym kierowcą) setki kilometrów w prowincji Jiangsu i sąsiedniej Zhejiang. Nie ma na czym oka zawiesić – tak monotonny rolniczo-przemysłowy jest krajobraz.
Jedna ciekawa fotka z drogi tylko pokazująca przeładowane ciężarówki sunącej w kilometrowych konwojach po lokalnych drogach…

Image

Na koniec parodniowego pobytu w Chinach dosłownie na moment skok do Szanghaju. Idę zobaczyć Bund i Oriental Pearl Tower oraz niedaleki Yuyuan Old District. Kwartał ulic z pięknie odnowionymi budynkami zapełniony chińskimi turystami po kokardkę

Image

Image

Image

Image

W centrum tego wszystkiego pocztówkowy Jiuqu Bridge.

Image

Image

Oraz wielki bazar różnych lokalnych smakowitości

Image

Image

Na to mam dosłownie chwilkę bo już trzeba uciekać na Pudong na wieczorny przelot na Tajwan. No tak, od kilku lat przywrócono legalne połączenia lotnicze pomiędzy Chinami a Tajwanem i za normalne pieniądze można podróżować (co nie znaczy, że Chińczycy mogą ot tak sobie polecieć na Tajwan i vice versa – trzeba mieć odpowiednie pozwolenia, wizy i uzasadnić powód wizyty)

Na Pudong odwiedzam jeszcze lokalne Pudong Museum (była akurat wystawa chińskich instrumentów ludowych)

Image

Image

Image

Image

Przy bramce czeka na mnie EVA Air na A330, która zabierze mnie do zupełnie innych Chin – na Tajwan.

Image

Tak oto minęły dwa pierwsze kraje. Nie ma za bardzo czasu na odpoczynek - plan mam napięty do granic możliwości! Wcale nie lepiej będzie na Tajwanie - czy uda się wyskoczyć do Taipei?

c.d.n.
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"
Góra
 Relacje PM off
23 ludzi lubi ten post.
3 ludzi uważa post za pomocny.
 
 
#4 PostWysłany: 19 Mar 2025 15:41 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 03 Gru 2019
Posty: 99
Loty: 85
Kilometry: 195 837
hiszpan napisał(a):
(...) ktoś wie dlaczego nie z rękawa?



Może jakiś co wcześniej z charteru wrócił, a może po prostu nie było miejsca jak lądował. Czasem dobrze spojrzeć w oczy temu silniczkowi, wchodząc schodami do samolotu ;)
Góra
 Relacje PM off  
 
#5 PostWysłany: 21 Mar 2025 10:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 536
Loty: 1311
Kilometry: 2 654 720
platynowy
Ląduję na Tajwanie późno wieczorem i pozostaje mi tylko wziąć ubera do hotelu, który sobie zabukowałem w Tayouan, przemysłowych przedmieściach Taipei. Trochę dziwne, ale był dość niewielki wybór. Patrząc na recenzje wybrałem hotel o zachęcającej nazwie Six Star Motel 😊
No i mam motel, każdy pokój jest nad garażem, z którego dopiero wchodzi się do środka na pięterko. Pokój jest olbrzymi z wielkim łóżkiem ale dopiero po wejściu do łazienki zorientowałem się o co chodzi…

Image

No tak, można wynająć na noc lub, co bardziej popularne – na godziny 😉 Przynajmniej łóżko było mega wygodne a śniadanie wyśmienite, całość za 320zł.
Niestety pobyt na Tajwanie to znowu pasmo całodziennych spotkań służbowych i dinners. Jedna fotka z fantastycznej potrawy, która nie jest tym na co wygląda na pierwszy rzut oka:

Image

No to nie żeberka – to krewetka w cieście nadziana na wielki kawałek trzciny cukrowej. Smakowało wyśmienicie.

Tu muszę jeszcze opowiedzieć wam o różnicach kulturowych. Spędziłem poprzednie parę dni w Chinach sporo rozmawiając z ich pracującą młodzieżą. Niby tam było przyjemnie i otwarcie ale kontrast, który bije jak rozmawiam teraz z tajwańską pracującą młodzieżą jest gigantyczny. To znaczy ludzie na Tajwanie są mentalnie na naszym poziomie, oczytani, orientujący się znakomicie w świecie i spokojnie można z nimi poruszać dowolne tematy. Zaryzykuje twierdzenie, że mają światopogląd i zachowują się jak Europejczycy lub Amerykanie. Teraz dopiero widać jak bardzo ograniczeni są ich rówieśnicy w Chinach, gdzie panuje pełna indoktrynacja, cenzura i ogólny nakaz myślenia i działania jak chce partia. Tam panuje to sformatowanie i ograniczenie swobód, których może nie widać na pierwszy rzut oka ale w takim zestawieniu jakie mam – z dnia na dzień rozmowy przy stole z obydwoma stronami to dopiero to daje się zauważyć. Cieszmy się, że nie mamy już takiego systemu nad nami i naprawdę obawiajmy się, aby nikomu nie przyszło do głowy kopiować obecny model chiński…

No ale wieczorem mam w końcu trochę wolnego, przenoszę się do centrum Taipei i udaję się na spacer na jeden z kilku funkcjonujących w mieście Night Markets:

Image

Image

Image

Image

Image

Można coś zjeść na street foodzie np. ostrygi, inne owoce morza lub po prostu uwielbiane tu mochi

Image

Image

Image

Dla chętnych gry i zabawy (można wygrać browar)

Image

A lokalna młodzież gra w mahjonga

Image

Biorę metro i udaję się jeszcze pod Taipei 101. Jest trochę mglisto ale ten przepiękny drapacz chmur pokazuje się od czasu do czasu pośród chmurek

Image

Image

Obok jest miejsce z knajpkami na świeżym powietrzu. Nabieram ochotę na Taiwan beer 😊

Image

Ale ale – co oni tu jeszcze serwują ????? 😊

Image

Koniec Tajwanu – czas na przelot do Japonii. Wybrałem Scoota bo ma poranne połączenie na Dreamlinerze.

Image

Scoot to low-cost z Singapuru więc wszystko jest w nim płatne. Sam bilet był dość tani ale mam duży bagaż. Ponieważ nie zdążę zjeść śniadania w hotelu wybrałem pakiet combo bagaż+posiłek+boardmefirst w cenie samego bagażu. No przy checkin orientuję się, ze dostałem ichnią klasę premium 😊. Kto latał Scootem ten pamięta wąskie i niewygodne fotele a ja siedzę w drugim rzędzie z przodu w wygodnym biznesowym fotelu. Lot do Japonii to raptem 3 godziny ale mam i tak radochę.
Formalności na Naricie schodzą szybko i przemieszczam się już na pierwsze spotkanie w Kawasaki. Po południu czeka na mnie shinkansen do Nagaoki – północnej części wyspy Kiusiu Honsiu w Prefekturze Niigata Ale zanim tam dotrę okazuje się, ze na Tokyo Station panuje niesamowity bałagan! Są dzikie tłumy, które biegają we wszystkich kierunkach z dzikim obłędem w oczach! Co się dzieje?

