| Forum strony Fly4free.pl https://www.fly4free.pl/forum/ | |
| Palona kawa i kurz - Etiopia palona-kawa-i-kurz-etiopia,213,89752 | Strona 4 z 5 |
| Autor: | Maxima0909 [ 13 Kwi 2016 12:49 ] |
| Temat postu: | Re: Palona kawa i kurz - Etiopia |
Maxima0909 napisał(a): @pestycyda dobra, miałam nie komentować do momentu zakończenia relacji, bo szczerze powiedziawszy myśłałam, że poza tym że oczywiście podziwiam wybór kierunku podróży nie będę mogła niestety napisać, że mnie zainspirowałaś do podobnej wyprawy.. relacja pierwszych dni utwierdziła mnie w przekonaniu, że jestem za słaba w uszach na podbój takiej Afryki... bla bla bla...... no to może zorganizujemy jakąś forumową załogę? najpierw wesoły samolot a potem eksytujący podbój Etiopii śladami @pestycydy | |
| Autor: | chaleanthite [ 14 Kwi 2016 16:38 ] |
| Temat postu: | Re: Palona kawa i kurz - Etiopia |
@olajaw, @igore - kto wie, ja nie mówię "nie" | |
| Autor: | pestycyda [ 19 Kwi 2016 19:25 ] |
| Temat postu: | Re: Palona kawa i kurz - Etiopia |
Na szczęście do naszego hotelu było faktycznie dosyć blisko (chociaż pod nosem padło parę niecenzuralnych słów na temat naszej „agencji” – w końcu umowa była inna). Mieliśmy jednak dwie ważniejsze sprawy do załatwienia, więc one głównie nas zaprzątały. Po pierwsze – skończyły się nam etiopskie birry, zatem koniecznie musieliśmy znaleźć miejsce, gdzie będziemy mogli wymienić dolary (najlepiej bank). Po drugie – trochę obawialiśmy się jutrzejszego dnia. Żeby zdążyć odwiedzić jeszcze jedno miejsce, na które się nastawialiśmy, koniecznie musieliśmy jutro dojechać do Addis. Czyli raczej odpadało ryzyko z porannym podejściem na dworzec autobusowy (nadal nie umieliśmy wzbudzać litości "na zawołanie", więc baliśmy się pójścia na żywioł, licząc, że może ktoś nam pomoże. A co, jeśli jutro będziemy wyglądać wyjątkowo antypatycznie, nikt nas nie wpuści wcześniej przez boczne wejście i do żadnego odpowiedniego autobusu się nie zmieścimy?) (a poza tym - sami to przecież tego odpowiedniego autobusu nawet nie znajdziemy :/ Tym razem postanowiliśmy więc postąpić jak odpowiedzialni i rozsądni turyści i wszystko zrobić zgodnie z pieczołowicie ułożonym planem. Plan powstał w pijalni soków (ostatnie 15 birrów, jak szaleć, to szaleć Bardzo szybko się okazało,że jeśli chodzi o punkt pierwszy, to nie określiliśmy go odpowiednio szczegółowo :/ Otóż banków, owszem, znaleźliśmy co niemiara, jednak żaden z nich się nie nadawał, bo wszystkie były po prostu zamknięte. Niedziela :/ Jakoś nie przyszło nam do głowy, że tego dnia żaden bank nie pracuje. No cóż, nie był to najgorszy problem, zawsze mogliśmy zapłacić za bilet dolarami. Tak więc, pierwszy punkt z listy mieliśmy dosyć szybko z głowy Z drugim punktem naszej mega-ekstra-rozsądnej listy nie poszło już tak łatwo :/ ![]() Początkowo szło całkiem nieźle - biuro Sky Busa znajdowało się w samym centrum, w dodatku było otwarte ![]() Jedyną osobą, która mogła nam w tej sytuacji pomóc, był pan Briggs (tak, ten od przewodnika). Według niego była jeszcze jedna możliwość - podobno spod hotelu Ghion (dosyć znany hotel) odchodzą busy do Addis Abeby. Postanowiliśmy się tam trochę rozejrzeć, z nadzieją, że może tym razem uda się coś załatwić. I dokładnie w tym momencie sytuacja trochę się wymknęła spod kontroli odpowiedzialnych i rozsądnych turystów ![]() Przy czym, pan postawił sprawę bardzo uczciwie - poinformował nas, że bilet kupiony w sposób legalny, u kierowcy bezpośrednio przed odjazdem, kosztuje 175 birrów. On natomiast załatwi nam te bilety za 300 birrów, bo kiedyś tam pracował (nim zaczął najwyraźniej na poczcie ![]() Kolejny punkt programu, to dworzec autobusowy (teraz wreszcie mieliśmy czym zapłacić Tym bardziej, że wracając do hotelu spotkaliśmy poznane wcześniej małżeństwo z Polski, z którym rozstaliśmy się w Gonderze (dzień wcześniej napisaliśmy do nich maila - tak, tak, nasz hotel miał Wi-Fi! - i zachęciliśmy ich do noclegu w tym miejscu, kusząc gorącą wodą w łazience Okazało się, że zameldowali się w naszym hotelu już w południe i nie tracili czasu ![]() Pijalnia teju. Tej jest lokalnym alkoholem, trochę przypominającym wino, trochę miód pitny. Można go kupić tylko w specjalnych pijalniach, które wcale nie tak łatwo znaleźć - tej abet. Podawano dwie wersje - wytrawną i półsłodką (podobno : dla pań, ale uważam, że stworzono ją wyłącznie na nasze potrzeby - do pijalni teju nie chodzą prawdziwe panie, czasem tylko zawitają tam jakieś niewydarzone białaski-turystki ![]() Takie naczynko - 6 birrów (!!!). Według mnie - bardzo smaczne. Ale jeszcze lepsze było towarzystwo miejscowych i nocne, ożywione rozmowy, zakończone wymianą adresów i numerów telefonów. ![]() W pijalni siedzi się na ławeczkach ustawionych przed budynkiem, pomiędzy gośćmi przechadza się kelnerka, która z metalowego czajnika dolewa teju, a kultura wymaga, żeby buteleczkę stawiać na ziemi, między własnymi nogami. Można ją też zatykać korkiem. Niesamowity klimat, niesamowici ludzie... Niestety, robiło się coraz później, a jutrzejsza godzina wstawania nie nastrajała nas optymistycznie. Trzeba się więc było zbierać. Jeszcze tylko kolacja... ![]() Najlepszy posiłek, jaki jadłam w Etiopii. Świeżo usmażone ryby, pachnące jak cały Eden... Do tego czerwona, bardzo pikantna przyprawa do posypywania (mitmita) i naprawdę, człowiek czuje się, jak w raju (5 ryb i 5 piw - 280 birrów). C.D.N. | |
