Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 11 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 20 Lut 2017 22:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 29 Wrz 2014
Posty: 1629
niebieski
To już kolejna (trzecia?) relacja z La Palmy inspirowana lipcową wrzutką biletową U2. Wyspa niby niewielka, a temat ciągle niewyczerpany. Dokładam zatem moją cegiełkę i mam nadzieję, że będzie się Wam dobrze czytało :)

Luty 2016
Wracamy z Gran Canarii, niezbyt zachwyceni („jak zachwyca skoro nie zachwyca”, jak pisał klasyk), ale też nieco zasmuceni faktem, że kończą nam się Wysypy Kanaryjskie z wygodnym dolotem do wyboru (byliśmy już wcześniej na Lanzarote, Fuercie, Teneryfie i La Gomerze, jak również dwa razy na Maderze). Trzeba będzie znaleźć inny kierunek na zimowy tydzień wakacji...

Lipiec 2016
Od rana na fly4free roznosi się wieść o uruchomieniu przez EasyJet połączenia na La Palmę. Piszę do rodziny: La Palma jest. Rodzina próbuje kupować – a to lotnisko się nie wyszukuje, a to płatność nie przechodzi. Ceny szaleją, odpuszczamy. Wieczorem na wszelki wypadek sprawdzam stronę raz jeszcze. Wszystko działa, ceny wróciły do normy, płatność przechodzi gładko. Cztery bilety, trzy bagaże rejestrowane (jeden dla mamy, która nie daje rady bez, drugi na wino, trzeci do podziału na resztę wycieczki ;)), w sumie ok. 330 zł za osobę. La Palmo, nadchodzimy! Co tam, że nie mamy jeszcze planów wyjazdowych na wakacje. Zima 2017 już zaplanowana :P

Jesień 2016
Powoli rozglądamy się za mieszkaniem. W oko wpada nam Casa Rural Santa Lucia (przez booking.com). Zawsze chcieliśmy wypróbować ten typ zakwaterowania (wiecie rozumiecie, wiejski dom z basenem dla mieszczucha to atrakcja) ale do tej pory zawsze powstrzymywały nas koszty (na Teneryfie wynajęcie tego typu domu to koszt od ok. 600 euro w górę). Tu mamy 315 euro za tydzień na 4 osoby. Klepnięte – jak nie trafi się nic lepszego, to zawsze coś już będziemy mieć w zapasie. Ostatecznie nic lepszego się nie trafia, więc zostajemy u Świętej Łucji.
Do tego auto – tu już decydował kierowca – Opel Astra za 120 euro za tydzień (maszyna losująca wybrała dla nas firmę Cicar).

Grudzień 2016 i styczeń 2017
No to już prawie wszystko mamy! Zaraz, zaraz, tylko co tam na tej La Palmie jest do zobaczenia? W sieci jest kilka stron, jest znany już pewnie wszystkim polski blog, ale na forum pustki. Jak to tak, bez rad z forum jechać?! Na szczęście pierwsze grupy były już w drodze i pojawiły się pierwsze relacje. Dzięki inspiracjom od @startaczerr oraz @gruszek1982 powoli krystalizował się plan. Tym razem raczej dość luźny, bo w prognozie na nasz pobyt pojawił się wątek załamania pogody na La Palmie i Teneryfie w okolicach weekendu (lecieliśmy wtorek-wtorek). O tym, że prognoza sprawdziła się i plany nam nieco pokrzyżowała, będzie jeszcze w późniejszej części relacji.

7 luty 2017, dzień 1
Ruszamy. O drodze Wrocław-Berlin rozpisywać się nie będę. Na miejsce docieramy bez problemu, oczywiście poza tym, że po raz kolejny zarezerwowaliśmy nie ten parking, co trzeba :/ (firma ma dwie lokalizacje). Na szczęście udaje się to bezkosztowo przebukować na miejscu. No i jeszcze po drodze załapaliśmy się na szybką fotkę z przydrożnej budki (koszt póki co nieznany).

Na SXF w terminalu EasyJeta niemalże pustki, sam lot bez opóźnień, 5 godzin w samolocie i już wita nas charakterystyczny czarno-zielony krajobraz. Z lotniskowych ciekawostek: wysiadamy przez rękaw (wsiadać później też tak będziemy, więc to chyba ich standard).
Potem szybka wizyta w wypożyczalni (zwróćcie uwagę na to, że okienka są dwustronne – jeżeli kolejka jest długa od strony hali odbioru bagażu, to można się ustawić od drugiej strony, już po wyjściu do hali przylotów) i na parkingu bez problemu odnajdujemy naszą astrę w kolorze verde (całe lotnisko jest niewielkie i bardzo dobrze oznaczone, ciężko się zgubić). Niestety auta cicara nie są w najlepszym stanie (podobnie mieliśmy już na Lanzarote), więc spędzamy dłuższą chwilę na fotografowaniu uszkodzeń. Jeszcze chwila manewrowania po wyjeździe z parkingu (uwaga, wąsko!) i już mkniemy w stronę Santa Cruz, a dalej do Puntallana (po drodze stwierdzamy, że drogi są kręte, ale dość szerokie i z dobrym asfaltem, więc nie ma dramatu). W Puntallana robimy zakupy (mały, ale dobrze zaopatrzony w lokalne wino Spar) i wracamy się do Santa Lucia, gdzie czeka nasza wymarzona Casa Rural :)

Po osiągnięciu celu stwierdzamy jednak, że w wyznaczonym przez nawigację miejscu żadnego domu nie ma. Trochę się zmartwiliśmy, ale szybko okazało się, że nawigacja nie wzięła poprawki na różnicę wysokości – nasza Casa była dokładnie w tym miejscu, tylko jakieś 250 metrów wyżej. A prowadzi do niej nachylona pod sporym kątem dróżka wycięta wśród kaktusów… Taaaaa, jak tu wjechać z napakowanym do granic możliwości samochodem. No nic, próbujemy, silnik wyje, ale się dotoczyliśmy. Udało się nam też prawie przejechać gospodarza, który wyszedł na drogę, żeby skierować nas do bramy ;)

Po szybkim załatwieniu formalności możemy się delektować spokojem i widokiem z naszego nowego domu (który nas gospodarz hojnie zaopatrzył w wino, piwo i owoce). A jest tu po prostu cicho, sielsko i pięknie. Przed nami ocean majacząca gdzieś na horyzoncie Teneryfa, po prawej widać stolicę i port, a w jeszcze dalszej perspektywie – lotnisko. Siedzimy tak, póki słońce nie zajdzie, a głód nie wygoni nas w poszukiwaniu kolacji.
Załącznik:
dz1 widok 3.jpg
dz1 widok 3.jpg [ 99.9 KiB | Obejrzany 7646 razy ]

Załącznik:
dz1 widok 2.jpg
dz1 widok 2.jpg [ 50.04 KiB | Obejrzany 7646 razy ]

Załącznik:
dz1 widok 1.jpg
dz1 widok 1.jpg [ 76.03 KiB | Obejrzany 7646 razy ]


Pokonujemy więc naszą dróżkę w dół (ale fajnie będzie wracać tu po nocy, jej!) i udajemy się w stronę Santa Cruz. Miasto jest raczej wyludnione o tej porze, a mimo to w polecanej restauracji Enriclai wszystkie stoliki zajęte (niespecjalnie o to trudno, jest ich aż 5 ;)). Robimy więc rezerwację na czwartek, a potem udajemy się do restauracji La Placeta. Niestety, nie mogę powiedzieć o niej nic dobrego poza tym, że jest położona przy ładnym placyku. Nie powtarzajcie naszego błędu.

Szczegółów nocnego powrotu nieoświetlonymi serpentynami i dróżką wśród kaktusów nie chcę za bardzo wspominać ;) W sumie też nie bardzo mam co, bo większość czasu siedziałam z zamkniętymi oczami. W każdym razie udało się i przez udaniem się na zasłużony odpoczynek zdążyliśmy przy butelce lokalnego wina zaplanować kolejny dzień: południe wyspy i wycieczkę końcowym odcinkiem Ruta de Volcanos.

Aha - obiecuję, że od drugiego dnia tytułowe banany będą stałym gościem ;)


CDN.
_________________
Metia jest kobietą, powtarzam, metia jest kobietą.
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
 
      
Wczasy w Turcji: tygodniowe all inclusive w hotelu niedaleko plaży od 1763 PLN. Wyloty z 2 miast Wczasy w Turcji: tygodniowe all inclusive w hotelu niedaleko plaży od 1763 PLN. Wyloty z 2 miast
Odkryj Deltę Mekongu: Wietnam i Kambodża w jednej podróży z Warszawy za 2900 PLN (z dużym bagażem) Odkryj Deltę Mekongu: Wietnam i Kambodża w jednej podróży z Warszawy za 2900 PLN (z dużym bagażem)
#2 PostWysłany: 21 Lut 2017 20:52 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 29 Wrz 2014
Posty: 1629
niebieski
8 luty 2017, dzień 2 – Na południe!

Od rana pogoda nas rozpieszcza, więc luzujemy nieco plan dnia i zaczynamy od śniadania na tarasie.
Załącznik:
sniadanie.jpg
sniadanie.jpg [ 214.92 KiB | Obejrzany 7565 razy ]


Potem pakujemy do Astry buty trekkingowe i krem do opalania, i żwawo ruszamy drogą LP1 w stronę Santa Cruz, a potem dalej LP2 do Los Canarios (Fuencaliente). Mniej więcej na wysokości Monte Brenas mamy całkiem przyjemny widok na lotnisko.
Załącznik:
podrodze1.jpg
podrodze1.jpg [ 96.81 KiB | Obejrzany 7561 razy ]


A krajobraz generalnie kształtuje się tak:
Załącznik:
podrodze2.jpg
podrodze2.jpg [ 99.95 KiB | Obejrzany 7561 razy ]

Załącznik:
podrodze3.jpg
podrodze3.jpg [ 124.38 KiB | Obejrzany 7561 razy ]


Sielsko, zielono i nawet nie ma za dużo serpentyn ;)

Naszym pierwszym celem jest dziś wulkan San Antonio, który znajduje się przy końcowym odcinku Ruta de Volcanos. Koło wulkanu znajduje się punkt informacyjny i duży parking – więc niekoniecznie trzeba parkować zaraz na początku drogi, jak tylko zobaczy się samochody.
Załącznik:
wulkan parking.jpg
wulkan parking.jpg [ 62.37 KiB | Obejrzany 7561 razy ]


Wstęp na wulkan to 5 euro od osoby. W środku budynku jest krótka wystawa o wulkanicznej historii Wysp i oczywiście o samej La Palmie. Potem do przejścia jest ok. 250-300 metrów po krawędzi kaldery. Nam się całkiem podobało i nie uważam, że można sobie ten kawałek odpuścić. Warto tylko mieć ze sobą jakiś szal czy ciepłą czapkę na głowę – na górze kaldery wieje tak, że momentami ciężko iść.
Załącznik:
wulkan0.jpg
wulkan0.jpg [ 148.18 KiB | Obejrzany 7561 razy ]

Załącznik:
wulkan1.jpg
wulkan1.jpg [ 223.95 KiB | Obejrzany 7561 razy ]

Załącznik:
wulkan2.jpg
wulkan2.jpg [ 91.39 KiB | Obejrzany 7561 razy ]

Załącznik:
wulkan3.jpg
wulkan3.jpg [ 110.78 KiB | Obejrzany 7561 razy ]

Załącznik:
wulkan4.jpg
wulkan4.jpg [ 125.7 KiB | Obejrzany 7561 razy ]

Załącznik:
wulkan5.jpg
wulkan5.jpg [ 71.68 KiB | Obejrzany 7561 razy ]


Po wizycie na wulkanie można od razu zejść niżej, w kierunku dalszej części szlaku (strome schody na zboczu). Niestety jeżeli podróżujecie samochodem, to również trzeba potem tą samą drogą wejść. Dlatego też zamiast tego polecam zjechać w dół autem (kierunek wulkan Teneguia), aż do zakrętu:
https://www.google.pl/maps/place/La+Pal ... 17.9057813
Tam znajduje się malutki parking, gdzie można zostawić auto i zacząć schodzić w dół w kierunku wulkanu Teneguia i latarni (ok. 5 km). Z początku idzie się szutrową drogą, na której spotkaliśmy kilka samochodów z pobliskiej uprawy wina. Teoretycznie ta droga łączy się potem z LP 207, więc można autem podjechać dużo dalej (prawie pod sam wulkan Teneguia), ale wypożyczonym samochodem chyba bym się nie odważyła (ostre mniejsze i większe kamienie, ryzyko porysowania karoserii). Potem szlak odbija na pole lawy pod samym wulkanem i dalej w stronę morza.
Po drodze krajobrazy iście księżycowe z lekkim dodatkiem zieleni. Wrażenie niesamowite – w końcu wędrujemy przez jeden z geologicznie najmłodszych obszarów Wysp, ukształtowany ostatecznie w wyniku trzęsienia ziemi i wybuchu w roku 1971 (a wcześniej przez inny wybuch w XVII wieku). Na szczęście od tamtej pory wulkan Teneguia nie jest już aktywny.
Załącznik:
ruta1.jpg
ruta1.jpg [ 250.72 KiB | Obejrzany 7558 razy ]

Załącznik:
ruta2.jpg
ruta2.jpg [ 155.31 KiB | Obejrzany 7558 razy ]

Załącznik:
ruta3.jpg
ruta3.jpg [ 106.13 KiB | Obejrzany 7558 razy ]

Załącznik:
ruta4.jpg
ruta4.jpg [ 81.82 KiB | Obejrzany 7558 razy ]

Załącznik:
ruta5.jpg
ruta5.jpg [ 86.63 KiB | Obejrzany 7558 razy ]

Załącznik:
ruta6.jpg
ruta6.jpg [ 112.74 KiB | Obejrzany 7558 razy ]

Załącznik:
ruta7.jpg
ruta7.jpg [ 142.47 KiB | Obejrzany 7558 razy ]

Załącznik:
ruta8.jpg
ruta8.jpg [ 107.77 KiB | Obejrzany 7558 razy ]


Po drodze jest kilka wyznaczonych punktów widokowych, przy każdym stoi tablica informacyjna. Na niektórych nawet coś jeszcze widać (niestety większa część informacji i rysunków zupełnie wyblakła).

W tym miejscu wypada zaznaczyć, że nie pokonaliśmy szlaku do końca, bo jednej osobie z ekipy zaczęło dokuczać kolano. Zawróciliśmy trochę za połową trasy, przy wulkanie Teneguia właśnie. W sumie zejście i wejście z powrotem do auta zajęło nam trochę ponad 3 godziny (Endomondo pokazało 6,7 kilometra).

Po powrocie do samochodu postanowiliśmy się rozejrzeć za obiadem i tak trafiliśmy z powrotem do Los Canarios. Po drodze naszą uwagę zwrócił monumentalny budynek Bodegas Teneguia, jednego z większych producentów wina na wyspie. W środku – oczywiście poza winem – zastaliśmy bardzo sympatycznego pana lokalesa, który płynnym angielskim udzielił nam szczegółowych informacji na temat miejscowej gastronomii oraz ogólnie okolicy.
Załącznik:
bodega1.jpg
bodega1.jpg [ 90.15 KiB | Obejrzany 7554 razy ]

Załącznik:
bodega2.jpg
bodega2.jpg [ 92.57 KiB | Obejrzany 7554 razy ]

Załącznik:
bodega3.jpg
bodega3.jpg [ 121.27 KiB | Obejrzany 7554 razy ]

Załącznik:
bodega4.jpg
bodega4.jpg [ 107.84 KiB | Obejrzany 7554 razy ]


Załączam narysowaną przez pana mapkę ;)
Załącznik:
mapalokalesa.jpg
mapalokalesa.jpg [ 96.84 KiB | Obejrzany 7554 razy ]


Ponieważ restauracja La Era koło wulkanu Antonio okazała się być zamknięta na sjestę, pan polecił nam udać się przez Las Indias na Playa La Zamora, gdzie miał na nas czekać bar z dobrym jedzeniem (Kioska La Zamora). Potem mieliśmy się udać LP 207 wzdłuż wybrzeża do latarni i salinas, i dalej wspiąć się ponownie w górę do Los Canarios. „You will see two faces of the Island”, powiedział pan lokales. Nie pozostało nam nic innego, jak uwierzyć i pojechać.
(Rzecz jasna kupiliśmy też wino. Całkiem sporo wina. W cenach nieco niższych od sklepowych).

I tak oto po minięciu Las Indias ukazały się naszym oczom banany. A właściwie to całe bananowe pola. Bananowe trasy. Zbocza pełne bananów. Bananowe plantacje. Tyle bananów, że morza miejscami nie było widać ;) A wśród morza bananów dumnie prężył się bodajże największy kompleks hotelowy na wyspie czyli La Palma & Teneguia Princess. Kompletnie tam nie pasował… Więc jedźcie na La Palmę zanim zrobią więcej takich.

Ale oto już Playa La Zamora i bar o tej samej nazwie. Bardzo niepozorny, a nakarmił nas wspaniale i wcale niedrogo: za dwie ogromne sałatki, dwie duże porcje ziemniaczków i trzy dania główne (ryba dnia - tuńczyk) oraz napoje zapłaciliśmy ok. 35 euro. Generalnie wszystko, co widzieliśmy na talerzach przy sąsiednich stolikach wyglądało dobrze: krewetki, kalmary, ośmiorniczki, muszle. Dobre miejsce dla fanów owoców morza.

Po obiedzie była chwila na relaks na czarnej plaży poniżej.
Załącznik:
lazamora1.jpg
lazamora1.jpg [ 158.1 KiB | Obejrzany 7554 razy ]


W dalszej drodze ponownie towarzyszyły nam banany (sprawdźcie google earth w tej okolicy – te dziwne jasnoszare prostokąty to plantacje bananów właśnie), a potem nagle krajobraz ponownie zrobił się wulkaniczny – czyli dotarliśmy do końcowego punktu Szlaku Wulkanów (jednak się udało ;)). Są tam dwie latarnie, plaża, skalne domki, no i oczywiście kompleks odsalarni Salinas de Fuencaliente. Można go sobie spacerkiem w pół godziny obejść wyznaczoną trasą. Bardzo przyjemne miejsce :) Tylko restauracja nie bardzo („So so and expensive”, powiedział pan lokales).
Załącznik:
faro1.jpg
faro1.jpg [ 61.94 KiB | Obejrzany 7548 razy ]

Załącznik:
faro2.jpg
faro2.jpg [ 208.09 KiB | Obejrzany 7548 razy ]

Załącznik:
faro3.jpg
faro3.jpg [ 138.43 KiB | Obejrzany 7548 razy ]

Załącznik:
salinas1.jpg
salinas1.jpg [ 100.26 KiB | Obejrzany 7548 razy ]

Załącznik:
salinas2.jpg
salinas2.jpg [ 114.94 KiB | Obejrzany 7548 razy ]

Załącznik:
salinas3.jpg
salinas3.jpg [ 120.96 KiB | Obejrzany 7548 razy ]

Załącznik:
salinas4.jpg
salinas4.jpg [ 131.82 KiB | Obejrzany 7548 razy ]


A, gdyby kogoś interesowały plaże, to między La Zamorą a latarniami są jeszcze dwie – jedna na wysokości Punta Larga, a druga tuż przed nimi (Playa Echentive).

Spod latarni ruszyliśmy z powrotem do domu i faktycznie zobaczyliśmy drugą twarz wyspy. Tu zbocza są strome, ciemnoszare, chropowate, roślinności niewiele. Bananów brak ;) Dobrą lokaleską radę dostaliśmy, więc dalej ją przekazuję ku potomności :)

Droga powrotna zajęła nam nieco ponad godzinę i zameldowaliśmy się w domu tuż przed zmrokiem.

Degustując nabytki z bodegi ustaliliśmy, że kolejnego dnia skoncentrujemy się na naszych okolicach czyli na północnym wschodzie wyspy. Czy będą banany? Odpowiedź wkrótce ;)
_________________
Metia jest kobietą, powtarzam, metia jest kobietą.
Góra
 Profil Relacje PM off
6 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#3 PostWysłany: 05 Mar 2017 12:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 29 Wrz 2014
Posty: 1629
niebieski
Trochę się zrobiło przerwy, ale cóż, trzeba zarabiać na kolejne podróże ;)

Dzień 3 Okoliczne okolice czyli zostajemy w północno-wschodniej ćwiartce

Ponieważ poranek wita nas słońcem, powtarzamy manewr ze śniadaniem na tarasie. W trakcie krystalizuje nam się jeszcze plan dnia. Tzn. ja optuję za dodaniem do listy jeszcze jednego punktu w postaci przedpołudniowej wizyty na plaży. Rodzina nie jest zbytnio chętna, przebąkuje coś o potrzebie kawy z porządnego ekspresu (niestety nasza casa takowym nie dysponuje), ale ostatnie słowo należy do pilota, czyli do mnie. Zatem – ręczniki i krem do opalania w dłoń, vamos a la playa, a potem się zobaczy.

Zaledwie po chwili jazdy główną drogą w kierunku północnym widzimy wskaz Playa de Nogales i skręcamy. Droga dość stromo wiedzie w dół, zagłębiając się coraz bardziej w labirynt bananowych plantacji. Zapomniałam wspomnieć, że i dziś będą banany? No więc będą – w dużej ilości. W końcu bananowa wyspa.
Załącznik:
charco1.jpg
charco1.jpg [ 137.66 KiB | Obejrzany 7414 razy ]


Po kolejnych kilku minutach docieramy do niewielkiego parkingu – zdawałoby się, że przy plaży. Niestety, plaży brak. Są tylko klify i prowadzące dalej w dół tajemnicze schody. Gdzieś na dole ocean z hukiem uderza o skały. Schodzimy…
Załącznik:
playa1.jpg
playa1.jpg [ 195.18 KiB | Obejrzany 7414 razy ]

Załącznik:
playa2.jpg
playa2.jpg [ 140.77 KiB | Obejrzany 7414 razy ]


Szybko przekonujemy się, że Playa de Nogales zazdrośnie strzeże swoich tajemnic, wystawiając spragnionych plażowania na ciężką próbę. Schodów jest spokojnie kilka tysięcy, momentami brakuje poręczy lub ścieżka wygląda na zarwaną. Za to widoki jedyne w swoim rodzaju, a miejsce docelowe wynagradza wysiłek (zwłaszcza ten związany ze wspinaczką w drodze powrotnej ;)).
Załącznik:
playa3.jpg
playa3.jpg [ 181.56 KiB | Obejrzany 7414 razy ]

Załącznik:
playa4.jpg
playa4.jpg [ 128.79 KiB | Obejrzany 7414 razy ]


Uff, dotarliśmy. Poza nami są może jeszcze ze trzy osoby. Powiem Wam, że gdybym miała teraz powiedzieć, które miejsce najbardziej podobało mi się na wyspie, to wybrałabym właśnie tę plażę. To naprawdę niesamowite miejsce: z jednej strony spokojne (brak ludzi), statyczne (kilkudziesięciometrowe klify), a z drugiej niespokojne i dynamiczne (wzburzony ocean uderzający o skały). Do tego jedyny w swoim rodzaju drobny, czarny piasek – jakby chodziło się po maku.
Załącznik:
playa5.jpg
playa5.jpg [ 117.74 KiB | Obejrzany 7414 razy ]


I tak siedzimy sobie, nic się nie dzieje… Godzina minęła nie wiadomo kiedy. Z żalem zbieramy się, bo przed nami jeszcze kilka ciekawych miejsc. Kiedy po kilkunastu minutach wspinamy się drogą przez bananowy labirynt aż ciężko nam uwierzyć, że jeszcze przed chwilą byliśmy kilkaset metrów niżej, w innym świecie. Podsumowując – jeżeli będziecie w okolicy (a pewnie będziecie w Charco Azul czy lesie Los Tilos, bo to jedne z lapalmiańskich must have), poświęćcie dłuższą chwilę na Playa de Nogales – warto.
Załącznik:
playa6.jpg
playa6.jpg [ 71.21 KiB | Obejrzany 7414 razy ]


Kolejnym punktem na naszej liście są naturalne baseny Charco Azul – by do nich dotrzeć, najlepiej odbić z drogi LP1 w LP104 na San Andres. Potem dłuższa chwila jazdy przez kolejny bananowy labirynt i już jesteśmy na dole. Z jednej strony morze, a z drugiej – a jakże by inaczej – bananowce! Także razem w funkcji przydrożnego trawnika ;)
Załącznik:
charco2.jpg
charco2.jpg [ 170.41 KiB | Obejrzany 7414 razy ]

Załącznik:
charco3.jpg
charco3.jpg [ 181.35 KiB | Obejrzany 7414 razy ]


Sama nazwa Charco Azul idealnie opisuje, co zastaniemy na miejscu: połączenie węglowej ciemnej szarości i lazurowej wody. Wejście na baseny jest darmowe (a przynajmniej było takie w lutym), na miejscu jest skromna, ale wystarczająca infrastruktura (szatnie, toalety, prysznice ze słodką wodą), jak również bar, w którym podają świeże, dobre owoce morza (wg, tripadvisora jest to jedna z najlepszych kulinarnych miejscówek na wyspie). Nie są to żadne wyszukane kompozycje, po prostu najprostsze dania kuchni kanaryjskiej wzbogacone o kilka rodzajów ryb i krewetki. Ja skusiłam się na tatar z tuńczyka, który okazał się być bardziej jak ceviche. Tak czy inaczej – był bardzo smaczny.

Podczas kiedy ¾ grupy zaspokaja głód i pragnienie kawy, ¼ korzysta z kąpieli. Baseny są bardzo dobrze umiejscowione i zabezpieczone – wlewa się do nich odpowiednio dużo wody, ale nie ma ryzyka bycia wymytym razem z falą. Woda nie jest specjalnie ciepła, ale kąpiących się nie brakuje. Blisko 1,5 godzina mija jak 5 minut. Kolejne miejsce godne polecenia :)
Załącznik:
charco4.jpg
charco4.jpg [ 129.79 KiB | Obejrzany 7405 razy ]

Załącznik:
charco5.jpg
charco5.jpg [ 125.02 KiB | Obejrzany 7405 razy ]


Przy okazji wizyty w Charco Azul dowiedzieliśmy się, że w okolicy można ponurkować. Wg. mapy poglądowej jest całkiem sporo podwodnego świata do zobaczenia. Załączam informacyjnie (sami nie korzystaliśmy).
Załącznik:
charco_underwater.jpg
charco_underwater.jpg [ 139.87 KiB | Obejrzany 7405 razy ]


Po wizycie w Charco Azul jedziemy jeszcze kawałek dalej na Punta Espindola i plażę o tej samej nazwie – ale tu nie ma nic godnego uwagi, a sama plaża nie jest zbyt urodziwa. Podobno warta uwagi jest tamtejsza restauracja (Restaurante Meson Del Mar), ale sami nie testowaliśmy, a i opinie w necie nie powalają. Można odpuścić.

W tym momencie musimy nieco zrewidować nasze plany – mieliśmy w planie jechać do Parque Cultural La Zarza, ale powoli nadciąga popołudnie, a nas czeka zamówiony na wieczór stolik w Santa Cruz. Dlatego też decydujemy się zahaczyć o miasteczko Barlovento, a potem odwiedzić jeszcze jedne piscinas naturales.

Samo Barlovento ma typowo kanaryjskie centrum: plac, kościół, budynek lokalnych władz. I takie piękne dekoracje – czyli jak ozdobić płot, kiedy nie ma go jak ozdobić.
Załącznik:
barlovento1.jpg
barlovento1.jpg [ 122.36 KiB | Obejrzany 7405 razy ]

Załącznik:
barlovento2.jpg
barlovento2.jpg [ 100.4 KiB | Obejrzany 7405 razy ]


Miasteczko wydaje się bardzo senne w popołudniowym słońcu (na pewno nie bez znaczenia jest tu pora sjesty). Nie zabawiamy tu więc długo i po kilkunastu minutach jesteśmy już w drodze do La Fajana. Po drodze widzimy co? Banany oczywiście. W cholerę bananów, i jeszcze trochę więcej – tym razem na tarasach ;)
Załącznik:
banany.jpg
banany.jpg [ 177.75 KiB | Obejrzany 7405 razy ]


La Fajana okazuje się być ciekawym miejscem. Na wjeździe znajduje się coś w rodzaju hipisowskiej czy też backpackerskiej kolonii kampingowo-namiotowo-camperowej ;) A zaraz potem mamy ładną, szeroką nadmorską promenadę i Piscinas Fajanas. My kierujemy się ich właśnie stronę. W porównaniu do Charco Azul są większe i bardziej ucywilizowane, ale równie dobrze zaplanowane. Huk fal i masy kotłującej się wody robią wrażenie. A, zapomniałabym – wstęp darmowy (stan na luty). Więc jeżeli lubicie tego typu atrakcje, to warto.
Załącznik:
fajana1.jpg
fajana1.jpg [ 110.95 KiB | Obejrzany 7396 razy ]

Załącznik:
fajana2.jpg
fajana2.jpg [ 113.05 KiB | Obejrzany 7396 razy ]

Załącznik:
fajana3.jpg
fajana3.jpg [ 106.5 KiB | Obejrzany 7396 razy ]

Załącznik:
fajana4.jpg
fajana4.jpg [ 98.05 KiB | Obejrzany 7396 razy ]


Po zaliczeniu drugich basenów udajemy się w drogę powrotną. Tym razem każemy nawigacji prowadzić się drogą LP1, bo chcemy sprawdzić, gdzie dokładnie znajduje się zjazd do lasu laurowego Los Tilos. Ale najpierw odkrywamy po drodze całkiem spore, zdecydowanie bardziej żywe z wyglądu miasteczko Los Sauces. Próbujemy się zatrzymać, ale niestety nigdzie nie ma wolnego parkingu – postanawiamy, że wrócimy tu kolejnego dnia przy okazji wizyty w Los Tilos właśnie. Zaraz za miasteczkiem droga prowadzi przez znany na forum most przęsłowy Puente de Los Tilos. Niestety ciężko o miejsce na sfotografowanie go.

Po powrocie do casy szybko przegrupowujemy się i jedziemy do Santa Cruz na kolację. Czeka na nas zarezerwowany pierwszego wieczoru stolik w restauracji Enriclai – jednocześnie najmniejszej i (podobno) najlepszej w Santa Cruz (i na wyspie?).

Rzeczona restauracja mieści się w samym centrum, na rogu Calle Doctor Santos Abreu i Calle Vandale, na parterze domu. W sumie w środku człowiek czuje się jak w salonie u babci, tylko takiej kanaryjskiej ;) Całością zarządza przemiła i gościnna pani Carmen, która jest jednocześnie managerem i kelnerką. W środku 5 stolików na max. 15 osób. Jeden kucharz. Wśród gości dużo lokalesów, ale też turystów - widać tripadvisor robi swoje. Menu zmienia się codziennie, generalnie określiłabym je jako lekko włoskie w stylu, z dużym udziałem owoców morza. Lokalne wina (niesupermarketowe). Ogólnie bardzo duży plus. Wadą jest brak z góry określonych cen (aczkolwiek 110 euro za 2 przystawki, 4 dania główne, 2 desery i butelkę wina nie wydaje się aż tak wygórowana) i powolność obsługi (p. Carmen z każdym stolikiem ucina sobie dłuższą pogawędkę). Ale za to obowiązuje samoobsługa przy pokolacyjnych nalewkach na wspomaganie trawienia (zawartość butelki na zdjęciu absolutnie pyszna!) ;) Jeżeli lubicie takie klimaty, to polecam (koniecznie zróbcie rezerwację!).
Załącznik:
i butelka (nie rumu, nie wina).jpg
i butelka (nie rumu, nie wina).jpg [ 96.21 KiB | Obejrzany 7396 razy ]


Dzięki wspomaganiu winno-nalewkowemu udało mi się w miarę bezboleśnie przetrwać drogę powrotną. Potem szybkie planowanie kolejnego dnia, i już, prawie jesteśmy na półmetku.

CDN.
_________________
Metia jest kobietą, powtarzam, metia jest kobietą.
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
J29 uważa post za pomocny.
 
      
#4 PostWysłany: 12 Mar 2017 19:18 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 29 Wrz 2014
Posty: 1629
niebieski
Dzień 4 – Miało być Los Tilos, a będzie coś innego

Piątek rozpoczął się niezmiennie piękną pogodą i już powoli zaczęliśmy zastanawiać się, czy ta prognozowana zmiana pogody to przypadkiem nie jakaś bujda. Wkrótce miało się okazać, że jednak nie, ale póki co pozostawaliśmy jeszcze przez jakieś 45 minut w błogiej nieświadomości ;)

Jak wiecie, poprzedniego dnia sprawdzaliśmy, gdzie dokładnie skręca się w kierunku Los Tilos – to właśnie las laurowy miał być miejscem naszej piątkowej wycieczki. Zjedliśmy więc śniadanie (piękna rzecz mieć taras z widokiem), ubraliśmy się stosownie i już, już pakowaliśmy się do naszej zielonej strzały, kiedy mój telefon zapikał, a potem przekazał złe wieści dotyczące naszej sobotniej wyprawy do obserwatorium.

Cytuj:
Notice visits to the Observatory. Visits to the Observatory on 11/02 are cancelled for adverse weather conditions. Please confirm receiving this message and the next day we will refund your tickets.


Wykonałam szybki telefon na numer, z którego przyszedł sms, a bardzo sympatyczna Pani przekazała mi bardzo niesympatyczne wieści: tak, wszystkie wizyty w obserwatorium pokasowane, nie tylko w sobotę, ale i w niedzielę. Prognoza pogody bardzo zła, przewidywany jest huraganowy wiatr i opady deszczu/śniegu, droga na szczyt ma być zamknięta z obu stron od soboty rano aż do poniedziałku (?). „You should better come today”, powiedziała Pani. „From tomorrow no guarantee”.

Cóż mieliśmy zrobić – w ciągu 10 minut dokonaliśmy szybkiego przegrupowania, dorzuciliśmy do bagażnika ciepłe kurtki i ruszyliśmy w stronę Roque de los Muchachos.

Ponad godzinna podróż LP1, a potem LP4 minęła nam spokojnie. Po drodze zaliczamy wiele serpentyn i kilkukrotną zmianę krajobrazu: od nasyconej zieleni na niższych partiach zbocza, przez dość wysoki las iglasty (częściowo spowity chmurami), aż po wulkaniczny krajobraz na szczycie z morzem chmur Po drodze jest kilka punktów widokowych, mijaliśmy też miejsca wejścia na Ruta de Volcanos. Ponad chmurami widać Teide, na którym byliśmy dwa lata i tydzień wcześniej.
Załącznik:
droga1.jpg
droga1.jpg [ 118.56 KiB | Obejrzany 7248 razy ]

Załącznik:
roque1.jpg
roque1.jpg [ 73.1 KiB | Obejrzany 7248 razy ]

Załącznik:
roque2.jpg
roque2.jpg [ 89.53 KiB | Obejrzany 7248 razy ]

Załącznik:
roque3.jpg
roque3.jpg [ 120.1 KiB | Obejrzany 7248 razy ]


Im bliżej teleskopów, tym węższa robi się droga, pojawia się więcej aut i trudniej się zatrzymać na zdjęcia – weźcie to pod uwagę, jeżeli marzą się Wam zdjęcia „od dołu”.

Po drodze zahaczamy o El Roque de los Muchachos Observatory meeting point – miejsce, w którym rozpoczynają się wycieczki po obserwatorium. Niestety, nasze nadzieje na przełożenie biletów na wcześniejszy dzień zostają natychmiastowo rozwiane – niedasię. No nic, warto było spróbować. Wspinamy się na szczyt, gdzie czeka dość zatłoczony parking.
Załącznik:
roqueparking.jpg
roqueparking.jpg [ 96.38 KiB | Obejrzany 7248 razy ]

Załącznik:
roqueparking2.jpg
roqueparking2.jpg [ 86.87 KiB | Obejrzany 7248 razy ]


Można stąd zrobić ładne zdjęcia teleskopów.
Załącznik:
teleskopy1.jpg
teleskopy1.jpg [ 96.57 KiB | Obejrzany 7248 razy ]


W okolicy szczytu rozpoczyna się kilka szlaków.
Załącznik:
roqueszlaki1.jpg
roqueszlaki1.jpg [ 127 KiB | Obejrzany 7248 razy ]

Załącznik:
roqueszlaki2.jpg
roqueszlaki2.jpg [ 60.49 KiB | Obejrzany 7248 razy ]


My natomiast idziemy tylko kawałek w stronę Mirador Caldera De Taburiente. Sama kaldera okazuje się być w przeważającej części spowita chmurami. Ale i tak widoki są spektakularne…
Załącznik:
roqueszlak1.jpg
roqueszlak1.jpg [ 81.6 KiB | Obejrzany 7241 razy ]

Załącznik:
roqueszlak2.jpg
roqueszlak2.jpg [ 99.39 KiB | Obejrzany 7241 razy ]

Załącznik:
roqueszlak3.jpg
roqueszlak3.jpg [ 95.63 KiB | Obejrzany 7241 razy ]

Załącznik:
roqueszlak4.jpg
roqueszlak4.jpg [ 67.13 KiB | Obejrzany 7241 razy ]

Załącznik:
roqueszlak5.jpg
roqueszlak5.jpg [ 66.9 KiB | Obejrzany 7241 razy ]


I jeszcze panorama:
Załącznik:
roquepanorama.jpg
roquepanorama.jpg [ 35.46 KiB | Obejrzany 7241 razy ]


A oto na końcu szlaku ukazuje się nam rzeczona kaldera (a raczej niewielka jest część). Ciekawa jestem widoku, kiedy nie ma chmur!
Załącznik:
kaldera.jpg
kaldera.jpg [ 148.88 KiB | Obejrzany 7241 razy ]

Załącznik:
kaldera2.jpg
kaldera2.jpg [ 100.8 KiB | Obejrzany 7241 razy ]


W sumie na górze spędzamy ok. 1,5 godziny. Na pewno można szybciej, ale ja nie czuję się najlepiej na wysokościach i poruszałam się w baaaaardzo zwolnionym tempie ;)

Po dotarciu do pojazdu musimy zastanowić się co dalej. Szybkie rzut oka na mapę i decyzja zostaje podjęta: zjedziemy LP4 do miasteczka Santo Domingo, gdzie zaopatrzymy się w wino (miasto miało być znane z lokalnych bodeg), a potem odwiedzimy Parque Cultural La Zarza, którego nie zdążyliśmy odwiedzić dnia poprzedniego.

Zaraz na początku drogi w dół widzimy budowę. Co ciekawe to nie kolejny teleskop, a nowe centrum dla zwiedzających, które ma być połączone z centrum hotelowo-konferencyjnym. W ten sposób obserwatorium chce rozszerzyć ofertę usług dla turystów, głównie tę związaną z obserwacją nocnego nieba. Czy to dobry pomysł? Nie wiem, ale pewno trafna reakcja na zwiększone zainteresowanie turystyczne La Palmą, które w najbliższym czasie nastąpi.
Załącznik:
teleskopybudowa.jpg
teleskopybudowa.jpg [ 85.48 KiB | Obejrzany 7241 razy ]


Dalszy LP4 w dół dostarcza nam serpentynowo-krajobrazowej powtórki z rozrywki.
Załącznik:
drogawdół.jpg
drogawdół.jpg [ 109.38 KiB | Obejrzany 7238 razy ]


Zatrzymujemy się na kawę w restauracji Restaurante Parilla El Bailadero, która to kawa ostatecznie przekształca się w obiad. Kuchnia lokalna, prosta, smaczna, niedroga, więc nie wiem, skąd takie niskie oceny w opiniach google. Jedyna moim zdaniem niejadalna rzecz to zupa z jajkiem i mięsem mielonym, ale to raczej kwestia jej wyglądu (który wszędzie był fatalny, nie tylko tutaj). Podobno jak się zamknie oczy, to da się zjeść ;)

Obok restauracji przebiega lub zaczyna się kilka szlaków – można skorzystać z jej parkingu.
Załącznik:
szlakprzyrestauracji.jpg
szlakprzyrestauracji.jpg [ 171.85 KiB | Obejrzany 7238 razy ]


Po obiedzie ruszamy dalej – w dole widać już Santo Domingo.
Załącznik:
sandom1.jpg
sandom1.jpg [ 121.96 KiB | Obejrzany 7238 razy ]


Samo miasteczko okazuje się być dużym rozczarowaniem. Powiedzmy sobie szczerze – nic w nim nie ma poza głównym placem z barem wypełnionym lokalesami w wieku emerytalnym. I jednym miradorem, z którego wcale nie ma dobrego widoku. Można odpuścić.
Załącznik:
sandom2.jpg
sandom2.jpg [ 97.11 KiB | Obejrzany 7238 razy ]

Załącznik:
sandom3.jpg
sandom3.jpg [ 143.45 KiB | Obejrzany 7238 razy ]


Obiecane przez internety bodegi okazują się być położone spory kawałek od centrum miasta, więc ostatecznie tam nie docieramy. Dla chętnych podaję nazwę bodegi, którą polecił nam właściciel naszej casy: Bodega Tagalguen (podobno można zwiedzać).

Z Santo Domingo mamy już tylko kawałek do Parque Cultural La Zarza.
Załącznik:
parquelazarza.jpg
parquelazarza.jpg [ 68.44 KiB | Obejrzany 7238 razy ]


Parque Cultural La Zarza jest dość tajemniczym miejscem, o którym mało jest informacji w internetach. Wiemy tyle, że mają być tam ślady archeologiczne po rdzennych mieszkańcach wyspy. Rzeczywistość okazuje się być raczej rozczarowująca… Na miejscu zastajemy pusty parking i niewielkie muzeum z niezbyt atrakcyjną wizualnie wystawą (miejscami dość mocno popsutą). Za obsługę robi jeden znudzony pan, który po angielsku umie podać tylko cenę za wstęp (2 euro). Potem po hiszpańsku wyjaśnia nam, gdzie mamy udać się dalej. Odcyfrowuję kilka słów – droga, las, jaskinia, co w połączeniu z informacjami z googla pozwala mi się domyśleć, że mamy iść drogą przez las do jaskini, gdzie będą kamienie z wzorami pozostawionymi przez Guanczów . I faktycznie, po lewej stronie za muzeum widzimy bramkę, za którą zaczyna się dróżka. Idziemy nią przez kilka minut, ale ostatecznie dajemy sobie spokój. Ścieżka jest zarośnięta, zaśmiecona i tak naprawdę nie wiemy, ile trzeba nią iść (potem w internecie czytamy, że ok. 30 minut w jedną stronę). Do tego zaczyna siąpić deszcz. Wracamy. Atrakcję ogólnie oceniam jako słabą, jedynie logo mają spoko ;) W sumie dobrze, że nie przyjechaliśmy tu dzień wcześniej, bo po godzinie jazdy coś takiego nieźle by nas wkurzyło. A jeszcze godzinę trzeba by było wracać – bo tyle właśnie mamy do domu.

W drodze powrotnej zostawiamy za sobą deszcz i – wraz z kolejnymi serpentynami – zaliczamy kolejne ładne widoki.
Załącznik:
dodomu1.jpg
dodomu1.jpg [ 53.96 KiB | Obejrzany 7238 razy ]

Załącznik:
dodomu2.jpg
dodomu2.jpg [ 103.63 KiB | Obejrzany 7238 razy ]

Załącznik:
dodomu3.jpg
dodomu3.jpg [ 69.7 KiB | Obejrzany 7238 razy ]


Ponownie też przejeżdżamy przez miasteczko Los Sauces i znowu nie ma gdzie zaparkować ;) Co tam jest aż tak atrakcyjnego? Wobec braku szans na zrobienie zakupów Los Sauces, zahaczamy jeszcze o supermarket w Puntallana, gdzie zaopatrujemy się w wino, piwo oraz dobra spożywcze na grilla (nasza casa ma odpowiednio przygotowane miejsce). Wieczorem oglądamy piękny wschód księżyca, wpatrujemy się w rozgwieżdżone niebo i zastanawiamy się, gdzie ta zmiana pogody, z powodu której odwołano nam wizytę w obserwatorium…

CDN.
_________________
Metia jest kobietą, powtarzam, metia jest kobietą.
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
 
      
#5 PostWysłany: 18 Mar 2017 17:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 29 Wrz 2014
Posty: 1629
niebieski
Dzień 5 czyli rano deszcz, w południe deszczyk i wieczorem pada jeszcze…

Poranek wita nas deszczową pogodą, a wyższe partie wyspy spowijają szare, ciężkie chmury. Nie wygląda to najlepiej. Szybki rzut oka na prognozę pogody utwierdza nas w przekonaniu, że dziś raczej czeka nas dzień chowania się przed deszczem. Ale przecież w domu siedzieć nie będziemy… Dlatego po śniadaniu pakujemy do auta wyposażenie przeciwdeszczowe i udajemy się na zwiedzanie stolicy i jej okolic.

Z góry uprzedzam, że dzień nie był jakoś super dobrze zorganizowany – po prostu jak padało staraliśmy się jechać, a jak przestawało padać – staraliśmy się coś zobaczyć. Było w związku z tym nieco chaotycznie, ale trafiliśmy w kilka ciekawych miejsc, więc może ktoś znajdzie coś dla siebie w tym lekkim bałaganie.

Naszym pierwszym przystankiem jest położone nieco powyżej Santa Cruz miasteczko Las Nieves, którego główną atrakcją jest Real Santuario de Nuestra Señora de las Nieves, po naszemu Sanktuarium Matki Bożej Śnieżnej – najważniejszy kościół na wyspie.
Załącznik:
lasnieves1.jpg
lasnieves1.jpg [ 368.47 KiB | Obejrzany 7143 razy ]

Załącznik:
lasnieves2.jpg
lasnieves2.jpg [ 150.4 KiB | Obejrzany 7143 razy ]


W sobotni poranek główny plac miasteczka wydaje się być nieco senny. Sam kościół jest raczej niewielki, typowo kanaryjski w zewnątrz i całkiem ładny w środku. W jego tylnej części usytuowane jest dodatkowo małe muzeum sztuki sakralnej. Do tego sklep z dewocjonaliami po drugiej stronie placu. W sumie 5 minut zwiedzania ;) Dlatego też decydujemy się usiąść w pobliskim barze. I nagle – zupełnie nieoczekiwanie – wokół nas zaczynają pojawiać się elegancko ubrani ludzie. To może znaczyć tylko jedno – będzie ślub! Postanawiamy więc zaczekać, aż przybędzie para młoda. Przyjeżdżają kolejne auta, zgadujemy – może to właśnie tym przyjadą nowożeńcy? Ale nie mamy szczęścia.

W końcu oczekiwanie przeciąga się na tyle, że decydujemy się wrócić do auta. I w tym momencie następuje niespodzianka ;) Na parking wjeżdża niemiłosiernie brudny Peugeot Partner, z którego wysiada pan w garniturze i zaczyna wydobywać ze środka dzieci. Jedno, drugie, trzecie… Na koniec pojawia się panna już nie aż tak bardzo młoda z zaawansowanym dzieckiem nr 4 w drodze. Najwyraźniej zawsze jest czas, żeby się nawrócić ;)))

Ślub się zaczyna, a my przy akompaniamencie kościelnych dzwonów ruszamy dalej. Kolejnym przystankiem jest punkt widokowy Mirador de la Concepcion, położony na krawędzi kaldery małego wulkanu tuż nad Santa Cruz. Jeżeli będziecie w okolicy, polecam podjechać i obejrzeć miasto i port z góry. Przy okazji widać, że jedno z nowszych osiedli w ramach stolicy położone jest na dnie dawnego wulkanu (tam gdzie na google widać zielone pole podpisane Risco de la Conception).
Załącznik:
conception1.jpg
conception1.jpg [ 119.52 KiB | Obejrzany 7143 razy ]

Załącznik:
conception2.jpg
conception2.jpg [ 87.57 KiB | Obejrzany 7143 razy ]

Załącznik:
conception3.jpg
conception3.jpg [ 119.87 KiB | Obejrzany 7143 razy ]


Przy okazji – niedaleko tego miradoru można znaleźć Maroparque, czyli coś w rodzaju ogrodu botaniczno-zoologicznego. Być może to fajna opcja dla dzieci – my nie zdecydowaliśmy się ze względu na dość wygórowaną cenę (kilkanaście euro za osobę).

Z punktu widokowego udajemy się na krótkie zakupy do pobliskiego Lidla, który w zasadzie sam mógłby robić za punkt widokowy. Serio, sklepu z taaaakim widokiem na ocean nigdy nie widziałam ;) A uzupełnienia zaopatrzenia musieliśmy dokonać z powodu nadchodzącej niedzieli – nasz okoliczny spar miał pozostać w tym dniu zamknięty.

W drodze do kolejnego punktu przez przypadek pozostaliśmy w temacie zakupowym – w trakcie przejazdu przez miasteczko San Pedro/Brena Alta naszą uwagę przyciągnął budynek lokalnego mercado (targu) i muzeum. Postanowiliśmy się zatrzymać i zajrzeć.
Załącznik:
mercadobrena2.jpg
mercadobrena2.jpg [ 84.1 KiB | Obejrzany 7143 razy ]

Załącznik:
mercadobrena1.jpg
mercadobrena1.jpg [ 104.77 KiB | Obejrzany 7143 razy ]


Targ jak targ, w sumie nic ciekawego (drewniane łyżki za 15 euro, cygara kilkanaście euro za kilka sztuk), ale trafiliśmy na stanowisko z sokiem z trzciny cukrowej za 2 euro (chociaż pierwszej chwili, z daleka, wzięliśmy trzcinę za bambus ;))). Przy okazji zobaczyliśmy, jak sok jest przygotowywany (cięcie trzciny, wyciskanie w maszynie z wałkami, mieszanie z innymi sokami). Wypić się nie da go zbyt dużo (jest bardzo słodki), ale dobrze gasi pragnienie – mimo słodyczy nie pozostawia wrażenia przesłodzenia jak np. cola. Jeszcze lepiej smakuje w połączeniu z sokiem pomarańczowym czy z marakui. A w ogóle najlepiej jako podstawa mojito (4 euro) ;)))
Załącznik:
trzcina1.jpg
trzcina1.jpg [ 417.64 KiB | Obejrzany 7143 razy ]


Z Brena Alta udaliśmy się do Villa de Mazo. I tu uwaga – Villa de Mazo jest miejscowością bardzo rozciągniętą, a centrum znajduje się w części najbardziej oddalonej od Santa Cruz. Kiedy wysiedliśmy z samochodu, okazało się, że zakupowa sobota będzie trwać – przed nami było kolejne mercado. I tu też był sok z trzciny! Powtórzyliśmy sobie więc kolejkę (oczywiście kierowca w wersji bezalkoholowej). Z innych ciekawych rzeczy – w Villa de Mazo znajduje się szkoła rzemieślnictwa, znana z wyrobu ceramiki (sprzedawanej w przyszkolnym sklepiku). Ceramika jest również wyrabiana w pobliskim młynie (El Molino). W pobliżu jest też bodega (El Hoyo). Niestety w sobotę po 14 wszystkie te miejsca były zamknięte.

Ponieważ z powodu nieplanowanych postojów na zakupysok z trzciny zrobiło się późno, pomknęliśmy już prosto do najbardziej wysuniętej na południe atrakcji tego dnia - Parque Arqueologico de Belmaco. Po rozczarowujących doświadczeniach w La Zarza nie nastawialiśmy się na zbyt wiele, więc może dlatego wyszliśmy całkiem zadowoleni. Obsługa była wielojęzyczna, wystawa o rdzennych mieszkańcach bardziej rozbudowana i niepopsuta, a jaskinia z naskalnymi dwie minuty pieszo od wystawy. I całkiem ładne mieli pamiątki ;))) Całość zdecydowanie warta przejechanej drogi i wydanych 3 euro na osobę.
(Jakby ktoś pytał, to na zdjęciu z kamieniem są te wykonane przez Guanczów wzory, o które się rozchodzi.)
Załącznik:
belmaco1.jpg
belmaco1.jpg [ 154.88 KiB | Obejrzany 7143 razy ]

Załącznik:
belmaco2.jpg
belmaco2.jpg [ 88.18 KiB | Obejrzany 7143 razy ]

Załącznik:
belmaco3.jpg
belmaco3.jpg [ 163.89 KiB | Obejrzany 7143 razy ]


Z parku udaliśmy się w drogę powrotną, zahaczając jeszcze o jedną z dwóch najbardziej uturystycznionych miejscowości na wyspie – Los Cancajos. Ze względu na bliskość lotniska nie brakuje tu hoteli i apartamentowców, ale też wszelkiej maści backpackerów konsumujących procenty na plaży. W sumie nawet się do tej konsumpcji przyłączyliśmy, bo restauracja, w której jedliśmy obiad (El Pulpo) była położona tuż przy plaży właśnie. Obiad dla 4 osób (kuchnia lokalna, 2 dania główne, wino, piwo) kosztował nas ok. 50 euro, więc przyzwoicie. Miejsce na pewno atrakcyjne dla wielbicieli owoców morza.
Załącznik:
loscancajos1.jpg
loscancajos1.jpg [ 76.27 KiB | Obejrzany 7139 razy ]

Załącznik:
loscancajos2.jpg
loscancajos2.jpg [ 95.82 KiB | Obejrzany 7139 razy ]


Samo Los Cancajos specjalnie pociągające nie jest (mam nadzieję, że turystyka na wyspie nie pójdzie w tym kierunku), ale wpaść na chwilę warto. Tym bardziej że z drugiego końca miejscowości – najlepiej kierować się na parking przy apartamentach Lago Azul lub HiperDino Express Los Cancajos – doskonale widać pas startowy lotniska :) Oczywiście można też udać się w celach obserwacyjnych na Mirador del Aeropuerto de la Palma.

W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o Santa Cruz, żeby zobaczyć historyczne centrum miasta w świetle dziennym (widzieliśmy miasto już pod wieczór/wieczorem przy okazji wizyty pierwszego i trzeciego dnia). Zaparkowaliśmy samochód przy oceanie, a następnie przeszliśmy się głównym deptakiem Calle O'Daly do Plaza Espana, a potem dalej Calle Anselmo Pérez de Brito. Doszliśmy nią aż do samego końca, czyli do do Plaza De La Alameda, gdzie stoi replika statku Kolumba (wewnątrz statku znajduje się Muzeum Morskie, które było niestety już zamknięte).
Załącznik:
plazaespana.jpg
plazaespana.jpg [ 125.86 KiB | Obejrzany 7139 razy ]

Załącznik:
plazaespana2.jpg
plazaespana2.jpg [ 130.64 KiB | Obejrzany 7139 razy ]

Załącznik:
santacruz1.jpg
santacruz1.jpg [ 130.96 KiB | Obejrzany 7139 razy ]

Załącznik:
santacruz2.jpg
santacruz2.jpg [ 96.61 KiB | Obejrzany 7139 razy ]

Załącznik:
santacruz3.jpg
santacruz3.jpg [ 96.73 KiB | Obejrzany 7139 razy ]

Załącznik:
facecik.jpg
facecik.jpg [ 416.42 KiB | Obejrzany 7139 razy ]

Załącznik:
muzeummorskie.jpg
muzeummorskie.jpg [ 91.12 KiB | Obejrzany 7139 razy ]


Spacer był bardzo przyjemny (akurat prawie nie padało), udało nam się też kupić całkiem niebrzydkie magnesy na pamiątkę (estetyka suwenirów pozostawia moim zdaniem niestety sporo do życzenia).
Załącznik:
pamiątka1.jpg
pamiątka1.jpg [ 63.56 KiB | Obejrzany 7137 razy ]

Załącznik:
pamiątka2.jpg
pamiątka2.jpg [ 70.36 KiB | Obejrzany 7137 razy ]


W drodze powrotnej szliśmy stroną „zewnętrzną” czyli wzdłuż Avenida de Maritima. Dzięki temu udało nam się jeszcze rzucić okiem na kamienny budynek twierdzy Santa Catalina i sfotografować tradycyjne kanaryjskie balcões, które są jedną z większych atrakcji Santa Cruz.
Załącznik:
santacatalina.jpg
santacatalina.jpg [ 102.33 KiB | Obejrzany 7137 razy ]

Załącznik:
balcoes.jpg
balcoes.jpg [ 97.03 KiB | Obejrzany 7137 razy ]


A potem znowu zaczęło padać i pojechaliśmy do naszej casy. Późnym wieczorem wypogodziło się i zaliczyliśmy kolejny wschód księżyca, ciesząc się, że kiepska pogoda już za nami. Tymczasem czekało na nas jeszcze kilka deszczowych niespodzianek – ale o tym w następnym odcinku ;)
Załącznik:
wschódksiężyca.jpg
wschódksiężyca.jpg [ 28.98 KiB | Obejrzany 7137 razy ]
_________________
Metia jest kobietą, powtarzam, metia jest kobietą.


Ostatnio edytowany przez metia 18 Mar 2017 21:17, edytowano w sumie 2 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#6 PostWysłany: 18 Mar 2017 17:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Lut 2014
Posty: 722
niebieski
Fajowy ten magnes z bananem:-)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
metia lubi ten post.
 
      
#7 PostWysłany: 26 Mar 2017 19:22 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 29 Wrz 2014
Posty: 1629
niebieski
Dzień 6 – Go west! (where the sky is blue)

Około 1 w nocy zbudziła mnie nawałnica. Deszcz walący w okna, wyjący wiatr, złowrogie skrzypienie konstrukcji dachu, szuranie latających po tarasie przedmiotów… Szczerze mówiąc to miałam wrażenie, że nasza casa odleci razem z nimi.

Kiedy rano zwlekłam się po tej niespokojnej nocy z łóżka, zastałam w salonie dwie kałuże z przeciekającego dachu, a na tarasie smutny widok. Parasol nie odleciał chyba tylko dlatego, że jednym końcem wbił się między dwa drzewka :/ Jeżeli tak wyglądała sytuacja u nas, na niewielkiej wysokości, to wolę nie wiedzieć, co działo się wyżej. Dobrze, że wyjazd na Roque de la Muchachos mamy już zaliczony.
Załącznik:
tarasponocy.jpg
tarasponocy.jpg [ 104.34 KiB | Obejrzany 6987 razy ]


Ponieważ deszcze nadal padał, śniadanie na tarasie wypadło z programu. Humory ratował jedynie świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy dostarczonych nam przez właściciela.
Załącznik:
soczek.jpg
soczek.jpg [ 48.86 KiB | Obejrzany 6987 razy ]


Przy śniadaniu dowiedzieliśmy się, że wiatr w nocy był huraganowy, powalił kilkadziesiąt drzew, a na Teneryfie na Teide spadł śnieg. Taaaa… To gdzie by tu jechać? Prognoza pogody pokazała nam, że na lepszą pogodę możemy liczyć na zachodzie wyspy, po fala złej pogody przesuwa się na wschód. Dobrze, zatem na zachód. Tam musi być jakaś cywilizacja! A przynajmniej niebieskie niebo ;)

Po minięciu Santa Cruz zaczęliśmy dostrzegać pierwsze znaki poprawiającej się pogody. Jako pierwszy cel wybraliśmy zareklamowane przez @gruszek1982 Puerto Naos. Ale zanim tam dojechaliśmy, mieliśmy okazję podziwiać dość oryginalne rozwiązanie drogowe. Otóż przecinająca wyspę w poprzek droga LP3 jest na dłuższym odcinku jednokierunkowa, jak widać na poniższym zrzucie z map google:
Załącznik:
jednokierunkowa.JPG
jednokierunkowa.JPG [ 29.59 KiB | Obejrzany 6987 razy ]


W związku z tym można tam zaobserwować widoki następujące ;)
Załącznik:
jednokierunkowa2.jpg
jednokierunkowa2.jpg [ 145.13 KiB | Obejrzany 6987 razy ]

Załącznik:
jednokierunkowa1.jpg
jednokierunkowa1.jpg [ 140.1 KiB | Obejrzany 6987 razy ]


Dlatego też jeżeli jakieś miejsce na tym odcinku przypadnie Wam do gustu, zatrzymujcie się od razu, bo w drodze powrotnej nie będzie na to szansy ;)

My wybraliśmy przystanek na Mirador de la Cumbre, skąd mieliśmy piękny widok na wybrzeże.
Załącznik:
lacumbre1.jpg
lacumbre1.jpg [ 31.86 KiB | Obejrzany 6987 razy ]


Dalsza droga przebiegła już bez niespodzianek. Oczywiście zaliczyliśmy obowiązkowe bananowe plantacje i tarasy. Gdyby ktoś miał chęć, to po drodze do Puerto naos można jeszcze wpaść do Casa Museo del Vino Las Manchas, ale my niestety nie mieliśmy ku temu okazji – w niedzielę było zamknięte.
Załącznik:
banany.jpg
banany.jpg [ 46.1 KiB | Obejrzany 6987 razy ]


Ale oto już wita nas Puerto Naos. Przyjeżdżającym tu na krótką wizytę polecam parking tuż przy rondzie, koło wjazdu do miejscowości (położony w trójkącie ulic Ctra. Charco Verde, Calle Maximiliano Darias Montesino, Av. de la Cruz Roja Prolongación). Do plaży jest stamtąd jakieś 5 minut spacerem (kierunek ostro w dół).

Samo miasteczko wydaje się być dość mocno „uturystycznione”, ale jest całkiem urzekające. Na początku trafiliśmy na mniejszą część plaży nieco, oddzieloną od plaży głównej. Gdyby ktoś miał namiar na apartament w tej okolicy, to chętnie przyjmę ;)
Załącznik:
puertonaos1.jpg
puertonaos1.jpg [ 123.54 KiB | Obejrzany 6984 razy ]

Załącznik:
puertonaos2.jpg
puertonaos2.jpg [ 105.75 KiB | Obejrzany 6984 razy ]


Z braku apartamentu musieliśmy się zadowolić kawą w widokiem. Morze było nadal bardzo wzburzone, więc widoki były naprawdę rewelacyjne.
Załącznik:
puertonaos3.jpg
puertonaos3.jpg [ 116.24 KiB | Obejrzany 6984 razy ]


Po kawie przyszedł czas na spacer główną promenadą, Paseo Maritimo. Palmy robią klimacik niczym w Miami ;) Na samym końcu najmniej atrakcyjny element – kompleks apartamentowo-hotelowy Sol La Palma. Pięknie położony – z jednej strony ocean, a z drugiej plantacje bananów, a jednak nie zachwyca. La Palmo, nie idź tą drogą!
Załącznik:
puertonaos4.jpg
puertonaos4.jpg [ 126.88 KiB | Obejrzany 6984 razy ]

Załącznik:
miami ;).jpg
miami ;).jpg [ 52.65 KiB | Obejrzany 6984 razy ]


Z Puerto Naos udaliśmy się wiodącą pośród bananowych plantacji drogą do Tazacorte, które okazało się typowym kanaryjskim miasteczkiem, z obowiązkowym kościołem przy Plaza Espana. Ale miało też całkiem niebrzydką promenadę z widokiem na bananowe plantacje ;)
Załącznik:
tazacorte1.jpg
tazacorte1.jpg [ 102.69 KiB | Obejrzany 6984 razy ]

Załącznik:
tazacorte2.jpg
tazacorte2.jpg [ 127.41 KiB | Obejrzany 6984 razy ]

Załącznik:
tazacorte3.jpg
tazacorte3.jpg [ 153.75 KiB | Obejrzany 6984 razy ]

Załącznik:
tazacorte4.jpg
tazacorte4.jpg [ 122.98 KiB | Obejrzany 6984 razy ]

Załącznik:
tazacorte5.jpg
tazacorte5.jpg [ 114.75 KiB | Obejrzany 6984 razy ]


Kolejnym przystankiem tego dnia był Puerto de Tazacorte, gdzie spędziliśmy przyjemne dwie godziny spacerując po plaży i jedząc obiad (Restaurante Pizzería La Marina, ok. 50 euro za 3 bardzo duże pizze i napoje dla 4 osób).
Załącznik:
puertodetazacorte1.jpg
puertodetazacorte1.jpg [ 139.13 KiB | Obejrzany 6984 razy ]

Załącznik:
puertodetazacorte2.jpg
puertodetazacorte2.jpg [ 67.04 KiB | Obejrzany 6984 razy ]


Po obiedzie czekała nas wspinaczka na prawie 600 metrów, na Mirador El Time. Jest to bardzo popularne miejsce wśród turystów, co widać po cenach w kawiarni i jakości pamiątek w sklepiku ;) Nie mniej jednak warto, bo widoki są. Oj są!
Załącznik:
eltime.jpg
eltime.jpg [ 116.57 KiB | Obejrzany 6984 razy ]

Załącznik:
eltime2.jpg
eltime2.jpg [ 77.04 KiB | Obejrzany 6984 razy ]

Załącznik:
eltime1.jpg
eltime1.jpg [ 199.99 KiB | Obejrzany 6984 razy ]


W oddali dostrzegliśmy nasz ostatni punkt na liście na ten dzień – położone u stóp Caldera de Taburiente miasteczko Los Llanos de Ariadne.
Załącznik:
eltime3.jpg
eltime3.jpg [ 124.49 KiB | Obejrzany 6984 razy ]


Los Llanos jest stosunkowo nowym miastem, założonym w XIX wieku, a rozbudowanym już po drugiej wojnie światowej. Zwiedzanie zaczęliśmy na obowiązkowym Plaza de Espana, skąd odchodzi kilka małych uliczek (trzeba iść w górę). Ogólnie miasto wydało mi się ciekawsze niż stolica – przynajmniej byli tu jacyś ludzie poza turystami. Do tego całe mnóstwo murali, rzeźb, knajpek i małych sklepików (niestety zamkniętych w niedzielę). Jeżeli ktoś ma potrzebę życia nocnego na wyjeździe, to mogła by to być dobra baza wypadowa :)
Załącznik:
llanos1.jpg
llanos1.jpg [ 108.28 KiB | Obejrzany 6982 razy ]

Załącznik:
llanos2.jpg
llanos2.jpg [ 143.49 KiB | Obejrzany 6982 razy ]

Załącznik:
llanos3.jpg
llanos3.jpg [ 148.44 KiB | Obejrzany 6982 razy ]

Załącznik:
llanos4.jpg
llanos4.jpg [ 134.33 KiB | Obejrzany 6982 razy ]

Załącznik:
llanos5.jpg
llanos5.jpg [ 132.58 KiB | Obejrzany 6982 razy ]

Załącznik:
llanos6.jpg
llanos6.jpg [ 112.92 KiB | Obejrzany 6982 razy ]

Załącznik:
llanos7.jpg
llanos7.jpg [ 117.72 KiB | Obejrzany 6982 razy ]


W drodze powrotnej zaliczyliśmy jeszcze przejazd koło Centro de Visitantes de La Caldera de Taburiente (niestety, również zamknięte w niedzielę) oraz drogę jednokierunkową w drugą stronę, która przebiega w najdłuższym na wyspie tunelu (ok. 2,5 kilometra).

I to by było na tyle na ten dzień :) Przed nami już tylko jeden…
CDN.
_________________
Metia jest kobietą, powtarzam, metia jest kobietą.
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
 
      
#8 PostWysłany: 30 Mar 2017 21:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 29 Wrz 2014
Posty: 1629
niebieski
Dzień 7, Los Tilos

Poniedziałkowy poranek powitał nas pięknym słońcem i brakiem chmur na horyzoncie, dzięki czemu mogliśmy dostrzec La Gomerę oraz Teneryfę z zaśnieżonym Teide. Mogliśmy też powrócić do śniadaniowo-tarasowej tradycji ;)

Przedpołudnie spędziliśmy raczej leniwie, ponieważ w godzinach popołudniowych mieliśmy w planie wędrówkę przez jeden ze szlaków w lesie laurowym Los Tilos. Jednak zanim tam dotarliśmy, zaliczyliśmy jeszcze kawo-lanczo-obiad w restauracji Casa Asterio. Gdybyście zgłodnieli w okolicy, to spokojnie można tam zajrzeć. Położenie nie jest może specjalnie atrakcyjne (bo tuż przy głównej drodze, w częściowo niedokończonym budynku), ale jedzenie dobre i niedrogie (rachunek za jedzenie i napoje dla 4 osób wyniósł ok. 40 euro). W drodze powrotnej widzieliśmy na parkingu same samochody na lokalnych rejestracjach, których nie było tam wcześniej, więc zakładam, że okolica bywa tam jadać.

Po obiedzie pomknęliśmy już bez ociągania się do Los Tilos. Warto jednak nadmienić, że po drodze znajduje się jeszcze inny teren trekkingowo-spacerowy w lesie laurowym o nazwie El Cubo de La Galga. Sądząc po ilości aut stojących przy drodze – całkiem popularny.

Żeby dojechać do parkingu przy lesie laurowym, trzeba odbić z głównej drogi LP1 w LP31. I tu uwaga – ponownie mamy do czynienia z drogą jednokierunkową (w drodze powrotnej jedziemy inną jednokierunkową). Dopiero ostatni odcinek – Calle Los Tilos – jest ponownie dwukierunkowy. Z fragmentów jednokierunkowych widać dobrze sławny most, ale wcale nie jest łatwo zatrzymać się na zdjęcia. Po prawej stronie znajduje się betonowe zabezpieczenia, oddzielające drogę od ścieżki dla pieszych, a po lewej jest skalne zbocze. Są może ze dwa miejsca, gdzie można bezpiecznie zatrzymać auto. Jedno z nich jest tam, gdzie od drogi LP31 odchodzi boczna droga przechodząca dalej wiadomym pod mostem – Camino Cruz Grande. Jeżeli więc planujecie zdjęcia, radzę jechać powoli, żeby nie przegapić miejsca na postój.
Załącznik:
most.jpg
most.jpg [ 73.29 KiB | Obejrzany 6868 razy ]


Calle Los Tilos doprowadza nas bezpośrednio pod wejścia na szlaki w lesie Los Tilos. Można nią podjechać pod samo Centro de Visitantes Los Tilos, gdzie możemy obejrzeć poświęconą tej okolicy wystawę. Można zajrzeć, jeżeli macie czas, ale jeżeli zobaczycie autokar wycieczkowy przed, to nie polecam, bo robi się tłoczno :/ W samym Centro są też toalety, a obok znajduje się też restauracja oraz mały wodospad, który niestety okazał się być chwilowo wyschnięty.
Załącznik:
ltdrogadocentro.jpg
ltdrogadocentro.jpg [ 135.4 KiB | Obejrzany 6868 razy ]

Załącznik:
ltdrogadocentro2.jpg
ltdrogadocentro2.jpg [ 154.49 KiB | Obejrzany 6868 razy ]

Załącznik:
drogadocentro3.jpg
drogadocentro3.jpg [ 175.82 KiB | Obejrzany 6868 razy ]

Załącznik:
ltcentro.jpg
ltcentro.jpg [ 113.74 KiB | Obejrzany 6868 razy ]


Ponieważ interesujący nasz szlak zaczynał się ok. 500 metrów przez Centro de Visitantes, to tam zostawiliśmy auto i po informacje o stanie ścieżki u obsługi centrum udaliśmy się na piechotę. Nie jest to specjalnie trudny odcinek, ale dołożyliśmy sobie do wspinaczki ponad kilometr, co niestety potem osłabiło siły części grupy na szlaku głównym.
Załącznik:
ltwejścienaszlak.jpg
ltwejścienaszlak.jpg [ 72.53 KiB | Obejrzany 6868 razy ]

(wejście na szlak znajduje się na prawo od drewnianej tablicy informacyjnej)

Interesujący nas szlak – PR LP 06 – zaczyna się oficjalnie przy Centro de Visitantes, a kończy w tajemniczej miejscowości bez wolnych miejsc parkingowych czyli Los Sauces. W sumie ma prawie 25 kilometrów, jednak w lutym dostępna była tylko jego pierwsza część o długości ok. 2 kilometrów, kończąca się na punkcie widokowym Mirador del Espigón Atravesado. Po drodze mamy 10 punktów orientacyjnych (niektóre wyposażone są w tablice informacyjne). Można z nich dowiedzieć się m.in., że nazwa Los Tilos pochodzi od najpopularniejszego w tej szerokości geograficznej gatunku drzewa laurowego, nazywanego til (łac. Ocotea foeten).
Załącznik:
szlak.JPG
szlak.JPG [ 15.54 KiB | Obejrzany 6868 razy ]

Załącznik:
PRLP6.jpg
PRLP6.jpg [ 87.3 KiB | Obejrzany 6862 razy ]

Załącznik:
szlaki.jpg
szlaki.jpg [ 78.98 KiB | Obejrzany 6868 razy ]

Załącznik:
szlaki2.jpg
szlaki2.jpg [ 117.57 KiB | Obejrzany 6868 razy ]

Załącznik:
szlaki3.jpg
szlaki3.jpg [ 111.1 KiB | Obejrzany 6868 razy ]


Nie ma za to po drodze toalet ani żadnych innych service points (więc wodę trzeba nieść ze sobą). No i nie ma też zasięgu. To tak a propos rady z tablicy informacyjnej przy początku szlaku:

Cytuj:
Carry a mobile phone with fully-charged battery
:lol:

Szlak przeszliśmy w całości, aczkolwiek nie jest on wcale łatwy. Mniej więcej w 2/3 (tam, gdzie na mapkach powyżej widać serpentyny) podejście robi się strome, a ostatni odcinek – w tym podejście do miradoru – jest już mocno nachylone. W sumie w górę szliśmy prawie 2 godziny (tempo dostosowane do najsłabszego piechura). Ale widok na górze wynagrodził nam wysiłek!

W takim razie czas na kilka zdjęć :)
Załącznik:
lt1.jpg
lt1.jpg [ 136.74 KiB | Obejrzany 6866 razy ]

Załącznik:
lt2.jpg
lt2.jpg [ 194.97 KiB | Obejrzany 6866 razy ]

Załącznik:
lt3.jpg
lt3.jpg [ 170.28 KiB | Obejrzany 6866 razy ]

Załącznik:
lt4.jpg
lt4.jpg [ 126.43 KiB | Obejrzany 6866 razy ]

Załącznik:
lt5.jpg
lt5.jpg [ 122.52 KiB | Obejrzany 6866 razy ]

Załącznik:
lt6.jpg
lt6.jpg [ 209.06 KiB | Obejrzany 6866 razy ]

Załącznik:
lt7.jpg
lt7.jpg [ 162.95 KiB | Obejrzany 6866 razy ]

Załącznik:
lt8.jpg
lt8.jpg [ 196.81 KiB | Obejrzany 6866 razy ]

Załącznik:
podejścienaszczyt1.jpg
podejścienaszczyt1.jpg [ 184.4 KiB | Obejrzany 6862 razy ]

Załącznik:
podejścienaszczyt2.jpg
podejścienaszczyt2.jpg [ 207.76 KiB | Obejrzany 6862 razy ]

Załącznik:
nagórze1.jpg
nagórze1.jpg [ 224.51 KiB | Obejrzany 6862 razy ]

Załącznik:
nagórze2.jpg
nagórze2.jpg [ 174.33 KiB | Obejrzany 6862 razy ]

Załącznik:
nagórze3.jpg
nagórze3.jpg [ 199.88 KiB | Obejrzany 6862 razy ]

Załącznik:
nagórze4.jpg
nagórze4.jpg [ 114.03 KiB | Obejrzany 6862 razy ]

Załącznik:
nagórze5.jpg
nagórze5.jpg [ 141.07 KiB | Obejrzany 6862 razy ]


Droga w dół to była już sama przyjemność ;) No może poza momentem, kiedy spotkaliśmy obsługę Centro smrodzącą spalinami :/
Załącznik:
ltstraż.jpg
ltstraż.jpg [ 189.31 KiB | Obejrzany 6862 razy ]


Po dotarciu do auta udaliśmy się w drogę powrotną, ponieważ na wieczór mieliśmy zaplanowaną pożegnalną kolację.

Wybór miejsca zajął nam sporo czasu, m.in. dlatego, że wiele restauracji na wyspie w poniedziałek jest zamknięta. Po długim procesie tentegowania zdecydowaliśmy się pojechać ponownie do Los Cancajos. Tym razem wybraliśmy jednak południowy koniec miejscowości, czyli ten bliżej lotniska.

Przed kolacją zaliczyliśmy jeszcze krótki spacer wzdłuż oceanu i szybki plane spotting. Niestety, lądował mały lokalny samolot, który na zdjęciach zamienił się w małe światełko ;)
Załącznik:
lotnisko.jpg
lotnisko.jpg [ 33.11 KiB | Obejrzany 6860 razy ]


Podczas spaceru dostrzegliśmy niewielką pizzerię (nie ma jej na google maps, więc nazwy nie pomnę), ale ostatecznie zdecydowaliśmy się pójść do wybranej wcześniej włoskiej restauracji Sadi. Niestety! Miejsce to mimo bardzo wysokich ocen na tripadvisorze i bardzo dużego wypełnienia gośćmi okazało się być po prostu słabo pod względem jedzenia (koło włoskiego to to nawet nie stało) i drogie. Nie polecam.

Na szczęście udało nam się po powrocie do casy przykryć pokolacyjny niesmak butelką wina ;)
_________________
Metia jest kobietą, powtarzam, metia jest kobietą.
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
 
      
#9 PostWysłany: 31 Mar 2017 19:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 29 Wrz 2014
Posty: 1629
niebieski
Dzień 8/9, Go big or go home

Ostatni dzień. Ponieważ lot mieliśmy po południu, właściciel casy pozwolił nam zostać dwie godziny dłużej bez dodatkowych kosztów. Miło z jego strony :)

Po śniadaniu na tarasie (jak ja za tym tęsknię!) i pakowaniu naszła nas myśl o niewracaniu. Poważnie rozważaliśmy zabarykadowanie się w casie i przejęcie jej ;) Ostatecznie nic z tego nie wyszło. Co nam pozostało? Tylko go home…

Drogę na lotnisko już znaliśmy, rękaw do wsiadania był ten sam i samolot też. Lot do Berlina wystartował i wylądował o czasie. Droga z Berlina do Wrocławia też już tak dobrze znana (tym razem obyło się bez pamiątkowej fotografii).

I tak w okolicach 3.20 dnia dziewiątego zameldowaliśmy się w domu. Bananowa wyspa została gdzieś tam, hen, daleko…


31 marzec 2017
Niniejszym relacja oficjalnie się kończy, a my jesteśmy w podobnym punkcie, co rok temu – znowu skończyły się nam Wyspy Kanaryjskie z łatwym dolotem ;)

Co zatem dalej? Może kluczem jest słowo „dalej” właśnie? Rodzina coś przebąkuje, ze może czas sprawdzić, czy „wzorem są Azory” czy może jednak Kanary ;) Co będzie? Czas pokaże. Fly4free dostarcza okazji każdego dnia ;)

W tym miejscu chciałabym podziękować wszystkim, którzy dotrwali do końca, jak również podziękować za motywujące do działania polubienia :)

A zupełnie już kończąc – jeżeli kiedyś wpadną wam w oko tanie bilety na La Palmę, nie wahajcie się ani chwili. Zobaczcie, jak wyglądają Kanary w pigułce. Prawdziwa La Isla Bananita, tfu, Bonita ;)
Załącznik:
la isla bonita.jpg
la isla bonita.jpg [ 108.27 KiB | Obejrzany 6791 razy ]


KONIEC :)
_________________
Metia jest kobietą, powtarzam, metia jest kobietą.
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
madziaro uważa post za pomocny.
 
      
#10 PostWysłany: 03 Kwi 2017 19:38 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 29 Wrz 2014
Posty: 1629
niebieski
Cytuj:
No i jeszcze po drodze załapaliśmy się na szybką fotkę z przydrożnej budki (koszt póki co nieznany).


Przed chwilą wyjęłam ze skrzynki kopertę i koszt niemieckich usług fotograficznych wyniósł 10 euro. Nie jest źle ;)
Najgorzej, że list szedł ponad miesiąc i mamy w tej chwili 2 tygodnie po terminie zapłaty :lol:
_________________
Metia jest kobietą, powtarzam, metia jest kobietą.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#11 PostWysłany: 23 Gru 2017 10:24 

Rejestracja: 23 Gru 2017
Posty: 4
Tam mozna oddychac tlenem to wazne
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 11 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group