Image

Otóż wyobraźcie sobie że …. shinkanseny mają opóźnienie paronastominutowe!!! To koszmar dla Japonii, już wyobrażam sobie tych kolejarzy popełniających seppuku na samą myśl, że jakiś pociąg a co dopiero shinkansen nie odjedzie na czas 😉
Ja, przyzwyczajony do punktualności PKP uśmiecham się tylko z pobłażaniem ale dookoła panuje dramat! W końcu wsiadam gdzie chcę – zbiera mnie shinkansen Toki.

Image

Podróż trwa około 2 godzin, po drodze przebijamy się długimi tunelami przez góry. Shinkansen zatrzymuje się między innymi w Gala Yuzawa Snow Resort. No jest pełnia sezonu narciarskiego. Za oknem na stacji są gigantyczne zaspy i panuje wielka śnieżyca. Zima w pełni w północnej Japonii – taka śnieżna zima. W samej Nagaoce też mnóstwo śniegu ale dziś nie pada i trochę go uprzątnięto.

Image

Image

Koniecznie wieczorem dobra japońska restauracja z owocami morza w postaci sashimi (ryby są lokalne) oraz sake 😊

Image

Image

Image

Image

W hotelu wystawa lalek, miejscowi mi tłumaczą, że taką lalkę dostaje każda nowonarodzona córka w rodzinie. Potem przy zlotach rodzinnych i z okazji świąt ustawia się wszystkie rodzinne lalki w taki ołtarzyk

Image

Po południu kolejnego dnia mam jeszcze czas aby wpaść do zaplanowanego przeze mnie muzeum admirała Yamamoto. To słynna postać z czasów drugiej wojny światowej. Architekt japońskiego uderzenia na Pearl Harbour i wybitny dowódca. Yamamoto pochodził właśnie z Nagaoki i tutaj utworzono muzeum w jego domu rodzinnym:

Image

Wstęp – 400 yenów, tylko gotówką

Image

Na planszach przedstawiono całe jego życie zawodowe

Image

Image

Image

Globus z perspektywy Japończyków 😊

Image

Ale głównym eksponatem muzeum są szczątki wraku Mitsubishi G4M1 Betty, którym Yamamoto leciał na inspekcję w pobliżu Wysp Salomona w 1943 roku. Amerykanie rozszyfrowali depesze wojskowe i zastawili na Yamamoto pułapkę. Samolot admirała został zestrzelony i Yamamoto zginął. Kto wie jak potoczyła by się dalej wojna na Pacyfiku, gdyby Japonia dalej miała na usługach tego błyskotliwego dowódcę.
Wrak samolotu spadł do dżungli, gdzie pewnie dalej go można znaleźć ale duże fragmenty pozyskano właśnie do tego muzeum:

Image

Image

Image

Tu ponoć siedział admirał w momencie ataku

Image

No niesamowity kawałek historii.
Wracam kolejnym shinkansenem do Tokio

Image

Image

Image

W pociągu jem pudełkowy lunch z bento box, które kupiłem na peronie. To jest w Japonii całkiem normalne i powszechne, że je się posiłki w pociągach w ten sposób:

Image

Mam jeszcze całe popołudnie na przejście się po mieście. Jest ładna pogoda ale zimno. Dworzec Tokyo Station ma bardzo klasyczną budowę, niesamowicie to wygląda na tle wieżowców Tokio:

Image

Image

Całkiem niedaleko jest Pałac Cesarski. To taka enklawa w centrum miasta, otoczona wysokimi wieżowcami.

Image

Image

A tu park i sam zespół pałacowy, do którego oczywiście nikt postronny nie ma dostępu

Image

Image

No to koniec Japonii, robię tylko ostatni ważny zakup 😉

Image

Nie uwierzycie ale ta butelka kosztuje w markecie w Tokio … 45zł!!!
Odlot do Los Angeles mam z Hanedy. Tam można się prosto dostać monorailem ze stacji Hamamatsuchō. Do niej to kilka przystanków metrem z Tokyo Station. Całość zajmuje mi około 35 minut.
Monorail jedzie przez centrum miasta na specjalnym torze nad ulicami:

Image

Image

Odlot z Hanedy do LAX jest o 19.45. Udaję się jeszcze do saloniku Sky Longue South, gdzie oprócz japońskich przekąsek można napić się ostatni raz dobre sake:

Image

To będzie baaardzo długi dzień 😉

Stay tuned…
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"


Ostatnio edytowany przez hiszpan, 23 Mar 2025 12:30, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Relacje PM off
26 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
 
#6 PostWysłany: 21 Mar 2025 12:49 

Rejestracja: 02 Paź 2011
Posty: 853
niebieski
hiszpan napisał(a):
Moje korpo wysłało mnie w podróż służbową do Azji a inny departament w podróż służbową do USA, tydzień po tygodniu.


Kol. @hiszpan
A ja glupi zawsze myslalem, ze prezesi to sami sobie organizuja podroze sluzbowe (ew. organizuja im asystentki), a nie, ze jakies departamenty im kaza gdzies jechac/leciec....
Góra
 Relacje PM off  
 
#7 PostWysłany: 21 Mar 2025 15:06 

Rejestracja: 20 Paź 2019
Posty: 3805
platynowy
Jestem z narzeczoną od ponad tygodnia na Tajwanie. Za nami kilka dni w Tajpej, Chiayi, Kaohsiung. Dzisiaj nocujemy nad jaziorem Sun Moon Lake. Potwierdzam, Tajwan to brzydkie kamienice, ale piękne umysły i otwarte głowy. Życzliwi, ciekawi świata ludzie. Może też zbiorę siły na napisanie relacji - słodko kwaśnej, nadmienię. Na tym etepie nie zabieram uwagi, @hiszpan zdrowie Twoje i każdego czytającego relację Image
Góra
 Relacje PM off
8 ludzi lubi ten post.
Gadekk uważa post za pomocny.
 
 
#8 PostWysłany: 21 Mar 2025 15:13 
Moderator forum
Awatar użytkownika

Rejestracja: 16 Wrz 2011
Posty: 2679
Loty: 247
Kilometry: 302 027
Na globusie wyraźnie zaznaczone jako japońskie wyspy Iturup i Kunaszyr obecnie pod okupacją rosyjską
Góra
 Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
 
#9 PostWysłany: 22 Mar 2025 09:54 

Rejestracja: 28 Lis 2017
Posty: 284
Loty: 87
Kilometry: 165 211
niebieski
[quote] A lokalna młodzież gra w mahjonga/quote]
Czy to aby nie jakiś rozbierany mahjong?? Wszyscy kolesie w puchówkach jedna łaska ubrana jak w lecie ?? ;)
Bdw. Fajna relacją i pomysł na 2 podróże w jednej .
Góra
 Relacje PM off
hiszpan lubi ten post.
 
