| Forum strony Fly4free.pl https://www.fly4free.pl/forum/ | |
| Pierwsze koty za płoty a raczej pierwsze loty za ocean :) pierwsze-koty-za-ploty-a-raczej-pierwsze-loty-za-ocean,210,74651 | Strona 1 z 1 |
| Autor: | karen222 [ 18 Cze 2015 01:37 ] |
| Temat postu: | Pierwsze koty za płoty a raczej pierwsze loty za ocean :) |
Czekałam na to wiele lat, zawsze tłumacząc się brakiem czasu, pieniędzy, możliwością nieotrzymania wizy i wieloma innymi wymyślonymi problemami. I akurat wtedy gdy świat walił mi się na głowę i mijał 9 miesiąc jednego z najgorszych emocjonalnie lat w moim życiu złożyłam wniosek o wizę, kupiłam bilet i w trzy tygodnie od rozpoczęcia całego procesu byłam już za oceanem. Mam to szczęście, że moja najlepsza przyjaciółka, z którą dzielę moje smutki i radości już od ponad 25 lat, mieszka właśnie w Ameryce i choć namawiała mnie już setki razy na przyjazd do niej, dopiero wówczas jej posłuchałam. I tak rozpoczęła się moja pierwsza przygoda z Ameryką! To mój pierwszy tak długi lot, który spędzę sama, obok kogoś zupełnie mi nieznanego z wewnętrznym, wielkim jak ocean strachem przed lataniem. Środa – dzień pierwszy W środku nocy na lotnisko przywiózł mnie brat i choć spałam tylko 2h a wiem, że przede mną cała doba na nogach to i tak czuję się jak nowo narodzona. W końcu nieznany świat czeka już na mnie a ja na niego i niebawem mam poznać jego smak. Postanowiłam, że będę się dobrze bawić i spróbuję wyzbyć się wszystkich lęków a i może kogoś ciekawego na swojej drodze poznam. Wchodzę na pokład pierwszego samolotu Warszawa-Amsterdam , odwracam się za siebie i widzę znajomą twarz. Hmm czy ja się nie pomyliłam? – myślę sobie. Odwracam się kolejny raz i widzę Pawła Małaszyńskiego. Udaję, że zupełnie mnie to nie rusza choć stoi tuż za mną z jakimś kolegą a ja sobie przypominam jak bardzo lubiłam graną przez niego postać w „Magda M” czy „Twarzą w twarz”. Następne dwie godziny spędzam w samolocie z motylami w brzuchu, nie wierząc, że za kilkanaście godzin będę tysiące kilometrów od Europy. Natychmiast po wylądowaniu oczywiście dzwonię do mamy i się melduję, że szczęśliwie dotarłam i kto ze mną leciał samolotem Ludzi oczekujących na lot jest dużo, a nawet bardzo dużo i większość Holendrów i Amerykanów. Ale nie jestem jedyną Polką na pokładzie bo znowu leci ze mną Paweł M. i jego kolega Na całe szczęście podczas całego długiego lotu nie ma żadnych turbulencji ( a naszykowałam się na najgorsze Załącznik: grenlandia.jpg [ 202.53 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Nareszcie po ponad 10h lądujemy w Seatle. Niebo troszkę zachmurzone i niewiele widziałam podczas podejścia do lądowania ale cieszę się, że zaraz będę mogła zejść na ląd Teraz muszę odebrać bagaż i nadać na kolejny lot, przejść jeszcze jedną kontrolę bezpieczeństwa gdzie znowu aparat, ładowarki, buty i inne przedmioty lądują w kuwetkach i odbędę ostatni lot. Minęło już 18h kiedy wyjechałam z domu a jeszcze przede mną dwu godzinny lot i około godziny spędzonej na lotnisku. Niebawem opuszczę stan Waszyngton i udam się do Utaha, a dokładniej do miasta mormonów czyli Salt Lake City. Wsiadając do samolotu jestem już ledwo przytomna i sił mi wystarcza tylko na 15 minutową pogawędkę z przemiłą sąsiadką, która jest w ogromnym szoku, że już tak długo jestem w podróży i nieźle się trzymam Po niecałych 2h lotu przed samym lądowaniem budzę się bo trochę nami trzęsie ale zmęczenie powoduje, że jest mi obecnie wszystko jedno i turbulencje mnie zupełnie nie przerażają. Gdybym trzeźwo myślała i byłby to mój pierwszy lot to pewnie paznokcie wciskałabym w podłokietniki fotela. Dokładnie po ponad 21 godzinach od wyjścia z domu ląduję w SLC! Mam ochotę od razu położyć się i spać, gdziekolwiek to możliwe ale tutaj jest dopiero 4 po południu przy czym w Polsce już północ!Staram się jakoś rozbudzić bo zaraz spotkam się z moją przyjaciółką, jej mężem i ich córką. Ale oczywiście pierwsze co robię to piszę do domu, że szczęśliwie doleciałam do SLC i wszystko jest w jak najlepszym porządku Odbieram walizki, rozglądam się po hali przylotów i widzę całą trójkę czekającą na mnie! Jestem bardzo wzruszona bo choć nie tak dawno widziałam ich w Polsce to jednak teraz jestem u nich, po długiej męczącej podróży, po starciu z własnymi lękami, po wielu godzinach spędzonych nad oceanem, który do tej pory wzbudzał we mnie dużo strachu, nareszcie zaczynam spełniać swoje jedno z największych podróżniczych marzeń i to u boku ludzi, których kocham! Nie mam bladego pojęcia jak spędzę następne 2 tygodnie, co zobaczę, kogo poznam ale jestem cholernie szczęśliwa, że mogłam tu przylecieć. Moja przyjaciółka pytała się mnie co chciałabym zwiedzić, dokąd pojechać ale zrobiłam tylko niewielki zarys tego co może przyjdzie mi zobaczyć. Nie podejrzewałam wówczas, że aż w tyle pięknych miejsc zostanę przez nich zabrana. Choć jestem nieziemsko zmęczona i śpiąca to nie chcę zmarnować ani jednej minuty i od razu tego samego dnia robimy sobie wieczorny spacer wokół Kapitolu (The Utah State Capitol). Patrzę na niego i mówię, że wygląda prawie identycznie jak ten w Waszyngtonie, po czym dowiaduję się, że praktycznie większość wygląda tak samo Załącznik: Capitol SLC.jpg [ 181.76 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Po pierwszym spacerze w USA, kolacji i długich rozmowach czas pójść spać. Tylko jakby to powiedzieć, zmęczenie osiągnęło już taką fazę, że chęci na spanie minęły i dotknął mnie problem bezsenności. Kiedy udaje mi się w końcu zasnąć to po 3h snu mój organizm stwierdził, że jest już wypoczęty i w środku nocy postanowił się obudzić. Oczywiście w środku nocy w USA bo w Polsce jest już południe więc nic dziwnego iż nie mam ochoty na dłuższy sen. I tak dopadł mnie jet lag, który dał mi się we znaki w ciągu pierwszych trzech dni. Czwartek – dzień drugi Że jest to środek tygodnia a moja przyjaciółka jak co dzień chodzi do pracy to ja, jej mąż i córa szykujemy się na spędzenia czasu razem odwiedzając nieznane mi zakątki miasta. Michał zaplanował na początek poznanie centrum SLC, zobaczenie katedry mormonów i przespacerowanie się do centrum handlowego, w którym możemy znaleźć nie tylko sklepy ale i dwa małe wodospady, trzy fontanny, potok przepływający przez środek i wiele ciekawych atrakcji. Najpierw wybieramy się do skweru, na którym znajduje się świątynia mormonów, muzeum jej powstania, centrum turystyczne, piękny kwiecisty ogród i kilka innych ciekawych miejsc, które warto odwiedzić jeśli miałby ktoś ochotę na szersze zgłębianie wiedzy nt. kościoła pod nazwą Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. Postanowiłam zobaczyć katedrę w środku gdyż z zewnątrz wygląda przepięknie jednak nie wiedziałam wówczas, że wejście do niej przysługuje tylko wyznawcom owej religii. Tak więc po chwilowym rozczarowaniu idziemy do muzeum Historii i Sztuki Kościelnej, które zgromadziło 60 tysięcy eksponatów związanych właśnie z życiem, historią i twórczością mormonów a później do Biblioteki Historii Rodziny gdzie znajduje się kolekcja genealogiczna. Muszę przyznać, że choć nie byłam wielce zainteresowana tą religią i historią jej