Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 14 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 19 Maj 2019 20:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Cze 2014
Posty: 51
Loty: 14
Kilometry: 23 172
Pomysł wycieczki do Słowenii zrodził się we mnie ponad 15 lat temu, gdy w kuchni zawisł kalendarz z przepięknymi zdjęciami Alp Julijskich. W tym roku w końcu udało mi się namówić męża (10 dni przed majówką), że skoro szykuje się 5 dni wolnego, mamy dobre auto i jeszcze nam dzieci nie płaczą w domu, na wyrwanie się na południowy zachód Europy.

Plan wycieczki obejmował wiele naprawdę ciekawych punktów. Inspiracje czerpałam z tutejszego forum oraz stron places2visit i slovenia-trips. Przez brak czasu na dokładne sprawdzenie, ile mogą nam zająć poszczególne atrakcje, pierwotnie wyglądało to bardzo optymistycznie:

https://tiny.pl/tr6nm

Image

Przez nasze mało podróżnicze podejście (czyli wychodzenie z kempingu o 12), nieprzewidziane wypadki oraz załamanie pogody 5 maja udało nam się zrealizować zaledwie ułamek tego, co chcieliśmy.
Ale po kolei.

Z Lublina wyruszyliśmy ok. 19:30 we wtorek, 30 kwietnia, klasycznie w stronę A4, a następnie zjechaliśmy na A1 w kierunku Ostravy. Przy granicy kupiliśmy winietę czeską oraz austriacką, natomiast kosmiczna cena winiety słoweńskiej (prawie 130 zł) poprowadziła nas do najgłupszej myśli podczas całego wyjazdu - "Będziemy jeździć bocznymi". Później okazało się, że mimo wszystko nam się to opłaciło.
Droga upłynęła bardzo spokojnie, przyjemnie, a od okolic Grazu zaczęły się naprawdę fajne widoki.

Image

Image

Prawdziwe schody zaczęły się dość niespodziewanie - gdy byliśmy już na końcowym etapie drogi do Logarskiej Doliny. Przez myśl nam nie przyszło, że droga, która wygląda na mapie tak:

Image

zmrozi nam krew w żyłach tak, że później każdą trasę będziemy bardzo szczegółowo analizować pod względem wysokości. Droga była typowo wysokogórska, z licznymi bardzo ostrymi zakrętami, a do tego wąska, bez żadnych barierek, ze śniegiem leżącym po bokach i niemal pionową ścianą w dół. Ja się lekko popłakałam ze strachu, a jadący za nami Słoweniec trąbił na nas, żebyśmy jechali szybciej :roll: Nie mówię, że widoki z tej drogi nie były ładne, gdy już odważyłam się otworzyć oczy, no ale.

Image

Na szczęście dotarliśmy na miejsce cali i zdrowi, a widoki totalnie zrekompensowały nam strach o życie:

Image

Image

Wjazd do Doliny jest płatny 7 euro od samochodu. Tam już ludzie parkowali albo przy poboczu, albo w jakichś zatoczkach. Większość jednak jechała dalej, ponieważ ten teren jest czymś w rodzaju takiej bazy wypoczynkowej. Są tam jaskinie i wodospady, a także trasy do chodzenia/jeżdżenia rowerami. Wygląda to na bardzo popularne miejsce wśród Słoweńcow, bo mijaliśmy same miejscowe rejestracje, a droga była ślepa i nie dało się stamtąd nigdzie indziej pojechać.
Z Logarskiej Doliny chcieliśmy przemieścić się w stronę Bledu, gdzie mieliśmy zaplanowany kemping. Po wcześniejszych wysokogórskich doświadczeniach postanowiliśmy pojechać okrężną drogą w dolinie wzdłuż rzeki. Przed miejscowością Luce, przed znakiem prowadzącym do campingu, po lewej stronie jest fajna zatoczka, w której można zaparkować samochód i zejść w dół do rzeki Savinji.

Image

Warto zatrzymać się chociaż na chwilę, żeby zobaczyć ten cudowny kolor, charakterystyczny dla słoweńskich rzek. Oczywiście woda była krystalicznie czysta i lodowata, dlatego umycie w niej twarzy było niesamowicie przyjemne.

Image

Po raz kolejny stanęliśmy w miejscowości Nowa Stifta obok przystanku, gdzie rozpościerał się przed nami taki widok:

Image

Jak się okazuje, tam nawet zwykłe przemieszczanie się z punktu A do B jest ekscytujące i dostarczające niesamowitych wrażeń estetycznych. Nieustannie mijaliśmy również znaki "Pozor! Kolesarji!", czyli ostrzeżenia przed rowerzystami, których było rzeczywiście naprawdę dużo.
W końcu wyjechaliśmy na główną drogę i zatrzymaliśmy się w Kamniku. Potrzebowaliśmy jakiejś mapy (przez problem z ładowarką mieliśmy dwa padnięte telefony) oraz winiety. Ze względu na święto 1 maja praktycznie wszystko było pozamykane, również restauracje, a miasto wyglądało na opustoszałe, dlatego odetchnęliśmy z ulgą, gdy okazało się, że informacja turystyczna była czynna. Dostaliśmy mapę, praktyczne wskazówki i ruszyliśmy dalej.

Image

Winietę kupiliśmy na stacji benzynowej i okazało się, że nie kupując jej w Polsce oszczędziliśmy sporo pieniędzy - w Słowenii kosztowała jedynie 15 euro.
Ostatnim przystankiem (tak przynajmniej myśleliśmy) przed Bledem była Radovljica, gdzie zjechaliśmy, żeby zrobić sobie coś do jedzenia. Znaleźliśmy fajną miejscówkę kierując się w stronę rzeki i za znakami "rafting". Był tam parking, a obok stół, ławeczki, cisza i spokój.

Image

Przez naszą rozlazłość zrobiło się dość późno, więc stwierdziliśmy, że dziś zobaczymy jezioro Bohinj, a jutro cały dzień poświęcimy na Bled. Będąc w drodze usłyszeliśmy w radio, że był wypadek na trasie Bled-Bohinj i żeby kierować się inną drogą. Taka droga była, ale na mapie niestety zbyt słabo zaznaczone, że prowadzi ona przez szczyt góry :roll: Tutaj można nam wlepić gwiazdkę turysty, bo wkopaliśmy się ostro. Znów oczy pełne strachu, samochód wył, a nam się odechciało wszystkich jezior świata. Jedyną korzyścią były oczywiście przepiękne widoki po drodze.

Image

Niesamowicie zmęczeni w końcu dojechaliśmy na kemping w Bledzie o nic nie mówiącej nazwie - Camping Bled. Jest położony bardzo malowniczo, z trzech stron w zasadzie otoczony skałami, a na wprost mamy widok na jezioro ze słynnym kościołem na wyspie. Obsługa jest bardzo miła, anglojęzyczna, służą pomocą o każdej porze dnia i nocy. W recepcji znajdują się fajne skrytki do ładowania telefonów zamykane na ustalony przez siebie szyfr, w których znajdują się ładowarki z różnymi wejściami, więc nie trzeba mieć własnych. Camping jest spory, są 3 budynki z łazienkami, prysznicami, stanowiskami do mycia psów oraz umywalkami. Jest też stacja do naprawy rowerów. Za noc w tym miejscu zapłaciliśmy 10,70 euro + 1 euro opłaty rejestracyjnej + 3,13 euro tourist tax za osobę.

Image


Następnego dnia musieliśmy odespać wyczerpującą podróż, więc zwlekliśmy się z campingu tuż przed 12. Dzięki temu miasteczko było tak zapchane, że nie mieliśmy szans, żeby zaparkować. Szybka modyfikacja planu i wyjazd w kierunku jeziora Bohinj. Tym razem dotarliśmy tam bez przeszkód, za to z jednym krótkim przystankiem w zatoczce tuż przed brązowym znakiem "Obcina Bohinj", gdzie można podziwiać rzekę Sava Bohinjka. Również i ona miała przepiękny, szmaragdowy kolor i była tak czysta, że widać było dno.

Image

Image

Nad jeziorem Bohinj było zdecydowanie mniej ludzi. Bez problemu zaparkowaliśmy na parkingu po lewej stronie, ale jak się później okazało, można było pojechać w prawo i zaparkować z drugiej strony, jeszcze bliżej jeziora. Ceny o wiele bardziej przyjazne, niż w Bledzie - 1,5 euro za godzinę, a od czerwca 2,5 euro za godzinę (w Bledzie ceny sięgały 5 euro za godzinę).
Cóż można powiedzieć o samym jeziorze. Piękne, malowniczo położone i strasznie od niego wieje. Zaraz za mostem jest kościół św. Jana Chrzciciela. Można wejść na wieżę, co jest płatne, ale my się nie zdecydowaliśmy. Przeszliśmy dalej na ścieżkę prowadzącą dookoła jeziora. Cały spacer ma teoretycznie zająć 2,5 godziny, po drodze można wpaść na zwiedzanie jaskini. Nam się krótko mówiąc nie chciało :D Siedliśmy sobie na murku przy brzegu, daliśmy się ochlapać wodzie i po prostu chłonęliśmy piękno tego miejsca.

Image

Image

Image

Jak już sobie trochę posiedzieliśmy udaliśmy się do wodospadu Savica, którego nie mieliśmy w planach. Później okazało się, że to jedno z najliczniej odwiedzanych miejsc w Słowenii, ale nie dało się tego odczuć. Wstęp kosztuje 3 euro i do tego należy doliczyć parking za 4 euro (max 2 godziny). ALE. Po drodze są dwa parkingi/zatoczki po lewej stronie i jeden po prawej, które są blisko i nie trzeba płacić nic. Nam się udało tam zaparkować, więc wręczyliśmy sobie po cebulowym orderze i poszliśmy zobaczyć wodny cud natury.
Do wodospadu jest zrobiona elegancka ścieżka ze schodami, dlatego idzie się dobrze, ale dość długo. A może tylko mi się wydaje, że było tak długo, bo totalnie nie mam kondycji? :lol:

Image

Image

Na górze jest wspaniały widok na dolinę i jezioro Bohinj.

Image

W kiosku przy wodospadzie polecam kupić pamiątki, bo, o dziwo, są tańsze. Przykładowo pocztówki kosztują 0,60 euro, magnesy 2,50-4 euro (praktycznie wszędzie indziej odpowiednio po 1 i 4-6 euro).
Wracając do Bledu zajechaliśmy jeszcze nad jezioro na lody. Wyglądały super, smakowały obrzydliwie. Nie polecam.

Image

Image

Ta Słowenia jest po prostu super.

W Bledzie byliśmy dopiero ok. 18, czyli po raz setny nasze plany do końca nie wyszły. Zamiast dobrze obejrzeć miasteczko, pojechaliśmy tylko na wzgórze Ojstrica na punkt widokowy. Samochód zaparkowaliśmy w zatoczce tuż po skończeniu takiej kamienistej drogi pod górę. Później musieliśmy się jeszcze ok. 10-15 minut wspinać, a ostatni etap to już w ogóle czyste skałki. Co ciekawe, na górze byli sami Polacy ;)
Szczerze mówiąc, po tym, co zobaczyliśmy, poczułam totalną satysfakcję. Myślę, że jeśli ktoś ma mało czasu i jest w Bledzie tylko przejazdem, wejście na to wzgórze wystarczy.

Image

Żeby dojechać na wzgórze należy kierować się znakami "Camping Bled" i już po skręceniu w prawo wypatrywać po lewej stronie takiej żużlowej drogi pod górę ze znakiem zatrzymywania się. My za pierwszym razem przejechaliśmy.

Po wchłonięciu odpowiedniej dawki widoku na jezioro, udaliśmy się na nocleg do kempingu Trnovc za Bledem. Było tam o wiele bardziej kameralnie i bardziej swojsko. W Bledzie w recepcji było stanowisko do ładowania telefonów, pamiątki i gadżety, a tutaj kieliszki na wódkę czekające na napełnienie 8-) Pani nie mówiła po angielsku, więc zawołała syna, który nam pomógł, chociaż mówiąc po polsku w miarę się rozumieliśmy. Płatność na kempingu jest wyłącznie gotówką. Zapłaciliśmy po 10 euro za osobę + 0,75 euro bodajże tourist tax.

Image

Tu było zdecydowanie mniej ludzi, niż na Camping Bled. Mimo, że to miejsce znajduje się blisko autostrady, nie było słychać szumu samochodów, a szum bystrej rzeki, która przepływa tuż przy bramie. Na miejscu są łazienki, prysznice, umywalki i gniazdka do podładowania telefonu itp. Teren jest równy, więc spało nam się lepiej, niż w Bledzie, gdzie jest więcej nierówności i kamieni.
Ludzie z kempingu byli niesamowicie sympatyczni. Gdy odjeżdżaliśmy, właścicielka pytała, czy jedziemy "na more". My mówimy, że tak, ale dopiero pojutrze, na co ona pokręciła głową i powiedziała "Hladno". Jak się później okazało, trzeba było jej posłuchać.

Następnego dnia mieliśmy w planie Wenecję i ten plan udało nam się zrealizować :D Co prawda przez całą drogę mieliśmy potężne wątpliwości, bo okropnie lało, ale przejaśniło się dosłownie 20 km przed miastem i tak pozostało przez większą część dnia.
Każdy, kto był w tym mieście wie, że nie da się tam wjechać samochodem, dlatego trzeba go zostawić na jednym z licznych parkingów. My za pomocą parclick zarezerwowaliśmy miejsce na Parcheggio Saba Stazione w Mestre. Zapłaciliśmy 15 euro za cały dzień, co jest całkiem przystępną ceną wśród parkingów po 25-40 euro. Dosłownie naprzeciwko jest przystanek autobusowy z linią nr 2, która zawiezie nas na wyspę (bilet kosztuje 1,5 euro w jedną stronę). Można też pojechać pociągiem, dworzec jest również rzut beretem od parkingu. Autobus jechał ok. 10 minut.

Image

Image

Image

Zdjęcia były robione telefonem (co prawda z dobrym aparatem, ale jednak) i nie oddają całkowicie piękna tego miasta. Byłam tam po raz pierwszy i spodziewałam się smrodu oraz paskudnej wody w kolorze wody po gotowaniu grzybów na barszcz wigilijny, ale miło się zaskoczyłam. Dominował piękny, modry kolor, a nieciekawy zapach czuć było tylko czasami. Nawet mój nienawidzący takich turystycznych miejsc mąż był oczarowany. Podobno maj to nie jest jeszcze szczyt sezonu, ale turystów było sporo (co prawda mniej, niż się spodziewałam) i ruch zdecydowanie gęstniał w miarę zbliżania się do placu św. Marka. Można tam trafić za znakami, ale my kupiliśmy mapę (co ciekawe, w języku polskim), która bardziej przydała nam się w powrocie na dworzec.

Image

Image

Na placu było tyle ludzi, że zrobienie idealnego zdjęcia było nierealne. Kolejka do katedry była niemiłosiernie długa, a my nie mieliśmy zamiaru w niej stać ze względu na szybko zbliżającą się burzę. Przez chwilę mieliśmy nadzieję, że uda nam się dotrzeć do restauracji, którą upatrzyliśmy sobie na posiłek, ale niestety lunęło jak z cebra i ratowaliśmy się Pasta&Sugo. Jak się okazało, nasz wybór nie był najgorszy. Restauracja sprawia wrażenie sieciówki, je się z papierowych talerzy i plastikowymi (ale srebrnymi!) sztućcami, ale makaron był pyszny. Ja wzięłam sos pomidorowy z bazylią, małż amatricianę, do tego po kieliszku naprawdę pysznego prosecco i zapłaciliśmy za to jedynie 19 euro. Minusem są okropnie niewygodne wysokie krzesła, ale nie narzekamy, bo przeczekaliśmy oberwanie chmury i do tego smacznie zjedliśmy.

Image

Na szczęście się po około 30 minutach się przejaśniło, więc ruszyliśmy dalej. Bardzo chciałam pójść do Galleria dell'Accademia na wystawę poświęconą Leonardo da Vinci, ale spotkałam się ze sprzeciwem. No trudno, może następnym razem. Jak coś, bilety kosztowały 15 euro i też była lekka kolejka (jak w sumie w każdym miejscu w Wenecji).
Trochę sobie jeszcze pochodziliśmy, pooglądaliśmy, znaleźliśmy nawet wolną ławkę do posiedzenia.

Image

Spotkaliśmy po drodze targ na wodzie

Image

I po całym dniu stwierdziliśmy, że czas wracać.
Odebranie samochodu z parkingu było bardzo proste - w budce pokazaliśmy numer rezerwacji, pan go spisał i spokojnie sobie odjechaliśmy.

Kierowaliśmy się w stronę Piranu, gdzie mieliśmy spędzić ostatni dzień naszego wyjazdu. Jechaliśmy w takich strugach deszczu, że ledwo było widać samochody przed nami. Do tego strasznie wiało. Zjechaliśmy na stację benzynową jakieś 20 km od Piranu. Posprawdzaliśmy chyba z 10 stron z prognozami pogody, które w większości mówiły, że to miejsce to nie jest dobry pomysł na jutro. Ostateczne wątpliwości rozwiał sprzedawca na stacji, który powiedział, że ma lać przez cały kolejny tydzień. Postanowiliśmy zaufać tubylcowi i z niemałym żalem zrobiliśmy zwrot w tył na autostradę w kierunku Lublany. Przez to, że nasza wycieczka dosłownie urwała się w nieoczekiwanym momencie, nie zobaczyliśmy tego na pewno cudownego miasta, jak i pięknego Piranu. Kupiliśmy też tylko jedno słoweńskie wino na stacji benzynowej, chociaż mieliśmy w planie wizytę u Borisa Lisjaka.
No cóż, mówi się trudno. Prognozy na wyjazd były niepewne, ale i tak uważam, że nam się poszczęściło. Przynajmniej wiemy, że kiedyś tam wrócimy, bo mamy niesamowity niedosyt. Słowenia jest tak pięknym i różnorodnym krajem, że można by ją zwiedzać przez kilka tygodni i ani jednego dnia się nie nudzić. Tak, jak mówiłam - zobaczyliśmy ledwie ułamek i moglibyśmy wyciągnąć z tego wyjazdu więcej, ale z drugiej strony byliśmy na wakacjach, nic nas nie goniło i nie chcieliśmy się zrywać o 6 rano, żeby później nieprzytomnym odhaczać kolejnych pozycji z listy.
Może moja relacja nie jest zbyt porywająca (to moja pierwsza, więc za wszelkie niedociągnięcia przepraszam), ale mam nadzieję, że kogoś zachęcę do odwiedzenia tej granicy między Europą a Bałkanami. My ten wyjazd będziemy wspominać z uśmiechem na ustach :)
_________________
Seszele
Korfu


Ostatnio edytowany przez Calaira, 09 Cze 2019 19:42, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
 
      
Miesiąc na Phuket za 4040 PLN. Loty z Warszawy (z dużym bagażem) i noclegi w 4* hotelu Miesiąc na Phuket za 4040 PLN. Loty z Warszawy (z dużym bagażem) i noclegi w 4* hotelu
Bezpośrednie loty first minute do Nowego Jorku i Miami z Berlina od 1541 PLN. Dużo terminów Bezpośrednie loty first minute do Nowego Jorku i Miami z Berlina od 1541 PLN. Dużo terminów
#2 PostWysłany: 20 Maj 2019 19:38 

Rejestracja: 18 Gru 2015
Posty: 102
Loty: 103
Kilometry: 244 869
Relacja fajna ale ja nie widzę zdjęć :(
Góra
 Profil Relacje PM off
zuzanna_89 lubi ten post.
 
      
#3 PostWysłany: 20 Maj 2019 20:04 

Rejestracja: 12 Lip 2018
Posty: 193
Robiłem 3 lata temu tę trasę na motocyklu i chciałem sobie powspominać, ale też nie widzę zdjęć :|
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#4 PostWysłany: 20 Maj 2019 23:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Cze 2014
Posty: 51
Loty: 14
Kilometry: 23 172
Jak weszłam na telefonie, to też nie widzę :? Pewnie coś się porypało na stronie, na której wgrywałam fotki. Postaram się jutro wejść na komputerze i naprawić błąd.
_________________
Seszele
Korfu
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#5 PostWysłany: 20 Maj 2019 23:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Lis 2017
Posty: 716
Loty: 27
Kilometry: 45 291
Zbanowany
niebieski
Potwierdzam, też nie widać zdjęć. Widać kilka pierwszych tylko.

Ale czuję, że to będą dobre zdjęcia, bo również na majówkę (i Wielkanoc) przejechałem Alpy i dotarłem do Wenecji ;) przy czym ja to rowerem :) Tarvisio na mapie widzę też objechaliście, stamtąd zaczęły się najlepsze widoki, choć i wcześniej było super ;) czekamy zatem na fotki ;)
_________________
Rowerowe podróże i nie tylko: https://www.facebook.com/rowerowepodrozetuitam
Zapraszam do polubienia (:
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 23 Maj 2019 18:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Cze 2014
Posty: 51
Loty: 14
Kilometry: 23 172
Problem rozwiązany ;)
_________________
Seszele
Korfu
Góra
 Profil Relacje PM off
NikodemFM lubi ten post.
 
      
#7 PostWysłany: 09 Cze 2019 19:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Cze 2014
Posty: 51
Loty: 14
Kilometry: 23 172
Dzisiaj przyszła nam niespodziewana pamiątka z podróży - mandat z Austrii w wysokości 150 euro :evil: Po wysokości ograniczenia wnioskujemy, że złapaliśmy go przy wjeździe do tunelu, bo w większości z nich jest ograniczenie do 80 km/h, a ponoć jechaliśmy 116 km/h. Także uważajcie, bo żadnego fotoradaru ani policji nie było widać ;)
_________________
Seszele
Korfu
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#8 PostWysłany: 09 Cze 2019 20:53 

Rejestracja: 18 Wrz 2015
Posty: 906
Loty: 54
Kilometry: 71 690
niebieski
Na przyszłość może się przydać - słoweńskie winiety można kupić na austriackich stacjach benzynowych bez żadnych dodatkowych kosztów :)
Miłe zaskoczenie po cenie czeskiej winiety w Chałupkach... Austriacką też najlepiej kupować bezpośrednio w Austrii, Polacy i Czesi sporo sobie doliczają.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#9 PostWysłany: 09 Cze 2019 21:16 

Rejestracja: 18 Paź 2014
Posty: 258
Loty: 4
Kilometry: 13 255
Zbanowany
Calaira napisał(a):
Dzisiaj przyszła nam niespodziewana pamiątka z podróży - mandat z Austrii w wysokości 150 euro :evil: Po wysokości ograniczenia wnioskujemy, że złapaliśmy go przy wjeździe do tunelu, bo w większości z nich jest ograniczenie do 80 km/h, a ponoć jechaliśmy 116 km/h. Także uważajcie, bo żadnego fotoradaru ani policji nie było widać ;)
Przed _każdym_ tunelem w Austrii, jadąc w kierunku Słowenii, widziałem ograniczenie do 80 km/h i ostrzeżenie o fotoradarze. Nie rozumiem zaskoczenia.

Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#10 PostWysłany: 09 Cze 2019 21:21 

Rejestracja: 18 Wrz 2015
Posty: 906
Loty: 54
Kilometry: 71 690
niebieski
Autorki nie zaskoczyło ograniczenie - "w większości z nich jest ograniczenie do 80 km/h" - ale fakt, że nie było informacji o fotoradarze :)
Gdyby zdarzyłoby się to w Polsce, już byłyby w internetach zawodzenia o "prześladowaniu kierowców" - w końcu u nas "miszczowie prostej zabudowanej" pretensje mają nawet wtedy, kiedy informacja jest...
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#11 PostWysłany: 09 Cze 2019 21:38 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26 Wrz 2012
Posty: 1512
Loty: 609
Kilometry: 970 938
srebrny
Taki krótki wyjazd samochodem to męcząca i kosztowna ekstrawagancja. Ale któż zabroni...
Góra
 Profil Relacje PM off
xionc lubi ten post.
 
      
#12 PostWysłany: 09 Cze 2019 21:51 

Rejestracja: 18 Wrz 2015
Posty: 906
Loty: 54
Kilometry: 71 690
niebieski
Kosztowna? Bez przesady. Jakieś 900 zł za paliwo i winiety tam i z powrotem (do Słowenii), znajdziesz tańszy przelot dla dwóch osób z Polski do Słowenii + wynajem samochodu i paliwo do niego?
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#13 PostWysłany: 14 Wrz 2019 19:06 

Rejestracja: 18 Lip 2016
Posty: 8
Gdy następnym razem będziecie w Julijcach - to koniecznie zobaczcie dolinę Soczy, Bovec, przełęcz Versić, przejedzcie się drogą na sedlo pod Manghartem. To są prawdziwe Alpy Julijskie, a barwa Soczy - niespotykana.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#14 PostWysłany: 28 Wrz 2019 23:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Cze 2014
Posty: 51
Loty: 14
Kilometry: 23 172
romario22 napisał(a):
Gdy następnym razem będziecie w Julijcach - to koniecznie zobaczcie dolinę Soczy, Bovec, przełęcz Versić, przejedzcie się drogą na sedlo pod Manghartem. To są prawdziwe Alpy Julijskie, a barwa Soczy - niespotykana.


Mieliśmy taki plan, ale jesteśmy bułami, więc się nie udało :D Ale na pewno do Słowenii wrócimy i wtedy postaramy się zobaczyć wszystkie te miejsca.
_________________
Seszele
Korfu
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 14 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group