Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 75 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4  Następna
Autor Wiadomość
#21 PostWysłany: 22 Sty 2019 21:27 

Rejestracja: 30 Gru 2018
Posty: 5
Loty: 39
Kilometry: 107 085
Mam pytanie odnośnie zasad opuszczania statków Costy. Przeczytałem gdzieś, że zejście na ląd rozpoczyna się o godzinie 9. Samolot natomiast mam o godzinie 12. Czy jest możliwe by opuścić statek szybciej (do tego portu statek dopływa dzień wcześniej). Czy jedyną opcją jest zejście na ląd dzień wcześniej ?
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
City break na Malcie za 909 PLN. Loty z Katowic i 5 nocy w hotelu dla pełnoletnich City break na Malcie za 909 PLN. Loty z Katowic i 5 nocy w hotelu dla pełnoletnich
Urlop w 4* hotelu (z wyżywieniem) na Costa Dorada za 2147 PLN. Wylot z Krakowa Urlop w 4* hotelu (z wyżywieniem) na Costa Dorada za 2147 PLN. Wylot z Krakowa
#22 PostWysłany: 23 Sty 2019 10:44 

Rejestracja: 06 Cze 2018
Posty: 4
Czekam na wrażenia z Sihanoukville, które wciąż reklamowane jest poprzez rajskie plaże. Od 1,5 roku jest to miejsce bardzo agresywnych inwestycji chińczyków (hotele), co spowodowało, że krajobraz wokół miasta jest księżycowy, a same plaże z wyjątkiem Otres, zaśmiecone. Jak byłem tam w Boże Narodzenie i Brytyjka prowadząca firmę nurkową powiedziała, że z plaż zabrało się prawie 100 knajpek i przeniosło do Kampot. Dla mnie przykład kompletnej degradacji, ale ciekaw jestem Twojej relacji :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#23 PostWysłany: 24 Sty 2019 01:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 22 Cze 2014
Posty: 2876
HON fly4free
@mnowic76
O tak, to dobitny przykład jak kończą się Chińskie inwestycje, a Chińczycy bogacą się w szaleńczym tempie i takich "inwestycji" będzie więcej. Doszło do tego, że w sklepach wokół ich hoteli w SH nie ma cen, bo nikt o o to nie pyta. Całe szczęście można w mniej niż godzinę dostać się na którąś z Rongów - tam są i rajskie plaże i święty spokój.
_________________
https://youtube.com/@CamiloPardo
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#24 PostWysłany: 24 Sty 2019 01:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Kwi 2016
Posty: 4716
Zbanowany
srebrny
greg2014 napisał(a):
Już depeszuję ze statku – posłusznie melduję, że dotarłem na miejsce bez większych problemów :-)

@greg2014 wow znow fajny rejsik, wrzuc prosze jak najwiecej z kuchni i wyboru alkoholi jesli mozesz i pomyslnych wiatrow. :)
_________________
Nie czyń drugiemu co tobie niemiłe, uderzy w ciebie ze zdwojoną silą i nie bądź tchórzem i kłamcą.

Znów prymitywne ataki!

Socotra / Afganistan
Afryka / Goryle
Wyprawa na Biegun lodołamaczem atomowym, Antarktyda, Polska Stacja Arctowski, Arktyka etc.
Fotorelacje na życzenie przez PW
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#25 PostWysłany: 24 Sty 2019 03:11 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Pierwszy z trzech dni na morzu za mną. Optymistycznie zakładam, że zakończyłem wczoraj walkę z jet lagiem. Wstałem dopiero przed 11 i zamiast iść na śniadanie, wybrałem się na powitalną lampkę szampana z kapitanem :-):

Image

Wczorajszy dzień na statku minął głównie na plażowaniu, jedzeniu i nicnierobieniu:

Image

Image

Image

Właśnie przypłynęliśmy do wybrzeża Koh Samui.

Image

Jest jeszcze wcześnie rano i wszystko widać przez mgłę, ale coś już widać :-)

Image

Image

Image

Nie ma tutaj portu, który przyjmowałby duże wycieczkowce, dlatego zejście na ląd odbywało się będzie za pośrednictwem małych łodzi – tenderów, którymi będą częściowo statkowe łodzie ratunkowe a częściowo jakieś tajskie stateczki:

Image

Statek rzucił kotwicę dość daleko od lądu w związku z czym transfer na ląd pewnie zajmie trochę czasu…

Aby wszyscy naraz nie chcieli wsiadać do tenderów, podczas dnia na morzu odbyła się dystrybucja darmowych bilecików. Ja schodzę w pierwszej grupie czyli zapewne w okolicach godziny 9:

Image

Stoimy na wysokości miasta (?) Nathon, trwa przygotowywanie pomostów do zejścia ze statku a korzystając z tego, że pojawił się zasięg lokalnej sieci komórkowej wysyłam niniejszego posta.

Jeśli chodzi o utrzymywanie łączności ze światem, korzystam z kart tajskiego operatora AIS, które zamówiłem przez Internet jeszcze przed wyjazdem z dostawą do Polski (są dostępne w wielu serwisach aukcyjnych).

Podstawową kartą, z której korzystam jest AIS SIM2FLY z pakietem Internetu ważnym 8 dni (potem można doładować i przedłużyć) – działa w bardzo dużej części krajów azjatyckich z wyjątkiem Tajlandii:

Image

Jeśli ktoś jest zainteresowany szczegółami to znajdzie je tutaj: http://www.ais.co.th/roaming/sim2fly/en/

W Tajlandii korzystam z kolei z karty SIM Traveller:

Image

Ale oprócz tych możliwości jest masa innych. Na lotnisku w Singapurze, zaraz po wyjściu z hali przylotów widziałem na przykład reklamę takiego rozwiązania:

Image

Można też kupować lokalne karty na miejscu, korzystać z WIFI itd.

Można również korzystać z ukraińskich kart SIM (Lifecell lub Kivstar), które zarówno w Singapurze, Tajlandii jak i Malezji mają w miarę sensowne (ale jednak droższe niż lokalne wynalazki) stawki roamingowe na Internet (np. w Lifecell – 500 MB/7 dni za ok. 20 zł, 100 MB/dzień za ok. 4,5 zł).

Tymczasem niedługo schodzę na ląd. Coś więcej napiszę po powrocie z wyspy na statek.


Ostatnio edytowany przez greg2014, 24 Sty 2019 11:59, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
micnur uważa post za pomocny.
 
      
#26 PostWysłany: 24 Sty 2019 06:58 

Rejestracja: 08 Gru 2012
Posty: 25
cywa13 napisał(a):
Mam pytanie odnośnie zasad opuszczania statków Costy. Przeczytałem gdzieś, że zejście na ląd rozpoczyna się o godzinie 9. Samolot natomiast mam o godzinie 12. Czy jest możliwe by opuścić statek szybciej (do tego portu statek dopływa dzień wcześniej). Czy jedyną opcją jest zejście na ląd dzień wcześniej ?
Jeżeli statek już stoi w porcie, to nie powinno być problemu z wczesnym zejsciem. Oczywiście trzeba się rozliczyć z rachunku, i o wszystkim poinformować recepcję.
Jedyny mankament - samemu trzeba taszczyć bagaże.

Wysłane z mojego SM-G955F przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#27 PostWysłany: 24 Sty 2019 11:24 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
@cywa13 – potwierdzam to co napisał @wocial – generalnie można schodzić ze statku wkrótce po przypłynięciu do portu ale jeśli chcesz to zrobić szybko to musisz zabrać bagaż ze sobą i zadbać o rozliczenie rachunku, żebyś na trapie nie usłyszał nie takiego „biiip” jak trzeba po zeskanowaniu karty :-) Wtedy trzeba wracać do recepcji. Oczywiście od tej zasady są wyjątki – w Europie np. wtedy, gdy poprzedni port był położony poza UE (formalności związane z przyjęciem statku w porcie mogą wówczas trwać dłużej). Poza tym pamiętaj, że zejście ze statku nie jest w wielu miejscach równoważne z tym, że możesz np. wsiadać do taksówki. Jeśli przypływasz do USA, Chin, Singapuru to czeka Cię jeszcze odstanie w kolejce do odprawy imigracyjnej w terminalu. To już od statku nie zależy. Mój rekord to prawie 3 godziny czekania w kolejce w Los Angeles, na szczęście miałem dużo czasu.

@mnowic76 – czytałem wcześniej o Sihanoukville i generalnie na nic nadzwyczajnego się tam nie nastawiam. Poza tym w ramach wydawania pieniędzy, które dostałem od Costy wziąłem wycieczkę ze statku do parku narodowego więc w okolicach portu pewnie zostanie mi niewiele czasu – ale jeśli tak to planuję tuk-tukiem objechać kilka punktów. Oczywiście napiszę.

@cccc – dziękuję i witam ponownie na pokładzie :-) Jeśli chodzi o statkową kuchnię i alkohole to praktycznie nic się nie zmieniło (menu, ceny i pakiety są dokładnie takie same jak opisywałem w poprzedniej relacji). A z lądu na pewno napiszę :-)

Właśnie przed chwilą wróciłem na statek.

Zrobiłem mały objazd po Koh-samui i oprócz Nathon, na wysokości którego zatrzymał się statek, odwiedziłem Wielkiego Buddę oraz kompleks świątyń Wat Plai Laem po czym przemieściłem się do Chaweng. Podróżowałem lokalną komunikacją (swoją drogą ciekawe rozwiązanie). Trochę więcej napiszę później, jak ogarnę zdjęcia.

Teraz tylko kilka zdjęć tytułem wstępu:

Image


Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

I specjalnie dla @cccc informacje o cenach masaży na plaży Chaweng – zapewne do negocjacji :-)

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
9 ludzi lubi ten post.
 