kościoła to atrakcje te sprawiły, że ciekawie i miło spędziłam tam czas i nawet znalazłam Biblię i Księgę Mormonów wydaną w języku polskim. Załącznik: katedra.jpg [ 237.97 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: katedra2.jpg [ 212.79 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: muzeum1.jpg [ 247.85 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: muzeum2.jpg [ 236.68 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: muzeum3.jpg [ 244.74 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: muzeum4.jpg [ 178.78 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Naprzeciwko katedry stoi piękna fontanna otoczona drzewami i kwiatami przed która oczywiście muszę zrobić zdjęcie. Michał mówi, że często mormoni biorący ślub robią sobie tutaj sesje zdjęciowe zaraz po uroczystości. Faktycznie okolica jest urokliwa i… czysta, nawet bardzo czysta. Przeszliśmy dotąd kilka przecznic a ja nadal nigdzie nie dostrzegłam najmniejszego śmiecia fruwającego po chodniku czy ulicy. Jak na razie uznaję to miasto najczystszym jakie widziałam w moim życiu Załącznik: SLC.jpg [ 228.5 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: SLC2.jpg [ 222.62 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: SLC3.jpg [ 253.26 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: SLC downtown.jpg [ 198.83 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Zaraz za katedrą, przy kolejnej ulicy stoi wielkie centrum handlowe (City Creek Center), które odwiedzamy. Na razie nie w celu robienia zakupów tylko przespacerowania się po jego terenie, którego notabene mało nie jest, bo aż 20 hektarów. Załącznik: City Creek Center.jpg [ 209.43 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: City Creek Center 2.jpg [ 213.82 KiB | Obejrzany 11838 razy ] W drodze powrotnej do mieszkania wstępujemy do sklepu (nie jakiegoś wielkiego hipermarketu tylko zwykłego, średniej wielkości marketu). Naszła mnie ochota na płatki śniadaniowe i choć moja przyjaciółka ma ich w domu trzy rodzaje to postanawiam kupić kolejne Załącznik: płatki.jpg [ 154.58 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Po południu Magda wraca z pracy i po wspólnym obiedzie i odpoczynku oznajmiają mi, że wybieramy się na punkt widokowy, z którego widać całą panoramę miasta i otaczające je góry. Tak więc pakujemy się do samochodu i po 10 min. przejażdżki wysiadamy przy Ensign Peak Nature Park. Jest to wzgórze, które ma zaledwie niecałe 122 m wysokości i wejście na sam szczyt wolnym krokiem zajmuje około 25 minut z psem, dzieckiem i kobietą w ciąży Krajobraz rozpościerający się z tego miejsca jest jak niekończąca się opowieść. Ma się ochotę tak po prostu wpatrywać w niego godzinami. To był świetny pomysł na zakończenie drugiego dnia mojej wycieczki. Załącznik: Ensign Peak.jpg [ 233.59 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: Ensign Peak1.jpg [ 223.95 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: Ensign Peak2.jpg [ 228.11 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: Ensign Peak3.jpg [ 163.95 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: Ensign Peak4.jpg [ 250.86 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Piątek – dzień trzeci Z samego rana po śniadaniu wybieramy się nad Wielkie Słone Jezioro (Great Salt Lake). Nie mam żadnego wyobrażenia jak może wyglądać choć Michał ostrzega mnie, że nic szczególnego poza wodą w oddali i dużą ilością soli od brzegu jeziora to raczej nie zobaczę Załącznik: SL1.jpg [ 249.67 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: SL2.jpg [ 172.62 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: SL3.jpg [ 185.68 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Po powrocie do domu przebieramy się, bierzemy rowery plus przyczepkę dla dziecka, Michał dopina ją do swojego roweru wraz z „małą księżniczką” w środku i ruszamy do City Creek Canyon czyli połączenia parku z kanionem, gdzie można pospacerować, pojeździć na rowerze, pobawić się z psem czy najzwyczajniej odpocząć. Trzeba się trochę zmęczyć żeby na rowerze móc podziwiać piękno przyrody bo trasa wiedzie cały czas pod górę. Choć nie mam najgorszej kondycji to jednak są momenty, że powątpiewam iż dam radę dalej jechać. Jedyna myśl jaka mnie podtrzymuje na duchu to fakt, że z powrotem będzie cały czas z górki Załącznik: City Creek Canyon.jpg [ 219.14 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Sobota – dzień czwarty Tak jak zapowiedziałam wczoraj dzisiaj nie dam się namówić na więcej sportu. Plan jest aby nic nie robić i moje nogi po wczorajszej przejażdżce są bardzo wdzięczne za taki przebieg sytuacji Niedziela – dzień piąty Choć jest połowa października to słońce podczas tej podróży jak na razie mnie nie opuszcza. Dlatego chcąc to wykorzystać udajemy się wszyscy na przechadzkę po okolicznych wzniesieniach. Wybieramy nie za wysokie miejsca bo Magda w szóstym miesiącu ciąży nie powinna za bardzo się nadwyrężać. Choć ja i tak podziwiam ją bardzo bo nie wiem czy będąc w jej stanie miałabym siły na podejście nawet pod niewielkie pagórki Załącznik: okolica1.jpg [ 181.58 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: okolica2.jpg [ 213.98 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: okolica3.jpg [ 180.31 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Po wieczorze filmowym kładę się spać z nadzieją, że mój jet lag minął bo wczoraj po raz pierwszy nie obudziłam się o 3 nad ranem z myślą, że można by już wstać Poniedziałek – dzień szósty Tak jest! Jet lag pokonany! W końcu jestem wyspana i wypoczęta oraz gotowa na kolejny dzień przygód Dziś wybieramy się do Parku Stanowego Antelope Island (Antelope Island State Park). Jest to park stanowy obejmujący swoim terenem największą wyspę na Wielkim Słonym Jeziorze o nazwie Antelope. Kierujemy się na północ od SLC przez następnych około 60 km i docieramy na miejsce. Siedzę z otwartą buzią i staram się robić zdjęcia. Teren parku jest… ogromny, tzn. może dla mnie bo Michał powtarza, że w każdym większym parku w Stanach są drogi betonowe i takie przestrzenie, że trzeba je pokonywać samochodem bądź rowerem. Dla mnie to zupełna nowość. Parki z Polski kojarzą mi się z lasami, zielenią, ścieżkami a nie tym co właśnie widzę Załącznik: antelope island1.jpg [ 138.97 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: antelope island2.jpg [ 177.27 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: antelope island3.jpg [ 232.19 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: antelope island4.jpg [ 233.52 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: antelope island7.jpg [ 202.41 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Wtorek – dzień siódmy Odpuszczam sobie wszelkie atrakcje bo chcę się wybrać na zakupy Środa – dzień ósmy Wstajemy wcześnie rano, Magda wychodzi do pracy a ja zaczynam pakować rzeczy na następne kilka dni i robić kanapki na drogę. Chcemy wyjechać przed 10 rano żeby na około 16-17 móc być w Las Vegas. Magda kupiła sobie bilet lotniczy i dołączy do nas w piątek po południu. Zabieramy co potrzebne i ruszamy w drogę. Jedziemy na południe