Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 11 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 10 Gru 2023 15:45 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Sie 2012
Posty: 671
srebrny
Wszystko zaczęło się niemalże ekstatycznie: radość z promocji i rewelacyjnie ustrzelonego na wakacje biletu W6 z Budapesztu do Nur Sultan (Astana). To było w październiku i dałem szybko znać na forum, żeby i inne osoby mogły skorzystać. Co jakiś czas wracałem do tematu, żeby opracować szczegóły wyjazdu do wymarzonego Kazachstanu i Kirgistanu. Dokupiłem przeloty do Almat i nawet zarezerwowałem parking przy lotnisku w BUD. Wyjazd krok po kroku nabierał kształtów. Aż tu nagle pewnego styczniowego dnia otwieram pocztę i co?

We regret to inform you .. etc.

Tak nie zaczyna się nic dobrego.. Wizzair wyciął wszystkie przeloty do NQZ! “Ale ze mnie bambik” - pomyślałem. I co teraz? Prawdziwy dylemat, bo żeby było niedrogo w lipcu/sierpniu i ciekawie, to trudna sprawa. Ostatecznie wyszło, że przelot do Baku z Budapesztu wychodzi całkiem w porządku cenowo. Pojawiło się przy tym sporo pytań, czy nie będzie za gorąco, czy będzie tam w ogóle co robić? Z takimi myślami mimo wszystko zdecydowaliśmy się na zakup i już parę miesięcy później nasza trójka (żona, dziesięcioletnia córka i ja) mieliśmy okazję to sprawdzić.

Ponieważ wylot był o 5:00 nad ranem (wielkie dzięki Wizzair!!! :) ), zatrzymaliśmy się w Vecsés, stamtąd jest raptem 5 minut samochodem na lotnisko. Szczęśliwie dojechaliśmy na Węgry na popołudnie, bo w samym miasteczku główną atrakcją był hipermarket Tesco, a coś co można by uznać za centrum sprawiało wrażenie wymarłego.

Dzień 1

Rano wszystko poszło zgodnie z planem, na lotnisku w BUD kontrola wielkości bagażu podręcznego i nasze niedawno zakupione plecaki (plecak-na-bagaz-podreczny,1502,36?start=1840#p1595381) przeszły ją wzorowo.

W Baku wylądowaliśmy na Terminalu 2, który wygląda tak sobie, jest mały i niewiele tam jest. Zaraz po wyjściu uczepił nas się “taksówkarz” oferujący przejazd do centrum za 60AZN, łaził za nami krok w krok, a nawet wołał policjanta, żeby ten potwierdził jego wiarygodność. Ja z kolei intensywnie ignorując gościa próbowałem rozmienić wybraną gotówkę z czarnego bankomatu na przylotach (polecam - nie pobrał prowizji). Niestety próba zakupu coli przy użyciu dużego nominału w jedynej kafejce nie powiodła się. Stąd też przespacerowaliśmy się do Terminalu 1, gdzie jest pełna cywilizacja i tam bez najmniejszego problemu pierwszy lepszy kantor rozmienił nam pieniądze. I to wszystko co było nam potrzeba, bo dzięki darmowemu WiFi natychmiast złapaliśmy Bolta i za 6 AZN dotarliśmy do centrum. :D Człowiek czuje się dziwnie płacąc 15zł za 25km, więc zostawiliśmy napiwek i tak już często było z Boltem - tak tanio, że czasami nie warto było nawet jechać metrem czy inną komunikacją w przypadku trzech osób. A warto wspomnieć, że bilet na metro to koszt 0.4AZN czyli … 1PLN. Wystarczy jedna karta na metro/autobusy dla kilku osób.

Po zameldowaniu w hotelu wybraliśmy się po kartę SIM - Bakcell koło centrum handlowego Ganjlik 5GB za 15 AZN oraz coś zjeść. Co do jedzenia to trafiliśmy tak dobrze, że każdego dnia w Baku wracaliśmy do naszej miejscówki. To KarvanSaray zlokalizowany w pobliżu Ganjlik. Pomiędzy 12:00 a 16:00, 5.5AZN za zestaw Business Lunch składający się z zupy , mięsa , ryżu lub innego dodatku, surówki, napoju oraz koszyczka chleba. Elementy do wyboru, przy czym im później tym mniej opcji. Smaczne i cena nie do pobicia.
Image


Jako, że mieliśmy ciągle sporo energii, to pochodziliśmy trochę po Baku, koncentrując się głównie na starym mieście i okolicach.
Image

Image

muzeum książek miniatur
Image

Image



Baku to bardzo kocie miasto
Image


Skąd najłatwiej trafić do Fabryki Snów? Oczywiście z Baku!
Image

Miejsca dalej od centrum to dziwna mieszanka wszystkiego ze wszystkim. Nasz hotel położony był przy ulicy składającej się z przylegających do siebie tak kontrastujących budynków.
Image

Image
_________________
Moje relacje: WIetnam - taki piękny chaos
Singapur, Kuala Lumpur, Japonia
Meksyk: Relacje z podróży » Ameryka Północna » Ale Meksyk!
Chiny: Relacje z podróży » Azja Południowo-Wschodnia »Azja Południowo-Wschodnia »Pekin i Szanghaj - czyli nigdzie nie lecimy


Ostatnio edytowany przez amphi 09 Mar 2024 13:32, edytowano w sumie 2 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
 
