Autor: | hiszpan [ 12 Maj 2025 18:00 ] |
Temat postu: | Przez masyw Annapurny |
Annapurna, Himalaje, Nepal ... Te hasła rozpalają wyobraźnię podróżników i po prostu wszystkich kochających góry. Marzeniem wielu jest zobaczyć je na własne oczy a tym bardziej wyruszyć na ich szlaki. Himalaje kojarzą nam się głównie ze zdobywaniem ośmiotysięczników przez profesjonalnych himalaistów – wielkie nazwiska: Kukuczka, Messner, Cichy, Wielicki, Berbeka... Wyobraźcie sobie, że są miejsca w Himalajach gdzie można również doznać możliwości obcowania z wysokimi górami, wędrować po nich, podziwiać widoki będąc jak najbardziej zwykłym amatorskim turystą górskim. Jednym z takich miejsc jest masyw Annapurny. To całkiem duży obszar zwany oficjalnie Annapurna Conservation Area gdzie wyznaczono wiele szlaków trekkingowych dostępnych dla amatorskich wspinaczy. Jednym z najbardziej widokowych (według wielu źródeł) jest Annapurna Circuit Niewątpliwą inspiracją dla mojej wyprawy była relacja @Darek M. który przeszedł Annapurna Circuit sam z plecakiem. Cała jego wyprawa jest świetnie opisana na forum. Jak najbardziej tak się da, spotkałem na szlaku wielu, którzy tak jak @Darek M. samotnie lub w grupach mierzyli się z trudnościami. Nie ma żadnych formalnych przeciwskazań oprócz własnych umiejętności i determinacji aby tam po prostu polecieć i wyruszyć na szlak! Ale myślę, że dla większości z Was, niebędących aktywnymi członkami klubów wysokogórskich, perspektywa wspinaczki po baardzo wysokich górach z 16-20 kilogramowym plecakiem nie wchodzi w rachubę. Dla mnie też, nie ta kondycja, wiek i doświadczenie. Na szczęście da się też zrobić ten trekking w Himalajach w bardziej dostępny sposób; z Szerpami niosącymi cięższą cześć bagażu i z przewodnikiem, z umówionymi noclegami w tea-housach i z przelotem lokalnym. Taki trekking dla bardziej zwykłych zjadaczy chleba 😊 aczkolwiek z koniecznym odpowiednim przygotowaniem wydolnościowym (treningi przed: bieganie, rower, tenis itp.) Zebrałem grupę przyjaciół-amatorów wspinaczki, którzy chcą ze mną w te Himalaje pojechać, poszukałem w Kathmandu agencji, która wynajęła nam 3 szerpów i przewodnika i …. voila, pozostało zaplanować razem trasę, kupić bilety lotnicze i ruszyć w wysokie góry! Przeszliśmy w sześciu chłopa w masywie Annapurny prawie 105 kilometrów w następującym profilu wysokościowym: Jak wygląda wspinaczka powyżej 5000m n.p.m? Czy są po drodze krajobrazy przyprawiające o opad szczęki? Czy widać ośmiotysięczniki? Jak wygląda przelot lokalną linią lotniczą pośród wysokich szczytów? No i czy udało się zdobyć najwyższy punkt trekkingu: przełęcz Thorang-La na 5416m n.p.m? Na te i inne pytania postaram się odpowiedzieć w tej właśnie relacji z mojego amatorskiego trekkingu w Himalajach 😊 w masywie Annapurny i jednocześnie spełnienia jednego z większych marzeń podróżniczych. |
Autor: | hiszpan [ 13 Maj 2025 12:53 ] |
Temat postu: | Re: Przez masyw Annapurny |
Mądrzy ludzie twierdzą, że ograniczenia powstają głównie we własnej głowie 😊. Oczywiście się z tym zgadzam, trzeba jednak dodać że są też tak zwane „czynniki zewnętrzne”. Gdy moja żona usłyszała o moim najnowszym pomyśle podróżniczym to … ech prościej chyba by było na księżyc polecieć! Ale cierpliwość i tłumaczenia pomogły a gdy przyszedł temat terminu matur, gdzie moje najmłodsze pociechy zdają cały zestaw rozszerzeń, małżonka udzieliła zgody na wyjazd co bym się niepotrzebnie w tym czasie nie pętał w domu i przeszkadzał! Skrzyknąłem szybko drużynę zuchów w mniej więcej moim wieku (każdy miał oczywiście przeprawę ze swoją żoną 😉 ) i rozpocząłem kilka miesięcy wcześniej planowanie. Jak pisałem, założyliśmy od razu Szerpów i przewodnika oraz wstępną rezerwację noclegów tea-housach. Idziemy w wysokim sezonie i nie chcemy mieć niespodzianek. Pogrzebałem po forach po polecenia, napisałem do kilku agencji, ponegocjowałem i zdecydowałem się na wynajęcie 3 Szerpów z przewodnikiem w cenie 215usd od osoby (a jest nas sześciu) na cały 12-dniowy trekking (wraz z ich akomodacją i posiłkami). Przewodnik oficjalnie jest obowiązkowy na tym szlaku ale w praktyce nikt tego nie egzekwuje. Będąc tego świadomym postanowiliśmy jednak go wynająć, będzie raźniej i pomijając samą pracę przewodnika opowie nam po drodze mnóstwo historii o Nepalu, trekkingu, górach i lokalnych zwyczajach. Nie żałowaliśmy! A teraz noclegi. I znowu w większości miejsc da się złapać nocleg ad-hoc (oczywiście z pominięciem malutkiego High Camp i kilku wyżej położonych wiosek) a nawet w paru miejscach całkowicie za darmo w zamian za zakup wyżywienia ale agencja proponuje nam w pakiecie za 220usd wszystkie noclegi prebookowane w dwuosobowych pokojach z łazienkami i w miejscach gdzie są prysznice z ciepłą wodą! W cenie jest jeszcze podwózka z Kathmandu do Besishaharu, przejazd jeepem do Chamje oraz wszystkie formalności i pozwolenia. Szybka decyzja – bierzemy. Czyli za 435usd od osoby pozostaje nam dodać dolot i przewidzieć kwotę na jedzenie tylko! Czy to drogo czy tanio – niech każdy sobie sam odpowie na to pytanie. Szerpowie mogą zabrać nam tylko po ok 8kg na głowę więc spakować się trzeba naprawdę rozsądnie. Tu z pomocą przychodzi forum i @Darek M. który publikuje swoją żelazną listę. Pakuję się w miękką torbę, którą oddam Szerpie i mniejszy plecak, który będę taszczył na szczyt. Wyszło mniej więcej po połowie, u mnie wagę robić będzie głównie woda (3 litrowy