drogą stanową nr 15 mijając po drodze takie miasta jak Provo czy St. George. Czasami wiele mil nie ma nic poza oddalonymi o kilka kilometrów formami skalnymi czy ciągnącymi się w nieskończoność bezdrożami. Ameryka jest wielka i momentami zupełnie niezamieszkana. Na granicy stanów Utah/Arizona i Arizona/Nevada cykam fotki znanym z filmów tablicom z napisami np. „Welcome to Nevada” Z małymi przystankami na jedzenie czy rozprostowanie nóg docieramy do Las Vegas przed godziną 17.00. Meldujemy się we wcześniej zarezerwowanych pokojach w hotelu Circus Circus i po chwilowym odpoczynku ruszamy na miasto Każdy hotel to budowla nawiązująca do czegoś innego najczęściej do innych obiektów z całego świata. Mijamy Wenecję i plac Św. Marka, na którym jest w skali 1:1 zbudowany Pałac Dożów, dalej widzimy fontannę Di Trevi jaką możemy odnaleźć w Rzymie czy wieżę Eiffla z Paryża i Łuk Triumfalny. Po co Amerykanin ma odwiedzać Europę skoro może przyjechać do LV i mieć wszystko „w pigułce” Załącznik: LV1.jpg [ 155.01 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: LV2.jpg [ 219.36 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: LV3.jpg [ 193.17 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: LV4.jpg [ 208.94 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: LV5.jpg [ 240.79 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Czwartek – dzień dziewiąty Budzę się wcześnie rano z niedowierzaniem, że jestem w Las Vegas Załącznik: Stratosphere Hotel.jpg [ 185.39 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Po kilkunastu minutach spaceru, podziwiając „maszyny” jakimi ludzie jeżdżą w Ameryce docieramy do hotelu. Michał kupuje bilety a ja tymczasem zabawiam „moje przyszywane, tymczasowe” dziecko, które bardzo polubiło ciocię Załącznik: LV7.jpg [ 215.97 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: LV8.jpg [ 236.65 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: LV12.jpg [ 154.71 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: LV11.jpg [ 192.36 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Po spędzeniu ponad godziny na górze i w środku i na zewnątrz jedziemy odebrać rzeczy pozostawione w przechowalni i odwiedzić tutejsze kasyno. Postanowiłam po raz pierwszy w życiu zagrać w kasynie Załącznik: gra w kasynie ).jpg [ 202.99 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Teraz mamy plan przejść wzdłuż całą główną ulicę by pozwiedzać większość hotelowych atrakcji jakie ukazuje Las Vegas. Z hotelu Stratosphere do ostatniego hotelu, który mamy w planie czyli Mandalay Bay mamy ponad 9 km więc postanawiamy wrócić do hotelu, pozwolić małej się przespać i za 2-3h ruszyć samochodem do Mandalay Bay, skąd podejmiemy spacer główną ulicą:). Zaraz za hotelem, dosłownie przy następnej przecznicy znajduje się bardzo duży sklep z pamiątkami (oczywiście wszystko to „made in China” ) więc postanawiam wstąpić by pokupować trochę magnesów na lodówkę, breloczków i tego typu gadżetów Po krótkim odpoczynku, kiedy największe słońce minęło postanawiamy wyruszyć znowu „na miasto” Załącznik: LV14.jpg [ 213.78 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: LV15.jpg [ 215.3 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: LV16.jpg [ 137.08 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: LV18.jpg [ 203.71 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: LV9.jpg [ 227.14 KiB | Obejrzany 11838 razy ] W momencie zgłodniałam i naszła mnie ochota na hamburgera. Jestem już dziewięć dni w Stanach a jeszcze nie zjadłam nawet jednego Załącznik: LV10.jpg [ 220.86 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: LV17.jpg [ 186.7 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Zbliża się wieczór a my chcemy zobaczyć pokaz wodny fontanny przed hotelem Bellagio więc wracamy do samochodu by podjechać jak najbliżej i mieć kilka kroków do hotelu a później by móc szybciej wrócić do naszego hotelu. Udaje nam się zaparkować niedaleko Bellagio i ruszamy na pokaz, który rozpocznie się niebawem. Nie ma jeszcze zbyt wielu ludzi więc mamy dobrą „miejscówkę” do oglądania i robienia zdjęć czy kręcenia filmu. Fontanny umiejscowione są na sztucznym jeziorze przed hotelem i zsynchronizowane są z muzyką. Kiedy pokaz się rozpoczyna jestem oszołomiona Załącznik: Bellagio.jpg [ 172.32 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: LV19.jpg [ 249.25 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: LV21.jpg [ 252.02 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Piątek – dzień dziesiąty Budzik dzwoni o 4 nad ranem a ja nie wiem co się dzieje Załącznik: Wielki Kanion4.jpg [ 214.29 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: Wielki Kanion.jpg [ 185.86 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: Wielki Kanion5.jpg [ 184.5 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: Wielki Kanion6.jpg [ 196.92 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: Wielki Kanion1.jpg [ 215.37 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: Wielki Kanion7.jpg [ 169.61 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: Wielki Kanion3.jpg [ 241.14 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: Wielki Kanion8.jpg [ 229.21 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Przed 11 docieram do hotelu i zdaję relację Michałowi po czym zaczynamy się pakować gdyż niebawem jedziemy odebrać Magdę z lotniska. To już prawie koniec mojego pobytu w Las Vegas. Jeszcze tylko parę godzin i będę znowu w innym miejscu. Po drodze na lotnisko zatrzymujemy się w Sunset Park i robimy zdjęcia nadlatującym samolotom W końcu przylatuje samolot Magdy więc ruszamy aby ją odebrać. Tutaj nawet na lotnisku są maszyny do gier więc gdyby się ktoś uparł nawet nie wychodząc z lotnika może przegrać już spore pieniądze Zapakowani do samochodu, wszyscy w czwórkę ruszamy do Bryce Kanionu. Mamy do przejechania ponad 400 km więc podróż będzie długa Sobota – dzień jedenasty Wstajemy około 8 rano, wyspani, dość wypoczęci i gotowi na górską wędrówkę. Mycie, ubieranie, śniadanie i wyjście. Najpierw chwila na Skypie by pokazać mojej rodzinie okolice. Wychodząc z pokoju doznaję lekkiego szoku, brrr jak zimno! – mówię, szybko wracając po cieplejsze okrycie Po krótkiej rozmowie i zobaczeniu, że dzień będzie raczej słoneczny i później cieplejszy, przebieram się w coś bardziej dostosowanego do pogody i w razie chłodu zabieram jedynie kurtkę do samochodu. Po 10 min od wyjazdu z hotelu docieramy do pierwszego punktu naszej wycieczki w Bryce Canyon a mianowicie Sunset Point położonego 8000 stóp n.p.m. Widok wielkiej, pomarańczowej dziury w ziemi ciągnącej się przez wiele kilometrów robi ogromne wrażenie. Formy skalne jakie tutaj powstały są jedyne w swoim rodzaju. Przy pięknej pogodzie jaka nam dopisuje całość wygląda jak z jakiejś baśni Kolejne punkty widokowe zaliczamy już samochodem bo są sporo od siebie oddalone. Najpierw jedziemy do najwyżej położonego miejsca czyli Rainbow Point – 9115 stóp n.p.m. a później wracając zatrzymujemy się przy Natural Bridge. Kanion mnie zachwycił i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tu powrócę a tymczasem wracamy do hotelu aby zjeść obiad i pójść na basen. Całe popołudnie i wieczór mija bardzo miło a szczególnie siedzenie w jacuzzi i relaksowanie się Załącznik: Bryce Canyon.jpg [ 229.16 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: Bryce Canyon1.jpg [ 221.62 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: Bryce Canyon2.jpg [ 201.58 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: Bryce Canyon3.jpg [ 216.77 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: Bryce Canyon4.jpg [ 228.88 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: Bryce Canyon5.jpg [ 242.41 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: Bryce Canyon6.jpg [ 231.04 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Niedziela – dzień dwunasty Wstajemy dość wcześnie i pakujemy się gdyż zaraz po mojej jeździe konnej wyruszamy w drogę powrotną do Salt Lake City. Na godzinę 10:00 zapisało się kilka osób więc całe szczęście nie będę może jedyną „zieloną” osobą w całym tym towarzystwie. Dwóch miłych kowbojów oznajmia nam dość pobieżnie co mamy robić gdyby koń poruszał się za szybko albo za wolno albo żeby w ogóle się poruszał Załącznik: Bryce Canyon7.jpg [ 174.91 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: Bryce Canyon8.jpg [ 235.02 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Reszta dnia mija nam na powrocie do SLC, wypakowaniu rzeczy, odpoczynku i po prostu nicnierobieniu Poniedziałek – dzień trzynasty Dzisiaj również zapowiada się bardzo aktywnie. Planujemy zdobyć jeden ze szczytów górskich w SLC. Michał ułożył plan trasy tak aby móc zdążyć wrócić do domu przed 17:00. Pogoda zaczęła się zmieniać i po raz pierwszy od kiedy przyjechałam dzisiaj nie świeci słońce. Ale deszczu na razie nie zapowiadają więc ruszamy na szlak. Po 2h marszu docieramy na szczyt. Żałuję troszkę, że nie ma słońca bo na pewno wędrówka byłaby dużo przyjemniejsza. A tak musimy dość szybko schodzić bo mała jest wyraźnie zmęczona i śpiąca i zaczyna coś padać z nieba. Po drugiej stronie gór leży już dużo śniegu więc tylko patrzeć jak i tutaj zaraz będzie biało. Udaje nam się zejść przed większym deszczem i dotrzeć do domu na czas. Załącznik: góry2.jpg [ 247.05 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: góry3.jpg [ 249.2 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: góry4.jpg [ 179.99 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Załącznik: góry5.jpg [ 248.69 KiB | Obejrzany 11838 razy ] Wtorek – dzień czternasty Niestety to już ostatni, pełny dzień jaki spędzę w SLC Środa/Czwartek – dzień piętnasty/szesnasty Wstaję wcześnie rano żeby pożegnać się z Magdą bo kiedy ona będzie wracać z pracy ja już będę na lotnisku. Wzruszam się jak zawsze bardzo, a tym razem jeszcze bardziej bo przez te dwa tygodnie tak bardzo się znowu zżyłyśmy, jak to było przez wszystkie lata szkoły podstawowej i średniej. Jest mi ciężko wracać do domu szczególnie, że ostatni czas pozwolił mi się oderwać od tamtejszych trosk. W przyszłym roku znowu się zobaczymy bo jej siostra ma wesele więc na pewno będą w Polsce. To mnie jakoś teraz pociesza. Jem śniadanie, pakuję ostatnie bibeloty i wybieramy się na ostatni spacer po mieście. Idziemy do centrum handlowego a raczej do restauracji Cheesecake Factory na obiad i pyszny kawałek sernika. Robimy ostatnią rundę po mieście i wracamy do domu po bagaże. Sprawdzam jeszcze raz czy wszystko mam i Michał zawozi mnie na lotnisko. Tutaj kolejne pożegnanie i wchodzę na lotnisko. Znowu przede mną wiele godzin spędzonych w samolocie, dwie przesiadki i smutek, że już musiałam wyjeżdżać. Jak miło, że na lotnisku w SLC jest wi-fi za darmo i bez ograniczeń czasowych:). Dzięki temu mogę zadzwonić ze skype’a do domu choć u nich już po północy. Przed godziną 17:00 startujemy do Atlanty. Lot ma trwać około niecałe 4h więc pewnie pooglądam jakieś filmy albo poczytam. Po chwili okazuje się, że nie będę robić ani jednego ani drugiego Obok mnie siedzi bardzo interesujący mężczyzna, niewiele starszy ode mnie, który stara się nawiązać ze mną kontakt. Pochodzi z Atlanty i opowiada mi o tym mieście, ciekawej historii, miłości do jazzu i pyta jak minęły mi wakacje:). Rozmowa jest naprawdę interesująca więc czas szybko mija i nawet nie zauważam kiedy jak już lądujemy. Całe szczęście, że nie muszę odbierać bagażu i nadawać go na kolejny lot. Raz nadany w SLC będzie do odbioru w Warszawie. W Atlancie jest już dość późno bo prawie 22:30 i nie ma wielkiego ruchu na lotnisku. Pierwsze co rzuca mi się w oczy wychodząc z hali przylotów i kierując się do części międzynarodowej, to wielkie żyrandole Oczekujących na lot jest wielu i głównie to Holendrzy. W sumie będę lecieć liniami KLM więc nie powinno mnie to dziwić. Po wejściu na pokład, siadam na miejscu i staram się zasnąć. Obok siedzi jakiś młody chłopak, który jedynie co z siebie wykrztusza to „hi”. Podczas startu ani przed nim jakoś nigdy zasnąć nie mogę choć tym razem wzięłam pól tabletki aviomarinu, który powinien mnie uśpić. Skoro przetrwałam start to poczekam chwilę jeszcze do obiadu ( a raczej kolacji) i wówczas po nim pójdę spać. Mój towarzysz podróży nadal ani słowem się nie odzywa więc zjadam obiad i zasypiam. Jak się budzę jesteśmy już nad Europą i za godzinę będziemy lądować w Amsterdamie. Dawno tak dobrze nie spałam w samolocie ale to i dobrze bo chociaż lot minął szybko. Przed godziną 13:00 lądujemy więc zostaje mi już tylko jeden lot i będę w Polsce. Dzwonię do domu, mówię, że już jestem w Holandii i za 3h powinnam być w Warszawie jeśli wszystko będzie bez opóźnień. Przechodzę przez kontrolę paszportową, później bezpieczeństwa i szukam swojej bramki, spod której wylecę do Warszawy. Już nie chce mi się nigdzie chodzić, robić żadnych zakupów. Po prostu czekam na kolejny lot bo chciałabym już mieć to za sobą. Jestem zmęczona. Na szczęście nie mamy żadnych większych opóźnień i po niecałych 2h lotu jestem w Polsce | |
| Autor: | Justa [ 18 Cze 2015 14:02 ] |
| Temat postu: | Re: Pierwsze koty za płoty a raczej pierwsze loty za ocean : |
Super relacja Gratuluję odwagi i wspaniałej wyprawy! Pozdrawiam. | |
| Autor: | Aga_podrozniczka [ 18 Cze 2015 15:00 ] |
| Temat postu: | Re: Pierwsze koty za płoty a raczej pierwsze loty za ocean : |
Bryce Canyon wyglada interesujaco. | |
| Autor: | karen222 [ 18 Cze 2015 17:12 ] |
| Temat postu: | Re: Pierwsze koty za płoty a raczej pierwsze loty za ocean : |
@Justa - dziękuję bardzo @Aga_podrozniczka - Bryce Canyon jest naprawdę widowiskowy. W słońcu mieni się przeróżnymi odcieniami pomarańczu. Warto go odwiedzić jeśli zawita się do Utah. | |
| Autor: | Pado [ 22 Cze 2015 10:44 ] |
| Temat postu: | Re: Pierwsze koty za płoty a raczej pierwsze loty za ocean : |
Fajowo! tzn wg F4F "Fajne" | |
| Autor: | karen222 [ 22 Cze 2015 10:49 ] |
| Temat postu: | Re: Pierwsze koty za płoty a raczej pierwsze loty za ocean : |
@Pado dziękuję bardzo! Szykuję się do następnej relacji również z USA ale znacznie bardziej zaawansowanej | |
| Strona 1 z 1 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
| Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ | |