Autor: | gosiagosia [ 14 Sie 2015 16:27 ] |
Temat postu: | Sardynia i Korsyka, czyli rzecz o supremacji |
Dawno, dawno temu….. ![]() To było naprawdę dawno. W czasach, kiedy Internet nie był jeszcze TAKĄ potęgą, kiedy częściej kupowało się gazety podróżnicze i tam czytało o podróżach. Kiedy wyjazdy odbywały się przeważnie z biurami podróży a Tunezja i Egipt były głównym celem podróży Polaków. W jednym z takich czasopism znalazłam zdjęcia z Korsyki. Powiedzieć, że byłam zachwycona to mało. Sprawdziłam jak najszybciej ceny wyjazdów do tego bajkowego miejsca. Były przerażająco wysokie. Zwalały z nóg. Wiedziałam, że nigdy tam nie pojadę. Potem trochę zapomniałam o tym kierunku „nigdy” – nabieranie umiejętności do samodzielnych podróży pozwalało na otwieranie coraz szerszego wachlarza marzeń. W styczniu w promocji -20 % EasyJet kupiłam bilety do Cagliari na Sardynii z powrotem z Olbii. Kocham Włochy. Przed 2010 rokiem nigdy nie były na mojej bucket list. Włochy znałam jedynie z fantastycznych stoków narciarskich ale nigdy nie ciągnęło mnie tam latem. Aż w 2010 r. poleciałam do Rzymu i stamtąd na Sycylię. Od tego czasu regularnie je odwiedzam. Są dla mnie europejskim krajem nr 1. Nie mam im za złe nawet tego, że wrzucają mi zawsze dodatkowe kilogramy ![]() ![]() Relacji z Sardynii jest dużo więcej niż z Korsyki ale przecież od ich nadmiaru jeszcze nikt nie umarł. Czas podróży: 24 czerwca do 10 lipca 2015. Ilość osób – 4: Gosia, Maciek, Beata i Romek. Przejechane 1700 km. Do Berlina (i z powrotem) jedziemy z promocji Interglobus podrzuconej przez @lukasos (dzięki) berlin-tegel-lub-schonefeld-ze-szczecina-za-8zl-ow,1287,67355&p=539754&hilit=interglobus#p539754 Kupujemy bilet grupowy i za wszystkich płacimy 54 zł w dwie strony. W samolocie siedzę obok Polki, która od blisko 20 lat mieszka na Sardynii. To się nazywa mieć szczęście. Informacje uzyskane od Dagmary – bezcenne ![]() Lądujemy w Cagliari o 19 i nauczeni doświadczeniem sprintem ruszamy do wypożyczalni Noleggiare. Samochód zarezerwowany przez Rentalcars – Renault Clio (or similar) - 1520 zł za 16 dni, z dopłatą 50 E OW (zwrot w Olbii), dodatkowym kierowcą i pełnym ubezpieczeniem za 370 zł. W cenę wliczone „zabranie” auta na Korsykę. Z ubezpieczenia wyłączony tylko pobyt na promie. Z mojego śledztwa wynika, że każda wypożyczalnia wyłącza to z ochrony. Na lądzie – pomimo, że w innym państwie ubezpieczenie działa. Dostajemy auto „or similar”: Forda Fiestę z niespełna 5000 km na liczniku. Diesel. Na krętych drogach Sardynii i Korsyki sprawił się doskonale spalając średnio 5,1 l na 100 km. Paliwo (diesel) kosztuje od 1,28 E do 1,58 E. O Noleggiare: brak kolejki, dwie osoby do obsługi, samochody (patrzyłam na parkingu na resztę tam stojących) nowe, opcja full – full. Zwrot też sprawny. Pani z biura poszła z nami na parking, pobieżnie obejrzała auto i z uśmiechem powiedziała: everything ok. I koniec. Zwrot trwał około 10 min. Fakt jest taki, że byliśmy świadkami jak odbierała auto wyższej klasy niż nasze i tam była wręcz aptekarsko dokładna łącznie z przejeżdżaniem dłońmi po karoserii celem szukania wgnieceń. Swoje podróże już od dłuższego czasu opieram na noclegach z portali typu airbnb. To dla mnie (dla nas) zdecydowanie najbardziej komfortowa opcja. We Włoszech i na Korsyce (szczególnie !) posiadanie własnej kuchni jest dobrym rozwiązaniem. Sklepy oferują pyszne produkty w całkiem rozsądnych cenach. Oparcie swojego menu wyłącznie na restauracjach jest raczej drogim wyborem. No chyba, że kupujemy pizzę na wynos – wtedy nie jest drogo. Ale zdecydowanie mniej smacznie. Sardynia jest dużą wyspą. Zaplanowanie wyjazdu sprawia wiec duży problem. Po dokładnej analizie postanowiłam, że skupimy się na wschodnim wybrzeżu, zachodnie pozostawiając na „drugi raz”. Tak wygląda w dużym uogólnieniu mapa przejazdu po Sardynii: No więc… SARDYNIA – „Karaiby Europy” CAGLIARI I COSTA REI Pierwsze dwa dni spędzamy w Cagliari – stolicy wyspy. Do mieszkania dojeżdżamy dość późno bo wcześniej robimy zakupy w Auchan. Rachunek jest dość pokaźny bo oprócz jedzenia musimy kupić wszystko to, czego nie mogliśmy zabrać z Polski: szampony, odżywki, kremy i takie tam… różne. No i ryby na pierwsza kolację. Ryby w marketach na Sardynii codziennie dostarczane są świeże. Żadne mrożonki. Tzn. mrożone też są gdyby ktoś sobie życzył. Mieszkanie mamy na starym mieście na ulicy Via Barcelona. Nie można tam parkować (tzn. w granicach starego miasta) w godzinach nocnych od 21 do 7 rano i pomiędzy 15:30 i 17. Ale tuż obok, na ulicy Via Roma położonej prostopadle do morza jest bezpłatny parking, na którym przy odrobinie szczęścia można bezpłatnie zostawić samochód. Poza tym okoliczne parkingi są płatne tylko w godzinach od 9 do 18. 0,5 euro za godzinę czyli też jakiś wielki majątek to nie jest. Może trochę o parkowaniu auta na Sardynii: na ulicach są wyznaczone liniami strefy parkowania, żółty kolor - nie wolno parkować, niebieski kolor - płatne w określonych na ustawionej tablicy godzinach. Jest tam tez zwykle cena za godzinę parkowania. Kolor biały - można parkować zawsze za darmo. Tak samo jak przy braku linii. No chyba, że jest znak informujący o zakazie parkowania – ale to już kwestia przepisów ogólnie obowiązujących. Kolejny dzień rozpoczynamy od włoskiego śniadania w polskim stylu ![]() Pierwsze kroki kierujemy w stronę targu – Mercato di San Benedetto. Uwielbiam takie miejsca. Tętni życiem i jest zawsze miejscem najlepiej wprowadzającym w atmosferę kraju ![]() Jak zwykle zadziwiają mnie rzeczy, które można tam kupić. Ktoś to je? Czy w ramach lokalnego folkloru leży? Na dole w części rybnej kupujemy kolejną kolację: białe krążki kalmarów i spadę (miecznika). Kuszą wielkie prawie trzykilogramowe siatki muli ale wizja czyszczenia skutecznie odstrasza. Ale jesteśmy przecież na Sardynii – za chwilkę syn Roberto wprawnymi ruchami czyści mule a Roberto chwaląc się znajomością języka polskiego częstuje nas winem wyciągniętym spod stołu i otwiera muszle, które proponuje na przekąskę. Surowe. A tam surowe… żywe przecież… Taki odważny jest tylko Romek a Roberto kiwa głową z uznaniem mówiąc ‘”macho”. Wino jest zadziwiająco smaczne więc Roberto prowadzi nas na górę i pokazuje gdzie możemy je kupić. 2,5 euro za butelkę jest dla nas miłą niespodzianką. Odnosimy kolację do domowej lodówki i ruszamy na plażę Poetto. Totalne rozczarowanie. Nie wiem czego się spodziewaliśmy ale jest tłoczno, woda mało przejrzysta, plaża do najczystszych nie należy. Siedzimy tam chwilę i uciekamy zwiedzać Cagliari.Albo raczej pokręcić się trochę bez wyraźnego celu po mieście. Stare Miasto jest na wzgórzu. Mury obronne zamku ograniczone są dwiema wieżami: St Pancras Tower i Tower Elephant. Stamtąd roztacza się widok na całą stolicę. Wycieczka dość wymagająca - szczególnie w tych temperaturach. ![]() Lubię takie powolne łażenie po mieście. Tu kawka, tam lody, pokazy ulicznej capoeiry… Kolejnego dnia rano ruszamy dalej. Nasz cel to Santa Maria Navaresse. Wyjazd z Cagliari wyjątkowo uciążliwy – przy planowaniu warto wziąć pod uwagę, że pokonanie kilku kilometrów w mieście trwa co najmniej godzinę. Po drodze zamierzamy zatrzymać się na plażach Costa Rei. Przeczytałam o plaży Punta Molentis jako jednej z piękniejszych na Sardynii, obejrzałam zdjęcia więc forsuję dojazd na tę właśnie plażę. Jedziemy wybrzeżem, droga często staje się aleją porośniętą różnokolorowymi oleandrami. Jest kilka charakterystycznych cech Sardynii. Między innymi te oleandry są tak charakterystyczne, że kiedy myślę „Sardynia” widzę je bardzo wyraźnie: różowe, białe, czerwone, liliowe. Mijamy przepiękne zatoki z widokami za milion dolarów. Kuszą tym widokiem ale my twardo szukamy Punta Molentis. Żadnych drogowskazów, nawigacja też nie chce się wpisać - pytamy o drogę – Sardyńczycy są bardzo pomocni, z prędkością karabinu wyrzucają z siebie: a destra, a sinistra, sempre, sinistra. Plaży nie znajdujemy i zmęczeni tym bezskutecznym kręceniem się w kółko całkiem przypadkiem lądujemy na pięknej Spiaggia delle Ginestre. Biały piasek, niezbyt dużo ludzi, czysta woda, bar z cappuccino… Ale chęć zobaczenia jednej z piękniejszych plaż Sardynii nie umiera ![]() Najpierw opiszę dojazd. W drodze z Cagliari na SP18 mijamy 2 km jedziemy jeszcze kawałek i na zakręcie będzie zjazd w lewo na polną drogę. Stoi nawet przy tym ręcznie namalowany znak z napisem Punta Molentis. Potem zjeżdżamy na rozjeździe w prawo, przejeżdżamy pod mostem gdzie uiszczamy opłatę 3 E i dalej drogą do szlabanu. Idziemy piechotą jakieś 200, 300 m i … rozczarowujemy się. Nie, nie spokojnie – okoliczności przyrody są piękne. Tylko… ten tłum na plaży ![]() A to nasze: Na czubku skały ktoś siedzi. Wrażenie jest takie jakby ten ktoś był nadnaturalnych rozmiarów. Maciek nawet twierdzi, że to nie człowiek tylko takie dmuchane coś z długimi, poruszanymi na wietrze rękami. Zoom wyjaśnia - normalnie chłopak przysiadł sobie, żeby odpocząć ![]() Wieczorem dojeżdżamy do Santa Maria Navaresse. Tu spędzimy 5 nocy. Samo miasteczko nie jest ładne – ot zwykła, turystyczna miejscowość pozbawiona włoskiego klimatu. Miejscówka została wybrana jako baza wypadowa. No i super mieszkanie z pięknym widokiem, ogromnym tarasem (na którym jest prawdziwy piec do pizzy i murowany grill) https://www.airbnb.pl/rooms/3697046 Polecam. A ten półwysep w oddali to Arbatax |