      
#28 PostWysłany: 25 Sty 2019 03:05 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Tak jak wspominałem już wcześniej, na Koh Samui dostałem się tenderem. Statek rzucił kotwicę tym razem naprawdę daleko od brzegu:

Image

Transport na ląd zapewniały łodzie ratunkowe Costa Fortuny oraz dodatkowo kilka lokalnych stateczków wycieczkowych:

Image

Mi w obie strony przypadł ten drugi i dobrze: tajskie statki były zdecydowanie większe w związku z tym mniej chybotliwe a dodatkowo nie tak klaustrofobiczne jak tendery z Costa Fortuny.

Po zejściu na ląd opadła nas cała armia taksówkarzy oraz organizatorów różnego rodzaju objazdów po wyspie:

Image

Image

Sam pierwszy widok Nathon – po pokonaniu kilkuset metrów nabrzeża był delikatnie mówiąc taki sobie:

Image


Nie miałem zresztą w planie nic wielkiego w Nathon – poza wymianą pieniędzy. To raczej konieczność - w Tajlandii będę w sumie kilka dni a płacenie dolarami jest tutaj mało popularne a w większości miejsc wręcz niemożliwe. Na szczęście ulicznych punktów oraz banków oferujących akceptowalne kursy wymiany nie brakowało.

Następny punkt programu był prosty: złapać jakiś autobus w kierunku Bophut i wynegocjować podwózkę do jednej z atrakcji wyspy – Wielkiego Buddy.

Zanim do tego przejdę, kilka informacji na temat przemieszczania się po wyspie, które być może przydadzą się innym. Wyłączając taksówki, brałem pod uwagę trzy opcje: lokalne „autobusy” tzw. songgthaew, taksówki motocyklowe (motorbike taxi) oraz usługę typu Uber o nazwie „Navigo Thailand”. Aby korzystać z tej ostatniej konieczne jest uprzednie zainstalowanie na telefonie odpowiedniej aplikacji oraz posiadanie mobilnego dostępu do Internetu. Opcję tę traktowałem jako zapasową na wypadek, gdyby zawiodły dwie pierwsze.

Z motorbike taxi w realu nie skorzystałem ale kilka słów na jej temat. Jest ona przeznaczona do podróżowania w pojedynkę o ile ktoś nie ma mentalnego problemu z jazdą na motorze oraz ewentualnym „przytuleniem” się do obcej osoby :-) Osoby oferujące tę usługę można zobaczyć niemal na każdym kroku – są ubrane w kamizelkę z napisem „taxi” oraz numerem identyfikacyjnym. W większości gromadzą się w grupach więc można ich łatwo rozpoznać. Cenę należy wynegocjować przed kursem.

Image

Image

Podstawowym środkiem transportu, z którego chciałem korzystać były songgthaew czyli lokalne „autobusy”. Cudzysłów w tym przypadku jest w pełni uzasadniony ponieważ z autobusem w naszym rozumieniu mają one niewiele wspólnego:

Image

Generalnie jest to niewielki zadaszony pojazd, do którego siada się od tyłu. „Na pace” są z reguły dwie ławki wzdłuż burt pojazdu. Pasażerowie często stoją również na pomostach z tyłu – rzecz raczej mało bezpieczna ale z tego co zauważyłem popularna. Szyb po boku nie ma, naturalna klimatyzacja w wersji doskonałej :-)

Image

Przed wejściem do pojazdu należy podejść do kierowcy i ustalić gdzie się chce jechać oraz za ile. Targowanie się jest stałym punktem programu :-) Kierowca bardzo często pyta wprost ile jesteśmy w stanie zapłacić. Dopiero po uzgodnieniu miejsca i ceny należy wsiadać – warto pamiętać, że songgthaew nie posiada stałej trasy chociaż generalnie jeździ po głównej drodze wokół wyspy. Możliwe są różnego rodzaju „skoki w bok” (z czego skorzystałem).

Nie należy przy tym zwracać uwagi ani na to co napisane jest na tablicy z boku pojazdu (są tam głównie nazwy miejscowości np. Nathon-Chaweng-Lamai) ani na pokazywane przez kierowców niby-oficjalne tabliczki z zawyżonymi cenami za kurs na jakiejś trasie. Od początku trzeba też mieć świadomość, że jakkolwiek nie bylibyśmy dobrymi negocjatorami i tak zapłacimy co najmniej 2x więcej niż miejscowi. Brutalne ale prawdziwe…

I jeszcze jedna istotna sprawa: songgthaew nie mają żadnych przystanków. Można je zatrzymać w dowolnym miejscu machając ręką a będąc już w środku naciskając na przycisk dzwonka.

Moja pierwsza próba złapania „busa” zakończyła się totalną porażką. Gdy kierowca usłyszał, że chcę jechać do Wielkiego Buddy powiedział, że będzie to kosztowało 400 bahtów i nie przejawiał żadnej ochoty do negocjacji. Prawdopodobnie dlatego, że „na pace” miał już 6 osób ze statku, od których skasował zapewne właśnie tyle i gdyby ze mną dogadał się inaczej a tamci się o tym dowiedzieli np. w rozmowie podczas jazdy, to ryzykował, że więcej straci na nich niż zarobi na mnie. Proste :-)

Byłem też chyba za blisko nabrzeża, z którego wysypywali się pasażerowie ze statku…

Drugi kierowca był bardziej skłonny do negocjacji ale zatrzymaliśmy się na 200 bahtach i nikt nie chciał ustąpić. Grzecznie podziękowałem, odszedłem jeszcze dalej i zatrzymałem kolejnego kierowcę. Tym razem szybko doszliśmy do porozumienia – stanęło na 150 bahtach i minutę później siedziałem już na ławeczce i smagany cieplutkim wiaterkiem zbliżałem się do mojego celu.

Odległości na Koh Samui nie są duże (cała pętla wzdłuż wybrzeży wyspy liczy tylko 51 km) ale nie oznacza to, że pokonuje się je szybko. Po pierwsze pojazd co jakiś czas się zatrzymuje, zbacza z trasy, żeby kogoś dowieźć tam gdzie chce a poza tym co jakiś czas pojawiają się korki. Do Wielkiego Buddy jechaliśmy prawie 40 minut pomimo, że jest to tylko ok. 25-30 km. Jest on zresztą zlokalizowany poza główną drogą wzdłuż wybrzeża i kierowca dla mnie zrobił również „skok w bok”.

Świątynia Wat Phra Yai zwana po prostu jako „Wielki Budda” położona jest w okolicy Bophut na końcu długiego i bardzo wąskiego półwyspu – chociaż niewykluczone, że kiedyś była to mała wyspa, która dopiero później została połączona z Koh Samui usypaną sztucznie groblą. Przed wejściem na groblę mijamy majestatyczną bramę:

Image

Głównym punktem świątyni jest wysoki na 15 metrów pomnik odpoczywającego Buddy. Znajduje się on na sporym wzniesieniu, co dodatkowo zwielokratnia jego wysokość:

Image

Image

Po jednej i drugiej stronie schodów prowadzących do wizerunku Buddy znajdują się małe świątynie, z których na wszystkie strony rozchodzi się jedyny w swoim rodzaju zapach – miks kadzidełek, owoców i trudno jeszcze powiedzieć czego. Do tego wszędzie kręcą się psy, które sprawiają wrażenie mieszkańców tego miejsca. W mniejszej ilości towarzyszą im koty.

Image

Image

Nad Buddą co chwilę przelatuje samolot podchodzący do lądowania na pobliskim lotnisku. Swoją drogą pasażerowie takiej maszyny muszą mieć świetny widok na Buddę.

Image

Oczywiście jak na tego typu miejsce przystało, nie mogło zabraknąć ołtarzyków z modlitwami na każdy dzień tygodnia. Nie wiem tylko dlaczego środa ma jakieś szczególne znaczenie – jest dla niej przewidziana osobna modlitwa na dzień i osobna na noc. W pozostałych dniach tygodnia nie ma takiego rozróżnienia…

Image

Image

Chętni mogą wesprzeć świątynię datkami w oryginalnej postaci – kupując dachówkę z własną dedykacją:

Image

Oczywiście Wielkiemu Buddzie towarzyszy cała masa sklepików z okolicznościowymi pamiątkami. Mnie najbardziej rozbawiły poniższe – chociaż może tego nie widać są one wielkości bardzo wyrośniętego dorosłego człowieka:-)

Image


Image

To prawie jak ciupaga z Krakowa – nie ma z Krakowem nic wspólnego ale od lat jest jednym z popularniejszych gadżetów sprzedawanych np. w Sukiennicach szkolnym wycieczkom :-)

Kolejnym punktem mojego programu była wizyta w kompleksie świątyń Wat Plai Laem. Z racji tego, że jest położony stosunkowo niedaleko od Wielkiego Buddy postanowiłem pokonać ten dystans na piechotę.

Po drodze miałem okazję zobaczyć dość nietypową z naszego punktu widzenia ale jak najbardziej typową w warunkach Koh Samui stację benzynową dla motycykli i skuterów:

Image

Image

…oraz lokalną knajpkę – niestety trudno było ogarnąć co ile kosztuje bo jednym obowiązującym tutaj językiem był tajski :-)

Image

Image

A ponieważ niestety mam duży problem z czasem a w zasadzie jego brakiem, o dalszej części tego co mnie jeszcze spotkało na Koh Samui czyli wizycie w Wat Plai Laem oraz Chaweng napiszę osobnego posta trochę później.

PS. W międzyczasie dostałem mało konkretnego maila od Costy, z którego domyśliłem się (bo wprost nie było powiedziane nic), że nastąpiła zmiana trasy rejsy w drugim tygodniu. Z tego co udało mi się jak dotąd ustalić dotyczy ona tylko kolejności portów – ale jak jest naprawdę dowiem się pewnie najpóźniej za kilka dni. Swoją drogą ciekawe, że wysyłają maila zamiast wysłać informację do kabiny – przecież wiedzą, że jestem na statku :-)
Góra
 Profil Relacje PM off
8 ludzi lubi ten post.
 
      
#29 PostWysłany: 25 Sty 2019 09:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 14 Maj 2015
Posty: 1136
Loty: 207
Kilometry: 387 563
niebieski
@greg2014 fajnie zobaczyć znajome klimaty które odwiedziłem w lipcu 2018 :) PS wyczyść sobie matrycę w aparacie :)
_________________
Tajlandia, Malezja, Singapur

Bulgaria
Góra
 Profil Relacje PM off
greg2014 lubi ten post.
greg2014 uważa post za pomocny.
 
      
#30 PostWysłany: 25 Sty 2019 15:45 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Wat Plai Laem to naprawdę spory kompleks. Przeszedłem przez główną bramę:

Image

…i stanąłem twarzą w twarz z ilomaś posągami oraz świątyniami. Część z nich znajduje się na mini-wysepkach na środku niewielkiego stawu – prowadzą do nich mniej lub bardziej ozdobione mostki.

Głównym patronem kompleksu jest Guanyin – bogini miłosierdzia i współczucia.

Posągi robią naprawdę niesamowite wrażenie:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Co ciekawe wszędzie na Koh Samui kręcą się psy – pełno było ich również tutaj, również na terenie świątyń oraz między posągami:

Image

Staw jest zarybiony a okazy, które w nim pływają są dosłownie „spasione” przez odwiedzających, którzy za parę bahtów mogą zakupić karmę i obserwować wojnę o nią między rybami:

Image
Image

Na środkowej wysepce znajduje się okazała świątynia:

Image

Image

Wokół niej składane są urny z prochami zmarłych – można odczytać dane pochowanych. Wiele pochówków miało miejsce w ostatnich miesiącach:

Image

Niektóre spośród świątyń na terenie kompleksu nie są dostępne dla zwiedzających – mimo tego robią spore wrażenie z zewnątrz:

Image

Kompleks zresztą cały czas się rozbudowywuje – to kolejna świątynia w trakcie budowy:

Image


Po wizycie w Wat Plai Laem wybrałem się do najbardziej popularnej miejscowości turystycznej na Koh Samui z niemniej popularną plażą – mam na myśli oczywiście Chaweng.

W tym celu złapałem po raz kolejny lokalnego „busa”. Negocjacje były krótkie i skończyły się na 100 bahtach. Z dzisiejszej perspektywy (w Pattaya za korzystanie z podobnych środków transportu płaciłem po 10 bahtów za przejazd na podobnym odcinku) wydaje mi się, że to był majątek :-) Pokazuje to jednak jakie są różnice w stawkach pomiędzy turystami i miejscowymi, co jest szczególnie wykorzystywane przez lokalny transport na Koh Samui. W Pattaya wszyscy płacili po tyle samo i różnicy nie było.

Wracając do Chaweng – pierwsze wrażenie było jeszcze bardziej kiepskie niż z Nathon. Chaweng to typowa „ulicówka” – zabudowa ciągnie się przede wszystkim wzdłuż jednej głównej ulicy (są oczywiście jakieś uliczki równoległe ale niewiele tam w ogóle jest jeśli wyłączymy dosłownie setki hoteli i różnego rodzaju nie-hotelowych miejsc noclegowych). Główna ulica wygląda tak:

Image

Po raz kolejny podczas pobytu w Azji (bo to nie tylko przypadłość Tajlandii) zastanawiam się jak ktoś w ogóle panuje nad tymi wszystkimi drutami, które ciągną się kilometrami i są poplątane w nieprawdopodobne węzły na każdym słupie…

Ulica to był jednak tylko wstęp do – co tu dużo ukrywać – kiepskiego ciągu dalszego. Plażę opisałbym najchętniej trzywyrazowym określeniem zaczynającym się od „syf” a kończącym się…wiadomo jak.
Być może miał na to jakiś wpływ przypływ i to, że plaży praktycznie nie było:

Image

Image

Ale nieprawdopodobna ilość śmieci, po których stanie (i smrodzie bo trzeba to powiedzieć po imieniu) widać i czuć było, że są niesprzątane na bieżąco. To wszystko razem raczej by mnie skutecznie zniechęciło od leżenia i relaksowania się w takim miejscu. No ale być może nie znam się na plażach – faktycznie nie są moją domeną. Przeszedłem w każdym razie tym czymś „plażo-podobnym” około 2 km i podziękowałem, gdy mało się nie wpakowałem na rozbitą butelkę…

Oczywiście ze względu na przypływ i wysoką falę wszędzie były rozstawione czerwone flagi i chętnych do pływania zbyt wielu nie było:

Image

Image

Image

Image

Przy plaży za to można się za to dosłownie wszędzie wymasować – odległość do najbliższego miejsca z masażami z reguły nie przekracza 100-200 metrów:

Image

Pomimo kiepskiego stanu plaży, w jej pobliżu wszędzie rozstawiały się przenośne grille, bary na czterech kółkach lub wręcz na asfalcie:

Image

Jakby ktoś zgłodniał można było też odwiedzić food center zlokalizowany w niewielkiej odległości od głównej ulicy:

Image

Image

Image

Około 15 rozpoczęło się natomiast rozkładanie ekspozycji przed restauracjami – niektóre robiły naprawdę niezłe wrażenie:

Image

Image

Jedzonko z obwoźnego baru wielkości „tuk-tuka” zresztą na wyspie jest bardzo popularne – można je spotkać na każdym kroku. Kierowca obsłuży klientów, poczeka chwilę i przemieszcza się do kolejnej lokalizacji:

Image

Powiem otwarcie, że Chaweng mnie nie powalił. Po 15 złapałem po raz kolejny busa i bardzo sprawnie (tym razem za 150 bahtów) przemieściłem się z powrotem do Nathon. Obszedłem miasteczko i generalnie mogę tylko potwierdzić, że poza sklepami i targiem nie ma tam zbyt wiele do zobaczenia.

Na targu owocowo-warzywnym zaliczyłem pierwszego na tym wyjeździe kokosa – w tym upale smakował rewelacyjnie:

Image

Image

Poza tym w Nathon w wielu miejscach można było zobaczyć sprzedawców owoców morza – zarówno świeżych:

Image

Image

Image

Image

…jak i w wersji suszonej:

Image

Wracając do nabrzeża, z którego kursowały tendery na statek rzuciłem jeszcze okiem na tablicę z połączeniami promowymi – z Koh Samui jest ich naprawdę sporo:

Image

Tender już czekał, przeprawa poszła sprawnie, na statku czekał komitet powitalny z pomostami i bramkami do kontroli bagażu:

Image

Image

…i w ten sposób zakończyła się moja wycieczka na Koh Samui.

Wrażenia mam mieszane. Bardzo podobały mi się świątynie. Z kolei obrazki z Chaweng przypomniały mi okolice plaży Patong na Phuket, gdzie zresztą również będę za kilka dni. Jest to o tyle dziwne, że turystyczna historia Koh Samui jest stosunkowo krótka – jeszcze nieco ponad 40 lat temu na wyspie nie było ani jednego kilometra asfaltowej drogi nie mówiąc o jakiejkolwiek turystyce. Ale być może źle trafiłem, może ostatni tajfun Pabuk doprowadził do takiego stanu a może wszystko po trochu – najlepiej niech się wypowiedzą ci, którzy mieli okazję spędzić tam więcej czasu (a Polaków na Koh Samui jest naprawdę dużo – polski język słyszałem dosłownie na każdym kroku).

Tego posta wysyłam już po pierwszym dniu pobytu w Laem Chabang – miejscu położonym pośrodku dźwigów i kontenerów. Nie ma tutaj zupełnie nic ale można wyskoczyć do pobliskiej miejscowości turystycznej Pattaya (ok. 20 km) lub do Bangkoku (powyżej 100 km). Dzisiaj praktycznie cały dzień spędziłem w tej pierwszej a jutro wybieram się na organizowaną ze statku wycieczkę do stolicy Tajlandii. O szczegółach napiszę w kolejnym poście.
Góra
 Profil Relacje PM off
8 ludzi lubi ten post.
micnur uważa post za pomocny.
 
      
#31 PostWysłany: 26 Sty 2019 12:00 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Nasz kolejny-tym razem dwudniowy przystanek przypadł na Laem Chabang. To typowy port przemysłowy – otaczają nas dźwigi i kontenery:

Image

Image

Image

Na miejscu nie ma żadnego terminala – Costa rozstawiła jedynie swój namiot. Polska rezydentka na statku opowiadała jednak, że kilka rund tego rejsu wstecz, w Laem Chabang władze Tajlandii wymagały przeprowadzenia kontroli „face-to-face” dla wszystkich pasażerów, co wiązało się z długimi kolejkami w delikatnie mówiąc kiepskich warunkach. Trwało to wieki i budziło skrajnie negatywne emocje (i słusznie). Dobrze, że udało się to zmienić i teraz tego już nie ma.

Od przemysłowego charakteru portu, nabrzeże statku odróżniają jedynie kramy z pamiątkami. Rozstawił się nawet jakiś mały bar serwujący soki a nawet firma oferująca masaże. Wszystko w namiotach :-):

Image

Jeśli poszperać w Internecie, to temat wydostania się z portu w Laem Chabang do Pattaya, Bangkoku lub innych celów w okolicy budzi sporo emocji. Poza dyskusją jednak jest, że jeśli chodzi o dostępne środki transportu, w porcie Laem Chabang rządzą taksówkarze, którzy zazdrośnie strzegą swoich wpływów. Jak na Tajlandię ceny taksówek podawane na tablicach w porcie są z kosmosu:

Image

Alternatywą jest skorzystanie z autobusu do Pattaya oraz Bangkoku-również dostępnego w porcie (z tego co do mnie dotarło dla wszystkich chętnych i tak nie wystarczyło miejsc – ale nie zgłębiałem tematu):

Image

Jeszcze jedną - i dającą największą elastyczność (oraz na dodatek przyzwoitą cenę) opcją jest Grab Taxi, który działa podobnie do Ubera i który zresztą w płd-wsch Azji przejął całkowicie interesy Ubera - ten ostatni niedawno się stamtąd całkowicie wycofał.

Zamówienie Graba bezpośrednio pod burtę statku jest możliwe tylko jeśli akurat przypadkiem przywiózł innego pasażera i jest już na terenie portu. Na pusto niestety nie przejedzie portowej bramy. Dlatego, aby skorzystać z tej możliwości trzeba wyjść poza portową bramę i dopiero wtedy korzystając aplikacji Graba zamówić taksówkę. Pod portową bramą czeka zresztą sporo kierowców, którzy nie mogą podjechać bezpośrednio do burty statku i liczą na klientów, którzy wyjdą sami na zewnątrz. Przykładowo za kurs do Pattaya i z powrotem chcieli 1000-1200 bahtów czyli ok. połowę tego co taksówki stojące bezpośrednio przy statku.

Jak łatwo się domyślić, wyszedłem zatem za bramę i zamówiłem Graba. Musiałem poczekać około 10 minut i przez ten czas opędzałem się dosłownie od oczekujących kierowców. Gdy nadjechała moja taksówka, jeden z nich wdał się z „moim” kierowcą w jakąś pyskówkę i widziałem, ze „grabarz” zrobił się bardzo spięty. Dopiero, gdy minęliśmy ostatnią bramę portową (jest ich kilka - ale przez większość się przejeżdża bez żadnej kontroli) wyluzował i na tyle na ile dało się go zrozumieć okazało się, że konkurent, z którym się kłócił, zagroził mu, że zadzwoni na portową bramę i tam będzie musiał zapłacić jakąś karę. Jak widać nie tylko u nas taksówkarze walczą z konkurencją...

Moim pierwszym celem w okolicy Pattaya było Sanktuarium Prawdy (The Sanctuary of the Truth), które wyglądem i funkcją przypomina świątynię. Z portu w Laem Chabang dojechaliśmy tam w około 40 minut. Kurs kosztował 270 bahtów (standardowa cena, nie korzystałem z żadnych zniżek-żaden z kodów promocyjnych Graba nie zadziałał).

Świątynia prawdy jest niemalże ufortyfikowana :-) Ogrodzenie przypomina jakiś bajkowy, trochę kiczowaty mur:

Image

Image

Pierwsze co mi się rzuciło w oczy po wyjściu z samochodu to tablica informująca o cenach taksówek ze świątyni do najbardziej popularnych miejsc w Pattaya. Widać, że tutaj też nie lubią Graba. Ale uczciwie trzeba powiedzieć, że akurat ceny podane na tablicy nie były dużo wyższe niż te, które pokazywała aplikacja Graba.

Image

Bilet wstępu do Sanktuarium Prawdy kosztuje 500 bahtów, płatność kartą kredytową jest możliwa od 1000 bahtów. Ponieważ gotówki nie miałem za wiele, załatwiłem to w ten sposób, że zapłaciłem 1000 kartą a razem z biletem dostałem 500 bahtów. Kasa biletowa posłużyła mi zatem za bankomat :-)

Bilet można ewentualnie kupić też w Internecie za pośrednictwem strony internetowej http://www.sanctuaryoftruth.com/ – wówczas cena wynosi 450 bahtów.
Jak na ceny w Tajlandii to sporo – ale moim zdaniem naprawdę warto.

Chociaż z daleka The Sanctuary of Truth może się wydawać na wiekowe, świątynia jest stosunkowo młoda - jej budowę zapoczątkowano w 1981 roku i trwa ona do dzisiaj. Przy jej budowie pracuje cały czas około 250 rzemieślników, a zakończenie budowy planowane jest w okolicach 2050 roku. Taka tajlandzka Sagrada Familia:-) Właśnie ze względu na prowadzone cały czas prace, każdy zwiedzający przed wejściem otrzymuje kask budowlany, w którym należy się poruszać wewnątrz. Trwającą budową jest również uzasadniana wysoka cena biletów wstępu - z jednej strony ma pomagać w finansowaniu budowy, a z drugiej ograniczać liczbę turystów, którzy przy zbyt dużej liczbie mogliby stanowić problem dla utrzymania ciągłości prac. Taka jest przynajmniej oficjalna wersja.

Zamysł twórców sanktuarium zakładał, że w obiekcie tym z wykorzystaniem sztuki - głównie drewnianych rzeźb i płaskorzeźb - zostanie zaprezentowana koncepcja prawdy i wartości życia w oparciu o poglądy różnych szkół filozoficznych. Z oczywistych powodów największa ilość motywów nawiązuje do buddyzmu, hinduizmu oraz mitologii sąsiadujących z Tajlandią krajów.

Warto podkreślić, że The Sanctuary of Truth zostało zbudowane wyłącznie z drewna bez użycia ani jednego gwoździa. Mimo to, w najwyższym punkcie osiąga ponad 100 metrów wysokości.

Sama świątynia położona jest tuż nad brzegiem morza – a otaczający ją kompleks naprawdę spory. Najpierw przeszedłem przez bramę z wizerunkiem króla oraz położoną obok wystawę promującą króla oraz jego aktywność w różnych obszarach:

Image

…potem minąłem obóz harcerski (chyba) ze sporą ilością namiotów, kilka punktów gastronomicznych by w końcu z tarasu móc zobaczyć samą świątynię. Pierwsze wrażenie zrobiła naprawdę niezłe:

Image

A to już po zejściu na dół:

Image

Image

Pomimo tego, że w części obiektu rozstawione są rusztowania i prowadzone prace na wysokości, wszystkie części świątyni są dostępne dla turystów.

Przyglądając się bliżej świątyni nie sposób nie docenić kunsztu oraz precyzji wykonania oraz przede wszystkim idącej w tysiące ilości rzeźb i różnego rodzaju mniejszych elementów:

Image

Image

Przy jednej ścianie zewnętrznej również ustawione są rusztowania i trwają prace:

Image

Wnętrze świątyni, na które składa się kilka połączonych ze sobą części zrobiły na mnie jeszcze większe wrażenie:

Image

Image

Jeszcze kilka zdjęć rzeźb z wnętrza świątyni:

Image

Image

Image

Image

Cała okolica sąsiadująca ze świątynią faktycznie przypomina plac budowy - drogi wytyczone są prowizorycznie, widoczne są olbrzymie składy drewna, tarcicy a także ścinków pozostałych po ich obróbce. Przykładowo obok parkingu można zobaczyć magazyn surowego drewna, z którego powstają kolejne elementy świątyni:

Image

Olbrzymie pnie drzew są najpierw cięte na odpowiednie kawałki i klocki:

Image

Jeśli mają z nich przykładowo powstać jakieś rzeźby, „półprodukt” wygląda tak:

Image

W miarę postępu prac wyłaniają się z nich coraz bardziej konkretne kształty:

Image

Image

Image

Na koniec nakładane są ewentualne dodatkowe warstwy, odbywa się malowanie:

Image

...i element trafia na swoje miejsce w świątyni.

Cały warsztat z dziesiątkami pracujących rzemieślników zlokalizowany jest w sąsiedztwie sanktuarium - można go nie tylko zwiedzać ale nawet się przyłączyć do prowadzonych prac - oczywiście pod okiem rzemieślnika.

Kompleks składający się na Sanktuarium Prawdy to nie tylko sama świątynia i jej zaplecze budowlane ale również masa różnych przyległości.

Wśród nich jest mini-zoo:

Image

…słonie, które można karmić (oczywiście kupionymi na miejscu bananami) lub zaliczyć przejażdżkę na ich grzbiecie:

Image

…czy gondole, którymi można zaliczyć rejs po średnio udanych moim zdaniem kanałach:

Image

Nie sposób oczywiście nie wspomnieć o wszechobecnej gastronomii – jest jej multum ale to już standard w tego typu miejscach.

Podsumowując: moim zdaniem miejsce jest absolutnie warte zobaczenia - a jeśli ktoś je widział już wcześniej, to i tak warto je zobaczyć ponownie pod kątem tego co się zmieniło. Jak w Barcelonie na budowie Sagrada Familii:-) Każda wizyta to w końcu coś nowego…

Wizyta w Świątyni Prawdy zajęła mi około 2 godziny. Moim następnym celem była wizyta w świątyni Wielkiego Buddy położonej na wzgórzu w okolicach przystani w Pattaya a także na pobliskich punktach widokowych.

O tym napiszę jednak w kolejnej części. Akurat ten kawałek relacji udało mi się sklecić podczas podróży autobusem z Bangkoku, gdzie dzisiaj byłem na wycieczce. Dojechaliśmy w międzyczasie do portu a niedługo nasz dwudniowy pobyt w Laem Chabang dobiega końca i wypływamy do Kambodży. W związku z tym ciąg dalszy będzie musiał poczekać...
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#32 PostWysłany: 27 Sty 2019 04:07 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Kolejnym moim celem w Pattaya była świątynia Wielkiego Buddy. A ponieważ położona jest ona na wzgórzu w okolicach nabrzeża portowego w Pattaya – praktycznie na przeciwnym krańcu miejscowości w stosunku do Sanktuarium Prawdy, musiałem się tam najpierw jakoś dostać. Tym razem skorzystałem z komunikacji publicznej, o ile można tym mianem określić specyficzne busiki (tzw. bahtbusy).

Z położonego trochę na uboczu Sanktuarium Prawdy skierowałem się w kierunku głównej drogi, gdzie praktycznie natychmiast złapałem takiego busa. Jest to rozwiązanie bardzo podobne do songgthaews na Koh Samui – z tą różnicą, że na tej trasie oraz w centrum Pattaya kursują one w odstępach max. 2-3 minut a bardzo często dosłownie jeden za drugim, wyprzedzając się przy tym i podbierając sobie nawzajem pasażerów:

Image

Pomimo tego potrafią być one porządnie przepełnione i dosłownie „obwieszone” pasażerami:

Image

Spytałem kierowcy, czy jedzie w stronę plaży i ile kosztuje taki kurs. Okazało się, że jak najbardziej jedzie a kurs kosztuje tylko 10 bahtów – bez względu na pokonaną odległość :-) Z tego co widziałem później taką samą cenę płacili wszyscy – również lokalni mieszkańcy.

W ten sposób bardzo szybko znalazłem się w okolicach plaży, wzdłuż której prowadził kurs. Z busika wysiadłem dopiero tuż przy wejściu na imprezową „Walking street” położoną wzdłuż nabrzeża i stanowiącej jakby „przedłużenie plaży”:

Image

Na temat Walking street nie muszę za wiele pisać – wystarczą zdjęcia :-)

Image

Image

Image

Przeszedłem nią do końca i przede mną ukazało się wzgórze z napisem powitalnym:

Image

To właśnie na tym wzgórzu znajdują dwa się punkty widokowe a na położonym obok – świątynia Wielkiego Buddy.

Na pozór wydawało się to blisko jednak droga okazała się pokręcona i męcząca. Gdybym wiedział to wcześniej, raczej wziąłbym na tej trasie też jakiś środek transportu.

Po dotarciu na miejsce przywitała mnie odpowiednia tablica – jak widać każda większa miejscowość w Tajlandii powinna posiadać swojego Wielkiego Buddę:

Image

Podobnie jak na Koh Samui, figura Buddy umieszczona jest wzniesieniu – aby się do niej dostać trzeba pokonać spory kawałek schodami:

Image

Poręcze schodów przedstawiają wijące się węże:

Image

Na szczycie czekał Wielki Budda a także inne figury prezentujące Buddę w różnych pozycjach medytacyjnych:

Image

Image

Image

Odwiedzający świątynię często zostawiają w niej datki, które w postaci banknotów przyozdabiają specyficzne drzewa:

Image

Image

Uroku miejscu dodają dziesiątki dzwonków, które uderzane co jakiś czas przez któregoś z odwiedzających gości bambusową pałką rozbrzmiewają przeróżnymi dźwiękami:

Image

W pobliżu świątyni Wielkiego Buddy położone jest drugie wzgórze, na którym zlokalizowane są dwa punkty widokowe, z których roztacza się przepiękny widok na miasto oraz plażę w Pattaya:

Image

…oraz łódki zakotwiczone w zatoce przylegającej do plaży:

Image

Dostępny jest również widok w przeciwnym kierunku – prezentujący panoramę miasta:

Image

Podczas całego mojego pobytu w Pattaya – zaczynając od wizyty w Santuarium Prawdy, w oczy i uszy rzuca się wszechobecność rosyjskojęzycznych turystów. Praktycznie każda szanująca się knajpa posiada napisy i menu w języku rosyjskim, minąłem kilka restauracji z typową kuchnią rosyjską, rosyjski bar karaoke (oczywiście z rosyjskimi przebojami), dwa kluby zapewniające napisami o czcionce wysokiej na co najmniej pół metra, że tańczą u nich tylko prawdziwe Rosjanki itd…

Image

Widać to było nawet u Wielkiego Buddy, do którego największa liczba próśb spisywana na specjalnych liściach, również była sporządzona w języku rosyjskim:

Image

Pattaya musi być nieprawdopodobnie popularnym miejscem w Rosji, chętnie odwiedzanym przez turystów z tego kraju. Co ciekawe, część ulicznych interesów musi być również prowadzona przez Rosjan, chociaż jak widać poniżej nie wszystkie się udają albo z jakichś powodów są odsprzedawane dalej:

Image

Pattaya to również wszechobecne uliczne stragany z jedzeniem:

Image

Image

…oraz oczywiście plaża – szeroka, czysta i raczej średnio zaludniona:

Image

Image

Spokój na plaży zakłócają jedynie sprzedawcy, którzy co chwilę podchodzą do każdego oferując mu coś do jedzenia, picia (np. kokosa) lub jakieś pamiątki. Miejsce na relaks to raczej na pewno nie jest.

Jeśli chodzi o ceny to wzdłuż plaży są one ok. 2-3x wyższe niż dalej. W przypadku niektórych artykułów (np. orzechy kokosowe), różnice w cenie potrafią być zresztą jeszcze wyższe.

Sprawą, która w Pattaya bardzo rzuca się w oczy jest obecność w wielu miejscach pań, które z dużym prawdopodobieństwem szukają sponsorów lub kompanów do zabawy – zapewne nie w zamian za „dziękuję”. Niektóre obrazki mówiąc delikatnie są niesmaczne, zaryzykuję więc czymś w miarę niewinnym:

Image

Image

Niegrzeczna strona miasta jak widać jest widoczna nawet w dzień. Co się dzieje później nie wiem, bo po 20 ewakuowałem się na statek.

Przed powrotem skorzystałem jeszcze z usług malutkiej restauracji w jednej z bocznych uliczek – przy czym nie poszedłem „po bandzie” i nie wybrałem całkowicie ulicznego jedzonka. Mój wybór padł na lokal posiadający stoliki, własną toaletę oraz sprawiającą dobre wrażenie sanitarne kuchnię. Zamówiłem sałatkę z papai, kurczaka w wersji, której nazwy nie pomnę, ryż oraz wodę:

Image

Za całość zapłaciłem 260 bahtów.

Najedzony zahaczyłem jeszcze o stoisko z kokosami i dwa kokosy później stwierdziłem, że czas wracać na statek.

Powrotny Grab kosztował trochę więcej niż parę godzin wcześniej – 520 bahtów. Zapewne trafiłem na godziny większego ruchu a i odległość była trochę większa. Kurs zajął tym razem tylko około 20 minut a z wjazdem na teren portu nie było najmniejszego problemu. Kierowca odstawił mnie pod sam statek.

Tymczasem handel w portowych kramach kwitł w najlepsze:

Image

Biznes is biznes :-)

Podsumowując wizytę w Pattaya powiem najkrócej jak się da: plaża oraz zagłębie imprezowe w tej miejscowości – chociaż może i warte zobaczenia na pewno nie są miejscami dla mnie. Ale pozostała część tego co widziałem już zdecydowanie tak.

Po powrocie do kabiny czekała na mnie informacja, że zbiórka uczestników wycieczki do Bangkoku następnego dnia została wyznaczona bardzo wcześnie bo na 6 rano. Czekała mnie krótka nocka…

PS. Prawdopodobnie przy zmianie obiektywu coś mi kapnęło na matrycę w aparacie-stąd na niektórych zdjęciach widać plamki, na które zwrócił uwagę @juggler5. Nie wygląda to dobrze ale będę to jeszcze próbował jakoś opanować.
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
 
      
#33 PostWysłany: 27 Sty 2019 11:49 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Jednodniowa wycieczka do Bangkoku z portu w Laem Chabang może się wydawać trochę bez sensu – zarówno ze względu na odległość jak również wielkość miasta. Zdecydowałem się jednak na nią ponieważ jestem w trakcie przygotowywania jakiejś tradycyjnej objazdówki po Azji i z racji tego, że nigdy tutaj nie byłem chciałem zobaczyć, czy w ogóle warto planować na to miasto więcej czasu. A poza tym z mojego punktu widzenia wycieczka była za darmo…więc tylko brać :-)

Wyjechaliśmy parę minut po 6-ej. Aż dziwne, że wszyscy o tej porze byli tak zdyscyplinowani i na nikogo nie trzeba było czekać. Wycieczka była łączona (tzn. dwujęzyczna) – w jednym autobusie mieliśmy grupę niemiecko- i angielskojęzyczną – zdecydowanie ciekawiej jednak mówiła pierwsza przewodniczka.

Przejazd do Bangkoku minął nam bardzo sprawnie – niespełna 2 godziny. Wynikało to prawdopodobnie z tego, że było to w sobotę, kiedy ruch jest mniejszy. I faktycznie – ani tam, ani z powrotem nie staliśmy nigdzie w jakichś wielkich korkach.

Z perspektywy gościa z autobusu wycieczkowego, którego przewodnik prowadzi za rączkę i pokazuje to co jego zdaniem należy pokazać, Bangkok to miasto kontrastów. Wieżowce i nowoczesne apartamentowce sąsiadują z dzielnicami biedy. Może nie widać tego tak drastycznie jak w Brazylii czy Mumbaju – ale szczególnie nieco dalej od centrum nie trzeba się szczególnie wysilać, żeby to dostrzec:

Image

Image

Przez ostatnie kilkadziesiąt kilometrów autostrada jest poprowadzona estakadą (co ciekawe pod nią jest druga – równie szeroka droga lokalna). Dzięki temu można zobaczyć panoramę miasta:

Image

Pierwszym celem naszej podróży była świątynia buddyjska Wat Benchamabophit razem z całym kompleksem zabudowań, znana głównie jako Marble Temple. Jest to jedna z świątyń królewskich najwyższej (pierwszej) kategorii. To właśnie tutaj – u podstawy posągu Wielkiego Buddy zostały złożone prochy zmarłego 2 lata temu i cieszącego się wielką popularnością króla Tajlandii:

Image

Image

Po wejściu do środka można zobaczyć posąg Wielkiego Buddy oraz piękne wykończenia świątyni:

Image

Bezpośrednio do świątyni przylega duży dziedziniec z krużgankami:

Image

Oprócz zapachu kadzideł klimat miejsca dopełnia dźwięk z setek dzwonków poruszanych przez wiatr i turystów:

Image

W krużgankach dziedzińca można zobaczyć dziesiątki posągów Buddy w różnych pozycjach medytacyjnych:

Image

Mnichom nie wolno posiadać zegarków – stąd rytm dnia jest wyznaczany uderzeniami dzwonu. Na terenie kompleksu zachował się zabytkowa dzwonnica służąca właśnie do tego celu:

Image

…oraz pomieszczenia zarezerwowane w przeszłości wyłącznie dla króla:

Image

Teren kompleksu przecina kanał ze stylowymi mostkami i fontannami (akurat niewidocznymi na zdjęciu):

Image

Miejsce jest bardzo ciekawe, szczególnie jeśli posłucha się o jego historii oraz życiu mnichów (i w ogóle jak zostać mnichem – wcale nie jest to proste).

Kilka słów komentarza należy się osobie Króla Tajlandii. Jego posągi oraz przede wszystkim zdjęcia i obrazy są obecnie dosłownie wszędzie – na każdej ulicy, w każdym miejscu publicznym, świątyni, sklepie a nawet w tuk-tuku.

Image

Image

Image

Król w Tajlandii cieszy się autentycznym nimbem boskości. Kult to mało powiedziane. Jak dotąd wydawało mi się, że stopnia uwielbienia dla władcy jakiego widziałem w Omanie (również autentycznego – sułtan cieszy się tam powszechnym szacunkiem) nie da się pobić. Dziś mogę powiedzieć, że w porównaniu z Tajlandią, w Omanie kult sułtana jest niczym.

Ciekawą kwestią jest osoba króla, który wstąpił na tron około 2 lata temu po śmierci swojego ojca. Nie był on wówczas w społeczeństwie zbyt popularny – kojarzono go głównie z imprezowego stylu życia oraz tego, że zdecydowaną większość czasu spędzał w Europie wywołując co jakiś czas różnego rodzaju skandale. Po śmierci ojca zajął jego miejsce na tronie i powoli widać, że wchodzi w swoją rolę – chociaż w wielu miejscach wizerunkom obecnego króla towarzyszą obrazy/zdjęcia przedstawiające poprzedniego króla. Jak widać, syn musi jeszcze cały czas budować swoją pozycję opierając się na wielkim autorytecie jakim cieszył się jego ojciec. Z tego co mówił przewodnik, aktualnie trwają przygotowania do koronacji króla – żałoba po śmierci poprzedniego właśnie dobiega końca.

A ponieważ niedługo wypływamy z portu w Sihanoukville w Kambodży i wkrótce stracę zasięg lokalnej siedzi (tak na marginesie fatalnej), ciąg dalszy relacji z Bangkoku wrzucę dopiero pojutrze, gdy dopłyniemy z powrotem do Singapuru. Jutro w planie mamy dzień na morzu.

Mam małe zaległości w relacji ale myślę, że wtedy nadrobię zarówno relację z pozostałej części wycieczki do Bangkoku jak również napiszę nieco na temat bardzo ciekawej dzisiejszej wizyty w Kambodży :-)
Góra
 Profil Relacje PM off
8 ludzi lubi ten post.
 
      
#34 PostWysłany: 29 Sty 2019 07:07 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Naszym następnym celem w Bangoku był położony w sąsiedztwie Fortu Mahakan pawilon reprezentacyjny o skomplikowanej nazwie „Mahajetsadabodin Royal Pavillion”. W miejscu tym odbywają się oficjalne przyjęcia gości zagranicznych podczas wizyt państwowych:

Image

Image

Bezpośrednio za nim znajduje się kolejny kompleks świątynny „Wat Ratchanaddarm” znany również jako „Metal Temple”:

Image

Trzeba w ogóle przyznać, Bangkok świątyniami stoi – samych buddyjskich jest w mieście ponad 400.

Kolejna na naszej trasie była również świątynia królewska – Wat Suthat. Niestety ze względu na prowadzone prace renowacyjne, była ona częściowo zasłonięta rusztowaniami:

Image

Na krużgankach świątyni można zobaczyć dosłownie chyba ze dwie setki złotych posągów Buddy słusznych rozmiarów:

Image

Image

Image

Najbardziej znacznych donatorów świątyni honoruje się w ten sposób, że ich prochy wraz z tabliczką z danymi oraz czasami zdjęciem składa się u podstawy jednego z posągów. Prochy mniej znacznych ale nadal istotnych darczyńców są z kolei wmurowywane w ścianę pomiędzy posągami Buddy:

Image

W Wat Suthat spotkaliśmy również – jak dotąd – największą liczbę mnichów:

Image

Image

Image

Oczywiście największy posąg Buddy znajduje się wewnątrz świątyni:

Image

Image

W świątyni na szczególną uwagę zwracają malowidła na wszystkich jej ścianach – od podłogi do sufitu. Prezentują one historię życia Buddy.

Po zakończeniu wizyty w świątyni czekała nas jeszcze niespełna półgodzinna przejażdżka tuk-tukami w okolicach innych atrakcji Bangkoku:

Image

Image

Image

W tuk-tukach było głośno a jazda odpowiednio dynamiczna – z zajeżdżaniem sobie drogi, wyprzedzaniem wbrew wszelkim regułom i gwałtownym zmianom kierunku :-) Nie da się ukryć, że mijane miejsca (np. Pałac Królewski) wyglądały interesująco i przynajmniej dla mnie – zdecydowanie zachęcająco do dłuższej wizyty w Bangkoku. Ze względu na bardzo dynamiczną jazdę, duży ruch wokół nas oraz to, że pasażer w tuk-tuku siedzi relatywnie nisko, nie zamieszczam jednak zdjęć z tej części wycieczki – po prostu w zdecydowanej większości nie nadają się one do niczego :-)

Po lunchu zostało nam jeszcze trochę czasu wolnego na zakupy i trzeba było wracać do portu w Laem Chabang. Droga powrotna przebiegła bardzo sprawnie i po około 2-óch godzinach byliśmy na miejscu.

Bangkok mam liźnięty ale wiem, że na pewno warto tam przyjechać na dłużej. Jest już wpisany na listę :-)

A tymczasem przybijamy właśnie do portu w Singapurze. Żeby się wybrać do miasta trzeba odebrać paszport – wczoraj Costa zorganizowała ich dystrybucję:

Image

Image


W Singapurze trzeba zaliczyć w porcie kontrolę face-to-face z paszportem w ręku i z pełnym ceremoniałem imigracyjnym (deklaracja celna, stempelki itd.). A tak w ogóle to w paszporcie przybyły mi po dwa stemple z Tajlandii oraz Kambodży i naklejka z wizą Kambodży. Jeszcze chwila i zacznie brakować w nim miejsca – tym bardziej, że to jeszcze nie koniec bo przez najbliższy tydzień zapewne jeszcze dwa razy ostempluje go Singapur (dziś i za tydzień) a dodatkowo Tajlandia i Malezja. W tej części świata wyjątkowo kochają pieczątki :-)
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#35 PostWysłany: 29 Sty 2019 09:28 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Sihanoukville to kolejny punkt na trasie mojego rejsu – trochę bardziej egzotyczny niż pozostałe, bo położony w Kambodży. Miejsce to podobnie jak port w Laem Chabang na rejsowych forach dyskusyjnych wywołuje sporo skrajnych emocji. Z tego powodu z jednej strony nie nastawiałem się tutaj na jakieś cuda, z drugiej zaś aby zobaczyć jak najwięcej, w ramach kasy otrzymanej od Costy zarezerwowałem sobie kilkugodzinną wycieczkę ze statku. Pozostałą część dnia planowałem natomiast poświęcić na jakiś szybki objazd po Sihanoukville.

Port w Sihanoukville to obiekt przemysłowy. To pierwszy widok tuż przed przybiciem do nabrzeża:

Image

Szczególnie intrygująco wyglądał położony w pewnej odległości od lądu (dobre kilkaset metrów) ciąg skał/maleńkich wysepek zabudowanych rybackimi domkami na palach:

Image

Image


Po porcie nie wolno poruszać się samodzielnie. Dla pasażerów dostępny był kursujący pomiędzy statkiem a bramą portu darmowy shuttle bus – skorzystanie z niego było obowiązkowe, chyba, że ktoś wybierał się na wycieczkę ze statku (autobusy wycieczkowe czekały bezpośrednio przy burcie statku).

Celem mojej wycieczki był Park Narodowy REAM położony ok. 20 km od naszego portu. Wycieczka ponownie była łączona (angielsko-niemiecka) a naszym przewodnikiem był Kmer o trudnym do wymówienia (nie mówiąc o zapisaniu) imieniu. Swoją drogą ciekawe jakim cudem Costa znalazła miejscowego Kmera mówiącego w miarę sensownie w tych obu językach :-)

Pierwsze moje wrażenie z Kambodży pokrywało się z tym, co można przeczytać w necie: dlaczego tu jest tak brudno ? Wszędzie jest pełno śmieci, nie istnieją prawie w ogóle kosze na śmieci, wszyscy wyrzucają wszystko wszędzie gdzie popadnie. Góry śmieci towarzyszyły mi praktycznie przez cały dzień i pod tym względem to był chyba najbardziej zaśmiecony kraj jak dotychczas odwiedziłem. Z całym szacunkiem ale Indie, Nikaragua czy Gwatemala, w których generalnie śmieci są wszechobecne wysiadają przy Kambodży w tej konkurencji. Przewodnik sprawę śmieci załatwił prosto: w Sihanoukville jest teraz jeden wielki plac budowy. Jego zdaniem, gdy zakończą się budowy to wszystko zostanie posprzątane. Ale jakoś średnio w to wierzę – moim zdaniem zajmie to całe pokolenie – i niestety trzeba zacząć od edukacji na podstawowym poziomie w szkole. Poza tym, po tym co widziałem po drodze uważam, że problem wcale nie dotyczy tylko Sihanoukville. Zresztą do tego, jak wygląda kambodżańska, prowincjonalna szkoła jeszcze dojdę…

Ale w jednym przewodnik miał rację: Sihanoukville to faktycznie gigantyczny plac budowy. Kapitał chiński buduje tu kolejną azjatycką jaskinię hazardu. Na dziś w mieście funkcjonuje 71 kasyn, kolejnych ponad 100 jest w budowie. Rozmiary niektórych z nich budzą przerażenie – są to obiekty podobnej wielkości co największe kasyna przy Stripie w Vegas.

Jak powiedział przewodnik, praktycznie każdy inwestor zaczyna budowę od ogrodzenia i bramy. Nie ma jeszcze nic, ale ogrodzenie i brama prowadzące de facto do niczego już są. Faktycznie, było to widać w wielu miejscach:

Image

Image

Niektóre obiekty są w miarę kompaktowe chociaż mało finezyjne jeśli chodzi o architekturę:

Image

Najgorsze jest jednak to, że pod budowę kasyn i hoteli są karczowane olbrzymie połacie lasów w głębi lądu – również w bezpośrednim sąsiedztwie parku narodowego:

Image

Nasza podróż do celu prowadziła jedną z głównych dróg wiodących z Sihanoukville do stolicy kraju – Phnom Penh. Wzdłuż drogi mijaliśmy cały czas uliczne targi, przydrożne bary, biedne domostwa…i wszechobecne śmieci.

Image

Nasza podróż autobusem zakończyła się po około 20 minutach. Dotarliśmy do miejsca, które trudno opisać (po prostu jakiś parking w okolicach lasu). W dalszą podróż ruszyliśmy na piechotę lokalną drogą:

Image

W programie wycieczki były odwiedziny przeciętnego gospodarstwa w Kambodży, wiejskiej szkoły podstawowej a następnie przejście do przystani i rejs łodzią w górę nurtu rzeki, w bezpośrednim sąsiedztwie lasu namorzynowego.

Przeciętny wiejski dom w Kambodży sprawia wrażenie bardzo lichej konstrukcji. Z reguły jest to obiekt dwupoziomowy, przy czym górny poziom (czasem bardzo niski) służy wyłącznie jako sypialnia. Całe dzienne życie skupia się na poziomie „zero”. Tak wyglądają przykładowe domostwa w Kambodży:

W wersji powszechnie spotykanej:

Image

Image

…oraz bardziej zadbanej:

Image

Na potrzeby przygotowywania posiłków zazwyczaj jest wydzielona przestrzeń na zewnątrz – poza domem:

Image

Image

…podobnie jak miejsce odpoczynku:

Image

Wokół domu zazwyczaj można spotkać mniej lub bardziej (raczej mniej) uporządkowany ogród, który stanowi źródło warzyw, ziół oraz owoców. Nasi gospodarze pozyskiwali z niego szczególności banany, arbuzy (co ciekawe-żółte), ananasy oraz inne owoce nie znane mi wcześniej ani z wyglądu ani nazwy.

Prawie podobnie jak śmieci w Kambodży wszechobecne są drzewa jackfruit:

Image

…oraz przypominające chlebowce (ale tylko z wyglądu-w rzeczywistości to inny owoc):

Image

Na miejscu czekał nas poczęstunek: lokalne owoce oraz desery:

Image

Image

Najciekawszy w smaku był czerwony banan z ryżem w soku z trzciny cukrowej zapiekany w jakimś liściu – akurat na powyższym zdjęciu widać jak jest krojony na kawałki.

Kolejnym punktem naszej wycieczki była lokalna wiejska szkoła podstawowa. Już sam jej wygląd mocno odbiega od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni:

Image

Zajęcia w tej szkole trwają zazwyczaj od godziny 7 rano do 11 a w klasie jednocześnie uczą się 4 roczniki (dzieci w wieku 6/7 do 9/10 lat): dwa młodsze roczniki siedzą w ławkach po jednej a dwa starsze w ławkach po drugiej stronie klasy:

Image

Image

Na edukację ekologiczną raczej nie zwraca się w szkole wielkiej uwagi – jej sąsiedztwo to niestety jeden wielki śmietnik. Aczkolwiek z drugiej strony, zapewne ekologia i ochrona środowiska z punktu widzenia problemów z jakimi mierzą się codziennie mieszkańcy Kambodży jest prawdopodobnie bardzo odległym i urojonym dla nich zagadnieniem…

Ze szkoły zaliczyliśmy spacerek przez błotniste łąki do niewielkiej przystani, w której czekały na nas łódki parku narodowego REAM:

Image

Przystań łódek zlokalizowana jest w okolicach lejkowatego ujścia rzeki Toek Sab:

Image

W Kambodży zdecydowana większość społeczeństwa utrzymuje się z rolnictwa oraz rybołówstwa (dopiero od stosunkowo niedawna rozwija się przemysł – głównie odzieżowy). Idąc w stronę pomostu, z którego wsiadaliśmy na łódki można było zobaczyć m.in. pakowanie suszonych krewetek:

Image

…a przy pomoście przycumowane typowe, niewielkie łódki rybaków:

Image


Nasze łódki były nieco większe i miały zadaszenie co nieprawdopodobnie podnosiło komfort biorąc pod uwagę naprawdę spory upał:

Image

W ramach ciekawostek: ten wielki wór na dziobie łódki zawiera kamizelki ratunkowe. Prawdopodobnie wymusiła to Costa jako organizator wycieczki – a niewykluczone, że je również dostarczyła.

Popłynęliśmy w górę rzeki Toek Sab wzdłuż mangrowców:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

…a po drodze zaliczyliśmy przystanek w miejscu, w którym w głąb lasu poprowadzony był pomost, z którego można było z bliska zobaczyć namorzyny:

Image

Sam pomost był w stanie „na słowo honoru”. Trzeba było dobrze uważać przed postawieniem każdego kroku:

Image

Przy samej przystani można było zobaczyć również młode mangrowce, które dopiero „wyszły” powyżej poziomu wody:

Image

Pomost wchodził kilkaset metrów w głąb lasu i kończył się wieżą widokową, której stan jednak był na tyle kiepski, że sami przewodnicy kategorycznie zabronili na nią wychodzić:

Image

Powoli wróciliśmy do punktu wyjścia i chwilę później przystań pozostała za nami:

Image

W miarę pokonywanych kilometrów, las namorzynowy zaczął przechodzić w zwykły las, z dużą liczbą różnego rodzaju palm:

Image

Image


Po drodze minęliśmy kilka niewielkich zabudowań rybackich:

Image

Image

….i w końcu dotarliśmy do przystani końcowej, zlokalizowanej tuż przy moście, którym przebiega droga nr 4 z Sihanoukville do Phnom Penh - i w niewielkiej odległości od lotniska w Sihanoukville:

Image

I jeszcze pożegnalny rzut oka na nasze łódki:

Image

Obok przystani można było zobaczyć lokalne osiedle składające się w większości z niewielkich domków postawionych na palach:

Image

Image

Image

Bardzo rzadko kiedy robię takie zdjęcia ale tym razem nie mogłem się powstrzymać – całe osiedle dosłownie tonęło w śmieciach, które pływały pomiędzy palami domków i walały się dosłownie wszędzie. Smutne, ale to niestety jest prawdziwy obrazek:

Image

Zresztą śmieci było widać praktycznie przez całą naszą podróż w górę nurtu rzeki, która niesie ze sobą wszystko: butelki, opakowania jednorazowe po jedzeniu, worki foliowe, resztki ubrań i trudno powiedzieć co jeszcze. Wiele z tych rzeczy jest zaplątanych w namorzynach burząc piękny obraz natury i generalnie bardzo uroczego miejsca.

Z przystani wróciliśmy bezpośrednio na statek. Było dopiero przed godziną 15 i pozostały mi jeszcze około 2 godziny czasu. Na statek należało wrócić do 17:30 ale biorąc pod uwagę, że konieczne było skorzystanie z portowego shuttle busa, przed bramą portową należało być najpóźniej 10-15 minut wcześniej. Korzystając z tego postanowiłem się jeszcze wybrać „na miasto” i zobaczyć dwie z atrakcji Sihanoukville wymieniane w przewodnikach. Ze względu na ograniczoną ilość czasu (a częściowo także opinie innych), plaże sobie całkowicie odpuściłem.
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
Don_Boorak uważa post za pomocny.
 
      
#36 PostWysłany: 29 Sty 2019 11:35 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Wrócę jeszcze na chwilę do pobytu w Sihanoukville:

Korzystając z tego, że po powrocie z wycieczki zostało mi około dwie godziny wolnego czasu, zaraz po tym, gdy wysiadłem z autobusu wycieczkowego, wsiadłem do portowego shuttle busa i kilka minut później byłem już przed portową bramą. Okolice mówiąc szczerze najpiękniejsze nie są:

Image

Korzystając z przewodników i różnych rekomendacji zdefiniowałem sobie dwa cele: świątynie Leu Pagoda oraz Wat Krom (ta druga jest znana również pod nazwą Wat Utynieng).

Oczywiście jak łatwo się domyślić, zaraz po przekroczeniu portowej bramy obskoczyła mnie armia „tuk-tukowców” oferujących najlepsze w mieście wycieczki za równie najlepszą cenę. Objazdówkę po Sihanoukville oferowali za „jedyne” 30 USD.

Aby się od nich uwolnić, odszedłem ok. 300 metrów i będąc w sąsiedztwie Złotego Lwa:

Image

…zabrałem się za zamawianie tuk-tuka w bardziej budżetowy sposób.

Wybierającym się w ten rejon polecam zainstalowanie na telefonie aplikacji PassApp oraz oczywiście zaopatrzenie się w Internet mobilny. Jeśli chodzi o ten drugi, ja cały czas korzystałem z tajlandzkiego SIM2FLY, który jednak miał spore problemy z zasięgiem w Kambodży. PassApp działa podobnie jak UBER, Grab Taxi, Navigo Thailand i podobne aplikacje z dwoma istotnymi różnicami: po pierwsze służy do zamawiania nie taksówek ale tuk-tuków (!) a po drugie nie można za jego pośrednictwem płacić. Płatność po skorzystaniu z tuk-tuka zamówionego przez PassApp odbywa się zawsze tradycyjnie czyli gotówką.

Tuk-tuków korzystających z PassApp w Sihanoukville jest naprawdę bardzo dużo:

Image

Przy zamówieniu trzeba wybrać miejsce odbioru (ja wybrałem właśnie placyk obok pomnika złotego lwa) oraz docelowe i wskazać rodzaj tuk-tuka:

Image

Reszta jest prosta: dostajemy informację o kolorze i numerze tuk-tuka, który przyjedzie, szacowanej cenie oraz czasie oczekiwania. W moim przypadku było to 2 minuty – i faktycznie mniej więcej tyle czasu czekałem. Zresztą tak jak w innych podobnych aplikacjach, widać w niej, gdzie jest „nasz” tuk-tuk.

Jeszcze kilka słów na temat płacenia i walut. Generalnie Kambodża ma swoją walutą (riel) ale drugą i zdecydowanie powszechniej używaną przez wszystkich walutą jest amerykański dolar. Zasada jest taka, że kwoty poniżej 4000 rieli (to równowartość 1 USD) płacimy w lokalnej walucie. Ewentualnie jeśli zapłacimy w USD, resztę otrzymamy w rielach. Dlatego dobrze zaopatrzyć się w drobne dolary – w Kambodży naprawdę się przydają.

„Mój” tuk-tuk przyjechał tak jak mówiła aplikacja. Jako cel wskazałem świątynię Leu Pagoda. Ruszyliśmy ostro z kopyta – o ile to w ogóle jest możliwe w tuk-tuku :-)

Image

Naprawdę wielką zaletą PassAppa jest to, że kierowcy tuk-tuka nie trzeba nic tłumaczyć jeśli chodzi o miejsce docelowe. Widzi je na mapie (wg naszego zlecenia) i jedzie. Na znajomość angielskiego w Sihanoukville poza tuk-tukowcami z okolic portu (a i to pewnie nie zawsze) nie ma za bardzo co liczyć.

Kilka obrazków z podróży - tak wygląda detaliczna stacja benzynowa sprzedająca różnego rodzaju paliwa w butelkach (coś podobnego można było zobaczyć na Koh Samui – ale tam w ten sposób zaopatrują się głównie skutery i motory):

Image

Image

…a tak wygląda poważniejsza stacja benzynowa – tu w paliwo zaopatrują się ciężarówki.

Image

Żeby było jasne: „normalnej” (w naszym rozumieniu) stacji benzynowej w Kambodży nie widziałem – ale być może zbyt mało uważnie się rozglądałem.

A to obrazki z podróży tuk-tukiem przez Sihanoukville:

Image

Image

Image

Niestety bardzo szybko pojawił się problem. Leu Pagoda jest położona na wzgórzu (jest to również ponoć świetny punkt widokowy) i mój tuk-tuk miał problem z wyjechaniem pod górę. Kierowca nie dawał za wygraną chociaż było czuć i widać, że z wyjechaniem pod górę będzie duży problem. Gdy wyszliśmy z któregoś zakrętu i zobaczyłem w końcu nasz cel (naprawdę wysoko) uznałem, że nie ma sensu forsować biednego pojazdu i dałem kierowcy znać, aby się zatrzymał. Był szczerze uradowany, gdy w końcu zrozumiał (nie było to proste :-)), że rezygnuję z Leu Pagoda i jedziemy do Wat Krom. Fajnie jest taką drobnostką tak uszczęśliwić człowieka:-)

Z perspektywy czasu uważam, że to była bardzo dobra decyzja: Wat Krom jest tak dużym kompleksem, że mógłbym tylko tam spokojnie spędzić nawet 2 godziny. Gdyby udało się dotrzeć do Leu Pagoda w Wat Krom prawdopodobnie bym i tak niewiele zobaczył.

Po pokonaniu dwóch bram:

Image

Image

…wjechaliśmy na dziedziniec Wat Krom.

Wat Krom nie jest jedną świątynią - to naprawdę bardzo duży kompleks świątyń oraz obiektów składających się na szkołę mnichów buddyjskich, w której kształci się około 200-u adeptów. Najmłodsi z nich na oko mieli nie więcej niż 12-13 lat.
Honorowe miejsce na dziedzińcu zajmuje najważniejsza ze świątyń:

Image


Image

Otaczają ją dziesiątki posągów:

Image

Image

Image

Image

Image

…a także świątynia będąca w budowie lub renowacji:

Image

Image

Z dziedzińca można przejść na teren parku a później zejść nieco poniżej (główny dziedziniec znajduje się na lokalnym wzniesieniu), gdzie zlokalizowane są obiekty szkoły buddyjskiej:

Image

Image

Image

Image


Image

Image

Wszędzie suszą się szaty mnichów:

Image

W oddali widać powstające hotele i kasyna. Takie małe zderzenie „starego” i „nowego” świata:

Image

Park wokół kompleksu jest pełen drzew z dorodnymi owocami jackfruit:

Image

…oraz szwendających się wszędzie małp:

Image

Image

Sama szkoła buddyjska ma swoją hierarchię:

Image

Image


Uczniów szkoły można zresztą spotkać na każdym kroku – między innymi przy pracach nad elementami dekoracyjnymi świątyń oraz odlewaniu form posągów:

Image

Image

Uzupełnienie kompleksu stanowi jedyny w swoim rodzaju cmentarz, na który składają się setki grobowców w formie piramid w różnej formie, kolorach, wielkości oraz sposobie wykończenia:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Ponieważ było już po 16, przez PassApp-a zamówiłem kolejnego tuk-tuka, który przyjechał momentalnie i kazałem się podwieźć w okolice portu.

Na miejscu zrobiłem rachunek sumienia i okazało się, że z 4-ech dolarów, które zapłaciłem w sumie za dwa kursy tuk-tuka, zostało mi 3000 rieli reszty – czyli niespełna 1 USD:

Image

Można zatem można powiedzieć, że jeden kurs kosztował mnie średnio około 1,5 USD.

Resztę w lokalnej walucie wydałem je w okolicach portu na kokosa i świeżo wyciskany sok z trzciny cukrowej. Ale trzeba powiedzieć, że w tym miejscu całkiem nieźle miała się również gastronomia uliczna:

Image

Image

Image

I w ten oto sposób zakończył się mój pobyt w Sihanoukville.
Jeszcze pożegnalny rzut oka na okolice portu oraz hotele i kasyna powstające w mieście:

Image

Image

Image

…a także jedyną w swoim rodzaju wioskę rybacką na morzu:

Image

Image

Image

Image

Image

Podsumowując pobyt w Sihanoukville powiem trochę zadziornie, że nie było aż tak źle jak się zapowiadało po różnego rodzaju relacjach, które przeczytałem w sieci. Park narodowy REAM moim zdaniem jest naprawdę wart zobaczenia. Szkoda, że zabrakło mi czasu, żeby przyjrzeć się dokładniej miejscowości oraz jej atrakcjom a także spróbować osławionej kambodżańskiej kuchni. Głównym mankamentem tego miejsca był nieprawdopodobny brud i wspomniane góry śmieci. Mówiąc szczerze średnio wierzę, że zmieni się to najbliższym czasie.

Kolejny dzień (tym razem na morzu) był dniem lenistwa. Jeśli miałbym o czymś wspominać to chyba tylko o tym, że podobno w nocy bardzo kołysało (spałem jak zabity i nic nie kojarzę).

Dzisiaj w Singapurze ma miejsce spora wymiana pasażerów. Ze statku zeszło m.in. 20-u Polaków a weszło prawie 110 nowych. Wypływamy o 20-ej i zgodnie z nowym grafikiem płyniemy najpierw na Phuket, gdzie spędzimy dwa dni. Kolejne na trasie będzie Langkawi w Malezji. Jak się okazało, sygnalizowana wcześniej zmiana trasy dotyczy wyłącznie korekty kolejności odwiedzanych portów i nie pociąga za sobą żadnych większych komplikacji.
Góra
 Profil Relacje PM off
6 ludzi lubi ten post.
 
      
#37 PostWysłany: 29 Sty 2019 11:41 

Rejestracja: 20 Lis 2014
Posty: 3354
złoty
110 Polakow?

Tapniete z telefonu
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#38 PostWysłany: 29 Sty 2019 12:04 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
@brzemia - dokładnie 106 na polskich paszportach plus bliżej nieokreślona ilość na innych (głównie niemieckich).

Niestety tym razem Singapur obejrzałem tylko z pokładu. Dopadło mnie jakieś wyjątkowo uciążliwe zatrucie żołądkowe – „klątwa faraona” w wersji azjatyckiej i co gorsza, po jedzeniu na statku. Strach w tej sytuacji było wybierać się w teren. Mam nawet prawie pewnych podejrzanych, którzy do tego doprowadzili – owoce morza, które wcinałem wczoraj w bufecie na lunch i kolację.

Mój dzień wygląda dzisiaj zatem dość mało ciekawie. Bywa…

To pewnie taka mała zemsta Costa Fortuny, bo chciałem sobie trochę na nią ponarzekać w relacji :-) Spokojnie, jeszcze zdążę...

A tymczasem dwie fotki wykonane z pokładu: na setki statków zakotwiczonych w naszej okolicy:

Image

…oraz na młyńskie koło Singapore Flyer z widocznymi również metalowymi drzewami z parku Gardens by the Bay, o których pisałem na początku relacji (niestety zasłonięte częściowo jakimiś dźwigami):

Image

O 20 wypływamy dalej. Mam nadzieję, że wrócę do tego czasu do formy. Jutro dzień na morzu więc będę się „zbierał do kupy”.

I w ten sposób, relacja znowu stała się „live”. Wszystkie opóźnienia zostały nadrobione.
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
 
      
#39 PostWysłany: 29 Sty 2019 13:58 

Rejestracja: 02 Maj 2017
Posty: 67
@greg2014 kolejna wspaniała relacja, dziękuję Ci za nią i mam nadzieję, że dostałeś (dostaniesz?) od prezesów tego forum - w podziękowaniu za Twój trud i za nabijanie wyświetleń - co najmniej koszulkę z napisem F4F, być może nawet wyprodukowaną w jednym z krajów, które opisałeś. :)

Dziękuję zwłaszcza za post #35 - był dla mnie, z wielu względów, bardzo poruszający i jednocześnie przygnębiający. :(
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#40 PostWysłany: 29 Sty 2019 14:46 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
@Don_Boorak - no niestety trzeba powiedzieć, że Kambodża to bardzo biedny kraj. Najpierw wykrwawiła go wojna domowa a teraz wykorzystują inni. Obawiam się, że jak już powstanie cała ta hotelarsko-hazardrowa infrastruktura, to kasę będą robić Chińczycy, a dla mieszkańców Kambodży nic sie nie zmieni.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 75 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 0 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group