Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 13 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 02 Mar 2014 13:52 

Rejestracja: 04 Wrz 2013
Posty: 191
Loty: 18
Kilometry: 72 648
Za pięć dni startujemy z Budapesztu w kierunku Brisbane (via Guangzhou), powrót po dwóch tygodniach z Melbourne.
Korzystamy z promocji znalezionej na F4F http://www.fly4free.pl/hit-tanie-przeloty-do-australii-melbourne-sydney-brisbane-i-perth-z-budapesztu-od-2252-pln/.
Jedziemy w 6 osób: 4 osoby dorosłe + 2 dzieci (sześciolatek i czterolatka).
Ze względu na ekipę nie będzie to typowy wyjazd budżetowy nastawiony na zobaczenie jak najwięcej jak najniższym kosztem lecz raczej chęć pokazania jak najwięcej dzieciom nie wydając przy tym fortuny.
Do tej pory wydaliśmy 13500 PLN za bilety i około 9000 zł za 6-osobowego campervana (dokładną kwotę podam po obciążeniu karty całą kwotą-na razie wpłaciłem tylko zaliczkę). Planujemy większość noclegów spędzić w camperze, czasem będziemy nocować za darmo dzięki punktom w hotelach IHG (Gold Coast, Sydney, Melbourne).
Będę wdzięczny za wszelkie rady dotyczące miejsc "must see" i rzeczy do zrobienia "must do" - mamy jeszcze kilka dni na zmianę planów (które zresztą nie są zbyt szczegółowe: jedziemy wybrzeżem Brisbane-Sydney-Melbourne w miarę czasu zbaczając do ok. 100 km wgłąb lądu tam gdzie jest to warte np. Blue Mountains).
Z góry dziękuję za wszelkie rady - ze swojej strony deklaruję poświęcać odpowiednią ilość czasu na codzienny (jeśli będziemy mieć internet) raport z podróży ze zdjęciami, opisem i kalkulacją kosztów.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
lubi ten post.
 
      
Rejs (w kajucie z balkonem) z Barcelony przez Majorkę i Sycylię do Rzymu oraz loty z Krakowa za 2218 PLN Rejs (w kajucie z balkonem) z Barcelony przez Majorkę i Sycylię do Rzymu oraz loty z Krakowa za 2218 PLN
Grupa Lufthansa: Wakacyjne loty do Mołdawii, Maroka, Grecji i Rumunii z Krakowa i Warszawy od 438 PLN Grupa Lufthansa: Wakacyjne loty do Mołdawii, Maroka, Grecji i Rumunii z Krakowa i Warszawy od 438 PLN
#2 PostWysłany: 02 Mar 2014 14:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Cze 2013
Posty: 2202
Loty: 807
Kilometry: 1 954 890
srebrny
Czytałem ostatnio relację na innym forum z wypadu do Blue Mountains i skreśliłem je ze swojego planu podróży bo nie przekonały mnie. Przemyśl to również.
_________________
Relacje: weekend w Australii i na Alasce.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#3 PostWysłany: 02 Mar 2014 15:24 

Rejestracja: 04 Wrz 2013
Posty: 191
Loty: 18
Kilometry: 72 648
przemos74 napisał(a):
Czytałem ostatnio relację na innym forum z wypadu do Blue Mountains i skreśliłem je ze swojego planu podróży bo nie przekonały mnie. Przemyśl to również.

Byłem już w Australii 14 lat temu robiąc camperem ponad 10000 km. Na tle czerwonego wnętrza Blue Mountains jawią się oazą zieleni. Dla mnie Blue Mountains mają kilka zalet w porównaniu do innych lasów a najważniejszą jest chyba Zyg Zac Railway - dla dzieci (i nie tylko) przejażdżka parowozem może być celem samym w sobie. :)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#4 PostWysłany: 02 Mar 2014 17:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 31 Sty 2014
Posty: 1536
Loty: 126
Kilometry: 294 821
niebieski
Po drodze do Sydney warto zachaczyć o Port Stephens i okolice - wydmy, delfiny itp. Nieco bardziej na północ od Brisbane (jeśli starczy Wam czasu) polecam Great Keppel Island - początek Wielkiej Rafy, ale jeszcze nie rujnując kieszeni - niezłe snorkowanie, pełno ryb (w tym "big stuff" jak duże płaszczki i inne okazy), żółwie morskie itp. Można też skoczyć na Gold Coast, jeśli ktoś lubi wielkie plaże, wielkie hotele, parki rozrywki itp. Na Sydney i okolice warto poświęcić co najmniej kilka dni. Swego czasu mieszkałem w Sydney jakiś czas i jest to moim mocno subiektywnym zdaniem jedno z najbardziej fascynujących miast świata. Wokół jest kilka ładnych parków narodowych - mój ulubiony to Ku-ring-gai National Park - na północ od Sydney. W Blue mountains - ładnie, w okolicy jeszcze Jenolan Caves (dość drogo). Jeśli nie Blue Moutains to może Grampians National Park - jakieś 250 km od Melbourne. Great Ocean Road i 12 Apostołów - może nieco przereklamowane, ale chyba jednak warto. Melbourne również jest super, okolice może nie tak powalające jak Sydney, ale miasto ma niezaprzeczalny klimat.
_________________
http://openworld.net.pl/
https://www.facebook.com/OpenWorldTrip
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#5 PostWysłany: 02 Mar 2014 17:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 17 Lut 2013
Posty: 1402
Loty: 494
Kilometry: 1 102 778
Zbanowany
Blue Mountains polecam, bardzo ładne miejsce, a dzieciakom pokażecie, jak wtedy żyli górnicy. Czas spędzony w Sydney i Melbourne uważam za stracony. O ile w Sydney można strzelić fotkę na tle mostu i opery o tyle w Melbourne nie ma nic. Taki Radom. Steki z kangura niezłe, polecam!
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 02 Mar 2014 17:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 31 Sty 2014
Posty: 1536
Loty: 126
Kilometry: 294 821
niebieski
BusinessClass napisał(a):
Blue Mountains polecam, bardzo ładne miejsce, a dzieciakom pokażecie, jak wtedy żyli górnicy. Czas spędzony w Sydney i Melbourne uważam za stracony. O ile w Sydney można strzelić fotkę na tle mostu i opery o tyle w Melbourne nie ma nic. Taki Radom. Steki z kangura niezłe, polecam!

Kwestia gustu, mi się Melbourne bardzo podobało, ale przyznaje, że mieliśmy o wieeele więcej czasu niż 2 tygodnie. Przy tak krótkim wypadzie może i faktycznie lepiej można spożytkować ten czas.
Co do Sydney pozwole sobie wyrazić całkowicie odmienną opinię :) ale znowu - 2 tygodnie to nie za wiele.
_________________
http://openworld.net.pl/
https://www.facebook.com/OpenWorldTrip
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#7 PostWysłany: 13 Mar 2014 16:40 

Rejestracja: 18 Lut 2013
Posty: 154
Ja wlasnie wrocilem z 20 dniowego wypadu do Australii....Sydney 6 dni...Miasto mi sie podobalo...Szczegolnie Royal Botanic Park. Opera i okolice kompletne rozczarowanie. Sydney to chyba jedyne miasto gdzie zycie trwa dluzej niz do 17-tej kiedy to zamykaja wiekszosc sklepow. Pozniej bylem w Brisbane. I jest to taki kawalek Florydy na Antypodach. Miasto bardzo czyste, kolorowe i tonace w kwiatach i zieleni. Ale ..nudne...Po 17tej pusto na ulicach...Jedynie w piatek cos tam zyje...Wypozyczylem auto na kilka dni i zwiedzilem troche okolice wraz z Gold coast ktore jest sztuczne i komercyjne (pomijam cudne plaze). Nastepnie Melbourne. zdecydowanie najciekawsze miasto. Bardzo roznorodne...bylem w nim 6 dni i bylo mi malo. Mozna chodzic cale dni i ciagle odkrywa sie cos nowego. Tam tez wypozyczylem sobie auto pojechalem nad Great Ocean Road...Piekny dzien...Jak najbardziej warto...Borykalem sie troche z pogoda, bo wiekszosc pobytu padal deszcz...3 z 6 dni w Sydney to byla pompa nieomal non stop. W Brisbane bylo lepiej ale tez przywiozlem im deszcz. W Melbourne padalo nieomal codziennie rano i slonce wychodzilo dopiero okolo 15tej. Pech ! Zdjecia na mojej stronie : http://jacek66.zenfolio.com/
Mam jeszcze do zmontowania nieomal 8h materialu video.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#8 PostWysłany: 12 Maj 2014 23:15 

Rejestracja: 04 Wrz 2013
Posty: 191
Loty: 18
Kilometry: 72 648
Dwa miesiące po podróży postanawiam dotrzymać danego słowa i zdać relację z pobytu w krainie kangurów. Mam nadzieję, że komuś przydadzą się informacje w niej zawarte.

PROLOG

Naszą wyprawę zaczynamy wyjeżdżając z Krakowa o godzinie 21:00. Jedziemy jednym autem – VW Sharan załadowany jest po brzegi. 6 pasażerów, 4 duże walizki i 6 mniejszych to maksimum dla tego auta. Przejazd przez Słowację (Chyżne-Rużemberok-Bańska Bystrzyca-Sahy) przebiega zgodnie z planem, nawigacja wzorowo prowadzi nas najszybszą trasą z ominięciem płatnej autostrady. Na obwodnicę Budapesztu wjeżdżamy tak jak zaplanowaliśmy. 18 dni parkingu rezerwowanego wcześniej kosztuje nas 11000 HUF(płatne przy odbiorze samochodu). Na lotnisko przywożą naszą szóstkę na dwie godziny przed odlotem samolotu do Amsterdamu. Próbujemy nadać 4 walizki rejestrowe; niestety dwie z nich są za ciężkie: mają 24,5 i 25,5 kg (mogą mieć do 23 kg). Pani zdecydowanie każe je odchudzić i na nic zdają się tłumaczenia, że przecież możemy mieć 6x23kg a w innych liniach bagaż w klasie ekonomicznej może mieć i 30 kg. Jeszcze kontrola ilości bagaży podręcznych (Pani niezadowolona, że torebkę kobiecą traktujemy jak aparat fotograficzny) ale łaskawie pozwala nam przejść do samolotu drukując boarding pasy do Guangzhou i odprawiając odchudzone walizki do Brisbane . Na płycie stoi 737 w standardowym malowaniu KLM (reg. PH-BXH) – kilka minut i mamy już zajęte miejsca zarezerwowane wcześniej przez internet.
Image
Przy wejściu dzieci dostają prezencik – malutką książeczkę (do malowania i z kilkoma zagadkami logicznymi) oraz cztery kolorowe kredki.
Image
W porównaniu do Emirates jest biednie ale jak się potem okazało i tak nie jest najgorzej. Stewardesy rozdają zjadalne kanapki z pełnoziarnistego pieczywa z żółtym serem i sosem musztardowym oraz napoje do wyboru.
Image
Lot przebiega bardzo szybko i sprawnie. Przylot do Amsterdamu – na czas; mamy więc 4 godziny dla siebie.
Lotnisko w Amsterdamie jakie jest chyba większość wie – co mnie zirytowało to kontrola paszportowa pomiędzy terminalami: kilka (4?) stanowisk do odprawy automatycznej (niestety nie mogą się nimi odprawiać dzieci), 2 lub 4 dla VIPów i kilkanaście dla pozostałych (oczywiście nie wszystkie otwarte). Przy tej ilości pasażerów zanosiło się na kilkudziesięciominutowe oczekiwanie w tłumie rozpychających się ludzi. Na szczęście ktoś z obsługi zauważył moje dzieci i skierował nas prosto do nowo otwierającego się okienka. Trzy godziny oczekiwania na kolejny lot minęły szybko. Po otwarciu gejta wchodzimy jako jedni z pierwszych najpierw do kapsuły skanera całego ciała a potem na pokład Airbusa A330-200 w malowaniu SkyTeam (reg. B-6528).
Image
Wnętrze wygląda na przynajmniej kilkuletnie ale ilość miejsca (szczególnie w porównaniu do 737) powoduje, że nikt nie narzeka. Godzinę po wystartowaniu otrzymujemy obiad: dla dzieci bułeczkę, masełko, owoce, klopsiki z masą ziemniaczanopodobną i dodatkiem zielonego groszku z marchewką.
Image
Dorośli mogli wybrać pomiędzy tym samym zestawem o nieco większej objętości a zestawem z rybą i ryżem w roli głównej.
Image
Całość jak najbardziej zjadliwa. Po posiłku można było skorzystać z systemu rozrywki pokładowej – niestety jej obsługa pozostawiała wiele do życzenia. Po obejrzeniu filmu i kilku grach zapadamy w sen otuleni kocykami rozdawanymi przez stewardesy. Komfort psują podłokietniki: składające się o około 67 stopni – dzieci nie mogą wygodnie się oprzeć o rodzica, a przycisk wzywania obsługi umieszczony niefortunnie na podłokietniku sprawia, że po kilku przypadkowych naciśnięciach boję się poruszyć. Po pobudce dzieci dostają bogaty zestaw z bułeczką francuską, jogurtem, owocami, babeczką, sokiem pomarańczowym, batonikiem mars a przede wszystkim z jajecznicą, dwiema paróweczkami i fasolką.
Image
Nasza czwórka dorosłych wybiera jeden zestaw standardowy z makaronem w chińskim sosie oraz bułeczką francuską, owocami i ciastkiem.
Image
Po płynnym lądowaniu wychodzimy z samolotu . Jest godzina 6:45 lokalnego czasu a lot do Australii dopiero o 21:10. Według planów mamy załatwić sobie 72-godzinną wizę i wyjść na miasto. Tutaj spotyka nas miła niespodzianka – pracownica China S wyławia nas z tłumu pasażerów (gdyby nie karteczka z nazwiskiem nigdy nie domyśliłbym się, że czyta moje nazwisko) i proponuje hotel z bezpłatnym transferem w obie strony. Jest to dla nas spore zaskoczenie gdyż po raz pierwszy spotykamy się z przypadkiem, że przewoźnik dobrowolnie wydaje swoje pieniądze bez wymogu wcześniejszego zgłoszenia czy choćby telefonu. Jednym słowem czapki z głów przed China Southern.
Jednym z powodów, że zdecydowaliśmy się na hotel była pogoda – padał słaby deszczyk, niebo było zachmurzone a temperatura oscylowała koło 15 stopni. Mając nadzieję, że przestanie padać udaliśmy się podstawionym busikiem do H.J. Grand Hotelu.
Image
Za tą dumna nazwą kryła się wielka bryła (około) dziesięciopiętrowca z okazałym holem, marmurami i złoceniami na każdym kroku. Pokoje były raczej większe niż mniejsze, miały dużą łazienkę z prysznicem (gorąca woda). Linie ChS zafundowały nam także darmowe śniadanie – bufet szwedzki (a właściwie chiński) z naprawdę bogatym wyborem dań na ciepło i mniejszą ilością dań zimnych. Po śniadaniu i prysznicu udaliśmy się do recepcji po jakiekolwiek informacje o mieście. Uzyskaliśmy (w miarę) dokładne informacje jak dostać się do centrum i co warto zobaczyć. Problemem był brak taksówki na 6 osób a do najbliższej stacji metra było około pół godziny na nogach. Postanowiliśmy wypłacić jakieś juany z bankomatu i rozejrzeć się po okolicy. O ile z tym pierwszym niemieliśmy kłopotu (bankomat znaleźliśmy jakieś 300 metrów od hotelu) o tyle próba dogadania się z kimkolwiek na ulicy to droga przez mękę. Nikt z zapytanych kilkunastu ludzi nie przyznał się do znajomości angielskiego (pytałem raczej młodszych). Mając w ręku banknot 100 yuanów weszliśmy do autobusu jadącego i równie szybko z niego wyszliśmy – kierowca tylko rozpaczliwie machał rękami. Wróciliśmy do hotelu po instrukcje – okazało się, że w autobusie trzeba mieć dokładnie wyliczoną kwotę, którą należy wrzucić do szczeliny koło kierowcy. Dotarcie do metra (stacja Renhe – linia nr 3) zajęło nam kilkanaście minut cennego czasu. Na stacji mimo niedzieli tłumy pasażerów. Do automatu sprzedającego bilety (w formie plastikowej monety) kilka minut stania i znów niespodzianka: automat przyjmuje banknoty nie większe niż 20 yuanów. Trzeba było opuścić kolejkę, znaleźć otwartą kasę (która oczywiście nie sprzedaje biletów jednorazowych), rozmienić banknot 100 yuanów na mniejsze i ponownie ustawić się w kolejce do automatu z biletami. Zdecydowaliśmy się podjechać na stację Canton Tower zobaczyć jedną z najbardziej charakterystycznych budowli Guangzhou/Kantonu. Po prawie pół godziny jazdy okazało się, że rozpadało się na dobre. Wieża tonęła w chmurach i wjazd na szczyt nie miał sensu.
Image
Pozostałe punkty do zobaczenia w Guangzhou zdecydowaliśmy się odłożyć do następnego razu: była godzina 14, pogoda „pod psem”, dzieci trzymały się dobrze ale spodziewaliśmy się kryzysu. Powrót do hotelu wcale nie był łatwy: wsiedliśmy dopiero do 5 czy 6 pociągu. Wejście do wagonu (a często także wyjście) to walka z innymi o każdy milimetr kwadratowy powierzchni wagonika. Trochę obawiałem się o stratowanie dzieci –nie widzieliśmy małych CHińczyków a dorośli wydawali się nie widzieć małych Polaków. W życiu nie spotkałem się z tak nieprzyjaznym krajem dla dzieci i nie piszę tego tylko ze względu na tłok w metrze. Żadnego zainteresowania, uśmiechu czy tak typowego w innych krajach Azji południowej głaskania po blond włosach mojej małej księżniczki.
Po powrocie do hotelu i krótkim wypoczynku znaleźliśmy się w autobusie jadącym na lotnisko. Dopiero teraz zobaczyliśmy ogrom lotniska na którym spędzenie kilku godzin to jednak jakiś problem. Cztery niewielkie toalety brudne nie porównując jak w polskich miasteczkach; niewielka ilość ławek ze stałymi podłokietnikami – brak możliwości rozłożenia się
no i kiepska oferta sklepów z cenami jak z kosmosu (opakowanie lodów Häagen-Dazs: w Kakowskiej Almie 24zł, w Londynie na promocji 3 funty a w skleporestauracji na lotnisku CAN 160 yuanów; ceny artykułów typowo chińskich również kilkukrotnie wyższe niż na mieście). Do tego dochodzi brak jakiejkolwiek możliwości zjedzenia fast-fooda w wersji europejskiej (co dla moich niejadków ma duże znaczenie) – zdecydowanie nie polecam planować dłuższego postoju na tym lotnisku.
Lot do Brisbane to praktycznie powtórzenie lotu AMS-CAN. Ten sam samolot (tym razem reg. B-6526), to samo menu, te same procedury, te same problemy z podłokietnikami. Na szczęście lot trochę krótszy a my bardziej zmęczeni - szybko znaleźliśmy się w objęciach Morfeusza.
_________________
Image


Ostatnio edytowany przez Abcn, 05 Lip 2014 18:11, edytowano w sumie 1 raz
ort.
Góra
 Profil Relacje PM off
dziabulek lubi ten post.
 
      
#9 PostWysłany: 17 Maj 2014 23:36 

Rejestracja: 18 Sie 2010
Posty: 335
niebieski
Bardzo ciekawie zapowiadająca się relacja.Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#10 PostWysłany: 18 Maj 2014 22:36 

Rejestracja: 04 Wrz 2013
Posty: 191
Loty: 18
Kilometry: 72 648
DZIEŃ 1. BRISBANE

Przylatujemy zgodnie z rozkładem o 8:30 w poniedziałek rano. Wita nas piękna pogoda, temperatura około 23 stopni. Mając wypełniony jeszcze w samolocie „Incoming passenger card” szybko udajemy się do kontroli paszportowej i po odpowiedzi na standardowe pytania (na jak długo, gdzie będziemy mieszkać i czy mamy rodzinę w Australii) przechodzimy do kontroli celnej. Przed nami kolejka do piesków obwąchujących każdego przylatującego na okoliczność narkotyków, materiałów wybuchowych ale też warzyw i owoców. Nawet najmniejsze zawachanie się pieska przy podróżującym lub jego bagażu skutkuje rewizją (osobistą lub bagażu). Przed nami z 20 azjatów (większość pasażerów Airbusa CZ 381) i chyba 2/3 doświadczało tej „przyjemności”. Na naszej zmianie zmieniano psią obsługę i dla sprawdzenia nowego nosa koleżance podrzucono podejrzany torebkę. Piesek bez trudu wyczuł podejrzany zapach. Za ten wyczyn dostał nagrodę a my niepokojeni mogliśmy wyjść do ogólnodostępnej części hali przylotów. Przebieramy się w letnie ubranie, zmieniamy obuwie. W cywilizowanych, czystych toaleto-łazienkach można nawet wziąć prysznic. Ręce suszymy w bezdotykowych Dysonach. W porównaniu do Chin jesteśmy przynajmniej epokę do przodu. Zabieramy ulotki z informacji turystycznej – przydadzą nam się nie tylko informacje w nich zawarte ale także oszczędzimy kilkadziesiąt dolarów dzięki kuponom rabatowym (np. http://www.BNEguide.com.au). Bez pośpiechu wychodzimy na parking i już po 5 minutach siedzimy w busiku-taksówce. Kierowca trzy razy upewnia się czy dobrze usłyszał adres: 733 Nudgee Road – w tamtej okolicy nie ma przecież niczego ciekawego twierdzi. Faktycznie po dojechaniu na miejsce okazuje się, że to dzielnica przemysłowa z mnóstwem magazynów. Kierowca zostawia naszą szóstkę na chodniku wraz z całą górą bagaży i odjeżdża kasując 20 AU$ (odcinek 6 kilometrów). Z przeszklonego biura wychodzi facet w marynarce i pod krawatem i uświadamia nas, że wypożyczalnia Apollo znajduje się po drugiej stronie dwupasmowej drogi. Odwracam się i widzę, że elegancik przenosi dwie największe walizki przez jezdnię do sąsiada z naprzeciwka. Kursuje tak dwa razy a na zakończenie słyszymy coś jak „przieplasziam”. Cóż, bezinteresowność i otwartość Australijczyków będzie nas dziwić jeszcze nie raz!

W klimatyzowanym biurze Apollo więcej klientów niż obsługujących. Na szczęście obsługa jest szybka i już po kilku minutach jestem przy biurku. Mam rezerwację na 6 miejscowego kampera , z dwoma fotelikami dziecięcymi, zestawem turystycznym (stół i 6 krzeseł), kompletem wyposażenia (pościel + wyposażenie kuchni), lodówką, telewizorem, kuchenką mikrofalową, kuchenką gazową wraz z pełna butlą oraz toaletą i prysznicem. Samochód jest w pełni ubezpieczony, może nim legalnie jeździć 2 kierowców bez limitu przejechanych kilometrów, w cenę wliczona jest też opłata one way fee. Całość powinna kosztować 3206 AU$ (w tym zaliczka zapłacona jeszcze w Polsce 641$). Dajemy się jeszcze namówić na 5 tabletek do toalety (10 AU$), doubezpieczenie opon i szyby (okazuje się, że pakiet pełny nie obejmuje tych dwóch elementów) – 30 AU$ oraz pakiet na płatne autostrady (39 AU$). Do dopłaty mamy 2644 AU$. Niespodzianka - do tej kwoty doliczają 1,95% prowizji za zapłatę kartą kredytową Mastercard/Visa. Niestety opłata jest nie do uniknięcia – z haraczu zwalnia tylko zapłata australijską kartą debetową. Na karcie jest też założona blokada na 250 AU$ - tym razem bez haraczu Mastercarda.
UWAGA - przy korzystaniu z kart kredytowych należy uważać: w części punktów handlowych/usługowych zapłacimy kwotę podstawową w niektórych zostajemy DODATKOWO obciążeni prowizją 1,95%. Zależy to tylko od punktu handlowego - informacja o ewentualnej prowizji MUSI być wyraźnie wywieszona w sklepie, najczęściej tuż obok kasy. Ja dodatkowy haracz płaciłem tylko w Apollo i na jednym z campingów kiedy skończyła mi się gotówka.

Parę minut po 12 wyjeżdżamy w końcu z Apollo. Trochę trwało sprawdzenie całego wyposażenia i objaśnienie zasad postępowania z lodówką, toaletą etc. Na naszą prośbę dostajemy wydruk z Googla z mapą najbliższego centrum handlowego (w odległości 2,4km). Pierwsze wrażenie - jak najbardziej pozytywne. Samochód – VW Crafter jest duży i wygodny. Ma niespełna 3 lata i przejechane około 90000km. Trochę wolny automat skrzyni biegów (miała być manualna skrzynia biegów) i kiepski promień skrętu to wszystko do czego można by się przyczepić.
Jedziemy do Centro Toombul – centrum handlowego jakich wiele na całym świecie. W części gastronomicznej wydajemy kilkanaście dolarów na drugie śniadanie i kolejne 35 w Colesie. Kilka cen:
– jogurt 140g 3szt za 5 AU$,
– herbata 100 torebek a 2g – 1,75 AU$,
– pepsi 1,25l – 0,99 AU$,
– 10 litrów wody 5,97 AU$,
– 1 kg cukru – 1,5 AU$,
– 3l soku pomarańczowego – 3 AU$,
– 10 dag szynki – 3 AU$,
– pomidory gałązka 0,5 kg – 2,20 AU$,
– pomidorki koktailowe 25 dag – 0,99 AU$
Z perspektywy 2 miesięcy po głowie chodzi mi tylko smak pomidorów – były po prostu pyszne. Przypomniały mi się smaki dzieciństwa - pomidorów prosto z krzaczka u babci na wsi.

W sklepie znów dziwimy się z charakteru Australijczyków: starsza kobieta widząc nasze bezsilne poszukiwanie monety do wózka i słysząc obcą mowę pyta czy jesteśmy turystami. Po naszej odpowiedzi, że jesteśmy w Australii od 6 godzin wyciąga monetę 2 AU$, wkłada do wózka i oddaje go nam życząc udanego pobytu. Spotkaliście się z czymś takim w innym kraju – bo ja nie!
Wracamy do kampera i widzimy całą podłogę w wodzie z cieknącej lodówki. Na szczęście staliśmy pochyleni w taki sposób, że woda przelatywała przez połowę długości kampera i wylewała się na zewnątrz. Nie namyślamy się długo i wracamy do Apollo – zostaje podjęta decyzja o wymianie lodówki na nową. Kolejne kilkadziesiąt minut i wreszcie jesteśmy w samochodzie i jedziemy na południe.

Przejazd przez centrum zajmuje nam kilkanaście minut ale tyle wystarcza, żeby zakochać się w mieście. Poza drapaczami chmur widzimy dużo zieleni, parków, wijącą się rzekę i charakterystyczne nitki autostrad wkomponowane w całość.
Image

Image
Decydujemy się szukać parkingu jak najbliżej rzeki ale wszystkie miejsca są dla nas za krótkie. W końcu w dzielnicy Kangaroo Point na rogu Vulture Street i Lahey Ln widzimy niezagospodarowany I częściowo zarośnięty krzakami plac około 50 na 50 metrów na którym stoi kilka samochodów. Wjeżdżamy na niego I pytamy jednego z odjeżdżających kierowców czy można tutaj zaparkować. Odpowiada, że oczywiście: wszyscy tak robią bo właściciel nie interesuje się swoją posesją.
Wychodzimy z samochodu I udajemy sie nad Brisbane River. Czuć, że robi się trochę chłodniej (czytaj: przyjemnie ciepło), chodnikami biegają setki ludzi, dziesiątki jeżdżą na rowerach lub ćwiczą na każdym wolnym kawałku zieleni.
Image
Baaaardzo powoli idziemy wzdłuż rzeki do Story Bridge gdzie zastaje nas noc.
Image
Dzieci o dziwo wcale nie są śpiące ale to chyba adrenalina.
Image
Decydujemy się wrócić do kampera gdzie szybko rozkładamy 2 łóżka (jedno nad kabiną kierowcy jest tylko łóżkiem a pozostałe dwa to łóżko lub stół I fotele w zależności od potrzeb). W ciągu kilku minut zasypiamy mając nadzieję na kolejną porcję tylko pozytywnych emocji.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#11 PostWysłany: 08 Cze 2014 19:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09 Mar 2011
Posty: 6416
Loty: 171
Kilometry: 188 843
srebrny
Czekamy na dalszy ciąg relacji.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#12 PostWysłany: 01 Sie 2014 13:32 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Kwi 2014
Posty: 975
niebieski
Tom - dlaczego zamilkłeś ? Czekam i czekam...
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#13 PostWysłany: 11 Lis 2015 22:05 

TomGSM napisał(a):
Z góry dziękuję za wszelkie rady - ze swojej strony deklaruję poświęcać odpowiednią ilość czasu na codzienny (jeśli będziemy mieć internet) raport z podróży ze zdjęciami, opisem i kalkulacją kosztów.



I co dalej z relacją? Tak dobrze się zapowiadała....
Góra
 PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 13 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group