Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 35 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2  Następna
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 06 Cze 2014 16:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Gru 2013
Posty: 39
Wstęp

Jestem młodym, spokojnym i sympatycznym człowiekiem przed sześćdziesiątką. W tej relacji istotne jest również, że jestem przedsiębiorczym przedsiębiorcą przed pięćdziesiątką. Powód mojego wyjazdu do Chin był prozaiczny, przeliczany na złotówki i zależny od kursu amerykańskiego dolara. Kilka miesięcy prowadziłem rozmowy z chińskimi producentami i przyszedł czas, żeby te rozmowy finalizować. Mając na względzie pragmatyzm, oraz moją ciekawość świata - wynikającą pewnie z faktu, że jestem jeszcze przed czterdziestką - postanowiłem pierwsze chińskie transakcje poprzedzić odwiedzeniem zakładów przyszłych kontrahentów, oraz zajrzeniem im w oczy.

LOT (lot)

Kupiłem bilet na wygodne połączenie LOTu z Warszawy (stolica kraju w środkowowschodniej Europie)do Pekinu. Bez międzylądowań, pobyt 11 dniowy. Wyjeżdżałem z poczuciem, że nie jestem do tej podróży wystarczająco przygotowany. Wiedziałem gdzie kupić Juany, wiedziałem które miasta chcę odwiedzić, wiedziałem, że nie ma co liczyć na możliwość porozumiewania się w języku angielskim poza recepcjami hoteli, a czasem nawet i w nich. Poprosiłem jednego z kontrahentów, żeby przygotował mi podstawowe słówka w wersji "krzaczkowej", wydrukowałem je i poleciałem.
Wylot z dworca PKP w Bielsku-Białej, podróż z dwoma ślicznymi stewardessami litewskich linii lotniczych lecącymi do Libii (zabrały mnie taksówką na lotnisko w Wawie, jednak jedna z nich zjadła moją kanapkę). Z WAW lot słynnym dreamlinerem. W pakiecie do biletu dodatkowe atrakcje:

Atrakcja nr 1. podczas startu, gdy skrzętnie zapiąłem się pasami, obficie wylała się na mnie z klimatyzatora woda. Po starcie zgłosiłem ten problem obsłudze samolotu. Stewardessy z profesjonalnym spokojem wyjaśniły, że to normalne, że na tym miejscu często tak się dzieje i że nie ma problemu, jest atrakcja. Dały mi papierowe ręczniki, którymi lekko osuszyłem bluzę, koszulkę i spodnie; nie uderzyły mnie, ani nie obraziły, nie śmiały się też ze mnie, najwyraźniej znudzone tym samym gagiem oglądanym co lot w LOT.

Atrakcja nr 2. w Pekinie na ogromnym czystym lotnisku łatwo i szybko dostałem się do miejsca wydawania bagaży i znalazłem walizkę, a właściwie to co z niej zostało. Dreamliner miał chyba jakieś problemy z hamulcami i najprawdopodobniej bagaż został wrzucony pod koła, istnieje tez możliwość, że spadł na niego czelabiński meteoryt, oraz taka, że obsługa samolotu wyrzuciła walizkę bezpośrednio na płytę lotniska, żeby szybciej mi ją dostarczyć. Skłaniam się do wersji z hamowaniem. Atrakcja nr 2 mogłaby być problemem, gdyby nie fakt, że łatwo znalazłem biuro dedykowane osobom z resztkami bagaży i po wypełnieniu prostego anglojęzycznego druku otrzymałem nową, solidnie i estetycznie wyglądającą walizkę.

Po chwili zobaczyłem sympatyczną Chinkę trzymającą kartkę z wydrukowanym moim nazwiskiem. Razem z Chinką, posługującą się łatwym do skumania dla pozaazjatyckiego europejskiego kontrahenta nickiem Nicole, czekał na mnie Chińczyk, który wygodnym Mercedesem zawiózł nas do Tianjin.

Tianjin

Kierowca okazał się być właścicielem zakładu produkcyjnego, do którego się udawałem. Nicole jego anglojęzyczną pracownicą i tym samym tłumaczem podczas tej wizyty. Byli też przesympatycznym buforem pomiędzy moim światem, a chińską rzeczywistością. Wyjeżdżając z Pekinu skrytego gęstą mgłą, usłyszałem od Nicole zapewnienie, że to nie smog, lecz mgła. Dojechaliśmy do podobnie zamglonego Tianjin.

Po prezentacji ogromnego zakładu, wysuszonego żółwia, który przynosił chińskiej firmie szczęście (również w mojej postaci), ogromnego akwarium mieszczącego się pod szklaną podłogą wejścia do biura, zakładowej siłowni dla pracowników, i cudownego fotela masującego, oraz poczęstunku kilkoma filiżankami pysznej herbaty i kawy typu 3 w jednym, udaliśmy się do restauracji.

Image

Image

Image

Image

Image


Boss zaprosił najlepszych pracowników, rodzinę i lokalnych klientów, wynajął sporą restauracyjną salę i zamówił dosłownie kilkadziesiąt dań. Jedliśmy, śmialiśmy się, Nicole tłumaczyła jak mogła, paliliśmy wszyscy moją fajkę, potem chińskie papierosy, piliśmy ryżowe 38% procentowe wino, czyli słowem mówiąc wódkę. Było niezmiernie przyjemnie.

Image

Image


Po obiedzie na moją prośbę udaliśmy się z Nicole do banku, gdzie wymieniłem eurosy na juanosy i udaliśmy się do hotelu. Tam zostawiłem bagaże, odświeżyłem się szybko i pełen werwy i ryżowego optymizmu skorzystałem z propozycji Nicole wspólnego zwiedzenia miasta. Udaliśmy się (kilka juanów za kilka km) taksówką na starówkę. Cepeliowskie uliczki, sporo pamiątek, gadgetów. Uwagę zwróciły urocze czajniczki do parzenia herbaty.

Image

tu kawałek Nicole:
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Z pomocą Nicole kupiłem bilet na pociąg na następny dzień do Qingdao. W Tianjin tylko raz spotkałem 2 osóbki o europejskich rysach. Okazały się Niemkami. Jedna z nich studiuje w słynnym Tiencińskim Uniwersytecie Tradycyjnej Medycyny Chińskiej, a druga to odwiedzająca ją siostra. Podziękowałem Nicole za miłe przyjęcie, udałem się do wygodnego hotelowego pokoju. Napisałem maila do kolejnego kontrahenta z informacją, o której pojawię się w Qingdao i zasnąłem. Rano odebrałem z recepcji zimny prowiant (koguty jeszcze nie piały) i udałem się na ogromny dworzec kolejowy. Przed wejściem kontrola biletu, prześwietlenie bagażu, oraz "lotniskowa" bramka (jak dobrze, że moje tytanowe śrubki w nodze nie piszczą na bramkach). Dworzec przestronny, czysty, bardzo intuicyjne informacje, prosty w komunikacji. Na peron wejście było możliwe dopiero dziesięć minut przed przyjazdem pociągu i po ponownym okazaniu biletu. Na peronie bez kłopotu znalazłem opis miejsca, gdzie mam stanąć, aby znaleźć mój wagon. Wjechał wiatr, a za nim pociąg zaprojektowany pewnie przez Lema. Po chwili siedziałem na wygodnym, czystym fotelu i patrzyłem na reklamy na plazmowym monitorze. Tianjin oddalało się z prędkością 300km/h Miasto pożegnało mnie ogromnymi żurawiami i osiedlami nowobudowanych wieżowców mieszkalnych.

Image

Image

Image

To nie smog, lecz fog

Monitor nad korytarzem pociągu do Qingdao
wyświetla modelki w prześwitujących wdziankach,
a chwilę później chłopaka o długich, jasnych włosach
- ślizga się na serfingowej desce po ryżowych polach,
skacze między nimi. Soczysta zieleń i ostrość obrazu
- nie ma smogu, fog otoczył tylko niziny za oknem.

Pasażerowie zastygają nad smartfonami, różnią się
sposobem rozmowy -€“ starsi krzyczą, jak podczas kłótni,
młodzi zdradzają niewidzialnym znajomym tajemnice.
Miejscowości kończą się dzielnicami nowych wieżowców
- podobno w Dubaju pracuje większość dźwigów świata,
ta informacja rozmywa się we mgle, potem dusi w smogu.

Chińczycy mówią tak, jakby wciąż mieli coś w ustach,
jakby nie przestawali jeść. Jedzenie ma tu inny wymiar.
Nie jest koniecznością, lecz przyjemnością i pięknem.
Wieczorem smog odsłania rozświetlone neonami ulice,
grupy kobiet tańczą niczym chłopcy z boysbandów,
albo wielbiciele country. Mgła zakrywa zimne biurowce.


Qingdao

Do Qingdao dojechałem punktualnie. Poszedłem z tłumem pasażerów i po kilku minutach wydostałem się z dworca. Adres mojego kontrahenta miałem wydrukowany na karteczce. Wystarczyło ustalić, gdzie jest siedziba i jak się tam dostać. Prosta sprawa. Zapytałem młodego chłopaka, lecz ten nie rozumiał nic poza tym, że o coś go pytam - nie było szans na komunikację, treść kartki również nie przywodziła mu żadnych wniosków. Z kolejnymi osobami było podobnie. Nikt nie dysponował choćby słowem inglisza. Dzień był ładny, słoneczny; autobusy, samochody, przyjeżdżały, odjeżdżały. Taksówkarze również nic nie kumali. W końcu dwie młode Chinki na pytanie o inglisz uśmiechnęły się z zażenowaniem ale bez zdecydowanego "nie". Skupiały się nieziemsko nad treścią karteczki, dyskutowały ze sobą i w końcu zaprowadziły kilkoma ulicami na autobusową zatokę. Tam konsultowały się jeszcze z oczekującymi pasażerami, po czym rozemocjonowały się pokazując nadjeżdżający autobus. Wskoczyłem z moją made in China walizką. Zanim zamknęły się drzwi, zdążyłem jeszcze zapytać how many stations. Dziesięć , równo dziesięć. Autobus ruszył, nie miałem biletu, więc zapytałem kierowcy. Równie dobrze mogłem go pytać o los bohaterów polskich telenowel... Poproszę bilet, ile za bilet? Czy Hanka z M jak miłość żyje? Ktoś wskazał skarbonę przytwierdzoną do rurki i gest Wałęsy. Dwa Juany, dziesięć stacji. Wytężyłem śladową podzielność uwagi: porcja dla ciekawych widoków za oknami autobusu, porcja dla współpasażerów i ich dyskretnych spojrzeń, i porcja dla liczby odwiedzonych przystanków. Dziewięć. Chińczycy są spokojni, noszą się "po europejsku", osiem. Miasto sprawia nowoczesne wrażenie. Sporo szklanych wieżowców, szerokie, wygodne drogi, siedem. Wchodzący zerkają wymownie na moją walizkę utrudniającą przejście. Przyciągnąłem ją mocniej, ustawiłem na stopach, sześć. O, morze, Morze Żółte, plaże, mam nadzieję, że zdążę po nich pospacerować! Dzielnie doliczyłem do właściwego przystanku. Wysiadłem wprost przed budynkiem, w którym miałem umówione spotkanie. Biurowiec o szumnej nazwie "Qingdao World Trade Center". Tak więc Alkaida nie wysadziła WTC, tylko przewiozła je do Chin!

Image

Image

Image

Image


Winda kończyła sie na piętrze trzynastym, a ja miałem trafić na dziewiętnaste. Po chwili kluczenia po ciemnych, ciasnych korytarzach, znalazłem kolejną, jadącą już wyżej. Otworzyłem drzwi biura kontrahenta i spojrzało na mnie zza kilkunastu biurek kilkanaście par zdziwionych oczu. Przywitałem się, na co pojawiło sie kilkanaście uśmiechów. Podszedł do mnie zdziwiony chłopak i zrozumiałym angielskim wyjaśnił, że Bella (kolejny łatwy do skumania dla pozaazjatyckiego europejskiego kontrahenta nick) pojechała po mnie na dworzec. Zaprosił mnie do wygodnego biura na wygodną kanapę, zaproponował kawę typu 3w1 i poinformował, że Bella niedługo będzie.
Bella wygląda jak Nicole, tylko jest Bellą. Również przyjemnie i konkretnie się rozmawiało, również pomogła mi kupić bilet na następny dzień i podrzuciła do zarezerwowanego hotelu. Pokój kosztował ponad 300 Juanów, ale wart był każdego z nich. Dwudzieste piętro, przestronne wnętrze, ogromne łóżko, okno zajmujące całą ścianę, piękna łazienka i prysznic będący pomieszczeniem oddzielonym od pokoju również szklaną ścianą. Prysznic z widokiem na wieczorne Qingdao - jakby to powiedział Polak nad Wodospadem Niagara: [...]
Wieczorem wyszedłem na miasto coś przekąsić i pooglądać ponoć pięciomilionową miejscowość.
Dużo wieżowców, jednak panuje atmosfera spokoju - nie ma ani nadmiernego ruchu samochodów, ani hałasu, ani tłumów ludzi. Trafiłem na spacerniak i gdy zrobiło się całkiem ciemno, mieszkalne i biurowe dzielnice przygasły, a spacerniaki zostały rozświetlone niezbyt nachalnymi reklamami. Sporo knajpek - bardzo różnorodnych i jak zwykle praktycznych. W jednej przysiadłem na piwko i poobserwować ludzi. Sporo młodych ludzi - w wieku studenckim. Stoły są wykonane z blatu jak nasze kuchnie ceramiczne. Na środku jest grzałka i danie główne gotuje się na stole. Chińczycy uwielbiają jeść na kolacje świńskie raciczki i żeberka - te potrawy królowały. Jedzą z ogromną przyjemnością, swobodą i zapałem, aż miło jest na nich patrzeć. Wypiłem słynne tutejsze piwko (niezbyt smaczne), zjadłem jakiś rodzaj pierogów, rozpaliłem fajkę i pospacerowałem jeszcze. Na ulicach zaczęły zbierać się grupy kobiet. Ustawiały się naprzeciw sprzętów grających i tańczyły rodzaj synchronicznego tańca. Nie wiem czy to gotowe układy, czy ktoś prowadzi taki taniec, w każdym razie było to coś pomiędzy tańcem, a ćwiczeniem. Tańczyli długo, dłużej niż ja spacerowałem. Kupiłem jeszcze jabłka i sok z jakiegoś dziwnego owocu i wróciłem do hotelu. Widok na wieczorne miasto był imponujący.

Image

Image

Image

Image


Wreszcie miałem poranek dla siebie. Pociąg do Shenyang wyjeżdżał popołudniu. Hotelowe śniadanie przebiegło osobliwie, bo nikt z obsługi nie mówił po angielsku, a ja byłem jedynym obcokrajowcem. Wiele rodzajów bułeczek na parze, jakichś kleików, dziwnych sałatek, osobliwe, gotowane bulwy przypominające nieco ziemniaki, jajecznica i kawa jak zwykle typu 3w1 - tylko taką tu mają. Zasada równości realnie jest tam wcielana w życie, bo w pewnym momencie cała obsługa usiadła z gośćmi do śniadania - to było ciekawe i miłe - kucharze, recepcjonistki, sprzątacze itd.

Image

Image


Po śniadaniu zdałem pokój, odebrałem kaucję (pobierają ją w każdym hotelu) i wyprowadziłem walizkę na spacer. Dzień w tak pięknej nadmorskiej miejscowości chciałem spędzić przy szumie fal. Na plażę postanowiłem udać się pieszo z pomocą mapki z hotelowej ulotki. Piękna pogoda, ciepło, spokojne ulice, cicho - jak na tak duże miasto. Po ulicach jeżdżą tam świetne bryki, dużo europejskich i amerykańskich marek, ale dedykowanych na rynek chiński. Samochody często blokują chodniki - tak że trzeba iść ulicą, a nie traktuje się tam przechodniów jako uprzywilejowanych.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Na wybrzeżu piękne jachty, cudna bryza, zapaliłem sobie fajkę i wygrzewałem się w słońcu. Chińczycy są ciekawscy, ale uprzejmi - przyglądają się bardzo dyskretnie. Zaczepiłem dwóch studentów z pytaniem o inglisz i radę jak dostać się na dworzec oddalony o około 20km. Trafiłem, okazało się, że byli to wolontariusze na rzecz międzynarodowych zawodów jakimś sporcie wodnym. Po chwili rozmowy zrobił się wokół nas tłumek około piętnastu osób. Przechodnie dopytywali się wolontariuszy co mówię i prosili o tłumaczenie ich pytań. A Polskę - a jak! - kojarzyli: że to kraj piękny, że zielony i fresh air i blue sky. Polaka nawet znają! Kogo? LEWANDOWSKI!!!!

Image

Image

Image

Image

Image

Z pomocą zapisanej chińskimi znaczkami karteczki i szczerego zaangażowania kilku osób pytanych o drogę na dworzec kolejowy, wsiadłem do autobusu. Tym razem miałem jechać dwadzieścia trzy przystanki. Niestety po kilku już pogubiłem ich liczbę, więc zacząłem dopytywać się współpasażerów. Jak zwykle dla każdego z nich język angielski to egzotyka, jednak moja determinacja wywołała głośną dyskusję, w wyniku której chłopak siedzący obok zadzwonił gdzieś, coś tam powiedział i podał smartfona. Dźwięczny, kobiecy głos przyjemnie, wyraźną angielszczyzną wyjaśnił, że powinienem wysiąść na najbliższym przystanku i jeśli chcę zdążyć, łapać taksówę. Tak też zrobiłem. Taksówkarz spojrzał na bilet i wiedział co robić.




Żółwie, rybki, autobusy

W autobusie w Qingdao nie ma żółwia,
nie ma złotych rybek, więc nie ma szczęścia,

nie dojadę na kolejowy dworzec, nie dojadę.

Pasażerowie znają mandaryński,
ryby nie nazwą rybą, żółwia żółwiem,

nie dojadę na kolejowy dworzec, nie zdążę.

Nie bądź nieśmiały, chłopcze, proszę, powiedz
choć kilka słów, na przykład: train station, hę?

Nie, nie, nie, man, it's Qingdao bus blues!




W autobusie w Qingdao nie ma żółwia,
ani rybek, nie czekamy na szczęście,

nie dojadę na kolejowy dworzec, nie dojadę.

Pasażerowie patrzą na białasa
i w zagubieniu widzą zagubienie,

nie dojadę na kolejowy dworzec, nie zdążę.

Nieśmiały chłopiec podaje telefon,
a z nim słodki głos, rozkoszny głos szczęścia:

wysiądź jak najszybciej, it's wrong bus blues!


Dworzec znów wielki jak.... no cholera! nie wiem co! Jak Okęcie? Zdążyłem kupić coś do przekąszenia na drogę - w tym kurzą łapkę, która pełni w Chinach odpowiednik chipsów.

Image

Image

Image

Image

Image

Przedział kuszetkowy był bardzo czysty i wygodny. Wielkość jak polski odpowiednik. Cztery miękkie łóżka, termos z gorącą wodą, nowe kapcie dla podróżnych, łazienka i ubikacja na korytarzu. Ułożyłem się wygodnie do długiej podróży. Dokuczała zbyt wysoka temperatura, a i zmiana czasu dawała w kość. Zasypiałem i budziłem się wiele razy. Śniłem, że śnię, że śnię, a gdy budziłem się, długo nie potrafiłem przypomnieć sobie, gdzie jestem. Wyjechałem o 14,50, dojechałem około 13.

Matrioszka, dni płodne

Historia o historii zaczyna się w środku
-€“ nie dowiesz się, dlaczego w tramwaju
i dlaczego tramwaj jedzie korytem rzeki.

Historia ma swój sens w miejsce twojego,
twój jest bezużyteczny jak wyrwany język,
jedziesz tramwajem i to trzyma się kupy.

Dom, w którym jesteś, przechyla się, trzęsie,
płytę tektoniczną złożono akustyce w ofierze
koncert grzmiał całą noc, brzmiał świetnie.

Historia ma swój sens w miejsce twojego,
twój bezradny jak skrzela ryb na piasku,
wszystko się trzęsie, tak już jest i tak będzie.

Koncert skończył się w środku, to był sen
i już pora go opowiedzieć. Póki tu stoisz,
pal papierosa i potakuj ze zrozumieniem.

Historia ma swój sens w miejsce twojego,
twój - porażone oko wtoczone w ciemność.
Ściany walą się, lecz nie zawalą, gdzie jesteś?

Image

Image

Image

Image


Shenyang

Shenyang przywitał mroźną i słoneczną pogodą. Tym razem wiedziałem, że mam kierować się na West Side, co dzięki dobrze widocznym znakom nie było trudne. Lola (łatwy do skumania dla pozaazjatyckiego europejskiego kontrahenta nick) prosiła w mailu, żebym opisał, jak wyglądam, żeby mogła znaleźć mnie na dworcu. Odpisałem: "I'm white". Opis okazał się precyzyjny, bo poznała mnie od razu. Tak jak sądziłem, w tłumie podróżnych byłem jedyny...
Lola wyglądała jak Bella, tylko była Lolą. Miłe, konkretne spotkanie w niedużej przędzalni i wytwórni ścierek i mopów z mikrofibry - Amerykanie zamawiają największe mopy. Jedno machnięcie i metr podłogi umyty. Wrażenie wywarła na mnie maszyna do przędzenia włókniny. Była ogromna.

Image

Image

Image

Po spotkaniu pyszna kolacja - właściciel zakładu zaprosił do restauracji kantońskiej. Lola pytała wcześniej, jaką kuchnię preferuję, odpowiedziałem, że nie wiem, bo nie znam, ale dodałem, że zjem wszystko, byle nie uciekało z talerza. Kuchnia kantońska jest świetna. Mięsa podawane na słodko. Treściwe i ciekawe w smaku sałatki z robaczkami, które już nie mają ochoty uciekać. I tym razem dań również było sporo.

Wyjechać z Shenyang było najłatwiej, bo stacja kolejowa jest dosłownie kilkaset metrów od Hotelu Vienna. Swoją drogą rozbawiło mnie zdumienie obsługi hotelowej, gdy uświadomiłem ich, że hotelowe akcenty - jak reprodukcje obrazów, czy walc konkurujący z szumem windy - to nawiązania do Austrii. Shenyang ma już mniej światowy charakter niż Qingdao. Widać tam biedniejszych ludzi, brzydsze budynki, więcej tłumów. Budynki i ulice sprawiają wrażenie mocniej wyeksploatowanych. Wieczorny spacer po ulicach tego miasta nie był już tak przyjemny, no i faktycznie jest to dużo chłodniejsze miasto. Kupiłem bilet do Pekinu, potem małe zakupy lokalnych przysmaków - w tym drink który miał ułatwić i ułatwił zaśnięcie.

Image

Pekin

Mimo, że na dworzec tak blisko (a pewnie właśnie dlatego) mało co nie spóźniłem się na pociąg do Pekinu - ten jechał jedynie (sic!) 200 km/h a dokładnie tempomatowe 199. Dojechałem po 13stej.





Image

Image

Dworzec jeszcze potężniejszy niż w Shenyang i jeszcze bardziej zatłoczony. Pekińskie ulice są pełne restauracji McDonald i KFC itp., a że marzyłem o kawie i możliwości "rozejrzenia się" po mieście za pomocą netu, wlazłem do maca.
Niestety kawa była niedobra, net nie działał, tłum był straszny. Na szczęście siedząca obok Chinka znała kilka słów po ingliszu i jakimś cudem (sama była zdziwiona) zdołała uruchomić net i pomogła znaleźć hotel. Dzwoniła do kilku, ale nie było miejsc. Ostatecznie ten, który miał wolne pokoje, ma świetną lokalizację (samo centrum), jednak jest tam brudno i ogólnie nieładnie. Dojechałem metrem do hotelu, który mieścił się na słynnym deptaku Wangfuging, pochodziłem trochę po centrum i próbowałem straganowych przysmaków, z których słynie te miejsce: smażone, grillowane, pieczone, gotowane przysmaki z warzyw, mięsa, ciasta i przepysznych ośmiornic, kalmarów, ryb. Ciekawość budziły szczególnie pieczone pisklaki, żywe skorpiony nadziewane na szaszłykowe patyczki i mnóstwo przeróżnych owadów, stawonogów, węży. Przyznam, że każda z potraw, które próbowałem była smaczna.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Dla przykładu: solidna porcja grillowanej ośmiornicy kosztowała 20 Juanów, większość potraw kosztowała około 10. Jako deser popularne są świeże owoce - najczęściej truskawki - nabite na patyczek i oblane cienką skorupką transparentnego cukru. Nie wygląda to zachęcająco, jednak smakuje wybornie. Cukier nie jest zbyt słodki, przyjemnie chrupie, a owoce są przesoczyste.

Image

W hotelowym pokoju zmyłem podróżny kurz, z ulgą wyciągnąłem się na łóżku i oczekiwałem na sen. Jednak ten nie poczuwał się do przybycia. Pooglądałem więc chińską telewizję. Programy prezentowały na przemian informacje, stare filmy o budowaniu kolei, kretyńskie, romantyczne chyba seriale i filmy wojenne. Chińczycy rozwalali wszystkich.


Bańka z cukru

Chinka wzrusza ramionami, gdy mówię o Ukrainie.
Pokazuje szaszłyki z piskląt, ze skorpionów (wiją się
nabite jeden za drugim). Może talizman na lusterko?
Przyniesie szczęście, luz i uśmiech białego modela

– z ulicznych bilboardów uśmiechają się głównie biali,
Chińczycy brylują i krzyczą z telewizora w Hua Fu Hotel.
W programach czarno-białe filmy o budowaniu kolei,
chińska choroba wenezulska i wszelkie gatunki wojenne.

Pisklęta ignoruję, skorpiony to skorupka i drżące kolce,
wenezuela powoduje mdłości, a czarno-białe filmy nużą.
Wybieram grillowane ośmiornice, na deser świeże truskawki
zatopione w bańce cukru. Z programów pozostaje wojna.


Pekin (w Chinach funkcjonuje nazwa Beijing) jest miastem o dość oczywistych atrakcjach. Wpisz w google "Pekin co zwiedzać" i wszystkiego się dowiesz. Pościskałem się w tłumach Chińczyków w roli "turysta".
Pochodziłem po wielkim Zakazanym Mieście (bilet wstępu 40 Juanów) - ogromne przestrzenie, wielkie place, imponujące, ale monotonne budynki i każdy z nich niezwykły, więc każdy trzeba obfocić. Egzotyczne posągi, bogate zdobienia. Oczywiście każdy budynek ma historię, każda figura również. Materiały informacyjne są dostępne po angielsku. Ogólnie konwencjonalne atrakcje, znaczy się konwencjonalne nudy.
Plac Niebiańskiego Spokoju razi niebiańskim spokojem samego miejsca, jeszcze większą przestrzenią (w tym ponoć przeludnionym kraju) i niepokojem tłumu chińskich turystów, którzy bardzo chcą niebiańskiego spokoju doznać. Ekscytującym wydarzeniem była zmiana warty. Kilkadziesiąt minut przeciskania się w tłumie, dokładna kontrola na bramkach. Emocje buzowały w tłumie, policjanci krzyczeli na gapiów, którzy stawali na krawężniku. W pewnym momencie warta została zmieniona (a może to była flaga, a nie warta? ;-)) i można było odejść. Emocjonujące, prawda? W tłumie dostrzegłem hinduską rodzinę i przyglądanie się im przez chwilę było bardziej ciekawe. Na tle Chińczyków wydawali się bardzo wyniośli, dumni.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Kontrahenci przestrzegali przed czarnymi taksówkami. Prawie jak swego czasu polska czarna wołga. Ponoć są to naciągacze. Faktycznie bardzo asertywnie nakłaniają do skorzystania z ich usług. Uprzedzony nie korzystałem. Tym bardziej, że miałem sporo wolnego czasu, małe turystyczne ambicje i wolałem przemieszczać się metrem, autobusem, a najchętniej piechotą. Komunikacja w Pekinie i Chinach w ogóle jest relatywnie tania. Metrem można jeździć do czasu wysiadki z metrowych podziemi za cenę 2 Juanów. Metro opisane jest bardzo czytelnie. Łatwo się w nim poruszać. Biletomaty obsługują język angielski, wszelkie tablice informacyjne również mają anglojęzyczne wersje.

Internauci przestrzegali mnie przed Chinkami naciągaczkami. Podają się takie za studentki szlifujące inglisza, proponują, że oprowadzą po Pekinie, a zwiedzonego ich urokiem czekają Straszne Rzeczy. Jako że jestem niebywale atrakcyjny i sprawiam wrażenie człeka z którym fantastycznie robiłoby się Straszne Rzeczy, każdego dnia w Pekinie kilkukrotnie byłem nagabywany przez zazwyczaj parę zawsze ślicznych Chinek. Proponowały wspólną kawę, drinka, udział w little party i inne atrakcje. Każdą zaczepkę zaczynały od pytania skąd jestem i zanim wybrzmiało "...and" komentowały, że bjutiful kantry i fejmołs pipoł. Gdy pytałem, kto z Polaków jest taki sławny, raz usłyszałem że naukowcy, a gdy drążyłem którzy konkretnie... zaproponowały drinka. Oczywiście jako człowiek odważny, męsko tłumaczyłem, że czekają na mnie frendzi i że już się denerwują i nie mogę iść teraz na piwko. Zazwyczaj upierały się, żeby skoczyć z nimi chociaż na pięć minut. I to urażało mnie doszczętnie. Straszne Rzeczy ze mną w pięć minut??!! Zbrodnia!

Dużo lepsze wrażenie wywarła na mnie konkretna pani o facjacie i stylu bycia biznes woman, która w klarowny sposób zaproponowała, że gdybym w hotelowym pokoju czuł się samotny, wystarczy zadzwonić - wręczyła wizytówkę - i już nie będę się czuł samotny. Wspominała jeszcze coś o rzeźniku, czy masarzu.

Po Pekińskich ulicach chodzi sporo Amerykanów, Australijczyków, Rosjan, ale najwięcej Chińczyków :-) Sporo jest policji, ale widać, że Chińczycy ich lubią, nie boją się ich i często proszą np. o wskazanie drogi. Oczywiście w centrum jest masa ekskluzywnych sklepów, wszelkie światowe marki, dużo eleganckich reklam, lecz - o kurtyzano - na reklamach prawie sami biali. Ogólnie odniosłem wrażenie, że Chińczycy mocno są zapatrzeni na zachód. Noszą się również po europejsku. W tłumie można dojrzeć wiele rodzajów urody, gabarytów - w tym również wysokich mężczyzn i kobiet. Często można tez podziwiać kobiety wspaniałej urody.

Image


MUR (znaczy się Wielki Mur)

Spotkałem się wielokrotnie z negatywnymi opiniami o Wielkim Murze. Turyści skarżą się na obrzydliwe skomercjalizowanie tego charakterystycznego obiektu, na chińską cepelię. Przewodniki rozpisują się o "odnowieniach" Muru dokonywanych w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku bez zachowania jego pierwotnej formy, czyli realnie ujmując, o zniszczeniu tego słynnego zabytku.

Opisywane są głównie dwa miejsca, w których zwiedza się Wielki Mur:
Badaling - kwintesencja wszystkich negatywów o których wspomniałem.
Mutianyu - miejsce polecane jako mniej skomercjalizowane (na tle Badaling)

Doczytałem o jeszcze jednym:
Haunghuacheng - i tę miejscowość wybrałem, bo wg znalezionych informacji mija się całkowicie z cepelią, a Mur zachował tam oryginalną formę.

Rano wciąż niepogodzony z dużą zmianą strefy czasowej zerwałem się z łóżka i udałem do pobliskiej stacji metra. Dojechałem na dworzec autobusów dalekobieżnych Dongzhumen i znalazłem nr 916. Po nieudolnej próbie ustalenia z kierowcą ceny biletu (jego cena jest uznaniowa, dobrowolna sic!), ostatecznie wyciągnąłem kilka banknotów, a kierowca wybrał z nich 12 RMB (czyli ok 6zł) W autobusie spotkałem parę Anglików. Pogadaliśmy i okazało się, że zamierzają udać się do Mutianyu, ale w trakcie jazdy udało mi się ich przekonać do uroku mojego wyboru i postanowiliśmy, ze pojedziemy razem. Wysiedliśmy na końcu trasy naszego autobusu - w mieście Huairou. Tam znów próbowaliśmy bezskutecznie znaleźć kogoś, kto rozumiałby cokolwiek po angielsku, a ostatecznie skończyło się na pokazywaniu krzaczków oznaczających naszą miejscowość. Dogadaliśmy się (po mocnych negocjacjach) z kierowcą busika. Za 150 RMB zobowiązał się zawieźć naszą trójkę (godzina w jedną stronę), poczekać 4 godziny i przywieźć z powrotem. Gdy już dotarliśmy do Haunghuacheng, okazało się, że jeździ tam z Huairou autobus nr H-21.

Faktycznie Wielki Mur wygląda tam imponująco. Na miejscu jest tylko jedna kobieta sprzedająca na rozkładanym stoisku napoje, ciastka i kanapki. Poza jedną parą i małą grupką Chińczyków nie spotkaliśmy innych turystów. Mur ciągnie się przez grzbiety gór nie szukając najprostszych miejsc. Widać, że priorytetem budowli była ochrona, widoczność z muru, a nie oszczędność wysiłku i materiałów. Miejscami Mur wznosi się, czy opada tak stromo, że trudno zachować równowagę. Co kilkaset metrów na murze są wieżyczki, w których podobno można nocować i już nie podobno, da się wypróżnić (śladów nie da się nie zauważyć), jednak nie mogę narzekać na czystość. Widoki niesamowite, wrażenia również. No i ważne jest to, że można obcować z tym magicznym miejscem w ciszy, spokoju, a nawet samotności.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Przy samym wejściu na Mur spotkaliśmy miejscowego wieśniaka, który za przejście przez jego skrawek ziemi skasował nas po 3RMB od głowy. Mur chwilami jest zniszczony, chwilami zerodowany, ale ogólnie jego forma jest dobra i imponuje tak, jak powinien. Chińskie niebo podobno nie bywa błękitne, także dominowały pekińskie szarości. 4 godzinny spacer po Murze dał nam dużo satysfakcji. Przy okazji wyjaśniłem nowej angielskiej znajomej treść (?!) piosenki "rikitiki rikitikitak, jeśli masz ochotę daj mi jakiś znak", bo nuciła i nawet śpiewała ją namiętnie. Głębia tekstu wcale jej nie rozczarowała.


Image

Image

Image


Image

Image

Image

Image

W opracowaniach na temat Wielkiego Muru często pojawia się informacja, że ta budowla jest widzialna z kosmosu. Spotkałem się również z opiniami, że to bzdura. Po wizycie w Haunghuacheng czuję się uprawniony do wygłoszenia własnej opinii w tym temacie:
1. Z Wielkiego Muru widać kosmos (ale z trudem i przez chmury)
2. Podczas spaceru nikt z kosmosu nie dał mi odczuć, że widzi Wielki Mur, czy mnie.
3. Na google maps widziałem budę mojego psa
4. Na Wielkim Murze słychać piosenkę o "rikitikitak"
5. Nie mam psa

kosmos ;-):
Image

Nasz kierowca czekał dzielnie i zawiózł nas do Huairou. Autobusy jeżdżą w Chinach bardzo często, także nie czekaliśmy długo na naszą 916 i bez przygód wróciliśmy do Pekinu.

LOT (lot II)

Naładowałem lapka, telefon i aparat, zjadłem śniadanie i zwolniłem pokój hotelowy. Odebrałem z recepcji kaucję (w każdym hotelu je pobierają) i udałem się z walizką zabić kilku godzin przed wyjazdem na lotnisko. Oczywiście po chwili usłyszałem, że mój kantry is bjutiful i żebym poszedł na kawę. Tylko się uśmiechnąłem, Chinka fuknęła i odeszła. Po zakupach w herbaciarni zamówiłem pyszną kawę w sieciowej kawiarni. Raczyłem się i korzystałem z darmowego wi-fi. Przy stoliku obok usiadły dwie prześliczne Chinki. Po chwili zerkania zagaiłem błyskotliwie. Powiedziałem otóż, że ich kantry is bjutiful i one również i że czy mógłbym utrwalić ich obraz na matrycy mojego aparatu. Zgodziły się bez zbędnej gadaniny, zapytały, czy mają pozować razem, czy oddzielnie, a nawet poprosiły o przysłanie zdjęć.

Image

Wielce podniesiony na duchu po takiej konfrontacji z niezwykłą urodą, udałem się na stację metra. Po dwóch przesiadkach dostałem się na stację linii prowadzącej na lotnisko.
Po standardowych formalnościach wszedłem do wspaniałego dreamlinera LOTu. Wierząc w rachunek prawdopodobieństwa, nie spodziewałem się, że spotkają mnie dwie atrakcje:

Atrakcja nr 1.
Tak! Okazało się, że miałem siedzieć na tym samym fotelu, a na wypadek ewentualnych wątpliwości czy czeka mnie prysznic, papierowe ręczniki desperacko powtykane w liczne otwory klimatyzatora powiewały wymownie. Nie czekając na wodę, poprosiłem załogę o zmianę miejsca. Stewardessy z profesjonalnym spokojem wyjaśniły, że to normalne, że na tym miejscu czasami leje się woda, ale to tylko woda, więc żaden powód do cudowania. Zaproponowałem, że wrócę za chwilę z wodą w butelce celem przeprowadzenia testów z empatii, jednak stewardessy zdecydowały się nieco pocudować i znalazły wygodny fotel obok wyjścia awaryjnego (czytaj dużo miejsca na nogi)

Atrakcja nr 2.
Tak! W Warszawie w trakcie telefonicznego ustalania godzin odjazdów pociągów do Bielska-Białej, zobaczyłem na lotniczym taśmociągu coś, co jeszcze niedawno było nową chińską walizką. To był czas początku konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, prawie że zimna wojna II, także jasnym było, że wrogie służby brutalnie anektowały kółko walizki wraz z częścią jej materiału na rzecz zbrojenia wrogiej armii. Atrakcja nr 2 mogłaby być problemem, gdyby nie fakt, że w biurze dedykowanym osobom z resztkami bagaży po wypełnieniu druku otrzymałem nową, solidnie i estetycznie wyglądającą obietnicę otrzymania nowej, solidnie i estetycznie wyglądającej walizki.

Dworzec Centralny w Warszawie przypomina dworce w Chinach, bo i tu i tam jeżdżą pociągi. Na suficie dworca Bielsko-Biała Główny są piękne freski - takich na chińskich dworcach nie widziałem.

Tydzień po powrocie kurier dostarczył mi śliczną włoską walizkę marki Puccini. Przymiotnik "włoska" nie rozstrzyga oczywiście miejsca, w którym walizka została wykonana...

the end
_________________
http://perney.pl/


Ostatnio edytowany przez Roku 22 Lut 2017 11:29, edytowano w sumie 3 razy
usuniecie wulg.
Góra
 Profil Relacje PM off
18 ludzi lubi ten post.
madziaro uważa post za pomocny.
 
      
Luksus w Turcji: tydzień w 5* hotelu z all inclusive 24h za 2599 PLN. Wylot z Wrocławia Luksus w Turcji: tydzień w 5* hotelu z all inclusive 24h za 2599 PLN. Wylot z Wrocławia
Loty do Szanghaju z Gdańska, Poznania i Warszawy od 2056 PLN Loty do Szanghaju z Gdańska, Poznania i Warszawy od 2056 PLN
#2 PostWysłany: 06 Cze 2014 17:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Cze 2012
Posty: 3396
Loty: 67
Kilometry: 146 355
srebrny
Świetna relacja! Byłam w dokładnie tym samym miejscu na murze rok temu w styczniu, zaprowadził nas tam lonely planet. W takim razie może rozwiążesz jedną z Zagadek Mojego Życia które tam powstały - jak do cholery poprawnie wejść na mur od strony tamy? :D I jak z niego zejść? Bo my wchodziliśmy przez okno w jednej z wieżyczek, a później lekka wspinaczka po kruszących się schodach zaraz nad tamą (w myślach przeliczałam kwotę mojego ubezpieczenia) i za cholerę nie widziałam żadnej innej ścieżki. O, zdjęcie poglądowe nawet znalazłam, tam w dole, na końcu muru przy tamie była wieżyczka przez którą właziłam:

Załączniki:
DSC_0472.jpg
DSC_0472.jpg [ 104.16 KiB | Obejrzany 8846 razy ]
Góra
 Profil Relacje PM off
madziaro lubi ten post.
 
      
#3 PostWysłany: 06 Cze 2014 17:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Gru 2013
Posty: 39
Hej, dzięki,
żeby wejść od strony tamy, trzeba iść ok 200, może 300 metrów po jego lewej stronie. Ścieżka zbliża się do Muru i jest tam przytwierdzona drabina, którą wchodzi się na wieżyczkę - to "oficjalne" wejście ;-)
_________________
http://perney.pl/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#4 PostWysłany: 06 Cze 2014 17:48 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Cze 2012
Posty: 3396
Loty: 67
Kilometry: 146 355
srebrny
Ok, teraz mogę umrzeć w spokoju. Bo ja tam się nieźle namęczyłam żeby przez tą wieżyczkę wejść i nie spaść po drodze z tych kruchych schodów, a później spotkaliśmy jakąś chińską rodzinę z czterolatką i zaczęliśmy się zastanawiać czy azjatyckie dzieci są faktycznie we wszystkim lepsze od nas czy coś zrobiliśmy źle :D

I jeszcze jedno - też szukaliśmy autobusu do Huanghuacheng i też go nie znaleźliśmy, więc nic się nie martw, to pewnie jakaś legenda ;)
My jechaliśmy 916 nie do końca trasy, teraz już nie pamiętam nazwy miasta w którym wysiadaliśmy, ale lonely planet z pewnością stwierdzał że co chwila kursują autobusy w stronę muru i nawet pisali gdzie je znaleźć. Problem w tym, że ich tam nie było a oczywiście nikt z lokalsów angielskiego nie znał, więc też byliśmy zmuszeni dać się naciągnąć na podobną kwotę.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#5 PostWysłany: 06 Cze 2014 17:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Gru 2013
Posty: 39
Oj nie, nie legenda, jeździ tam co około 30 minut, widziałem go :-)
Zresztą prawie nim pojechaliśmy, tylko kierowca nas wystraszył, bo gdy pokazaliśmy mu miejsce na mapie, gorliwie potrząsał przecząco głową i to nas zdezorientowało... Ale jeżdżą ;-)
_________________
http://perney.pl/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 06 Cze 2014 17:56 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Cze 2012
Posty: 3396
Loty: 67
Kilometry: 146 355
srebrny
Goddemyt. A od roku się pocieszałam, że to wcale nie jest tak, że daliśmy się naciągnąć :< Dzięki za info, serio mnie to od długiego czasu męczyło a mało kto jeździ w to miejsce, żebym mogła spytać :D
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#7 PostWysłany: 06 Cze 2014 18:02 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Gru 2013
Posty: 39
Umówmy się, że nie dałaś się naciągnąć, tylko wybrałaś luksusowszą wersję transportu ;-)
_________________
http://perney.pl/
Góra
 Profil Relacje PM off
Niva lubi ten post.
 
      
#8 PostWysłany: 06 Cze 2014 19:56 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7801
Ekstra styl pisarski :) czytalo sie naprawde lekko i przyjemnie

Wysłane z mojego LG-E460 przy użyciu Tapatalka
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#9 PostWysłany: 06 Cze 2014 21:54 

Rejestracja: 21 Gru 2012
Posty: 38
O panie, ładnie opowiedziane!
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#10 PostWysłany: 06 Cze 2014 23:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Kwi 2011
Posty: 739
niebieski
Uuu, piękna opowieść! Świetnie się czyta :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#11 PostWysłany: 07 Cze 2014 00:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lut 2012
Posty: 235
Loty: 119
Kilometry: 264 018
niebieski
Świetna relacja. Bardzo przyjemnie się ją czyta.
Jeździj i relacjonuj.
_________________
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#12 PostWysłany: 07 Cze 2014 10:10 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Gru 2013
Posty: 39
Dziękuję :-)
_________________
http://perney.pl/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#13 PostWysłany: 07 Cze 2014 10:58 

Rejestracja: 14 Mar 2014
Posty: 1239
Loty: 114
Kilometry: 156 105
niebieski
Gratulacje, powinieneś pisać książki, ja bym się skusił na kawę :D Relacja super
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#14 PostWysłany: 07 Cze 2014 11:13 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 02 Lip 2013
Posty: 126
Loty: 19
Kilometry: 36 462
krystoferson112 napisał(a):
Gratulacje, powinieneś pisać książki, ja bym się skusił na kawę :D Relacja super


zgadzam się, relacja tak fajnie napisana, że chętnie bym przeczytała całą książkę Twojego autorstwa :)
dzięki za dobrą lekturę :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#15 PostWysłany: 07 Cze 2014 11:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Lip 2010
Posty: 425
niebieski
Świetne! Wiersze również, a widzę, że masz tego więcej... :D
Gratuluję talentu:)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#16 PostWysłany: 07 Cze 2014 13:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Gru 2013
Posty: 39
Mam w planach treking na Aconcaguę i to będzie okazja do ciekawej relacji ;-) No ale to dopiero początek 2016 roku, trzeba do tej pory podszlifować kondychę i zorganizować wszystko, bo to niełatwa sprawa.
_________________
http://perney.pl/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#17 PostWysłany: 07 Cze 2014 17:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15 Lip 2012
Posty: 736
niebieski
ciri napisał(a):
krystoferson112 napisał(a):
Gratulacje, powinieneś pisać książki, ja bym się skusił na kawę :D Relacja super


zgadzam się, relacja tak fajnie napisana, że chętnie bym przeczytała całą książkę Twojego autorstwa :)
dzięki za dobrą lekturę :)


A to akurat nie jest nic trudnego (aczkolwiek sądzę, że doceniacie nie tę część recenzji) ;)
Ja także gratuluję, bardzo przyjemnie się czytało podczas jazdy autobusem :)
_________________
Żyję dla takich chwil, kiedy bierzesz haust powietrza i krzyczysz: chwilo, proszę, bądź wieczna!
Eldo
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#18 PostWysłany: 07 Cze 2014 18:59 

Rejestracja: 17 Sty 2011
Posty: 133
Świetna relacja :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#19 PostWysłany: 08 Cze 2014 15:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 24 Cze 2013
Posty: 212
W Pekinie nigdy nie ma smogu, zawsze jest mgła :lol:
Na murze w Huanghua spałem w 2007, wygląda jakby czas tam stał w miejscu.
Zapowiadana renowacja oby się nigdy nie rozpoczęła, ale fakt wejściówka o lokalnego wieśniaka podrożała, ja 2 nie 3rmb płaciłem hehe.
dobrze się czytało!
pzdr
_________________
http://www.chiny-info.pl
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#20 PostWysłany: 08 Cze 2014 20:02 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Gru 2013
Posty: 39
z 2 do 3 to 50% podwyżki! Ma chłop fantazję ;-)
Ale inwestował, bo kopał jakąś dziurę i rękę po juany wyciągał z niej
_________________
http://perney.pl/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 35 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group