| Autor: | pestycyda [ 22 Kwi 2016 22:16 ] |
| Temat postu: | Re: Palona kawa i kurz - Etiopia |
Poranek (jaki poranek?! Toż to noc jeszcze była :/ Ale trzeba przyznać, że spisał się na medal. Doprowadził nas pod sam autobus, razem z nami wyraził solidarnie zdziwienie, że musimy dopłacić za bagaże (50 birrów za wszystkie), usadził nas na miejscach zapisanych na biletach(no mnie nie mógł ![]() Jednak nie jest fajnie siedzieć koło białasa, bo zajmuje bezczelnie dużo więcej miejsca ![]() I wreszcie jedziemy (6.30 - nigdy nie zrozumiem systemu przychodzenia na dworzec półtorej godziny przed odjazdem). Widoki za oknem - standardowo przepiękne. Sytuacja wewnątrz autobusu - standardowo pracowita ![]() Okazało się, że moje nowe miejsce znajdowało się akurat pomiędzy dużą rodziną, która jakoś tak, w naturalny sposób się mną zaopiekowała. Było to bardzo miłe - wskazywano mi co ciekawsze widoki za oknem, poklepywano życzliwie. Jednak gdy przed wjazdem na największe serpentyny senior rodu zaczął rozdawać z woreczka "lekarstwo" przeciwko mdłościom, trochę się stropiłam i sprytnie postanowiłam udawać, że śpię ![]() A przy drodze takie niespodzianki ![]() ![]() Standardowa przekąska autobusowa. Pojazd się nagle zatrzymywał, do środka wchodziła pani z ogromną miską ziarna i sprzedawała towar, odmierzając go kubkiem do woreczka. Początkowo patrzyliśmy na zawartość miski dość podejrzliwie, ale po paru godzinach jazdy (i obserwacji jak współpasażerowie zajadają ziarno ze smakiem - choć akurat ten argument może być kłamliwy. Patrz : injera ![]() Zazwyczaj w okolicach południa następuje postój na obiad. I tym razem nie było inaczej. Nie wiem, skąd taki natłok fioletowych ubrań na zdjęciu, ale podejrzewam, że ma to jakiś związek z Timkatem. ![]() I obiad. Nie mogliśmy się oprzeć pokusie tego wspaniałego smaku i konsystencji i...no dobra, przegięłam ![]() Most, z którego Etiopczycy byli strasznie dumni. Tu robiliśmy zdjęcia nie tylko my - każdy, kto tylko mógł, fotografował i podziwiał. W tym miejscu znajduje się ostatnia granica przed regionem Addis. Most był faktycznie piękny, a okolica wyjątkowo malownicza. Na miejsce dojechaliśmy około godz. 17.00. Addis Abeba. Stolica. Dużo by można o niej pisać, mówić, a przypuszczam, że i tak nikt nie jest w stanie oddać jej istoty. Kilkukrotnie spotkałam się z opiniami, że gdy jedzie się do Etiopii po raz pierwszy, należy od razu, jeszcze w nocy, wyjechać z Addis i zwiedzać inne rejony, bo dopiero po powrocie z nich, gdy człowiek już co nieco zobaczy i co nieco wie o tym kraju, może dostrzec jej urok i specyfikę. I dopiero wtedy go nie przytłoczy i nie zdołuje. Możliwe, że tak jest. Pierwsze wrażenie - tłok, krzyki, hałas, nie wiesz, o co chodzi i gdzie jesteś, każdy coś od ciebie chce (nie "coś", a dokładnie chce, żebyś wsiadł do jego taksówki, jego busiku, jego hotelu itp ![]() Z przewodnika dowiedzieliśmy się o hotelu Ras - stosunkowo blisko centrum, dobre warunki itp. Nic więc dziwnego, że zdecydowaliśmy się tam dostać. Powiem tak - początki nie były łatwe ![]() I oto hotel Ras. Bardzo elegancki (z zewnątrz ![]() Za to w pokoju był nawet telewizor. A przed obrotowymi drzwiami do hotelu stał najprawdziwszy konsjerż! Wieczór spędziliśmy w restauracyjnym ogródku (po prostu została nam luka do zapełnienia ![]() Za to śniadanie było rewelacyjne. Trzeba było tylko zachowywać odpowiednie środki ostrożności Na ten dzień (i noc) mieliśmy bardzo ambitne plany. Przepakowaliśmy się do małych plecaków, duże zostawiliśmy w hotelowej przechowalni bagażu (bez żadnych opłat) i wyruszyliśmy na dworzec kolejowy, żeby pojechać do Harer. W Etiopii istniej jedna trasa kolejowa - do Dżibuti. Po drodze zatrzymuje się w miejscowości oddalonej od Harer jakieś pół godziny drogi. Planowaliśmy tam wysiąść, do miasta dostać się busem, a kolejnego dnia powrócić do Addis. Niestety, jak to zwykle bywa - to plany wybierają nas, nie odwrotnie ![]() Różne sposoby noszenia bagażu Dworzec, owszem, znaleźliśmy. I nawet udało się nam porozmawiać z przynajmniej pięcioma pracownikami kolei, jednak nikt nie mógł zrozumieć, o co nam chodzi :/ ![]() Tak więc, na czym to ja skończyłam? A, tak - oto Meskel Square, dworzec autobusowy Pozostało tylko jedno pytanie - co zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem? ![]() I oto on. Trochę trudno było go znaleźć, bo niektóre mapy w przewodniku są trochę nieaktualne. Powód jest prozaiczny - Addis bardzo szybko się rozbudowuje, niektóre uliczki znikają, małe budynki są przysłaniane ogromnymi wieżowcami w trakcie budowy. To dobrze - znak, że kraj się rozwija. Ale też i źle - pewnie za kilka miesięcy nie będzie już miejsca dla takich małych, rodzinnych hotelików z mega klimatem, a taki właśnie jest hotel Abisynia... ![]() Bar hotelowy i pani parząca kawę...Prawie nikt nie mówi po angielsku, natomiast