 
#10 PostWysłany: 22 Mar 2025 13:14 

Rejestracja: 21 Wrz 2012
Posty: 2060
złoty
"Po południu czeka na mnie shinkansen do Nagaoki – północnej części wyspy Kiusiu w Prefekturze Niigata"

Myślę, że miałeś na myśli Honsiu. Ciekawa relacja
Góra
 Relacje PM off
hiszpan lubi ten post.
 
 
#11 PostWysłany: 23 Mar 2025 19:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 536
Loty: 1311
Kilometry: 2 654 720
platynowy
7 marca to zdecydowanie najdłuższy dzień mojego życia. Dokonuję w nim teleportacji z północnej Japonii do centrum Gwatemali.
Budzę się rano wśród zamieci śnieżnej przy -5C w Nagaoce, załatwiam sprawy i podróżuję po Japonii, wieczorem o 20.00 wsiadam w Dreamlinera United i ląduję w Los Angeles po 10 godzinach lotu o 12.20 tego samego 7 marca. To właśnie efekt przekroczenia linii daty podczas lotu z półkuli wschodniej na zachodnią.

Image

Mam trzy godziny na niepołączoną przesiadkę na Alaska Airlines do Guatemala City. Na szczęście na pokładzie z Tokio prawie sami Amerykanie więc praktycznie nie czekam do emigracji w USA. Wychodzę tylko na zewnątrz nacieszyć się chwilkę słońcem Kalifornii

Image

Tych tu pełno...

Image

Bezstresowo z zapasem czasowym ładuję się na pokład B737 Alaska na 4,5 godzinny, kolejny lot do GUA. Tam ląduję przed północą i tego samego 7 marca trafiam do tropików Gwatemali na drugiej półkuli 😊 Będzie 36C jutro!
W Gwatemala City lub raczej Guate jak skracają powszechnie miejscowi nocuję w Hilton Garden Inn niedaleko lotniska. Wziąłem go za punkty (20k), mają tam świetne śniadania z lokalnymi quesadillami i fajitas plus super salsy. Uber kosztuje tyko 10zł (Hilton mi pisał, że mogą mnie przywieźć za 15usd hehe).

Postanowiłem się porządnie wyspać więc na drugi dzień biorę przelot do Flores na godzinę 9.40 lokalną linią TAG Airlines (350zł). Wymyśliłem, że po powrocie kolejnego dnia znowu zanocuję w tym samym Hiltonie więc zostawiam duży bagaż na recepcji i tylko z lekkim plecakiem udaję się rano uberem na lotnisko.

Image

Już na terminalu dostaję wiadomość od TAG, że lot jest przesunięty na 10.30. No trudno, zamierzam dziś odwiedzić ruiny miasta Yaxha. Collectivo z Flores rusza o 12.00 więc powinienem spoko zdążyć. Całą wiedzę jak ogarnąć Yaxha i Tikal pozyskałem od hosta z mojego hotelu na Isla de Flores – Casa Turquesa.

Image

Niestety o 10.30 dalej nawet nie widać samolotu więc zaczynam się niecierpliwić. No i stało się, pakujemy się do ATR-ka 72 około 11.15 a startujemy jeszcze później

Image

Po drodze widoczki Guatemala City – nie ma na czym zawiesić oka.

Image

Przy lądowaniu za to piękny widok na Isla de Flores

Image

Image

Nasz ATRek i malutki terminal.

Image

Image

Wylądowaliśmy 15 minut po dwunastej i host pisze mi, że niestety Collectivo odjechało beze mnie. A to był ostatni termin na dzisiaj do Yaxha ☹ A to pech!
Z lotniska jeździ darmowy busik na Isla de Flores

Image

W recepcji rozpatrujemy opcje. Może wezmę taksówkę i dogonimy collectivo? No nie da się, drogi są kiepskie, wszyscy jeżdżą wolno i ostrożnie. Okazuje się, że moją jedyną opcją aby coś dziś zobaczyć to wynająć samochód z kierowcą. Biję się z myślami bo collectivo w dwie strony razem z przewodnikiem kosztowałoby ca 150zł a za własnego kierowcę muszę wybulić … 150usd ☹. Jutro mam zaplanowany cały dzień w Tikal więc nie mam wyjścia jeżeli chcę zobaczyć Yaxhę. To jedna z tych decyzji, która boli chwilkę ale potem nie żałuje się jej do końca życia 😊. Jedziemy! Kierowca zjawia się dosłownie po 5 minutach i ruszam samotnie w kierunku Yaxha. To dobre półtorej godziny jazdy. Droga miejscami bardzo dziurawa i jest spory ruch ciężarówek.

Image

Ostatnie kilkanaście kilometrów to już mocno zniszczona droga gruntowa więc się w sumie cieszę, że jadę wygodnym jeepem.
Niestety, jak się dowiaduję od kierowcy, całkiem niedawno po dużych deszczach mają powódź i grobla do miejsca gdziej leży Yaxha jest cała zalana. Pozostaje mi dołączenie do jakiejś grupy coby nie zabulić za dużo za łódź. Miejscowi oczywiście odpalili łódki i koszą kasę od turystów za transport. Kierowca poinstruował mnie dokładnie do jakiej wysokości jeszcze sensownie mogę zapłacić i idę po bilet do Yaxha (Q80, tylko gotówka)

Image

Nie daję się naciągnąć na Q250, które chcą ode mnie przewoźnicy i długą chwilę wykłócam się nimi. Dają za wygraną i płynę za Q40 😊 z francuską ekipą. Moje niedoszłe collectivo też dojechało prawie w tym samym czasie więc szansa na dogonienie go była żadna.
Na przystani takie ładne widoczki

Image

Image

Łódka płynie 20 minut i mam całą Yaxhę dla siebie. Dostałem folder z dokładnym opisem wszystkiego więc będę zwiedzał sobie samotnie.

Image

Yaxha to jedno z największych stanowisk archeologicznych w Gwatemali. Obejmuje prawie 1700 obiektów pochodzących z epoki Majów zarówno tak zwanej preklasycznej jak i klasycznej. Sama nazwa oznacza zielono-niebieską wodę i pasuje jak ulał do tego miejsca.

Image

Całe stanowisko jest dość rozległe ale wszędzie można dotrzeć na piechotę fajnie ocienionymi ścieżkami

Image

Image

Zaraz na początku witają mnie wyjce (Howler monkey). Ich wycie jest trudne do zniesienia, taki ryk stada krów pomieszany z syreną strażacką – wyguglajcie sobie.

