Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 5 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 27 Lut 2017 04:06 

Rejestracja: 08 Lut 2012
Posty: 132
Marzec 2016. Siedzę z moją „ Drugą rodziną” czyt. przyjaciółmi i wspominam kolejnego, beznadziejnego Sylwestra sprzed kilku miesięcy. Pyk, pyk mruga czerwone światełko i już wszyscy wiedzą - dosyć! W tym roku będzie inaczej. Padło na południowe Włochy.
Wielkie planowanie, załatwianie, szukanie noclegów, auta, w końcu pakowanie i… tak oto nastał 30 grudnia. Ten dzień. Dzień wylotu.
Lotnisko Okęcie, godzina 04:00 z minutami stajemy do odprawy. I tak stoimy. Stoimy tak do godziny 06:00 (wylot 06:15). Tłumy! Dzikie tłumy. Bramka już dawno zamknięta, ale to przecież nie może się tak skończyć!
No nie skończyło się, 06:20 wbiegamy na pokład po to aby poczekać jeszcze koło 40 minut na resztę pasażerów :)
I tak to się zaczęło….
Plan podróży był taki.
Wynajmujemy auto, jedziemy do jednego z dziwniejszych i najcudowniejszych wulkanów - Campi Flegrei, wracamy do Neapolu zjeść słynną smażoną pizzę i napić się cafe nocciola.
Dalej okolice Wezuwiusza i przejazd do Cetary gdzie mieliśmy nocleg.
Następnego dnia przejazd do Tropei na Sylwestra, tam 2 noclegi.
Pentedattilo, prom w Reggio Di Calabria do Messyny, nocleg w Taorminie, nocleg w Katanii i do domu. W sumie 5 dni i 5 nocy na południu Włoch.
Tak więc dolecieliśmy, wypożyczyliśmy auto - pięknego, kabrioleta, w cudownym niebieskim kolorze. W końcu to Włochy. Poludnie. Ma być ciepło ;)
Nie pamiętam kiedy ostatnio mnie tak klęli za mój genialny plan na wakacje. Neapol to nie jest miasto w którym wypożycza się auto. Nie róbcie tego. Szkoda Waszych wakacji, naprawdę :)
Jako, że grupa ambitnie podjęła decyzję o zaniechaniu Campi Flegrei i zadecydowała o przyspieszeniu obiadu - tak też się stało. Około 1,5h jeździliśmy w okolicach centrum, żeby tylko znaleźć miejsce parkingowe.
Mówią - „Zobaczyć Neapol i umrzeć”. Faktycznie trzeba uważać. W przypadku kierowców zawał jest poprostu murowany. Nie ma zasad. Żadnych. Wygrywa ten, który jest bardziej spostrzegawczy.
Miejsca parkingowego nie znaleźliśmy, więc kierowca dalej krążył naszym cudownym kabrioletem kolejne 40 minut, podczas gdy my staliśmy w kolejce po pizzę.
Na kawę już szkoda było benzyny ;)
I tak… wyjechaliśmy z Neapolu.

Image

Podjęliśmy decyzję, że skoro już opuściliśmy Campi Flegrei oraz cały Neapol to chociaż zobaczymy tego słynnego Wezuwiusza. Pokrążyliśmy koło Pompejów, wjechaliśmy na górę i stanęliśmy pod wielką zieloną bramą. Oczywiście zamkniętą. Wszędzie informacje mówią, że w Sylwestra Wezuwiusz jest otwarty, na tablicy informacyjnej , w internecie, wszędzie. Próbujemy się dodzwonić do drzwi, próbujemy telefonicznie. Niestety.
Zatem zawracamy i postanawiamy zrobić większe zakupy już na wieczór, Neapol blisko, na pewno będzie jakiś supermarket. Jest. Bliżej niż moglibyśmy sobie wymarzyć. Naprzeciwko samego wejścia do Pompejów stoi wielki Carrefour. Duży parking, dużo miejsca. Wielka informacja, że do 2h za free, ale oczywiście podchodzi do nas pan z panią i życzą sobie 7euro. Po angielsku nie mówią, kłócić się nie bedziemy. Auto wynajęte, karta obciążona, postanawiamy nie ryzykować i zrobić zakupy w tak zwanym „gdzie indziej’’, które jak się później okaże nie nadejdzie.
Jedziemy do Cetary! Hurra, niech żyją wakacje! Wybrzeże Amalfi, turkusowa woda, słońce.
I tak o godzinie 16:00 zaczęło się ściemniać i zrobiło zimno.

Image

Odpuściliśmy Amalfi, podjechaliśmy do naszego pierwszego ślicznego mieszkanka (Ce Tour), pan nam wyjaśnił, gdzie co jest, jak korzystać z kaloryferów i że jednocześnie może być włączony tylko jeden, bo instalacja nie wytrzymuje i wywala korki. No ale przecież nie może być tak źle!
Postanawiamy wyjść i obejrzeć to śliczne, małe miasteczko i zrobić jakieś zakupy. Dowiedzieliśmy się, że wszystkie sklepy i knajpy są czynne dopiero od 17:00. Faktycznie jak przyjechaliśmy miasto wyglądało na wymarłe, widzieliśmy może dwie osoby, a o 17:00 nagle na ulicach były tłumy.
Znaleźliśmy jeden sklep spożywczy tzn ze słodyczami, jeden mięsny i dwa z warzywami. W sklepie spożywczym kupiliśmy ciastka i salami bo nie było innego wyboru, a w sklepie z warzywami wódkę. Chyba jedyną w tym mieście.
Poszliśmy odłożyć zakupy i poszukać jakiejś knajpki, żeby w końcu zjeść prawdziwe, włoskie, dobre żarcie.
Znaleźliśmy małą pizzerię wyglądającą trochę jak nasz spożywczak, pani nakryła stół, po czym zaczęła przygotowywać pizzę z lodówki.
Wracając do domu trafiliśmy na strasznie fajną rzecz, a mianowicie główną, ale małą uliczką szedł cały tłum ludzi, który śpiewał i grał na meeega dziwnych instrumentach. Rytmy takie trochę irlandzkie, pod koniec jakieś małe fajerwerki ale pojęcia do dziś nie mam o co dokładniej chodziło. Wrzucę film to może ktoś z Was bedzie wiedział.
Tak więc wróciliśmy do naszego słodkiego, ślicznego mieszkanka i zaczęliśmy grzać. w środku było zimniej niż na zewnątrz ( 8 stopni Celsjusza), oczywiście pan miał rację, można było jednocześnie grzać tylko jednym piecykiem i tylko na jednym poziomie (mieszkanko ma dwa).
Także nie rozbierając się, rozpracowaliśmy nasz jedyny 40% ratunek, pograliśmy w gry i poszliśmy spać.
Rano ubraliśmy się pod kołdrami, odpuściliśmy prysznic marząc o tym aby już wyjść i usiąść w ciepłym aucie.
Było wcześnie, Sylwester, w Tropei nie mieliśmy żadnych nadzwyczajnych planów poza wkręceniem się do jakiejś knajpki albo klubu. W internecie ogłoszeń było sporo. Już możecie zacząć obstawiać jak to się skończyło.
Zdecydowaliśmy, że skoro mamy taki piękny dzień i wyjątkowy, a jesteśmy blisko Wezuwiusza to może dziś uda nam się go odwiedzić. Tradycyjnie podjechaliśmy pod bramę. Zamknięta. Tym razem jednak okazało się, że ktoś tam jest, wyszedł i powiedział, że to wejście jest nieczynne i trzeba próbować od strony Capo Greco (takie miasteczko).
Około godziny staliśmy w tym jakże dziwnym miasteczku w korku. Bieda aż piszczy, wszystkie chłopy stoją na ulicach pod sklepami i dyskutują na tylko im wiadome tematy. Kobiety wystrojone łażą od sklepu do sklepu. Na terenach fabrycznych ludzie, chyba pracownicy mają pootwierane maleńkie stoiska z różnymi potrawami za euracza. Niektórzy poprzebierani, z kolorowymi włosami, umalowani na clowna wyskakują i krzyczą - szczęśliwego Nowego Roku!
Nie zatrzymujemy się już tylko wjeżdżamy pod górę. Dojeżdżamy do punktu z busami za bodajże 2euro, które zawiozą nas prawie pod sam „szczyt” Wezuwiusza. Jeszcze zakup biletu i rozpoczyna się ok. 30 minutowa wspinaczka pod górę. Niestety pan już nie miał kijków do podpierania się, ale jak będziecie i będzie taka możliwość to wypożyczcie, naprawdę dużo bym za nie wtedy dała.
Pierwszy raz byłam na wulkanie. Wyobrażałam go sobie zupełnie inaczej. Myślałam, że zobaczę wnętrze ziemi ;) i takie tam. Było trochę inaczej, ale nie czuję się rozczarowana :) Wnętrze wulkanu to zwykła płytka dziura usypana z kamieni. Wrażenie robi ten cały dym i para, które wydobywają się ze szczelin Olbrzyma.
I tak oto szczęśliwi, że w końcu udało nam się zrobić coś naprawdę fajnego w Sylwestra przypieczętowujemy jeszcze naszą wizytę wspólnym zdjęciem i pocztówką i schodzimy na dół.

Image
Image

Czeka nas ponad 4 godzinna droga do Tropei.
Tradycyjnie szybkie zakupy na kolację w z trudem znalezionym sklepiku spożywczym. Jogurt, bułki, chipsy. Nic specjalnego. Bo znów wybór dość mizerny, a to przecież ma być wyjątkowa kolacja ;)
Nie znaleźliśmy już innego sklepu, stwierdziliśmy, że pójdziemy do knajpki, Tropea duże miasto, na pewno coś będzie.
I tak trochę po godzinie 18:00 trafiliśmy do naszego hotelu (Valemare), który ze względu na swoje umiejscowienie i komfort bardzo polecam. „Jedynym” minusem był koszmarny, ale to po prostu koszmarny zapach stęchlizny i wilgoci w pokoju. Niestety - nie do wywietrzenia.
Wszyscy ogarnięci, wykąpani ruszają w miasto aby zacząć świętować. Ale miasto nie świętuje. Podczas godzinnego spaceru spotykamy jedną osobę. W domach wszystkie światła pogaszone. Nie znajdujemy też żadnej knajpy.
Wracamy do pokoju na jogurt i przemyśleć dalszą strategię.
Pani na recepcji mówi, że hotelowa restauracja niestety jest nieczynna ze względu na imprezę i że nie mają też na nią miejsc, ale jakaś tam knajpka powinna być czynna. Niestety nie jest.
Wracamy na recepcję zapytać czy podaliby nam tę kolację do pokoju. W menu są 4 dania z owoców morza. No aż tak głodni nie jesteśmy.
Po kolejnej godzinie już jesteśmy. Płacimy 28euro za osobę i po 10 minutach kelnerzy zaczynają wnosić nam kolejne dania, przystawki, wina i napoje. Na bogato :)
Przerażeni próbujemy coraz to nowych smaków z nogami, odwłokami i oczami. Jak nie ma tych elementów to jest smaczne. Jak widać czym jest - mniej.
Na koniec jeszcze deser i… zostają 3 minuty do północy.
Tę „magiczną” chwilę spędzamy na tarasie z którego ponoć miało być widać fajerwerki w mieście, na wybrzeżu oraz puszczane spod wulkanu Stromboli. W mieście strzelała chyba tylko jedna osoba z naszego hotelu, a pod Stromboli nikt. Tak oto kończymy, udając się do pokoju.
Następnego dnia ruszamy obejrzeć w końcu to ponoć piękne miasto. Wyludnione. Spotykamy kilkanaście osób na plaży gdzie „włoscy morsi” kąpią się w wodzie cieplejszej niż nasz Bałtyk latem.
A tak z ciekawości - wiecie może, czemu w całych południowych Włoszech, na plażach jest tak dużo fragmentów starych płytek ceramicznych? Wszędzie, dosłownie wszędzie można spotkać wśród kamieni małe fragmenty różnego rodzaju tzw. glazury. Widać, że przeleżała w wodzie wiele, wiele lat. Rozbił się kiedyś jakiś kontenerowiec?

Image
Image
Image

Połaziliśmy trochę po mieście, odwiedziliśmy stary cmentarz, który bardzo polecam. Jeśli lubicie klimat włoskich cmentarzy np. w Mediolanie to ten na pewno też Wam się spodoba. Oczywiście jest nieporównywalnie mniejszy, ale atmosfera panująca na nim w tym dniu jest naprawdę magiczna i… trochę przerażająca. Na zdjęciu widzicie główną aleję, a na jej końcu, znajduje się mały teren, porośnięty trawą , tuż przy skarpie. Na środku stoi wielki kamienny stół, ława, miejsce na świece. Miejsce ostatniej mszy, pożegnania.

Image

Było jeszcze wcześnie i dość ciepło więc postanowiliśmy się przejechać po okolicy. Straszna bieda, domy w ruinie, ale nie takiej jak u nas, takie opuszczone już dobre 100 albo i więcej lat temu. Bez dachów, części ścian, z kamienia. Dużo całkowicie zarośniętych terenów, nieuporządkowanych, niemożliwych do przejechania autem.
Za to można natrafić na bardzo ciekawe targowiska staroci. Z naprawdę nizwykłymi, fantastycznymi rzeczami...

Image
Image
Image
Image
Image

Po drodze nie znaleźliśmy nic do jedzenia więc postanowiliśmy zawrócić bo robiło się już późno i zobaczyć czy coś się zmieniło w naszym mieście. I tu niespodzianka. Tłumy ludzi! Skąd??? Przyjezdni? Bo na pewno nie spędzali poprzedniego wieczoru w mieście.
Znajdujemy dwie knajpki - jedną z kawą i lodami, a drugą z pizzą. Oczywiście z lodówki.
Znów nie mamy wyjścia, sklepy są nieczynne, wybór pada na kawałek pizzy i lody.
I tak kończy się 1szy stycznia :)
Nie mogąc się już doczekać co nas w końcu ciekawego poza porażkami spotka, wstajemy wcześnie i jedziemy do Pentedattilo. To opuszczone, bardzo stare miasteczko, położone na samym południu, w górach. 90% miasta stety/niestety została zaadaptowana do celów turystycznych, a dokładniej na mikro galerie czy sklepiki z pamiątkami.
Jeśli kiedykolwiek tam będziecie to koniecznie, ale to koniecznie - wybierzcie dzień, w którym można się spodziewać możliwie mało ludzi. Byle nie weekend czy święto, bo podejrzewam, że wtedy są tam tłumy. My trafiliśmy na dzień w którym spotkaliśmy chyba tylko dwie osoby, sklepiki były zamknięte i można było w pełni poczuć atmosferę tego miejsca.
O dziwo, to nie samo miejsce i budynki, przynajmniej moim zdaniem odwalają całą robotę, a krajobraz i umiejscowienie miasteczka. Wyobraźcie sobie taką formę do pieczenia babki. Taką okrągłą z wysokim środkiem. To ten wysoki środek to góra na której jest Pentedattilo, na około przestrzeń, ale znów ograniczona górami. Nie jestem w stanie Wam opisać czemu tam jest tak niesamowicie, to po prostu trzeba samemu poczuć. Tą całkowitą pustkę i przestrzeń jednocześnie.
Jeśli chodzi o domki to nie ma za dużo do zwiedzania, bo są w takim stanie, że nawet nie da się do większości wejść.
Ale kawałek dalej jest cmentarz. Trochę podobny do poprzedniego, ale jednak trochę inny. Przede wszystkim maleńki ok 50mx50m. Ostatni pochówek miał tu miejsce chyba w 2008r. Na środku znajduje się mała kapliczka, całkowicie zdewastowana. I to jest kolejne miejsce w którym gdy stanęłam to miałam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. To jest miejsce o którym cały świat zapomniał. Nic nie ma wokół. Tylko ta przestrzeń i góry, gdzieś dalej widać morze. To jest miejsce do którego nikt nie wraca.
Tam nie umiera tylko ciało. Tam umiera dusza.

Image
Image
Image
Image


Wracając spotykamy jeszcze kilka jaszczurek i martwą mysz oraz pięknie kwitnące kaktusy, które wyglądają jakby ktoś pozawieszał na nich truskawki.
Czas jechać dalej. Cel - sklep i port z którego popłyniemy do Messyny.
O dziwo - znaleźliśmy supermarket. Duży, ale pusty. Ja wiem, że Polacy mają wyjątkowego hopla na punkcie robienia zakupów, ale gdzie i kiedy robią je Włosi pojęcia nie mam.
Kupujemy w końcu parę normalnych rzeczy do jedzenia oraz wyciskarkę do wszechobecnych cytryn i jedziemy na prom.
Udaje nam się trafić na gigantyczny statek, który w ciągu ok 20 minut przewozi nas na Sycylię. Stamtąd autostradą za całe 2 euro udajemy się już do Taorminy.

Image

Taormina. Przecudowne miasteczko, dla pieszych. Nie dla kierowców. Od Neapolu różni się tym, że w większości ma dwukierunkowe ulice, ale z jednym pasem ;) Dodatkowo dochodzi sryliard zakrętów i zakręcików i można umrzeć z rozpaczy gdy wszyscy na Ciebie trąbią i masz ochotę uciec.
W Taorminie wszystkie uliczki rozświetlone były jeszcze świątecznymi i noworocznymi dekoracjami. Wszystko się błyszczało i iskrzyło. Witryny sklepów mówiły - wejdź, wydaj pieniądze! A zapachy z restauracji wciągały za nosy do środka. W końcu, po 3 dniach się najedliśmy.
Nocleg mieliśmy w Willi Greta, jednym z tańszych miejsc, ale….. absolutnie obłędnym.
Dom, usytuowany jest przy samej ścianie góry i jest chyba zlepkiem kilku domów. Chodzi się po schodach i schodkach raz w lewo raz w prawo, co chwilę trafiając na jakiś taras. Najlepszy jest na samej górze. Znajdują się na nim leżaki i mnóstwo dziwnych kaktusów, kwiatów i drzewek owocowych. Ale najpiękniejszy jest widok. Widok na zatokę, miasto i buchającą dymem ośnieżoną Etnę.

Następnego dnia rano, po śniadaniu udaliśmy się pozwiedzać miasto i wyspę/cypel Isola Bella.
Słońce smażyło nosy i aż prosiło się, żeby usiąść i odpocząć na kamienistej plaży. Ale mieliśmy jeszcze jeden cel.
Na Isolę weszliśmy po zapłaceniu uprzednio 4euro. Czy warto? Warto i nie warto. Generalnie nic tam nie ma, wszystko jest pozamykane, z niczego nie można skorzystać, ogólnie miejsce z przeogrooomnym potencjałem, które znając życie i Włochów szybko zginie jeśli ktoś nie zrobi z nim porządku.
Nie przejmujcie się zbytnio linami i zamkniętymi furtkami. Warto sobie tam po prostu wejść, bo i tak nikt nie sprawdza gdzie chodzicie, a nie zobaczyć sekretnego basenu byłoby grzechem ;)

Image
Image
Image
Image
Image
Image

Trochę jeszcze połaziliśmy, pojechaliśmy do knajpki na szybki obiad, bo we Włoszech nigdy nie wiadomo kiedy się zje kolejny posiłek i ruszyliśmy zdobyć Etnę.
Było już po 13:00, a naszym planem było wjechać jak najwyżej szczytu i pozwiedzać okoliczne wioski.
Cudowne było to, że na przestrzeni kilku kilometrów i w czasie około godziny macie przekrój wszystkich pór roku. Od wiosny aż po zimę.
Zaczynając od samego dołu - piękna żywa zieleń, ciepło, kwitnące kwiaty, wyżej tysiące drzew z pomarańczami i cytrynami, uginającymi się od owoców, jeszcze wyżej jesień, łyse drzewa, wyjałowiona ziemia i w końcu totalna zima ze śniegiem po pas.
Krajobraz na Etnie jest wyjątkowo smutny. Czarny i ponury. Istny krajobraz księżycowy. Wszędzie stara zastygła magma w najróżniejszych postaciach. Jednak nie to jest aż tak przygnębiające, a… śmietnik. Tak. Zbocza Etny to jedno wielkie wysypisko śmieci. Głównie gruzu, ściętych liści palmowych, ale i starych ciężarówek.

Image

Miejscami utworzyły się niebezpieczne skarpy i osuwiska, na których trzeba mocno uważać, zwłaszcza jeśli wjeżdża się samochodem.
Drogi są bardzo zaniedbane, większość domów oczywiście opuszczona od wielu lat, ale przy jednym z nich, przy drodze, ktoś wystawił przepiękne stare lustro, z rzeźbioną ramą. Nie mam pojęcia czemu właśnie tam i jak długo stało, ale jako pasjonatka renowacji drewna nie mogłam go tak zostawić. No tak. Tylko jak ja je wsadzę do małego podręcznego z WizzAir’a?
Po ładnych paru minutach walki, rama była już podzielona na mniejsze części i jechała na moich kolanach do Katanii.

Image

Tu się właściwie kończy moja koszmarnie długa opowieść.
Gdy dojechaliśmy do Katanii, koło 18, było ciemno, a na ulicach stały same podejrzane typy spod ciemnej gwiazdy. Byliśmy już tak zmęczeni, że nawet nie chciało nam się wychodzić z hotelu żeby coś zjeść. Wystarczyły zrobione rano kanapki i resztki soków z poprzednich dni :)
Czy było warto? Zawsze warto. Ale ponownie nigdy więcej nie spędziłabym Sylwestra we Włoszech. Nie przepadam za tym dniem, ale liczyłam chociaż, że pójdę do knajpy, zjem i wypiję wszystko co się da. Niestety. Po raz pierwszy wyjechałam z Włoch głodna :)
Serdecznie dziękuję wszystkim za uwagę i cierpliwość.
To moja pierwsza recenzja i zaczynając ją pisać denerwowałam się jakbym conajmniej stała na deskach teatru.
Pozdrawiam Was i czekam na wszelkie sugestie nawet te, że mam więcej nie pisać ;)
Ola
_________________
Zapraszam na emigracyjnego bloga...
https://12lapprzezswiat.blogspot.com


Ostatnio edytowany przez alecrim 27 Lut 2017 21:08, edytowano w sumie 3 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
asq_rex uważa post za pomocny.
 
      
Rejs (w kajucie z balkonem) z Barcelony przez Majorkę i Sycylię do Rzymu oraz loty z Krakowa za 2218 PLN Rejs (w kajucie z balkonem) z Barcelony przez Majorkę i Sycylię do Rzymu oraz loty z Krakowa za 2218 PLN
Grupa Lufthansa: Wakacyjne loty do Mołdawii, Maroka, Grecji i Rumunii z Krakowa i Warszawy od 438 PLN Grupa Lufthansa: Wakacyjne loty do Mołdawii, Maroka, Grecji i Rumunii z Krakowa i Warszawy od 438 PLN
#2 PostWysłany: 27 Lut 2017 10:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 29 Wrz 2014
Posty: 1629
niebieski
Widziałam ostatnio na forum relację z "everything is collapsing" w tytule - tu chyba pasowałoby równie dobrze ;)

Co do tego typu nieudano-udanych wyjazdów, to jakoś u mnie zawsze jest tak, że zostają dłużej w pamięci, niż te w 100% udane. Mam koleżankę z pracy, z którą zawsze uprawiam turystykę pokonferencyjną. Byłyśmy razem w kilkunastu miejscach, a i tak w 90% przypadków wspominamy nasz wyjazd na Węgry, kiedy to pojechałyśmy nad Balaton, skąd miałyśmy jechać do Segedynu. Niestety, okazało się, że wymaga to powrotu do Budapesztu, zmiany dworca i kilku godzin jazdy pociągiem. I tak ani Balatonu za dużo nie zobaczyłyśmy, ani Segedynu, bo dojechałyśmy tam w nocy, a następnego dnia rano trzeba było już wracać na samolot.

Fajnie, że ta relacja się pojawiła :)
_________________
Metia jest kobietą, powtarzam, metia jest kobietą.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#3 PostWysłany: 27 Lut 2017 11:33 

Rejestracja: 08 Lut 2012
Posty: 132
O kurczę, szukam i nie mogę znaleźć. Jeśli miałabyś chwilę żeby podrzucić linka to chętnie przeczytam tą relację :)
Edit: Już mam! ;)
Hahahah faktycznie, zwiedzanie Segedynu bomba :D
Masz w 100% rację, ja też nie pamiętam kiedy ostatnio wspominalam świetny wypad do Barcelony, ale a to nieszczęsny surwiwal pod Tomaszowem Mazowieckim opłakujemy kilkanaście razy w roku i coraz bardziej nas bawi, a było naprawdę tragicznie!
Bardzo dziękuję za opinię :)
_________________
Zapraszam na emigracyjnego bloga...
https://12lapprzezswiat.blogspot.com
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#4 PostWysłany: 27 Lut 2017 12:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 02 Mar 2012
Posty: 797
Loty: 59
Kilometry: 98 063
niebieski
@‌alecrim‌ - wyprawa wyprawą, ale zdjęcia miodzio!
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#5 PostWysłany: 27 Lut 2017 12:21 

Rejestracja: 08 Lut 2012
Posty: 132
Zibid napisał(a):
@‌alecrim‌ - wyprawa wyprawą, ale zdjęcia miodzio!

Och bardzo dziękuję! Niestety strasznie straciły na jakości po zmniejszeniu, ale jak jeszcze ktoś napisze pozytywną opinię to się mocno zastanowię nad blogiem :D
_________________
Zapraszam na emigracyjnego bloga...
https://12lapprzezswiat.blogspot.com
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 5 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 6 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group