Autor: | dolina_welny [ 26 Cze 2019 11:22 ] |
Temat postu: | Re: Relacja Dziękczynna - Malediwy i Sri Lanka |
Bylismy na przelomie kwietnia i maja w 2017 Wysłane z mojego LLD-L31 przy użyciu Tapatalka |
Autor: | olajaw [ 26 Cze 2019 11:25 ] |
Temat postu: | Re: Relacja Dziękczynna - Malediwy i Sri Lanka |
@pestycyda Twoja relacja jak zwykle ze świetnym tekstem - i wzrusza, i śmieszy ![]() ps. na pocieszenie dodam, że nie jesteście sami, nam też nie było dane zobaczyć lamparta w Yala ![]() |
Autor: | pestycyda [ 27 Cze 2019 17:44 ] |
Temat postu: | Re: Relacja Dziękczynna - Malediwy i Sri Lanka |
@dolina_welny, hmm, my w sierpniu, czyli w porze deszczowej. Może to zaważyło? @olajaw, wiem, cudowna podróż poślubna, czytałam ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Oprócz żółwi, na plaży były też inne, ciekawe żyjątka, nic więc dziwnego, że z chęcią spędziłabym tu cały pobyt. Obawiam się tylko, że w końcu żółwie mogłyby pęknąć z przejedzenia :/ ![]() ![]() ![]() Kolejnego ranka wsiedliśmy zatem do autobusu (40 LKR) i pojechaliśmy zwiedzać fort. ![]() Było to jednak całkiem ciekawe doświadczenie. Fort został zbudowany w XVI w, a następnie rozbudowany przez Holendrów w XVII. W efekcie rozbudowy powstało miasteczko fortowe, które do tej pory jest zamieszkane (źródło : przewodnik. W mojej głowie nie ma miejsca na takie mądrości ![]() ![]() ![]() Przede wszystkim fort najzwyczajniej w świecie nie pasował do Sri Lanki. I to robiło duże wrażenie - nagle znajdujesz się w miejscu z zupełnie innej bajki. ![]() I był ogromny. Wewnątrz znajdowało się miasteczko, któremu również dużo bliżej było do europejskich uliczek, niż do lankijskiej zabudowy. ![]() Stojąc w tym miejscu, nie mogłam przestać myśleć o tsunami. Nie wiem, jak kataklizm przebiegał w Galle, ale mam nadzieję, że te mury, przynajmniej w części, obroniły mieszkańców...Inna sprawa, że fortyfikacja zajmuje tylko część miasta. Poza murami toczy się typowe, lankijskie życie. ![]() Samo miasteczko fortowe miało klimat mocno turystyczny. I ceny były turystyczne, i nawet jedzenie było turystyczne - to było jedno z niewielu miejsc, w którym można było kupić frytki np. I turyści to doceniali. Dopiero tu można było naocznie się przekonać, jak wiele wycieczek przyjeżdża na Sri Lankę, pomimo pory deszczowej. ![]() ![]() W miasteczku znajduje się kościół - również pozostałość po Holendrach. ![]() Dziwne, ciekawe uczucie. Choć muszę przyznać, że miło było na chwilkę odpocząć od egzotyki i pooglądać miejsca zbliżone do naszej kultury. ![]() Ponieważ marzenie dnia Marcina zostało spełnione, mogłam powoli zacząć delikatnie nakierowywać go w stronę, która szczególnie interesowała mnie ![]() ![]() Nie, nie ![]() ![]() ![]() Na szczęście przystanek autobusu znajdował się w lokalnej części miasta, zaraz koło ogromnego sklepu i targu ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Ale i tak najgorszy moment nastąpił, gdy czekaliśmy (obładowani pakunkami i pakuneczkami po samą szyję) na autobus i podszedł do nas bardzo miły pan. I zaproponował, że pokaże nam, gdzie można kupić pamiątkę ze Sri Lanki - najlepsze i najtańsze herbaty :/ ![]() ![]() ![]() ![]() Pan miał rację. Faktycznie, w miejscu do którego nas zaprowadził, były jednak najlepsze herbaty :/ ![]() ![]() ![]() Wieczór spędziliśmy na tarasie domku, w towarzystwie jednego z naszych zakupów (i nie, nie była to herbata:) Za dwie noce ze śniadaniem zapłaciliśmy 11 900 LKR. Przypuszczam, że to był jeden z naszych najdroższych noclegów, ale bardzo, bardzo polecam. I przez wzgląd na lokalizację, i przez klimat i magię, i, przede wszystkim, ze względu na cudownych właścicieli... ![]() Rankiem ponownie autobus do Galle (i znowu 25 LKR. Podwójna oszczędność ![]() ![]() ![]() Bilet do Hikkaduwy - 43 LKR. Natomiast pierwsza myśl po wyjściu z autobusu - Kurczę, w co myśmy wdepnęli? :/ Miasteczko ładne, owszem, kolorowe i wesołe....ale to straszny kurort :/ Wielojęzyczny gwar na ulicy, wszędzie hotele i hoteliki, panie w szczątkowych strojach kąpielowych wchodzące do sklepów...Alkohol sprzedawany oficjalnie w lokalach...(no dobrze, z tego akurat skorzystaliśmy, ale to kolejny dowód, że miejsce robi wszystko dla turystów. Nie lubię takich miejsc). ![]() Na szczęście zarezerwowaliśmy hostel w pewnej odległości od głównej ulicy. Tamara Motel - bardzo przyjemne miejsce, pokoje z tarasikami, rośliny, cisza i spokój. To nam trochę poprawiło humor. A żeby dać Hikkaduwie jeszcze jedną szansę, poszliśmy na spacer brzegiem oceanu. Popotykaliśmy się o rozłożone na piasku koce, naoglądaliśmy dzieci krzyczących, wrzucających śmieci i sikających do wody (właściwie za rękę...hm... ![]() ![]() Nagle podszedł do nas miejscowy pan i dosyć bezpośrednio zapytał Marcina, czy lubi żółwie. Trochę zwlekaliśmy z odpowiedzią, bo w sumie nie wiadomo czego się spodziewać w miejscowości, gdzie "wszystko dla turystów" :/ Na szczęście pan po chwili dokończył - bo gdybyś lubił, to mogę ci żółwia przywołać ![]() ![]() ![]() Pan miał ukryte w krzakach całe naręcza odpowiednich glonów, wszedł do wody, szukał, rozglądał się - i ...przywołał ![]() ![]() I na początku byliśmy zachwyceni. ![]() Później zauważyliśmy, że po całej plaży chodzą tacy panowie, czyli jest to dość częsta usługa...I coś nam zaczęło świtać... ![]() A na sam koniec zaczęliśmy się awanturować. ![]() To jest zdjęcie zrobione przy naprawdę niewielkiej ilości "klientów". Nagle, ze wszystkich stron plaży zaczęły nadbiegać rodziny, piszczeć i krzyczeć, trącać się, przepychać i fotografować. Pan starał się zapanować nad sytuacją, prosił, żeby żółwi nie dotykać, ale...Szczytem była mama, która właśnie wsadzała dziecko na żółwia, żeby zrobić cudowną fotkę...Na szczęście nie zdążyła - pan złapał ją za ręce dosłownie w ostatniej chwili... ![]() Owszem, nie wszyscy turyści tak się zachowywali. Niektórzy po prostu podziwiali te piękne zwierzęta z daleka i, razem z nami, dołączyli do awantury. Niestety, najgorzej zachowywały się mamy z dziećmi. Nie wiem, dlaczego uważały, że najpiękniejsza pamiątka z wakacji, to zdjęcie własnego dziecka przy żółwiu, na żółwiu, pod żółwiem...A one same koniecznie musiały sprawdzić, jakie żółw ma łapki w dotyku :/ I naprawdę były zdziwione, że ktoś ("Jakim prawem?!?") próbuje im to uniemożliwić. I może nie jestem z tego strasznie dumna, ale myślę, że nauczyłam panie paru przekleństw (a znam dużo i różnorodnych!) ![]() Bo, co jak co, ale na krzywdzenie żółwi, to już naprawdę nie mogę pozwolić! ![]() Smutne to było spotkanie. Najgorzej, że mieliśmy świadomość, że przyczyniliśmy się do tego w jakiś sposób - w końcu dla nas pan przywołał pierwszego żółwia. Wiem, nie my, to byłby ktoś inny, ale jednak...Jak bardzo ten moment różnił się od obcowania z żółwiami w Unawatunie...Smutno. Na kolację poszliśmy więc w lekko nostalgicznych humorach. Natomiast jedno jest pewne - jedna z nielicznych dobrych rzeczy w Hikkaduwie to restauracja Red Lobster, przy głównej ulicy. A to żółte na zdjęciu, to zdecydowanie najlepsza zupa czosnkowa, jaką jadłam w życiu! Do zeszłego tygodnia ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() CDN. |
Autor: | pestycyda [ 28 Cze 2019 18:06 ] |
Temat postu: | Re: Relacja Dziękczynna - Malediwy i Sri Lanka |
@malgo1987, o nie!!! :/ ![]() Kolejnego dnia postanowiliśmy odwiedzić ośrodek realizujący projekt ochrony żółwi. Początkowo zamierzaliśmy iść do niego na piechotę, bo znajduje się stosunkowo blisko centrum, jednak po zrobieniu 40 metrów zaczepił nas pan z tuk-tukiem. I, niestety, popełnił duży błąd ![]() ![]() ![]() ![]() Trudno. Miał więc los, jaki wybrał :/ ![]() ![]() Ośrodek nie jest duży, więc przypuszczalnie dokładnie tyle czasu zajmowało zwiedzanie innym jego klientom. Nam - nie ![]() Sprawa z ośrodkami pomocy i rehabilitacji żółwi jest trudna. Wiele, dużo mądrzejszych i znających temat głębiej, osób wypowiadało się o tym wielokrotnie. Trudno jednoznacznie zdecydować - czy jest to pomoc, czy tylko sposób na zarabianie pieniędzy. Prawda pewnie leży gdzieś pośrodku, ale... Często zarzuca się ośrodkom konkretne rzeczy : 1. Zazwyczaj nie wyglądają na miejsca, w których żółwie mogłyby pędzić szczęśliwe życie. Owszem, widok betonowych basenów, w których pływają okaleczone zwierzęta, nie nastraja optymistycznie. ALE żółwie pływają i, przede wszystkim, żyją. Pracownicy ośrodków tłumaczą, że żółwie przynoszone są często przez rybaków, którzy znajdują je okaleczone - przez rekiny lub rybackie sieci. I teraz tak - żółw bez łapki np. nie miałby szans w oceanie. Nie potrafiłby zdobywać pożywienia, mógłby tylko dryfować po wodzie, niesiony falami, aż do śmierci z wyczerpania. W ośrodku mają szansę na rehabilitację - niektóre ponownie uczą się pływać w betonowych basenach (najpierw przy niskim poziomie wody, później, w miarę postępów w nauce, poziom wody jest podnoszony). Często jest tak, że, przy lżejszych okaleczeniach, gdy żółw czuje już się pewnie w wodzie, zostaje ponownie wpuszczony do oceanu. W niektórych sytuacjach takie rozwiązanie nie jest możliwe - żółw bez paru łapek jest skazany na życie w ośrodku do końca. Ale żyje. 2. Trochę więcej moich zastrzeżeń budzi przetrzymywanie w ośrodkach całkowicie zdrowych żółwi. Istnieje siedem gatunków żółwi morskich, z czego w okolicach Sri Lanki żyje pięć. Każdy ośrodek stara się, żeby mieć przedstawiciela z każdego, dostępnego gatunku - w celach edukacyjnych. Ponieważ ośrodki zazwyczaj skupują też jajka od okolicznych mieszkańców (następnie budują zabezpieczone gniazda, czekają do wyklucia, maluchy na krótki czas trafiają do betonowych baseników, a następnie są wypuszczane do oceanu, w celu zwiększenia zagrożonej populacji), zostawiają w ośrodku jednego-dwa maluchy. Podobno, po jakimś czasie również są wypuszczane do oceanu, a rolę edukacyjną zaczyna pełnić kolejny. Widok dużego, zdrowego żółwia w betonowym basenie wywołuje smutek. ALE ośrodki muszą jakoś zarabiać na swoją działalność, a posiadanie wszystkich pięciu gatunków żółwi, jest na pewno sposobem na przyciągnięcie turystów. I ich portfeli. Poza tym, ośrodki odwiedzają też Lankijczycy. Z dziećmi. A nie ma lepszego sposobu na zmianę świata, niż edukacja. ![]() 3. Ostatnia sprawa - możliwość brania do rąk małych żółwików....Tu trudno mi się wypowiedzieć. Ośrodki to jedyne miejsce, w których można dotykać żółwia (ale tylko malucha), a, nie da się ukryć, jest to bardzo kusząca możliwość. I teraz tak - delikatne dotykanie dłońmi, na których nie znajdują się żadne chemiczne substancje (np. kremy itp) raczej im nie zaszkodzi, a spowoduje, tak pożądany, przypływ turystów. W rezultacie zaś - dalszą możliwość ochrony tych zwierząt. Natomiast jak sprawić, żeby te warunki zostały zachowane? Nie wiem. W tym akurat ośrodku awanturowałam się tylko raz - na młodego, eleganckiego Lankijczyka, który, mimo próśb pracowników napastliwie dotykał jednego z okaleczonych żółwi. Tu chciałabym wywołać @ambush. Jeśli możesz - napisz coś więcej. Dziękuję. ![]() Gdy malutkie żółwiki wyklują się w ukrytych w piasku gniazdach, czeka je jeszcze jedna, bardzo niebezpieczna podróż.Każdy chyba oglądał przynajmniej jeden film dokumentalny o ich biegu po życie. Muszą dostać się do wody, a na drodze czyhają drapieżcy. Mimo wszystko, bezpieczniej jest tę podróż odbyć w nocy, dlatego natura zaopatrzyła żółwie w pewien system obronny. Gdy tylko poczują ciepło - po prostu...zasypiają ![]() ![]() dłonią natychmiast zasypiają ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Napisanie tych paru zdań zajęło mi kilkadziesiąt minut. Wyobraźcie sobie więc, ile czasu zajęło mi dowiadywanie się o to w ośrodku. No ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Dzień mieliśmy zakończyć miłym spacerem po plaży i kolacją w Red Lobsterze (na szczęście Marcin już macha ręką na moje uwielbienie do czosnku ![]() ![]() ![]() ![]() I trochę się zdenerwowałam. A ponieważ nie wypada mi wyżywać się na Marcinie (w końcu nosi moje herbaty. I olejki. I inne ![]() ![]() ![]() ![]() Pan przywoływacz przy pracy. Niestety, pan nas poznał, dał dużo glonów i nie kazał płacić, bo, jak stwierdził, dosyć nas polubił (bez wątpienia wpływ na to miał fakt, że wczoraj zapłaciliśmy i że tak pięknie umiemy się drzeć :/ ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Niestety, panu udawanie, że tu nie ma żółwi, nie szło tak dobrze, jak nam :/ ![]() Nie wiem, co by się musiało stać, żeby choć trochę zmienić tę sytuację. Chyba faktycznie tylko odpowiednia edukacja... ![]() Resztę wieczoru spędziliśmy w Red Lobsterze - 2 herbaty mrożone, ryż, ryba i wiadomo jaka zupa ![]() ![]() ![]() ![]() I okazało się, że Sri Lanka, jak na kraj muzułmański, ma ogromny wybór wszelkiego rodzaju arraków. Ciekawostka. ![]() Postanowiliśmy zatem zbadać to dogłębnie - oczywiście w celach naukowych ![]() ![]() Dobre są. Polecamy ![]() CDN. |
Autor: | TikTak [ 29 Cze 2019 18:43 ] |
Temat postu: | Re: Relacja Dziękczynna - Malediwy i Sri Lanka |
Pestycydo! Okropnie mi się ta relacja nie podoba. ![]() Bardzo Cię proszę, napisz, że na Malediwach i Sri Lance jest wyjątkowo brzydko... Albo jeszcze lepiej: że strasznie tam nudno i że turyści szkodzą naturze i że lepiej, aby pojechali na Mazury. Dałoby się to zrobić? ![]() Ledwo przeżyłem wyjazd dziecka do Iranu a ono wybiera się do Etiopii. I dlaczego?! Bo Pani Pestycyda tam była i zechciała to opisać... Wiem, wiem, sam sobie jestem winien, sam jej Twój tekst posunąłem ![]() ![]() ![]() A w przyszłym roku Malediwy??? NIE! NIE! NIE! ![]() |
Autor: | pestycyda [ 30 Cze 2019 23:42 ] |
Temat postu: | Re: Relacja Dziękczynna - Malediwy i Sri Lanka |
@TikTak, prorok, czy co? Dokładnie to chciałam wpisać w podsumowaniu - i że brzydko, i nudno, i nie warto. I zawsze piszę, że podróże uczą, bo uczą. Ta np. nauczyła mnie, że przed następnym wyborem kierunku porozmawiam z tatą i pojadę tam, gdzie mi doradzi. Wiadomo - ojcowie mają jednak największe doświadczenie i zawsze najlepiej wybiorą. No. (odbierz priv. Przesłałam numer konta ![]() Poza tym, to najmilszy komplement, jaki można dostać. Dziękuję :* A tak w ogóle, to strasznie się cieszę ![]() ![]() ![]() ![]() Za dwa noclegi w Tamara Motel (ze śniadaniami) zapłaciliśmy 6820 LKR i wyruszyliśmy do Kalutary - miejsca, w którym mieliśmy się ze Sri Lanką pożegnać. Bilet autobusowy - 93 LKR, chociaż gdy staliśmy przy drodze czekając na autobus, zatrzymał się przy nas jakiś prywatny bus i zaproponował podwiezienie za 250 LKR + coś tam jeszcze za plecaki (za mój to właściwie odpowiednie byłoby jakieś 1000 :/ ![]() ![]() Kalutara to popularna, nadmorska miejscowość turystyczna - popularna zwłaszcza wśród biur podróży. Zazwyczaj nie jest to dla nas szczególna rekomendacja, jednak tym razem wybraliśmy to miejsce z zupełnie innego powodu. Otóż w Kalutarze byliśmy umówieni z Luckim - lankijskim znajomym mojej kuzynki. Gdy była w tym miejscu, Lucky podszedł i zaproponował jej wycieczkę swoim tuk-tukiem, a kuzynkę szczególnie ujął fakt, że podał jej cenę zupełnie "nie-turystyczną", nie próbował sztucznie jej podnieść, licząc, że się nie zorientuje. Z wycieczki skorzystała, a Lucky okazał się znakomitym i serdecznym przewodnikiem. Później skorzystała z kolejnych wycieczek - i wspomina ten okres, jako najciekawszy podczas całego pobytu - zwłaszcza, że Lucky pokazywał jej po prostu prawdziwe, lankijskie życie, żadne tam "must see" dla turystów. Serdeczny kontakt utrzymują do dziś i gdy tylko dowiedziała się, że wybieramy się na Sri Lankę, zaproponowała, żebyśmy się z nim skontaktowali, że na pewno nie pożałujemy. Miała rację. ![]() Panie sprzedające kwiaty w betonowych budkach pod świątynią. Ponieważ noclegi w Kalutarze miały być naszymi ostatnimi na Sri Lance, postanowiliśmy, że wynajmiemy trochę bardziej luksusowe miejsce (w ramach przygotowywania się do biznesowego lotu ![]() ![]() ![]() Oddzielne domki-pokoje z tarasikami, wszystko usytuowane w dużym ogrodzie. ![]() Wygodne, czyste pokoje z pięknymi łazienkami. ![]() A w otaczającym ośrodek murze malutkie drzwiczki, którymi można wyjść prosto na plażę. I... ![]() basen! Na samym środku! ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() A ponieważ z Luckim umówiliśmy się kolejnego dnia dopiero o 9.00, wieczór był bardzo miły ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Ale życie (choć trudno mi w to uwierzyć ![]() ![]() Przejeżdżaliśmy większymi i mniejszymi ulicami, mijaliśmy lokalne świątynie, aż w końcu droga zaczęła się piąć w górę i zrobiła się zupełnie wąska. ![]() Pierwszy przystanek - drzewa kauczukowe. Oglądaliśmy też, jak rośnie cynamon - nie, w żadnym "przyprawowym" ogrodzie, z biletami wstępu i możliwością kupienia przypraw w sklepiku przy wyjściu. Dzięki Luckiemu mogliśmy dotknąć "prawdziwej" Sri Lanki - jeśli wiecie, co mam na myśli... ![]() Herbaciane pola. Okazało się, że Lucky zna pracujące tam panie. Mogliśmy do nich podejść, poobserwować przy pracy i pośmiać się wspólnie. ![]() Panie zbierające herbatę muszą zebrać trzy listki z samego szczytu herbacianego krzewu. Listki muszą być ze sobą połączone i zupełnie bez skazy. Tylko to gwarantuje, że herbata będzie najlepszej jakości. Nie jest to łatwe - bolą palce, kręgosłup, a słońce parzy. Nie jest to też praca dobrze płatna - o ile pamiętam, panie zarabiały 300 LKR....Za dzień.....Może to głupie, ale zawsze w takich sytuacjach staje mi w gardle każde wypite piwo, czy wypalony papieros...Spytaliśmy Luckiego, ile możemy zapłacić paniom za to, że poświęciły nam czas. Tak, żeby były zadowolone, ale żeby też ich nie obrazić - przyjęły nas naprawdę przyjacielsko, nie było to "komercyjne" pole herbaciane, to takie bardzo delikatne sytuacje...Okazało się, że 200 LKR będzie w sam raz. Podróżowanie z Luckim miało właśnie jeszcze taki dodatkowy plus - wiecie, jak to jest. Turystom naprawdę trudno rozeznać się, jaka naprawdę jest wartość miejscowych pieniędzy. Do tej pory dawaliśmy napiwki...no...trochę "losowo". Teraz o wszystko mogliśmy pytać Luckiego - to było dużo udogodnienie. ![]() Kolejny przystanek. Tu na pewno nie zatrzymują się wycieczki turystyczne, za to jadają tu kierowcy tuk-tuków. Zjedliśmy mnóstwo lokalnych przysmaków - jakieś pierożki, różne, dziwne twory z pysznymi nadzieniami. Za ucztę dla naszej trójki zapłaciliśmy 300 LKR. ![]() Wodospad, służący jako kąpielisko dla Lankijczyków. Najpierw trzeba było przejść drogą, wzdłuż której stały stragany - z ręcznikami, z rękawkami do pływania - a matki uspokajały dzieci, które koniecznie chciały mieć piłeczkę na gumce...Tandeta? Nie...Życie. Po prostu życie... ![]() Potem przedostać się na drugi brzeg bambusową tratwą. ![]() Jeszcze kawałeczek na piechotę, przez dżunglę i już człowiek mógł się cieszyć takim widokiem : ![]() ![]() Piękne miejsce. ![]() Gdybyśmy chcieli wybrać się na wycieczkę w okolicach Kalutary sami, nie zobaczylibyśmy nawet ułamka tego, co pokazał nam Lucky. Nawet nie wiedzielibyśmy czego szukać i o co pytać. Nasz przewodnik zaprosił nas też do domu swoich teściów, którzy mieszkali w malutkiej wiosce, na granicy dżungli. ![]() Akurat trwały przygotowania do ślubu ich syna, który miał się odbyć za parę dni. Rodzina remontowała pokój, w którym miała zamieszkać młoda para, bo kobieta zawsze przeprowadza się do mężczyzny. Podobnie jak druga córka, żona Luckiego - pomimo, że bardzo za sobą tęsknią i dzieli ich naprawdę dosyć duża odległość, nikt nie wyobrażał sobie innego rozwiązania. ![]() Dom teściów przyklejony był do dżungli. Mieszkańcy wykarczowali najbliższy kawałek i zamienili go w ogród - z warzywami, owocami i ziołami. Coś niesamowitego - ogród zamieniający się w dżunglę... ![]() Wprawdzie rodzina Luckiego nie znała angielskiego, ale okazywała nam życzliwość w języku dużo bardziej wartościowym - czynami. Pan domu wchodził na wszystkie możliwe drzewa, żeby znieść na dół owoce, a następnie ofiarowywał je gościom. Piękne, bardzo wzruszające momenty. ![]() ![]() Ponieważ rodzina żony pochodzi z rejonu, który specjalizuje się w wydobywaniu kamieni szlachetnych, Lucky zarządził, że pojedziemy jeszcze do kopalni. Również nie była to kopalnia "komercyjna", a pracujący panowie po prostu znali Luckiego i przywitali się z nim serdecznie. Właściwie kończyli już pracę, ale, ponieważ Lucky o to poprosił, oprowadzili nas po swoim miejscu pracy i, przy pomocy naszego przewodnika, jako tłumacza, poopowiadali o szczegółach. ![]() I nie były to szczegóły optymistyczne, zupełnie nie. To w ogóle był trochę taki dzień "do wewnątrz". Człowiek chce zobaczyć "prawdziwe" życie, a jak już je widzi, to...to jest zdruzgotany... ![]() Kopalnie są na ogół własnością jednego człowieka, który zatrudnia "poszukiwaczy" - sam raczej się tu nie pokazuje. Choć "zatrudnia" nie jest odpowiednim słowem... ![]() Panowie szukają kamieni szlachetnych zupełnie bez zapłaty...Dzień w dzień wchodzą do wody z sitami, przetrząsują piach i kamyki, i mają tylko nadzieję...Nadzieję, że któryś z nich znajdzie coś wartościowego. Bo wtedy otrzymają od właściciela ok. 10% wartości znalezionego kamienia. I jeśli znalezisko jest naprawdę drogocenne, to w porządku, wystarczy na roczne życie. Tylko...tylko, że to zdarza się niezmiernie rzadko... ![]() Te pomniejsze, półszlachetne drobiazgi, właściciel pozwala zachować znalazcy. Panowie trzymają je w kieszeniach, owinięte w szmatki i pilnują, jak największego skarbu. Próbują je sprzedać - czasem ktoś zawita do ich kopalni, czasem oni sami zaczepią turystę na ulicy pobliskiego miasteczka. Miasteczka, w którym na każdym rogu znajduje się pięć sklepów jubilerskich, zaopatrywanych przez właścicieli kopalni. A turysta przyjeżdża tu po oprawione w srebro lub złoto rubiny z certyfikatem, po luksus, szacunek i szklankę wody, którą zostanie poczęstowany u złotnika. Na pewno nie po okruchy nadziei prezentowane na spracowanej dłoni poszukiwacza, gdzieś na ulicy... ![]() Ale właściciel kopalni nie jest złym pracodawcą, o nie (naprawdę można go tak nazwać?). Jeśli któryś z panów ma wyjątkowo ciężką sytuację finansową (jak może nie mieć...), właściciel daje mu trochę pieniędzy "na kredyt". Odpracujesz, to oddasz. Więc gdy w końcu zdarzy się wreszcie ten cud i któryś z panów znajdzie cokolwiek wartościowego, nagle okazuje się, że właściwie te 10% to dług, który trzeba zwrócić... ![]() Czy pan, z którym rozmawiałam, znalazł kiedyś coś naprawdę wartościowego? Nie. Nie znalazł, ale ma kolegę, który w zeszłym roku.....Ech..... Zostawiliśmy panom 500 LKR i paczkę papierosów. Gdy odchodziliśmy, kątem oka zauważyłam, że dzielą się nimi po równo. Tobie jeden, tobie jeden...Owijają w szmatki i chowają do kieszeni, tej samej, w której wcześniej znikały woreczki ze skarbem. ![]() Byliśmy u jubilera. Bardzo elegancko ubrany pan opowiadał o poszczególnych kamieniach i prezentował biżuterię. Ceny : od 50 USD do...właściwie bez ograniczeń. ![]() W drodze powrotnej wstąpiliśmy jeszcze do świątyni - Lucky chciał się pomodlić. ![]() Przygotowania do wieczornej ceremonii - wierni układają symbole z małych miseczek, wypełnionych olejem. Gdy zrobi się ciemno, symbole zapłoną. ![]() Przepiękna świątynia z prawdziwym, mistycznym klimatem. ![]() Lucky podwiózł nas pod hotel. Niestety, to był jedyny moment, w którym w naszą relację wdała się niezręczność. Nie chciał za wycieczkę pieniędzy, a my, bez jego wsparcia, nie mieliśmy pojęcia, ile taka wycieczka może kosztować. W końcu, po kilkunastominutowej rozmowie o niczym (żeby stracił czujność ![]() ![]() CDN. |
Autor: | ibartek [ 01 Lip 2019 01:16 ] |
Temat postu: | Re: Relacja Dziękczynna - Malediwy i Sri Lanka |
Cytuj: Na pewno nie po okruchy nadziei prezentowane na spracowanej dłoni poszukiwacza, gdzieś na ulicy... okruchy nadziei, genialne. nie wiem co robisz na co dzien, ale rzuc to i zacznij robic lub pisac reportaze spoleczno-obyczajowe, albo podroznicze. serio. |
Autor: | pestycyda [ 02 Lip 2019 19:43 ] |
Temat postu: | Re: Relacja Dziękczynna - Malediwy i Sri Lanka |
@ibartek, dziękuję, to bardzo miłe. Cieszę się, że czytasz :* A, i @TikTak - żeby sprawdzić, postanowiłam zastosować się do własnej rady i rozmawiałam z tatą na temat kolejnego wyjazdowego kierunku. Doradził mi spływ rzeką Oranje ![]() ![]() Porada praktyczna, o której zapomniałam w poprzednim wpisie - przed wyjazdem na Sri Lankę Marcinowi zamarzyło się wejście na Szczyt Adama. Niestety, po przeszukaniu zasobów internetu (no tak, to mu się chciało sprawdzić dokładnie! Szkoda, że taki skrupulatny nie był przy zapisywaniu nazwy lotniska, na które przylecieliśmy! ![]() Ostatnie pół dnia na Sri Lance mieliśmy również spędzić z Luckym - zaprosił nas na obiad do swojego domu. Drugie pół dnia - na zakupach (wg mnie ![]() ![]() Najpierw pojechaliśmy na targ rybny. Wprawdzie dosyć późno - Lucky twierdził, że najlepiej być tam po 6.00 rano - ale i tak było co oglądać. ![]() Targ znajdował się przy samym brzegu, do którego przycumowane były najróżniejsze łodzie rybackie. Wyobrażam sobie, jaki musi być tam gwar, gdy wszyscy wyładowują i przenoszą swój towar na stoiska. Wejście na targ jest płatne - 100 LKR od osoby. Początkowo trochę mnie to zdziwiło, ale później zrozumiałam, że to bardzo sensowne. ![]() Po wybraniu odpowiednich ryb można poprosić o oprawienie ich na miejscu. Wszystkie wnętrzności i nieprzydatne klientowi resztki lądują bezpośrednio na wybetonowanym podłożu, które po jakimś czasie staje się śliskie od krwi. ![]() Po zakończeniu targu na miejsce przyjeżdża ekipa sprzątająca, która idealnie oczyszcza teren, żeby był gotowy na kolejny dzień. Ekipa jest opłacana właśnie z biletów wstępu (przypuszczam, że płacą głównie turyści, ale to nie ma znaczenia. Ważne, że działa). ![]() Wprawdzie wiele stoisk było już opuszczonych, po sprzedawcach pozostały tylko fragmenty towaru, ale i tak można było zobaczyć mnóstwo ciekawych ryb. ![]() Jednak największe wrażenie wywarł na mnie ten widok : ![]() Manta. Na Malediwach każdy marzy o tym, żeby ją zobaczyć w naturalnym środowisku. Są takie dostojne, gdy płyną...Nie mogłam przestać o tym myśleć. ![]() Dopóki nie przyjedzie ekipa sprzątająca, każdy zdąży się pożywić. ![]() Jest jednak jeden towar, zbyt cenny, żeby sprzedawać go po prostu na rybnym targu. On nie ma trafić do garnków byle kogo, nie służy, żeby po prostu nasycić żołądki. Służy do delektowania się i ma podnosić poczucie własnej wartości spożywającego (i ma też chyba dodatkowe właściwości, związane z...hm...ze sferą męskości). ![]() Nieopodal targu znajduje się miejsce suszenia płetw rekina. Dla mnie - straszny widok. Zakładając, że z jednego rekina wykorzystuje się jedną płetwę...Nie muszę chyba dodawać, kto jest głównym odbiorcą tego towaru. ![]() Gdy wychodziliśmy z targu rybnego, okazało się, że mamy jeszcze do obiadu mnóstwo czasu. Lucky trochę się stropił - nie było tego czasu aż tak dużo, żeby pojechać gdzieś dalej, natomiast na obwożenie nas po typowych turystycznych atrakcjach, raczej honor by mu nie pozwolił. Na szczęście (ha! ![]() ![]() ![]() Dodatkowo (to już pełnia szczęścia ![]() ![]() ![]() Bilet wstępu kosztował 500 LKR i ten ośrodek był bardziej rozbudowany, niż centrum w Hikkaduwie. Bentota, oprócz żywych żółwi, miała też coś w rodzaju malutkiego muzeum. Były tam szkielety zwierząt i eksponaty w formalinie. ![]() Był też dwa żółwie albinosy, które z powodu swojej wyjątkowo wrażliwej skorupy, skazane są na życie w ośrodku. ![]() Były żółwie-łobuziaki, które (zwłaszcza jeden) cały czas podgryzały sobie płetwy (o ile dobrze zrozumiałam, miało to coś wspólnego z zalotami ![]() ![]() I, niestety, była też największa awantura :/ Wielojęzyczna. I można powiedzieć, że wygraliśmy bitwę, ale nie wojnę...Otóż pewna, zakochana w swoim dość małym synku, mama, podała mu młodego żółwika i zaczęła robić słodkie zdjęcia. Synek z żółwikiem na rączce - to jeszcze mieściło się w granicach przyzwoitości - ale potem było : synek trzymający żółwika za nóżkę, za główkę (!!!), synek potrząsający żółwikiem i synek z prawie spadniętym żółwikiem...Było to tak rozkoszne, że mamie aż roztrzęsły się wszystkie złote naszyjniki ze śmiechu...W efekcie żółwik został uratowany, obrażona mama opuściła ośrodek ("Przecież wiem, że to nie zabawka!"), a my wdaliśmy się w szczegółową rozmowę z przewodnikiem po ośrodku. I dosyć szybko opuściła nas duma z powodu załatwienia sprawy, ponieważ pan, na pytanie dlaczego pozwalają na takie zachowania, odpowiedział ze smutkiem : Wiem, to niedopuszczalne... Ale oni zapłacili za bilet...." ![]() Porada praktyczna dla rodziców : jeśli nie masz pewności, że twoje dziecko utrzyma żółwika na dłoni, nie pozwalaj mu go wziąć do rąk! Żółwika trzymamy nad basenem z wodą (nie nad betonem!), kładąc go na płaskiej dłoni! I chociaż twoje dziecko jest najwspanialsze na świecie, nie, ono naprawdę nie musi mieć kolejnej zabawki! (przepraszam. Musiałam. Nie bierzcie tego do siebie - na pewno jesteście uświadomionymi, wspaniałymi rodzicami. Ale wiecie, różni tu wchodzą przez SG ![]() ![]() A tak wygląda śpiący żółwik w wodzie. Zobaczcie, jak rozkosznie zakłada płetwy na skorupę ![]() Gdy zakończyliśmy oglądanie żółwi, pierwszy raz ktoś ucieszył się z długości naszego pobytu ze zwierzętami ![]() ![]() ![]() Rodzina Luckiego mieszka w niewielkiej wiosce, składającej się w większości z domków, różniących się od siebie tylko kolorami i rodzajami wywieszonego na sznurach prania. To wioska-dar, wioska-pomoc. Na terenie zniszczonej przez tsunami osady, Czerwony Krzyż odbudował domy dla mieszkańców. I znowu brakuje mi słów, na opisanie klimatu i życzliwości doznanej w tym miejscu... ![]() Zostaliśmy przyjęci po królewsku. Lucky oprowadził nas po domku i okolicach. Szczególnie wzruszył mnie malutki ogródek za domkiem, w którym żona, pochodząca z terenu przy dżungli, próbowała odtworzyć swoje rodzinne miejsce... ![]() Bawiliśmy się z dziećmi, śmialiśmy i, po prostu, byliśmy tam, razem z wszystkimi. Dobre, prawdziwie ciepłe miejsce... ![]() Niestety, trzeba było wracać. Lucky podwiózł nas pod hotel i strasznie trudno było się nam pożegnać. Wcisnęliśmy mu jeszcze 3000 LKR (ale łatwo nie było). Natomiast, gdyby ktoś z Was potrzebował przewodnika po Sri Lance (Lucky jeździ też na dłuższe odległości, w razie potrzeby pożycza auto. Swojego nie ma.), przewodnika na Szczyt Adama i po nieoczywistych atrakcjach, życzliwego towarzysza i skarbnicę wiedzy o lankijskich zwyczajach - szczerze polecam. ![]() Pozostałą część dnia spędziliśmy w wiadomy sposób ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Zostawiliśmy zakup betelu na ostatni moment, żeby ten smakołyk (:D) doleciał do Polski w jak najlepszym stanie. Niestety, upatrzony przez nas sprzedawca, niezbyt rozumiał język angielski. Weszłam więc na wyżyny mowy gestów (po próbie kupna w ten sposób środka przeczyszczającego w Nepalu, naprawdę, nie mam już żadnych oporów ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Końcówkę wieczoru spędziliśmy w hotelu na bardzo ważnych sprawach. Najpierw, przez dwie godziny, próbowaliśmy upchnąć wszystkie zakupy do plecaków, później, w ramach przerwy, postanowiłam szybko sprawdzić w basenie, czy przypadkiem w międzyczasie nie nauczyłam się pływać (nie), a Marcin się wykąpał (to też nie był najlepszy pomysł, bo gdy się cały namydlił, skończyła się woda :/), no. Takie tam, standardowe, życiowe sprawy ![]() ![]() Wylot mieliśmy o godz. 10.00, przesiadka w Kijowie (tak, zdążyłam się jeszcze pokazać w każdym możliwym saloniku lotniskowym, wprawdzie do jednego musiałam biec, żeby zdążyć, ale sami rozumiecie - jedyna okazja w życiu ![]() ![]() ![]() Bardzo dziękuję czytającym, lajkującym i komentującym - to naprawdę duża motywacja do ponownego przeżywania i ubierania w słowa podróży ![]() A przede wszystkim, jeszcze raz bardzo gorąco dziękuję za nagrodę :* ![]() |
Autor: | bozenak [ 02 Lip 2019 20:01 ] |
Temat postu: | Re: Relacja Dziękczynna - Malediwy i Sri Lanka |
Ja tam będę głosować na relację miesiąca ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
Autor: | frach582 [ 02 Lip 2019 21:47 ] |
Temat postu: | Re: Relacja Dziękczynna - Malediwy i Sri Lanka |
Super relacja! |
Autor: | pestycyda [ 03 Lip 2019 13:04 ] |
Temat postu: | Re: Relacja Dziękczynna - Malediwy i Sri Lanka |
@bozenak, ![]() ![]() ![]() Jeszcze podsumowanie finansowe : Transport : ok. 149,99 zł ( ![]() Noclegi :ok. 649,32 zł Atrakcje :ok. 763,85 zł Jedzenie :ok. 414,99 zł Czyli w sumie ok. 1978,15 zł na osobę + 40 USD wiza + wydatki zakupowe (tutaj może nie będę się chwalić ![]() ![]() ![]() ![]() |
Autor: | maginiak [ 06 Lip 2019 13:16 ] |
Temat postu: | Re: Relacja Dziękczynna - Malediwy i Sri Lanka |
Ech, to nie fair, żeby tak ot po prostu kończyć taką fajną relację! Nie mogłabyś jeszcze trochę popisać??? |
Autor: | pestycyda [ 07 Lip 2019 10:52 ] |
Temat postu: | Re: Relacja Dziękczynna - Malediwy i Sri Lanka |
@maginiak, jeszcze będziesz żałować, że to powiedziałaś ![]() Wiesz, że mam wewnętrzny przymus opisywania wyjazdów - w dodatku długo i szczegółowo. Przed następnym wyjazdem nie zdążę opisać ostatniego, ale jak tylko wrócę... ![]() |
Autor: | katka256 [ 07 Lip 2019 12:12 ] |
Temat postu: | Re: Relacja Dziękczynna - Malediwy i Sri Lanka |
Czy ktoś może policzył ilość emotek w całej relacji? |
Autor: | marcin.krakow [ 07 Lip 2019 13:52 ] |
Temat postu: | Re: Relacja Dziękczynna - Malediwy i Sri Lanka |
284 :/ ale nie wnikam czy były też cytowane, czy innych osób w komentarzu itp |
Autor: | katka256 [ 07 Lip 2019 15:44 ] |
Temat postu: | Re: Relacja Dziękczynna - Malediwy i Sri Lanka |
Bardzo ekspresyjna relacja, ale za to jak się czyta. Gratuluję podróży i chyba koledze Marcinowi cierpliwości ![]() |
Autor: | artom [ 08 Lip 2019 14:22 ] |
Temat postu: | Re: Relacja Dziękczynna - Malediwy i Sri Lanka |
Hej Wybieramy się na Sri-Lankę w styczniu- czy jest możliwość podania kontaktu do Pana Luckiego z Kalutary w podsumowaniu? Chętnie skorzystalibyśmy z jego usług. Dzieki |
Autor: | pestycyda [ 08 Lip 2019 18:29 ] |
Temat postu: | Re: Relacja Dziękczynna - Malediwy i Sri Lanka |
@artom, mam kontakt z Luckim przez WhatsApp, prześlę Ci numer w prywatnej wiadomości. Mam nadzieję, że się Wam uda umówić, będziecie zadowoleni ![]() @marcin.krakow, policzyłeś??? Poważnie??? ![]() @katka256, doceń proszę, że naprawdę się staram zmniejszyć ich liczbę, ale wiesz, nałogowcom jest trudniej ![]() ![]() |
Autor: | 2catstrooper [ 01 Wrz 2019 06:47 ] |
Temat postu: | Re: Relacja Dziękczynna - Malediwy i Sri Lanka |
Relacja pierwsza klasa - szczegolnie smialam sie przy Malediwach. Niesamowite, ze udalo sie wam kabanosy przewiesc, bo zazwyczaj bardzo skrupulatnie szukaja swininy i alkoholu a bagazach na lotnisku w Male. Tak sobie mysle, czy by mojej relacji z Malediwow nie opisac, ale po co? Bo i tak nie bedzie az tak ekscytujaca jak Twoja ![]() |
Strona 3 z 4 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ |