Czuje, że jestem tą użytkowniczką wywołaną do odpowiedzi
Ja robiłam jednodniowy wypad (przełom października i listopada 2024), spotkałam potem większą grupę Polaków, którzy w tym okresie robili 6 dniowy trekking. Wszyscy żyją.Btw, tutaj pełniejszy opis tego wypadu: http://migot.geoblog.pl/wpis/249103/podroz-przez-kraine-posterunkow-do-krolestwo-dzelady
Ale tak, jest tam niestabilnie i z dnia na dzień sytuacja może się zmienić (w innym miejscu spotkaliśmy Polaków mieszkających w Addis, pracujących dla jakieś organizacji międzynarodowej, i im firma zakazała wyjazdów do Amhary). Przy czym przez większość czasu władze federalne utrzymują kontrolę tak nad Gondarem jak i trasą do Simien, i wtedy można się tam przejechać (wiadomo, wszystko na własne ryzyko, ale przewodnicy jednak wiedzą co robią - ostatnia rzecz, której im trzeba to poszkodowany białas). Zresztą, jak Fano "utrzymuje kontrole" nad jakimiś miejscami to znaczy że oni biorą łapówki na drogach, i poza momentami starć między dwiema stronami, które są niebezpieczne bo można dostać rykoszetem, to w sumie też niewiele dla turysty zmienia. Turysta nie jest stroną konfliktu ani celem (a są miejąca na świecie, gdzie ekstremiści specyficznie celują w turystów). A te trasę patroluje pół etiopskiej armii - raczej są zdeterminowani, by trzymać tam spokój...
Niemniej, z tych powodów nie wybierałabym się tam teraz na własną rękę, tylko z przewodnikiem - choć ceny są oczywiście znacznie wyższe, to samochód z turystą jest zdecydowanie inaczej traktowany na licznych posterunkach policji i wojska na trasie Gondar-Simien. Jak nie chce się płacić za wycieczkę to może lepiej wybrać inny region Etiopii (choć całość zorganizowanymi wycieczkami stoi - ale tak już jest z Subsaharyjską Afryką, że generalnie dla ruchu turystycznego jest dość droga...).
)