wszyscy się uśmiechają - naprawdę .szczerze i życzliwie. ![]() A oto szczęśliwa "pani na włościach" ![]() Gdy przy próbie spuszczenia wody odpadła górna część toalety, zdecydowaliśmy, że nie będziemy jednak pytać o ciepłą wodę W planach mieliśmy odwiedzenie Muzeum Narodowego, a ponieważ według mapy było to dość blisko, zdecydowaliśmy pójść tam na piechotę i, przy okazji, poznać trochę miasto. Droga prowadziła przez dzielnicę rządową, gdzie nie wolno robić zdjęć. Okazałe budynki, obstawione strażnikami. Nawet wzdłuż chodnika, co kilkadziesiąt metrów stoi uzbrojony strażnik. Na szczęście nie wszyscy są ekstremalnymi służbistami ![]() To dosłownie prawie jedyne zdjęcie, jakie mamy z tego rejonu. A szkoda - bo ten rejon dokładnie pokazuje, jak duże są kontrasty w Addis Abebie. Ogromna bieda funkcjonująca obok wielkiego bogactwa... ![]() Duże wrażenie robi też podejście Etiopczyków do religii. Na terenie kościoła poustawiane są zadaszone ławki. Tam spotykają się miejscowi, aby porozmawiać, pomodlić się, pobyć...Nikt nikogo nie ucisza, nie patrzy z niechęcią ("a co ten twój dzieciak się tak drze pod kościołem?!") Widać, że czują się tu dobrze, że to ich miejsce. Czasem ktoś podchodzi do drzwi budynku, aby go ucałować z szacunkiem. To nie tak, że tu przychodzi się tylko na mszę i wraca do domu, bo już spełnił swój obowiązek. Tu się przebywa z Bogiem i poza mszą. Ładnie. ![]() ![]() I Muzeum Narodowe. Wejście - 10 birrów. Nieważne - miejscowy, czy białas. Każdy ma prawo obejrzeć zbiory za taką samą cenę. ![]() Muzeum jest trzypoziomowe, a kolekcja jest naprawdę różnorodna i niesamowicie interesująca. ![]() Wykaz najbardziej interesujących miejsc do zwiedzenia w Etiopii (choć to pewnie dyskusyjne - zależy, kto się czym interesuje). ![]() Zbiór plemiennych stołeczków. Taki stołeczek pasterze noszą zawsze przy sobie - zazwyczaj przytwierdzony do pasa. Siada się na nim, a nocą służy jako podpórka na głowę (żeby nie zniszczyć kunsztownych fryzur). ![]() I oto Lucy. ![]() W muzeum można spędzić naprawdę mnóstwo czasu i co chwilę odkrywać coś nowego. Niestety, trochę nas pospieszono, bo zbliżał się czas zamknięcia. Szkoda - pewnie to sprawa indywidualna, ale ja mogłabym tam spędzić cały dzień (zwłaszcza na najniższym poziomie, gdzie przedstawiona jest ewolucja zwierząt). Był czas dla ducha, więc i ciało zaczęło się domagać czegoś dla siebie ![]() Wybór potraw niesamowity, prawda? ![]() Popatrzcie na fryzurę...Etiopia jest krajem, w którym człowiek nieustannie odwraca się za kobietami z czystego podziwu, bez żadnych niecnych zamiarów C.D.N. | |
| Autor: | pestycyda [ 26 Kwi 2016 22:33 ] |
| Temat postu: | Re: Palona kawa i kurz - Etiopia |
Wieczór spędziliśmy w restauracji naszego hoteliku - i chyba był to jeden z naszych najbardziej klimatycznych wieczorów. Pełna sala, którą obsługiwał starszy, uśmiechnięty pan w fartuchu i nikt, ale to naprawdę nikt nie mówi w żadnym ze znanych mi języków. Oj, tak - zdecydowanie był to wieczór kalamburów ![]() Po pewnym czasie do lokalu wszedł mężczyzna, przywitał się ze wszystkimi, porozmawiał z kelnerem i podszedł do nas. Piszę o tym dlatego, że pierwsze słowa, którymi rozpoczął rozmowę, dosłownie wmurowały mnie w podłogę : "Kelner poprosił, żebym przyszedł, bo biały człowiek jest chory. I powiedział mi : idź, pomóż białemu człowiekowi"..........Nie potrafię opisać emocji, które wtedy mną owładnęły - nawet nie wiem, czy były bardziej pozytywne, czy negatywne. Wiem tylko, że były wyjątkowo silne - Etiopia, noc, same obce twarze, nikt nie rozumie twojego języka i nagle ktoś zwraca się do ciebie w ten sposób - no i dodatkowo chyba nigdy nie czułam się aż tak bardzo "biała", jak wtedy....Rozumiecie... To spotkanie przeciągnęło się długą, nocną rozmowę, podczas której dowiedzieliśmy się dużo o tradycjach w Etiopii, o kulturze, o problemach...Niesamowite spotkanie. Ale muszę Was zawieść - pan nie był szamanem, nie zaproponował nam tradycyjnych ziół o magicznej mocy, nic z tych rzeczy, niestety ![]() Kolejnego poranka już o 5.00 byliśmy na Meskel Square, z którego miał odjeżdżać nasz luksusowy autobus do Harer. I tak jak chociaż zwyczaje odjazdowe nie różniły się zbytnio od zwyczajów miejscowych autobusów (odjechaliśmy po 6.00 :/ ![]() Teraz to brzmi śmiesznie, ale wtedy, uwierzcie, naprawdę szczerze byliśmy zachwyceni Selam Busem. I może to spostrzeżenie wydaje się banalne, ale gdy człowiek poczuje to na własnej skórze, to zupełnie inaczej je odbiera. Jak łatwo przyzwyczajamy się do luksusów i jak bardzo nie potrafimy się cieszyć i doceniać tego, co mamy na co dzień, skoro po kilku dniach jazdy autobusami o gorszym standardzie, takie mocne wrażenie wywiera na nas coś, co w Polsce jest zupełnie normalne...I jak bardzo można się rozkoszować tymi "zwykłymi" rzeczami - miękkim oparciem fotela, przestrzenią w środkach transportu...Etiopia zmienia ludzi. Mnie przynajmniej zmieniła. ![]() A to nowatorska podkładka pod koła ![]() Natomiast co do telewizora, to po zastanowieniu się stwierdzam, że może nie było najlepsze rozwiązanie ![]() ![]() A to miejsce, na które patrzyliśmy z dużym