Autor: | lubietenstan [ 14 Sie 2015 16:54 ] |
Temat postu: | Re: Sardynia i Korsyka, czyli rzecz o supremacji |
fajna relacja, sporo konkretów. czekam na więcej - na razie korsyka nie jest na mojej bucket list, ale mam nadzieję, że to się zmieni po przeczytaniu ![]() |
Autor: | wulkan [ 14 Sie 2015 17:12 ] |
Temat postu: | Re: Sardynia i Korsyka, czyli rzecz o supremacji |
Fajne i " treściwe" opisy. Z dużym zaciekawieniem czytam Twoją relację, tym bardziej,że w II połowie września będę na Sardynii, jeden tydzień na północy. Oczywiście jeden dzień przeznaczę na Bonifacio, Korsyka. Czekam na dalszy ciąg ... |
Autor: | gosiagosia [ 17 Sie 2015 21:24 ] |
Temat postu: | Re: Sardynia i Korsyka, czyli rzecz o supremacji |
PROWINCJA OGLIASTRA Następnego dnia jedziemy do Arbatax zarezerwować gommone i pozwiedzać wybrzeże. Czerwone skały w Arbatax są przyjemne dla oka ale raczej „przy okazji” - specjalna wycieczka w tym kierunku mija się kompletnie z celem, biorąc pod uwagę wszystko to, co oferuje Sardynia. Z jednej strony wygląda to tak: A kiedy odwrócimy głowę w drugą stronę – tak: Zapewniam – jest dużo piękniejszych miejsc na Sardynii... Pierwszy (dłuższy) przystanek na drugie śniadanie robimy na plaży Torre di Bari. Oddzielona od ulicy lasem piniowym, z jednej strony zwieńczona obronną wieżą plaża jest prawie pusta (lubimy ![]() A na plaży wieża obronna– jedna z wielu na Sardynii. Powiedziałabym - jeden z jej symboli. Wcześniej w SMN zapytaliśmy młodych z informacji turystycznej o ich ulubioną plażę. Wskazali Spiaggia di Coccorocci – jedziemy wiec dalej. Cel osiągnięty. Dla kogo plaża jest? Dla miłośników bezludnych miejsc (na plaży nikogo oprócz nas), dla miłośników krystalicznie czystej wody, dla miłośników krajobrazów – czerwone skały w połączeniu z szarą plażą i niebieską, prawie granatową wodą mogą zaspokoić oczekiwania najbardziej wybrednych oglądaczy. Ale plaża kamienista - szare, owalne kamienie nie są zbyt wygodne do wypoczynku. Ponadto szybko robi się głęboko. Małym dzieciom nie polecam. A właściwie to nie polecam ich rodzicom bo się zamęczą ![]() Kiedy jedziemy już z powrotem naszą uwagę zwracają stojące na poboczu drogi samochody. Pośrodku niczego, bo brak informacji i nic z poziomu drogi nie widać. Postanawiamy sprawdzić. I nie żałujemy. Jedno z piękniejszych miejsc podczas naszej podróży po Sardynii: Spiaggia di Cala Luas. Trzeba do niej zejść w dół jakieś 500 m. Porfirowe skały tworzące urocze zatoczki i znów kryształ szafirowej wody. Jeżeli po zboczu wzgórza przejdzie się kolejne 500 m w prawo dojdzie się do piaszczystej zatoki. Jest tam trochę ludzi więc swoim zwyczajem ewakuujemy się w mniej wygodne ale zdecydowanie bardziej urokliwe miejsce. Bo puste ![]() Napiszę jeszcze co było w planach i nie wystarczyło czasu. Piscine Naturali di Monte Ferru – niedaleko Coccoroci. Podobno piękne, naturalne baseny ze słodką woda tworzoną przez wody wypływające z Monte Ferru. Nie można dojechać samochodem – trzeba się trochę powspinać ale nie byłam tam więc o trudności czy łatwości dojścia nie napiszę. Dobra, daleko nie mam – wrócę... A jeżeli ktoś tam był to może coś doda? Mam współrzędne geograficzne 39° 43' 20.66" N 9° 39' 15.56" E - gdyby ktoś zechciał sprawdzić i napisać mi co straciliśmy ![]() Tak na marginesie, to nienawidzę tego niestarczającego czasu na wakacjach. Osobisty przewodnik pęka w szwach a po przyjeździe zderza się z rzeczywistością zmuszając do wykreślania kolejnych miejsc oznaczonych wykrzyknikiem (dwoma wykrzyknikami, trzema wykrzyknikami…). Poczucie straty mam wtedy tak duże, że aż sama na siebie się złoszczę bo w pewnym stopniu psuje mi to radość podróżowania ![]() Następny dzień zaczynamy od wypoczynku na plaży w Santa Maria Navaresse. Nie na tej znajdującej się w centrum miejscowości ale 700 m dalej jest długa piaszczysta plaża. Te nadmorskie promenady – znów całe w kwiatach… Sardyńczycy z reguły dbają o otoczenie swoich domów. A ze klimat im sprzyja więc takie krzewy są nagminnym obrazkiem. Trudno jest czasem na Sardynii robić coś innego oprócz siedzenia w wodzie bo temperatura nie spada poniżej 30 stopni. Dla nas nie jest to jednak kara – lubimy ![]() Około godziny 15 wyruszamy na wycieczkę, której celem jest Grotta Su Marmuri. Droga, Orientale Sarda SS125 wije się (bardzo się wije) w stronę miejscowości Jerzu wśród głębokich wąwozów i naprawdę powalających, górskich krajobrazów. Myślałam wtedy, że to najbardziej kręta droga jaką do tej pory jechałam… No cóż – Korsyka była dopiero przed nami ![]() Do groty wchodzi się tylko z przewodnikiem, który opowiada najpierw w języku włoskim a potem w angielskim. Godziny wejść: w kwietniu i październiku: 11,14.30,17; czerwiec, lipiec i sierpień: 11,14,16,18; w sierpniu 11,13,15,17,18.30. Zwiedzanie trwa ponad godzinę. Temperatura w grocie jest stała i wynosi 10 stopni warto więc wziąć cieplejsze ubranie: bluzy z długim rękawem a nawet długie spodnie. Wstęp 10E dorosły. Można robić zdjęcia ale nie można używać lampy błyskowej. Grota jest piękna. Nazwa sugeruje, że jest z marmuru ale tak naprawdę tworzą ją wapienie barwione różnokolorowo przez zawarte w spływającej wodzie minerały co powoduje, że do złudzenia przypominają żyłkowaną strukturę marmuru. Grota składa się z kilku sal m.in. największej (70m/30m) Great Hall, groty kaktusów i (w mojej opinii najpiękniejszej) Organ Hall. Kolejny raz w życiu jestem pełna podziwu dla Matki Natury. Zobaczyć! Koniecznie! W Osini nieopatrznie wjeżdżamy w jakąś małą uliczkę. Nie dość, że w uliczce jest tak wąsko, że musimy złożyć lusterka, żeby się zmieścić to jeszcze uliczka okazuje się ślepa i trzeba… wycofać. Nie wiem jak Maciek to zrobił ale wycofał bez szwanku. Kolejny cel to Gairo Vecchio – miasto, którego nie ma. W 1951 r. ulewne deszcze spowodowały osunięcie nawisów ziemi i miasto zalała lawina błotna. Miasto zostało uprzątnięte ale nikt już tam nie mieszka. Są okna, drzwi, schody w środku, nazwy ulic na domach i inne znaki, ze kiedyś życie toczyło się tam normalnie. Dla mieszkańców, zbudowano nowe Gairo, powyżej tego starego. W Old Gairo nadal rosną drzewa i prowadzone są drobne uprawy. Tam zostajemy poczęstowani morelami świeżo zebranymi przez sympatycznego Sardo z imponującą maczetą w jednej ręce i wiadrem moreli w drugiej ![]() Końcowym etapem wycieczki jest kolacja kupiona wcześniej na włoskim Grouponie z 1 kg grillowanej wołowiny i wieprzowiny w roli głównej. Na parę…. Nie będę opisywać sposobu w jaki się stamtąd wytoczyliśmy. To był jeden z dwóch mięsnych posiłków głównych podczas naszego 16-dniowego pobytu. Reszta to wyłącznie ryby i owoce morza. Wyspy zobowiązują. A ponieważ cała nasza czwórka to amatorzy morskich specjałów więc "morskie" posiłki są dodatkowym bonusem ![]() Golfo di Orosei 29 czerwca pogoda nam sprzyja: bezwietrznie, morze spokojne. To ważne bo mamy zarezerwowaną gommone: ponton z silnikiem motorowym. My wycieczkę rozpoczynaliśmy w Arbatax ale taką łódź można również wypożyczyć po drugiej stronie zatoki Orosei w Cala Gonone. Z obu miejsc można też umówić się na wycieczkę statkiem, który dowozi do poszczególnych plaż. Dlatego warto jak najwcześniej rozpocząć wycieczkę łodzią - wtedy jest się na plażach bez sporego tłumu, który wysypuje sie ze statków. No i małą łódką można dopłynąć w różne ciekawe zakamarki. Do wynajmu potrzebne jest prawo jazdy. Łódź wynajmuje się w Porto Turistica, do którego zjazd jest oznaczony drogowskazami. Przy wynajmie krótki instruktaż z prowadzenia łódki, mapka w rękę i "have you a nice day!" Wynajęcie takiej łodzi na cały dzień (od 8,30 do 17.30) kosztuje 110 EU (naszej – na 6 osób, na 4 osoby kosztowała 100) plus paliwo „według zużycia”. To cena czerwcowa bo w lipcu i sierpniu jest drożej. Tankowanie odbywa się po przyjeździe w naszej obecności. Żadnego naciągania. My zapłaciliśmy 56 EU ale trzeba przyznać, że panowie ekonomicznie nie pływali, tylko cisnęli „ile fabryka dała”. Widok dwóch dorosłych facetów (w warunkach międzywakacyjnych szanowanych obywateli) cieszących się jak dzieci i zwracających się do siebie per „kapitanie Sparrow” – bezcenny ![]() Trasa biegnie wzdłuż wybrzeża i co jakiś czas pojawiają się przepiękne plaże: pierwsza na której się zatrzymaliśmy to Cala Goloritze. Jedyna, do której nie można dopłynąć łodzią bo obejmuje teren Parku Narodowego. Łódź cumuje się poza wyznaczonym bojami terenem i do plaży można dopłynąć wpław. Woda tam była najpiękniejsza jaką widziałam na Sardynii a może i w życiu. Woda jest przejrzysta a jej kolor jest tak błękitny, że aż nieprawdopodobny. Ja do samej plaży nie dopłynęłam bo parę minut po wskoczeniu do wody poparzyła mnie meduza i było to na tyle bolesne, że zmuszona byłam wrócić na łódź. Wyglądało to tak, jakby w okolice kostki wbito mi dziesiątki drobnych igiełek. Ból tylko na początku był dotkliwy – po godzinie albo dwóch zapomniałam, że coś takiego się stało. Do kolejnych plaż można już dopłynąć łodzią, wysadzić zbędny balast (czyt. bagaże i eteryczne kobiety) po czym zacumować łódź na morzu i dopłynąć wpław do plaży. Powrót tak samo tylko w odwrotnej kolejności. No i tak można sobie pływać do kolejnych plaż …i kolejnych … …i kolejnych… mijając po drodze coraz piękniejsze miejsca Ze wszystkich plaż, które odwiedziliśmy najbardziej podobała mi się na Cala Mariolu. To jedyna plaża, gdzie poproszą o uiszczenie opłaty: 1 eu /os. Tam też mieliśmy pewien problem. Między kamieniami zaklinowała się kotwica. Patrzyłyśmy z Beatą z brzegu jak Maciek z Romkiem nurkują wokół łodzi próbując ją uwolnić. Bez skutku. Poprosiłam pana, który pobierał opłatę o pomoc. Na dodatek zapomniałam jak jest kotwica po angielsku ale to chyba dość częsty przypadek bo pan zrozumiał od razu o co chodzi i zadzwonił po pomoc. Dosłownie za chwilę przypłynęła straż przybrzeżna i kotwica została uwolniona. O tym jakie pomysły mieli Maciek z Romkiem na uwolnienie kotwicy wolę nie pisać publicznie ![]() Na Cala Mariolu są skały, z których można bezpiecznie skakać do wody z wysokości 4/5 metrów. Zabawa przednia. A to Cala Luna znana z plażowych grot. Wróciliśmy około 18. Tuż obok stacji paliw, na której tankowaliśmy znajduje się coś jakby hurtownia ryb Stella Marris (chyba to taka nazwa). Można tam kupić różnego rodzaju ryby w bardzo rozsądnych cenach. Można też kupić homary i kraby ale odmówiłam samodzielnego przygotowania tych specjałów. Kupiliśmy min. mureny. Murena helena. Cena zachęcała (3 EU/kg) ale również zastanawiała: dlaczego tak tanio, może toto się do jedzenia nie nadaje? Ale sprzedawcy stwierdzili, że to dobra ryba (ryba?!) do smażenia. Zapytaliśmy, czy przed smażeniem należy ściągnąć skórę. Pan powiedział, że to „no banana” ![]() Oprócz mureny kupiliśmy ryby, które wcześniej pan nam przygotował w ten sposób, że obciął wyrostki ostre jak żyletki. Powiedział ( w języku migowym), że zacięcie się czymś takim może być tragiczne w skutkach na dowód pokazując swoją prawą rękę z brakującym kciukiem. Dzięki sympatycznym Sardyńczykom nie pozbyliśmy się żadnych palców. Za to dorobiliśmy się kolejnych kilogramów ![]() |
Autor: | moniaklb [ 18 Sie 2015 12:29 ] |
Temat postu: | Re: Sardynia i Korsyka, czyli rzecz o supremacji |
Czekam na dalsza czesc relacji. Od jakiegos czasu przygladam sie zdjeciom z tej czesc Wloch i tak mysle ze musze namowic najblizszych na wyjazd. Wycieczka lodka bardzo mnie zainteresowala. Byla mozliwosc wynajecia jej na krocej? A moze na krocej sie nie opalaca bo nie zadarzy sie doplynac do tych ladnych miejsc? |
Autor: | gosiagosia [ 18 Sie 2015 13:42 ] |
Temat postu: | Re: Sardynia i Korsyka, czyli rzecz o supremacji |
Nie sprawdzałam czy na krócej można. My jeszcze spóźniliśmy się o pół godziny ![]() |
Autor: | moniaklb [ 19 Sie 2015 10:34 ] |
Temat postu: | Re: Sardynia i Korsyka, czyli rzecz o supremacji |
gosiagosia napisał(a): Nie sprawdzałam czy na krócej można. My jeszcze spóźniliśmy się o pół godziny ![]() Domyslam sie ze dzien na morzu jest niezapomnianym przezyciem. To raczej o koszty chodzi bo u nas rozkladaja sie tylko na 2. Sardynia jest u mnie napewno w planach. Jeszcze tylko nie wiem kiedy. Jak nie bedzie mozliwosci wypozyczenia na krocej to wezmiemy na caly dzien. Nie mozemy przegapic czegos takiego ![]() |
Autor: | gosiagosia [ 21 Sie 2015 18:11 ] |
Temat postu: | Re: Sardynia i Korsyka, czyli rzecz o supremacji |
Gola di Gorroppu Kolejnego dnia wyruszamy na wycieczkę do wąwozu. Jedziemy sami tzn. ja i Maciek. Wyruszamy wcześnie rano. Powody są dwa: uniknięcie upału (nie wyszło) i uniknięcie ludzi (wyszło). Z mieszkania do parkingu, z którego wyruszamy do wąwozu jest 40 km a droga jest tak widokowo piękna, że zajmuje nam około 1,5 godziny. Zresztą nie tylko dlatego. Drogi na Sardynii są z reguły kręte i jedzie się ze średnią prędkością 40 km/h. Dlatego niech nie dziwią Was wskazania nawigacyjne, które dla odległości 100 km potrafią wyliczyć czas nawet do 3 godzin. Trekking do Su Gorroppu zaczyna się na 183 km drogi SS125, współrzędne GPS: 40 ° 09 '32 0,0 "N - 9 ° 30 '29,0" E przy parkingu przed tym budynkiem. I kierunkowskaz z zamazanym czasem przejścia – pewnie ktoś się wkurzył ![]() W sieci są opisy mówiące o tym, że trasa zmierzona za pomocą GPS wynosi 6 km i myślę, że to jest prawdopodobne. Różnica poziomów wynosi 650 m. Trasa w dół do wąwozu jest łatwa i przyjemna ale dobre buty trekkingowe są wg mnie niezbędne. To nie ścieżka leśna tylko typowa górska trasa z nierównościami i kamieniami. Zresztą dobre buty są niezbędne później już w samym wąwozie. Samo zejście do wąwozu jest fantastyczne widokowo a ponieważ zaczynamy schodzenie o 8.30 na trasie jesteśmy zupełnie sami – na całej trasie nie spotykamy nikogo. Oznaczeń prawie nie ma ale szlak jest intuicyjny – idziemy po prostu najbardziej wydeptaną ścieżką. Takie szałasy a raczej koty mijaliśmy po drodze kilkukrotnie. Zejście zajęło nam ok. 1,5 h. Wstęp do samego wąwozu kosztuje 5eu i można dostać tam kask (my nie braliśmy). Przed wejściem są malutkie wodospady (pozostałości rzeki) , które wśród białych głazów tworzą baseniki z wodą - w większych można nawet nurkować, czego nie omieszkał zrobić Maciek ![]() Płacimy wstęp, wysłuchujemy wyjaśnień pana z kasy o oznaczeniach tras (zielona - łatwa, żółta trudna – be careful, step by step, czerwona - tylko ze sprzętem wspinaczkowym) i ruszamy. Nie wiem czego się spodziewałam po wąwozie ale na pewno nie takiej zabawy!!! Wąwóz Su Gorroppu jest utworzony w kanionie rzeki Flumineddu. Latem można swobodnie „podróżować” w wyschniętym korycie. Ściany wąwozu dochodzą do 500 m i w najwęższym miejscu zbliżają się do siebie na ok. 5 m – wrażenia wzrokowe są więc spektakularne. To przejście ma może 500, może 600 metrów i jest fantastyczne. Zielone kropki na głazach wskazują drogę. Na żółtej trasie już tych kropek właściwie nie ma – trzeba samodzielnie znaleźć najlepszą drogę dla siebie szukając zaczepienia dla rąk i podparcia dla stóp - czasami na czworaka, czasem zjeżdżając na pupie To taka mała wspinaczka po głazach. W wąwozie o tej porze oprócz nas jest tylko 3 Włochów wiec panuje cisza wolna od nawoływań, śmiechów i pokrzykiwań. Przerywana jest wyłącznie chrzęszczeniem kamieni pod butami i dźwiękami przyrody, spotęgowanymi przez pięciusetmetrowy lej. Docieramy do czerwonej trasy: faktycznie trudno nie zauważyć gdzie się zaczyna – kilkunastometrowe głazy są nie do pokonania bez lin i specjalistycznego sprzętu. Jeden z Włochów próbuje ale poddaje się za kilka chwil. Wracamy tą samą super trasą do wodnych baseników. Tam odpoczywamy (Maciek – kąpiel) około godziny a w źródle wskazanym przez pana z kasy uzupełniamy zasoby wody w organizmie i butelkach. Źródełko z wodą pitną jest na magmowych skałach oznaczone flagą Sardynii. I wracamy do samochodu. Jakoś słabo skojarzyłam wcześniej, że skoro cała droga przebiegała w dół i sprawiała mi taką ogromną przyjemność to powrót będzie przebiegał dokładnie odwrotnie. Wszystko dotąd to zabawa, luz, świetne przeżycie… powrót jest dla mnie prawdziwym wyzwaniem. Mordercza (nie przesadzam) wędrówka 6 km pod górę w temperaturze dobrze ponad 30 stopni. Muszę zatrzymywać się co 200 m, żeby uregulować wariujące serce i wyrównać oddech. Winę za to na pewno ponosi moja słaba kondycja ale droga powrotna trwa przez to 2,5h. Żeby nie było, że jestem takim leszczem to Maciek – aktywny sportowiec – potwierdza, że powrót jest porządnie wyczerpujący. Czytałam wcześniej, że w powrotnej drodze można wykupić jeepa za 10 eu. Czekałam na tego jeepa jak na zbawienie – nie pojawił się. Stracili możliwość łatwego zarobku bo zapłaciłabym im nawet 100 euro …. gdyby tylko byli ![]() Kiedy planowałam trekking nie wiedziałam o trasie alternatywnej. No więc poszukałam trochę ( specjalnie na potrzeby tej relacji) i znalazłam chyba tę trasę. Załączam mapkę - to jest w okolicach 193 km, zjazd do zawalonego mostku S'Abba Arva. Te dwie zaznaczone przeze mnie lokalizacje organizują trekkingi do wąwozu, ale oczywiście można stamtąd wyruszyć samodzielnie. Tak, że jakby komuś przyszło do głowy w takiej temperaturze wędrować do Gorropou (czy może raczej z Gorroppu) to może niech sprawdzi tą trasę. I opowie mi o niej. Ale czy poszłabym tam jeszcze raz z wiedzą jaką posiadam teraz? Mając już świadomość, że wracając będę marzyć o kontuzji bo wtedy może zabierze mnie stamtąd helikopter? Jasne, że tak. ![]() Następny dzień kończy nasz pobyt w regionie Ogliastria. Wyruszamy do Santa Teresa Gallura najbardziej wysuniętego na północ miasta całej wyspy, gdzie mamy 1 nocleg a rano kolejnego dnia zamierzamy przedostać się na Korsykę. Po raz kolejny, tym razem już z Beatą i Romkiem jedziemy drogą wschodnią - L’Orientale Sarda. Odcinek między Baunei ( klimatyczne miasteczko) a Dorgali jest najbardziej widokowym odcinkiem SS 125 przebiegającej przez całe wschodnie wybrzeże. Należy przygotować się na ok. 50 km jazdy po zakrętach w pięknych okolicznościach przyrody. Droga wije się pomiędzy szczytami gór Supramonte, głębokimi przepaściami, kanionami i wąwozami. I jeszcze jedno: nie wiem jak w innych miesiącach ale w czerwcu/lipcu otwórzcie okna – żółte kwiaty akacji pachną przepięknie. Po drodze zwiedzamy po łebkach wybrzeże w okolicy San Teodoro – na dzikiej plaży kanapki z naszej turystycznej lodówki i jak zwykle pyszne cappuccino (1, 20 eu w barze przy niedalekiej plaży piaszczystej. I kąpiel w morzu - dzień bez kąpieli jest przecież dniem straconym ![]() Potem jedziemy na Capo Testa. Bardzo pobieżnie traktujemy to wyjątkowe miejsce. Właściwie to tylko przez nie przejeżdżamy i zatrzymujemy się tylko na chwilę, żeby przyjrzeć się bliżej skałom o psychodelicznych kształtach. Musimy jeszcze kupić bilety na jutrzejszy prom. Nie mamy pojęcia do której czynne są kasy w porcie a jest godzina 17. Z Capo Testa jak na dłoni widać oddaloną o 11 km Korsykę, którą od Sardynii oddziela jedynie Cieśnina Świętego Bonifacego – do zobaczenia jutro. Na Korsykę pływają dwie linie: Moby Line i Saremar. Warto przed zakupem porównać ceny promów. W dwóch kasach poprosiliśmy o kalkulację kosztów: Moby Line kosztował 257 eu RT dla 4 osób i samochodu a Saremar 203 eu w tej samej konfiguracji. Wybór nie stanowił problemu. W hotelu, kiedy szykujemy się do wieczornego wyjścia na kolację w Santa Teresa Gallura odkrywam, że w mieszkaniu w Santa Maria Navaresse zostawiłam połowę swoich rzeczy. Głównie te „wyjściowe”. Zostałam z 3 sportowymi koszulkami, 1 bluzką koszulową i 3 parami spodenek. No i nie mam w czym spać. Ubrań miałam i tak mało (mąż podczas pakowania bronił dostępu do swojego bagażu jak do TS) a tu jeszcze taka kara! To nowe doświadczenie podróżnicze nauczyło mnie tego jak niewiele ubrań jest potrzebnych w podróży ![]() ![]() ![]() Kilka fotek z STG. Miasteczko małe, ale zadbane - kolory budynków niczym w 5terre. A to gallurski port. Gdybym chciała umieścić wszystkie zdjęcia z portów: jachtów, statków i innych jednostek pływających jakie napstrykali Maciek i Romek to relacja miałaby kilkadziesiąt stron ![]() |
Autor: | gosiagosia [ 24 Sie 2015 18:16 ] |
Temat postu: | Re: Sardynia i Korsyka, czyli rzecz o supremacji |
KORSYKA – „Wyspa Piękna” W Europie (w tym na Sardynii i Korsyce) zaczyna się fala upałów. Fajnie, że akurat w tym okresie płyniemy na Korsykę bo to wyspa chłodniejsza – tam temperatura ma oscylować w okolicach 35 C a na Sardynii w tym czasie przekraczać 40. Na prom wjeżdżamy o 8.00 i po niespełna godzinnym rejsie zbliżamy się do imponującego wybrzeża Korsyki. Jesteśmy bez śniadania bo zjedliśmy tylko jakieś mizerne ciastko z kawą na promie, więc w markecie kupujemy francuskie bagietki i kiełbaski. Pieczywo to oni mają g e n i a l n e… Ale ceny już stawiają nas na baczność: są średnio o 1/3 wyższe niż na Sardynii. Zaplanowanie pięciu dni na Korsyce było trudniejsze niż zaplanowanie 24 w Australii. Od razu napiszę, że tylko 5 dni tam to duży błąd. Nie jest się w stanie skonsumować tej wyspy w tak krótkim czasie. W mojej opinii to nie jest wyspa do zwiedzania. To wyspa do „połażenia” – stworzona do tego, żeby postawić samochód, założyć dobre buty i pójść do licznych wąwozów, wodospadów, jeziorek górskich. Na polskojęzycznych stronach jest mało informacji. Szczególnie tych z relacji - naturalnych ocen poszczególnych atrakcji. Sporo jest natomiast pseudoartystycznych opisów, które wywoływały salwy śmiechu moich współtowarzyszy, kiedy czytałam im te informacje. Żeby nie być gołosłownym: cyt. „Żywe, lśniące kolumny wody niczym warkocze aniołów z powieści fantasy spadają ze 150 m. Dla romantyków jest to raczej przejrzysty welon panny młodej.” Koniec cytatu. No i jak tu zaufać takim opisom? Nie wiemy jak z tymi warkoczami było bo nie sprawdziliśmy w końcu. Najwięcej informacji jest na francuskojęzycznych stronach ale tego języka nie znam w ogóle. Tłumacz Google daje czasem takie tłumaczenie, że znów mieliśmy niezły ubaw ![]() „Natychmiast po tym, a drugi kaskadzie. Mamy przepłynąć basen i na prawo, aby przejść wokół kaskady. 3 Kaskada konieczne do dozowania jest. Podczas opadania do czwartej kaskadzie nie jest już konieczne, aby wejść początkowych trudności. Musimy przezwyciężyć strome urwiska. Sam Kaskada uważa przejście bez problemu. Mamy przepłynąć jezioro i iść dalej Creek Bed. 5th odległości kaskady wokół stromych schodach na lewo. Znowu po trudnym zejście do potoku, tym razem nawet biedniejsi dobre uchwyty i stopnie. Procedura bez zastawiania tutaj mogą sobie pozwolić tylko doświadczonych, dzieci powinny być krótkie liny zabezpieczające.” Itd., itp…no właśnie… ![]() ![]() Brak tych informacji spowodował, że czas spędzony na Korsyce nie był wykorzystany najlepiej. Ponadto prztyczka w nos dostaliśmy za zbyt optymistyczne planowanie tras: średnią prędkość należy określić na 30 km/h i według takiej prędkości planować poszczególne odcinki tras. Tak wygląda mapa podróży po Korsyce Pierwsze co rzuca się w oczy po przejechaniu kilku kilometrów to zieleń. Dużo więcej zieleni niż na Sardynii. Lasy są przepiękne – już wyobrażałam sobie ten krajobraz jesienią ![]() Zaczynamy od Cascades du Polischellu. Najpierw opis dojazdu. Od skrętu z drogi głównej (N198) w okolicy Solenzara jest zjazd na drogę D168 w kierunku Zonza i Col de Bavella Trzeba przejechać ok. 20 km Tam jest mały parking z ogromnym drzewem rosnącym pomiędzy dwoma głazami (po lewej stronie drogi). Tam trzeba zatrzymać samochód i dojść do tabliczki na drzewie (po prawej stronie drogi) i wejść w las. Zabierz ze sobą śmieci – wzywa napis na desce. Można też pójść kawałek dalej, dojść do mostku i stamtąd zejść do rzeki. Potem już tylko idzie się w górę rzeki ( w korycie albo obok - po szlaku) przechodząc przez kolejne baseny i wodospady. Nie wiem, dokąd można przejść suchą stopą – zastanawiam się czy w dobrych, nieślizgających się butach nie byłaby to dłuższa wycieczka. Kaskad jest 17 ale bez sprzętu można dojść podobno tylko do 5.Nam udało się do 4. Wprawdzie dwóch zaopatrzonych w liny Francuzów proponowało swoją pomoc w wejściu dalej ale trochę obawialiśmy się o powrót. Francuzi zjeżdżali wodospadem ale wyglądało to dość nieprofesjonalnie. E tam „dość” – okropnie nieprofesjonalnie to wyglądało! ![]() Do kaskad organizowane są wycieczki - kanioning z przewodnikiem a każdy uczestnik zostaje wyposażony w piankę, kask uprząż i musi mieć odpowiednie buty ułatwiające wspinaczkę (swoje). Pierwsza z rzeczy na Korsyce, której nie zrobiłam bo brakowało mi wcześniej pełnych informacji i myślałam, że możemy poradzić sobie sami. Jak wrócę to takie przejście z firmą zafunduję sobie na 100 %. Szlak jest opisywany jako najpiękniejszy i najbardziej wymagający wodny szlak na Korsyce. Kiedy tam byliśmy, musiał się akurat zdarzyć jakiś wypadek bo nad nami krążył helikopter ratowniczy. Do dwóch pierwszych wodospadów dojście jest łatwe i wg mnie nawet z dziećmi można się tam wybrać. Trochę większymi. Dołączam link z YT, żeby pokazać jak wygląda kanioning zorganizowany. Ale nasze przejście też jest fajne. Trochę tych informacji miałam, wiec jesteśmy wyposażeni w buty do wody (lepsze byłyby chociaż adidasy, które można zmoczyć bo dawałyby większe poczucie bezpieczeństwa na stromych podejściach i być może doszlibyśmy dalej – Francuzi z linami mieli normalne buty trekkingowe za kostkę – pływali w nich), a dokumenty i kluczyki mamy w plecaku w zakręconym szczelnie plastikowym słoiku. Woda jest zimna i niesamowicie przejrzysta. Dodam jeszcze tylko, że na wodospady można iść tylko podczas dobrej, słonecznej pogody. Deszcze powodują, że rzeka staje się rwąca i bardzo niebezpieczna. Dalej wyruszamy na Col de Bavella – najpiękniejszej przełęczy Korsyki. Potwierdzam opinię. Sam dojazd do przełęczy jest taki, że widoki jakie wyłaniają się zza kolejnych zakrętów powodują mruczenie pod nosem: „tu na tydzień, tu na drugi…”. Ale to jest nic bo za chwilę dojeżdżamy do miejsca, które nie sposób ominąć ze względu na ogromną ilość samochodów stojących na poboczu i dobrze widoczną figurę Matki Boskiej Śnieżnej. Te tabliczki przytwierdzone do kamieni to intencje modlących z pielgrzymek, które przybywają tu corocznie 5 sierpnia. Po jakiś 100 m docieramy do miejsca porośniętego sosnami czarnymi, skąd rozpościera się fantastyczna panorama na masyw Aiguilles de Bavella. Są takie widoki na świecie, których nie zapomni się do końca życia. Ten jest jednym z nich. I - no cóż - wytarty slogan ale baaardzo prawdziwy: zdjęcia nie oddają piękna tego miejsca ![]() Przez ten masyw przebiega część najtrudniejszego szlaku Europy GR20 - jednej z najbardziej znanych i najtrudniejszych górskich tras turystycznych Europy. GR20 to skrót od „Grande Randonnée”. Liczba to numer departamentu – Korsyka była dwudziestym departamentem Francji. Zaczyna się w Conca a kończy w Calenzana i ma 180 kilometrów .Pokonanie szlaku to zadanie dla bardzo zaawansowanych „górołazów”, zajmuje ok. dwóch tygodnie i wymaga codziennego, trudnego marszu po kilka godzin. Ale najkrótszy czas przejścia czy raczej przebiegnięcia to 32 h i rekord należy do Guillame Peretti. W zeszłym roku w lipcu tak sobie przebiegł. Po jakimś czasie zbieramy się do samochodu. Do Ajaccio, stolicy Korsyki gdzie mamy zarezerwowane 3 noclegi, docieramy wieczorem. Kolejnego dnia fundujemy sobie wypoczynek na oddalonej 9 km od naszego miejsca zamieszkania plaży Sacre Terre z widokiem na Krwawe Wyspy a później zwiedzamy Ajaccio. Ajaccio. No cóż. Miasta Korsyki nie łapią mnie za serce. Daleko im do klimatycznych miast i miasteczek Sardynii. Są zaniedbane, wręcz podupadłe. Wyjątek, wśród tych, które odwiedziliśmy stanowi Bonifacio ale o tym później. Plaży było chyba za dużo, a poza tym zapowiadana fala upałów nawiedziła już Korsykę bo Romek budzi się następnego dnia z trudnymi do zdiagnozowania wybroczynami na łydkach. Ewentualne poddawanie się dalszemu działaniu promieni słonecznych wydaje się być nierozsądne - na zaplanowaną wycieczkę do Les Calanches wyruszamy sami (ja i Maciek) bo Beata solidarnie zostaje z mężem. Już w okolicach Cargese żałujemy, że nie było im dane zobaczyć tego co my. Najpierw zatrzymujemy się na plaży. Pustej, piaszczystej, długiej. I woda czyściutka. W wodzie spora ilość ryb i płaszczek. Plaża nazywa się Liamone i jest oddalona od Ajaccio ok. 30 km. W okolicach Cargese podróż samochodem staje się skomplikowana ze względu na przymus ciągłego zatrzymywania. Powody przymusu poniżej. Miasteczka Korsyki są przepięknie położone. I mimo, że przy bliższym poznaniu na ogół ich piękno blednie to położona wysoko w górach Piana znów wymusza kolejne przystanki. Zaraz za miejscowością zaczynają się Les Calanches. Woooow…. Między miasteczkiem Piana i Porto kręta droga prowadzi przez czerwono - pomarańczowe skały, o niesamowitych kształtach. W tle morze, do którego niestety w tym miejscu nie ma dostępu. Les Calanches są wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Wcale się nie dziwię – znów gratulacje dla Matki Natury. Trzy, cztery dni spędzone w Pianie byłyby strzałem w dziesiątkę. Trudno te wrażenia wzrokowe opisywać nie używając wyśmianej przeze mnie wyżej artystycznej budowy zdań ![]() Z drogi jest kilka wejść w górę. Pomimo niezaprzeczalnego piękna trzeba ruszać dalej. W Porto wpadamy na chwilę na jedzenie i szybką kąpiel. Dalsza droga wiedzie nas w kierunku Evisy. Biegnie tuż przy wąwozie o wdzięcznej nazwie Spelunca i znów roztacza przed nami fantastyczne, chociaż zupełnie inne niż w Les Calanches widoki. To jest właśnie w Korsyce najpiękniejsze- zmienność krajobrazu. Zatrzymywanie samochodu na całej trasie nie stanowi problemu bo co rusz na drodze wyodrębnione są zatoczki dla aut, gdzie bezpiecznie można zatrzymać się na wąziutkiej drodze. Może to nawet nie służy zatrzymywaniu ale zrobione zostało z myślą o ewentualnym spotkaniu pojazdów jadących z naprzeciwka ma to więc szczególne znaczenie dla bezpieczeństwa. Informacje o wędrujących po ulicach dzikich zwierzach nie są przesadzone. Tylko z dzikością u nich na bakier. Pchają się do aparatu niczym modelki ![]() Wspominałam już, że miasteczka Korsyki mnie nie urzekły? Evisa też nie. Nie żebym zaraz mówiła, że brzydka. Po prostu może być ![]() |
Autor: | gosiagosia [ 28 Sie 2015 19:13 ] |
Temat postu: | Re: Sardynia i Korsyka, czyli rzecz o supremacji |
Kolejnego dnia opuszczamy Ajaccio (bez specjalnego żalu) i ruszamy w kierunku Capo Corse do Bastii. Przez Corte. Droga na mapie jest oznaczona jako widokowa. I jest widokowa. Tylko po doświadczeniach z poprzedniego dnia już nie wzbudza takiego zachwytu. Corte natomiast jest jednym z tych miejscowości na Korsyce (spośród odwiedzonych przez nas oczywiście), których nie radziłabym ominąć. Położenie ma wręcz bajkowe. Ale jak wszystkie miasta Korsyki jest porządnie nadgryzione zębem czasu. Jakoś to powiedzenie „Francja-elegancja” na Korsyce mi się nie sprawdza ![]() Bastia. W czytanych przeze mnie opisach, w porównaniu do Ajaccio wypadała słabiej. Co z tego, skoro nam podobało się tam bardziej niż w stolicy. Kilka kilometrów dalej znajduje się Erbalunga – maleńkie miasteczko, o bardzo spektakularnym położeniu. Domy wyrastają prosto z morza. Tam udajemy się na kolację. I pozwiedzać ![]() Z Bastii kolejnego dnia wyruszamy na prom z zamiarem zwiedzania Bonifacio. Ale dojeżdżamy tam tak późno, ze zostają nam zaledwie dwie godziny do odpłynięcia promu. Zwiedzanie jest więc bardzo pobieżne. A szkoda bo Bonifacio jest zwyczajnie przepiękne. Nigdy nie widziałam takiej ilości luksusowych jachtów. Takie luksusowe domy na wodzie. Świadomie nie dodałam przymiotnika „małe” ![]() To już koniec naszego pobytu na Korsyce. 5 dni to stanowczo za mało o… przynajmniej 5 dni. Tak jak pisałam wcześniej - tam trzeba spokojniej, bo prawdziwe piękno otwiera się wtedy, kiedy można poświęcić czas na połażenie po górach, wąwozach, kiedy dotrzeć można do tych oddalonych od asfaltowych dróg miejsc. O 18 ładujemy się wiec na prom i ruszamy na: ARCHIPELAG LA MADDALENA Promy na La Maddalena odpływają bardzo często. Z miejscowości Palau. I pływają też w nocy. Żeby kupić bilety warto przejść się do portu i porównać ceny przeprawy. Naprawdę różnice mogą być znaczne. Pływają linie Maddalena Ferry, Saremar i Delcomar. Taniej jest kupić od razu bilet powrotny i nie ma na nim oznaczonego dnia ani godziny powrotu. My za RT zapłaciliśmy 60 E ale nie mieliśmy specjalnego wyboru bo o tej porze (ok. 20) pływał już tylko Delcomar. Mieszkanie mamy usytuowane 3 min. pieszo od centrum. Pod domem bardzo dobra pizzeria, supermarket i piekarnia. Gospodarz bardzo pomocny, dobrze mówił po angielsku. Mieliśmy tam pewien problem bo zepsuła się lodówka. No ale takie rzeczy przecież się zdarzają - działała zamrażarka wiec jakoś sobie poradziliśmy ![]() Na Maddalenie fajnie mieć samochód ale jego brak nie unieruchamia nas w miasteczku. Całą wyspę można objechać autobusem miejskim, autobusem turystycznym, statkiem a nawet rowerem. Można też wypożyczyć skuter. Następnego dnia wyruszamy na zwiedzanie wyspy. Wyspa jest malutka, można ją więc objechać w 40 minut. Plus 40 minut na drogi i dróżki Caprery i właściwie wyspy zwiedzone. La Maddalena ma powierzchnię 50 km2 a na niej znajduje się takie nagromadzenie pięknych zatok , zatoczek i plażyczek, że każdy amator pływania i plażowania będzie zachwycony. A że miasteczko Maddalena jest malutkie, klimatyczne z mnóstwem pubów, restauracyjek, kawiarenek i sklepików to archipelag staje się idealnym miejscem na typowy chillout – wolno, leniwie i spokojnie. I tak też spędziliśmy kolejne dwa dni. Już pierwszego dnia „odkryliśmy” piękną, oddaloną od drogi skalistą zatokę. Tam spędziliśmy większą część naszego "plażowego" czasu na wyspie. Razem z rodziną z Polski, która właśnie zaczynała swoją podróż po wyspie. Caprera jest wysepką niezamieszkałą, pięknie zalesioną. Połączona jest z La Maddaleną groblą komunikacyjną. Atutem Caprery są też plaże, do których nie można dojechać samochodem. Jeżeli nie uda Wam się dotrzeć do Capo Testa z jej nieprawdopodobnymi formacjami skalnymi – nic straconego – na wyspie Caprera są podobne: Ostatniego dnia naszego pobytu zmierzamy do Olbii zaglądając do miasteczek i plaż na Costa Smeralda. Szczerze mówiąc to nie bardzo wiem czym sobie to wybrzeże zasłużyło na miano najbardziej ekskluzywnego regionu Sardynii. Może przy bliższym (dłuższym) poznaniu odkrylibyśmy jego uroki bo chyba ta bardzo, bardzo bogata część społeczeństwa nie może się tak mylić ![]() Ale słynna Spiaggia Del Principe nie wywarła na mnie piorunującego wrażenia. Ani rybkowe chodniki w Porto Rotondo Czas (zgodnie z tytułem) na ukoronowanie jednej z wysp. Mam z tym pewien problem, bo sama nie wiem jak dokonać oceny. Zaznaczam, że ranking jest mój, najmojszy. Bez pytania o ocenę pozostałych uczestników podróży. I na podstawie tego co udało mi się zobaczyć. Może tak: 1.W kategorii PLAŻE. Wszędzie znajdujemy perełki. Tych perełek jest więcej na Sardynii ale te na Korsyce bardziej spełniają moje oczekiwania - są mniej zatłoczone. Trudne do rozsądzenia więc 1:1 2.W kategorii LUDZIE zdecydowanie, bez żadnego zastanawiania wygrywa Sardynia. Sardyńczycy są przemili, przyjacielscy, wyluzowani. Mało kto zna język angielski ale starają się porozumieć. Pomóc starają się w każdy możliwy sposób. Bardzo szybko i chętnie nawiązują kontakt, żartują, śmieją się. No fajni są po prostu. Korsykańczycy są obojętni. Sprawiają wrażenie jakby nikt nie znał angielskiego. Pytani, nie wykazują specjalnej chęci pomocy. Odpowiadają, owszem. Po francusku. Sardynia jest „swojska” a Korsyka „napompowana”. 1:0 dla Sardynii. 3.W kategorii WIDOKI. Wyspy się różnią. Niby ta górzysta i z pięknym morzem i ta tak samo. Perełki są i tu i tu. Ale góry Sardynii są łagodniejsze a zatoki nie tak spektakularne. Drogi widokowe piękne na obydwu wyspach ale jednak to te na Korsyce powodowały moje oniemienie. Niejednorodność krajobrazu zmieniającego się na przestrzeni kilku kilometrów stawia Korsykę na pierwszym miejscu. 1:0 dla Korsyki 4.W kategorii MIASTA I MIASTECZKA. 1:0 dla Sardynii. 5.W kategorii CENY 1:0 dla Sardynii 6.W kategorii ZAKWATEROWANIE Wszędzie nasze mieszkania były ładne i wygodne. Ale na Korsyce 2 razy droższe. Za cenę mieszkań na Sardynii, na Korsyce otrzymalibyśmy mieszkania o dużo niższym standardzie. 1:0 dla Sardynii 7.W kategorii JEDZENIE Pieczywo na Korsyce jest rewelacyjne. Serek Brocciu to poezja smaku. I konfitury figowe pyszne. Wędliny na tej samej półce smaku co na Sardynii. Tylko droższe. A na Sardynii lody, kawa, makaronowe przysmaki i pizza, której nie lubię, ale jadam we Włoszech (nie z musu – z chęci ![]() Nie będę się rozpisywać, bo włoska kuchnia od dawna jest dla mnie w ścisłej czołówce. 1:0 dla Sardynii 8.W kategorii TREKKING. Wycieczka do Gorroupu fantastyczna a po Korsyce właściwie za dużo pochodzić nam się nie udało. Pomimo tego, mając w pamięci odwiedzone (i mijane) miejsca sądzę, że dużo więcej może zaoferować francuska wyspa. Ona cała jest jakby stworzona do tego, żeby po niej łazić. 1:0 dla Korsyki Podsumowując 6:3 dla Sardynii. Oceniając matematycznie – macie odpowiedź. I co? Sardynia wygrała? Otóż nie-e-e-e-e ![]() ![]() Dla równowagi dodam, że Beata, Romek i Maciek skłaniają się jednak w kierunku Sardynii. Matematycy, phi. Ale to nie oni piszą relację. No a tak poza tym to: JA WIEM LEPIEJ ![]() ![]() Czyli relacja nie zostanie jeszcze oznaczona gwiazdką bo: CDN…. ![]() |
Autor: | Raphael [ 13 Wrz 2015 07:16 ] |
Temat postu: | Re: Sardynia i Korsyka, czyli rzecz o supremacji |
Świetna relacja, fantastyczna przyroda. PS. ze względów wyżej opisanych nie lubię trekingów, które najpierw wygodnie sprowadzają w dół, a potem dają w kość - z powrotem lubię "z górki" |
Autor: | gosiagosia [ 13 Wrz 2015 14:27 ] |
Temat postu: | Re: Sardynia i Korsyka, czyli rzecz o supremacji |
I z tej właśnie przyczyny wybrane trasy na Korsyce najpierw pną się w górę. Z jednym wyjątkiem - jeden wąwóz jednak jest ![]() |
Autor: | metia [ 13 Wrz 2015 17:16 ] |
Temat postu: | Re: Sardynia i Korsyka, czyli rzecz o supremacji |
Świetna relacja, chyba czas zaplanować podróż w tamte rejony ![]() |
Autor: | gosiagosia [ 22 Paź 2015 20:33 ] |
Temat postu: | Re: Sardynia i Korsyka, czyli rzecz o supremacji |
Nigdy, żadne miejsce, które odwiedziłam, pomimo zachwytów, ochów i achów nie wymusiło na mnie tak szybkiego powrotu. Od przyjazdu do Polski kombinowałam jak tam wrócić. I to jak najszybciej. Maćka długo przekonywać nie musiałam: nie wiem czy spowodował to urok mój czy wyspy. ![]() - Kupiłam. Na październik ![]() - Dlaczego na październik??? - No bo wiesz: we wrześniu temperatura za wysoka na łażenie po górach, plażować za dużo nie mamy zamiaru a góry w październiku ciekawsze będą. - Aaaa…… (długa chwila milczenia). No dobra, to dokup dla Marka i Edyty. I tym sposobem uczestnikami wyjazdu od 3.10 – 12.10.2015 r. oprócz mnie i Maćka stali się jeszcze Edyta i Marek. Bilety kosztowały ok. 500 zł/os. A ja, mając wyraźnie w pamięci moje podejście w wąwozie na Sardynii rozpoczynam codzienne treningi ![]() Aha !– żeby nie było: na ogół nie zmieniam zdania w ciągu kilku minut. KORSYKA PO RAZ DRUGI Zanim zacznę o podróży chciałabym publicznie zweryfikować swoją opinię o jej mieszkańcach. Korsykańczycy nie są obojętni, nie są napompowani. To przemili, uczynni , przyjacielscy ludzie. Moje doświadczenia z tego pobytu były tak odmienne, że rumienię się ze wstydu i odkręcam gdzie się da swoja głupią opinię, którą dzieliłam się zbyt ochoczo po poprzednim wyjeździe. Nie zdarzyła się ani jedna sytuacja, która mogłaby ją potwierdzić. Wręcz przeciwnie. Aż korci mnie żeby odświeżyć pamiętny temat o stereotypach ![]() 3 października wcześnie rano wyruszamy do Berlina skąd lecimy do Genewy a stamtąd po 2,5 h do Ajaccio. Samochód zostawiamy na parkingu (39 euro za 9 dni). W Ajaccio lądujemy o 16.50. Biegiem do Europcar. Wszystkie inne puste a tam kolejka. Regułą jest, że w firmie, z której mam samochód zawsze jest najdłuższa kolejka. Powiedziałabym „fatum” ale rozsądek podpowiada, że nie tylko ja szukam najtańszych opcji ![]() Pierwsza wypożyczalnia, wśród wielu, z których korzystałam, gdzie nie podobała mi się obsługa. Po pierwsze okazało się, że nie ma dla nas samochodu. Tzn. nie ma czterodrzwiowego. Pani proponuje dwudrzwiowy… za tą samą cenę. Protestujemy i dowiadujemy się, że na czterodrzwiowy musimy zaczekać ok. 20 minut bo musi zostać umyty. Kolejna skucha: do dwudziestu minut trzeba dodać godzinę. Na nic ponaglenia, złość i pretensje – zwyczajnie maja nas w odpowiednim miejscu ciała. Zresztą nie tylko nas –kolejka oczekujących na walizkach na samochody jest znaczna. W końcu dostajemy Pugeota 2008, diesel. Na liczniku 6000 km. Fajny samochód tylko… niedomyty ![]() Apartament jest super: dwupoziomowy, świetnie wyposażony i wygodny. A kiedy rano przy śniadaniu ma się taki widok to naprawdę chce się żyć ![]() Masyw Capu d'Ortu e Tre Signore. Ten pierwszy dzień traktujemy lajtowo. Nasi towarzysze nie widzieli jeszcze Calanches de Piana (kalanki) więc z przyjemnością ładujemy się do samochodu na zwiedzanie trasy w otoczeniu pięknych skał. Wspominałam już, że drogi na Korsyce pomimo, że wąskie i najbardziej kręte jakie zdarzyło mi się pokonywać są w bardzo dobrym stanie i tak zorganizowane, że jest na nich mnóstwo zatoczek na zatrzymywanie się na „o! jak pięknie”. Zajeżdżamy więc co chwile do kolejnych i chłoniemy piękno. Temperatura powietrza wysoka – 28 stopni więc decydujemy się na (a jakże ![]() Woda idealnie przejrzysta. Kiedy chcieliśmy się wykapać podszedł do nas jakiś chłopak i powiedział, że w wodzie są parzące meduzy i żebyśmy uważali. Maciek zapomniał z Polski okularów do pływania. Francuz wrócił po chwili z maską i pożyczył ją Maćkowi „żeby nie poparzyły Cię meduzy”. Taki jeden z przykładów fajnych zachowań ![]() |
Autor: | gosiagosia [ 25 Paź 2015 16:26 ] |
Temat postu: | Re: Sardynia i Korsyka, czyli rzecz o supremacji |
Po dwóch godzinach na plaży decyzja: idziemy na kalanki. Po drodze zahaczamy w Pianie o kawę i kasztanowe piwo Pietra. I dopiero potem kalanki. Krótka, około 30 min w jedną stronę, oznaczona żółtym kolorem, baaaardzo malownicza, trasa zaczyna się tuż przy początku (od strony Porto) Calanches. Charakterystyczna skała Tete du Chien - Głowa Psa wyznacza początek. Do Chateau Fort - Twierdzy. Przy czym „twierdza” to nie zamek, wieża czy co tam mogłoby się skojarzyć – tak nazywają się skały ze względu na skojarzenia, jakie w nadającym te nazwy wzbudziły. Słoń. …chyba… ![]() Trasa jest łatwa. Kalankowe widoki są jak kolory forumowe: pomarańczowo-czerwone skały, w tle pokryte zielenią góry, w dole niebieskie morze, w górze jeszcze bardziej niebieskie niebo. |
Autor: | gosiagosia [ 02 Lis 2015 23:16 ] |
Temat postu: | Re: Sardynia i Korsyka, czyli rzecz o supremacji |
LAC DE NINO Rano kolejnego dnia wstajemy bardzo wcześnie. Dziś pójdziemy do jeziora Nino. Podróż samochodem biegnie piękną, panoramiczną trasą nad wąwozem Spelunca. Na trasie co jakiś czas stoi zaparkowany samochód terenowy a obok niego siedzi sobie facet ze strzelbą i czeka. O co chodzi?! Pomaga wujek Google: w soboty i niedziele, na Korsyce mężczyźni z wiosek polują na dzikie świnie. Tylko dlaczego ci „nasi” siedzieli na ulicy a nie w lesie? Tego niestety wujek nie wiedział… Temperatura z 20 stopni w czasie naszej podróży spada do przyjemnych 14 stopni. Piszę przyjemnych bo kiedy rozpoczynamy nasza wycieczkę na lekkie ubrania narzucamy tylko bluzy. Czapki, rękawiczki i kurtki czekają na swoją ewentualną kolej w plecakach. Na szczęście – nie doczekały się ![]() Trekking do Lac de Nino można rozpocząć z trzech różnych miejsc: 1. Od Hotel le Castel de Vergio na wysokości 1404 m.(taki kanciasty brzydki budynek): biało - czerwonym szlakiem GR20 (podobno szlak najłatwiejszy do pokonania) 2. Od Fontaine de Caroline (takie małe źródełko po prawej stronie drogi z kierunku Porto) : szlak najpierw pomarańczowy (albo żółty – bo różnie podają) potem łączy się z GR20 3. Od Maison Forestiere de Poppaghia. Trudno przeoczyć: duży parking po prawej stronie, po lewej park linowy. 10 km za Castel de Vergio. Szlak oznaczony w całości żółtym kolorem. Wybieramy trasę trzecią. Z opisów wynika, że jest najtrudniejsza ale najbardziej malownicza. Cała trasa ma około 12 km RT łącznie ze „spacerkiem” wokół jeziora. Poppaghia znajduje się na wysokości 1076 m. Najwyższy punkt, który musimy osiągnąć Bocca Stazzona 1762 m. Cała wycieczka trwała ok. 7 godzin. Łącznie z "popasem". ![]() Trasa najpierw biegnie wąskim a potem szerokim traktem o bardzo niewielkim nachyleniu w sosnowym lesie aż do mostku pod którym płynie potok Colga. Drewniany znak z napisem NINU wskazuje dalszą drogę. Szlak jest bardzo dobrze oznaczony żółtymi znakami i ułożonymi piargami. Czasem wielkość piargi daje wyobrażenie o popularności trasy lub o fantazji układających. Teraz idziemy zakosami, mając po lewej stronie potok Colga. Dochodzimy do najpiękniejszego odcinka trasy – wychodzimy z lasu na płaskie zbocze a dookoła piękne góry z Pagia Orbia w roli głównej. I kolorowe drzewa. I sosna w kształcie krzyża jak widzą ją jedni lub litery T jak twierdzą drudzy. Kawałek dalej - to już wysokość 1411 m. - znajduje się kamienna opuszczona owczarnia - Bergerie de Colga. Od tego momentu trasa przestaje być łatwa. Niezalesiona, przebiegająca przez osunięte płyty skalne i duże kamienie często wymaga użycia wszystkich czterech kończyn. Ale najbardziej uważać trzeba w miejscach, gdzie są skały o dużej, gładkiej powierzchni: wilgotne potrafią być bardzo śliskie i nawet wibram nie daje sobie z nimi rady. W końcu wspinamy się na Bocca Stazzona. Skała z małym krzyżem to miejsce, do którego dochodzi się chyba z wszystkich trzech punktów wyjściowych. Jeszcze kilka kroków i cel osiągnięty: Lac de Nino z jego pozzines, w otoczeniu masywu Rotondo. Podobno najpiękniejsze jest w czerwcu, kiedy trawa ma soczysty zielony kolor a wszystkie pozzines (studnie) wypełnione są wodą ale widok, który roztoczył się przed nami satysfakcjonował nas w pełni. Fajnie jest znaleźć się w miejscu, które powstawało przez tysiące lat i przez kolejny tysiąc prawdopodobnie się nie zmieni… Po krótkim odpoczynku i drugim śniadaniu zostawiamy Edytę i Marka na skałach a sami schodzimy do doliny (1743 m). Trawa jest podmokła ale z dumą kroczymy kawałkiem oznaczonego naszymi narodowymi barwami szlaku GR20 w kierunku jeziora mijając te maleńkie oczka wodne. I oo ! – jak ja lubię niespodzianki : dzikie konie i kuce. Niektóre dały się oswoić ![]() Jeszcze dodatkowa informacja: po stronie Bocca Stazzona w pobliżu jeziora znajduje się źródło z wodą pitną. Robi się chłodno, czas więc już wracać. Tą samą trasą. Moi współwycieczkowicze czasem zapominają, że każdy z nich jest wyższy ode mnie o przynajmniej 10 cm więc tam, gdzie Oni sobie swobodnie podskakują na skałach…. ... ja miotam się i szukam oparcia dla stopy ![]() Trekking do jeziora Nino zdecydowanie polecam. Nie tylko dla ostatecznego celu. Cała trasa jest po prostu jak marzenie. I pomimo, że czasami trzeba włożyć w nią trochę wysiłku to naprawdę warto. W drodze powrotnej zatrzymujemy się żeby zaopatrzyć się w jadalne kasztany. Śliczne, puchate kulki wyglądają tak, że ma się ochotę je przytulić. A tak naprawdę najeżone są bardzo ostrymi igłami i kłują niemiłosiernie. Ale są pyszne. Nadają się do pieczenia ale ja nie bardzo lubię pieczone. Za to świeże, obrane z gorzkiej skórki smakują jak orzechy laskowe. W sklepie kilogram kosztuje 6 euro. Fajnie było mieć je za darmo ![]() Innym dostępnym za free owocem są owoce chruściny jagodnej albo po prostu poziomkowiec lub truskawkowiec jak ktoś woli. Smak nie powala – jakieś mdłe są i ta zewnętrzna skórka jest jak nieugotowana kaszka manna ale za to jak pięknie wyglądają! |
Autor: | Raphael [ 09 Lis 2015 00:06 ] |
Temat postu: | Re: Sardynia i Korsyka, czyli rzecz o supremacji |
gosiagosia napisał(a): I sosna w kształcie krzyża jak widzą ją jedni lub litery T jak twierdzą drudzy. a mi to ewidentnie przypomina królika ![]() Poza tym podziękowania za typy "kulinarne". Jaką metodę najlepiej zastosować aby się dobrać do tych kasztanów... i jak je odróżnić od tych niejadalnych? |
Autor: | gosiagosia [ 09 Lis 2015 12:35 ] |
Temat postu: | Re: Sardynia i Korsyka, czyli rzecz o supremacji |
@Raphael - królika... powiadasz.... ![]() Na Korsyce nie ma chyba problemu z odróżnianiem jadalnych od niejadalnych. Ja tych niejadalnych nie widziałam więc chyba tam po prostu nie rosną. Zresztą wyglądają inaczej - nasze rodzime maja łupinkę najeżoną pojedynczymi kolcami a te korsykańskie to gmatwanina drobnych igiełek, które naprawdę sprawiają wrażenie, że ugną się bezboleśnie pod palcami. Kasztany to przysmak dzikich świń ( ![]() ![]() My strącaliśmy kasztany z drzewa i rozłupywaliśmy butami. |
Autor: | gosiagosia [ 28 Lis 2015 00:02 ] |
Temat postu: | Re: Sardynia i Korsyka, czyli rzecz o supremacji |
Gorges de Spelunca i Lac de Creno Planując kolejny dzień byliśmy zgodni: żadnego łażenia. Urlop jest również do nicnierobienia ![]() Marek naciska, żeby tam właśnie jutro pójść. To będzie dyskusja na wieczór - niestety będziemy musieli wybrać - albo Capu Rossu albo Lac de Creno. Arone to zupełnie inna plaża niż maleńka Ficajola. Jest szeroka, długa, z białym piaskiem i w sezonie pewnie z niezłą infrastrukturą. Nie wiem czy sa inne zjazdy - my pojechaliśmy do zejścia z restauracji Le Casabianca. ![]() Niby mieliśmy zaplanowane to szaleństwo nicnierobienia ale po 2 godzinach trochę się nam znudziło tak szaleć ![]() Pomyliliśmy drogi i nieopatrznie zjechaliśmy na drogę prowadzącą do miejscowości Galeria. I jak to czasami bywa całkiem przypadkiem mieliśmy możliwość przejechania się kawałkiem najbardziej malowniczej trasy jaką kiedykolwiek dane nam było jechać. To, że przy okazji jest najbardziej krętą droga jaką można sobie wyobrazić i do tego biegnącą brzegiem wysokiego klifu jest sprawą drugorzędną. Ale czas naglił – chcieliśmy do Spelunca więc trzeba było zawrócić. I wjechać w drogę D 124 a nie D 81. Z Porto trzeba pojechać w górę, na Calvi i po ok. 0,5 km skręcić o prawie 360° do Ota. Stąd musimy przejechać ok. 7,5 km. Piękny dojazd z widokiem na malowniczo położone Ota. W ten sposób dojeżdżamy do miejsca, gdzie po prawej stronie jest boisko do piłki nożnej a zaraz za nim długi genueński most. Tu trzeba zatrzymać samochód, przejść za znakiem przez most i ścieżką w dół w lewo. Od tego momentu trasa nie pozostawia żadnych watpliwości – zgubić się nie można. I jest naprawdę łatwa. Nawet dla dzieci. Po ok. 30, 40 min. dochodzi się do mostu Zaglia (1797r.) , gdzie koryto potoku Tavulella jest szerokie i wskazywane w opisach jako świetne miejsce do kąpieli. Gorges de Spelunca to część szlaku Tra Mare e Monti i można go przemierzyć między miejscowościami Ota i Evisa (lub w odwrotnym kierunku). Przed Evisą podobno jest dość strome podejście ale my tego nie sprawdziliśmy bo przy Zaglia byliśmy ok. 18 i nie uśmiechało nam się wędrować z powrotem po ciemku. Gorges de Spelunca to jedna z najbardziej uczęszczanych krótkich tras na Korsyce. Myślę, że z powodu tego, że można ja pokonać bez specjalnego wysiłku. Rano kolejnego dnia wyruszamy nad Jezioro Creno (wygrałam, wygrałam!) - będę się później zastanawiać czy to naprawdę była wygrana. Droga prowadzi znów na panoramę wąwozu Spelunca. Tym razem podróż jest dla niektórych z nas zabawna (ja, Edyta i Maciek) a niektórzy mielą w zębach niecenzuralne słowa (Marek). Zwierzęta jakby się zmówiły i stadnie wylazły na ulicę. Krowy i dzikie świnie z małymi łażą poboczem, od czasu do czasu tarasując drogę. Marek denerwuje się twierdząc, że jeżeli będziemy chcieli przyglądać się wszystkim zwierzakom to nigdy nie dojedziemy na miejsce. Szczytowy punkt jego… no… jakby to nazwać…. Hmmm…., złości ![]() ![]() Droga do Lac de Creno niby niedługa bo tylko 60 km ale nawigacja wskazuje 2 godziny. Zajęło nam to niestety jeszcze więcej czasu. Na wąskiej drodze niedaleko Murzo pojawia się cysterna, zjeżdżamy na bok i zatrzymujemy samochód przytulając się do siatki na drodze. Cysterna przejeżdża z charakterystycznym zgrzytem po naszej karoserii. To był właśnie ten moment, w którym myślałam, że Capu Rossu może byłoby fajniejsze…. ![]() Wysiadamy, kierowca cysterny również. On ani słowa po angielsku – my po francusku umiemy się przywitać, pożegnać, policzyć i wyznać miłość. Nic z tego w tej sytuacji nie było zbyt przydatne. Na dodatek nie możemy połączyć się z wypożyczalnią. Sytuacja jest dość patowa. Ale od czego są anioły ![]() Dalej jedziemy do miejscowości Soccia, skąd na wysokości 1000 m rozpoczyna się szlak. Charakterystycznym znakiem jest wielki metalowy krzyż. Cała droga jest łatwa , bardzo dobrze oznaczona i nie będzie stwarzać trudności . W dwie strony to ok. 6, 7 km a jezioro jest na wysokości 1310 m. Samo jezioro otoczone jest wysokim sosnowym lasem i w części pokryte liliami wodnymi. Krajobraz jest tak odmienny od krajobrazów górskich jezior, że dopiero kiedy przejdzie się na jego drugą stronę i zobaczy przestrzeń jaką standardowo oferują góry wiara, że jednak jesteśmy wysoko - wraca ![]() Zwierzęta, które w Polsce kojarzymy ze stodołami, zagrodami, chlewami na Korsyce biegają wolno. Nic więc dziwnego, że spotykamy je i na tym szlaku a na parkingu próbuje się z nami zaprzyjaźnić osiołek. Kocham zwierzęta. I czasem mam wrażenie, że one mnie też - może tylko przesadnie próbują to okazać ![]() |
Autor: | gosiagosia [ 03 Lut 2016 20:16 ] |
Temat postu: | Re: Sardynia i Korsyka, czyli rzecz o supremacji |
To już był niestety koniec naszego pobytu na zachodnim wybrzeżu. A szkoda, bo jest najpiękniejszą częścią wyspy. Można by było posiedzieć tam o wiele dłużej i nadal byłoby ciekawie. Następny nocleg mamy w Porto Vecchio wyruszamy więc rano. Po drodze jeszcze krótka wycieczka na wodospady Aitone. Tzn…. powinna być krótka. Trochę się pogubiliśmy i efekt był taki, że przedzieraliśmy się przez gęsty las, wylądowaliśmy w jakimś dziwnym ogrodzonym metalową siatką miejscu i przez tą siatkę musieliśmy jakoś przeleźć po czym zobaczyć ostrzeżenia kategorycznie zabraniające wchodzenia na ten ogrodzony teren. Przedzierając się przez zarośla znaleźliśmy nawet małe różowe grzybki ![]() Ale w końcu udało nam się dobrnąć do właściwego miejsca. Nie należy się tam spodziewać wysokich spektakularnych wodospadów spadających z klifu - to zbiór małych wodospadów i naturalnych basenów w skałach w otoczeniu lasu. Mi się podobało - Maciek stwierdził, że strata czasu w obliczu tego, co Korsyka ma do zaoferowania. Może i strata ale tylko dlatego, że błąkaliśmy się godzinę po lesie jak dzieci we mgle. Przy zatrzymaniu samochodu w okolicach tego miejsca... ...cała trasa do wodospadów, szeroka i wygodna, nie powinna zająć więcej niż 10 minut – dodając do tego powrót i krótki pobyt przy wodospadach to warto poświęcić te 30, 40 minut. Im wyżej wjeżdżamy tym Korsyka staje się bardziej jesienna. W dalszej drodze znajdujemy się w miejscu, o którym nie przeczytałam kiedy planowałam Korsykę: Scala di Santa Regina. Szkoda, że nie wyczytałam o tym wcześniej bo tak naprawdę przejechaliśmy się tylko w nieprawdopodobnych okolicznościach przyrody i nic poza tym. Warto w okolicach tego miejsca zaplanować nocleg i pokręcić się po górach, bo podczas jazdy niewiele jest miejsc, w których można bezpiecznie zaparkować samochód. Wąwóz jest bardzo malowniczy, biegnący wzdłuż rzeki Le Golo, która zaczyna swój bieg w Albertacce. Czysta przyjemność z jazdy chociaż hmmm… może też dostarczyć innych wrażeń: jest dość kręta i wąska. Dość – bo po przejechaniu niedługiego odcinka z Porto do Galerii nic już nie wydawało nam się groźne ![]() Po wyjeździe z Corte w kierunku Porto Vecchio krajobraz Korsyki zaczyna zmieniać się diametralnie. Jakby zmieniło się wyspę ![]() Porto Vecchio to turystyczna miejscowość we wschodnio – południowej części wyspy. Oddalona o 30 km od Bonifaccio szczyci się najpiękniejszymi (podobno) plażami na wyspie: Santa Gulia, Palombaggia czy Tamaricciu. No cóż…. No fajne są. Piaszczyste, z białym piaskiem… Ale te w okolicach Porto czy Cagrese nam podobały się o wiele bardziej. No i jeszcze jeden problem – wcale nie tak łatwo je odszukać i dostać się do nich. Otoczone są kompleksami wypoczynkowymi, restauracjami i oczywiście płatnymi parkingami. Tak naprawdę nie mieliśmy pojęcia gdzie wolno zatrzymać samochód. Kiedy odwiedzaliśmy te plaże w drodze do Bonifaccio pogoda nam nie sprzyjała – padał deszcz i wiał silny wiatr - przed restauracja, która już zwijała swoje podwoje postawiliśmy samochód – chcieliśmy tylko pójść zobaczyć plażę: szybko udzielono nam informacji: nie wolno, już nieczynne. Hmmm… Pogoda robi nam niemiłą niespodziankę, kiedy kolejnego dnia wyruszamy z zamiarem trekkingu na przełęczy Bavella. Im wyżej wjeżdżamy tym robi się chłodniej, wietrznie i mgliście. Na parkingu, na którym podczas poprzedniego pobytu nie było gdzie się zatrzymać – pusto. W ruch idą kurtki, czapki i rękawiczki. Nie stanowiłoby to problemu bo na taką ewentualność byliśmy przygotowani ale widoczność była zaledwie kilkumetrowa więc po pewnym czasie zrezygnowaliśmy z zapuszczenia się w dłuższą trasę na obcym terenie. Szkoda, bo wiele sobie obiecywałam po tych szlakach. Wracamy niżej do trasy na Piscia di Gallo. Tam warunki są znacznie lepsze. I pełno aut na parkingu. To popularne miejsce bo trasa jest bardzo łatwa i właściwie oprócz końcowego odcinka nie sprawia trudności. Ale w związku z tym uczęszczana i o samotności jak na Nino nie ma co marzyć. Mimo wszystko krajobrazy są fantastyczne. Właściwie to jak w każdym miejscu na Korsyce. Nie w znaczeniu „takie same” tylko „fantastyczne”. Trasa do wodospadu Gallo to około 40 min. W jedną stronę. Pogoda jest niełaskawa również następnego dnia, kiedy w deszczu wyruszamy na zwiedzanie Bonifaccio. A Bonifaccio jest miastem niezaprzeczalnie urokliwym. Samochód zostawiamy na dole na parkingu – coś czego nie znoszę – płatnym ![]() Deszcz przestał padać więc przyjemnie było pokręcić się bez wyraźnego celu po uliczkach. Co pewnie dość niezwykłe w Bonifaccio – prawie pustych. Old Town nie jest rozległe więc skręcając w uliczki co jakiś czas wraca się do tych samych miejsc. Bonifacio jest jednym z najciekawiej położonych miast jakie widziałam. Domy położone na wysokich, wapiennych skałach powodują, że jestem pełna podziwu dla odwagi ich mieszkańców ![]() Zmierzamy do wykutych w skale Escalier du Roi-d Aragon, czyli Schodów Króla Aragonii. Zejście jest płatne: 2,5 euro a dzieci nie płacą nic. Po 187 stromych stopniach schodzi się bardzo przyjemnie. Wchodzenie to wiadomo – jak zwykle ![]() ![]() Po wyjściu z górnego miasta kierujemy się na ścieżkę klifów. To przebiegająca aż do Capo Pertusato około czterokilometrowa trasa do latarni morskiej. W pięknej pogodzie widoki muszą być spektakularne - my idziemy w deszczu a i tak kremowe klify robią wrażenie. Deszcz zaczyna padać na tyle mocno, że decydujemy się wrócić do Porto Vecchio. Całkiem przypadkiem przejeżdżamy tuż obok portu i trafiamy na zlot i paradę starych samochodów. Jest ich mnóstwo - panowie są wniebowzięci czego wyrazem jest nieprawdopodobna ilość zdjęć pojazdów. Fajne na tym zlocie jest to, że tak kierowcy jak i pasażerowie oddają ducha epoki: ubrania są więc odpowiednio dobrane. Następnego dnia Korsyka budzi nas piękna pogodą. To właściwie ostatni dzień, więc decyzja „plaża” jest jednogłośna. Po wczorajszym porywistym wietrze, który wzburzył morze woda była niestety nieprzejrzysta. Więc może to też z powodu warunków atmosferycznych jakie mieliśmy w części południowo wschodniej nasze odczucia odnośnie tego rejonu są zdecydowanie gorsze niż z części zachodniej. Potem już zmierzamy do Ajaccio skąd kolejnego dnia rano mamy samolot do Genewy. Genewa Byłam tam już kilkukrotnie bo dla linii EasyJet jest to ważny węzeł przesiadkowy. Nigdy jednak tak długo, żeby swobodnie pozwiedzać miasto. Tym razem mieliśmy 10 godzin. Bagaże w przechowalni, darmowy bilet i… odkryłam piękną Genewę. Myślę, że to jest najlepszy przepis na miasto: mieć wystarczającą ilość czasu i kręcić się bez konkretnych celów, obowiązkowych „must see” … Tak miałam z Dublinem i tak było tym razem z Genewą. W tym przypadkowym łażeniu przypadkowo odkryliśmy bajkowe osiedle smerfnych bloków Les Schtroumpfs . Słowo „bloki” właściwie zupełnie tu nie pasuje. Budynki o fantastycznych, bajkowych kształtach, klatki schodowe równie wymyślne, mnóstwo bajkowych detali stanowiących o uroku tego miejsca. Postmodernistyczne osiedle znajduje się pod adresem 23 i 29 Rue Louis Favre i zostało wybudowane w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. W Genewie przeszliśmy, snując się w różne strony 16 km - warto było, ale w samolocie zasnęliśmy jak dzieci ![]() Czas na ponowne podsumowanie. Będzie krótko - ja zdania nie zmieniłam: Korsyka wygrywa. Zdanie zmienił Maciek – przedtem palmę pierwszeństwa przyznał Sardynii ale po bliższym poznaniu oddał ją Korsyce. Marek z Edytą na Sardynii nie byli więc oceny wystawić nie mogą. Do odwiedzenia Korsyki zachęcam bardzo, bardzo. To takie miejsce, do którego warto wracać. I naprawdę odkrywać za każdym razem coś nowego. Zamierzam tam wrócić jeszcze w listopadzie ( bo grzyby – rydze i kurki i kanie i prawdziwki), wiosną (bo w górach musi być przepięknie). Krótko mówiąc – zamierzam tam wracać. Jeszcze odrobina zwierzeń ![]() A dlaczego cytat z Australii w relacji z Korsyki? Bo jak to przeczytałam to pomyślałam sobie, że na Korsyce przyroda też jest „bardziej”. ![]() |
Strona 1 z 2 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ |