Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 37 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2
Autor Wiadomość
#21 PostWysłany: 27 Lis 2015 23:46 

Rejestracja: 16 Paź 2014
Posty: 0
Loty: 27
Kilometry: 55 224
filmik z podobengo tripu :D

Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Nowość! Wakacyjne loty Ethiopian Airlines do RPA i Tanzanii z bagażem z Warszawy od 2376 PLN Nowość! Wakacyjne loty Ethiopian Airlines do RPA i Tanzanii z bagażem z Warszawy od 2376 PLN
Wczasy w Egipcie: tydzień w 4* hotelu z all inclusive od 2005 PLN. Wyloty z 5 miast Wczasy w Egipcie: tydzień w 4* hotelu z all inclusive od 2005 PLN. Wyloty z 5 miast
#22 PostWysłany: 28 Lis 2015 00:43 

Rejestracja: 27 Lis 2015
Posty: 164
niebieski
luke-rojaz99 napisał:Polecam dodanie White Pocket do listy miejsc do odwiedzenia. Też byłem dawno temu w HDR hole, na szczęście przeszło mi. Czekam na kolejną porcję raportu!White Pocket to mniej wiecej to samo co The Wave? o The Wave dowiedzialem sie bardzo pozno i nie bylo juz opcji na zwiedzanie.


Polecam galerie i informacje na tej stronie: http://thewave.info/
_________________
Islandzki album: https://www.flickr.com/photos/jaz99/alb ... 7963495014
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#23 PostWysłany: 28 Lis 2015 21:04 

Rejestracja: 14 Lis 2015
Posty: 15
Loty: 22
Kilometry: 49 756
No wiec chwile nie było dalszej części relacji ale brak czasu.... Dzisiaj postaram się wrzucić kolejnych kilka dni, a resztę za tydzień (jak będzie czas ;) )


Dzień 6

Wczorajsze nocne oglądanie gwiazd i rozmowy ze znajomymi do późnej nocy nie popłaciły... Budzę się o 10:30... Zapomniałem ustawić budzik :/ Pakowanie na jednej nodze i jadę w kierunku Zion National park. Zatrzymuje się jeszcze w miasteczku na śniadanie (kelnerka dwa razy przynosi mi złe zamówienie wiec kolejny znak że będzie to kiepski dzień). Parę fotek z miasteczka:

Image

Image

Image


Wjazd do parku jest już piękny... Z boku drogi pasa się bizony (!!), zaczynają się góry... Droga z obu stron bez pobocza, gołe skały wiec muśże bardzo uważać, jeszcze tylko brakuje żebym przetarł auto... Przejeżdżam przez bramę parku (mój annual pass po raz kolejny się przydaje bo wjazd 25$) i jestem w innym świecie...

Image

Bardziej toczę się niż jadę wiec dach w dół . Mijam dwa tunele wykute pod górami, z których jeden ma kolo 3 km długości, nie ma w nim oświetlenia generalnie ciemno jak w d***e. Za to po wyjeździe z tunelu widok urywa...

Image

Image

Image

Image

Image


Spędzam kolo 10 minut na punkcie widokowym, Dodam ze jest już 12:30 a miałem tu być kolo 10... Zjeżdżam stromymi serpentynami w stronę wejścia do głównej doliny Zionu. Przy wjeździe do doliny jest tylko kolo 30 miejsc parkingowych oczywiście o tej godzinie wszystkie zajęte ale niczego innego się nie spodziewałem, około kilometra dalej jest Visitors Centre gdzie jest główny parking i skąd jeździ darmowy autobus do doliny. Dolinę generalnie można przejechać samochodem ale tylko poza sezonem (październik - kwiecień) przez resztę roku trzeba korzystać z autobusu. Jadę pod parking a tam tabliczka parking full... Wjeżdżam mimo to krążę z 10 minut ale nic nie ma... Pozastawiane nawet trawniki... Generalnie jak na tak wielka atrakcje to parking jest strasznie mały... Pytam Park Rangera a on mówi żebym wyjechał z parku (druga strona niż wjechałem) i pojechał do miasteczka Springdale tam zostawił auto i przyjechał darmowym autobusem tutaj. Jadę. Wyjeżdżam przez barem parku, a w springdale milion ludzi... jeżdżę po mieście skręcam w boczne uliczki. Nic. Wracam do parku na parking główny. Krążę. Nic. Jadę pod wjazd do doliny. Nic. Wjeżdżam z powrotem pod gore droga którą wjechałem do parku. Nic. Krążę tak w te i z powrotem do godz. 14.... Nigdy nie miałem takiej sytuacji żeby przez ponad godzinę nie móc znaleźć nawet jednego miejsca... Niby popularny park ale jest w końcu środa i to poza sezonem... Po 14 rezygnuje i zawijam do Vegas. Droga dalej zachwyca widokami ale nie będę się rozpisywał, największe wrażenie robi 30 milowy przejazd przez Arizone gdzie autostrada wiedzie przez góry oraz późniejszy zjazd z gór wprost na pustynie Nevady. Po minięciu tabliczki mówiącej że jestem w Newadzie wiedzę pierwsze kasyna :) (dosłownie kilkaset metrów za granicą stanu :P ) Dzisiaj śpię w hotelu Stratosphere, który ma najwyższa wieżę widokowa w Las Vegas. Goście Hotelowi maja na nią nie limitowany wjazd za darmo ;) Pokój zabukowany wcześniej kosztował mnie 33$ (najtańszy do tej pory!) z racji tego ze w tyg. ceny w Vegas są dużo niższe na weekendy. Zostawiam rzeczy w pokoju i jadę od razu na wieżę widokową. Widok super ale w dzień jest tu szaro...

Image

Image

Image

Image

Zjeżdżam z wieży i idę coś zjeść. Generalnie w każdym kasynie jest Mcdonald, Pizza Hut, Burger King i inne sieciówki. Ale nie chce tam jeść, znajduje knajpę stylizowana na amerykański Diner z lat 50. Skórzane miękkie czerwone siedzenia, czerwone neony super. Biorę burgera. WOW. Jest duży ;)

Image

Image

Wpadam na chwilę do pokoju, i lecę do kasyna ;) Jako, że wszędzie płacę banknotami uzbierała mi się już cała torebka monet więc wymieniam je w maszynie (prawie 11$). Szybko je przegrywam i lecę z powrotem na wieżę widokową. Po raz kolejny przechodzę przez kontrolę jak na lotnisku aby dostać się na górę. Ale widok nocnego Vegas z najwyższej wieży widokowej w USA jest niesamowity... Przypomina trochę nocne lądowanie samolotem z tą różnicą że nie musimy patrzeć przez maleńkie okienko :D

Image

Image

Image

Image

Image

Zjeżdżam na dol wychodzę się przejść po Stripie. Niestety Stratosphere jest najbardziej na północ wysuniętym resortem na Stripie i okolica jest nieciekawa... Sporo bezdomnych, i innych dziwnych ludzi :/ Generalnie w okolicy nic ciekawego wiec szybko wracam do Kasyna przegrać jeszcze trochę drobnych, a później spać bo rano znowu w drogę ;)

Image

Image

Image

Image

Image

Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#24 PostWysłany: 28 Lis 2015 22:40 

Rejestracja: 14 Lis 2015
Posty: 15
Loty: 22
Kilometry: 49 756
Dzień 7

Wstaje wyspany jak nigdy... Łóżka w Las Vegas są naprawdę pierwszej klasy. Leżąc na środku wyciągając ręce na boki nie jestem w stanie dotknąć żadnej krawędzi... Nie spieszę się dzień jest tranzytowy planuje jakieś 4,5 godz jazdy i popołudniu może jeszcze coś zobaczę w LA. Bardzo się mylę... Parkingowy podstawia Mustanga i wbijam się w lekki szok... Auto jest tak brudne ze masakra... Wstyd się takim pokazać w LA :P Miliony zabitych owadów na przodzie nie polepszają sprawy. Trudno umyje gdzieś po drodze. Jadę kawałek po Stripie jest kolo 10 rano a jest tu już mnóstwo ludzi. Miasto które nigdy nie śpi ;) Wyjeżdżam na autostradę, oczywiście bez GPSa, szybko odnajdując kierunek na LA. Planuje odpalić nawigacje przed wjazdem do Miasta Aniołów żeby pomogła mi odnaleźć drogę do Hotelu. Po około 20 km od wyjazdu z Vegas widzę znak na zjazd z autostrady i atrakcje jaka jest Goodsprings Ghost Town. Siedem mil od autostrady myślę nie dużo wiec jadę. Droga jest nowiuteńka i zadbana (już to powinno mnie zdziwić) jej sponsorami są dwa biznesy z miasteczka czyli Saloon i Genreal Store. Za jednym z pagórków wylania się przede mną Goodsprings.... Pierwsze słowa jakie cisną mi się na usta to słowa pewnego elektryka wysokich napiec : Oszukali mnie banda złodziei... Wpadłem w typowa pułapkę na turystów... Na miasteczko widmo składa się jeden budynek w którym jest saloon i General Store... W dodatku budynek jest świeżo wybudowany i sztucznie postarzony... Z tylu trwają jeszcze prace wykończeniowe... Robię parę zdjęć i zawracam, mimo ze jestem głodny ale stwierdziłem ze nie dam im zarobić ;P

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wracam na autostradę, gdzieś w oddali widać duże kasyno przy drodze wraz z lunaparkiem. Znaki pokazują ze będzie żarcie wiec zjeżdżam. Łapie kanapkę w Subwayu, niby bez rewelacji ale wole niż McDonalda ;) Tankuje auto i myje szybę (drugiego dnia wycieczki skończył mi się płyn do spryskiwaczy więc jestem skazany na mycie szyby na stacjach benzynowych). Obok stacji parking a na nim kilka ładowarek do Tesli. Przy jednej z nich pani "tankuje" swoje auto.

Image

Image

Jest to ostatnie kasyno Nevady przy tej drodze więc po wjechaniu na autostradę niemal od razu mijam tabliczkę informującą że jestem w Kaliforni :D Jadę podziwiając co chwilę zmieniający się krajobraz za oknem. Mija mnie stara Honda na rejestracjach z Hawajów (jak on ja tu przywiózł) na tylnej szybie ma cztery naklejki z flagami: Brytyjska, Niemiecka, Francuska i Polska ;) Generalnie wszechobecne pickupy ustępują miejsca mniejszym kompaktowym autom, luksusowym sedanom i miniwanom. Znaczy ze wracam do cywilizacji ;) Kieruje się dalej na Barstow przed którym znajduje się Calico Ghost Town. To miasteczko akurat było na mojej liście choć czytałem rożne opinie na jego temat. Ludzie narzekają ze wjazd jest płatny (8$) i ze jest straszna komercha. Nie ważne 3 mile od autostrady wiec jadę. Na wjeździe niespodzianka pani kasjerka patrząc ze jadę sam machnęła ręka i nie wzięła ode mnie pieniędzy... Łażę po miasteczku i faktycznie komercja jest widoczna ale nie jest nachalna. Wszystko jest ograniczone wewnątrz budynków. Najważniejsza rzec po miasteczku nie można jeździć samochodami wiec wygląda to znacznie bardziej naturalnie niż np. Oatman. Jeżeli wierzyć temu co wyczytałem to w czasach kiedy w tych górach odkryto srebro zamieszkiwało je kolo 5000 ludzi. Jest bardzo ładne i całkiem spore. Nad miastem jest punkt widokowy. Bardzo ładnie podoba mi się. Łażę kolo 45 minut robię trochę fotek i lecę do auta, ruszać w dalszą drogę.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Pogoda dzisiaj od rana jest raczej pochmurna, temperatura kolo 20 stopni, ale zaczyna się zrywać wiatr. Przejeżdżając kolo Barstow kusiło mnie bardzo (już nawet miałem wrzucony kierunek) żeby zjechać znowu na Route 66 ale jest już trochę późno wiec rezygnuje... Lece dalej zanosi się na deszcz... Wykrakałem zaczyna padać. Chwile później już leje ale również świeci słonce ( i dobrze przynajmniej mi auto umyje bo po drodze nie znalazłem żadnej myjni). Znaki informują ze za 15 mil będą roboty drogowe wiec trzeba będzie zwolnic (kary za przekroczenie prędkości w rejonie robót drogowych są podwójne). Wjeżdżam w pasmo górskie wokół San Bernardino. Niby przestało padać widok jest przepiękny. Zjezdzam w dół i zatrzymuje się w korku.... Będąc w połowie góry widzę cala drogę przed sobą jak na dłoni i jak okiem sięgnąć (kolo 10 km) samochody stoją... Przez kolo godzinę poruszam się z prędkością kolo 10km/h...

Image

Image


W końcu mijam roboty i można jechać normalnie ale znowu zaczęło lać.... I to dosłownie lać.... Wycieraczki na maksa... Nic nie widzę... Nie idzie zmienić pasa bo w lusterku nic nie widać.... MASAKRA!! A inne samochody jakby nic sobie z tego nie robią.... Wszyscy za***aja jakby była co najmniej piękna pogoda... Jade 20mph poniżej ograniczenia, maksymalne skupienie, odpalam gpsa (wcześniej sobie zaprogramowałem adres) z racji tego ze droga robi się szeroka (kolo 8 może 10 pasów przy zjazdach) jest milion wjazdów i zjazdów, ogromne estakady, wiec albo obserwuje co się dzieje (co nie jest łatwe) albo patrze na znaki... Wiec niech mi baba lepiej gada gdzie mam jechać... Ruch ogromny. Deszcz na***ala. Jadę kolo 30 km/h o ile jadę bo przy zjazdach robią się korki... Przejechanie 100 km zajęło mi prawie 3 godz i jest najgorszym przeżyciem jakie miałem w życiu.... Wszyscy zmieniają pasy jak wściekli co chwile korek generalnie trzeba mieć oczy dookoła głowy... Jeżeli ktoś kiedyś wjeżdżał do LA w godzinach szczytu to będzie wiedział o czym mówię...
Im bliżej Miasta Aniołów tym pogoda lepsza (znaczy przestało padać), ale ruch na drodze dalej ogromny... Przejeżdżam obok centrum LA, z drapaczami chmur. Jako ze ruch się raczej toczy niż jedzie udaje mi się skręcić film i strzelić jakaś fotkę. Gdzieś w oddali (dosłownie na kilka sekund) widzę znak Hollywood. Pojawiaja się bezdomni z wózkami sklepowymi. Na jednym skrzyżowaniu bezdomny tańczy i krzyczy coś do samochodów (łapie to na filmie).

Image

Image

Kieruje się na zachodnie Hollywood gdzie mam nocleg. Ruch dalej ogromny ale już bardziej ustabilizowany, co chwile są światła. Generalnie ta część Hollywood jest znana jako mała Armenia. Mimo iż nocleg mam przy Sunset Bulevard to jednak okolica raczej średnia. Nie widać co prawda meksykańskich gangsterów ale sporo bezdomnych. Odnajduje Hotel bez problemu i idę się zameldować. Dzisiaj śpię w Saharan Motor Hotel (100$), z zewnątrz nie wygląda na wiele ale pokój całkiem przyzwoity. I jest parking a to najważniejsze!! Ciężko jest w LA znaleźć Hotel z parkingiem w przyzwoitych pieniądzach :P Powoli robi się ciemno, idę coś zjeść, rezygnuje jednak ze spaceru po okolicy gdyż nie wygląda ona na zbyt przyjazną ;)

Image

Image

Wracam do Hotelu i zaczyna znowu lać... Oberwanie chmury... Później burza... Do tego dźwięki helikopterów latających nad miastem i LAPD przejeżdżające co chwile na sygnale... Długo nie mogę zasnąć...
Góra
 Profil Relacje PM off
Daria Roslawska lubi ten post.
 
      
#25 PostWysłany: 29 Lis 2015 00:53 

Rejestracja: 14 Lis 2015
Posty: 15
Loty: 22
Kilometry: 49 756
Dzień 8

Wstałem rano, wyjrzałem przez okno. Leje. Postanawiam jeszcze pospać pogoda pokazywała że kolo 11 ma się poprawić. Budzi mnie pokojówka która przyszła posprzątać... Szybko się pakuje, i lecę do auta. Niby przestało padać ale dalej jest pochmurno. Wyjeżdżam na Hollywod Bulevard zobaczyć te osławione gwiazdy w chodniku... Nie ma gdzie stanąć normalka... W końcu widzę spora przerwę w samochodach wiec parkuje. Trochę mnie dziwi ze w tak zapchanym miejscu ostało się tyle miejsc parkingowych wiec pytam jakaś kobitę co coś tam sprzedaje, a ona mi mówi ze zaparkować mogę ale dostane mandat... Okazuje się ze jest strefa czerwona, tzn krawężniki są pomalowane na czerwony kolor i tam nie można stawać. No cóż nie wiedziałem teraz będę wiedział. Jadę dalej. Zero miejsc. Trudno jadę na Griffith Park później się zatrzymam w Hollywood. Drogę odnajduje bez problemu (bez gpsa), ogólnie jeżdżenie po LA (oprócz autostrad) jest całkiem przyjemne. Drogi są proste szerokie dobrze oznaczone, dużo świateł przez co często jeździ się powoli jak się złapię czerwona fale ale ogólnie jest ok. Wjeżdżam na teren Griffith Park. Droga od razu zaczyna się wspinać na wzgórza otaczające LA, ostre zakręty piękne widoczki, standard ;) Wjeżdżam na parking, który okazuje się bardzo mały, widzę kilka krążących samochodów wiec już wiem ze będzie ciężko, wiec wracam na drogę i zostawiam auto przy niej. Obserwatorium znajduje się na wzgórzu górującym nad wschodnim Hollywood. Widok przepiękny. Cale miasto jak na dłoni. Z jednej strony znak Hoollywood, Z drugiej wieżowce Beverly Hills, po przejściu z tylu za budynek rozciąga się piękna panorama Downtown LA z drapaczami chmur.

Image

Image

Image

Image

Image

Wejście do budynku jest darmowe, aczkolwiek są w nim wystawy i pokazy za które trzeba płacić. Ja nie place. Nie mam czasu. Wewnątrz kilka ciekawych rzeczy np. tablica okresowa pierwiastków w której każdy pierwiastek jest wyeksponowany w formie fizycznej (najciekawiej wygląda tlen :P), kilka prezentacji na temat ruchu ziemi, gwiazd oraz Transformator Tesli.

Image

Image

Image

Wracam do auta. Obok Mustanga zaparkował kolega w kolorze pomarańczowym ;)

Image

Generalnie w europie samochody typu Mustang czy Camaro przyciągają wzrok, ale w USA po kilku dniach przestałem zwracać na nie uwagę... Są absolutnie na każdym kroku... Wracam na Hollywood Bulevard ale miejsc brak. Z okien samochodu nie wygląda jakbym wiele tracił, słynny chodnik jest usiany bezdomnymi... Kieruje się w stronę Beverly Hills. Po drodze mam okazje podziwiac "klasyczne" LA z domami na wzgórzach oraz palmami przy drodze ;)

Image

Image

Wjeżdżam do Beverly Hills i znajduje się w innym świecie... Drogi robią się lepsze równiejsze, wytyczone pasy dla rowerów, chodniki czyste zadbane brak bezdomnych.... Jako ze od rana było pochmurno i chłodno to w BH świeci słonce... Inny świat. Po ulicy jeżdżą same luksusowe fury, Bentleye, Rolls Roysy, Ferrari, Lamborghini... W Mustangu czuje się jak w Polonezie.... Musze odnaleźć Rodeo Drive czyli najdroższa ulice w Ameryce, co nie okazuje się trudne oznakowania są dobre wiec szybko jestem już na RD. Widzę zjazd na public parking myślę jadę trzeba będzie zabulić ale trudno za luksus się płaci. Zjeżdżam krętym zjazdem na parking a tam... Valet Parking.... Lekki szok pytam ile się ceni taka przyjemność koleś mówi 11 za godz ale maks 22 za dzień. Uff już myślałem że za 40$ krzyknie... W godzinę się uwinę... Wychodzę na zewnątrz... Czysto. Bardzo czysto. Sklepy. Gucci. Armani. Prada. Chanell. Trochę nie na moja kieszeń. Mijam 15 letnia (na oko) dziewczynę obwieszona torbami wyżej wymienionych sklepów... Musi być z tych biedniejszych skoro nie stać jej na tragarza ;)

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Dochodzę do końca ulicy wracam i lecę szybko (nie chce wybecelowac 20 $ za parking) pod słynny znak Beverly Hills. Parę zdjęć i wracam.

Image

Image

Idę płacić za parking 8,50$ czyli uwinąłem się w 45 minut :P Parkingowy podstawia auto. Standardowo trzeba dać napiwek... Dach w dół i cruising w stronę Venice Beach. Pogoda robi się ładna pojedyncze chmurki i słońce . Ale jest przyjemnie bo wieje ciepły wiatr, jest kolo 20 stopni.
Przy Venice Beach standardowo nie ma gdzie stanąć, wszystko pozajmowane a jako że nie mam czasu staje na płatnym parkingu przy plaży (8$), i ruszam bulwarem w stronę głównej części VB.

Image

Image

Venice Beach. Miejsce znane głownie z tego ze jest swoistym magnesem na dziwnych ludzi i skejtów. Sam spacer bulwarem jest juz dziwnym przeżyciem. Po lewej stronie mijam rzędy sklepów z najróżniejszymi pierdołami. Od sklepów z pamiątkami, przez sklepy z koszulkami z rożnymi dziwnymi napisami aż po sklepy z marihuana...

Image

Image

Po prawej z kolei na całej długości promenady koczują bezdomni... Są ich tu setki... Niektórzy maja namioty, inni pudla... Wygląda to surrealistycznie. Kilku bezdomnych gra na instrumentach (strasznie fałszują), inni sprzedają własnoręcznie wykonane "dzieła sztuki". Policja jest widoczna na każdym kroku wiec nie zaczepiają ludzi siedzą spokojnie w swoich namiotach albo czilują pod palmami. Kilku jest wyraźnie chorych psychicznie, gadają sami do siebie, jeden tańczy na środku promenady.

Image


Mija mnie na oko 150 kilowy murzyn na deskorolce...

Image

Przy drodze "uzdrowiciel" ktory leczy dotykiem....

Image

Mijam kolejny "gabinet". Tym razem w wąskim pomieszczeniu starszy pan (tytułujący sie doktorem) za 40$ może nas zbadać i zdiagnozować schorzenie pozwalające nam na zdobycie karty uprawniającej do zakupu "medycznej marihuany"...

Image

Dochodzę do głównej części Venice odbijam w bok żeby zrobić zdjęcie słynnego napisu Venice.

Image

Mijam dwóch policjantów sprawdzających karty dwóm murzynkom jarającym jointa przed kawiarnią :P Obok nich stoi koleś ubrany w prześcieradło z jakimiś napisami...

Image

Image

Zanim się zbiorę lecę jeszcze na słynny skatepark. Zróżnicowanie etniczne i wiekowe skejtów jest ogromne. Od młodych 15 latków aż do gościa który mógł mieć kolo 50... Od białych chłopaczków, przez Azjatów do typowych latynoskich bangerów i murzynków z getta.

Image

Image

Image

Image

Generalnie atmosfera jest bardzo przyjazna. Wracam powoli do auta. Okazuje się ze stoi ono przy takiej oto tabliczce której nie zauważyłem przy wysiadaniu :D

Image

Wyjeżdżam kierując się w stronę mola w Santa Monica. Dojeżdżam nad molo znajduje parking (1$ za godzinę czyli bardzo przyzwoicie) zostawiam auto i idę płacić. Musze się wrócić bo parkomat działa tak ze należy podać numer miejsca na którym się stanęło, a ja nie zapamiętałem... Na molo milion ludzi. Nagrywają jakieś show, gdzie dwie drużyny zjeżdżają po zjeżdżalaniach z farba, strzelają do siebie z farby itd.

Image

Łażę chwilę po molo, bardzo przyjemne miejsce pomimo tych wszystkich ludzi. Dopiero wieczorem uświadomiłem sobie że na molo zaczyna się (albo kończy ;) ) Route 66. Zapomniałem poszukać znaku...

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wracam do auta i wyjeżdżam z Santa Monica kierując się w stronę Malibu. Droga piękna, o dziwo mimo późnego popołudnia nie ma wielkiego ruchu. Zatrzymuje się na chwilę w Malibu. Noooo wygląda to jak na filmach, z jednej strony wille z wyjściem na plażę z drugiej góry...

Image

Image

W Malibu odbijam w prawo aby przez góry przebić się do miasteczka Thousand Oaks gdzie mam nocleg. Śpię w sieciówce Motel 6 (60$) warunki całkiem przyzwoite tylko za wifi trzeba było dopłacić 3$...
Góra
 Profil Relacje PM off
Daria Roslawska lubi ten post.
 
      
#26 PostWysłany: 30 Lis 2015 13:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 24 Wrz 2014
Posty: 18
Loty: 34
Kilometry: 88 311
Cytuj:
Przejechanie 100 km zajęło mi prawie 3 godz i jest najgorszym przeżyciem jakie miałem w życiu.... Wszyscy zmieniają pasy jak wściekli co chwile korek generalnie trzeba mieć oczy dookoła głowy... Jeżeli ktoś kiedyś wjeżdżał do LA w godzinach szczytu to będzie wiedział o czym mówię...


Polecam Marakesz ;-) wtedy docenisz co znaczy jazda po stanach ;-)

Fajna relacja, końcem września wróciliśmy z takiej podróży właśnie żona jest na etapie pisania relacji wiec za chwilę może pojawi się i nasza historia ;-)

czekam na więcej ;-)

Pozdrawiam
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#27 PostWysłany: 27 Lut 2016 16:22 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 02 Cze 2014
Posty: 78
Loty: 112
Kilometry: 321 538
Kiedy dalsza część :) ?
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#28 PostWysłany: 28 Lut 2016 00:27 

Rejestracja: 14 Lis 2015
Posty: 15
Loty: 22
Kilometry: 49 756
Nowitzki napisał(a):
Kiedy dalsza część :) ?


Mam w planach ;) jak mi sie uda znalezc wolny weekend to dokoncze poki co brak czasu.... :(
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#29 PostWysłany: 21 Mar 2016 17:32 

Rejestracja: 14 Lis 2015
Posty: 15
Loty: 22
Kilometry: 49 756
Dłuuuugo nie pisałem ale po prostu brak czasu.... Teraz mam trochę wolnego wiec postaram się dokończyć ta relację w tym tygodniu (chyba że weny braknie ;) )

Dzień 9

Dzień zaczął się dobrze. Wstałem przed budzikiem ogarnąłem się i mogę ruszać w drogę. Wjeżdżam na autostradę i... staje.... Korek. Przez godzinę jadę 30km/h. Przez godz przejeżdżam tyle ile powinienem przejechać w 20 min.. W końcu widzę znak na Pacific Coast Highway wiec zjeżdżam. Droga od razu wiedzie na wybrzeże... Zaczyna się robić pięknie. Jest kolo 20 stopni ale wieje lekki wiatr od Pacyfiku wiec jest przyjemnie. Zatrzymuje się przy plaży, w wodzie pływa surfer, czekam chwile aż zacznie serfować, ale on jest bardziej zainteresowany leżeniem na desce. W końcu odjeżdżam, mam już godz opóźnienia i ponad 400 km do przejechania.

Image

Droga po chwili łączy się z powrotem z autostrada ale ruch już jest trochę mniejszy, można zapierdzielać ;) Lece w stronę San Luis Obispo. Po drodze jadać przez Santa Barbara postanawiam zjechać z autostrady i pojechać na promenadę nad oceanem. Jest pięknie, tłoczno i standardowo nie ma gdzie stanąć. Jako ze już mam spóźnienie nawet nie szukam miejsca tylko wracam na autostradę. Z tym ze trochę się gubię w uliczkach SB. W końcu znajduje "moja" drogę. Przy drodze stacja na której cena benzyny wynosi 3,5$/galon czyli 50c mniej niż w LA. Mam jeszcze trochę ponad pół baku ale tankuje, bo z tego co czytałem na całym Big Sur są tylko dwie stacje na których ceny są bardzo wyśrubowane...
Wpadam na autostradę i lecę w stronę San Luis Obispo jako ze mam już 1,5 godz opóźnienia. Droga odchodzi od oceanu i wjeżdżam w góry. Ruch na drodze raczej nie wielki, jedynie w okolicach mijanych miasteczek robi się tłoczniej. Dojeżdżam do San Luis, bez problemu znajduje zjazd na Cabrillo. W jednym z mijanych miasteczek jest stacja benzynowa na której paliwo kosztuje 4,35$/galon czyli 85c drożej niż tankowałem rano... Zatrzymuje się na pierwszym parkingu. Fajnie. Trochę jak w Irlandii. Nawet tak samo wieje... Jest zimno. Niby kolo 20 stopni ale zimny wiatr z nad Pacyfiku sprawia ze jest nie przyjemnie. Szkoda liczyłem ze złoże dach ale spróbowałem, i nie da rady. Musiałbym chyba jechać w kurtce....

Image

Image

Jadąc dalej widzę znak na parking i punkt obserwacyjny Lwów Morskich, na którym na parkingu witają mnie kolejne wiewiórki ;) Samochodów sporo myślę pewnie leży parę lwów i parę fok. Trochę się mylę ;) WOW. Długa może kilometrowa plaza zabita lwami jak plaza w Kołobrzegu Januszami w lipcu.... Robię parę zdjęć parę filmów i uciekam bo robi się późno i przede wszystkim jest tu bardzo zimno.

Image

Image

Image

Droga zaczyna wspinać sie w gore, ale to jeszcze nie to... Zatrzymuje się na kilku kolejnych punktach widokowych, na jednym z nich kolejna wiewiórka chętnie pozuje do zdjęć siedząc na skale ;)

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Droga zaczyna się robić hardcorowa, z lewej strony krawędź drogi wyznaczają skały, z prawej, przepaść i ocean... Jest kręto i stromo, średnia prędkość 30km/h... I tak przez dwie godz... Ale jest przepięknie... Jadę dłuższy czas zatrzymując się może na co trzecim punkcie widokowym z racji tego ze jakbym się zatrzymywał na każdym to bym do jutra nie dojechał... Oczywiście tam gdzie jest najpiękniej nie ma możliwości zatrzymania... Standard.
W końcu dojeżdżam do jednego z dwóch miejsc dla których tu przyjechałem... McWay falls... Droga zastawiona wiec zjeżdżam na parking. Niestety parking znajduje się tuz za brama parku stanowego (mój pass nie obejmuje parków stanowych tylko narodowe) wiec wjazd kosztuje 10$. Nie place. Zawracam i znajduje parking na drodze. Widok jest nie do opisania...Błękitna laguna w dole, zieleń lasu i egzotycznych palm... Wodospad nie jest wysoki może kolo 30 metrów, opada ze skały wprost na plaże. Cala sceneria jest niesamowita... No ale komu w drogę... Z żalem zostawiam to miejsce we wstecznym lusterku i ruszam dalej. Jest już kolo 17 a ja mam jeszcze kolo 100km co na tych drogach przekłada się na dwie godz jazdy(nie licząc zatrzymywania się a planuje jeszcze co najmniej jeden postój).

Image

Image

Image

Ten odcinek drogi jest chyba najpiękniejszym jaki widziałem... Mimo ze miałem już nie stawać zatrzymuje się jeszcze kilka razy. Zdjęcia i jadę dalej.

Image

Image


Droga zaczyna odbijać od wybrzeża i wjeżdżać w las, zjeżdżając jednocześnie w dół, tylko po to zęby za chwile znowu hardcorowo piać się w gore... W tej chwili jestem już nieco zmęczony jazda... Dzisiejsza trasa naprawdę wymagała maksymalnego skupienia, żeby nie obetrzeć Mustanga o jakieś skały. Za jednym z zakrętów wyłania się przede mną panorama drogi wraz z druga atrakcją dla której tu przyjechałem ;) Bixby Bridge....

Image

Image

Image

Robię kilka zdjęć mostu i uciekam do miasteczka Monterey gdzie mam nocleg. W motelu melduje mnie młody hindus z kropka na czole (??). Idę do pokoju i po 5 sekundach stwierdzam, że dzisiaj śpię w ubraniu.... Syf to mało powiedziane.... Prysznic tez sobie chyba odpuszczę... Ani pokój ani Motel nie przypominają tego co było na zdjęciach na bookingu.... No ale trudno jakoś przeżyje ;)

Jeżeli ktoś byłby zainteresowany to zapraszam do obejrzenia filmu z wycieczki. Co prawda ma 20 min i są pewne niedociągnięcia jako że był to mój pierwszy film i mój laptop jest za słaby do składania filmów ale i tak dałem rade coś poskładać ;)



Ostatnio edytowany przez JD1986, 17 Kwi 2016 01:55, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
jasiub lubi ten post.
 
      
#30 PostWysłany: 21 Mar 2016 19:08 

Rejestracja: 14 Lis 2015
Posty: 15
Loty: 22
Kilometry: 49 756
Dzień 10

Noc była raczej chłodna... Brzydząc się pościeli jaką mnie uraczono spałem w ubraniu. Zbieram się z samego rana, wpadam zatankować auto (3,29/galon chyba najtaniej do tej pory). Ruszam w kierunku San Francisco. Już w okolicy San Jose ruch na autostradzie zaczyna się robić ogromny. Siedem pasów wszyscy gnają jak szaleni... Ale mimo to jedzie się bardzo płynnie (nie to co w LA) Im bliżej San Francisco tym bardziej widać jego klimat, domy usiane na stromych wzgórzach, w końcu po pokonaniu jednego ze wzniesień wylania się przede mną piękna panorama na centrum SF wraz z jego drapaczami chmur... Niesamowity widok.

Image

Image


Kieruje się po znakach na Golden Gate Bridge jako ze jest to ikona SF i rzecz jaka chciałbym zobaczyć przede wszystkim. Autostrada schodzi z estakady do poziomu miasta i... staje w korku. Dojazd na most zajmuje mi około godziny, z czego przez pierwsze 45 minut przejeżdżam może 100 metrów... Milion świateł, ulice jednokierunkowe.... Nie jest to miasto przeznaczone do sprawnego poruszania się po nim samochodem. Chwile krążę wzdłuż wybrzeża szukając miejsca do zaparkowania. Oczywiście miejsc brak... W końcu widzę zjazd na parking, myślę trudno zapłacę. I tu niespodzianka parking przy marinie przy samej plaży jest darmowy... A tak straszyli w przewodniku że w SF parkingi kosztują krocie (oczywiście jak się później okaże nie straszyli a mieli rację).
Wychodzę idę na spacer w stronę mostu. Widzę wyspę z wiezieniem Alcatraz, swoja droga jest znacznie bliżej brzegu niż myślałem. Dzień jest raczej pochmurny, wieje od oceanu i jest wręcz chłodno. Zakładam bluzę i lecę. Most robi wrażenie.... Przechodze kolo kilometra po promenadzie robię parę fot, ale widok z poziomu plaży rewelacyjny nie jest. Najlepiej byłoby przejechać na druga stronę jest tam punkt widokowy nad mostem, ale szkoda mi czasu zwłaszcza że przez korek straciłem godzinę...

Image

Image

Image

Image

Image

Postanawiam skorzystać jeszcze z darmowego parkingu i przejść się trochę po mieście, chociaż do centrum daleko a to jest typowa dzielnica mieszkalna, ale może uda mi się odnaleźć charakterystyczne strome uliczki lub tramwaje kablowe. Wchodzę w mieszkalna cześć SF i trzeba przyznać ze jestem w ciężkim szoku. Jest tu czysto.... Bardzo.... Na każdym skrzyżowaniu na krawężniku wyryte są nazwy ulic które się tu krzyżują. Na rogach stoją zabytkowe alarmy przeciwpożarowe. Jest naprawdę ładnie, domy są zadbane, wszystkie drzewka i żywopłoty są idealnie przycięte, trawniki skoszone... Nawet charakterystyczna amerykańskie skrzynki pocztowe są w idealnym stanie... Nie ma śladu graffiti ani psiego gówna ;)

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Po drodze mijają mnie znowu trzy auta "opakowane" dla niepoznaki które widziałem już wcześniej na autostradzie.

Image

Uliczki strome jak na filmach, niekiedy podejście jest naprawdę trudne. Nie mogę nigdzie znaleźć torów tramwajowych. Pytam kobity z pieskiem i mówi ze tramwaje to nie w tej części miasta. Mówi ze najlepiej żebym pojechał na Fishermen's Wharf i stamtad zwiedzał centrum i bez problemu odnajdę tramwaje. Ok wiec kieruje się do samochodu i jadę w kierunku wskazanym przez miłą panią.
Jadę kolo 20 minut, ruch nie jest duży ale te światła... Dojeżdżam na miejsce kierując się po znakach, wszystko jest dobrze oznaczone, i wjeżdżam w inny świat... Tysiące ludzi, gwar, muzyka wszechobecny zapach jedzenia (jako ze się przejaśniło i wyszło słońce to jadę bez dachu). Zjeżdżam na parking rzuca mi się w oczy cena 3$ za godzinę. Nie jest źle. Wychodząc z parkingu patrze na tablice jeszcze raz 3$ za 20 minut.... Wiec przewodnik nie kłamał.... Trudno uwinę się w 2 godz to będzie 18$ jakoś to przełknę. Za budynkiem parkingu stoją przycumowane dwa okręty z czasów drugiej wojny światowej. Setki turystów... Ogólnie trochę komercyjne miejsce ale i tak robi bardzo pozytywne wrażenie.

Image

Image

Image

Image

Ruszam na spacer stromymi uliczkami SF w poszukiwaniu tramwajów. Niestety w wyniku własnego błędu straciłem większą część zdjęć z tego popołudnia i zdjęcia tramwaju nie posiadam.... Nie będę się rozpisywał odnośnie spaceru, powiem tylko że SF jest dokładnie takie jak pokazują na filmach. Czyste, zadbane, mnóstwo stromych uliczek. Jest to chyba pierwsze duże miasto w USA (po LV i LA) które naprawdę mi się podobało.


Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Po jakimś czasie widzę znaki na Coit Tower kolejną ikonę SF. W tym momencie mam gdzieś ile zapłacę za parking i idę ;)

Image

Image

Image

Wracając na parking zatrzymuje się jeszczę na chwilę obejrzeć pokaz breakdance.

Image

Image

Image

Za parking wychodzi 24 $... Myślałem ze będzie gorzej ale i tak boli... No ale w końcu przyjechałem tu coś zobaczyć a tu się trzeba liczyć z kosztami... Wyjeżdżam powoli kierując się na wschód. Trochę szkoda ze nie zaplanowałem tu jeszcze jednego dnia... Wyjeżdżam z SF w stronę Oakland przez Bay Bridge. Most jest dwu poziomowy i ma około 8 km długości.

Image

Image


Jutro rano czeka mnie decyzja odnośnie dalszej trasy. Jeżeli otworzą przełęcz Tioga pojadę przez Yosemite i tamtędy przejadę przez góry Sierra Nevada. Jeżeli nie otworzą przełęczy będę musiał znaleźć inna drogę. Postanawiam spać jak najdalej na wschód od SF aby z rana być jak najbliżej gór. Przed wieczorem dojeżdżam w okolice Stockton. W miasteczku Oakdale widzę znak na Motel 6 wiec zjeżdżam. Pokój 65$ wiec całkiem przyzwoicie. Sprawdzam na necie przełęcz zamknięta. No nic będę się martwił rano....
Góra
 Profil Relacje PM off
Daria Roslawska lubi ten post.
 
      
#31 PostWysłany: 21 Mar 2016 20:09 

Rejestracja: 18 Sty 2016
Posty: 194
Relacja super! Będe robił podobną tylko, że od SF. Mam pytanie - jaki to motel w Monterey wybrałeś? Napisz proszę, żebym z żoną nie trafił na minę ;) Dzięki
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#32 PostWysłany: 22 Mar 2016 13:55 

Rejestracja: 14 Lis 2015
Posty: 15
Loty: 22
Kilometry: 49 756
Ruben$ napisał(a):
Relacja super! Będe robił podobną tylko, że od SF. Mam pytanie - jaki to motel w Monterey wybrałeś? Napisz proszę, żebym z żoną nie trafił na minę ;) Dzięki


Motel nazywal sie Bayside INN. Teraz jak patrze na zdjecia to wydaje sie calkiem przyzwoity.... Ale wtedy tez mi sie taki wydawal :P
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#33 PostWysłany: 22 Mar 2016 17:30 

Rejestracja: 14 Lis 2015
Posty: 15
Loty: 22
Kilometry: 49 756
Dzień 11

Wstaje przed budzikiem, wiec już jest dobrze ;) Szybko na internet sprawdzam przełęcz - zamknięta, pogoda w Yossemite - cały dzień deszcz i burze... Mimo to wyruszam z domu w kierunku parku, nie bardzo wiedząc co mam zrobić. Zbliżając się do zjazdu na Yosemite i do granicy gór Sierra Nevada, widzę ciężkie czarne chmury w kierunku w którym mam jechać.... Szybka decyzja, i mijam zjazd kierując się na Lake Tahoe. Jeżeli jutro otworzą przełęcz spróbuje się dostać do parku od wschodniej strony. Jadę kierując się na Sonore, mijając po drodze zjazd na Jamestown przypominam sobie ze czytałem kiedyś w przewodniku na temat tego miasteczka. Jest to dawna górnicza osada zachowana w starym stylu. Zjeżdżam do centrum. Fakt jest ładnie zachowane, ma swój klimat nie mniej jednak samochody zaparkowane przy ulicy psuja widok. Mimo to zostaje chwile na miejscu żeby zjeść śniadanie. Przy okazji korzystam z internetu w knajpce żeby sprawdzić dalszą drogę i gdzie znaleźć noclegi w Tahoe.

Image

Image

Image

Tuz obok centrum jest muzeum dawnej kolei, zatrzymuje się na chwile robię parę zdjęć i ruszam dalej.

Image

Image

Mijam dziesiątki małych miasteczek, które są dosłownie zatrzymane w czasie. Dawne górnicze osady, w których do tej pory są sklepy ze sprzętem do płukania złota... Na ulicach same pickupy, wiele z nich to tak zwane klasyki z lat 50 lub 60, tzn. były by nimi gdyby je odrestaurować.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Droga jest niezwykle malownicza i kreta ;) Niestety przez większość trasy pada deszcz wiec nie bardzo mam okazje zatrzymać się na zdjęcia. Po minięciu miasta Jackson wjeżdżam w rejon Eldorado National Forest. Droga jest piękna, malownicza, ciągnie się przez gęsto zalesione góry. Niestety pogoda jest coraz gorsza... Momentami pada nawet deszcz ze śniegiem i robi się ślisko... Jadę dość powoli więc do Lake Tahoe przybywam dopiero późnym popołudniem. Całe szczęście dojeżdżając do Lake Tahoe zaczyna się trochę przejaśniać i nawet wychodzi słońce. Kieruję się w miejsce gdzie sprawdziłem że jest największe zagęszczenie Moteli. Chwile krążę szukając przyzwoicie wyglądającego ośrodka z napisem Vacancy, w końcu znajduje idę do biura pytam kobity czy coś ma mówi ze tak. Pytam ile? 65$ nie najgorzej. Idę zobaczyć pokój, w porównaniu z wczorajszym pokojem w Motel 6 jest raczej niewielki (ale tamten był największy w jakim do tej pory spałem) ale jest czysto i przytulnie. Dobra biorę. Standardowo wszystkie pierdoły związane z zameldowaniem, podanie numeru rejestracyjnego auta (nie jestem pewien po co im to ale w każdym noclegu do tej pory musiałem podawać). Kobita pyta czy pale. Mowie ze tak. Mówi to jakbym wychodził w nocy albo nad ranem i zobaczył niedźwiedzia to proszę baaaardzo powoli się wycofać do pokoju, zadzwonić na recepcje i ktoś wyjdzie i go przegoni.... Uśmiecham się głupkowato bo nie wiem czy sobie robi jaja, a ona jakby wyczuwała ze jej nie wierze mówi rozejrzyj się dookoła. Faktycznie na ścianach pełno zdjęć niedźwiedzi na parkingu motelu... Pokazuje mi jedno i mówi to było zrobione w zeszłym tygodniu.... Okej.... Na koniec mówi jeszcze: proszę się nie martwic dopóki pan nie spróbuje go pogłaskać to nie zaatakuje.... Wole nie sprawdzać...
Zostawiam rzeczy i lecę na Zatokę Szmaragdowa podobno najpiękniejsze miejsce w okolicy jeziora. Droga jest delikatnie mówiąc Hardcorowa!! Nie dość ze pada, serpentyny po 180 stopni o nachyleniu kolo 15 może 20 stopni... MASAKRA. W pewnym momencie droga wiedzie szczytem grani gdzie po obu stronach jest przepaść.... Żadnych barierek... Coś niesamowitego... W końcu dojeżdżam na punkt widokowy nad Emerald Bay. Przestało padać trochę mży. Widok niesamowity. Gesty las, ośnieżone szczyty i to jezioro...

Image

Image

Image

Image


Lece dalej chwile pozniej kolejny punkt widokowy z którego widać wodospad, musiałem go minąć chwile wcześniej ale nie był widoczny z drogi... Będę musiał wrócić.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jadę dalej ale przez kilka kilometrów nie ma żadnych punktów widokowych, wiec zawracam. Wracając widzę znak ze jest szlak na wodospad wiec staje :P Generalnie wodospadów jest dwa dolny na który nie wolno schodzić (jak się później okaże nie ma rzeczy nie możliwych) i górny na który wiedzie szlak. Idę najpierw na górny. Widok zapiera dech w piersiach... Jestem w lesie pośrodku gór nad wodospadem... Przepięknie. Trochę mży...

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wracam na parking innym szlakiem niż przyszedłem jest trochę stromiej... Postanawiam ze sprawdzę czy można zejść na ten dolny wodospad. Szlaku nie ma, ale są jakieś ścieżki wydeptane przez turystów. Idę powoli, pomagam sobie rekami ale nie jest zle... Nawet nie jest plisko mimo ze niedawno padał deszcz. Dochodzę tyle ile dało się dojść. niby widok fajny ale jestem dokładnie na krawędzi wodospadu. A ja bym go chciał zobaczyć z dołu...

Image

Image

Image

Image

Image

Po drugie stronie rzeki widzę typa z aparatem. Czyli da się przejść ;) Wracam na drogę, przechodzę na druga stronę rzeki i próbuje tam. Zejście okazuje się całkiem łatwe i wychodzę... na polkę skalna w połowie wodospadu... WOW. Jest tu prze pięknie.

Image

Image

Image

Wracam do motelu. Po drodze widzę znak uwaga niedźwiedzie... Wracam do Motelu rzucam aparat na łóżko i wychodzę zapalić. I wtedy okazuje się ze został mi jeden papieros... Musze kupić amerykańskie... Jadę do sklepu, wyjeżdżam na główna ulice patrze w stronę jeziora i widzę mega piękny zachód słońca... Gra świateł słońca w chmurach sprawia ze niebo wygląda jakby płonęło... Zawracam na podwójnej ciągłej lecę po aparat, jadę nad jezioro jak wariat. Ale się udaje foty wychodzą mega. ;)

Image

Image

Image

Image

Nie wiem co mam robić jutro. To miejsce jest tak piękne ze zostałbym tu jeszcze jeden dzień, objechał jezioro dookoła, połaził trochę po szlakach. Ale szkoda mi czasu... Rano sprawdzę przełęcz Tioga, jak będzie otwarta spróbuję zaatakować Yosemite, ja nie lecę na południe w stronę Doliny Śmierci, a potem może jeszcze na Joshue Tree...
Góra
 Profil Relacje PM off
Daria Roslawska lubi ten post.
 
      
#34 PostWysłany: 31 Mar 2016 10:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 24 Wrz 2014
Posty: 18
Loty: 34
Kilometry: 88 311
Fajne zdjęcia
Góra
 Profil Relacje PM off
Daria Roslawska lubi ten post.
 
      
#35 PostWysłany: 14 Kwi 2016 23:29 

Rejestracja: 28 Kwi 2014
Posty: 360
Super fotorelacja!
W tym roku muszę odwiedzić Los Angeles, San Francisco i przede wszystkim stan Teksas! :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#36 PostWysłany: 10 Maj 2016 12:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 02 Cze 2014
Posty: 78
Loty: 112
Kilometry: 321 538
dalej nic nowego :(
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#37 PostWysłany: 10 Lip 2016 22:37 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7799
Też czekam na ciąg dalszy ;)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
Nowitzki lubi ten post.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 37 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 3 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group