Image

Image

Spaceruję sobie nieśpiesznie pośród świątyń w postaci piramid, stelli z majańskim graffiti oraz nekropolii.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Na Templo de Las Manos Rojas czyli świątyni czerwonych rąk, jest taras widokowy z którego ponoć wspaniale obserwuje się zachód słońca w Yaxha. Niestety ten akurat fragment jest dziś w remoncie i platforma widokowa nie jest dostępna ☹ No cóż, naczytałem się o przeżywaniu na niej zachodów słońca, trzeba będzie zaznać go gdzie indziej.

Image

Image

Image

Ale znajduje się tu słynna stella z podobizną wojownika

Image

Boisko do gry w pelota, podobne do tych oglądanych w Meksyku

Image

Miejsce oznaczone jako „Twin Pyramids”. No właśnie, nie wszystkie budowle są odkopane, tak wygląda sporo obiektów. Czekają na kolejne pokolenia archeologów:

Image

Image

Image

Image

Podziwiam również roślinność

Image

Image

Image

Image

W pewnym momencie coś mi bzyczy nad głową, odkrywam gniazdo miejscowych os:

Image

Tu kolejna piramida nieodkopana ale można na nią wejść. Jest częścią większego kompleksu do obserwacji astronomicznych

Image

Z platformy jest widok na nekropolię oraz na Lagunę Yaxha

Image

Image

Kompleks „Północny Akropol” jest zachowany w najlepszym stanie i tu można wchodzić na każdą z piramid

Image

Image

Image

Image

Image

Oczywiście trzeba uważać, stopnie są mocno poerodowane i jest mega stromo.

Image

Image

Image

Z góry widok na wspaniały rainforest

Image

Kończę obejście całego Yaxha po około 3 godzinach na Placu Cieni do którego biegnie droga na podwyższonej platformie

Image

Image

Image

Image

Image

Tu dla odmiany spotykam stado czepiaków

Image

Niesamowite miejsce. Jak widzicie z moich zdjęć jest tu raczej pusto dzisiaj, może większe tłumy są rano. Miałem dużą swobodę w spacerowaniu ale upał się dawał we znaki, poszły 2 butle z wodą.
Kończę zwiedzanie na przystani. Akurat zagaduję dwóch Meksykanów z dziećmi i chętnie zgadzają się zabrać mnie na łódkę powrotną

Image

Image

Image

Słońce zachodzi nad Laguna Yaxha naprawdę w przepiękny sposób

Image

Image

Image

Na przystani wita mnie popularny tutaj wilgowron

Image

Mój kierowca czeka na mnie i już po zmroku zabiera mnie z powrotem pod mój hotel do Flores. Jazda w ciemnościach w Gwatemali to nie jest najlepszy pomysł, nie widać dziur a kierowcy używają tylko długich świateł.

Image

W moim hotelu z tarasu widać, że powódź dotknęła też Isla de Flores

Image

Image

Image

Idę na spacer po niesamowicie uroczym miasteczku. Wszędzie fajne knajpki i toczy się życie nocne.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jako, że nic nie jadłem cały dzień wbijam do polecanej przez @AndyPekaes La Casa de Enrico na super pyszną pieczoną rybkę

Image

Image

Za oknem "pływa melina" ;)

Image

W wielu miejscach obserwuję wielkie lalki. Są zapewne pozostałością z Festiwalu Lalek, który odbywa się na Flores w styczniu. A może jest jakieś inne ich pochodzenie?

Image

Image

W centrum półwyspu Katedra

Image

Image

Podziwiam kolory domów i drzwi

Image

Image

Image

Image

Image

Tak minął mi pierwszy pełny dzień w Gwatemali – jutro cały dzień w Tikal 😊

c.d.n.
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"
Góra
 Relacje PM off
18 ludzi lubi ten post.
marcino123 uważa post za pomocny.
 
 
#12 PostWysłany: 25 Mar 2025 12:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 536
Loty: 1311
Kilometry: 2 654 720
platynowy
Ten dzień w końcu udało mi się zaplanować jak należy. Tours Colectivos do Tikal odjeżdżają o 4.30, 6.00, 8.00 i 10.00. Można brać sam busik, dodać przewodnika (wspólnego, który opowiada po hiszpańsku i angielsku) a nawet dokupić lunch. Zapewne ilość możliwości dotarcia do Tikal z Flores jest sporo większa ale ja zadowalam się tourem o godzinie 8-mej rano. Powrót do Flores – około 17. Wieczorem o 20 zaplanowałem powrót do Guatemala City więc timing jest idealny. Busik kosztuje Q180 w obie strony plus dopłata za przewodnika Q50.

Ponieważ mam rano czas to udaję się na śniadanko na taras i cieszę się takim widoczkiem:

Image

Na dodatek przylatuje jeszcze fajna czapla i paraduje zgrabnie przede mną

Image

Czas się zbierać, pomny poprzedniego dnia zabieram dwie duże butle z wodą i pakuję się równo o 8.00 do takiego busika

Image

Jedziemy znowu około półtorej godziny, po drodze podziwiam lokalny transport miejscowych

Image

Kilka kilometrów przed Tikal jest brama, gdzie trzeba kupić bilety do parku. Cały nasz busik ustawia się w kolejce aby wydać Q150 na bilet (tylko gotówka)

Image

Jest 10.00 jak jesteśmy na miejscu. Nasz przewodnik ogłasza, że busik ruszy około 15 więc ci co kupili sam przejazd mają około 5 godzin na zwiedzanie. Ja idę z grupą około 12 osób, które zdecydowały się posłuchać historii Majów i miasta Tikal na żywo. Poczytałem trochę w rekomendacjach, że warto zrobić Tikal z przewodnikiem i potwierdzam na 100%, że to była dobra decyzja. Nasz przewodnik zna bardzo dobrze historię Majów i ich cywilizacji i przez prawie 4 godziny zwiedzania cały czas opowiadał nam o wszystkim co widzimy plus cały kontekst historyczny.
Zaraz przy wejściu oglądamy wielkie drzewo kapokowe, które jest symbolem Gwatemali

Image

A to plan Tikal, przez najbliższe godziny przejdziemy go prawie w całości

Image

Zaczynamy od skrótu przez las i kolejnego drzewa kapokowego

Image

Image

W Tikal obiekty oznaczone są albo cyfrą rzymską np. Świątynia IV lub literą np. Kompleks N. Zaczynamy więc od jednego z literkowych kompleksów – Kompleksu Bliźniaczych Piramid.

Image

Oczywiście na tą piramidę można, jak i na wszystkie inne bez problemu wchodzić

Image

Druga, ta bliźniacza to tylko wielka góra zarośnięta dżunglą, czekająca na archeologów w przyszłości do odkrycia.
Kolejny punkt to najwyższa piramida w Tikal a także w całej Mezoameryce – Temple IV zwana również Świątynią Dwugłowego Węża. Jej schody są w remoncie więc na platformę widokową na szczycie wchodzimy drewnianymi schodami.

Image

Widok jest przepiękny, ponad drzewami wystają czubki kolejnych piramid i kompleksów, które będę dalej zwiedzał.

Image

Przewodnik opowiada, że w czasach Majów nie było tu żadnych drzew tylko puste place. W Tikal mieszkało prawie 60 tyś. mieszkańców. Było to miasto dla kasty panującej. Majowe dzielili się na trzy kasty – tak zwaną arystokrację, urzędników i namiestników oraz najliczniejszych chłopów. Do samego Tikal wstęp mieli tylko ci pierwszy. Archeologowie odkryli ślady wielu osad dookoła Tikal na obszarze prawie 60km2. Co ciekawe cywilizacja Majów upadła jeszcze przed podbojami hiszpańskimi i tak naprawdę nie wiemy dziś do końca dlaczego takie miasta-państwa jak Tikal po prostu się wyludniły i zarosły dżunglą.
Idziemy dalej, bardzo obiecująca tabliczka ukazuje się nam po drodze:

Image

Zaginiony Świat, ale to brzmi – jak jakaś przygoda. Tak po prostu został nazwany kolejny kompleks. Z większych obiektów znajdują się tu dwie piramidy. Na pierwszą oczywiście wchodzę, co nie jest takie łatwe bo jest stromo a stopie są duże

Image

Widoczki ładne, gdzieś w oddali słychać wyjce

Image

Druga piramida „Zaginionego Świata” również z platformą widokową jest przykładem jak dżungla szybko radzi sobie z działalnością człowieka. Znajdziecie w sieci jej zdjęcia i porównajcie jak dużo roślinności ją z powrotem opanowało. Tutaj prace archeologiczne i odnawianie musi być prowadzone na bieżąco:

Image

Z jej platformy, do której znowu wchodzę po drewnianych schodach rozciąga się kolejny piękny widok na dżunglę. Na wprost największa Świątynia Dwugłowego Węża

Image

Image

Przepiękna i kolorowa dżungla

Image

Image

Wbrew pozorom odległości pomiędzy kompleksami są dość spore, czasami schodzi nam 20 minut i więcej. Kolejny kompleks to tak zwany Plac Siedmiu Świątyń

Image

Tutaj widać dobrze prace archeologiczne, są plansze pokazujące ile lat trwało oczyszczenie tego miejsca z roślin i jako-tako odbudowanie konstrukcji. Niestety użyto również nowoczesnych materiałów takich jak cement co widać w kilku miejscach

Image

Image

Plac Siedmiu Świątyń robi generalnie wielkie wrażenie. Byłby niezłą dekoracją do jakiegoś filmu przygodowego w stylu Indiany Jonesa

Image

Image

A nad nami wisi niebezpieczeństwo 😉 To tak zwane „horse balls tree” – drzewo z owocami wielkości dużych cytryn rosnącymi parami. Walają się na ziemi więc można oberwać „jajami końskimi”

Image

Oczywiście dookoła lata mnóstwo ptaków i owadów. To dość znany gatunek w Amerykach zwany brown jay

Image

A tu stado pazi

Image

Kolejna znana budowla to Świątynia V. Jest uwieczniona na wielu zdjęciach w przewodnikach. Niestety jest w częściowej renowacji i nie można na nią wchodzić

Image

Warto wspomnieć kiedy większość tych budowli została zbudowana. Otóż osadnictwo w Tikal zaczęło się około 600 roku przed Chrystusem ale z tego okresu zachowało się niewiele budowli. Rozkwit tych piramid to 7 i 8 wiek naszej ery a więc czasy po upadku Imperium Rzymskiego i podczas rozkwitu Imperium Bizantyjskiego. U nas wtedy prymitywne plemiona ganiały tura po lasach….

Ostatni punkt zwiedzania Tikal to centralne miejsce miasta – Gran Plaza.

Image

Tu znajduje się też najsłynniejsza piramida Tikal – Temple I zwana Świątynią Wielkiego Jaguara:

Image

Naprzeciwko na placu stoi chyba najlepiej odrestaurowana świątynia nr II:

Image

Na jej schody nie wolno wchodzić od czasów niechlubnego „końca świata wg cywilizacji Majów” W tym roku 2012 przybyło do Tikal tysiące wyznawców tego wydarzenia i okupowało Temple II skutecznie niszcząc jej schody ☹. To co widzimy do już jest rekonstrukcja

Image

Z jej platformy widokowej jest za to najlepsze view na Świątynię Jaguara

Image

Obok znajduje się kompleks Akropol Centralny a na przeciwko Północny z wieloma stellami i płaskorzeźbami

Image

Image

Image

Image

Na szczycie jednej z mniejszych piramid tych kompleksów odnajduję piękny stół do rytualnego składania ofiar z ludzi

Image

Oczywiście jak się domyślacie nie składano ofiar z arystokratów. Najczęściej byli to właśnie chłopi a rzadziej urzędnicy.
Obejście wszystkich budowli wokół Gran Plaza zajmuje dobrą godzinę

Image

Image

Image

Image

Na końcu szukam wytchnienia w cieniu. Upał jest nie do zniesienia plus daje mocne słońce na platformach piramid. Zapas własnej wody jest absolutnie niezbędny.
Wśród liści drzewa na placu zauważam piękne tukany tęczodziobe. Są wysoko więc zdjęcia tylko z daleka

Image

Image

A tu jeden w locie:

Image

Tutaj też bawi się stado małp – czepiaków, dość popularnego gatunku w Gwatemali.

Image

Image

Image

W innym miejsku stadko ptaków przypominających zachowaniem dzięcioły ale z nimi nie spokrewnionych – northern barred woodcreepers

Image

Od czasu do czasu można spotkać też wszędobylskie coati, dość znany gatunek całej Ameryce Południowej i Łacińskiej

Image

Mam nadzieję, że Was za bardzo nie zanudziłem szczegółami Tikal ale dla mnie to niesamowite miejsce związane z bardzo ciekawą historią mało znanej u nas cywilizacji Majów. Dość brutalne obyczaje Majów pokazał dobitnie Mel Gibson w filmie „Apocalypto” – polecam dla uzupełnienia wiedzy historycznej.

Tikak jest zupełnie inny niż Yaxha i w sumie bardzo się cieszę, że zacząłem od Yaxhy, to było tak jakby wprowadzenie do klimatów majańskich. Yaxha nie jest jeszcze tak odkryta i oczyszczona jak Tikal i oczywiście sporo mniejsza. Zachęcam jednak jak możecie na odwiedzenie obydwu tych miejsc aby mieć całościowy pogląd jak cywilizacja Majów mogła wyglądać
Kończę zwiedzać Tikal i po 4 i pół godziny chodzenia po dżungli i wspinania się na piramidy w wielkim upale wszyscy są wykończeni. Mam wielką ochotę na zimne piwko, które o dziwo kosztuje tylko Q15 w Tikalowej restauracji przy bramie.

Busik zabiera nas o 15.30 i wracamy do Flores. Po drodze mijamy bazę wojskową gdzie oprócz wystawionego pojazdu wojskowego mijamy zachowany egzemplarz Lockheed T-33 Shooting Star

Image

Image

Przy lotnisku stoi pomalowany fikuśnie North American Sabreliner

Image

W mieście wysiadam przed groblą aby wpaść do polecanej na forum (dzięki @marcino123) knajpki Licos Tacos. Ceny są miodzio 😊 a świeże tacos przepyszne

Image

Image

Image

Wracam przez groblę na Isla de Flores

Image

Do wylotu pozostały mi dwie godziny więc robię ostatni spacer po miasteczku

Image

Image

Zaglądam do Katedry (polski akcent w sztuce sakralnej)

Image

I w knajpce z widokiem wypijam ostatnie piwko – tutaj widać jak powódź odcięła kilka lokali

Image

Image

Na lotnisko znowu darmowy busik

Image

W locie powrotnym do Guatemala City czeka na mnie Airbus 320 Avianca. Bilet wziąłem za mile MM (15k) plus dopłata …. 2,49 euro! 😉.

Image

Wbijam się wieczorem z powrotem do Hiltona Garden Inn w Guate. Nazajutrz czeka mnie wyprawa do Antigua Guatemala a w nocy już powrót do obowiązków – bezpośredni przelot Avianką do Waszyngtonu.
Stay tuned…
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"
Góra
 Relacje PM off
16 ludzi lubi ten post.
 
 
#13 PostWysłany: 26 Mar 2025 15:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 536
Loty: 1311
Kilometry: 2 654 720
platynowy
Kolejne świetne śniadanie w Hiltonie Garden Inn pozwala mi miło zacząć dzień. Zaplanowałem dziś wycieczkę do pierwszej stolicy Gwatemali – miasta Antigua Guatemala. W planach pomaga mi niezawodny wpis @Zeus -a który pięknie opisał na stronce co i jak w Antigua, daję tu linka bo mi się mega przydało: https://lata.my/zwiedzamy-gwatemale-kolonialne-miasta-jezioro-atitlan-kawa-i-wulkany/

Oczywiście moim priorytetem jest przejechanie się chickenbusem. To dawne amerykańskie żółte autobusy szkolne, które dokonały żywota w USA i zostały sprzedane jako złom do krajów Ameryki Łacińskiej gdzie po prostu dostały nowe życie (hehe – historia, która brzmi znajomo z naszego podwórka z golfami i paskami 😉 )
Nickname pochodzi zapewne od faktu, że chickenbus nie ma określonej pojemności pasażerów, zabierze tyle ile wlezie czyli wszystkich po drodze. No i oczywiście jak ktoś jedzie z dobytkiem np. z kurami na targ to też zabierze 😊.
Większy przystanek chickenbusów w Guate jest przy skrzyżowaniu ulic zwanych El Trebol. Od mojego hotelu to 10 minut jazdy uberem za 11zł. Pani kierowca dopytuje mnie gdzie chcę jechać i podwozi mnie prosto pod odpowiedniego chickenbusa do Antigui. Gdybym miał jakieś wątpliwości to ten przemiły Pan krzyczy w moim kierunku: „AntiguaAntiguaAntigua!!” 😊

Image

Wsiadam, spodziewałem się, że ruszymy jak się zapełni ale nie, ruszamy z 4 osobami po dosłownie 5 minutach

Image

Ten pan w koszuli za kierowcą zaraz po ruszeniu wstaje, demonstracyjnie wyjmuje pistolet z kabury, ogląda go sobie aby wszyscy widzieli i siada dalej niewzruszony. To ochroniarz, hmmm czuję się tak jakby bardziej bezpiecznie…

Oczywiście chickenbus przystaje co parę minut jak tylko naganiacz i bileter w jednym zobaczy kogoś na chodniku i woła co chwila przez otwarte drzwi tak jak do mnie - "Antigua x 3". Czemu trzy razy – nie wiem. (na powrocie wołał „GuateGuateGuate!!!”) Co chwila wchodzi też do busa jakiś lokalny sprzedawca głośno reklamując swoje produkty, przechodząc się po busie i wysiadając na następnym stopie – taki folkor:

Image

Oglądam ulice Gwatemala City, typowe obrazki z miast Ameryki Łacińskiej

Image

Image

Image

Image

Za miastem rozpędzamy się już po dwupasmowej drodze i całkiem zgrabnie pokonujemy dystans do Antigui w około 1.10h. Gościu zbiera kasę od podróżnych. Z Guate do Antigui należy się Q20 (czyli taniej niż Uber z hotelu do przystanku).

W Antigua wysiadam wcześniej gdyż chcę zacząć od Iglesia de la Merced, jeden z kościołów barokowych, który przetrwał trzęsienie ziemi, które nawiedziło Antiguę w 1773 roku i porządnie zdewastowało to założone przez konkwistadorów w 1543 roku miasto. Generalnie prawie 30 kościołów i większość barokowych domów została zburzona podczas tego trzęsienia ziemi i Hiszpanie postanowili przenieść stolicę dalej do obecnej lokalizacji Guatemala City. Miasto się jednak podniosło i częściowo odbudowało i stanowi dzisiaj perełkę architektury baroku kolonialnego. Iglesia de la Merced jest jego wspaniałym przykładem.
Do kościoła prowadzi urocza uliczka

Image

A oto i sama fasada

Image

W środku wystrój odświętny

Image

Image

A to dla mnie niespodzianka, pod bocznym ołtarzem kolorowy dywan z …. warzyw

Image

Przed kościołem typowy odpust:

Image

Całą Antiguę da się przejść spokojnie na piechotkę, wszystkie ciekawe rzeczy są blisko siebie. Z pod kościoła kieruję się na Avenida Norte, gdzie znajduje się najważniejszy zabytek Antigui czyli Arco de Santa Catalina:

Image

Łączył kiedyś klasztor Santa Catalina ze szkołą umożliwiając bezpieczne przejście nad ulicą. A z drugiej strony wygląda tak:

Image

Na ulicy spotkam grupę młodzieży z wielkimi maskami szykującą się do jakiegoś eventu

Image

Znajduje się tu też wspaniały sklep z pamiątkami:

Image

Image

No przepiękna kolekcja masek:

Image

Image

Idę dalej w kierunku Plaza Mayor czyli Parque Central. Ależ kolorowe miejsce z dominacją fioletów:

Image

Image

Image

Image

Tu znajduję się też główne budynki w mieście. Po kolei: Palacio del Ayuntamiento czyli budynek władz miasta:

Image

Catedral San Jose (ale w środku nieciekawa)

Image

Image

Oraz zniszczony przez trzęsienie ziemi ale odbudowany Palacio de los Capitanes Generales czyli Pałac Kapitana Generalnego Gwatemali. Tu widać gdzie stare a gdzie nowe:

Image

Spaceruję sobie pięknymi uliczkami Antigui podziwiając kolory oraz widoczek na wulkan Aqua (niestety czubek w chmurach dzisiaj)

Image

Image

Image

Image

Po drodze zniszczona i nie odbudowana Capilla del Colegio Santa Familia:

Image

Image

Trafiam na Mercado Central:

Image

Image

Image

A za nim jest dworzec Chickenbusów. Ależ tu kolorowo!

Image

Image

Image

Image

Realizuję plan zwiedzania nakreślony przez @Zeusa więc kolejny punkt to Iglesia Santo Hermano Pedro de San José Betancur z chyba najpiękniejszą fasadą w mieście:

Image

Obok na Parque Union kolorowo:

Image

Nieopodal ruiny klasztoru Santa Clara. Wejście jest płatnie ale to tylko Q40. Klasztor nie został odbudowany i dziś wygląda tak:

Image

Image

Image

Image

Przepiękny teren z ogrodami, warto tu zajrzeć chociażby dla atmosfery tego miejsca

Image

A tu piękny wilgowron

Image

Zaglądam też do Iglesia de San Francisco el Grande

Image

Dookoła tego kościoła stacje drogi krzyżowej:

Image

Image

Nie dość mi kościołów więc idę zobaczyć fasadę zburzonego Iglesia el Carmen z pięknymi kolumnami.

Image

Obok kolejny wspaniały miejscowy bazar.

Image

Zrobiłem się trochę głodny – streetfood jest na wyciągnięcie ręki

Image

A zamiast piwka – lokalny napitek 😉

Image

Odpuszczam sobie już wejście na Cerro de La Cruz, robię tylko zdjęcie z dołu:

Image

No i na takich spacerach schodzi mi cały dzień. Anigua jest przepiękna, jest to absolutny must see podczas podróży do Gwatemali. Stawiam tezę, że nie warto nawet zatrzymywać się w Guatemala City (oczywiście oprócz obsłużenia podróży do Tikal) tylko trzeba tu od razu przyjeżdżać.

Ale też ciągły widok ochroniarzy z długą bronią na ulicy pod wieloma sklepami mówi coś o bezpieczeństwie w Gwatemali...

Image

Czas zebrać się z powrotem do Guate, gdzie chcę jeszcze też coś zobaczyć przed odlotem. Powrót to nic prostszego, trzeba udać się na dworzec i zapytać który chickenbus jedzie do stolicy oraz wysłuchać od naganiacza „Guate x 3!!” 😊. Ruszamy znowu po 5 minutach. Na powrocie już sporo więcej ludzi ale niestety lokaleski z żywymi kurami znowu nie uświadczyłem.

Image

Dojeżdżam do Guatemala City do samej zajezdni i stamtąd biorę uberka za 17zł na Plaza de la Constitucion. Zgodnie z przewidywaniami i opiniami forumowiczów - szału nie ma (a zwłaszcza jak się wróciło właśnie z Antigui)

Image

Image

Katedra wygląda jeszcze jakoś znośnie ale w środku nic ciekawego

Image

Idę przejść się deptakiem na 6tej ulicy:

Image

Moim celem jedyny chyba warty zobaczenia zabytek czyli Arco de Correros:

Image

Do dobrze – to już koniec Gwatemali. Uber zabiera mnie na lotnisko, gdzie o 19 czekać na mnie będzie Avianca na A320 prosto do Waszyngtonu.
Wbijam jeszcze do saloniku Casa del Ron na PP. Zasady saloniku są następujące. Do woli jest tylko woda a reszta w płatnym menu z wyjątkiem 2 pierwszych drinków i jednego posiłku, które są gratis. Akurat tego właśnie tego potrzebuję 😊

Image

Image

Lot do USA trwa prawie 3,5 godziny i ląduję na Dulles grubo po północy. Jedyna pociecha, że nie ma żadnej kolejki do emigracji i mogę szybko zamówić ubera do centrum Waszyngtonu, gdzie już jutro rano wpadnę znowu w wir spotkań służbowych na samiutkim Capitol Hill. Ale o tym już w następnym odcinku…

c.d.n.
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"
Góra
 Relacje PM off
18 ludzi lubi ten post.
Zeus uważa post za pomocny.
 
 
#14 PostWysłany: 27 Mar 2025 19:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 536
Loty: 1311
Kilometry: 2 654 720
platynowy
Po dość krótkiej nocy (dotarłem do hotelu po 2am) trzeba się niestety wziąć w garść, założyć gajer i krawat bo cały tydzień pracy mnie tu czeka. Następne dwa dni spędzam w Waszyngtonie a konkretnie od rana do wieczora w budynkach Senatu i Kongresu USA na Capitol Hill na spotkaniach z "bardzo ważnymi osobami" 😉. Właściwie to mogę już wycieczki oprowadzać po tych budynkach, znam tam każdy kąt. I tak z lewej strony Kapitolu mamy budynki Senatu: Russel, Dirksen i Hart a po prawej budynki Kongresu (zwanego tu "House"): Rayburn, Longworth i Cannon. Wszystkie one są połączone podziemnymi przejściami ze sobą oraz z głównym budynkiem gdzie odbywają się głosowania czyli Kapitolem:

Image

Image

Image

Image

Image

Jest baaardzo gorący okres legislacyjny więc przez te wszystkie budynki przewijają się tabuny ludzi chcący coś załatwić dla swojego sektora przemysłowego, stanu, miasta a także mnóstwa spraw obywatelskich. Aby wejść, trzeba swoje odstać w dość długiej kolejce:

Image

Image

Znając właściwe osoby w DC można bezproblemowo umówić się z dowolnym senatorem lub kongresmanem i na około 20-30 (min) zająć mu czas swoją sprawą. Oczywiście zwykle rozmawiamy dłużej z jego/jej asystentem/asystentką ale uścisk dłoni i dwa miłe słowa są dość częste.

Image

Co mnie zdziwiło, znaczna część tych asystentów jest w bardzo młodym wieku. Stare wygi pouczyły mnie, że tak właśnie zaczyna się karierę w DC. Jak już taki asystent nabierze doświadczenia po paru latach to zgarnia go za duuużo większe pieniądze jedna z wielu oficjalnych firm lobbystycznych. A już na kolejnym szczeblu kariery zostaje się niezależnym lobbystą/wygą waszyngtońskim 😊 Takie robienie polityki w USA od kuchni 😉. W związku z tym nie należy się przejmować, że poważne sprawy i legislację omawia się z 28-35 latkami. Jak ktoś już tu się dostał to musi być dobry a dany senator lub kongresman mu ufa. Sam przecież nie ogarnie jak i gdzie ma głosować i co promować przecież 😊
Spotkania odbywają się za zamkniętymi drzwiami zwykle w małych salkach konferencyjnych lub po prostu w sekretariacie:

Image

Image

A kto tu przychodzi? I w jakich sprawach? No byłem świadkiem czekając na moje spotkanie podsłuchać grupę kobiet przedstawiających swoją petycję w sekretariacie jednemu z asystentów senatora z Kalifornii. Miały w klapie wpięte kotyliony z napisem „Make school safer in DC” i opowiadały, że w samym Waszyngtonie (powszechnie nazywanym tu DC) panuje niesamowita przemoc w szkołach, częste strzelaniny, zabójstwa – cytuję: „….jak jest masowe to jest w mediach a jak co chwila ginie pojedyncze dziecko w DC to nic nie ma w TV….” i twierdzą, że dzieciaki po prostu boją się chodzić do szkoły. Po czym stwierdziły, że postrzelenie jest dziś najczęstszym powodem śmierci u nastolatków w stolicy USA!! Zamurowało mnie oczywiście, że aż TAKIE problemy są tutaj ale oczywiście naszła mnie refleksja jak bezpieczniejsze jest dziś życie w PL w porównaniu chociażby z takim DC w USA!

No ale ja gardłuję za swoimi sprawami ważnymi dla Polski 😊 i naprawdę ci ludzie mnie też wysłuchują.

Kolejną formą rozmów i przedstawiania swoich spraw są posiedzenia komisji. Zbierają się te komisje zarówno w Senacie jak i Kongresie i są do tego przeznaczone wspaniale zdobione sale. Tak wygląda jedna z nich w budynku Longworth:

Image

Jeżeli jeszcze można chodzić swobodnie po niektórych korytarzach to już wstęp na taką komisję i przedstawienie swoich racji jest bardziej skomplikowane (ale jak widzicie możliwe 😊 )

No i nie mam kompletnie czasu nic zobaczyć tym razem w Waszyngtonie pomimo faktu, że jest ładna pogoda. Wybieram tylko spacer pomiędzy Senatem a Kongresem ulicą a nie podziemiami aby się trochę dotlenić. Po drodze budynki rządowe i biblioteka Kongresu z bliska.

Image

Image

Image

Image

Nie ma też czasu na jedzenie. W ciągu dnia tylko coś na szybko w kantynach – o dziwo tu są dotacje do jedzenia i picia. Na przykład kawa kosztuje tylko 2usd, kanapki i sałatki też są bardzo tanie. Wieczorem dopiero mam czas na porządnego steka i łyk dobrego kalifornijskiego wina

Image

Image

Specjalnie szukałem senatorów i kongresmanów, którzy oficjalnie popierają Ukrainę. Jeżeli prawie na wszystkich drzwiach jest karta „I stand with Israel” to znalazłem zaledwie dwie podobne o Ukrainie:

Image

Image

To raczej tłumaczy gdzie jest magnituda zainteresowania przez amerykańską politykę i ludzi… Ciekawostką jest fakt, że ludzie od Demokratów często pytają nas co na dany temat sądzą Republikanie :) To co nie gadają ze sobą? Skąd ja to znam.... ;)
No dobra, koniec tego politykowania 😉 Wsiadam rano w American i z przesiadką w Denver docieram do słoneczniej ….. wróć! Deszczowej i zimnej Kalifornii! Ale dlaczego tu pada i jest chłodniej niż w DC?

Image

Ląduję na lotnisku Ontario, całkiem spory port odciążający trochę LAX. Najbliższe dwa dni to spotkania służbowe we wschodnim L.A. Za dnia przychodzi mi na myśl skosztować California Sushi:

Image

Za to ostatniego dnia przed wylotem w końcu jest czas gdzieś podjechać. Zaczynam od In-and-Out Burgera, sieciówki, której burgery mi bardzo smakują

Image

A potem kierunek na downtown L.A.

Image

Image

Nie byłem nigdy blisko napisu Hollywood – proszę bardzo, wjeżdżamy w wąski uliczki na wzgórzu mimo faktu, że nawigacja twierdzi, że się nie da. No i rzeczywiście, dziś pod sam znak się nie da ale jest miejsce, gdzie można zrobić dobre zdjęcie:

Image

A zaraz obok piękna panorama L.A.

Image

Image

Jedziemy jeszcze na Hollywood Boulevard rzucić okiem na gwiazdy …

Image

… na La La Land

Image

A potem już przejażdżka Sunset Boulevard aż do BelAir.

Image

Image

Image

Image

Po drodze znane miejsca

Image

Image

No to koniec mojej długiej podróży służbowej dookoła świata (służbowej z małymi wyjątkami) 😊. Pakuję się w sobotę rano na Deltę do San Francisco gdzie mam niepołączoną przesiadkę na KLM do Amsterdamu.

Image

Delta jest na szczęście punktualna i mogę jeszcze wbić do saloniku AirFrance na SFO. Tam już za oknem czeka na mnie B777 KLMu.

Image

W Amsterdamie rozkładowo dokładnie mam 55 minut na przesiadkę ale to jest wspaniale lotnisko na takie rzeczy więc jeszcze mi starcza czasu na 15 minut saloniczenia na AMS 😊. Do Warszawy klasyczny B737 z nieśmiertelnymi kanapkami (oby zostawili je jak najdłużej) i wpadam już w objęcia stęsknionej małżonki obiecując, że nigdzie nie polecę w świat w najbliższe x tygodni (dni chyba powiedziałem 😉 )
The End.
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"


Ostatnio edytowany przez hiszpan, 27 Mar 2025 23:05, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Relacje PM off
21 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
 
#15 PostWysłany: 27 Mar 2025 21:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7749
platynowy
A propos tego fragmentu:

"Znając właściwe osoby w DC można bezproblemowo umówić się z dowolnym senatorem lub kongresmanem i na około 20-30 zająć mu czas swoją sprawą",

to o jaką jednostkę czasu chodzi ;) ?
O godziny z pewnością nie chodzi, ale czy to minuty, czy sekundy, to już takie jasne nie jest :)
Góra
 Relacje PM off
mateuszmtx lubi ten post.
 
 
#16 PostWysłany: 27 Mar 2025 23:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 536
Loty: 1311
Kilometry: 2 654 720
platynowy
tropikey napisał(a):

to o jaką jednostkę czasu chodzi ;) ?
O godziny z pewnością nie chodzi, ale czy to minuty, czy sekundy, to już takie jasne nie jest :)


Oczywiście minuty. Już poprawiłem, dzięki za spostrzegawczość.
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"
Góra
 Relacje PM off
TIT lubi ten post.
TIT uważa post za pomocny.
 
 
 [ 16 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: CommonCrawl [Bot] oraz 0 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

  
phpBB® Forum Software © phpBB Group