      
Przygoda w Afryce: Nairobi, Mombasa, Zanzibar i Dar es Salaam w jednej podróży z Warszawy za 3029 PLN Przygoda w Afryce: Nairobi, Mombasa, Zanzibar i Dar es Salaam w jednej podróży z Warszawy za 3029 PLN
Urlop w Playa del Carmen za 3720 PLN. Loty z Warszawy (z bagażem) i 7 nocy ze śniadaniami w 4* hotelu Urlop w Playa del Carmen za 3720 PLN. Loty z Warszawy (z bagażem) i 7 nocy ze śniadaniami w 4* hotelu
#2 PostWysłany: 11 Gru 2023 19:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Sie 2012
Posty: 671
srebrny
Dzień 2

Dzień zaczęliśmy od zwiedzenia targu Yashil w Baku. W sumie owoce, warzywa i te sprawy … ale zaczepił nas sprzedawca chcący nas koniecznie poczęstować najlepszym kawiorem. Dobrze, że włączył mi się dzwonek alarmowy i zapytałem, bo okazało się, że puszeczka którą wyciągał miała kosztować .. 200zł i to podobno prawdziwa okazja. Niby degustacja miała być za darmo, ale nie, to nie towar dla zwykłych zjadaczy pizzy. :)

Image

Następnie wybraliśmy się do Heydar Aliyev Cultural Center. I tutaj uwaga: w Azerbejdżanie ma się wrażenie, że wszystko co ważne, ładne bądź interesujące nazywa się Heydar albo Aliyev albo jedno i drugie. :)

Miejsce odlotowe i mimo, że cena biletu wstępu (15 AZN/osoba) wysoka jak na Azerbejdżan, to warto. Właściwie to miejsce zarówno z zewnątrz jak i w środku dowodzi, że to w rzeczywistości statek Obcych, sprytnie zakamuflowany jako muzeum - mauzoleum.
Image

Image

Image

Nam najbardziej spodobała się wielka sekcja poświęcona lalkom.
Image

Image

Image

Po muzeum wybraliśmy się na zakupy do hipermarketu w centrum Genclik. Lubimy szukać polskich produktów, a w Azerbejdżanie wybór tychże był naprawdę duży.
Image

Image


Wieczorem jeszcze szybki wypad na nadmorską promenadę, to spory rekreacyjny obszar w którym jest nawet mini Wenecja ;)
Image

Plaże w Baku są kamieniste ;)
Image

Flame Towers (o których dopiero napiszę więcej) to nie jedyny element podkreślający ambicje tego miasta, które trochę próbuje być taką petrostolicą Kaukazu. To co widzicie to .. przejście podziemne. Dużo tam takich!
Image

Do centrum zajrzeliśmy tylko na chwilę, ale było ładnie
Image



Dzień 3, 4, 5 - Xinaliq - część pierwsza

Na kolejny dzień mieliśmy podróż w planach. Chcielibyśmy dojechać do Xinaliq, wioski położonej wysoko w górach.
W pierwszej kolejności należy dostać się na dworzec autobusowy, znajdujący się poza centrum Baku. My dotarliśmy tam Boltem. Warto być trochę wcześniej, bo to duży obiekt, składający się z identycznie wyglądających peronów, na każdym z nich znajduje się taki sam kiosk z przekąskami, a perony oddzielone są kasami biletowymi i jakimiś biurami. Cieszyliśmy się, że kupiliśmy bilety na busik do Quba wcześniej przez aplikację Biletim (uwaga na bardzo toporny interfejs, trzeba trochę pokombinować, żeby dokonać zakupu, cena ponad 5AZN/os). Busik okazał się Hyundaiem w całkiem znośnej jeszcze formie, a rezerwacja miejsc okazała się bardzo przestrzegana. Przekonaliśmy się zresztą, że jedno z naszych miejsc to było takie rozkładane krzesełko, ale nie jechało mi się na nim wcale źle. Grunt to dobre towarzystwo, a podróżowało z nami sporo pań w średnim wieku, które koniecznie chciały znać różne szczegóły z naszego życia, więc trzygodzinny przejazd śmignął błyskawicznie. Do tego droga była w całkiem dobrym stanie.

Image

Z dworca autobusowego w Quba do centrum można dojechać busikiem nr 1 za 0.4AZN, więc poszwędaliśmy się nieco po centrum. Quba to nieduże miasteczko i w moim odczuciu można spokojnie je sobie darować - są małe meczety, dzielnica żydowska etc.
Image


Jedzenie w knajpkach niestety wychodzi drożej niż w Baku, a do tego w zwykłym kebabowym barze naciągali nas na “obowiązkową” opłatę za obsługę.
Wczesnym popołudniem przyjechał po nas swoją Ładą Nivą właściciel domu w którym mieliśmy zarezerwowany nocleg w Xinaliq. Cena 40 AZN, czyli naprawdę niemała jak na ten kraj za ponad godzinną przejażdżkę. Jakby tego było mało to po drodze byliśmy zachęcani do skorzystania z herbaciarni “pod chmurką”. Przezornie zapytałem o cenę - 5 AZN :D i … nie skorzystaliśmy. Aż takimi Bambikami nie jesteśmy. Na plus oczywiście widoki.
Image

Trzeba tutaj powiedzieć więcej o samym Xinaliq, bo to wyjątkowe miejsce. Położone na wysokości blisko 2200 m n.p.m. i do tego trudno dostępne, zwłaszcza do 2006 roku kiedy to utworzono znośną drogę. Nie ma tutaj kawiarenek czy hoteli ani nawet pensjonatów, ale są dwa “markety” z cenami niższymi niż można by się spodziewać w takim miejscu. Spać można wynajmując pokój u lokalnych rodzin, ale o tym później, bo to cała historia. Domów w miejscowości jest podobno 380, choć wydaje się, że jest znacznie mniej. Może to zasługa specyficznej tarasowej budowy, dach jednego domu jest często podwórkiem kolejnego itd. Mieszkańcy twierdzą, że są potomkami Noego, mówią we własnym dialekcie, zachowują dawne tradycje i zwyczaje. Podobno jeszcze do niedawna istniała klanowa struktura, gdzie każdy z klanów miał swój własny cmentarz, meczet i starszyznę. Ludzie tutaj utrzymują się ze sprzedaży produktów odzwierzęcych - mięsa, mleka i przetworów, miodu oraz wełnianych ubrań. Szczególnie tradycyjne kolorowe wełniane skarpetki są ciekawym wyrobem. Zimy są ciężkie, bo temperatura spada do -30 stopni.

Tutaj parę zdjęć z Xinaliq

Nawet zrobienie prania to niełatwa rzecz
Image

Image

Image

Mydło i powidło w lokalnym sklepie
Image

Jako opał służy łajno wymieszane z sianem. Cegiełki tego typu rozsiane są po całym Xinaliq.
Image

Image

W Xinaliq jest poczta i szkoła. Dwa najporządniejsze budynki

Image

Cmentarze nowe i bardzo stare podobno zajmują większą powierzchnię niż Xinaliq
Image

Wkrótce więcej informacji o naszym pobycie w Xinaliq.
_________________
Moje relacje: WIetnam - taki piękny chaos
Singapur, Kuala Lumpur, Japonia
Meksyk: Relacje z podróży » Ameryka Północna » Ale Meksyk!
Chiny: Relacje z podróży » Azja Południowo-Wschodnia »Azja Południowo-Wschodnia »Pekin i Szanghaj - czyli nigdzie nie lecimy
Góra
 Profil Relacje PM off
11 ludzi lubi ten post.
 
      
#3 PostWysłany: 11 Gru 2023 20:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Sty 2012
Posty: 5506
HON fly4free
@amphi Fajna relacja, córce podobało się w Azerbejdżanie?
_________________
Do tej pory m.in.: Algieria, Côte d'Ivoire, Etiopia, Gambia, Ghana, Rwanda, Senegal, Uganda || Indie, Indonezja, Iran, Kazachstan, Kirgistan, Liban, Malezja, Oman, turecki Kurdystan, Uzbekistan || Boliwia, Brazylia, Meksyk + Europa.
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
amphi lubi ten post.
 
      
#4 PostWysłany: 12 Gru 2023 07:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Sie 2012
Posty: 671
srebrny
@nelson 1974 dziękuję! Tak, podobało się i to bardzo, przede wszystkim dlatego, że dużo się działo, jeździliśmy w nowe miejsca i nie było szans się nudzić. Czyli tak jak zawsze podczas naszych wyjazdów. Do tego częste wypady na lody zawsze podnoszą satysfakcję dziecka z wyjazdu :D Obawialiśmy się wysokich temperatur, które mogłyby bardzo zepsuć ten wyjazd, ale okazało się, że w Baku pogoda była ... bardziej znośna niż w tym czasie w Polsce (może to zasługa morza?), w Xinaliq wiadomo góry i od razu dużo mniej stopni. Najgorzej pod tym względem było w Nachiczewanu. Tam rzeczywiście między 12:00 a 16:00 są straszne upały. No, ale w Nachiczewanu załatwiliśmy to tak, że wyjeżdżaliśmy wcześnie rano, żeby zwiedzać, potem 12:00 do 17:00 w hotelu (dobre książki i Nintendo Switch były pomocne), a następnie jakieś zakupy, jedzenie etc.
_________________
Moje relacje: WIetnam - taki piękny chaos
Singapur, Kuala Lumpur, Japonia
Meksyk: Relacje z podróży » Ameryka Północna » Ale Meksyk!
Chiny: Relacje z podróży » Azja Południowo-Wschodnia »Azja Południowo-Wschodnia »Pekin i Szanghaj - czyli nigdzie nie lecimy
Góra
 Profil Relacje PM off
nelson 1974 lubi ten post.
 
      
#5 PostWysłany: 12 Gru 2023 22:12 

Rejestracja: 29 Maj 2011
Posty: 401
Loty: 178
Kilometry: 329 695
niebieski
@amphi byl snieg na najwyzszych szczytach? Mysle nad wyjazdem w przyszlym roku koncem lata
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 13 Gru 2023 08:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Sie 2012
Posty: 671
srebrny
@agnieszka.s11 w samej okolicy Xinaliq szlaki są mniej więcej na wysokości 2200m npm więc było ciepło. Wysokość najwyższych okolicznych szczytów to ok. 4200m npm i też nie było na nich widać śniegu.

EDIT: analizuję zdjęcia i widzę nieco śniegu gdzieniegdzie. Postaram się umieścić wkrótce, żeby dało się ocenić sytuację.

Gorąco zachęcam do wybrania się w te rejony! Praktycznie nie ma na szlakach nikogo oprócz pasterzy. W następnym odcinku napiszę więcej o kwestiach noclegowych, bo o tym trzeba wiedzieć jako, że to najsłabsza rzecz tam.
_________________
Moje relacje: WIetnam - taki piękny chaos
Singapur, Kuala Lumpur, Japonia
Meksyk: Relacje z podróży » Ameryka Północna » Ale Meksyk!
Chiny: Relacje z podróży » Azja Południowo-Wschodnia »Azja Południowo-Wschodnia »Pekin i Szanghaj - czyli nigdzie nie lecimy
Góra
 Profil Relacje PM off
agnieszka.s11 lubi ten post.
 
      
#7 PostWysłany: 06 Sty 2024 13:55 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Sie 2012
Posty: 671
srebrny
Dzień 3, 4, 5 - Xinaliq - część druga

Ostatnio pisałem o drodze do Xinaliq i samej miejscowości, to teraz byłby czas na przybliżenie Wam naszego noclegu. Jest o czym pisać! :D Wybraliśmy miejsce które miało znakomite opinie: Ecomama in Xinaliq. Mieliśmy już wcześniej do czynienia z noclegami podczas trekkingów w górach w Kaukazie ( krajobraz-z-krowa-czyli-trekking-mestia-ushguli,214,168763 ) i były zadziwiająco dobre: oczywiście nie było żadnych luksusów, ale mieliśmy czysty pokój, dostęp do łazienki z ciepłą wodą, wygodne łóżka, a nade wszystko przepyszne domowe jedzenie i przemiłych gospodarzy. Wiedzieliśmy więc czego się spodziewać.. A jednak! W Xinaliq było inaczej :D Nasz gospodarz wskazał nam nasz pokój i natychmiast znikł. To że nie dał nam klucza, to w sumie nic dziwnego, bo nasz pokój …. nie miał drzwi. :D Zamiast tego nad wejściem wisiała kotara. Miał też okno, ale na korytarz. Pokój w zasadzie był premium, z wyposażeniem niedostępnym nawet w Hiltonie, bo zawierał stół z krzesłami na dwanaście osób i kanapę z pluszakami. Co do formy toalety byliśmy świadomi wcześniej: była w formie wychodka z narciarzem (bardzo czysta!), a za umywalkę robił zbiorniczek na zewnątrz do którego gospodarz nalewał od czasu do czasu wodę. Myśleliśmy, że nie ma prysznica, ale kolejnego dnia po trekkingu mieszkający w sąsiednim pokoju Węgrzy uświadomili nas, że prysznic … jest. Gospodarz z dużą niechęcią zaprowadził nas do części mieszkalnej domu i okazało się, że jest coś co z powodzeniem robi za prysznic, była to budowla z kartonu obitego folią. Ale działała rzeczywiście dobrze! Nocleg był też wyposażony w niesamowicie przyjacielskiego psa i wesołą i odważną trzyletnią córeczkę gospodarzy.


Nasza umywalka

Image

Toaleta (skrywa “narciarza”)

Image

Zdjęcie gospodyni z młodości i jednocześnie ozdoba naszego pokoju

Image

Widok z naszego podwórka

Image

Chodziliśmy spać z kurami. :D Kury na dole, my na górze. :D

Image



Image

Bardzo miłym rytuałem był rozpalany każdego dnia rano samowar. Wyjątkowe, ale dość skomplikowane, cały proces trwał około godzinę.

Image



Wieczorem dłuższą chwilę zajęło nam zajęcie odpowiedniej pozycji w łóżku, bo materac w niektórych miejscach był zapadnięty, w innych z kolei straszył groźnie wybrzuszoną sprężyną. Można by nawet porównać go do trójwymiarowej mapy otaczających nas terenów. :)
Kiedy już odpowiednio powyginany zasnąłem obudził mnie dziwny dźwięk, niestety trudny do zignorowania ze względu na swoją nieregularność. Okazało się, że jedno z okienek na korytarzu było luźne i brzęczało na silnym wietrze. No nic, wyglądało jakby właścicielom to nie robiło żadnej różnicy, więc prowizorycznie naprawiłem je w nocy sam :D

Śniadanie okazało się chlebem pokrojonym na małe kawałki, sprawiającym wrażenie jakby miał z tydzien oraz serem i jajkami. Co do chleba to mam teorię, że ma on określony cykl życia: najpierw zjada go rodzina gospodarza, potem skrawki daje się gościom, a następnie to co zostaje idzie dla kur. ;)

Po nocy pełnej wrażeń czekał nas trekking, bo postanowiliśmy przejść trasę Xınalıq - Qalaxudat w obie strony, co daje łącznie 16km. Poziom trudności był niski, bo szlak wiedzie oczywiście w górach, ale prawie po płaskim. Co prawda na tej wysokości temperatury są już trochę niższe niż u dołu, ale dobrze przygotować się od strony ochrony przeciwsłonecznej, bo trasa jest zupełnie pozbawiona cienia. Do tego brak innych wędrowców - podczas całej wędrówki nie spotkaliśmy na szlaku nikogo innego oprócz paru pasterzy i lokalnej dzieciarni.

Xinaliq widziane ze szlaku
Image

Image

Image

Image

Image

Podczas wędrówki widzieliśmy wielokrotnie olbrzymie ptaki drapieżne, szybujące majestatycznie na niebie. Absolutnie wspaniałe wrażenia i widoki!

Gdy wróciliśmy zadowoleni ze szlaku czekały na nas jeszcze występy artystyczne w wykonaniu lokalnej młodzieży

Image

Poza tym to naprawdę pozostaje rozrywka we własnym zakresie, jakaś książka czy gra planszowa to konieczność, bo przed domem nawet nie było ławeczki, żeby usiąść i cieszyć się niesamowitymi widokami. Długo po Xinaliq nie da się też spacerować, bo jest bardzo ciasno i ciągle chodzi się po czyimś podwórku/dachu. My mieliśmy to szczęście, że w pokoju obok mieszkała bardzo fajna para, a że jak wiadomo Polak - Węgier dwa bratanki :) to wdaliśmy się w różne dyskusje i czas nam szybko śmignął i nawet bardzo przydał się ten stół na dwanaście osób w naszym pokoju. :D

Kolacja, cóż nie była zachwycająca, ale na tym etapie nie mieliśmy żadnych złudzeń, że będzie inaczej. Nie zdziwiło nas już nawet, że nasza Węgierka która była weganką i wcześniej prosiła o coś odpowiedniego dla siebie, nie dostała nic, a gdy próbowała coś wskórać dowiedziała się, że może sobie zjeść sam ryż (biały, bez żadnych dodatków).

Wieczorem jeszcze pojawili się nowi goście - Polak wraz z synem, a że przyjechali wypożyczonym samochodem uznaliśmy to za szansę, żeby ewakuować się z tego miejsca o jeden dzień wcześniej, bez płacenia gospodarzowi dodatkowych 40AZN za zjazd na dół. Mieliśmy wcześniej plany na trudniejszy trek Galakhudat - Griz i pewnie byłby piękny, ale… Tu kompletnie nie chodzi o warunki, bo różne rzeczy zdarzało nam się znosić, wiele z niedogodności (jak np. toaleta) było usprawiedliwionych i spokojnie moglibyśmy jeszcze tak pobyć, ale o nastawienie gospodarzy. Nocleg był nawet trochę droższy niż nasz hotel w Baku. Natomiast niewiele kosztuje upieczenie domowego chleba, zadbanie o najbardziej podstawowe naprawy czy drobny gest w postaci najprostszej ławki przed domem, ale do tego trzeba, żeby traktować kogoś jak człowieka, a nie jak bambika - naiwne źródło pieniędzy. I szkoda, że jest tyle świetnych opinii tego miejsca w necie, bo widać, że ludzie kierując się źle rozumianą życzliwością i sympatią do gospodarzy wypisują nieprawdę. Może gospodarze nie rozumieją jeszcze do konca koncepcji i trochę trzeba ich uświadomić o co chodzi z tą turystyką. :) A jak powiedziała nam Węgierka, drugie możliwe miejsce noclegowe w Xinaliq jest znacznie, ale to znacznie gorsze (też ma znakomite opinie w necie :D ).

Xinaliq i okolice są wyjątkowe i to, że nie ma sensownych noclegów pomaga ochronić magię tego miejsca. Szczęśliwie rozwój miejscowości jest ściśle nadzorowany i nie tylko budowa nowych, ale i remont istniejących budynków musi spełniać wiele wymagań. Sprytnym rozwiązaniem jest więc wypożyczyć samochód, znaleźć sensowny nocleg u podnóża Xinaliq, przyjeżdżać na trekkingi rano i wracać wieczorem. Myślę, że można by też pokombinować z namiotem.

Cokolwiek by nie mówić, było to wyjątkowe przeżycie i usatysfakcjonowani pięknymi górami i naśmiewając się z noclegu, wróciliśmy w świetnych humorach do Baku. CDN
_________________
Moje relacje: WIetnam - taki piękny chaos
Singapur, Kuala Lumpur, Japonia
Meksyk: Relacje z podróży » Ameryka Północna » Ale Meksyk!
Chiny: Relacje z podróży » Azja Południowo-Wschodnia »Azja Południowo-Wschodnia »Pekin i Szanghaj - czyli nigdzie nie lecimy
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
 
      
#8 PostWysłany: 10 Sty 2024 18:19 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Sie 2012
Posty: 671
srebrny
Dzien 6, 7 - dojazd do Baku, zwiedzanie miasta i okolic

Wróciliśmy dzień wcześniej niż planowaliśmy z Xinaliq, więc mieliśmy trochę czasu na szwędanie się po mieście i okoliczne atrakcje które wcześniej uważaliśmy za opcjonalne.

Poniżej znajdziecie trochę spostrzeżeń z tych dni.

Reklamy w metrze są specyficzne

Image

Meczet Heydar (no jakże by inaczej miał się nazywać :) ) jest pięknie oświetlony wieczorem

Image

W Baku jest mnóstwo knajpek w których siedzą wyłącznie mężczyźni i popijają .. herbatę. I koniecznie w coś grają, zazwyczaj w Tryktraka.

Image

Właściciele samochodów w Baku sprawiają wrażenie, jakby zajmowali się pucowaniem swoich cacek, gdy tylko nimi nie jeżdżą

Image

A oto azerskie Porsche

Image

Jest sporo chińskich samochodów i trzeba przyznać, że wyglądały całkiem nieźle. Wielki kontrast w stosunku do tego co widzieliśmy w Chinach raptem 6 lat temu.

Image

Image

Image


Autobusem można dostać się do świątyni ognia. Historia ciekawa, bo do Azerbejdżanu, krainy ognia, pielgrzymowali niegdyś ludzie nawet z Indii. Sama świątynia to parę minut zwiedzania, pozostawiłbym ją jedynie w planach, gdy ktoś ma sporo czasu w Baku.

Image

Image

Ze świątyni szybki Bolt za parę złotych i już byliśmy w twierdzy Ramana. No i znowu, to niewielka budowla, do której dzierży klucze żwawa Azerka i gdy tylko widzi potencjalnych zwiedzających śpieszy, żeby za opłatą kilku azn wpuścić do środka. Nie ma tam za bardzo co zwiedzać, ale można wdrapać się na ściany i podziwiać widok na dawne i nowsze pola naftowe.
Cała okolica zresztą ma taki naftowo-industrialny charakter i już sama przejażdżka Boltem jest ciekawa. Pola noszą przydomek James Bond Fields, z racji tego, że kręcono tutaj “The world is not enough”.

Image

Image

Na wieczorny spacer warto się wybrać w okolice Flame Towers. Najlepiej dojechać autobusem w okolice budynków parlamentu i stamtąd można przejść Martyrs' Lane w kierunku Highland Park, gdzie jest rewelacyjny widok zarówno na Flame Towers jak i na miasto z linią brzegową.

Image

Image

Image

Image
_________________
Moje relacje: WIetnam - taki piękny chaos
Singapur, Kuala Lumpur, Japonia
Meksyk: Relacje z podróży » Ameryka Północna » Ale Meksyk!
Chiny: Relacje z podróży » Azja Południowo-Wschodnia »Azja Południowo-Wschodnia »Pekin i Szanghaj - czyli nigdzie nie lecimy
Góra
 Profil Relacje PM off
Martinuss lubi ten post.
 
      
#9 PostWysłany: 11 Sty 2024 14:00 

Rejestracja: 11 Sty 2024
Posty: 1
Pod koniec lipca spaliśmy w tym samym pokoju.
Odczucia co do właściciela potwierdzam, choć akurat prysznic gospodyni sama nam zaproponowała. Chleb trafiliśmy na świeży a herbata przyznam, że bardzo dobra.
Młoda Guba męcząca z występami po kilkudziesięciu minutach, ale pies cudowny. Poszedł z nami na całodniowy trekking po górach i cały czas był przy nas.
Góra
 Profil Relacje PM off
amphi lubi ten post.
 
      
#10 PostWysłany: 14 Sty 2024 20:18 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Sie 2012
Posty: 671
srebrny
Dzien 8,9,10 Nachiczewan

Czy bym tam 15 lat temu pomyślał, że pewnego dnia będziemy siedzieć w samolocie do Nachiczewana, żeby spędzić tam wakacje. No bo gdzie właściwie jest ten Nachiczewan? To najważniejsze miasto enklawy Azerbejdżanu znajdującej się między Armenią, Turcją i Iranem. Można tam polecieć linią Azerbejdżan Airlines za stałą cenę 70 AZN OW, bilety warto kupić trochę wcześniej, zwłaszcza w sezonie wakacyjnym, nie dlatego, żeby obcokrajowcy tam gromadnie latali, natomiast Azerowie jak najbardziej.
Z lotniska jest raptem kilka kilometrów do miasta, taksiarze widząc bambików na wstępie wołali 10 AZN, ale można to szybko i skutecznie zbić, chodząc od jednego do drugiego i przy okazji budząc ich wesołość tym spacerem :lol:
Baza noclegowa mniej więcej odpowiada potrzebom, czyli jest raptem kilka miejsc gdzie można się zatrzymać. Z braku wyboru zarezerwowaliśmy Grand Nakhchivan Hotel, który jest dziwnym połączeniem sowieckiego stylu i pseudonowoczesności lat dziewiędziesiątych.

Image

Image

Za to manager hotelu jest bardzo obrotny, bo od ręki załatwił nam sensowną taksówkę na kolejne dwa dni zwiedzania.

W okolicy hotelu znajduje się mauzoleum Noego (panuje przekonanie, że Noe został pochowany w Nachiczewanu), z zewnątrz to niewielki pawilon na bazie wielokąta, a w środku nic specjalnie nie ma, stąd nie warto się przejmować jeśli będzie zamknięty. Obok robi wrażenie niedawno wybudowany piękny meczet - oczywiście Heydara :D Do meczetu można wejść i wnętrze bardzo nam się podobało.

Image

Image

Image

Image

Image

Mauzoleum Noego:
Image

Image


Niedaleko jest też niedroga restauracja, bardzo smaczne pieczone mięso Kabablar od 5AZN. Znowu bardzo dziwna architektura.

Kolejnego dnia chcieliśmy wyjechać w trasę wcześnie rano, bo upały w Nachiczewanu są znacznie większe niż w Baku, a czekał nas na początek trekking. Śniadanie miało być dopiero od 8:00, ale wcześniejsza rozmowa z managerem zdziałała cuda i było gotowe specjalnie ze względu na nas pół godziny wcześniej. Śniadanie w hotelu to dość standardowy bufet, ale powinienem tutaj napisać o sposobie w jaki przygotowuje się herbatę w hotelach: mianowicie są dwa naczynia, jedno z herbacianą esencją a drugie z gorącą wodą. Oczywiście należy wymieszać jedno z drugim w szklance, nasze pierwsze wrażenie po konsumpcji samej esencji było niemalże piorunujące :) Do tego często mają szklanki z których wydaje się, że herbata smakuje lepiej.

Image




Zanim jednak dojechaliśmy do pierwszego miejsca, kilka razy zatrzymywaliśmy się by zrobić zdjęcia, bo okolica miała swoją magię.

Image


A potem to już setki schodów, żeby dostać się na szczyt twierdzy Alinja. Warto poczytać o historii tego miejsca, bo warownia potrafiła przez 14 lat odpierać oblężenie ze strony Mongołów. Obecnie to współczesna rekonstrukcja, przypominająca z góry nieco takie miasto Inków z Peru którego nazwy zapomniałem ;) Wrażenia niesamowite, świetne widoki 360 stopni i znowu sporo krążących wielkich ptaków drapieżnych. To jedno z tych miejsc, gdzie zdjęcia nie są w stanie oddać w pełni tego co się doświadcza.

Image

Image

Image

Image

Image

A teraz jeszcze mały bonus. Jakie zwierzęta dostrzegacie na tym zdjęciu? :)

Image

Image

Zadowoleni podjechaliśmy kilka kilometrów dalej, do sanktuarium Sheikh Khorasan, głównie dlatego, że było niedaleko, bo sama postać była nam kompletnie nieznana. Mauzoleum okazało się niewielkie i umiarkowanie interesujące dla laików, natomiast warto było, bo spotkało nas coś niespodziewanego. Mianowicie pani kustosz, gdy tylko wypytała nas skąd jesteśmy, to kazała czekać, pobiegła gdzieś i wróciła po kilku minutach w bardzo oficjalnym stroju z dumnie zwisającym identyfikatorem. Musieliśmy sobie zrobić sesję foto, która następnie pewnie trafi do netu lub sprawozdania pod tytułem “Przybliżanie dziedzictwa kulturowego Azerbejdżanu gościom z Polski” :)

Image

I tak to po spełnieniu dobrego uczynku, popędziliśmy do ostatniego już miejsca czyli do jaskini Ashab-ı Kehf Cave. To jedyne miejsce gdzie rzeczywiście było trochę ludzi i infrastruktura w postaci herbaciarni pod gołym niebem. Wynika to z tego, że to ważne miejsce pielgrzymkowe, związane z legendą o siedmiu śpiących w jaskini przez setki lat młodzieńcach. Dużo informacji można znaleźć tutaj: http://ashabikahf.nakhchivan.az/ashabi- ... ultu1.html I znowu schody! :) Rzeczywiście na końcu podejścia jest dość płytka jaskinia, natomiast bardziej interesujący może być duży meteoryt w specyficzny sposób czczony, bo polewany wodą.

Image

Image

Image

Drugiego dnia wybraliśmy się z naszym już nieco zaprzyjaźnionym taksówkarzem na kolejny wyjazd. Tym razem trafiliśmy do mauzoleum w Garabaghlar. Trochę trudno było zrobić zdjęcia ze względu na padające słońce (lepiej pojechać po południu), piękne choć niewielkie miejsce.

Image

Image

Image

I znowu widoki podczas jazdy samochodem robiły na nas wrażenie

Image

Udaliśmy się jeszcze do uzdrowiska Duzdagh, które było taką płytką kopalnią soli. Na koncu długiego podziemnego korytarza znajdowała się sporej wielkości komnata, gdzie z daleka zobaczyliśmy ciasno ustawione obok siebie łóżka. Dalej nie pozwolono nam iść.

Image

Image

Image

Image

Jeszcze okolice kopalni:

Image

Image

Takim to by się jechało

Image

Image

Objazd tych dwóch miejsc poszedł szybko i zdecydowaliśmy, że nie straszne nam południowe upały, więc poszwędaliśmy się jeszcze po centrum Nachiczewana. Jest kilka zabytków, a w każdym z nich mnóstwo pan, które tam chyba pracują, choć nie do końca wiadomo na czym to polega, bo głównie stoją, a zwiedzających brak.


Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Warto też wstąpić na bazar, przypomniał się handel u nas w latach 90-tych.

Image

Image

Image

Image

Na cmentarzu z kolei miały miejsce jakieś uroczystości. Strasznie to smutne, że z powodu kaprysu polityków, w podsycanych konfliktach giną dwudziestoletni ludzie (nie ważne po której stronie). To było jeszcze przed ostatnim atakiem Azerbejdżanu na Karabach.

Image

Image



Na drzewach granaty i oliwki
Image

Image
_________________
Moje relacje: WIetnam - taki piękny chaos
Singapur, Kuala Lumpur, Japonia
Meksyk: Relacje z podróży » Ameryka Północna » Ale Meksyk!
Chiny: Relacje z podróży » Azja Południowo-Wschodnia »Azja Południowo-Wschodnia »Pekin i Szanghaj - czyli nigdzie nie lecimy
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
 
      
#11 PostWysłany: 20 Sty 2024 11:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Sie 2012
Posty: 671
srebrny
Baku, Gobustan i koniec

Wróciliśmy do Baku i od razu kolejny wyjazd, tym razem blisko. W okolice Gobustanu czyli miejsca gdzie znajdują się wulkany błotne można dostać się autobusem miejskim. Przy czym nie warto ufać google maps, jeśli chodzi o wskazówki dojazdu. My tak zrobiliśmy i czekaliśmy na autobus .. który nie przyjechał. Ostatecznie zmieniliśmy trochę plany i dojechaliśmy kombinacją autobusów 206 i 195, którą polecam.
Niedaleko przystanku dogadaliśmy się z taksówkarzem odnośnie przejazdu do wulkanów i muzeum oraz petroglifów. Kierowca jechał swoją Ładą ze zmodyfikowanym zawieszeniem jak szalony po wertepach i nawet była to dodatkowa atrakcja.

Image

Image

Image

Kiedy jednak oglądaliśmy wulkany i poczciwiec zaczął nas poganiać już po kilku minutach .. hmm zrozumiałem o co chodzi. Tak, trafiliśmy jak Bambiki, dla tego kierowcy czas to pieniądz i ewidentnie postanowił wyciągnąć maksimum, tak więc w ekspresowym tempie byliśmy już w muzeum petroglifów.
Tutaj też nie odstępował nas na krok, być może żeby upewnić się, że niepotrzebnie nie tracimy czasu. Zobaczyliśmy muzeum i taksówkarz zakomunikował, że wracamy, koniec wycieczki. Szczęśliwie byłem przygotowanym Bambikiem, bo wiedziałem, że powinniśmy obejrzeć też właściwy park petroglifów. Zresztą bilet był łączony na obie atrakcje. Skończyło się niezłą kłótnią, kierowca twierdził, że to strasznie daleko, ja upierałem się przy swoim. W końcu kompromisowo za dodatkowe 5 AZN zawiózł nas łaskawie do parku petroglifów, który okazał się być w odległości może 3min jazdy szaloną Ładą. Rzeczywiście ciekawe miejsce, pierwszy raz mieliśmy okazję przyjrzeć się rysunkom skalnym nawet sprzed dwudziestu tysięcy lat.

Image

Image

Skończyliśmy zwiedzać i nasz kierowca uparł się, że odwiezie nas do Baku, próbował wypytywać jaki hotel itd. No i znowu potrzebny był dłuższy pokaz asertywności i dzięki temu trafiliśmy na pobliski przystanek autobusowy linii 195, skąd bez problemu wróciliśmy do Baku. Nawet nie próbuję zgadywać jaka opłata i jakie niespodzianki czekają tych co godzą się na podwózkę takim taxi do Baku. Gobustan jest interesujący, ale podejście do klienta było identyczne jak wynajmującego pokoje w Xinaliq.. Zupełnie nie wiem co ci ludzie sobie myślą, bo …. kierowca po tym wszystkim próbował się w przyjacielski sposób pożegnać. Wniosek jest taki: my pojechaliśmy wcześnie rano i prawdopodobnie kierowcy spieszyło się, żeby zdobyć kolejnych klientów. W późniejszych godzinach może byłoby więcej ludzi i bardziej gorąco, ale może byłoby mniejsze prawdopodobieństwo sytuacji które opisałem. Do tego rozważyłbym podejść kawałek od przystanku w kierunku ronda, może w większej odległości stoją … mniejsi cwaniacy.

Nasza Łada - unikać.

Image

W dobry nastrój wpadliśmy jednak znowu bardzo szybko, bo już na przystanku takie dzieło sztuki bardzo nam się spodobało.

Image

No i to tyle, bo reszta standardowa, szybki powrót W6. Kiedy odebraliśmy naszą walizkę w BUD okazało się, że była zniszczona. Pozornie nic nadzwyczajnego, zdarza nam się to jakoś często .. ale żeby w trzech miejscach? :D Urwana rączka, wyrwane kółko i rozerwany środek :)

Dobrze, że samochód został niedaleko na parkingu przy lotnisku, bo znowu czułem się jak Bambik taszcząc ranną walizkę, która od czasu do czasu gubiła jakieś krępujące części naszej garderoby. :D Reszta to już standardowy przejazd autem, no może pomijając fakt, że dzięki google maps wjechaliśmy na jakiś olbrzymi poligon wojskowy na Słowacji :D

Podsumowanie:

Pogoda - obawialiśmy się, że będzie w lipcu gorąco - właściwie w Baku było całkiem ok, temperatury może nawet były bardziej znośne niż w podobnym okresie w Polsce, bo wiał przyjemny wiaterek. W Xinaliq oczywiście chłodniej, a na Nachiczewan, gdzie jest faktyczne gorąco 38 stopni najlepiej mieć sposób i zaczynać dzień wcześnie rano.
Ceny - transport bardzo tani, żywność również jeśli wybiera się miejsca dla lokalsów, hotele także niedrogie.
Atrakcyjność - nieturystyczność Azerbejdźanu, brak takiego zadeptania i komercji podwyższa odczucia znacząco i dzięki temu nawet bardziej skromne miejsca ciągle dawały nam sporo wrażeń. Czuję jednak, że według naszych standardów na razie “wyczerpaliśmy temat” nawet nie odwiedzając Szeki i paru innych miejsc, teraz czas na coś innego.
Zrobiła na nas wrażenie ta szalona mieszanka: trochę sowietów, domieszka Turcji, nieco Europy i potęg naftowych!

Dziękuję za uwagę i do usłyszenia przy kolejnym wypadzie!
_________________
Moje relacje: WIetnam - taki piękny chaos
Singapur, Kuala Lumpur, Japonia
Meksyk: Relacje z podróży » Ameryka Północna » Ale Meksyk!
Chiny: Relacje z podróży » Azja Południowo-Wschodnia »Azja Południowo-Wschodnia »Pekin i Szanghaj - czyli nigdzie nie lecimy
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 11 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group