camelback), batony, zapasowa warstwa ubrania oraz lustrzanka z dużym obiektywem z której nie zrezygnuję! W większym bagażu wagę będzie robił mój śpiwór do -10C z którego nie zrezygnuję (po Kilimandżaro ciepły śpiwór jest dla mnie priorytetem). Przewiduję również częste pranie więc szare mydło zapakowane. Oto mniej więcej rzeczy które zabieram: Teraz dolot do Kathmandu. Prawdziwe eldorado wprowadziła dla nas Air Arabia ze swoimi promocjami na początku roku. No i jeszcze wiza do Nepalu to koszt 30usd, płatne gotówką na miejscu. No i bach – mamy to! Jesteśmy niestety ograniczeni urlopowo więc zrobimy tylko fragment trasy od Besishaharu ( stamtąd jeepem do Chamje ) aż do Jomsom. I tak wyjdzie ponad 100km piechotą. Zrobimy chyba najciekawszy odcinek Circuit wraz z przełęczą oczywiście. Z Jomsom wyczaiłem samolot linii Tara Air do Pokhary. DHC-6 Twin Otter ![]() Zaplanowałem jeden dzień w Pokharze na odpoczynek i zapasowy dzień w Kathmandu przed wylotem na wypadek potencjalnych opóźnień no i całość gotowa. Lecimy przez Szarżę z Air Arabia. W Emiratach mamy przerwę prawie 8 godzin więc to idealny czas na „wyjście na miasto”. Okazuje się, że nikt z mojej ekipy nie był jeszcze w Dubaju. Chłopaki życzą sobie wjazd na Burj Khalifa co uskuteczniamy. Z Szarży do Dubaju wozi nas Uber XL w przystępnej cenie. Jeszcze czas na arabską kawkę nad Dubai Creek I wracamy na kolejny lot do Kathmandu Imigracja schodzi prędko, nie ma dużych kolejek. Wziąłem tani hotel w dzielnicy Thamel aby jeszcze wyskoczyć na jakieś jedzenie. Hotel wysyła po nas busa za 15usd od wszystkich i bezproblemowo wpadamy na nocleg i żarcie późno wieczorem. Ostatnia noc w wygodnym hotelowym łóżku z łazienką z porcelanowym kibelkiem na prawie dwa tygodnie! Rano witamy się z Tiką, naszym przewodnikiem i wsiadamy do podstawionego busa na całodzienny przejazd do Besishaharu. Jestem w szoku kiedy odkrywam, że będziemy jechać „elektrykiem” ! No właśnie – te elektryczne chińskie busiki są mega popularne a i stacji ładowania jest sporo po drodze. No ale to Kathmandu zatłoczone! Z miasta wyjeżdżamy dobre półtorej godziny w korkach Ale dalej wcale nie jest lepiej. Trasa do Besishaharu jest w przeważającej części w przebudowie. Nie jedziemy tylko pełzniemy! Wychodzi nam średnia w wysokości 20km/h. Caaalutki dzień w busie z przerwą na lunch, ładowanie pojazdu i jakieś sikanka. Ale za to do jedzenia pierwsze nepalskie danie – Dal Bhat (u mnie dodatkowo z kurczakiem jeszcze) W Besihaharze pierwszy nocleg w hostelu/tea-housie. Chodzimy sobie jeszcze po mieścinie ale na koniec przegania nas ulewa. Besihahar to także koniec asfaltowej dobrej drogi. Część wspinaczy już tutaj zaczyna trekking ale my mamy w planach podwózkę do Chamje jeepem co ma być atrakcją samą w sobie (i była – mimo wszystko polecam). Dlaczego jeepem a raczej hinduską wersją Tata Gold? Od razu za miastem widać zniszczenia utwardzonej drogi spowodowane przez monsun z 2021 roku, który spustoszył całą dolinę. Nic bardziej bojowego od jeepa (i ciężkiego sprzętu) nie przejedzie… Trzeba jeszcze przy wjeździe pokazać nasze pozwolenia i paszporty Wyprawa jeepem/Tatą jest naprawdę fajna do momentu, kiedy zatrzymują nas roboty na jedynej drodze. Akurat dzisiaj robotnicy zaplanowali budowę przepustu!! Stoimy w kolumnie prawie 1,5 godziny obserwując maszyny i robotników a potem jesteśmy testerami nowego przejazdu. Dolina jest przepiękna Drugi postój funduje nam maszyna do kruszenia skał ☹ No koszmar jakiś. Z tego wszystkiego do Chamje dojeżdżamy już dość późno a na dodatek znowu na horyzoncie zbiera się na deszcz. Chamje jest malutkie ale klimatyczne. Tika niezadowolony z timingu proponuje dojazd do Taal 5 kilometrów dalej aby tam dopiero rozpocząć trekking bo inaczej nie zdążymy do Dharapani przed deszczem i zmrokiem. Zdroworozsądkowo się zgadzamy. Machamy do naszych Szerpów i pakujemy się na szlak, trekking rozpoczęty! Taal to malutka osada, mocno zniszczona podczas wspomnianego monsunu, stanęła już na nogach Mapa tego co nas czeka: Szlak wiedzie częściowo odbudowaną ścieżką i nie sprawia na tej wysokości żadnych trudności. Jeszcze niedawno ten odcinek trzeba było robić drugą stroną rzeki po normalnej drodze dla pojazdów Podziwiamy piękne krajobrazy Tika pokazuje mi piękne roślinki rosnące niedaleko ścieżki 😉 Zrywam kwiatki i wącham. Ach, jaką ciekawą mają tu florę… Pierwsze wiszące mosty sprawiają nam niezłą radochę! Są i kawałki szlaku nieodbudowane, które trzeba trawersować po zboczu Niestety przychodzi spodziewany deszczyk i kończymy pierwszy dzień w kurtkach przeciwdeszczowych. Dharapani na horyzoncie Nocleg w Dharapani czeka z ciepłą strawą i herbatką imbirowo-cytrynowo-miodową, którą będziemy pili codziennie od rana do wieczora. Menu, które bez żadnych zmian będzie nam towarzyszyć aż do końca trekkingu. Śmiejemy się, że ceny tylko wzrastają o 100 rupii co 500m wysokości 😉 Brak zmęczenia ale przez deszcz idziemy błogo spać, jeszcze bez śpiworów, tylko pod kołderkę. Pierwszy dzień trekkingu, bardzo lajtowy, już za nami! Stay tuned! |
Autor: | letadełko [ 13 Maj 2025 19:21 ] |
Temat postu: | Re: Przez masyw Annapurny |
No nie mogę, co Ty Hiszpan jeszcze wymyślisz??? |
Autor: | hiszpan [ 14 Maj 2025 08:29 ] |
Temat postu: | Re: Przez masyw Annapurny |
Ależ wstał wspaniały słoneczny dzień! Po deszczu i chmurach ani śladu. Możemy rozkoszować się pierwszym widoczkiem wysokich szczytów dookoła. To dopiero preludium tego co będziemy oglądać w najbliższych dniach. A tak wyglądał nasz pokoik w tea-house. We wszystkich następnych będzie podobnie. Patrzymy jak Szerpowie pakują nasze torby i swoje plecaki. Taka „paczka” waży dobre 20 parę kilo! No cóż, lekko nie mają. Wyruszają z uśmiechem na ustach więc i my wesoło do nich machamy z odrobiną współczucia ale i świadomości, że dzięki nam mają pracę i zapłatę. Dzisiejszy odcinek jest równie łatwy i przyjemny jak wczorajszy tym bardziej, że cały dzień idziemy w słońcu. Szlak długo prowadzi wzdłuż drogi aby w końcu odbić w las. W końcu widać ośnieżone szczyty! Na drodze kurzy się niemiłosiernie zwłaszcza jak przejedzie ciężki sprzęt Odbijamy w końcu na prawdziwy szlak: Za to w lesie – bardzo ciekawa roślinność Kobra himalajska: Podoba się nam tutejsze oznaczenie szlaków 😊 Mijamy liczne wioski gdzie toczy się normalne życie, mamy okazję pooglądać co robią miejscowi Poletka uprawne przy wioskach – tu uprawiają jęczmień Mnóstwo dzieci, które bezproblemowo pozują do fotek Napis "The North Face" pojawia się wszędzie na większości ubrań noszonych przez lokalesów ![]() Obserwujemy także ptaki, to wrona wielkodzioba, charakterystyczna dla tej części Azji i Himalajów W którymś momencie otwiera nam się widok na jeden z ośmiotysięczników – Manaslu: Mija nas nisko lecący doliną helikopter Ani się nie obejrzeliśmy aż weszliśmy na 2670m n.p.m. W Chame mamy kolejny nocleg w fajnym tea-housie. Niedaleko są gorące źródła ale zamiast spodziewanego basenu z gorącą wodą napotykamy tylko cieknącą gorącą strużkę, w której miejscowe kobiety urządzają sobie pranie A i jak robię własne pranie: Na kolację tym razem dużo makaronu i nieśmiertelną herbatkę imbirową a na śniadanie odkrywam masala omlet, który wraz z chlebkiem tybetańskim stanie się moim podstawowym porannym pożywieniem. Z samego rana będziemy mogli już spojrzeć na Annapurnę II – jeden ze szczytów masywu, który ma ponad 7900m n.p.m. c.d.n. |
Autor: | cart [ 14 Maj 2025 09:32 ] |
Temat postu: | Re: Przez masyw Annapurny |
Ile średnio godzin dziennie trekkingu mieliście? |
Autor: | hiszpan [ 14 Maj 2025 15:34 ] |
Temat postu: | Re: Przez masyw Annapurny |
Wcale nie tak dużo. To około średnio 5-6 godzin trekingu przy dystansach rzędu 15-17 kilometrów. Annapurna Circuit jest, przynajmniej w początkowej niższej części podobna trudnościowo do chodzenia po Tatrach. |
Autor: | hiszpan [ 15 Maj 2025 07:29 ] |
Temat postu: | Re: Przez masyw Annapurny |
Im wyżej tym ładnie chciało by się powiedzieć. No poniekąd to prawda. Nasz trzeci dzień trekkingu jest chyba najłatwiejszy. To prawie jak spacerek do Doliny Chochołowskiej najprościej przyrównując. Oczywiście przed nami trudne wspinaczki powyżej 4000 metrów ale takimi spokojnymi etapami przygotowujemy do tego organizmy. Tymczasem na dzień dobry kłaniają się nam wspaniałe 7-tysięczniki w tym Annapurna II Dzisiaj szlak w przeważającej części biegnie wzdłuż pięknej doliny rzeki Marsynagdi. Zapewne z porze deszczowej jest wielka i rwąca ale dziś to ledwie strumyk Większość szlaku to niestety droga dla pojazdów i wioski ale ruch jest niewielki Miejscowi pasterze noszą noże w ciekawy sposób Spotykamy coraz więcej grup turystów takich jak my, w tym sporo z Polski Mamy coraz ładniejsze widoczki wysokich szczytów Himalajów Po drodze stajemy na zupę. W karcie podane są przykładowe ceny noclegów w przydrożnym tea-house Dzisiejszy nocleg wypada w Upper Pisang. Idzie się łatwo i przyjemnie a tu bach!, przekroczyliśmy nie wiadomo kiedy 3000 metrów. Ścieżki w wiosce są wąziutki więc czasami trzeba ustąpić pierszeństwa Tu mamy przepiękny i niezmącony widok na szczyt Annapurny II – 7937m n.p.m. i rzut oka na Annapurnę IV raptem tylko 400m niższą W Upper Pisang znajduje się przepiękna świątynia buddyjska, którą po zalogowaniu się na kwaterze i zostawieniu plecaków również odwiedzamy Ten wielki bęben to młynek modlitewny. Odmawia się buddyjskie modlitwy poprzez zakręcenie nim trzy razy W Upper Pisang jest już zimno. Wioska leży już na znacznej wysokości i dodatkowo na odsłoniętym zboczu a wieczorem i w nocy mocno wieje. Idziemy na kolację ubrani już na cebulkę ale na szczęście gospodyni rozpala kozę 😊 i po małym pomieszczeniu rozlewa się błogie ciepełko. Śpię pod wielgachną pierzyną i jest mi mega komfortowo. stay tuned... |
Autor: | hiszpan [ 16 Maj 2025 08:50 ] |
Temat postu: | Re: Przez masyw Annapurny |
Pierwsze trzy dni to było takie trochę "spacerowanie" po górkach, które aczkolwiek sprawiło, że weszliśmy już na 3300m n.p.m. Kolejny dzień ma nam dać trochę bardziej w kość. W planach w sumie około 20 kilometrów do przejścia i spore przewyższenie po drodze, które mamy potraktować jako cząstkową aklimatyzację. Dzień jak zwykle wstaje słoneczny i znowu podziwiamy szczyty dookoła Każda wioska ma bramy z obu stron Jeszcze widok na Upper Pisang ze szlaku Po drodze odwiedzamy jeziorko zwane Green Lake, w którym odbijają się jak w lustrze ośnieżone szczyty Himalajów Rozpoczynamy długie, strome podejście aż do wioski Ghyaru Po drodze widoki naprawdę zachwycające Na górze nieśmiertelna herbatka i trochę odpoczynku Z Ghyaru szlak prowadzi trawersem zbocza i schodzi łagodnie znowu w dolinę Tak wygląda wioska z oddali A tu złapałem orłosępa Trochę zaczyna się chmurzyć Mijamy stado dzikich himalayan goat czyli tarów Dalej widoczki są niezmiennie zachwycające, kolejna wioska gdzie stajemy na zupę W dolinie widać lotnisko w Manang Śnieżnej pantery, która gdzieś w tych górach występuje niestety nie widziałem ![]() Dalej do Manang szlak prowadzi już wzdłuż drogi, gdzie co chwila tumany kurzy wzbijają jeepy i ciężarówki Przed naszą kolejną bazą widzimy po raz pierwszy pasące się jaki 😊 Manang to trochę większa wioska w okolicy. Ma sporo sklepów i dużą bazę noclegową. Nam się trafia fajny tea-house z piekarnią w parterze i dobrą restauracją. Degustuję ser z jaka i kolejny dal bhat. W planach jest dwudniowy postój z wejściem na jakąś górkę następnego dnia aby zrobić lepszą aklimatyzację. Przymierzamy się do Ice Lake ale okazuje się, że jeden z naszych towarzyszy gorzej się poczuł i to chyba nie od wysokości. Pakujemy w niego gorącą herbatę i zupę czosnkową oraz wkładamy na całą noc i następny dzień do śpiwora w pokoju. Jutro odpuścimy Ice Lake, bo to jest wyprawa na cały dzień a nie wiadomo, czy nie będzie trzeba zmienić planów… c.d.n. |
Autor: | hiszpan [ 16 Maj 2025 16:45 ] |
Temat postu: | Re: Przez masyw Annapurny |
Tak to bywa na takich wyprawach, że życie czasami pisze niespodziewane i nieplanowane scenariusze. Jak czytaliście poruszamy się w bardzo komfortowy sposób, nie robiąc dziennie dużych przewyższeń – tak max. 500-600 metrów w górę i nie pokonując wielkich odległości. To sprawia, że ten trekking jest naprawdę relatywnie "łatwy", przyjemny i dostępny dla większości. Ale to wszystko pod warunkiem, że jesteśmy zdrowi i mamy siły. Jako grupa trzymamy się razem i chwilowa choroba jednego z nas sprawia, że musimy się naradzić jak dalej działać. Akurat na szczęście wypadło, że mamy jeden dzień przestoju w Manang więc po zadbaniu o naszego współtowarzysza umawiamy się z Tiką, że zrobimy jakąś mini-aklimatyzację niedaleko wioski. Ice Lake musi poczekać na inne czasy ![]() Akurat na przeciwległym zboczu jest szlak do zapomnianej i opuszczonej wioseczki, który prowadzi prawie na 3900m i da się go ogarnąć w około 5 godzin. Co ciekawe, większość turystów właśnie w Manang robi sobie dzień przerwy więc wioska pełna jest wałęsających się i najwyraźniej znudzonych Szerpów. Ale o naszych zuchów zadbał Tika i wygania ich wszystkich na tą samą górkę, na którą i my się dziś wspinamy 😊 – oczywiście na pusto bez żadnego bagażu. Dzień jest piękny i okoliczne szczyty prezentują się znakomicie Jest stromo ale ponieważ idziemy na luzie więc nie jest to żadnym problemem. Wspinamy się wzdłuż Gangapurna Lake i dokładnie pod szczytem Gangapurny (7455m) i Annapurny III (7555m). Te dwa szczyty dominują krajobraz nad wioską Manang. Krajobraz doliny gdzie leży Manang ze szczytu też jest powalający. W Manang można sobie przedłużyć trekking i dojść aż do Tilicho Lake. Tam trzeba w okolicy zanocować aby z powrotem wrócić na szlak w kierunku przełęczy Thorang-La. To rozwidlenie jest tuż za wioską. W moim planie nie ma Tilicho Lake, jutro pójdziemy bezpośrednio z Manang w drugą dolinę w kierunku Yak Kharka właśnie w tę stronę: Ale tymczasem cieszymy oczy widokami z lokalnych szczytów. Gangapurna wraz ze swoim lodowcem Na szczycie opuszczona wioska Gdzieś niedaleko padło młode cielę i powoli w jego kierunku zlatują się wielkie sępy himalajskie Jestem zdziwiony bo jest dość wysoko do wioski a zwierząt widzimy sporo. Oprócz stad krów są też przepiękne konie Robię też fotę z daleka śmigłowcowi, który zagłuszył nagle ciszę pięknej doliny Znowu coś się ciemnego zbiera na horyzoncie na niebie. Ruszamy w dół z powrotem do Manang. Wioska ma zadziwiająco dużo sklepów co po chwili zastanowienia nie dziwi. To jest ostatnie miejsce na szlaku, gdzie da się dojechać pojazdem transportowym. Dziś rano odkryłem, że zapomniałem zapakować grubych spodni do trekkingu, od jutra już będzie więcej wiatru i mrozu a mam tylko lekkie bojówki. Moja rozterka trwa tylko chwilę kiedy odkrywam, że są tu też sklepiki ze sprzętem turystycznym. Po 15 minutach wychodzę z profesjonalnie uszytymi wodo- i wiatroodpornymi spodniami do wspinaczki, brandowanymi znaną marką (wyglądają mega solidnie i sprawdziły się super do końca wędrówki). Mój portfel jest lżejszy o …… 65zł! Taki tu jest klimat… Sprawdzamy kolegę, który przespał ponad dobę i powoli dochodzi do siebie i decydujemy się na obiad zjeść burgery z jaka, reklamowane przez knajpkę w naszym tea-housie. Generalnie chciałem unikać takiego jedzenia podczas trekkingu aby nie mieć za dużo przygód żołądkowych ale dziś wyjątkowo postanawiamy zaryzykować 😊 Jak smakuje jak? Jak jak 😉 Prywatnie zostanę przy wołowinie 😊 Jest wczesne popołudnie, piękna pogoda więc można zrobić pranie i rozwiesić na zewnątrz z nadzieją, że wyschnie Z tarasu tea-house takie widoczki Cały wieczór schodzi nam na pogawędkach z innymi wspinaczami w tea-housie. Na zewnątrz zapada zmierzch z pięknymi kolorami. W tea-house panuje radosna atmosfera, wszyscy już zasmakowali krajobrazów i łatwego szlaku i są gotowi na drugi, już znacznie trudniejszy etap wędrówki – wejście w strefy powyżej 4000 metrów, gdzie przez najbliższe dni czekają na nas mrozy, wiatry, niewygody i znacznie większe przewyższenia 😊. Nie możemy się doczekać! Stay tuned… |
Autor: | Kri$ [ 17 Maj 2025 00:01 ] |
Temat postu: | Re: Przez masyw Annapurny |
Pokaż te spodnie ![]() ![]() |
Autor: | hiszpan [ 17 Maj 2025 21:33 ] |
Temat postu: | Re: Przez masyw Annapurny |
Żegnamy spokojne doliny, wędrówki wśród zakurzonej drogi i łatwe podejścia. Czeka nas na najbliższe dni już tylko kierunek w górę. Zostawiamy za sobą również zieleń. Idziemy w wyraźnie wyższe partie Himalajów, gdzie czekają nas skały i karłowata roślinność dobra dla jaków. Początek nie jest zły, słonko przypieka mocno więc trzeba się porządnie posmarować kremem do opalania. Przed nami kilka wiosek, do których dostawy odbywają się już tylko za pomocą mułów i koni. I takie zaprzęgi mijamy na szlaku kilkakrotnie Znika gdzieś szum cywilizacji i otoczenia, wchodzimy w dzikie, puste góry. Im wyżej tym robi się piękniej Po drodze tylko jedna wioseczka, tu też widywane są śnieżne pantery Tu też zaczynają się duże stada jaków. Pierwsze osobniki wzbudzają naturalną reakcję ciekawości ale potem widzimy ich tak dużo, że po paru godzinach mijamy kolejne grupy zwierząt nie oglądając się za nimi… lubią się co chwila tarzać w pyle... No ale są niesamowicie fotogeniczne 😊 Kilka razy zdarza się nam spotkać turystów idących w dół. A także sprowadzanych w dół na mułach i koniach: Dziwi mnie to początkowo dopóki nie zagaduję do takiej wracającej pary wyglądającej na rodaków. No i oczywiście chodzi o chorobę wysokościową. Przed nami 4000 metrów i wyżej i nie każdy organizm jest w stanie (nawet pomimo leków) wytrzymać bez kłopotów i bólu głowy. Tak to wygląda, cieszę się w duchu, że mi nic na dużej wysokości nie będzie. 2 lata wcześniej wszedłem na Kilimandżaro (5900m n.p.m.) i obyło się bez problemów. Trzymam też kciuki za resztę naszej ekipy, z której trójka będzie po raz pierwszy na takiej wysokości. Na szczęście u nich też nie było objawów. Eeech jak tu pięknie! Hołdując zasadzie „nie za dużo na raz” zatrzymujemy się na nocleg równo na 4000 metrów w osadzie Yak Kharka Przy jednym z tea-housów dziewczyny robią pranie 😊 Na tej wysokości śpiwór na noc jest już mocno wskazany. Nasz tea-house ma dużą knajpkę gdzie wszystko musi być dowiezione na mułach ale menu jest jak zwykle bogate. Koza oczywiście wieczorem też odpalona. Jem nieśmiertelny Dal Bhat na kolację i masala omlet z chlebkiem tybetańskim na śniadanie 😊 Ten zestaw jakoś mi najbardziej odpowiada. W tym tea-housie jest również możliwość wzięcia prysznica. W małym pomieszczeniu jest zamontowany piecyk gazowy (butle przyniosły muły) i za niewielką opłatą można mieć nawet ciepłą wodę. Trochę to działa zerojedynkowo bo albo jest lodowata albo supergorąca ale da się 😊 Humory cały czas nam dopisują i wieczór spędzamy na grze w karty. Sporo sąsiednich stolików robi dokładnie to samo. Już widzimy znajome twarze i powoli tworzymy wspólnotę idącą w tym samym kierunku i celu! Jutro już poważniejsza wspinaczka, mamy w planach przewyższenie prawie 850m! c.d.n. |
Autor: | thurin.cz [ 18 Maj 2025 20:59 ] |
Temat postu: | Re: Przez masyw Annapurny |
Szedłem trasę wokół Annapurny a potem jeszcze do Annapurna Bace Cump w 2012 roku. Patrząc na Twoje zdjęcia muszę powiedzieć, że bardzo wiele się zmieniło. Na pewno jedno nie- góry wciąż są niesamowicie piękne. Do tego ludzie na miejscu i na szlaku. Niepowtarzalny, magiczny klimat. |
Autor: | hiszpan [ 18 Maj 2025 21:30 ] |
Temat postu: | Re: Przez masyw Annapurny |
Do tej pory każdy poranek witał nas pięknym słoneczkiem i widoczkiem ośnieżonych szczytów. Dziś jest po raz pierwszy inaczej. Wiszą niskie chmury i czuć wilgoć w powietrzu. Trzeba ubrać się już odpowiednio cieplej. Robimy szybką naradę z Tiką. Mamy zarezerwowane pokoje w High Camp i Tika chce się upewnić, że na pewno tam pójdziemy dzisiaj od razu. Jest jeszcze Thorang Pedi po drodze gdzie awaryjnie można także zanocować. Nastawiamy się psychicznie na High Camp (to powyżej 4800 metrów) i ruszamy Jedna jedyna wioseczka po drodze Praktycznie cały dzień idziemy pod górę wąskim wąwozem. Wysoka roślinność zanikła prawie zupełnie, warunki temperaturowe są znośnie, na szczęście nie wieje Szlak wije się po obu stronach wąwozu, przechodzimy raz na jedną raz na drugą stronę Na zboczu wysoko wypatrzyłem gniazdo orłosępa, uczy młode latać ale jego samego ciężko złapać na tle skał W końcu dochodzimy do schroniska Thorang Phedi Tu obowiązkowa herbatka imbirowa i coś lekkiego na ząb – wszyscy bierzemy rice pudding, który zadziwiająco najlepiej smakuje na tych wysokościach Obok stado dzikich tarów Do High Camp został nam tylko 1 kilometr i …. prawie 400 metrów przewyższenia. Wydaje się, że krótko i łatwo ale będzie to mój najtrudniejszy odcinek na całym szlaku Wydaje się, że High Camp jest tuż tuż za rogiem ale w rzeczywistości ten kilometr pokonujemy w prawie półtorej godziny! Czuć już bardzo niedobór tlenu w powietrzu. Tika nas pilnuje i co chwila przypomina – Bistari, Bistari! Co znacza „wolniej, wolniej”. Nawet szerpowie, którzy wchodzą równolegle z nami robią sobie przystanki co 15 minut. W połowie podejścia sypie ostro śniegiem No ale za załomem już widać High Camp co oczywiście dodaje skrzydeł Udało się. Nic już nie będzie trudniejsze na tym trekkingu... High Camp to kilka baraków z pokojami, centralna latryna i budynek restauracji, gdzie wszyscy się schodzą. Niestety nie ma kozy więc trzeba być ubranym w środku również. Po południu temperatura w High Camp to -5C. W nocy wg prognozy spodziewamy się nawet -12C. Niestety chmury trzymają się mocno i nie ma zapowiadanych ładnych widoczków na okalające szczyty ☹ Zaraz po zrzuceniu bagażu mam ochotę na zupę czosnkową Może nie być jedzenia na ciepło, herbaty itp. ale wifi jest zawsze w każdym tea-housie, nawet w takim miejscu jak High Camp ![]() A na kolację tym razem trzeba zjeść coś treściwszego – jutro atak szczytowy. Spożywamy głównie makaron. Oczywiście prowiant do restauracji przyniosły muły Zaplanowaliśmy pobudkę o 4.00 aby zaraz już wyjść na szlak. Na szczęście można wcześniej położyć się spać (ależ błogosławię dziś mój ciepły śpiwór 😊) i troszkę zregenerować się do rana. Atak szczytowy zaplanowany na 4.30 rano. W nocy budzę się za potrzebą, czołówka na głowę i idę szukać latryny. Za drzwiami uderza mnie śnieżyca! Zła wiadomość, że wieje i śnieży ale też dobra, że śnieg przyniósł lekką poprawę temperatury i nie jest tak przeraźliwie mroźno. No nie ma bata, nikt nie ma prawa narzekać. Doszliśmy już tak wysoko, że trzeba z rana postawić kropkę nad „i” i zdobyć tą przełęcz… Stay tuned! |
Autor: | hiszpan [ 19 Maj 2025 19:45 ] |
Temat postu: | Re: Przez masyw Annapurny |
Atak szczytowy! To magiczne hasło skłania do niesamowitej ekscytacji ale też jest zapowiedzią pewnego dużego wysiłku, który trzeba ponieść na koniec wspinaczki. Doszliśmy już po tylu dniach do tego punktu w czasie, w którym ogłaszamy nasz własny atak szczytowy. Nie wchodzimy dziś na żaden szczyt oczywiście tylko na przełęcz. Czeka na nas wysokość 5416 m n.p.m. Niemało ale dziś nocujemy na 4800m. Trzeba wstać o tej 4 rano, napić się gorącej herbaty, coś przekąsić (kompletnie nie chce mi się jeść) oraz z czołówką na głowie ruszyć w ten ostatni odcinek Ok. 4.30 powoli już się rozwidnia W nocy spadł śnieg, którego byłem świadkiem, więc High Camp wygląda troszkę inaczej z rana. Niestety mgła i chmury nie ustąpiły więc czeka nas wędrówka bez widoczków na początek. Jest raptem -5C więc nie tak strasznie dotkliwie. Do przełęczy mamy około 3 godzin wspinaczki z High Camp. Tylko w górę ale już nie tak stromo jak wczoraj po południu. Ruszamy w mleko: Wybaczcie brak dużej ilości fajnych fotek ale skupiałem się na wspinaczce zamiast na uwiecznianiu białego krajobrazu Wychodzimy powyżej pokrywy chmur, widok nieziemski 😊 Około 6 rano pojawia się słońce nad odległymi szczytami Wspinaczka w słońcu zdecydowanie jest przyjemniejsza! Nie wszyscy dają radę, mija nas cała grupa wspinaczy podróżująca w górę na mułach i koniach. Bisteri, Bisteri! Zegarek pokazuje metry w górę, dzielę sobie ten dystans na pojedyncze setki metrów i zdobywam po kolei każdą z nich. Dookoła krajobrazy wysokich Himalajów Już w oddali widać koniec wspinaczki – przełęcz W końcu jest! Zdobyliśmy wszyscy przełęcz Thorong-La na wysokości 5416 m n.p.m. ![]() Ale radocha! Wyciągam polską flagę i robimy sesję Za chwile robi się zabawnie bo podchodzi do nas grupa z Indonezji i chcą pożyczyć naszą flagę do swoich fotek – wystarczy im odwrócić 😊 Ale za chwilę zaczepia mnie młody Izraleczyk i prosi też o naszą flagę, okazuje się, że jego ojciec był marcowym emigrantem z Polski 😊 A na koniec Australijka z korzeniami polskimi (dziadek) również robi sesję z polską flagą. Kto jeszcze ma polskie korzenie i chętny na fotkę z naszą flagą narodową??? Przyznam, że duma mnie rozpiera ![]() Z przełęczy nie ma jakiś spektakularnych widoczków zwłaszcza, że jest dość pochmurno Czeka nas dłuuuugie zejście o ponad 1300m przewyższeń aż do Muktinath. Ale TYLKO w dół już 😊 Gdzieniegdzie szlak wiedzie po płatach śniegu więc trzeba bardzo uważać aby się nie poślizgnąć. Wbrew pozorom to zejście przy szczycie jest trochę niebezpieczne, nie można w każdym razie nic jeszcze lekceważyć. W ramach szybkiego schodzenia w dół wzrasta ilość tlenu więc oddycha się nam coraz lepiej. Szybko połykamy kolejne setki metrów w dół i kilometry szlaku. Rozumiem też dlaczego szliśmy od Manang. Jakby ktoś próbował podejścia od Muktinath to jest to po prostu masakra i rzeźnia! Po kilku godzinach docieramy do pierwszej cywilizacji. Knajpki, z których każda oferuje darmowe wifi. To jest absolutnie towar pierwszej potrzeby dla nas wszystkich aby po prostu dać znać bliskim, że żyjemy i zrobiliśmy to! Na rozwidleniu trzeba nie pomylić szlaków! Muktinath z oddali, nasza dzisiejsza baza Muktinath słynie ze świątyń buddyjskiej i hinduskiej. Są po drodze więc idziemy je zobaczyć. Na początek buddyjska. Na zboczu góry kilometry kolorowych chorągiewek, każda z zapisaną modlitwą W świątyni buddyjskiej pusto. Za to kawałek dalej świątynia hinduska – tam panuje niesamowity harmider i tłok! Wchodzimy pomiędzy na wpół rozebranych pielgrzymów jak jakieś zjawy z gór Dopiero tu widać, że obie świątynie są na wzgórzu, do którego prowadzą gigantyczne, długie i strome schody. My na szczęście w dół 😉 Ale aby każdy pielgrzym mógł dotrzeć do świątyni w Muktinath istnie specjalna służba, która wnosi bardziej niepełnosprawne osoby na wzgórze ze świątynią w taki właśnie sposób: Przy schodach rozłożyli się hinduscy guru, mędrcy i żebracy No niezły folklor, przyznaję, że będąc kilka razy w Indiach nie widziałem czegoś takiego jeszcze! No ale my idąc cały czas w dół w końcu trafiamy na nasz tea-house w mieście. Tam można wziąć gorący prysznic i skorzystać jak człowiek z porcelany! Niewiele nam do szczęścia brakuje. Jest słoneczko i mega ciepło po mrozach przełęczy. Zamawiamy suty obiad do którego po raz pierwszy na tej wyprawie pozwalamy sobie na lokalne piwko! Ja biorę momo czyli lokalne pierogi. Wooow, zrobiliśmy to! Jutro ostatni dzień trekkingu, zejście z Muktinath do Jomsom. Znowu droga już tylko w dół. To jeszcze nie koniec – c.d.n. 😉 |
Autor: | Gadekk [ 19 Maj 2025 22:24 ] |
Temat postu: | Re: Przez masyw Annapurny |
Co było w tej budzie na Thorong-La Pass? |
Autor: | hiszpan [ 20 Maj 2025 13:41 ] |
Temat postu: | Re: Przez masyw Annapurny |
@Gadekk przyznaję, że tam nie zaglądałem. Zakładam, że może to miejsce na odpoczynek dla tych co zaniemogli po dojściu na przełęcz. |
Autor: | hiszpan [ 20 Maj 2025 21:32 ] |
Temat postu: | Re: Przez masyw Annapurny |
Muktinath leży całkiem wysoko bo na 3762m n.p.m. ale dla nas percepcyjnie to już niziny 😊. Wyspaliśmy się fantastycznie zwłaszcza, że nie mamy pośpiechu z dzisiejszym wyjściem i zbieramy się bardzo powoli. Rano znowu zaświeciło słońce i z tarasu tea-house mam widoki na wysokie Himalaje. Tu akurat bardzo dobrze widać kolejny ośmiotysięcznik – Dhaulagiri (8167 m n.p.m.) Ładna panorama masywy Annapurny zza rogu Teraz widać jak w pięknym miejscu jest położone Muktinath. Część turystów kończy tu trekking i bierze busa do Jomsom, Tatopani lub nawet Pokhary. Dziś miasto jest w kompletnej przebudowie My zamierzamy przejść jeszcze jeden odcinek do samego Jomsom, ostatnie 15 kilometrów na nogach. Pierwsza część to spacer pośród wiosek plemienia Thakali wzdłuż doliny Kali Gandaki. Z góry mamy świetny widok na bardzo fotogeniczną wioskę Jharkot, usytuowaną na szczycie klifu. Do niej też wejdziemy. Idziemy częściowo wzdłuż drogi a za chwilę dosłownie przez obejścia, pola i zagrody. Rzeczywiście dosłownie zaglądamy przez płot jak żyją miejscowi Mega pomysłowy sposób na zagotowanie wody lub strawy, popularny w co drugim obejściu W połowie trasy zabudowania wiosek kończą się piękną świątynią i zostaje nam wędrówka wzdłuż asfaltowej szosy Przed nami krajobrazy Mustangu, krainy leżącej na północny zachód od przełęczy Thorong-La Do Jomsom idziemy jeszcze skrótem przez skały bardzo pomysłową ścieżką Na jedzonko zatrzymujemy się w ….. miejscowym Hiltonie ![]() Do Jomsom już rzut kamieniem mega zakurzoną szosą Koniec wędrówki – 105 kilometrów w nogach ![]() Tymczasem wyczailiśmy chińskie whisky w pobliskim sklepie za grosze😉 – oczywiście w celach degustacyjnych tylko 😉 Pijemy zdrowie Tiki i Szerpów i żegnamy się już z nimi dzisiaj – no chłopaki się spisali na medal! Dostają swoje koperty z tipem i wszyscy są zadowoleni. Jutro lot przez Himalaje Twin Otterem i odpoczynek w Pokharze. stay tuned! |
Autor: | hiszpan [ 21 Maj 2025 20:33 ] |
Temat postu: | Re: Przez masyw Annapurny |
Lot mamy zaplanowany na 9 rano więc już o 8 meldujemy się na „terminalu” Facet w kantorku robi wielkie oczy i mówi, że za wcześnie przyszliśmy a poza tym to i tak będzie opóźnienie. Hmm no trudno poczekamy w poczekalni. Nasz Twin Otter robi rotację do Pokhary w około 50 minut i oglądamy go dwa razy zanim znowu nas wołają i proszą o zważenie bagażu. Rejestrowy nie może przekroczyć 10kg. Na szczęście wszyscy jesteśmy poniżej i dostajemy takie oto karty pokładowe. Jeszcze kontrola osobista przed bramką. Osobny pokoik per osoba, trzeba wyjąć wszystko z plecaka i wytłumaczyć się z każdej rzeczy. Skanerów oczywiście brak. Oto czeka w końcu na nas DHC-6 Twin Otter linii Tara Air 😊 Lot do Pokhary to tylko około 20 minut. Zgodnie z moimi przewidywaniami nie wzbijamy się jakoś wysoko ale …. sądziłem, że jednak góry będziemy przeskakiwać a nie omijać wężykiem! Trochę widoczków przez okno Nad niektórymi przełęczami przelatujemy bardzo nisko Podchodzimy do lądowania w Pokharze Woow, jak tu gorąco! W Jomsom było około 5C a tutaj jest 28C !!! Juppi – wreszcie ciepełko. Wybrałem bardzo tani hotel niedaleko jeziora i taksówka do niego kosztuje tylko 500 rupii z lotniska A w hotelu… każdy ma duże łóżko, łazienkę z kafelkami i prysznicem z gorącą wodą lejącą się szerokim strumieniem, kibelek porcelanowy i po prostu ciepełko. Cieszymy się tymi warunkami jak dzieci ![]() Właściciel, nieproszony przynosi nam kubełek wypełniony lodem i zimnym piwkiem, no raj po prostu! No nic, trzeba się ogarnąć i ruszyć na zwiedzanie Pokhary, mamy całe popołudnie do wypełnienia. Decydujemy się na spacer wzdłuż Lakeside Road aż do przystani, rejs łódką na drugą stronę i spacerek pod górę do World Peace Pagody. Nic na siłę, mamy czas. Ten dzień w Pokharze to dla nas ma być odpoczynek. Po drodze odkrywamy, ze co drugi sklep na Lakeview Road oferuje ekwipunek górski i turystyczny po cenach …. no dobrych cenach ![]() Na środku jeziora wyspa ze świątynią Tal Barahi. Aby dotrzeć do World Peace Pagoda trzeba zrobić wspinaczkę na wzgórze. Niechętnie to robimy (mamy dość wspinania na miesiąc) ale skoro już tu człowiek dotarł to idziemy. W połowie góry łapie nas wielka tropikalna ulewa. Trzeba ją przeczekać w knajpce z piwkiem i herbatką. Idziemy dalej, na łowy wybiera się tu jakiś drapieżnik. Tak wygląda World Peace Pagoda Z tego wzgórza powinien być piękny widok na obszar Annapurny ale niestety po deszczu ciągle wiszą grube chmury Zeszło się nam troszeczkę a że zrobiło się bardzo po południu to spod pagody wracamy taksówką na Lakeview Road aby zjeść porządny obiad. Ło rety jak tu tanio! Patrzymy na kartę z tymi samymi potrawami co w tea-housach ale ceny są około 5-6 razy niższe. Zadowalam się kolejną porcją momo No i na wieczór zakupy. No tak właśnie wyglądają przykładowe sklepy na Lakeview Road. Dobrze, że mamy zapas wagi w bagażach rejestrowych…. 😉 Jak się domyślacie można kupić absolutnie wszystko (buty, spodnie, kurtki, polary, softshelle, goretexy, koszulki termiczne, plecaki itp.) brandowane dowolną znaną outdorową marką za cenę, po negocjacjach, zwykle dwucyfrową (w złotówkach) Następnego dnia mamy w planach przejazd do Kathmandu. Nasz właściciel hotelu proponuje nam busik z klimatyzacją po przystępnej cenie i decydujemy się na niego. No jak miło i wygodnie śpi się w normalnym łóżku, kiedy jest ciepełko i jutro nie trzeba już wstawać do wspinaczki na mrozie… c.d.n. |
Autor: | hiszpan [ 22 Maj 2025 21:59 ] |
Temat postu: | Re: Przez masyw Annapurny |
Pokhara zrobiła na mnie naprawdę fantastyczne wrażenie. Jest czysto, panuje fajna atmosfera i jest naprawdę co robić. Trochę żałujemy, że spędziliśmy tu tylko jedno popołudnie. Ale na pewno tu jeszcze wrócę. Raniutko jeszcze możliwość rzutu okiem z dachu na Himalaje. Tu widać szczyt Machhapuchhre, prawie 7000 metrów w masywie Annapurny. Czas zabrać się do Kathmandu. Kierowca busika (oczywiście elektrycznego) twierdzi, że dojedziemy w około 8 godzin. Prawda jest jednak bolesna. Droga zajmuje nam okrągłe 11 godzin wliczając dwie przerwy na lunch i podładowanie busa. Wieczorem naprawdę żałujemy, że nie dołożyliśmy trochę kasy i nie przelecieliśmy tego dystansu lokalnym samolotem…. No ale trudno. Trasa Pokhara – Kathmandu to albo korki albo niekończąca się przebudowa lub remont drogi. Tym razem klima nam przydała się nie tyle do schłodzenia wnętrza co do możliwości ograniczenia wdzierania się ton pyłu do środka. Właściciel naszego hotelu w Pokharze doradził nam, abyśmy po drodze zatrzymali się na jedzenie i przepłukanie gardła w browarze Barahsinghe, który znajduje się mniej więcej w połowie drogi. Z dobrej rady zawsze warto skorzystać ![]() Wjeżdżamy na teren browaru, gdzie nad brzegiem rzeki mieści się stylizowana na bawarską gospoda piwna W wyborze piwa pomaga znana nam dobrze deska 😊 Super miejsce na posiłek i przepłukanie gardeł po pyle drogi. Mijamy jeszcze przydrożne wesele W Kathmandu nie pozostaje nam już nic innego jak wieczorna przekąska i spanie. Wynająłem ten sam tani hotel w Thamel co na pierwszą noc. Już nie przez znany portal tylko bezpośrednio od właściciela – wyszło kilkanaście procent taniej. Następny dzień przeznaczony był jako dzień awaryjny na wypadek przedłużenia trekkingu. Skoro wyrobiliśmy się w czasie to w planach jest zwiedzanie Kathmandu. I znowu nasz właściciel hotelu proponuje nam jeepa z kierowcą na cały dzień do dyspozycji i odwiedzenie 4 wybranych zabytków miasta. Dobry pomysł, zwłaszcza, że koszt niewielki na osobę. Zaczynamy od świątyni Swayambhu. Bilet wstępu dla turystów to 500rupii od osoby. Przechadzamy się po kompleksie na luzie bez pośpiechu podziewając budynki klasztoru i świątyń Trzeba uważać na wszędobylskie małpy, coby czegoś nie porwały Ze wzgórza widok na Tergar Osel Ling Monastery No i ładne widoczki Przejeżdżamy z dzikich korkach miasta do Patan, kompleksu byłego pałacu królewskiego z XIX wieku. Tu wchodzimy też do muzeum. Bilet do Patan był droższy – 1000rupii Kolejny punkt na mapie miasta to Pashupatinath Temple (1000 rupii za wejście). To świątynia hinduska i słynne miejsce kremacji zwłok w obrządku hinduskim – takie małe nepalskie Waranasi. Trochę jestem zdziwiony, że można podejść tak blisko i nikt nie robi problemów z robieniem zdjęć Stosy pogrzebowe palą się non-stop. Potem popiół jest zgarniany prosto do rzeki Bagmati. Wszędzie chodzą swobodnie wielkie byki Ostatnim punktem jest wielka Buddha Stupa (400 rupii) No robi wrażenie rozmachem i wielkością Fajny teren dookoła, można zasiąść w jednej z knajpek na dachach kamienic i napić się kawki i piwa. Cały czas jesteśmy w modzie „chillout” – bez pośpiechu i napinki odpoczywamy i relaksujemy się po trekkingu. Po południu i powrocie do Thamel idziemy jeszcze na spacer zobaczyć Kathmandu Durbar Square, który jest niedaleko naszego hotelu. W końcu postanawiamy zrobić coś z naszymi dwutygodniowymi brodami i fryzurami. Znajduję lokalnego barbera ![]() No pełny serwis. Robimy bazę w knajpce naprzeciwko i jeden po drugim oddajemy się w ręce bardzo sprawnego specjalisty od bród i fryzur rodem z Bollywood ![]() Resztę popołudnia spędzamy na wałęsanie się po Thamel, na ostatnich zakupach prezentów i koszulek. Oczywiście tutaj też panuje zatrzęsienie sklepów ze sprzętem turystycznym. Można się tu nawet wyposażyć w komplet na zdobycie Everestu! Wieczorem knajpka na dachu z miłym klimatem… No to już koniec naszej przygody w Nepalu. Na drugi dzień do Szarży zabiera nas znowu Air Arabia i tam przesiadka na kolejny lot do Warszawy już bez wychodzenia na miasto. Wyprawa mega udana, wszyscy już na szczęście zdrowi. Przeszliśmy Annapurna Circuit bez problemów ![]() Teraz z perspektywy mogę powiedzieć, że to nie jest trudny trekking dla osób chociaż trochę chodzących turystycznie po górach. Trzeba poświęcić trochę czasu na trening na 3-4 miesiące przed ale nie musi być to nic specjalnego – bieganie, rower, treningi na siłowni itp. wystarczą dla zdrowego organizmu. Nie bójmy się też samodzielnej organizacji. Na miejscu wszyscy chcą pomóc za rozsądną cenę oczywiście. Ja spełniłem kolejne marzenie, spędziłem super czas z przyjaciółmi a ekipa też jest mega zadowolona! The End. P.S. …a w domu będzie czekać schabowy z ziemniaczkami i kapustą !!! |
Autor: | cart [ 23 Maj 2025 01:22 ] |
Temat postu: | Re: Przez masyw Annapurny |
Super wyprawa! Ile czasu zajęła całość? |
Strona 1 z 2 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ |