Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 68 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4  Następna
Autor Wiadomość
#41 PostWysłany: 26 Cze 2019 11:22 

Rejestracja: 12 Kwi 2018
Posty: 23
Bylismy na przelomie kwietnia i maja w 2017

Wysłane z mojego LLD-L31 przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Urlop w Turcji: tydzień w 5* hotelu z all inclusive za 2190 PLN. Wylot z Warszawy Urlop w Turcji: tydzień w 5* hotelu z all inclusive za 2190 PLN. Wylot z Warszawy
United Airlines: bezpośrednie loty do Nowego Jorku z Berlina za 1576 PLN. Dużo terminów United Airlines: bezpośrednie loty do Nowego Jorku z Berlina za 1576 PLN. Dużo terminów
#42 PostWysłany: 26 Cze 2019 11:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15 Paź 2014
Posty: 1040
srebrny
@pestycyda Twoja relacja jak zwykle ze świetnym tekstem - i wzrusza, i śmieszy :) W dodatku ze znajomych miejsc <3

ps. na pocieszenie dodam, że nie jesteście sami, nam też nie było dane zobaczyć lamparta w Yala :P
_________________
Moje relacje:
Włochy - Liguria / Indonezja / Malmo+Kopenhaga / Dublin / Sri Lanka+Malediwy / Maroko / Amsterdam / Kaukaz / Wyspy Owcze
i: https://www.instagram.com/ola.javv/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#43 PostWysłany: 27 Cze 2019 17:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
@dolina_welny, hmm, my w sierpniu, czyli w porze deszczowej. Może to zaważyło?

@olajaw, wiem, cudowna podróż poślubna, czytałam :) Ciekawa jestem, czy ktoś w ogóle widział lamparta w Yala w takim razie :D A tak poza tym, to Ty, Moja Droga, nie zagaduj, tylko bierz się do roboty z Kaukazem :) Tu się czeka :)

Image

Oprócz żółwi, na plaży były też inne, ciekawe żyjątka, nic więc dziwnego, że z chęcią spędziłabym tu cały pobyt. Obawiam się tylko, że w końcu żółwie mogłyby pęknąć z przejedzenia :/ :D Niestety, w pobliskim miasteczku Galle znajduje się fort holenderski. Nie pałam jakąś szczególną miłością do fortów, ale Marcin, jak to chłopak, nic, tylko : fort i fort. W końcu przekonał mnie bardzo sprytnym argumentem (a jak się później okazało - miał rację :D Otóż zaczął przede mną roztaczać wizję ogromnej ilości sklepików z herbatami, które miały znajdować się w Galle, jako w większym miasteczku.

Image

Kolejnego ranka wsiedliśmy zatem do autobusu (40 LKR) i pojechaliśmy zwiedzać fort.

Image

Było to jednak całkiem ciekawe doświadczenie. Fort został zbudowany w XVI w, a następnie rozbudowany przez Holendrów w XVII. W efekcie rozbudowy powstało miasteczko fortowe, które do tej pory jest zamieszkane (źródło : przewodnik. W mojej głowie nie ma miejsca na takie mądrości :D Ledwo tu się mieszczą przecież żółwie i herbaty i jeszcze trochę żółwi :D

Image

Przede wszystkim fort najzwyczajniej w świecie nie pasował do Sri Lanki. I to robiło duże wrażenie - nagle znajdujesz się w miejscu z zupełnie innej bajki.

Image

I był ogromny. Wewnątrz znajdowało się miasteczko, któremu również dużo bliżej było do europejskich uliczek, niż do lankijskiej zabudowy.

Image

Stojąc w tym miejscu, nie mogłam przestać myśleć o tsunami. Nie wiem, jak kataklizm przebiegał w Galle, ale mam nadzieję, że te mury, przynajmniej w części, obroniły mieszkańców...Inna sprawa, że fortyfikacja zajmuje tylko część miasta. Poza murami toczy się typowe, lankijskie życie.

Image

Samo miasteczko fortowe miało klimat mocno turystyczny. I ceny były turystyczne, i nawet jedzenie było turystyczne - to było jedno z niewielu miejsc, w którym można było kupić frytki np. I turyści to doceniali. Dopiero tu można było naocznie się przekonać, jak wiele wycieczek przyjeżdża na Sri Lankę, pomimo pory deszczowej.

Image

Image

W miasteczku znajduje się kościół - również pozostałość po Holendrach.

Image

Dziwne, ciekawe uczucie. Choć muszę przyznać, że miło było na chwilkę odpocząć od egzotyki i pooglądać miejsca zbliżone do naszej kultury.

Image

Ponieważ marzenie dnia Marcina zostało spełnione, mogłam powoli zacząć delikatnie nakierowywać go w stronę, która szczególnie interesowała mnie :D

Image

Nie, nie :D To nie była ta strona :D (chociaż też weszłam, ale ceny były turystyczne :)
Na szczęście przystanek autobusu znajdował się w lokalnej części miasta, zaraz koło ogromnego sklepu i targu :D I teraz nie wiem, jak to się stało (tzn. no dobrze, wiem :D, ale gdy przeglądam notatki finansowe z tego miejsca, to wychodzi, że wydałam tu 3500 LKR, i 1800 LKR (ale to był taki piękny, kolonijny sklepik z herbatami :D Jak z kart powieści podróżniczej :D i jeszcze 1250 LKR (ale to akurat był rum :D

Image

Ale i tak najgorszy moment nastąpił, gdy czekaliśmy (obładowani pakunkami i pakuneczkami po samą szyję) na autobus i podszedł do nas bardzo miły pan. I zaproponował, że pokaże nam, gdzie można kupić pamiątkę ze Sri Lanki - najlepsze i najtańsze herbaty :/ :D Trochę zmarkotniał, gdy otworzyłam plecak i pokazałam mu część zawartości :/ :D Szybko jednak wrócił mu humor i oznajmił, że w takim razie pokaże nam miejsce, w którym warto zakupić olejki z drzewa sandałowego... Po zerknięciu na zawartość plecaka Marcina, trochę dłużej mu zeszło, nim ponownie zaczął mówić...:/ :D

Image

Pan miał rację. Faktycznie, w miejscu do którego nas zaprowadził, były jednak najlepsze herbaty :/ :D (kolejne 2000 LKR). Dobrze, że oszczędziliśmy na powrocie do Unawatuny. Nie wiem dlaczego, tym razem pan w autobusie chciał 25 LKR (zamiast 40, które zapłaciliśmy jadąc do Galle) :/ :D Ale oszczędność była :)

Wieczór spędziliśmy na tarasie domku, w towarzystwie jednego z naszych zakupów (i nie, nie była to herbata:)
Za dwie noce ze śniadaniem zapłaciliśmy 11 900 LKR. Przypuszczam, że to był jeden z naszych najdroższych noclegów, ale bardzo, bardzo polecam. I przez wzgląd na lokalizację, i przez klimat i magię, i, przede wszystkim, ze względu na cudownych właścicieli...

Image

Rankiem ponownie autobus do Galle (i znowu 25 LKR. Podwójna oszczędność :D Stamtąd chcieliśmy ruszyć dalej pociągiem, ale, niestety, trwał akurat strajk kolejarzy, więc pozostał kolejny autobus. Nie rozumiem jednak, dlaczego Marcin zdenerwował się w okolicach dworca :/ Przecież tylko delikatnie zasugerowałam, że w ramach zabicia czasu w oczekiwaniu na autobus do Hikkaduwy, moglibyśmy pójść do sklepu...A tak się składa, że znam akurat bardzo dobrze zaopatrzony w herbaty sklep w Galle...:/ :D

Image

Bilet do Hikkaduwy - 43 LKR. Natomiast pierwsza myśl po wyjściu z autobusu - Kurczę, w co myśmy wdepnęli? :/ Miasteczko ładne, owszem, kolorowe i wesołe....ale to straszny kurort :/ Wielojęzyczny gwar na ulicy, wszędzie hotele i hoteliki, panie w szczątkowych strojach kąpielowych wchodzące do sklepów...Alkohol sprzedawany oficjalnie w lokalach...(no dobrze, z tego akurat skorzystaliśmy, ale to kolejny dowód, że miejsce robi wszystko dla turystów. Nie lubię takich miejsc).

Image

Na szczęście zarezerwowaliśmy hostel w pewnej odległości od głównej ulicy. Tamara Motel - bardzo przyjemne miejsce, pokoje z tarasikami, rośliny, cisza i spokój. To nam trochę poprawiło humor. A żeby dać Hikkaduwie jeszcze jedną szansę, poszliśmy na spacer brzegiem oceanu. Popotykaliśmy się o rozłożone na piasku koce, naoglądaliśmy dzieci krzyczących, wrzucających śmieci i sikających do wody (właściwie za rękę...hm...:D nie złapałam. Ale odkąd usłyszałam na basenie panią mówiącą do syna : do wody sikaj, do wody! - zawsze podejrzewam o to dzieci :D, aż w końcu usiedliśmy zaraz za granicą prywatnej plaży hotelowej i zwiesiliśmy smętnie głowy :/ I wtedy z krzaków wyszedł waran, a to wlało w nas trochę nadziei (choć staraliśmy się go oglądać bardzo dyskretnie, żeby żaden z wczasowiczów nie zauważył. Mieliśmy podejrzenia, że zaraz zaczną go tarmosić :/
Nagle podszedł do nas miejscowy pan i dosyć bezpośrednio zapytał Marcina, czy lubi żółwie. Trochę zwlekaliśmy z odpowiedzią, bo w sumie nie wiadomo czego się spodziewać w miejscowości, gdzie "wszystko dla turystów" :/ Na szczęście pan po chwili dokończył - bo gdybyś lubił, to mogę ci żółwia przywołać :) (i myśl o zupie żółwiowej odleciała w niebyt :)

Image

Pan miał ukryte w krzakach całe naręcza odpowiednich glonów, wszedł do wody, szukał, rozglądał się - i ...przywołał :) Wprawdzie chciał za to 300 LKR, ale w sumie jest to jakiś pomysł na zarobek, zwłaszcza, że w pobliżu nie rosną glony, a po przywołaniu żółwia, dał nam cały kubek.

Image

I na początku byliśmy zachwyceni.

Image

Później zauważyliśmy, że po całej plaży chodzą tacy panowie, czyli jest to dość częsta usługa...I coś nam zaczęło świtać...

Image

A na sam koniec zaczęliśmy się awanturować.

Image

To jest zdjęcie zrobione przy naprawdę niewielkiej ilości "klientów". Nagle, ze wszystkich stron plaży zaczęły nadbiegać rodziny, piszczeć i krzyczeć, trącać się, przepychać i fotografować. Pan starał się zapanować nad sytuacją, prosił, żeby żółwi nie dotykać, ale...Szczytem była mama, która właśnie wsadzała dziecko na żółwia, żeby zrobić cudowną fotkę...Na szczęście nie zdążyła - pan złapał ją za ręce dosłownie w ostatniej chwili...

Image

Owszem, nie wszyscy turyści tak się zachowywali. Niektórzy po prostu podziwiali te piękne zwierzęta z daleka i, razem z nami, dołączyli do awantury. Niestety, najgorzej zachowywały się mamy z dziećmi. Nie wiem, dlaczego uważały, że najpiękniejsza pamiątka z wakacji, to zdjęcie własnego dziecka przy żółwiu, na żółwiu, pod żółwiem...A one same koniecznie musiały sprawdzić, jakie żółw ma łapki w dotyku :/ I naprawdę były zdziwione, że ktoś ("Jakim prawem?!?") próbuje im to uniemożliwić.
I może nie jestem z tego strasznie dumna, ale myślę, że nauczyłam panie paru przekleństw (a znam dużo i różnorodnych!)

Image

Bo, co jak co, ale na krzywdzenie żółwi, to już naprawdę nie mogę pozwolić!

Image

Smutne to było spotkanie. Najgorzej, że mieliśmy świadomość, że przyczyniliśmy się do tego w jakiś sposób - w końcu dla nas pan przywołał pierwszego żółwia. Wiem, nie my, to byłby ktoś inny, ale jednak...Jak bardzo ten moment różnił się od obcowania z żółwiami w Unawatunie...Smutno.
Na kolację poszliśmy więc w lekko nostalgicznych humorach. Natomiast jedno jest pewne - jedna z nielicznych dobrych rzeczy w Hikkaduwie to restauracja Red Lobster, przy głównej ulicy. A to żółte na zdjęciu, to zdecydowanie najlepsza zupa czosnkowa, jaką jadłam w życiu! Do zeszłego tygodnia :) Bo w zeszłym tygodniu Marcin zrobił taką pyszną, że ta z Lobstera się nie umywała :D (przepraszam, ale chcę mieć pewność, że jeszcze kiedyś pojedzie ze mną na wakacje :D :D :D

CDN.
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915
Góra
 Profil Relacje PM off
15 ludzi lubi ten post.
 
      
#44 PostWysłany: 28 Cze 2019 10:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Kwi 2017
Posty: 105
Loty: 179
Kilometry: 397 505
Ja widziałam lamparta, a byliśmy tylko na kilkugodzinnym, porannym safari.
Na dowód zdjęcia ;) Obserwowaliśmy go całkiem długo.

Image Image Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#45 PostWysłany: 28 Cze 2019 18:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
@malgo1987, o nie!!! :/ :D Zwijam się z zazdrości :/ Piękny jest...Czy te zwierzęta na pierwszym zdjęciu to szakale?

Kolejnego dnia postanowiliśmy odwiedzić ośrodek realizujący projekt ochrony żółwi. Początkowo zamierzaliśmy iść do niego na piechotę, bo znajduje się stosunkowo blisko centrum, jednak po zrobieniu 40 metrów zaczepił nas pan z tuk-tukiem. I, niestety, popełnił duży błąd :D Otóż, zaproponował, że zawiezie nas, POCZEKA (oj, nie znał jeszcze naszej miłości do żółwi :D ) i przywiezie z ośrodka za 600 LKR. Uczciwie próbowaliśmy go uprzedzić, że to nie ma sensu, bo z żółwiami to nam naprawdę długo schodzi, ale nie chciał słuchać :D

Image

Trudno. Miał więc los, jaki wybrał :/ :D Bilet wstępu kosztował 500 LKR, pan rozsiadł się wygodnie w tuk-tuku, uznając, że zobaczymy się ponownie po 15 minutach.

Image

Ośrodek nie jest duży, więc przypuszczalnie dokładnie tyle czasu zajmowało zwiedzanie innym jego klientom. Nam - nie :D

Sprawa z ośrodkami pomocy i rehabilitacji żółwi jest trudna. Wiele, dużo mądrzejszych i znających temat głębiej, osób wypowiadało się o tym wielokrotnie. Trudno jednoznacznie zdecydować - czy jest to pomoc, czy tylko sposób na zarabianie pieniędzy. Prawda pewnie leży gdzieś pośrodku, ale... Często zarzuca się ośrodkom konkretne rzeczy :

1. Zazwyczaj nie wyglądają na miejsca, w których żółwie mogłyby pędzić szczęśliwe życie. Owszem, widok betonowych basenów, w których pływają okaleczone zwierzęta, nie nastraja optymistycznie. ALE żółwie pływają i, przede wszystkim, żyją. Pracownicy ośrodków tłumaczą, że żółwie przynoszone są często przez rybaków, którzy znajdują je okaleczone - przez rekiny lub rybackie sieci. I teraz tak - żółw bez łapki np. nie miałby szans w oceanie. Nie potrafiłby zdobywać pożywienia, mógłby tylko dryfować po wodzie, niesiony falami, aż do śmierci z wyczerpania. W ośrodku mają szansę na rehabilitację - niektóre ponownie uczą się pływać w betonowych basenach (najpierw przy niskim poziomie wody, później, w miarę postępów w nauce, poziom wody jest podnoszony). Często jest tak, że, przy lżejszych okaleczeniach, gdy żółw czuje już się pewnie w wodzie, zostaje ponownie wpuszczony do oceanu. W niektórych sytuacjach takie rozwiązanie nie jest możliwe - żółw bez paru łapek jest skazany na życie w ośrodku do końca. Ale żyje.

2. Trochę więcej moich zastrzeżeń budzi przetrzymywanie w ośrodkach całkowicie zdrowych żółwi. Istnieje siedem gatunków żółwi morskich, z czego w okolicach Sri Lanki żyje pięć. Każdy ośrodek stara się, żeby mieć przedstawiciela z każdego, dostępnego gatunku - w celach edukacyjnych. Ponieważ ośrodki zazwyczaj skupują też jajka od okolicznych mieszkańców (następnie budują zabezpieczone gniazda, czekają do wyklucia, maluchy na krótki czas trafiają do betonowych baseników, a następnie są wypuszczane do oceanu, w celu zwiększenia zagrożonej populacji), zostawiają w ośrodku jednego-dwa maluchy. Podobno, po jakimś czasie również są wypuszczane do oceanu, a rolę edukacyjną zaczyna pełnić kolejny. Widok dużego, zdrowego żółwia w betonowym basenie wywołuje smutek. ALE ośrodki muszą jakoś zarabiać na swoją działalność, a posiadanie wszystkich pięciu gatunków żółwi, jest na pewno sposobem na przyciągnięcie turystów. I ich portfeli. Poza tym, ośrodki odwiedzają też Lankijczycy. Z dziećmi. A nie ma lepszego sposobu na zmianę świata, niż edukacja.

Image

3. Ostatnia sprawa - możliwość brania do rąk małych żółwików....Tu trudno mi się wypowiedzieć. Ośrodki to jedyne miejsce, w których można dotykać żółwia (ale tylko malucha), a, nie da się ukryć, jest to bardzo kusząca możliwość. I teraz tak - delikatne dotykanie dłońmi, na których nie znajdują się żadne chemiczne substancje (np. kremy itp) raczej im nie zaszkodzi, a spowoduje, tak pożądany, przypływ turystów. W rezultacie zaś - dalszą możliwość ochrony tych zwierząt. Natomiast jak sprawić, żeby te warunki zostały zachowane? Nie wiem. W tym akurat ośrodku awanturowałam się tylko raz - na młodego, eleganckiego Lankijczyka, który, mimo próśb pracowników napastliwie dotykał jednego z okaleczonych żółwi.
Tu chciałabym wywołać @ambush. Jeśli możesz - napisz coś więcej. Dziękuję.

Image

Gdy malutkie żółwiki wyklują się w ukrytych w piasku gniazdach, czeka je jeszcze jedna, bardzo niebezpieczna podróż.Każdy chyba oglądał przynajmniej jeden film dokumentalny o ich biegu po życie. Muszą dostać się do wody, a na drodze czyhają drapieżcy. Mimo wszystko, bezpieczniej jest tę podróż odbyć w nocy, dlatego natura zaopatrzyła żółwie w pewien system obronny. Gdy tylko poczują ciepło - po prostu...zasypiają :) I właśnie ten mechanizm doskonale sprawdza się podczas trzymania malutkich żółwików na rękach :) Lekko przykryte drugą
dłonią natychmiast zasypiają :D W usypianiu żółwików mistrzostwo osiągnął Marcin (ale on po prostu ma duże dłonie :D Udało mu się tak uśpić jednego malucha, że ten nie obudził się nawet po ponownym włożeniu go do wody :D I kolejne parę minut musieliśmy spędzić na pełnej grozy obserwacji, czy nie zrobił mu niczego gorszego, niż tylko zwykłe uśpienie :/ :D Na szczęście nie - maluch był po prostu wyjątkowym śpiochem :)

Image

Napisanie tych paru zdań zajęło mi kilkadziesiąt minut. Wyobraźcie sobie więc, ile czasu zajęło mi dowiadywanie się o to w ośrodku. No :D To teraz wyobraźcie sobie minę naszego pana od tuk-tuka :/ :D Jak już się pogodziliśmy (trochę miał na to wpływ napiwek :D ), pan podwiózł nas z powrotem do centrum (no dobrze, troszeczkę przed centrum poprosiliśmy, bo tam było dużo sklepów :/ :D Ech, szkoda gadać :/ :D - 2500 LKR :D

Image

Dzień mieliśmy zakończyć miłym spacerem po plaży i kolacją w Red Lobsterze (na szczęście Marcin już macha ręką na moje uwielbienie do czosnku :D, nagle.....Skończyły mi się papierosy. I to był ogromny cios. Otóż (porada praktyczna :D ceny papierosów na Sri Lance są naprawdę wysokie. Wahają się pomiędzy 800-1500 LKR (wiem, bo zawsze pytałam z ciekawości i złośliwie podśmiewałam się z osób, które nie były tak przewidujące, jak ja i nie przywiozły sobie z Polski zapasów. I jednak - złośliwość nie popłaca, jak widać :/ :D

Image

I trochę się zdenerwowałam. A ponieważ nie wypada mi wyżywać się na Marcinie (w końcu nosi moje herbaty. I olejki. I inne :D , znalazłam doskonałe wyjście z sytuacji :/ :D Było miejsce w które mogłam pójść, żeby wyrzucić z siebie agresję, w sposób, no...powiedzmy, że akceptowalny społecznie :/ :D

Image

Pan przywoływacz przy pracy. Niestety, pan nas poznał, dał dużo glonów i nie kazał płacić, bo, jak stwierdził, dosyć nas polubił (bez wątpienia wpływ na to miał fakt, że wczoraj zapłaciliśmy i że tak pięknie umiemy się drzeć :/ :D Poszliśmy więc poszukać żółwi sami, a gdy tylko jakiegoś znaleźliśmy, natychmiast zaczęliśmy udawać, że go nie ma :D Podglądaliśmy je tylko spod oka, żeby nie zachęcić turystów do szaleńczego biegu w naszym kierunku. I wtedy spotkało mnie coś naprawdę niezwykłego, cudownego! Gdy tak sobie siedziałam w wodzie, patrząc na żółwia i udawałam, że tak sobie siedzę i patrzę na kamień, a żadnych żółwi tu wcale nie ma, nagle poczułam...uderzenie w nogę :) Zza pleców podpłynął duży żółw i potraktował mnie, tak, jak pewnie na to zasługuję :D Czyli też udawał, że mnie nie ma i po prostu się ode mnie odepchnął, płynąc :/ :D

Image

Niestety, panu udawanie, że tu nie ma żółwi, nie szło tak dobrze, jak nam :/

Image

Nie wiem, co by się musiało stać, żeby choć trochę zmienić tę sytuację. Chyba faktycznie tylko odpowiednia edukacja...

Image

Resztę wieczoru spędziliśmy w Red Lobsterze - 2 herbaty mrożone, ryż, ryba i wiadomo jaka zupa :D : 1210 LKR. Odkryliśmy też doskonale zaopatrzony sklep monopolowy (tak, tu sprzedano piwo w barach, ale ten sklep...ten sklep był wyjątkowy :D Ogromny i samoobsługowy :D

Image

I okazało się, że Sri Lanka, jak na kraj muzułmański, ma ogromny wybór wszelkiego rodzaju arraków. Ciekawostka.

Image

Postanowiliśmy zatem zbadać to dogłębnie - oczywiście w celach naukowych :)

Image

Dobre są. Polecamy :D

CDN.
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915
Góra
 Profil Relacje PM off
16 ludzi lubi ten post.
 
      
#46 PostWysłany: 29 Cze 2019 18:43 

Rejestracja: 04 Cze 2015
Posty: 245
Loty: 19
Kilometry: 100 280
Pestycydo!
Okropnie mi się ta relacja nie podoba. :?
Bardzo Cię proszę, napisz, że na Malediwach i Sri Lance jest wyjątkowo brzydko...
Albo jeszcze lepiej: że strasznie tam nudno i że turyści szkodzą naturze i że lepiej, aby pojechali na Mazury.
Dałoby się to zrobić? :roll:

Ledwo przeżyłem wyjazd dziecka do Iranu a ono wybiera się do Etiopii.
I dlaczego?!
Bo Pani Pestycyda tam była i zechciała to opisać...

Wiem, wiem, sam sobie jestem winien, sam jej Twój tekst posunąłem :cry: :cry: :cry:
A w przyszłym roku Malediwy???
NIE! NIE! NIE! :roll:
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
 
      
#47 PostWysłany: 30 Cze 2019 23:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
@TikTak, prorok, czy co? Dokładnie to chciałam wpisać w podsumowaniu - i że brzydko, i nudno, i nie warto. I zawsze piszę, że podróże uczą, bo uczą. Ta np. nauczyła mnie, że przed następnym wyborem kierunku porozmawiam z tatą i pojadę tam, gdzie mi doradzi. Wiadomo - ojcowie mają jednak największe doświadczenie i zawsze najlepiej wybiorą. No. (odbierz priv. Przesłałam numer konta :D
Poza tym, to najmilszy komplement, jaki można dostać. Dziękuję :*
A tak w ogóle, to strasznie się cieszę :) Bo jak córka pojedzie do Etiopii, to potem Ty tam pojedziesz sprawdzić :D I pięknie to opiszesz :) Nie mogę się doczekać :)

Za dwa noclegi w Tamara Motel (ze śniadaniami) zapłaciliśmy 6820 LKR i wyruszyliśmy do Kalutary - miejsca, w którym mieliśmy się ze Sri Lanką pożegnać. Bilet autobusowy - 93 LKR, chociaż gdy staliśmy przy drodze czekając na autobus, zatrzymał się przy nas jakiś prywatny bus i zaproponował podwiezienie za 250 LKR + coś tam jeszcze za plecaki (za mój to właściwie odpowiednie byłoby jakieś 1000 :/ :D

Image

Kalutara to popularna, nadmorska miejscowość turystyczna - popularna zwłaszcza wśród biur podróży. Zazwyczaj nie jest to dla nas szczególna rekomendacja, jednak tym razem wybraliśmy to miejsce z zupełnie innego powodu. Otóż w Kalutarze byliśmy umówieni z Luckim - lankijskim znajomym mojej kuzynki. Gdy była w tym miejscu, Lucky podszedł i zaproponował jej wycieczkę swoim tuk-tukiem, a kuzynkę szczególnie ujął fakt, że podał jej cenę zupełnie "nie-turystyczną", nie próbował sztucznie jej podnieść, licząc, że się nie zorientuje. Z wycieczki skorzystała, a Lucky okazał się znakomitym i serdecznym przewodnikiem. Później skorzystała z kolejnych wycieczek - i wspomina ten okres, jako najciekawszy podczas całego pobytu - zwłaszcza, że Lucky pokazywał jej po prostu prawdziwe, lankijskie życie, żadne tam "must see" dla turystów. Serdeczny kontakt utrzymują do dziś i gdy tylko dowiedziała się, że wybieramy się na Sri Lankę, zaproponowała, żebyśmy się z nim skontaktowali, że na pewno nie pożałujemy. Miała rację.

Image

Panie sprzedające kwiaty w betonowych budkach pod świątynią.
Ponieważ noclegi w Kalutarze miały być naszymi ostatnimi na Sri Lance, postanowiliśmy, że wynajmiemy trochę bardziej luksusowe miejsce (w ramach przygotowywania się do biznesowego lotu :) I znaleźliśmy Karl Bungalow (luksus, według nas, głównie polega na posiadaniu basenu na terenie ośrodka :)

Image

Oddzielne domki-pokoje z tarasikami, wszystko usytuowane w dużym ogrodzie.

Image

Wygodne, czyste pokoje z pięknymi łazienkami.

Image

A w otaczającym ośrodek murze malutkie drzwiczki, którymi można wyjść prosto na plażę.

I...

Image

basen! Na samym środku! :D A w tej budce z tyłu był nawet nadmuchany, różowy flaming do pływania! :D Podejrzałam :D (ale trochę wstydziłam się pożyczyć :) No - w każdym razie pełen luksus. Gdy jeszcze okazało się, że właściciele prowadzą restaurację na terenie (i mają dosyć luźne podejście do muzułmańskich obostrzeń), to już zupełnie się zachwyciliśmy :)
A ponieważ z Luckim umówiliśmy się kolejnego dnia dopiero o 9.00, wieczór był bardzo miły :) (niestety, miejsce miało jeszcze jedną zaletę. Na piechotę można było z niego dojść do ulicy ze sklepami dla miejscowych :/ Znaleźliśmy np. sklepik z medycyną ajurwedyjską. Taki prawdziwy, lokalny. Bez pięknych, ukochanych przez turystów, gustownych opakowań w stylu "eco", bez eleganckich słoiczków i torebeczek na zakupy. Za to z kolejką Lankijczyków i stojącym za ladą panem, który był miejscowym specjalistą od "ajurwedyjskiego doradztwa". Mi np. doradził bardzo dobrze, bardzo :D I dużo mi doradził :D Byłam niezwykle zadowolona - zwłaszcza, że miałam już nie nosić własnego plecaka na plecach, bo za dwa dni zajmą się nim po prostu panowie z linii lotniczych :D

Image

Ale życie (choć trudno mi w to uwierzyć :D nie składa się tylko z kupowania. Punktualnie o 9.00 wyszliśmy przed nasz ośrodek. Lucky już czekał - właściwie od pierwszego momentu mieliśmy wrażenie, że znamy się od dawna. Niezmiernie ciepły, bardzo miły człowiek. Nie uzgadnialiśmy żadnego programu wycieczki, Lucky po prostu obiecał, że pokaże nam to, co najciekawsze.

Image

Przejeżdżaliśmy większymi i mniejszymi ulicami, mijaliśmy lokalne świątynie, aż w końcu droga zaczęła się piąć w górę i zrobiła się zupełnie wąska.

Image

Pierwszy przystanek - drzewa kauczukowe. Oglądaliśmy też, jak rośnie cynamon - nie, w żadnym "przyprawowym" ogrodzie, z biletami wstępu i możliwością kupienia przypraw w sklepiku przy wyjściu. Dzięki Luckiemu mogliśmy dotknąć "prawdziwej" Sri Lanki - jeśli wiecie, co mam na myśli...

Image

Herbaciane pola. Okazało się, że Lucky zna pracujące tam panie. Mogliśmy do nich podejść, poobserwować przy pracy i pośmiać się wspólnie.

Image

Panie zbierające herbatę muszą zebrać trzy listki z samego szczytu herbacianego krzewu. Listki muszą być ze sobą połączone i zupełnie bez skazy. Tylko to gwarantuje, że herbata będzie najlepszej jakości. Nie jest to łatwe - bolą palce, kręgosłup, a słońce parzy. Nie jest to też praca dobrze płatna - o ile pamiętam, panie zarabiały 300 LKR....Za dzień.....Może to głupie, ale zawsze w takich sytuacjach staje mi w gardle każde wypite piwo, czy wypalony papieros...Spytaliśmy Luckiego, ile możemy zapłacić paniom za to, że poświęciły nam czas. Tak, żeby były zadowolone, ale żeby też ich nie obrazić - przyjęły nas naprawdę przyjacielsko, nie było to "komercyjne" pole herbaciane, to takie bardzo delikatne sytuacje...Okazało się, że 200 LKR będzie w sam raz. Podróżowanie z Luckim miało właśnie jeszcze taki dodatkowy plus - wiecie, jak to jest. Turystom naprawdę trudno rozeznać się, jaka naprawdę jest wartość miejscowych pieniędzy. Do tej pory dawaliśmy napiwki...no...trochę "losowo". Teraz o wszystko mogliśmy pytać Luckiego - to było dużo udogodnienie.

Image

Kolejny przystanek. Tu na pewno nie zatrzymują się wycieczki turystyczne, za to jadają tu kierowcy tuk-tuków. Zjedliśmy mnóstwo lokalnych przysmaków - jakieś pierożki, różne, dziwne twory z pysznymi nadzieniami. Za ucztę dla naszej trójki zapłaciliśmy 300 LKR.

Image

Wodospad, służący jako kąpielisko dla Lankijczyków. Najpierw trzeba było przejść drogą, wzdłuż której stały stragany - z ręcznikami, z rękawkami do pływania - a matki uspokajały dzieci, które koniecznie chciały mieć piłeczkę na gumce...Tandeta? Nie...Życie. Po prostu życie...

Image

Potem przedostać się na drugi brzeg bambusową tratwą.

Image

Jeszcze kawałeczek na piechotę, przez dżunglę i już człowiek mógł się cieszyć takim widokiem :

Image

Image

Piękne miejsce.

Image

Gdybyśmy chcieli wybrać się na wycieczkę w okolicach Kalutary sami, nie zobaczylibyśmy nawet ułamka tego, co pokazał nam Lucky. Nawet nie wiedzielibyśmy czego szukać i o co pytać. Nasz przewodnik zaprosił nas też do domu swoich teściów, którzy mieszkali w malutkiej wiosce, na granicy dżungli.

Image

Akurat trwały przygotowania do ślubu ich syna, który miał się odbyć za parę dni. Rodzina remontowała pokój, w którym miała zamieszkać młoda para, bo kobieta zawsze przeprowadza się do mężczyzny. Podobnie jak druga córka, żona Luckiego - pomimo, że bardzo za sobą tęsknią i dzieli ich naprawdę dosyć duża odległość, nikt nie wyobrażał sobie innego rozwiązania.

Image

Dom teściów przyklejony był do dżungli. Mieszkańcy wykarczowali najbliższy kawałek i zamienili go w ogród - z warzywami, owocami i ziołami. Coś niesamowitego - ogród zamieniający się w dżunglę...

Image

Wprawdzie rodzina Luckiego nie znała angielskiego, ale okazywała nam życzliwość w języku dużo bardziej wartościowym - czynami. Pan domu wchodził na wszystkie możliwe drzewa, żeby znieść na dół owoce, a następnie ofiarowywał je gościom. Piękne, bardzo wzruszające momenty.

Image

Image

Ponieważ rodzina żony pochodzi z rejonu, który specjalizuje się w wydobywaniu kamieni szlachetnych, Lucky zarządził, że pojedziemy jeszcze do kopalni. Również nie była to kopalnia "komercyjna", a pracujący panowie po prostu znali Luckiego i przywitali się z nim serdecznie. Właściwie kończyli już pracę, ale, ponieważ Lucky o to poprosił, oprowadzili nas po swoim miejscu pracy i, przy pomocy naszego przewodnika, jako tłumacza, poopowiadali o szczegółach.

Image

I nie były to szczegóły optymistyczne, zupełnie nie. To w ogóle był trochę taki dzień "do wewnątrz". Człowiek chce zobaczyć "prawdziwe" życie, a jak już je widzi, to...to jest zdruzgotany...

Image

Kopalnie są na ogół własnością jednego człowieka, który zatrudnia "poszukiwaczy" - sam raczej się tu nie pokazuje. Choć "zatrudnia" nie jest odpowiednim słowem...

Image

Panowie szukają kamieni szlachetnych zupełnie bez zapłaty...Dzień w dzień wchodzą do wody z sitami, przetrząsują piach i kamyki, i mają tylko nadzieję...Nadzieję, że któryś z nich znajdzie coś wartościowego. Bo wtedy otrzymają od właściciela ok. 10% wartości znalezionego kamienia. I jeśli znalezisko jest naprawdę drogocenne, to w porządku, wystarczy na roczne życie. Tylko...tylko, że to zdarza się niezmiernie rzadko...

Image

Te pomniejsze, półszlachetne drobiazgi, właściciel pozwala zachować znalazcy. Panowie trzymają je w kieszeniach, owinięte w szmatki i pilnują, jak największego skarbu. Próbują je sprzedać - czasem ktoś zawita do ich kopalni, czasem oni sami zaczepią turystę na ulicy pobliskiego miasteczka. Miasteczka, w którym na każdym rogu znajduje się pięć sklepów jubilerskich, zaopatrywanych przez właścicieli kopalni. A turysta przyjeżdża tu po oprawione w srebro lub złoto rubiny z certyfikatem, po luksus, szacunek i szklankę wody, którą zostanie poczęstowany u złotnika. Na pewno nie po okruchy nadziei prezentowane na spracowanej dłoni poszukiwacza, gdzieś na ulicy...

Image

Ale właściciel kopalni nie jest złym pracodawcą, o nie (naprawdę można go tak nazwać?). Jeśli któryś z panów ma wyjątkowo ciężką sytuację finansową (jak może nie mieć...), właściciel daje mu trochę pieniędzy "na kredyt". Odpracujesz, to oddasz. Więc gdy w końcu zdarzy się wreszcie ten cud i któryś z panów znajdzie cokolwiek wartościowego, nagle okazuje się, że właściwie te 10% to dług, który trzeba zwrócić...

Image

Czy pan, z którym rozmawiałam, znalazł kiedyś coś naprawdę wartościowego? Nie. Nie znalazł, ale ma kolegę, który w zeszłym roku.....Ech.....

Zostawiliśmy panom 500 LKR i paczkę papierosów. Gdy odchodziliśmy, kątem oka zauważyłam, że dzielą się nimi po równo. Tobie jeden, tobie jeden...Owijają w szmatki i chowają do kieszeni, tej samej, w której wcześniej znikały woreczki ze skarbem.

Image

Byliśmy u jubilera. Bardzo elegancko ubrany pan opowiadał o poszczególnych kamieniach i prezentował biżuterię. Ceny : od 50 USD do...właściwie bez ograniczeń.

Image

W drodze powrotnej wstąpiliśmy jeszcze do świątyni - Lucky chciał się pomodlić.

Image

Przygotowania do wieczornej ceremonii - wierni układają symbole z małych miseczek, wypełnionych olejem. Gdy zrobi się ciemno, symbole zapłoną.

Image

Przepiękna świątynia z prawdziwym, mistycznym klimatem.

Image

Lucky podwiózł nas pod hotel. Niestety, to był jedyny moment, w którym w naszą relację wdała się niezręczność. Nie chciał za wycieczkę pieniędzy, a my, bez jego wsparcia, nie mieliśmy pojęcia, ile taka wycieczka może kosztować. W końcu, po kilkunastominutowej rozmowie o niczym (żeby stracił czujność :D ), zapytałam znienacka - a ile normalnie bierzesz za taką wycieczkę? 6000 LKR. Teraz już nie miał wyjścia, musiał przyjąć :)

CDN.
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915
Góra
 Profil Relacje PM off
23 ludzi lubi ten post.
 
      
#48 PostWysłany: 01 Lip 2019 01:16 

Rejestracja: 01 Kwi 2012
Posty: 3531
srebrny
Cytuj:
Na pewno nie po okruchy nadziei prezentowane na spracowanej dłoni poszukiwacza, gdzieś na ulicy...

okruchy nadziei, genialne. nie wiem co robisz na co dzien, ale rzuc to i zacznij robic lub pisac reportaze spoleczno-obyczajowe, albo podroznicze. serio.
Góra
 Profil Relacje PM off
6 ludzi lubi ten post.
 
      
#49 PostWysłany: 02 Lip 2019 19:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
@ibartek, dziękuję, to bardzo miłe. Cieszę się, że czytasz :*

A, i @TikTak - żeby sprawdzić, postanowiłam zastosować się do własnej rady i rozmawiałam z tatą na temat kolejnego wyjazdowego kierunku. Doradził mi spływ rzeką Oranje :shock: Nie wiem, jak się do tego odnieść :D

Porada praktyczna, o której zapomniałam w poprzednim wpisie - przed wyjazdem na Sri Lankę Marcinowi zamarzyło się wejście na Szczyt Adama. Niestety, po przeszukaniu zasobów internetu (no tak, to mu się chciało sprawdzić dokładnie! Szkoda, że taki skrupulatny nie był przy zapisywaniu nazwy lotniska, na które przylecieliśmy! :D ) okazało się, że akurat w okresie naszego pobytu, nie jest to możliwe. Oficjalna droga na szczyt w pewnym okresie jest zamykana dla zwiedzających. Natomiast gdy byliśmy na wycieczce z Luckim, powiedział nam, że jest też inna możliwość zdobycia Adam's Peak, od drugiej strony góry. Trasa zaczyna się właśnie w okolicach, w których byliśmy i wiedzie przez dżunglę. Jest to całkowicie legalne wejście, ale raczej trzeba wynająć przewodnika. Sam Lucky wchodził tędy z turystami ponad kilkanaście razy. Niestety, my, z powodu braku czasu, nie mogliśmy już z tej wiedzy skorzystać, natomiast może komuś z Was się przyda.

Ostatnie pół dnia na Sri Lance mieliśmy również spędzić z Luckym - zaprosił nas na obiad do swojego domu. Drugie pół dnia - na zakupach (wg mnie :D Wg Marcina to nie wiem, ale to trochę nie miało znaczenia, bo jego wyjazdowe marzenie już się spełniło (patrz : fort :D

Najpierw pojechaliśmy na targ rybny. Wprawdzie dosyć późno - Lucky twierdził, że najlepiej być tam po 6.00 rano - ale i tak było co oglądać.

Image

Targ znajdował się przy samym brzegu, do którego przycumowane były najróżniejsze łodzie rybackie. Wyobrażam sobie, jaki musi być tam gwar, gdy wszyscy wyładowują i przenoszą swój towar na stoiska. Wejście na targ jest płatne - 100 LKR od osoby. Początkowo trochę mnie to zdziwiło, ale później zrozumiałam, że to bardzo sensowne.

Image

Po wybraniu odpowiednich ryb można poprosić o oprawienie ich na miejscu. Wszystkie wnętrzności i nieprzydatne klientowi resztki lądują bezpośrednio na wybetonowanym podłożu, które po jakimś czasie staje się śliskie od krwi.

Image

Po zakończeniu targu na miejsce przyjeżdża ekipa sprzątająca, która idealnie oczyszcza teren, żeby był gotowy na kolejny dzień. Ekipa jest opłacana właśnie z biletów wstępu (przypuszczam, że płacą głównie turyści, ale to nie ma znaczenia. Ważne, że działa).

Image

Wprawdzie wiele stoisk było już opuszczonych, po sprzedawcach pozostały tylko fragmenty towaru, ale i tak można było zobaczyć mnóstwo ciekawych ryb.

Image

Jednak największe wrażenie wywarł na mnie ten widok :

Image

Manta. Na Malediwach każdy marzy o tym, żeby ją zobaczyć w naturalnym środowisku. Są takie dostojne, gdy płyną...Nie mogłam przestać o tym myśleć.

Image

Dopóki nie przyjedzie ekipa sprzątająca, każdy zdąży się pożywić.

Image

Jest jednak jeden towar, zbyt cenny, żeby sprzedawać go po prostu na rybnym targu. On nie ma trafić do garnków byle kogo, nie służy, żeby po prostu nasycić żołądki. Służy do delektowania się i ma podnosić poczucie własnej wartości spożywającego (i ma też chyba dodatkowe właściwości, związane z...hm...ze sferą męskości).

Image

Nieopodal targu znajduje się miejsce suszenia płetw rekina. Dla mnie - straszny widok. Zakładając, że z jednego rekina wykorzystuje się jedną płetwę...Nie muszę chyba dodawać, kto jest głównym odbiorcą tego towaru.

Image

Gdy wychodziliśmy z targu rybnego, okazało się, że mamy jeszcze do obiadu mnóstwo czasu. Lucky trochę się stropił - nie było tego czasu aż tak dużo, żeby pojechać gdzieś dalej, natomiast na obwożenie nas po typowych turystycznych atrakcjach, raczej honor by mu nie pozwolił. Na szczęście (ha! :D znaleźliśmy doskonałe rozwiązanie tego problemu - otóż w pobliżu znajdował się Turtle Projekt Bentota :)

Image

Dodatkowo (to już pełnia szczęścia :D , przed wejściem Lucky powiedział - Nie spieszcie się za bardzo. Boję się, że żona nie zdąży ugotować obiadu. Mówiłam, że doskonale się z Luckym rozumieliśmy :D

Image

Bilet wstępu kosztował 500 LKR i ten ośrodek był bardziej rozbudowany, niż centrum w Hikkaduwie. Bentota, oprócz żywych żółwi, miała też coś w rodzaju malutkiego muzeum. Były tam szkielety zwierząt i eksponaty w formalinie.

Image

Był też dwa żółwie albinosy, które z powodu swojej wyjątkowo wrażliwej skorupy, skazane są na życie w ośrodku.

Image

Były żółwie-łobuziaki, które (zwłaszcza jeden) cały czas podgryzały sobie płetwy (o ile dobrze zrozumiałam, miało to coś wspólnego z zalotami :) Były okaleczone żółwie, które z ogromną determinacją ponownie uczyły się pływać.

Image

I, niestety, była też największa awantura :/ Wielojęzyczna. I można powiedzieć, że wygraliśmy bitwę, ale nie wojnę...Otóż pewna, zakochana w swoim dość małym synku, mama, podała mu młodego żółwika i zaczęła robić słodkie zdjęcia. Synek z żółwikiem na rączce - to jeszcze mieściło się w granicach przyzwoitości - ale potem było : synek trzymający żółwika za nóżkę, za główkę (!!!), synek potrząsający żółwikiem i synek z prawie spadniętym żółwikiem...Było to tak rozkoszne, że mamie aż roztrzęsły się wszystkie złote naszyjniki ze śmiechu...W efekcie żółwik został uratowany, obrażona mama opuściła ośrodek ("Przecież wiem, że to nie zabawka!"), a my wdaliśmy się w szczegółową rozmowę z przewodnikiem po ośrodku. I dosyć szybko opuściła nas duma z powodu załatwienia sprawy, ponieważ pan, na pytanie dlaczego pozwalają na takie zachowania, odpowiedział ze smutkiem : Wiem, to niedopuszczalne... Ale oni zapłacili za bilet...."

Image

Porada praktyczna dla rodziców : jeśli nie masz pewności, że twoje dziecko utrzyma żółwika na dłoni, nie pozwalaj mu go wziąć do rąk! Żółwika trzymamy nad basenem z wodą (nie nad betonem!), kładąc go na płaskiej dłoni! I chociaż twoje dziecko jest najwspanialsze na świecie, nie, ono naprawdę nie musi mieć kolejnej zabawki! (przepraszam. Musiałam. Nie bierzcie tego do siebie - na pewno jesteście uświadomionymi, wspaniałymi rodzicami. Ale wiecie, różni tu wchodzą przez SG ;)

Image

A tak wygląda śpiący żółwik w wodzie. Zobaczcie, jak rozkosznie zakłada płetwy na skorupę :)

Gdy zakończyliśmy oglądanie żółwi, pierwszy raz ktoś ucieszył się z długości naszego pobytu ze zwierzętami :D No, idealnie - stwierdził Lucky. - Teraz to już na pewno możemy jechać na obiad :) I pojechaliśmy do jego rodzinnej wioski, położonej blisko Kalutary. Po drodze zatrzymywaliśmy się co chwilę - Lucky rozmawiał z sąsiadami, podwoziliśmy dzieci, które wskakiwały na boczne koła, generalnie - droga była barwna i wesoła.

Image

Rodzina Luckiego mieszka w niewielkiej wiosce, składającej się w większości z domków, różniących się od siebie tylko kolorami i rodzajami wywieszonego na sznurach prania. To wioska-dar, wioska-pomoc. Na terenie zniszczonej przez tsunami osady, Czerwony Krzyż odbudował domy dla mieszkańców. I znowu brakuje mi słów, na opisanie klimatu i życzliwości doznanej w tym miejscu...

Image

Zostaliśmy przyjęci po królewsku. Lucky oprowadził nas po domku i okolicach. Szczególnie wzruszył mnie malutki ogródek za domkiem, w którym żona, pochodząca z terenu przy dżungli, próbowała odtworzyć swoje rodzinne miejsce...

Image

Bawiliśmy się z dziećmi, śmialiśmy i, po prostu, byliśmy tam, razem z wszystkimi. Dobre, prawdziwie ciepłe miejsce...

Image

Niestety, trzeba było wracać. Lucky podwiózł nas pod hotel i strasznie trudno było się nam pożegnać. Wcisnęliśmy mu jeszcze 3000 LKR (ale łatwo nie było). Natomiast, gdyby ktoś z Was potrzebował przewodnika po Sri Lance (Lucky jeździ też na dłuższe odległości, w razie potrzeby pożycza auto. Swojego nie ma.), przewodnika na Szczyt Adama i po nieoczywistych atrakcjach, życzliwego towarzysza i skarbnicę wiedzy o lankijskich zwyczajach - szczerze polecam.

Image

Pozostałą część dnia spędziliśmy w wiadomy sposób :D Marcin się niby trochę denerwował (Jak pan ze sklepiku ajurwedyjskiego zobaczy nas po raz szósty, to uzna, że zwariowałaś! :D ), ale i tak stosunkowo gładko poszło :) Z jednym zakupem mieliśmy tylko lekkie problemy. Otóż od samego początku pobytu na Sri Lance zafascynowała nas pewna rzecz. W większości sklepików leżały na ladzie małe pakuneczki z liści. Oglądaliśmy, przyglądaliśmy się, a gdy w końcu uznaliśmy, że to pewnie jakiś fikuśny deser i odważyliśmy się spróbować zakupić, pani odsunęła od nas koszyczek z pakunkami i ze śmiechem rzekła "To nie dla was". I to nas mocno zastanowiło...:D Zrobiliśmy prywatne śledztwo (oparte głównie na obserwacji i Internecie), które zakończyło się sukcesem :) Betel - używka, która składa się z zawiniętych w liście pieprzu orzechów betelu. Stwierdziliśmy zatem, że będzie to doskonała pamiątka przywieziona ze Sri Lanki :) (jakoś na wypróbowanie jej na miejscu nie mieliśmy odwagi :D

Image

Zostawiliśmy zakup betelu na ostatni moment, żeby ten smakołyk (:D) doleciał do Polski w jak najlepszym stanie. Niestety, upatrzony przez nas sprzedawca, niezbyt rozumiał język angielski. Weszłam więc na wyżyny mowy gestów (po próbie kupna w ten sposób środka przeczyszczającego w Nepalu, naprawdę, nie mam już żadnych oporów :D W końcu, po piętnastu minutach mojego zgrabnego pokazywania na usta, zęby (betel barwi zęby na czerwono) i plucia na ulicę (pluje się nim), twarz pana rozjaśniła się uśmiechem zrozumienia. Aaa- rzekł, podając mi ...szczoteczkę do zębów :D :D :D Dopiero za jakiś czas zrozumiał, o co naprawdę nam chodziło :) Spryskaliśmy pakuneczki wodą, schowaliśmy do pudełek na żywność i dowieźliśmy całe do Polski, choć nie mogę powiedzieć, żeby spotkały się z jakimś wielkim entuzjazmem obdarowanych nimi przyjaciół :D Jedynie mój tato zachował się jak należy i przeżuł cały, a zaraz po tym strasznie mu ciśnienie skoczyło (Och....teraz dotarło....Czyżby propozycja spływu Oranje była...zemstą? :/ :D :D

Image

Końcówkę wieczoru spędziliśmy w hotelu na bardzo ważnych sprawach. Najpierw, przez dwie godziny, próbowaliśmy upchnąć wszystkie zakupy do plecaków, później, w ramach przerwy, postanowiłam szybko sprawdzić w basenie, czy przypadkiem w międzyczasie nie nauczyłam się pływać (nie), a Marcin się wykąpał (to też nie był najlepszy pomysł, bo gdy się cały namydlił, skończyła się woda :/), no. Takie tam, standardowe, życiowe sprawy :D Za trzy noce w hotelu (+ napoje. Tak się jakoś złożyło, że ciągle musieliśmy dobierać :D zapłaciliśmy 16 000 LKR. Za transport na lotnisko, zmówiony na godzinę 6.00 rano - 4500 LKR.

Wylot mieliśmy o godz. 10.00, przesiadka w Kijowie (tak, zdążyłam się jeszcze pokazać w każdym możliwym saloniku lotniskowym, wprawdzie do jednego musiałam biec, żeby zdążyć, ale sami rozumiecie - jedyna okazja w życiu :)

Image

Image

Bardzo dziękuję czytającym, lajkującym i komentującym - to naprawdę duża motywacja do ponownego przeżywania i ubierania w słowa podróży :)
A przede wszystkim, jeszcze raz bardzo gorąco dziękuję za nagrodę :*

Image
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915
Góra
 Profil Relacje PM off
27 ludzi lubi ten post.
 
      
#50 PostWysłany: 02 Lip 2019 20:01 

Rejestracja: 18 Gru 2015
Posty: 102
Loty: 105
Kilometry: 246 795
Ja tam będę głosować na relację miesiąca :D a mam nadzieję, ze też i roku 8-) a to wszystko tym razem za to , że pozwoliłąś spełnić wyjazdowe marzenie Marcina 8-) :lol: ;) :D
Góra
 Profil Relacje PM off
pestycyda lubi ten post.
 
      
#51 PostWysłany: 02 Lip 2019 21:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 02 Lip 2019
Posty: 33
Loty: 29
Kilometry: 55 945
Super relacja!
Góra
 Profil Relacje PM off
pestycyda lubi ten post.
 
      
#52 PostWysłany: 03 Lip 2019 13:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
@bozenak, :D Marcin, w ramach podziękowania za dbanie o jego dobre samopoczucie, zaproponował, że prześle Ci pozostałe zdjęcia z fortu. Wszystkie :D Gratulacje, czeka Cię miły wieczór tydzień przed monitorem :D

Jeszcze podsumowanie finansowe :

Transport : ok. 149,99 zł ( :D )

Noclegi :ok. 649,32 zł

Atrakcje :ok. 763,85 zł

Jedzenie :ok. 414,99 zł

Czyli w sumie ok. 1978,15 zł na osobę + 40 USD wiza + wydatki zakupowe (tutaj może nie będę się chwalić :D Jednak okazało się, że nie jestem doskonała w kupowaniu i powinnam to poprawić. Muszę kupować WIĘCEJ :D - nie wiem, jakim cudem, ale nie mam już w domu ani jednej herbaty :/ :D

Image
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915
Góra
 Profil Relacje PM off
15 ludzi lubi ten post.
 
      
#53 PostWysłany: 06 Lip 2019 13:16 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 16 Paź 2016
Posty: 1197
Loty: 401
Kilometry: 665 395
srebrny
Ech, to nie fair, żeby tak ot po prostu kończyć taką fajną relację! Nie mogłabyś jeszcze trochę popisać???
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#54 PostWysłany: 07 Lip 2019 10:52 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
@maginiak, jeszcze będziesz żałować, że to powiedziałaś :D
Wiesz, że mam wewnętrzny przymus opisywania wyjazdów - w dodatku długo i szczegółowo. Przed następnym wyjazdem nie zdążę opisać ostatniego, ale jak tylko wrócę...

Image
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915
Góra
 Profil Relacje PM off
6 ludzi lubi ten post.
 
      
#55 PostWysłany: 07 Lip 2019 12:12 

Rejestracja: 05 Mar 2017
Posty: 1363
srebrny
Czy ktoś może policzył ilość emotek w całej relacji?
_________________
Wszak istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#56 PostWysłany: 07 Lip 2019 13:52 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Maj 2017
Posty: 3419
Loty: 422
Kilometry: 733 705
platynowy
284 :/ ale nie wnikam czy były też cytowane, czy innych osób w komentarzu itp
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#57 PostWysłany: 07 Lip 2019 15:44 

Rejestracja: 05 Mar 2017
Posty: 1363
srebrny
Bardzo ekspresyjna relacja, ale za to jak się czyta. Gratuluję podróży i chyba koledze Marcinowi cierpliwości :D
_________________
Wszak istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#58 PostWysłany: 08 Lip 2019 14:22 

Rejestracja: 01 Lut 2013
Posty: 22
Hej

Wybieramy się na Sri-Lankę w styczniu- czy jest możliwość podania kontaktu do Pana Luckiego z Kalutary w podsumowaniu?
Chętnie skorzystalibyśmy z jego usług.

Dzieki
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#59 PostWysłany: 08 Lip 2019 18:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
@artom, mam kontakt z Luckim przez WhatsApp, prześlę Ci numer w prywatnej wiadomości. Mam nadzieję, że się Wam uda umówić, będziecie zadowoleni :) I udanego pobytu na Sri Lance!

@marcin.krakow, policzyłeś??? Poważnie??? :shock:

@katka256, doceń proszę, że naprawdę się staram zmniejszyć ich liczbę, ale wiesz, nałogowcom jest trudniej :) A, i Marcin prosił, nie wiem czemu, żeby Ci przekazać ogromne uszanowania. I że Cię bardzo lubi :)
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915
Góra
 Profil Relacje PM off
katka256 lubi ten post.
 
      
#60 PostWysłany: 01 Wrz 2019 06:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 14 Sie 2019
Posty: 510
złoty
Relacja pierwsza klasa - szczegolnie smialam sie przy Malediwach.
Niesamowite, ze udalo sie wam kabanosy przewiesc, bo zazwyczaj bardzo skrupulatnie szukaja swininy i alkoholu a bagazach na lotnisku w Male.

Tak sobie mysle, czy by mojej relacji z Malediwow nie opisac, ale po co? Bo i tak nie bedzie az tak ekscytujaca jak Twoja ;-)
_________________
~~~ Do or do not. There is no try. ~~~
Gadam od rzeczy na Jutubie
Góra
 Profil Relacje PM off
pestycyda lubi ten post.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 68 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group