żalem przez szyby autobusu - jedyna linia kolejowa w Etiopii. Po tych torach mogliśmy jechać, gdyby Etiopczycy akurat teraz nie postanowili ich rozbudowywać :/ ![]() Ten Radom to naprawdę wszędzie się reklamuje ![]() I standardowo postój na obiad. Bardzo chciałabym tu wkleić zdjęcie jakiegoś niesamowitego (i przepysznego dania), no ale niestety, nie mogę Was w kółko zanudzać injerą :/ ![]() Nie wiem, jak to można zrobić. Około 16.00 dojechaliśmy do Harer (żadnych przymusowych nocnych postojów, w dodatku - jak szybko). A Harer przywitał nas kwiatami ![]() Szybka wizyta w biurze Selam Bus (faktycznie, bilety powrotne na jutro już na nas czekały - 330 birrów), szybkie szukanie noclegu. To ostatnie nie obyło się bez komplikacji, ale takich dosyć pozytywnych ![]() Jedna z bram Starego Miasta, które jest całkowicie muzułmańskie. Targ chrześcijański jest natomiast przyklejony do murów starówki. Zewnętrznych murów. ![]() Harer to przede wszystkim kolory. Cudowne barwy we wszystkich chyba możliwych odcieniach. Najbardziej kolorowe miasto w Etiopii. Zresztą - zobaczcie sami. ![]() Malutkie straganiki przyklejone do murów budynków, gwar, śmiechy...Cudowny, cudowny klimat... ![]() ![]() ![]() Ten chłopczyk zupełnie sam próbował się przedostać na drugą stronę. ![]() Malutkie uliczki, jak w marokańskich medynach. Można się w nich całkiem zagubić. ![]() Właściwie nie ma tu co dawać żadnych komentarzy...Szliśmy, niby bez celu, chłonąc i podziwiając... ![]() ![]() I te kobiety.....Co za uroda.... ![]() Panie sprzedające chat. No dobrze, kobiety kobietami, ale pora się przyznać, dlaczego akurat Harer był dla nas aż tak ważny, że aż w ostatnich dniach pobytu zaryzykowaliśmy oddalanie się od lotniska. Hm, czymś, co nas (no dobrze, mnie - przepraszam, Ala, przepraszam Marcin ![]() Jednak chyba faktycznie nie wyglądamy na takich, co to sobie dadzą radę sami w trudnym świecie, bo momentalnie pojawił się przy nas bardzo miły pan, który zaproponował, że (za skromną opłatą, oczywiście) (ale najpierw się tego wypierał) (tej opłaty znaczy:D zaprowadzi nas do "Hiena Man". Tu nasza ambicja została lekko urażona ("Ja???Ja nie dam rady?" ![]() I tak sobie wspólnie doszliśmy do murów miasta (tzn. według pana ![]() Skończyły się kolorowe uliczki (i ochrona murów miasta). Zaczął piach, ciemne zaułki i lekki niepokój. W końcu doszliśmy do placu, na którym, według przewodnika Briggsa, po zachodzie miał się rozpocząć spektakl. Nieco zdyszany pan, gdy nas dogonił, oznajmił "Tu przyjdzie Hiena Man" ![]() Po raz kolejny stwierdzę - nie wiem, kto miał więcej zabawy : one, czy ja. Natomiast wiem na sto procent, kto więcej wyniósł z tych spotkań. Zdecydowanie ja. Momenty głośnego śmiechu mieszały się z totalnie wzruszającymi chwilami. Każdy chciał pierwszy dmuchnąć w aparacik, więc ja, żeby nie było niesprawiedliwości, musiałam wskazywać palcem kolejne dziecko, mówiąc "you" (totalnie bez sensu - nie mówiły po angielsku). Po chwili podszedł zasmarkany malec w przydługiej koszulince i, wskazując palcem na siebie, powiedział prosząco : "you"...Jak tu się nie rozczulać....? Jak się nie rozczulać, gdy chłopiec w przyciasnym golfiku wpychał się co chwilę bez kolejki tylko po to, żeby usłyszeć karcące "No, no, no" i pogrożenie palcem - wtedy wybuchał przeszczęśliwym śmiechem i znikał na parę chwil, a za moment robił dokładnie to samo.....Kiedy zawstydzona kobieta z małym dzieckiem, bardzo powoli podeszła i, gdy zachęcona, wreszcie przełamała strach i dmuchnęła w bańki, a następnie uciekła...? No jak....? ![]() Spróbujcie ustawić taki równiutki rządek, drąc się wyłącznie po polsku Nagle, dosłownie to był moment, zapadła ciemność. Dzieci zniknęły, dorośli zniknęli, a co gorsza - nie pojawiły się żadne inne białasy. Zrobiło się pusto, cicho i dziwnie. Przycupnęliśmy na schodku (metr, nie metr, ale zawsze to jakaś ochrona Nagle zrobiło się jakieś małe zamieszanie, ktoś przyszedł, poszedł, pojawili się jacyś mężczyźni i postawili (koło nas! zdecydowanie za blisko!!!) jakiś koszyk. Błędem było zerknięcie do środka ![]() Mięso dla hien. Tylko dlaczego zaraz obok nas? :/ Panowie rozeszli się gdzieś i po chwili usłyszeliśmy z różnych stron dziwne dźwięki - ni to chichot, ni płacz. To naganiacze wołali hieny. Wrażenie było, no dobrze, wprawdzie moja ambicja się aż kurczy, ale muszę to napisać - wrażenie było przerażające. Po chwili, z oddali zaczęły im odpowiadać inne głosy. Wiele głosów...I coraz bliżej...:/ I wtedy spotkało mnie coś bardzo przykrego :/ Jednak wszystko tak długo trwało, że zaczęliśmy się poważnie niepokoić. Obawialiśmy się, że spędzimy całą noc na czekaniu na nie, w dodatku bez efektów. Musieliśmy więc schować dumę do kieszeni i przestaliśmy ignorować naszego pana. I dobrze zrobiliśmy (pan na szczęście obrażony nie był i postanowił nam dać drugą szansę w naszej znajomości), bo okazało się, że jesteśmy na miejscu, gdzie przychodzi nowy "Hiena Man". A nowy, to wiadomo - i doświadczenia takiego nie ma, i miejsce gorsze (podobno zbyt blisko murów i hieny się płoszą od świateł motorikszy), więc hieny rzadziej tu przychodzą. Natomiast on może nas zaprowadzić tam, gdzie urzęduje "old Hiena Man", ale musimy podjechać motorikszą. Cóż było zrobić? Wsiedliśmy do motorikszy z uczuciem przegranej (jednak nie znaleźliśmy hien sami), więc postanowiliśmy, że chociaż nie damy się oszukać na zapłacie. Mamy dobre informacje od pani z hotelu, więc doskonale wiemy, że pan od hien bierze 50 birrów, ha! Żeby się jeszcze w tym upewnić, zapytaliśmy o to naszego (już) przewodnika. Niestety, odpowiedź brzmiała - 100 birrów. A na nasze (w pełni zrozumiałe) oburzenie, pan odpowiedział - sami zresztą pogadacie z Hiena Manem, on wam poda cenę. Po jakichś dwudziestu minutach jazdy po wertepach, nasza motoriksza zatrzymała się w całkowitej ciemności. "To tu" - z dumą oznajmił pan i odpalił światła. I wtedy świat mi się zachwiał w posadach....Znajdowaliśmy się centralnie w (nie : obok, nie : blisko, po prostu : W ) stadzie hien...........Pierwsza myśl - nie ma mowy, żebym wysiadła z motorikszy, nie ma mowy!!!! A potem? No cóż, potem wszystko potoczyło się bardzo szybko i właściwie trudno mi to szczegółowo odtworzyć. Z wrażenia chyba urwał mi się film. Na szczęście mam zdjęcia ![]() Hieny nie są oswojone. Są tylko trochę przyzwyczajone do obecności człowieka, a najbardziej do swojego Hiena Mana. Widzicie małą? Cudowna jest... ![]() Wcześniej obawiałam się, że karmienie hien w Harer jest starannie wyreżyserowanym spektaklem - tłumy turystów, światła, gwar itp. Nic z tych rzeczy. Niesamowicie klimatyczne spotkanie z tymi pięknymi (poważnie. One mają tylko fatalny PR, głównie przez Disneya ![]() Gdy trochę otrząsnęłam się z pierwszego szoku, zaczęłam zwracać uwagę na świecące punkciki - oczy. Wrażenie mega. Świadomość, że wszędzie otaczają cię hieny i, że tak naprawdę, to jest rzeczywiście olbrzymie stado - adrenalina + 100 Podobno Hiena Man co wieczór wychodzi dokarmiać hieny. Dlaczego? Trudno to jednoznacznie powiedzieć - wiąże się z tym parę legend. Jedna mówi o tym, że dokarmianie hien zaczęło się w okresie wielkiego głodu i miało zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom Harer. Inna - że Etiopia nie upadnie do momentu, w którym pod Harer nie będzie już ani jednej hieny. Jaka jest prawda? Któż to może wiedzieć. Może tylko Old Hiena Man, ale ostatnią rzeczą o jakiej bym pomyślała w tak niesamowitym momencie, to byłoby pytanie go o to. ![]() Można było samodzielnie karmić hieny mięsem podawanym z patyków - od obcych jedzenie przyjmowały nieśmiało i z pewnym wahaniem. Można było i w taki sposób z nimi "pobyć". To nie żadna sztuczka, której nauczenia się hiena musiałaby okupić wcześniejszym cierpieniem. Nie, nie, nic z tych rzeczy. Hieny są po prostu jak koty (przynajmniej mój Spotkanie z hienami, i to takie, "dzikie" spotkanie, było dla mnie jedną z najbardziej emocjonujących atrakcji w Etiopii. Gdy w hotelowej restauracji wspominaliśmy to wydarzenie, nie mogliśmy dojść do porozumienia, co do czasu, jaki z nimi spędziliśmy. Moim zdaniem było to tylko parę minut (mówiłam - ze szczęścia film mi się urwał C.D.N. P.S. Za motorikszę zapłaciliśmy 100 birrów. A dla przewodnika, którego teraz już pokochaliśmy głęboką miłością za takie doświadczenie (zwłaszcza, że podczas powrotu szczerze dzielił z nami radość) mieliśmy 50 birrów i mnóstwo gadżetów. | |
| Autor: | K Marek Trusz [ 27 Kwi 2016 00:49 ] |
| Temat postu: | Re: Palona kawa i kurz - Etiopia |
I jak tu nie wierzyć klasykowi, że na świecie są rzeczy, które fizjologom się nie śniły. Łoś | |
| Autor: | pbak [ 27 Kwi 2016 01:20 ] |
| Temat postu: | Re: Palona kawa i kurz - Etiopia |
pestycyda napisał(a): @pbak, no właśnie, trzeba wybrać, co dla kogo mniej stresujące Sudan i Benin, ale to pewnie temat na osobna dyskusje A spotkanie z hienami zdecydowanie trwa dluzej niz pare minut, tu pewnie Marcin mial racje. My bylismy w Harrarze akurat na Sylwestra i po tym calym spektaklu przez cala noc zamiast huku fajerwerkow towarzyszylo namy przerazliwe wycie tych zwierzat. Wrazenie niesamowite. | |
| Autor: | Maxima0909 [ 27 Kwi 2016 14:48 ] |
| Temat postu: | Re: Palona kawa i kurz - Etiopia |
no ja zwariuje! moja ZAZDROŚĆ wzrasta drastycznie! | |
| Autor: | pestycyda [ 28 Kwi 2016 21:06 ] |
| Temat postu: | Re: Palona kawa i kurz - Etiopia |
@pbak, hmmm....Sudan i Benin, mówisz? Brzmi bardzo zachęcająco - zwłaszcza, że to rekomendacja kogoś, komu również spodobała się Etiopia:) Napiszesz jakąś relację? @Maxima0909 - pojedź, zachwycisz się Po takich emocjach trudno nam było zasnąć. Z pomocą przyszedł bar usytuowany na dachu naszego hotelu (piwo - 14 birrów). Przeżyłam tam też mega wzruszenie, gdy zauważyłam, że hieny zostawiły mi na pamiątkę odbicie swoich łapek na plecach ![]() Dowód na to, że w Etiopii istnieje też smaczne jedzenie Emocje emocjami, ale trzeba jednak było się zmusić do spania - kolejnego dnia czekał nas powrót do Addis Abeby. ![]() I jaki jest sens przychodzenia na dworzec o 5.00? :/ ![]() I jedziemy. Po raz kolejny zachwyt widokami za oknem i luksusowym autobusem (nawet nie musieliśmy w nim myć szyb - taki elegancki ![]() Po raz kolejny przeżywaliśmy też straszne perypetie młodej dziewczyny z serialu, która za bardzo lubiła alkohol i podejrzane towarzystwo ![]() Fakt, autobus był luksusowy i wygodny, jednak toaleta była, no, standardowa :/ W autobusie kolejny poczęstunek - ciasteczka i woda. Jednak prawie nikt ze współpasażerów owych ciasteczek nie jadł. Trochę mnie zastanowiło, dlaczego wszyscy trzymają pełne opakowania w dłoni i niecierpliwie wyglądają przez okna. Po chwili sytuacja się wyjaśniła - większość podróżnych rzuciła się do otwierania okien i wyrzucania ciastek na zewnątrz... ![]() ...a one natychmiast zostawały porywane przez bandy takich rozbójników ![]() Cały czas żałowałam, że nie udało się się nam jednak przejechać tej trasy pociągiem. Nie wiem, mam jakieś takie wyobrażenie, że wszystkie te widoki można by odebrać "pełniej", gdyby stało się przy otwartej szybie pociągu...Szkoda... ![]() I postój na obiad (w naszym przypadku tylko herbata - 4 birry sztuka). Na Meskel Square w Addis Abebie byliśmy około 16.00. Autobusy turystyczne mają jedną niepodważalną zaletę - są szybkie i punktualne (z wyjątkiem odjazdów, no ale przecież czym jest marna godzina w porównaniu do wieczności, prawda?). W Addis byliśmy już trzeci raz, więc czuliśmy się, jak przy powrocie do domu. I, być może m.in. to właśnie miał na myśli ktoś, kto mówił, że Addis powinno się zwiedzać na samym końcu, po pobycie w innych rejonach Etiopii. Coś na pewno w tym jest, bo teraz jeszcze inaczej odbieraliśmy to miasto - nagabywania taksówkarzy, krzyki i tłok, budziły w nas już tylko sympatię (nie, żeby wcześniej jakoś nam strasznie przeszkadzały, ale teraz poczuliśmy się, nie wiem, jak nazwać - zupełnie pewnie? jak na swoim gruncie?) Wiedzieliśmy już jak reagować na czasem uparte propozycje i naciski, jak przemienić je w sympatyczną, pełną uśmiechów rozmowę. Wiedzieliśmy też jak poruszać się po tym olbrzymim mieście, więc z dworca autobusowego spokojnie podeszliśmy do hotelu Ras na piechotę. Zamówiliśmy ponownie dwa dwuosobowe pokoje (803 birrów za całość), odebraliśmy główne bagaże z hotelowej przechowalni, ochlapaliśmy się trochę (żeby nie było - jednak czasem się myliśmy ![]() Tym razem najpierw coś dla ciała. Gęste soki, w których zakochaliśmy się całkowicie i na zabój (25 birrów). Do pijalni soków wchodziliśmy prawie za każdym razem, gdy tylko ją zauważyliśmy Podczas delektowania się sokami, przyszedł nam do głowy genialny pomysł (nam - kobietom ![]() Znalazłyśmy odpowiednie miejsce (pozytywnie nastrajał nas zwłaszcza fakt, że to "salon piękności" ![]() My w tym czasie wybraliśmy się na pizzę (100 birrów duża i napoje) i z niecierpliwością oczekiwaliśmy na powrót naszej "wypięknionej" towarzyszki. Marcin, pomimo dużo bardziej sprzyjających warunków fizycznych Ala wychwalała salon piękności pod niebiosa - znakomita obsługa i świetne efekty (przyznam się - na jej czyste włosy patrzyłam z lekką zazdrością Jeśli chodzi o wieczór, to nie będę oryginalna. Ale tym razem byliśmy w pełni usprawiedliwieni - w końcu to nasza ostatnia noc w Etiopii (piwo w hotelowej restauracji - 15.50. Trochę nas to zdziwiło. Ostatnim razem ceny były trochę inne). Natomiast noc była cudowna, poważnie Po śniadaniu (w cenie noclegu) (szwedzki stół i unikanie injery ![]() Bus do Merkato. Bilet - 2 birry. Z centrum jechało się około pół godziny. ![]() I na miejscu. Pierwsze wrażenie - kurczę, strasznie się pomyliłam. Przecież skoro to największy targ w Etiopii, to normalne, że sprzedają tu rzeczy potrzebne Etiopczykom, nie jakieś pamiątki dla białasów:/ I co my teraz zrobimy? :/ ![]() Po pierwszym szoku i totalnej dezorientacji (Merkato jest naprawdę olbrzymi) (trochę nam pomogła kawa za 2 birry wypita na ulicznym mini-stoisku ![]() I, jak to już do człowieka dotrze, dosyć łatwo zrobić potrzebne zakupy (cały czas jednak szokował mnie sposób noszenia towarów. Popatrzcie na beczki. Wprawdzie puste, ale...) ![]() ![]() Są więc dzielnice przyprawowe (ta najbardziej pomarańczowa to mitmita - dla mnie genialna. Taki woreczek - 45 birrów). ![]() Są warzywa i zioła i właściwie nie wiadomo co i do czego to można użyć Barwy, zapachy, klimat - dla mnie niesamowity! Uwielbiam takie miejsca, tym bardziej, że Merkato jest wyjątkowo "prawdziwym" targiem. Nie widzieliśmy tam żadnych turystów (ma to też duży minus - wszyscy doskonale widzieli nas ![]() ![]() Jest jeszcze jeden temat, który chciałabym tu poruszyć, żeby być całkowicie uczciwą. Bieda. Ktoś (niestety, nie pamiętam kto - przepraszam) w relacji na forum napisał bardzo mądre słowa, stanowiące właściwie kwintesencję tego, co chcę powiedzieć : jak można rozwodzić się nad biedą i co mądrego można napisać o tym, siedząc najedzonym w wygodnym fotelu, w ciepłym domu przed komputerem...To prawda. Nie można nic. A nawet jeśli, to będzie w jakiś sposób nieuczciwe-nieprawdziwe. Jednak nie sposób tego tematu zupełnie ominąć. Tak więc, napiszę tylko tyle - bieda w Etiopii jest niewyobrażalna. Ludzie żyjący na ulicy i nie posiadający zupełnie niczego...Mnóstwo ludzi po polio, pozbawionych rąk lub nóg...I można cały pobyt tu przepłakać i mieć wyrzuty sumienia. Ale, tak naprawdę, niczego to nie zmieni. Można też spróbować podpatrzeć Etiopczyków i zobaczyć, jak oni się w tym odnajdują i spróbować robić to samo. Etiopczycy są bardzo pogodni i szczodrzy. Dzielą się tym, co mają. Wielokrotnie, praktycznie co chwilę, widziałam miejscowych dających ubogim na ulicy pieniądze. Obrazek, który chyba najbardziej zapadł mi w pamięć, to próba przejścia przez dwupasmową ulicę przez bezdomnego bez nóg. Odpychał się dłońmi, które ochraniały gumowe japonki...Na ulicę natychmiast wybiegła młoda Etiopka, zatrzymała cały ruch, pomogła mu przejść, a na koniec obdarzyła go uśmiechem i jałmużną.... ![]() I, akurat tutaj, warto zadać sobie pytanie, czy aby na pewno jest sens targować się o równowartość 5 złotych. Jeśli Cię na to stać, to zapłać całą cenę - dla Ciebie to nawet nie jest jedno piwo w knajpie, a dla kogoś może być to kwota decydująca o "być albo nie być". I jeszcze jedno spostrzeżenie - odnośnie, przynajmniej według niektórych opinii, traktowania białasów, jak "chodzące bankomaty". To chyba nie do końca tak jest. Możemy podróżować (nieważne, że ktoś np. musi na taką podróż oszczędzać cały rok - pooszczędza i pojedzie, może to zrobić). Samo to sprawia, że w oczach Etiopczyków jesteśmy niesamowitymi bogaczami - większości z nich nie stać nawet na przejazd autobusem po własnym kraju - więc uważają, że po prostu wyższe kwoty nie zrobią nam różnicy. Ech, przepraszam, nie chciałam filozofować....(choć z przyjemnością podyskutuję o tym przy piwie np. na kolejnym zlocie Fly4free ![]() A jeśli ktoś jadąc tam, chciałby pomóc, to radzę zabrać ze sobą ubrania i buty, których nie żal zostawić. I przed odlotem podejść po prostu pod któryś z kościołów... ![]() Nie wiem dlaczego, ale to zdjęcie bardzo kojarzy mi się z Azją ![]() ![]() A tu żuje się chat i pije tej. Panowie zachęcali nas do wejścia do środka i skorzystania, jednak trochę zniechęciły nas naczynia - tej, o nieprzyjemnej, brunatnej barwie, piło się tu z pustych puszek, które udawały szklanki. ![]() ![]() Na Merkato udało się nam jednak zrobić planowane zakupy. Kilogram zielonej kawy - 110 birrów, kilogram ostrej papryki - 100 birrów, herbaty w paczuszkach - po 7. Okazało się, że jest też część przeznaczona specjalnie dla turystów - coś w rodzaju zadaszonej hali targowej z mnóstwem stoisk z pamiątkami. ![]() Mogłabym na Merkato spędzić cały dzień - obserwując, rozmawiając i napawając się klimatem. Jednak, niestety, czas nas gonił. Więc bus powrotny za 2,5 birrów, do hotelu po bagaże (zdążyliśmy jeszcze odsapnąć przy piwie I to był, niestety, koniec naszego pobytu w Etiopii. Z całkowitą odpowiedzialnością za słowa mogę stwierdzić, że wróciłabym tam w każdym momencie. To wyjątkowy kraj, który ma wiele do zaoferowania i wyjątkowi ludzie, których warto odwiedzić. Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali ze mną do tego momentu. Dziękuję za wsparcie, polubienia i komentarze - to bardzo pomaga w motywowaniu do dalszego pisania. Dziękuję. A ponieważ mówiłam Wam tu o bardzo dla mnie emocjonalnych i wewnętrznych sprawach, chciałabym jeszcze na koniec podzielić się z Wami czymś wyjątkowo intymnym. Otóż dobrze wiecie, że cała nasza trójka zakochała się w Etiopii i, no jakoś tak, przywieźliśmy stamtąd coś jeszcze. Sami rozumiecie - duże emocje, noc, no dobrze, trochę alkoholu też, nie będę ukrywać...I tak jakoś wyszło, że na znak identyfikacji z Etiopią wytatuowaliśmy sobie znaki plemienne, które zostaną z nami na całe życie | |
| Autor: | tomwie [ 28 Kwi 2016 21:16 ] |
| Temat postu: | Re: Palona kawa i kurz - Etiopia |
Super relacja. Jedna z lepszych na tym forum! Sam niedługo będę jeden dzień w Addis Abebie. Czy ma Mercato ten pawilon z pamiątkami znaleźć można bez problemu? Może jakieś wskazówki? | |
| Autor: | igore [ 28 Kwi 2016 21:44 ] |
| Temat postu: | Re: Palona kawa i kurz - Etiopia |
Miałem nadzieję, że ta relacja nie skończy się tak szybko, gdyż każdy nowy wpis czytałem z wielką przyjemnością. Przekonałaś mnie i Etiopia ląduje baaardzo wysoko na liście moich miejsc do zobaczenia. Dziękuję Zastanawiam się, jak wyglądałaby relacja opisana słowami Marcina. Moze się kiedyś przekonam | |
| Autor: | olus [ 28 Kwi 2016 22:57 ] |
| Temat postu: | Re: Palona kawa i kurz - Etiopia |
Świetna relacja, jak zawsze zresztą. W ogóle muszę powiedzieć, że jakoś tak się składa, że do Twoich relacji mam osobisty stosunek (Tajlandia - słonie!). W przypadku Etiopii też tak jest, bo chociaż tam nie byłam, to dawno temu przeczytana książka o tym kraju w dużym stopniu sprawiła, że podróże stały się moją pasją. Jak byłam bardzo małym dzieckiem to namiętnie czytałam "W pustyni i w puszczy" i dzięki temu parę lat później rodzice kupili mi książkę "Śladami Stasia i Nel" o Egipcie i Sudanie, która ma też drugą część poświęconą Etiopii. Swoją drogą bardzo polecam, to jest reportaż z podróży do tych krajów z lat 50, kiedy jeszcze Afryka (nawet ta dość bliska Afryka) wydawała się taka odległa i niedostępna. Książka taka bardziej powiedzmy młodzieżowa, ale bardzo fajnie napisana, dowcipna a jednocześnie zawiera mnóstwo informacji, odniesień do historii tych krajów itp. Jest np cała dość niesamowita historia jedynej linii kolejowej w Etiopii, którą Wam nie udało się pojechać. W ogóle tak porównując to co widzę w Twojej relacji i to co pamiętam z tej książki, to przez te kilkadziesiąt lat tak wiele się w Etiopii nie zmieniło... (Marian Brandys "Śladami Stasia i Nel" oraz "Z panem Biegankiem w Abisynii") | |
| Autor: | pestycyda [ 30 Kwi 2016 13:42 ] |
| Temat postu: | Re: Palona kawa i kurz - Etiopia |
@tomwie, nie potrafię tego pawilonu dokładnie wskazać. Szukaj zadaszonego budynku w pobliżu czegoś w rodzaju zajezdni autobusowej/przystanku (dużo różnych autobusów). Ale myślę, że jak zapytasz, to każdy Ci zaraz dokładnie pokaże drogę igore napisał(a): Miałem nadzieję, że ta relacja nie skończy się tak szybko @olus, bardzo mi miło Jeszcze podsumowanie finansowe: Transport - około 409,92 zł Jedzenie - ok. 273,94 zł Atrakcje - ok. 1711.53 zł - tu wliczyłam też wizę wjazdową (50 dolarów), a największą część tej kwoty stanowi wycieczka do Danakil (250 dolarów) Noclegi - ok. 280,80 zł Czyli wychodzi na osobę ok. 2675,38 zł + jakieś 150 zł na pamiątki i prezenty. | |
| Autor: | pbak [ 02 Maj 2016 00:27 ] |
| Temat postu: | Re: Palona kawa i kurz - Etiopia |
pestycyda napisał(a): @pbak, hmmm....Sudan i Benin, mówisz? Brzmi bardzo zachęcająco - zwłaszcza, że to rekomendacja kogoś, komu również spodobała się Etiopia:) Napiszesz jakąś relację? Relacji niestety nie bedzie, z paru powodow ale glownie z braku czasu. Ale w razie pytan sluze pomoca, a zainteresowanym podesle linka do zdjec | |
| Autor: | BartekzZabrza [ 27 Sty 2017 22:42 ] |
| Temat postu: | Re: Palona kawa i kurz - Etiopia |
Witam serdecznie Czy przed wylotem przygotowywaliście się jakoś "zdrowotnie" do wyjazdu? (szczepienia, jakieś lekarstwa i.t.p) Czy na miejscu musieliście się pilnować z jedzeniem i piciem? (możliwość zatrucia i inne choroby) Na co jeszcze musieliście uważać, zwracać uwagę? Czekam na odpowiedź i pozdrawiam | |
| Autor: | pestycyda [ 29 Sty 2017 07:55 ] |
| Temat postu: | Re: Palona kawa i kurz - Etiopia |
@BartekzZabrza,mamy zrobiony standardowy zestaw szczepień. Jadąc do Harer zażywaliśmy malarone. Zawsze bierzemy ze sobą doxycyklinę, bo ma szerokie spektrum działania. Jak chodzi o jedzenie, to unikaliśmy injery, ale nie ze względów zdrowotnych | |
| Autor: | cccc [ 29 Sty 2017 16:10 ] |
| Temat postu: | Re: Palona kawa i kurz - Etiopia |
Ze wzgledu na konkurs przeczytalem wlasnie Twoja relacje, delektujac Niesamowita spostrzegawczosc oraz dokladne, obiektywne oddanie rzeczywistosci w bardzo interesujacy i przyciagajacy sposob. Twoje opisy i tyle wspanialych zdjec serwuja czytelnikowi wspaniale skomponowany kolorowy, teczowy koktajl, pobudzaja wyobraznie, jak rowniez chec zobaczenia tego ciekawego kraju. Wydaje mi sie, ze taka wyprawa potrafi zmienic czlowieka na cale zycie i nasuwa do wielu refleksji, ktorymi do tej pory nie zaprzatal sobie glowy. W Etiopii, oprocz lotniska nie bylem, ale od kilku lat jest na mojej liscie. Te hieny to mnie po prostu rozwalily, mialem co prawda okazje widziec je juz kilka razy, w RPA (Kruger), Botswanie, a ostatnio podczas nocnego safari w Manyara (Tanzania). Jedynym prawdziwym zblizeniem byla dzika hiena, ktora podeszla w nocy do ogniska, jak bylem na dziko pod namiotami w Botswanie, ale nie przyszlo mi do glowy zeby ja nakarmic. W Manyara widzialem po raz pierwszy w zyciu biegajace po sawannie hipopotamy, zaraz obok biegaly hieny, ale o dziwo nie atakowaly sie nawzajem. Indżerę, porowate podlomyki etiopskie o smaku wyjatkowo gabczastym skosztowalem na lotnisku w Addis Abebie, gdzie mnie ostatnio wiatry poniosly az 4 razy. W restauracji na lotnisku poprosilem pania, rzeczywiscie szliczne kobiety (mimo ze Polki sa najladniejsze) o jakas lokalna potrawe, najchetniej z baraninka i otrzymalem wlasnie indżerę. Moje gratulacje, chyle czola i pozdrawiam. | |
| Autor: | miriam [ 29 Sty 2017 17:49 ] |
| Temat postu: | Re: Palona kawa i kurz - Etiopia |
@pestycyda Twoja relacja jest urzekająca pod każdym względem.Fascynuje nie tylko Etiopia widziana twoimi oczami ale również osobowość i podejście do tematu samej autorki.Wielkie gratulacje | |
| Autor: | haniavit [ 15 Lut 2017 00:10 ] |
| Temat postu: | Re: Palona kawa i kurz - Etiopia |
chapeau bas! Zobaczyłam Etiopię Twoimi oczami, śmiałam się, wzruszałam, denerwowałam a i łezka w oku się zakręciła. Nigdy nie myślałam o tak dalekich kierunkach, jestem jeszcze na etapie zwiedzania Europy, ale aż chce się tam być. Tylko chyba jeszcze odwagi brak Trzymam kciuki za kolejną wyprawę | |
| Autor: | aschaaa [ 29 Lip 2017 14:28 ] |
| Temat postu: | Re: Palona kawa i kurz - Etiopia |
@pestycyda mimo ze nie widzę zdjec bo chyba jakoś zniknęły.... to i tak jestem zachwycona! Swietne pioro, ale to juz psl kazdy kto tu komentowal, barwne opisy i szereg informacji. Dziekuje! Najprawdopodbniej bedziemy w Etiopii pod koniec grudnia (ostatnie dwa tygodnie). Marzy mi sie Dallol. Czy ktos wiec jak sytuacja wygląda obecnie? | |
| Strona 4 z 5 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
| Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ | |