Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 87 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5  Następna
Autor Wiadomość
#61 PostWysłany: 13 Kwi 2016 12:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Paź 2013
Posty: 372
Loty: 95
Kilometry: 232 936
niebieski
Maxima0909 napisał(a):
@pestycyda dobra, miałam nie komentować do momentu zakończenia relacji, bo szczerze powiedziawszy myśłałam, że poza tym że oczywiście podziwiam wybór kierunku podróży nie będę mogła niestety napisać, że mnie zainspirowałaś do podobnej wyprawy.. relacja pierwszych dni utwierdziła mnie w przekonaniu, że jestem za słaba w uszach na podbój takiej Afryki...


bla bla bla...... :oops: oj tam oj tam! przecież tylko krowa nie zmienia zdania :twisted:
no to może zorganizujemy jakąś forumową załogę? najpierw wesoły samolot a potem eksytujący podbój Etiopii śladami @pestycydy ;)
_________________
Moje relacje:
2017 - Tajlandia/Kambodża
2016 - Bałkany
2015 - Zachodnie Wybrzeże USA
2014 - Maroko
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
Wakacje na Azorach za 2598 PLN. Loty z Warszawy + hotel ze śniadaniami Wakacje na Azorach za 2598 PLN. Loty z Warszawy + hotel ze śniadaniami
Wczasy w Turcji: tygodniowe all inclusive w hotelu niedaleko plaży od 1763 PLN. Wyloty z 2 miast Wczasy w Turcji: tygodniowe all inclusive w hotelu niedaleko plaży od 1763 PLN. Wyloty z 2 miast
#62 PostWysłany: 14 Kwi 2016 16:38 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 03 Lis 2014
Posty: 315
Loty: 146
Kilometry: 347 466
@olajaw, @igore - kto wie, ja nie mówię "nie" ;) Chociaż przyznam się Wam, iż zauważyłam chociażby po wyprawie do Peru, że jeśli chociaż parę dni nie spędzę nad ciepłą wodą pod palmami, to po powrocie do domu czuję się, jakbym w ogóle na wakacjach nie była... Ciężko więc będzie mi się zdecydować na wyprawę do krajów, które mi tego nie będą w stanie zaoferować... Jestem zepsutą kobietą ;)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
 
      
#63 PostWysłany: 19 Kwi 2016 19:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
:) cieszę się, że Etiopia Was zaintrygowała. Ja naprawdę jestem w niej zakochana, a przecież też zupełnie nie planowałam wyjazdu akurat tam. Zdecydowało to, co zwykle - pojawiły się po prostu bilety w dobrej cenie. Zresztą, nie muszę chyba Wam tego tłumaczyć, pewnie sami znacie ten sposób wyboru kierunku :D

Na szczęście do naszego hotelu było faktycznie dosyć blisko (chociaż pod nosem padło parę niecenzuralnych słów na temat naszej „agencji” – w końcu umowa była inna). Mieliśmy jednak dwie ważniejsze sprawy do załatwienia, więc one głównie nas zaprzątały. Po pierwsze – skończyły się nam etiopskie birry, zatem koniecznie musieliśmy znaleźć miejsce, gdzie będziemy mogli wymienić dolary (najlepiej bank). Po drugie – trochę obawialiśmy się jutrzejszego dnia. Żeby zdążyć odwiedzić jeszcze jedno miejsce, na które się nastawialiśmy, koniecznie musieliśmy jutro dojechać do Addis. Czyli raczej odpadało ryzyko z porannym podejściem na dworzec autobusowy (nadal nie umieliśmy wzbudzać litości "na zawołanie", więc baliśmy się pójścia na żywioł, licząc, że może ktoś nam pomoże. A co, jeśli jutro będziemy wyglądać wyjątkowo antypatycznie, nikt nas nie wpuści wcześniej przez boczne wejście i do żadnego odpowiedniego autobusu się nie zmieścimy?) (a poza tym - sami to przecież tego odpowiedniego autobusu nawet nie znajdziemy :/ :D
Tym razem postanowiliśmy więc postąpić jak odpowiedzialni i rozsądni turyści i wszystko zrobić zgodnie z pieczołowicie ułożonym planem. Plan powstał w pijalni soków (ostatnie 15 birrów, jak szaleć, to szaleć :D i możliwe, że nie był zbyt ambitny, bo obejmował tylko dwa punkty : 1. znaleźć bank. 2. znaleźć miejsce, gdzie będzie można kupić bilety autobusowe na jutro :D
Bardzo szybko się okazało,że jeśli chodzi o punkt pierwszy, to nie określiliśmy go odpowiednio szczegółowo :/ Otóż banków, owszem, znaleźliśmy co niemiara, jednak żaden z nich się nie nadawał, bo wszystkie były po prostu zamknięte. Niedziela :/ Jakoś nie przyszło nam do głowy, że tego dnia żaden bank nie pracuje. No cóż, nie był to najgorszy problem, zawsze mogliśmy zapłacić za bilet dolarami. Tak więc, pierwszy punkt z listy mieliśmy dosyć szybko z głowy :D
Z drugim punktem naszej mega-ekstra-rozsądnej listy nie poszło już tak łatwo :/ :D Otóż, jeśli chodzi o autobusy, w Etiopii można podróżować na dwa sposoby - autobusami miejscowymi (tak, jak robiliśmy to do tej pory. Cudowne podróże z miejscowymi. Może czasami zaskakujące nocnymi postojami na trasie, ale z pewnością warte przeżycia :) Jedyny minus, to fakt, że trzeba mieć na nie czas. Bilety kupuje się przed samym odjazdem - jeśli człowiekowi uda się oczywiście dopchać do sprzedawcy - więc nigdy nie ma gwarancji, że uda się wyjechać pożądanego dnia :D ). Drugi sposób, to korzystanie z sieci autobusów turystycznych - szybszych i wygodniejszych. Wiadomo - dużo droższych, ale mających w tej sytuacji istotną przewagę - bilety na podróż można kupić wcześniej i, tym samym, mieć 100% pewności, że nasza podróż się odbędzie. Z tego, co się orientuję, w Etiopii funkcjonują dwie takie firmy przewozowe - Sky Bus i Salem Bus. Postanowiliśmy więc znaleźć biuro jednej z nich.

Image

Początkowo szło całkiem nieźle - biuro Sky Busa znajdowało się w samym centrum, w dodatku było otwarte :D Jednak, okazuje się, że słowo "wcześniej" w zdaniu "bilety można kupić wcześniej" oznacza trochę inny przedział czasu, niż sobie wyobrażaliśmy :/ :D Otóż Etiopczycy interpretują to bardziej jako tydzień, niż dzień "przed wyjazdem" :D W skrócie - żadnego, najmniejszego nawet miejsca na jutro nie było ("panie...daaaawno wszystko wyprzedane..."). Uprzejmy pan z biura zaproponował nam dwa rozwiązania - albo pozwiedzamy jeszcze Bahyr Dar przez pięć dni, albo wyruszymy do Addis Land Roverem. Wprawdzie jutro, ale za 560 birrów od osoby :/ Hm...jakoś żadna z tych opcji nie przypadła nam do gustu :D (tzn. nie miałabym nic przeciwko zostaniu w Bahyr Darze dłużej, jednak myślę, że mój pracodawca mógłby mieć na ten temat trochę inne zdanie :D

Image
Jedyną osobą, która mogła nam w tej sytuacji pomóc, był pan Briggs (tak, ten od przewodnika). Według niego była jeszcze jedna możliwość - podobno spod hotelu Ghion (dosyć znany hotel) odchodzą busy do Addis Abeby. Postanowiliśmy się tam trochę rozejrzeć, z nadzieją, że może tym razem uda się coś załatwić. I dokładnie w tym momencie sytuacja trochę się wymknęła spod kontroli odpowiedzialnych i rozsądnych turystów :D (tak, mówię o nas :D Otóż zauważyliśmy jakiś plac, na którym stało parę autobusów. Nie mam pojęcia, czy to było owo miejsce polecane przez Briggsa, jednak właśnie tam poznaliśmy bardzo miłego pana, który niezmiernie przejął się naszymi problemami i zaproponował, że pójdzie z nami na pocztę (???!!! :D - bo to jest ponoć idealne miejsce do zakupu biletów (???!!!! :D - nadal tego nie ogarniam :D I jak myślicie, co zrobiliśmy? Oczywiście, w karnym rządku wyruszyliśmy natychmiast na pocztę za panem :D Na poczcie (choć ani trochę jak poczta to ten budynek nie wyglądał) pan zapoznał nas ze swoim kolegą. Niestety, poinformowali nas, że biletów na busy nie ma, może być Land Rover albo bilet na, uwaga uwaga, miejscowy autobus (ten, na który podobno nie da się kupić biletów wcześniej :/ :D

Image

Przy czym, pan postawił sprawę bardzo uczciwie - poinformował nas, że bilet kupiony w sposób legalny, u kierowcy bezpośrednio przed odjazdem, kosztuje 175 birrów. On natomiast załatwi nam te bilety za 300 birrów, bo kiedyś tam pracował (nim zaczął najwyraźniej na poczcie :D. I praca się skończyła, ale koledzy zostali. Uznaliśmy to za dobrą propozycję, a szczególnie nas ujął swoją szczerością. Więc zwierzyliśmy się mu zaraz z naszych problemów niższego poziomu - z braku birrów. Na to pan również natychmiast znalazł rozwiązanie (bardzo przedsiębiorczy był to pan :D Wsadził nas do swojej motorikszy i szybciutko podjechaliśmy na targ, a dokładnie - do jubilera :/ :D :D Jubiler, prosząc wcześniej o dyskretne przekazywanie pieniędzy, profesjonalnie i po bardzo dobrym kursie wymienił dolary na birry.

Image
Kolejny punkt programu, to dworzec autobusowy (teraz wreszcie mieliśmy czym zapłacić :D. Tam dokładnie zrozumiałam, dlaczego tak trudno kupić bilety rano - po prostu chyba na taka legalną sprzedaż zostaje ich bardzo mało. Otóż na schodkach siedział pan, wokół niego dosyć duży tłumek ludzi, a po chwili każdy odchodził uszczęśliwiony z biletem w ręku :/ (to już naprawdę wiedza tajemna z najwyższego poziomu, tym bardziej, że "nasz" pan zakazał nam robienia zdjęć i nachalnego wgapiania się w całą procedurę :D (sama jestem załamana tym, ile przepisów złamaliśmy w ciągu niecałej godziny :/ :D Po chwili pan przekazał nam bilety na jutro, oznajmił, że przyjedzie po nas jutro o 5.00 (o nieeee :( pod hotel i wsadzi do odpowiedniego autobusu. Dopiero po gorącym pożegnaniu zauważyliśmy coś dziwnego - na naszych trzech skrawkach papieru widniały numery : 35, 34 i ....34 :/ :D To prawda, było to trochę niepokojące, ale postanowiliśmy sobie tym nie zaprzątać głowy, przynajmniej do momentu wsiadania do autobusu :D
Tym bardziej, że wracając do hotelu spotkaliśmy poznane wcześniej małżeństwo z Polski, z którym rozstaliśmy się w Gonderze (dzień wcześniej napisaliśmy do nich maila - tak, tak, nasz hotel miał Wi-Fi! - i zachęciliśmy ich do noclegu w tym miejscu, kusząc gorącą wodą w łazience :D
Okazało się, że zameldowali się w naszym hotelu już w południe i nie tracili czasu :D W ramach podziękowań za informację o świetnym miejscu noclegowym (naprawdę, po raz kolejny polecam - Bahyr Dar, pensjonat Yeshi) zaprowadzili nas do równie interesującego miejsca.

Image
Pijalnia teju. Tej jest lokalnym alkoholem, trochę przypominającym wino, trochę miód pitny. Można go kupić tylko w specjalnych pijalniach, które wcale nie tak łatwo znaleźć - tej abet. Podawano dwie wersje - wytrawną i półsłodką (podobno : dla pań, ale uważam, że stworzono ją wyłącznie na nasze potrzeby - do pijalni teju nie chodzą prawdziwe panie, czasem tylko zawitają tam jakieś niewydarzone białaski-turystki :D A tak w ogóle, to wersję półsłodką tworzono przez mieszanie wytrawnej z czymś (z metalowego czajniczka, na naszych oczach).

Image
Takie naczynko - 6 birrów (!!!). Według mnie - bardzo smaczne. Ale jeszcze lepsze było towarzystwo miejscowych i nocne, ożywione rozmowy, zakończone wymianą adresów i numerów telefonów.

Image
W pijalni siedzi się na ławeczkach ustawionych przed budynkiem, pomiędzy gośćmi przechadza się kelnerka, która z metalowego czajnika dolewa teju, a kultura wymaga, żeby buteleczkę stawiać na ziemi, między własnymi nogami. Można ją też zatykać korkiem. Niesamowity klimat, niesamowici ludzie...
Niestety, robiło się coraz później, a jutrzejsza godzina wstawania nie nastrajała nas optymistycznie. Trzeba się więc było zbierać. Jeszcze tylko kolacja...

Image
Najlepszy posiłek, jaki jadłam w Etiopii. Świeżo usmażone ryby, pachnące jak cały Eden... Do tego czerwona, bardzo pikantna przyprawa do posypywania (mitmita) i naprawdę, człowiek czuje się, jak w raju (5 ryb i 5 piw - 280 birrów).

C.D.N.
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915


Ostatnio edytowany przez pestycyda, 29 Sie 2017 10:17, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
12 ludzi lubi ten post.
 
      
#64 PostWysłany: 22 Kwi 2016 22:16 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
Poranek (jaki poranek?! Toż to noc jeszcze była :/ :D standardowo należał do ciężkich :/ Punktualnie o 5.00 wsiedliśmy do motorikszy naszego nowego przyjaciela i podjechaliśmy na dworzec. Na dworcu też standardowo – bramy zamknięte i ogromny tłum pod wejściem. Co jakiś czas, dla uspokojenia, sprawdzaliśmy, czy nadal mamy kawałki papieru, które dawały gwarancję odjazdu (im dawały. Co do mnie, hmm, no można się było tego spodziewać – oczywiście trafił mi się zdublowany numer miejsca, 34). Na szczęście gwarancję również dawał nasz opiekun – obiecał nas odprowadzić pod sam autobus. To było naprawdę duże ułatwienie; nie wyobrażam sobie samodzielnego (i odpowiednio szybkiego – aby zdążyć jeszcze załapać się na bilet :) odnalezienia właściwego autobusu w tym tłoku, gwarze, przepychaniu i tablicach opisanych etiopskim pismem :/ Za tę grzeczność dopłaciliśmy panu jeszcze 40 birrów oraz podarowaliśmy mu pamiątkowe gadżety z naszego miasta - koszulkę i korale dla żony. Te ostatnie wywołały pewne zaniepokojenie u naszego pana, bo gdy przyjrzał się naszym niedomytym ciałom i nadstrzępionym ubraniom (no co, dużo przeżyły przecież :D ), zapytał bardzo podejrzliwie : "A skąd wy (z naciskiem na : wy :D ) macie takie ładne korale?" :/ :D
Ale trzeba przyznać, że spisał się na medal. Doprowadził nas pod sam autobus, razem z nami wyraził solidarnie zdziwienie, że musimy dopłacić za bagaże (50 birrów za wszystkie), usadził nas na miejscach zapisanych na biletach(no mnie nie mógł :D Ale i z tym sobie poradził - samodzielnie przyznał mi miejsce numer 42 :/ ) i pomachał na pożegnanie. I wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fakt, że pięć minut po jego odejściu nadeszła legalna właścicielka miejsca 42 :/ :D I wytłumaczyła mi bardzo szczegółowo, że zachowuję się jak prosiak, podkradając jej fotel (tzn. tak mi się wydaje, bo mówiła po amharsku :/ :D Cóż było robić? Z chęcią bym się przesiadła, ale niestety, nie było to możliwe - wszystkie miejsca była zajęte. Dodatkowo był to akurat autobus, w którym dużą wagę przywiązywano do przestrzegania zasad, a jedną z nich był zakaz stania - po wnętrzu chodził pan, który cały czas wszystkich napominał i usadzał. To okazało się dla mnie zbawieniem, bo, jak wiadomo, miejscowi nie lubią, jak białas robi coś wbrew ich myśli :D Wstałam więc ostentacyjnie, zakładając, że kierowca nie pozwoli, żeby jakaś biała głowa wystawała ponad siedzenia. I, nie uwierzycie, zadziałało jak palenie papierosów na postojach :D Po trzech minutach ożywionych dyskusji i zamieszania, kierowca rozłożył jakiś fotel koło siebie, ktoś się przesiadł, a mnie usadzono na zwolnionym miejscu.

Image
Jednak nie jest fajnie siedzieć koło białasa, bo zajmuje bezczelnie dużo więcej miejsca :) Naprawdę się starałam skurczyć i "wessać do środka", ale to nie takie łatwe :D

Image
I wreszcie jedziemy (6.30 - nigdy nie zrozumiem systemu przychodzenia na dworzec półtorej godziny przed odjazdem). Widoki za oknem - standardowo przepiękne. Sytuacja wewnątrz autobusu - standardowo pracowita :D Uśmiechanie, oduśmiechiwanie, głaskanie po włosach (tzn. mnie, nie ja. Ja bym się nie odważyła :D Edukacyjne rozmowy o bydle itp. Dodatkowo poszerzyłam asortyment o umiejętność nawiązywania kontaktu wyłącznie przy pomocy ruchów brwi (to jest niesamowite, poważnie! Nie jestem w stanie wytłumaczyć - trzeba to zobaczyć na żywo), wzbudzając duże zainteresowanie wśród współpasażerów (niestety, podejrzewam, że to cały system znaków. Umiem tylko jeden - mam nadzieję, że akurat jakiś sympatyczny :D - więc nie potrafiłam odczytać odpowiedzi, tylko uparcie go powtarzałam :D

Image
Okazało się, że moje nowe miejsce znajdowało się akurat pomiędzy dużą rodziną, która jakoś tak, w naturalny sposób się mną zaopiekowała. Było to bardzo miłe - wskazywano mi co ciekawsze widoki za oknem, poklepywano życzliwie. Jednak gdy przed wjazdem na największe serpentyny senior rodu zaczął rozdawać z woreczka "lekarstwo" przeciwko mdłościom, trochę się stropiłam i sprytnie postanowiłam udawać, że śpię :D Niestety, nie był to najlepszy pomysł :/ :D Okazało się, że pan siedzący obok mnie przez cały czas trzymał moją porcję w dłoni, więc gdy otworzyłam oczy, nie było wyjścia :D Otrzymałam do ręki parę małych, szarawych, jakby "poduszeczek" z nakazem natychmiastowego zjedzenia :/ i natychmiast zaczęło mnie obserwować wiele par oczu. Nie dało rady się tego więc pozbyć, nawet gdybym chciała wypluć to na podłogę (standard. W autobusach wszystko wyrzuca się bezpośrednio na podłogę :D Trzeba było więc połknąć :/ :D W smaku - dziwne, bezsmakowo-gorzkawe. Czy pomaga - nie wiem. Mdłości nie miałam, ale zazwyczaj nie mam. Natomiast z dumą mogę podkreślić, że "moja" rodzina też nie miała z tym żadnych problemów.

Image
A przy drodze takie niespodzianki :)

Image

Image
Standardowa przekąska autobusowa. Pojazd się nagle zatrzymywał, do środka wchodziła pani z ogromną miską ziarna i sprzedawała towar, odmierzając go kubkiem do woreczka. Początkowo patrzyliśmy na zawartość miski dość podejrzliwie, ale po paru godzinach jazdy (i obserwacji jak współpasażerowie zajadają ziarno ze smakiem - choć akurat ten argument może być kłamliwy. Patrz : injera :D i my zakupiliśmy woreczek. Bardzo smaczne, trochę jak nasz ryż preparowany (poza tym, zakup wzbudził olbrzymią aprobatę wśród innych podróżnych, staliśmy się bardziej "swoi").

Image
Zazwyczaj w okolicach południa następuje postój na obiad. I tym razem nie było inaczej. Nie wiem, skąd taki natłok fioletowych ubrań na zdjęciu, ale podejrzewam, że ma to jakiś związek z Timkatem.

Image
I obiad. Nie mogliśmy się oprzeć pokusie tego wspaniałego smaku i konsystencji i...no dobra, przegięłam :D Po prostu nic innego nie było :D Dwie injery (tak, na zdjęciu są właśnie dwie) - 67 birrów (głód głodem, ale ja tam się nie złamałam :P )

Image
Most, z którego Etiopczycy byli strasznie dumni. Tu robiliśmy zdjęcia nie tylko my - każdy, kto tylko mógł, fotografował i podziwiał. W tym miejscu znajduje się ostatnia granica przed regionem Addis. Most był faktycznie piękny, a okolica wyjątkowo malownicza.

Na miejsce dojechaliśmy około godz. 17.00. Addis Abeba. Stolica. Dużo by można o niej pisać, mówić, a przypuszczam, że i tak nikt nie jest w stanie oddać jej istoty. Kilkukrotnie spotkałam się z opiniami, że gdy jedzie się do Etiopii po raz pierwszy, należy od razu, jeszcze w nocy, wyjechać z Addis i zwiedzać inne rejony, bo dopiero po powrocie z nich, gdy człowiek już co nieco zobaczy i co nieco wie o tym kraju, może dostrzec jej urok i specyfikę. I dopiero wtedy go nie przytłoczy i nie zdołuje. Możliwe, że tak jest.
Pierwsze wrażenie - tłok, krzyki, hałas, nie wiesz, o co chodzi i gdzie jesteś, każdy coś od ciebie chce (nie "coś", a dokładnie chce, żebyś wsiadł do jego taksówki, jego busiku, jego hotelu itp :D Jedyne wyjście, to nie ulegać naganiaczom i szybko odejść jak najdalej od dworca. Usiąść w jakimś barze i na spokojnie zastanowić się, co dalej (przetestowane :D

Image
Z przewodnika dowiedzieliśmy się o hotelu Ras - stosunkowo blisko centrum, dobre warunki itp. Nic więc dziwnego, że zdecydowaliśmy się tam dostać. Powiem tak - początki nie były łatwe :D Po wyjściu z baru dosłownie osaczyły nas krzyki : 400 birrów! 100 birrów!! Taxi!! Ja! Chodź ze mną! 200 birrów!!! Tutaj, tutaj!! :D Ktoś nas wpychał do busika, po usłyszeniu ceny my się z niego wypychaliśmy...No. Mniej więcej tak to wyglądało :D W końcu, jakimś cudem udało się nam wsiąść do busa, który nas nie zabił ceną - 15 birrów od osoby. Dojazd prawie pod sam hotel.

Image
I oto hotel Ras. Bardzo elegancki (z zewnątrz :D , z dużą restauracją, Wi-Fi (w holu) i "nadchodzącą" ciepłą wodą ("tak, tak. Mamy ciepłą wodę. Nadejdzie wkrótce" :D Uściślając - za naszego pobytu "nie nadeszła" :D To chyba nasz najdroższy nocleg - 803 birry za dwa dwuosobowe pokoje ze śniadaniem.

Image
Za to w pokoju był nawet telewizor. A przed obrotowymi drzwiami do hotelu stał najprawdziwszy konsjerż!
Wieczór spędziliśmy w restauracyjnym ogródku (po prostu została nam luka do zapełnienia :D Coś trzeba było zrobić z czasem, w którym planowaliśmy gruntownie się wykąpać :D I stąd wiem, że lane piwo w takim eleganckim miejscu kosztuje 12,25 birrów :D

Image
Za to śniadanie było rewelacyjne. Trzeba było tylko zachowywać odpowiednie środki ostrożności :D (tak, to coś w prawym, dolnym rogu zdjęcia to zakamuflowana injera :D

Na ten dzień (i noc) mieliśmy bardzo ambitne plany. Przepakowaliśmy się do małych plecaków, duże zostawiliśmy w hotelowej przechowalni bagażu (bez żadnych opłat) i wyruszyliśmy na dworzec kolejowy, żeby pojechać do Harer. W Etiopii istniej jedna trasa kolejowa - do Dżibuti. Po drodze zatrzymuje się w miejscowości oddalonej od Harer jakieś pół godziny drogi. Planowaliśmy tam wysiąść, do miasta dostać się busem, a kolejnego dnia powrócić do Addis. Niestety, jak to zwykle bywa - to plany wybierają nas, nie odwrotnie :D

Image
Różne sposoby noszenia bagażu :)

Dworzec, owszem, znaleźliśmy. I nawet udało się nam porozmawiać z przynajmniej pięcioma pracownikami kolei, jednak nikt nie mógł zrozumieć, o co nam chodzi :/ :D Dopiero po wspólnej konsultacji jeden z panów przekazał nam przykrą prawdę - pociąg jest, ale nie jeździ, bo trwa przebudowa torów :/ Ale będzie jeździł. Za to kiedy, nie wiadomo :/ :D To była smutna informacja, bo utraciliśmy możliwość realizacji dwóch marzeń - przejazdu pociągiem przez Etiopię (bardzo, ale to bardzo chcieliśmy tego doświadczyć) i raczej musieliśmy pożegnać się z Harer (do wylotu zostały nam trzy noce. A, jak wiadomo, bezpieczniej być dwie noce przed odlotem tam, gdzie lotnisko, żeby nie ugrzęznąć gdzieś 100 kilometrów dalej. Zwłaszcza biorąc pod uwagę przymusowe nocne postoje autobusów. Tak nie robią odpowiedzialni turyści...A my przecież tak bardzo chcemy już nimi zostać...:/ Trzeba więc będzie zostać na ostatnie trzy noce w Addis...:/ :D

Image
Tak więc, na czym to ja skończyłam? A, tak - oto Meskel Square, dworzec autobusowy :D :D :D A po drugiej stronie ulicy znajduje się biuro Informacja Turystyczna. I biuro Selam Bus - dużej, turystycznej sieci autobusowej, w której można kupić bilety z wyprzedzeniem :D I wiecie co? Można w niej nawet kupić bilet do Harer na dzień przed wyjazdem (oj, panowie z biura w Bahyr Darze muszą się jeszcze wiele nauczyć w kwestii marketingu :D I na dodatek pan jest tak uprzejmy, że nawet może zadzwonić do biura w Harer i zamówić bilety powrotne na kolejny dzień, żeby przypadkiem dla ciebie nie zabrakło (trochę się tego baliśmy. Utknąć w Harer dzień przed wylotem, to nie byłoby chyba nic fajnego). No, to tyle w kwestii odpowiedzialności :D A bilet w jedną stronę kosztuje 330 birrów i na Meskuel Square trzeba być, ciekawostka, o 5.00 rano :D
Pozostało tylko jedno pytanie - co zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem? :D Podręczny bagaż mieliśmy przy sobie, postanowiliśmy więc znaleźć sobie inny nocleg i pozwiedzać Addis. Przewodnik bardzo wychwalał hotel Abisynia - to podobno jeden z najstarszych hoteli w stolicy, w dodatku znajdował się bardzo blisko.

Image
I oto on. Trochę trudno było go znaleźć, bo niektóre mapy w przewodniku są trochę nieaktualne. Powód jest prozaiczny - Addis bardzo szybko się rozbudowuje, niektóre uliczki znikają, małe budynki są przysłaniane ogromnymi wieżowcami w trakcie budowy. To dobrze - znak, że kraj się rozwija. Ale też i źle - pewnie za kilka miesięcy nie będzie już miejsca dla takich małych, rodzinnych hotelików z mega klimatem, a taki właśnie jest hotel Abisynia...

Image
Bar hotelowy i pani parząca kawę...Prawie nikt nie mówi po angielsku, natomiast wszyscy się uśmiechają - naprawdę .szczerze i życzliwie.

Image
A oto szczęśliwa "pani na włościach" :D (ale klapki dla gości są :D Dwuosobowy pokój z łazienką- 200 birrów.

Image
Gdy przy próbie spuszczenia wody odpadła górna część toalety, zdecydowaliśmy, że nie będziemy jednak pytać o ciepłą wodę :D

W planach mieliśmy odwiedzenie Muzeum Narodowego, a ponieważ według mapy było to dość blisko, zdecydowaliśmy pójść tam na piechotę i, przy okazji, poznać trochę miasto. Droga prowadziła przez dzielnicę rządową, gdzie nie wolno robić zdjęć. Okazałe budynki, obstawione strażnikami. Nawet wzdłuż chodnika, co kilkadziesiąt metrów stoi uzbrojony strażnik. Na szczęście nie wszyscy są ekstremalnymi służbistami :)

Image
To dosłownie prawie jedyne zdjęcie, jakie mamy z tego rejonu. A szkoda - bo ten rejon dokładnie pokazuje, jak duże są kontrasty w Addis Abebie. Ogromna bieda funkcjonująca obok wielkiego bogactwa...

Image
Duże wrażenie robi też podejście Etiopczyków do religii. Na terenie kościoła poustawiane są zadaszone ławki. Tam spotykają się miejscowi, aby porozmawiać, pomodlić się, pobyć...Nikt nikogo nie ucisza, nie patrzy z niechęcią ("a co ten twój dzieciak się tak drze pod kościołem?!") Widać, że czują się tu dobrze, że to ich miejsce. Czasem ktoś podchodzi do drzwi budynku, aby go ucałować z szacunkiem. To nie tak, że tu przychodzi się tylko na mszę i wraca do domu, bo już spełnił swój obowiązek. Tu się przebywa z Bogiem i poza mszą. Ładnie.

Image

Image
I Muzeum Narodowe. Wejście - 10 birrów. Nieważne - miejscowy, czy białas. Każdy ma prawo obejrzeć zbiory za taką samą cenę.

Image
Muzeum jest trzypoziomowe, a kolekcja jest naprawdę różnorodna i niesamowicie interesująca.

Image
Wykaz najbardziej interesujących miejsc do zwiedzenia w Etiopii (choć to pewnie dyskusyjne - zależy, kto się czym interesuje).

Image
Zbiór plemiennych stołeczków. Taki stołeczek pasterze noszą zawsze przy sobie - zazwyczaj przytwierdzony do pasa. Siada się na nim, a nocą służy jako podpórka na głowę (żeby nie zniszczyć kunsztownych fryzur).

Image
I oto Lucy.

Image
W muzeum można spędzić naprawdę mnóstwo czasu i co chwilę odkrywać coś nowego. Niestety, trochę nas pospieszono, bo zbliżał się czas zamknięcia. Szkoda - pewnie to sprawa indywidualna, ale ja mogłabym tam spędzić cały dzień (zwłaszcza na najniższym poziomie, gdzie przedstawiona jest ewolucja zwierząt).

Był czas dla ducha, więc i ciało zaczęło się domagać czegoś dla siebie :)

Image
Wybór potraw niesamowity, prawda? :D ale najważniejsze, że cena nas nie zaskoczy, bo : including VAT" :D :D :D (i bądź tu mądry i uniknij injery :D

Image
Popatrzcie na fryzurę...Etiopia jest krajem, w którym człowiek nieustannie odwraca się za kobietami z czystego podziwu, bez żadnych niecnych zamiarów :)

C.D.N.
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915


Ostatnio edytowany przez pestycyda, 30 Sie 2017 09:33, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
11 ludzi lubi ten post.
 
      
#65 PostWysłany: 26 Kwi 2016 22:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
Wieczór spędziliśmy w restauracji naszego hoteliku - i chyba był to jeden z naszych najbardziej klimatycznych wieczorów. Pełna sala, którą obsługiwał starszy, uśmiechnięty pan w fartuchu i nikt, ale to naprawdę nikt nie mówi w żadnym ze znanych mi języków. Oj, tak - zdecydowanie był to wieczór kalamburów :D Zwłaszcza, że musiałam poprosić o gorącą wodę do rozpuszczenia leków - jak będziecie mieć chwilę, spróbujcie sobie to hasło przedstawić samymi gestami (no, dopuszczalne są dźwięki rozumiane w każdym kraju - czyli np. "pssssyt" oznaczające podobno gorącą wodę :D A najlepiej wejdźcie w tym celu do wypełnionej po brzegi knajpy i udawajcie dodatkowo, że nie rozumiecie żadnych słów :/ zabawa gwarantowana :D Do "rozmowy" włączyła się cała sala i wszyscy zgodnie nam kibicowali :D W końcu, po dłuższej chwili, udało mi się stać właścicielką kubka wypełnionego wrzątkiem, o dosyć podejrzanym smaku :) Ale zabawa była przednia :)

Image

Po pewnym czasie do lokalu wszedł mężczyzna, przywitał się ze wszystkimi, porozmawiał z kelnerem i podszedł do nas. Piszę o tym dlatego, że pierwsze słowa, którymi rozpoczął rozmowę, dosłownie wmurowały mnie w podłogę : "Kelner poprosił, żebym przyszedł, bo biały człowiek jest chory. I powiedział mi : idź, pomóż białemu człowiekowi"..........Nie potrafię opisać emocji, które wtedy mną owładnęły - nawet nie wiem, czy były bardziej pozytywne, czy negatywne. Wiem tylko, że były wyjątkowo silne - Etiopia, noc, same obce twarze, nikt nie rozumie twojego języka i nagle ktoś zwraca się do ciebie w ten sposób - no i dodatkowo chyba nigdy nie czułam się aż tak bardzo "biała", jak wtedy....Rozumiecie... To spotkanie przeciągnęło się długą, nocną rozmowę, podczas której dowiedzieliśmy się dużo o tradycjach w Etiopii, o kulturze, o problemach...Niesamowite spotkanie. Ale muszę Was zawieść - pan nie był szamanem, nie zaproponował nam tradycyjnych ziół o magicznej mocy, nic z tych rzeczy, niestety :) Zabrzmi to dosyć banalnie, ale pracował po prostu w organizacji charytatywnej zajmującej się dystrybucją leków dla najbardziej potrzebujących :) I teraz nie wiem, czy ta "białość" to był komplement, czy wręcz przeciwnie :D

Image

Kolejnego poranka już o 5.00 byliśmy na Meskel Square, z którego miał odjeżdżać nasz luksusowy autobus do Harer. I tak jak chociaż zwyczaje odjazdowe nie różniły się zbytnio od zwyczajów miejscowych autobusów (odjechaliśmy po 6.00 :/ :D, tak różnił się sam dworzec autobusowy - był przestrzenny, nieogrodzony i żadna brama nie była zamknięta, ba - nie było żadnych bram. Spokojnie i bez stresu można było znaleźć swój autobus, żadnego tłoku, pokrzykiwań, popychań...Właściwie nawet poczuliśmy się lekko nieswojo :D A sam autobus? O, moi drodzy, to dopiero było mistrzostwo :D Wygodne siedzenia (w dodatku twoje jest całe dla ciebie - z nikim się nim nie musisz dzielić, luksus po prostu :D Dodatkowo (w to już chyba nie uwierzycie - my przynajmniej nie mogliśmy :D na samym środku wisiał najprawdziwszy...telewizor :D A w trakcie jazdy okazało się, że jeszcze przysługuje nam poczęstunek (ciastko i woda). Miałam wrażenie, że tu nawet woreczki na wymioty są elegantsze :D Jednym słowem - pełen luksus.

Image

Teraz to brzmi śmiesznie, ale wtedy, uwierzcie, naprawdę szczerze byliśmy zachwyceni Selam Busem. I może to spostrzeżenie wydaje się banalne, ale gdy człowiek poczuje to na własnej skórze, to zupełnie inaczej je odbiera. Jak łatwo przyzwyczajamy się do luksusów i jak bardzo nie potrafimy się cieszyć i doceniać tego, co mamy na co dzień, skoro po kilku dniach jazdy autobusami o gorszym standardzie, takie mocne wrażenie wywiera na nas coś, co w Polsce jest zupełnie normalne...I jak bardzo można się rozkoszować tymi "zwykłymi" rzeczami - miękkim oparciem fotela, przestrzenią w środkach transportu...Etiopia zmienia ludzi. Mnie przynajmniej zmieniła.

Image
A to nowatorska podkładka pod koła :)

Image
Natomiast co do telewizora, to po zastanowieniu się stwierdzam, że może nie było najlepsze rozwiązanie :D Otóż Selam Bus ma płytę (jak się później okazało - tę samą we wszystkich autobusach :D , która jest włączana zaraz po wyruszeniu. Początkowo nie jest źle - etiopskie teledyski. Natomiast później zaczyna się seria dydaktycznych etiopskich telenoweli, z licznymi, komediowymi wstawkami (poznaliśmy to po gromkich wybuchach śmiechu naszych współpasażerów, bo jakoś po obrazach nie mogliśmy :D Tak więc, dowiedzieliśmy się m.in. co może spotkać młodą dziewczynę, która chodzi na podejrzane imprezy i, uwaga uwaga, dodatkowo popija na nich alkohol (uwierzcie - skończyła bardzo źle, a kara za jej złe poczynania ciągnęła się przez dobrych parę odcinków :D Poczyniliśmy również ważne, psychologiczne spostrzeżenia - atrybutem każdego, ale to naprawdę każdego czarnego charakteru jest...palenie papierosów (dobrze, przyznam się Wam - trochę mi było przykro :D

Image

Image
A to miejsce, na które patrzyliśmy z dużym żalem przez szyby autobusu - jedyna linia kolejowa w Etiopii. Po tych torach mogliśmy jechać, gdyby Etiopczycy akurat teraz nie postanowili ich rozbudowywać :/

Image
Ten Radom to naprawdę wszędzie się reklamuje :)

Image
I standardowo postój na obiad. Bardzo chciałabym tu wkleić zdjęcie jakiegoś niesamowitego (i przepysznego dania), no ale niestety, nie mogę Was w kółko zanudzać injerą :/ :D Cena za to była wyjątkowa - 150 birrów (ale uczciwie przyznam, że miała parę sosów) (choć nie wiem, czy to akurat była jej zaleta :D (i surówkę miała. Z kiszonej kapusty. Kapusta była niezła :D

Image
Nie wiem, jak to można zrobić.

Około 16.00 dojechaliśmy do Harer (żadnych przymusowych nocnych postojów, w dodatku - jak szybko). A Harer przywitał nas kwiatami :D Ok, jednym, ale za to obfitym :
Image

Szybka wizyta w biurze Selam Bus (faktycznie, bilety powrotne na jutro już na nas czekały - 330 birrów), szybkie szukanie noclegu. To ostatnie nie obyło się bez komplikacji, ale takich dosyć pozytywnych :D Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której umawiasz się z panią z recepcji na dwa pokoje dwuosobowe (podobno tylko takie są), za które masz zapłacić po 350 birrów, a pani bierze klucze i zaprowadza cię do jednego, trzyosobowego i każe zapłacić 450? :/ :D Więc nawet cię już nie dziwi, kiedy wspomniana pani, na pytanie : "czy jest ciepła woda?", odpowiada - "nie wiem" :/ :D (hotel Beloy, doskonała lokalizacja - prawie pod murami Starego Miasta. A zimna woda pojawiła się już po 18.00 :) I szybko do zwiedzania! Skoro udało nam się jednak dojechać do Harer, chcieliśmy wykorzystać każdą minutę.

Image
Jedna z bram Starego Miasta, które jest całkowicie muzułmańskie. Targ chrześcijański jest natomiast przyklejony do murów starówki. Zewnętrznych murów.

Image
Harer to przede wszystkim kolory. Cudowne barwy we wszystkich chyba możliwych odcieniach. Najbardziej kolorowe miasto w Etiopii. Zresztą - zobaczcie sami.

Image
Malutkie straganiki przyklejone do murów budynków, gwar, śmiechy...Cudowny, cudowny klimat...

Image

Image

Image
Ten chłopczyk zupełnie sam próbował się przedostać na drugą stronę.

Image
Malutkie uliczki, jak w marokańskich medynach. Można się w nich całkiem zagubić.

Image
Właściwie nie ma tu co dawać żadnych komentarzy...Szliśmy, niby bez celu, chłonąc i podziwiając...

Image

Image
I te kobiety.....Co za uroda....

Image
Panie sprzedające chat.

No dobrze, kobiety kobietami, ale pora się przyznać, dlaczego akurat Harer był dla nas aż tak ważny, że aż w ostatnich dniach pobytu zaryzykowaliśmy oddalanie się od lotniska. Hm, czymś, co nas (no dobrze, mnie - przepraszam, Ala, przepraszam Marcin :) tu tak ciągnęło były po prostu hieny :) Otóż w Harer mieszka człowiek (a jak się później okazało - nawet dwóch), który wieczorami dokarmia hieny poza murami miasta. Nawołuje je, nadaje im imiona... Chciałam (to nie jest odpowiednie słowo. Bardziej prawdziwe byłoby - wewnętrzny przymus :D to zobaczyć. Od pani w hotelu dowiedzieliśmy się, że po zachodzie słońca można dojechać motorikszą na miejsce (100 birrów), a za przyglądanie się karmieniu "Hiena Man" bierze po 50 birrów od osoby. Z motorikszy zrezygnowaliśmy (mapa w przewodniku sugerowała, że miejsce jest tak blisko, że spokojnie można do niego dojść na piechotę) - poza tym, chcieliśmy się jeszcze po drodze ponapawać klimatem Harer.

Image
Jednak chyba faktycznie nie wyglądamy na takich, co to sobie dadzą radę sami w trudnym świecie, bo momentalnie pojawił się przy nas bardzo miły pan, który zaproponował, że (za skromną opłatą, oczywiście) (ale najpierw się tego wypierał) (tej opłaty znaczy:D zaprowadzi nas do "Hiena Man". Tu nasza ambicja została lekko urażona ("Ja???Ja nie dam rady?" :D ale uwierzcie - nic nie działało. Grzeczne odmowy, niegrzeczne (tu trochę popłynęłam, z asertywnością u nas na bakier, więc takie bardzo niegrzeczne, to one nie były) odmowy, nawet powiedzenie wprost, że nic nie zapłacimy. Nic nie podziałało. Pan szedł obok, pan szedł za nami, pan się czasem ukrywał w tłumie, ale za chwilę znowu pojawiał. Pan robił wszystko, z wyjątkiem jednego - na pewno nie prowadził nas do "Hiena Man", bo ani razu nie udało mu się wyforsować na przód (Ha! nie damy się :D

Image
I tak sobie wspólnie doszliśmy do murów miasta (tzn. według pana :D Zaczęło powoli zmierzchać, zaczęło robić się trochę bardziej niepokojąco...Muszę uczciwie przyznać, że również zaczęło się nam zdarzać dyskretnie rzucać okiem na pana, czy jest w pobliżu. Jednak taka hiena to może być nieco groźna, więc pan może się trochę przydać (nie, nie miałam na myśli tego, co Wy :D

Image
Skończyły się kolorowe uliczki (i ochrona murów miasta). Zaczął piach, ciemne zaułki i lekki niepokój. W końcu doszliśmy do placu, na którym, według przewodnika Briggsa, po zachodzie miał się rozpocząć spektakl. Nieco zdyszany pan, gdy nas dogonił, oznajmił "Tu przyjdzie Hiena Man" :D Hmmm, miejsce na razie nie wyglądało groźnie - plac, na środku jakiś budynek z wysokim schodkiem (pierwsza myśl - będzie gdzie uciec, jak coś :D , dużo ludzi (lekko niepokojący był fakt, że nie widać żadnych turystów). I dzieci :) Cudowne, ciekawskie, wesołe :) Na szczęście zawsze przy sobie mieliśmy coś do zabawy.

Image
Po raz kolejny stwierdzę - nie wiem, kto miał więcej zabawy : one, czy ja. Natomiast wiem na sto procent, kto więcej wyniósł z tych spotkań. Zdecydowanie ja. Momenty głośnego śmiechu mieszały się z totalnie wzruszającymi chwilami. Każdy chciał pierwszy dmuchnąć w aparacik, więc ja, żeby nie było niesprawiedliwości, musiałam wskazywać palcem kolejne dziecko, mówiąc "you" (totalnie bez sensu - nie mówiły po angielsku). Po chwili podszedł zasmarkany malec w przydługiej koszulince i, wskazując palcem na siebie, powiedział prosząco : "you"...Jak tu się nie rozczulać....? Jak się nie rozczulać, gdy chłopiec w przyciasnym golfiku wpychał się co chwilę bez kolejki tylko po to, żeby usłyszeć karcące "No, no, no" i pogrożenie palcem - wtedy wybuchał przeszczęśliwym śmiechem i znikał na parę chwil, a za moment robił dokładnie to samo.....Kiedy zawstydzona kobieta z małym dzieckiem, bardzo powoli podeszła i, gdy zachęcona, wreszcie przełamała strach i dmuchnęła w bańki, a następnie uciekła...? No jak....?

Image
Spróbujcie ustawić taki równiutki rządek, drąc się wyłącznie po polsku :D A, jako ciekawostkę, dodam, że to placyk, po którym podobno za chwilę będą biegać hieny :/ :D
Nagle, dosłownie to był moment, zapadła ciemność. Dzieci zniknęły, dorośli zniknęli, a co gorsza - nie pojawiły się żadne inne białasy. Zrobiło się pusto, cicho i dziwnie. Przycupnęliśmy na schodku (metr, nie metr, ale zawsze to jakaś ochrona :D i zaczęliśmy się martwić - a co, jeśli to nie jest to miejsce? A dlaczego tu nie ma żadnych turystów? A jeśli coś pomyliliśmy i nie zobaczymy hien (chociaż uwierzcie, w tym momencie wcale nie byłam już tak pewna, czy naprawdę chcę je zobaczyć :D Nasz pan na szczęście wiernie nam towarzyszył (choć duma nie pozwalała nam na dopytanie go, czy to na pewno tu :D - ostentacyjnie go bowiem ignorowaliśmy :D
Nagle zrobiło się jakieś małe zamieszanie, ktoś przyszedł, poszedł, pojawili się jacyś mężczyźni i postawili (koło nas! zdecydowanie za blisko!!!) jakiś koszyk. Błędem było zerknięcie do środka :D

Image
Mięso dla hien. Tylko dlaczego zaraz obok nas? :/ :D

Panowie rozeszli się gdzieś i po chwili usłyszeliśmy z różnych stron dziwne dźwięki - ni to chichot, ni płacz. To naganiacze wołali hieny. Wrażenie było, no dobrze, wprawdzie moja ambicja się aż kurczy, ale muszę to napisać - wrażenie było przerażające. Po chwili, z oddali zaczęły im odpowiadać inne głosy. Wiele głosów...I coraz bliżej...:/ :D Przysunęliśmy się jak najbliżej do siebie i jak najdalej od zachęcającego mięsa...(ile taka hiena może mieć wzrostu? :/ I czy jak podkurczę nogi, to nie wskoczy na ten schodek? :/ :D
I wtedy spotkało mnie coś bardzo przykrego :/ :D Bo nagle...tak...poczułam je...Były bardzo blisko. Ostry, zwierzęcy zapach. Wrażenie niesamowite - chichoty w ciemności i zapach hieny...Niestety, przy kolejnym podmuchu wiatru, dotarła do mnie przykra prawda :D Chichoty - owszem. Natomiast co do zapachu, no cóż, przykro mi to pisać, ale kłania się "nadchodząca woda", która nigdy się nie pojawia w łazienkach :D Przynajmniej poprawiłam humor moim współtowarzyszom, gdy przyznałam ze wstydem : "Sorry, to nie były hieny...To ja..." :/ :D :D :D
Jednak wszystko tak długo trwało, że zaczęliśmy się poważnie niepokoić. Obawialiśmy się, że spędzimy całą noc na czekaniu na nie, w dodatku bez efektów. Musieliśmy więc schować dumę do kieszeni i przestaliśmy ignorować naszego pana. I dobrze zrobiliśmy (pan na szczęście obrażony nie był i postanowił nam dać drugą szansę w naszej znajomości), bo okazało się, że jesteśmy na miejscu, gdzie przychodzi nowy "Hiena Man". A nowy, to wiadomo - i doświadczenia takiego nie ma, i miejsce gorsze (podobno zbyt blisko murów i hieny się płoszą od świateł motorikszy), więc hieny rzadziej tu przychodzą. Natomiast on może nas zaprowadzić tam, gdzie urzęduje "old Hiena Man", ale musimy podjechać motorikszą. Cóż było zrobić? Wsiedliśmy do motorikszy z uczuciem przegranej (jednak nie znaleźliśmy hien sami), więc postanowiliśmy, że chociaż nie damy się oszukać na zapłacie. Mamy dobre informacje od pani z hotelu, więc doskonale wiemy, że pan od hien bierze 50 birrów, ha! Żeby się jeszcze w tym upewnić, zapytaliśmy o to naszego (już) przewodnika. Niestety, odpowiedź brzmiała - 100 birrów. A na nasze (w pełni zrozumiałe) oburzenie, pan odpowiedział - sami zresztą pogadacie z Hiena Manem, on wam poda cenę.
Po jakichś dwudziestu minutach jazdy po wertepach, nasza motoriksza zatrzymała się w całkowitej ciemności. "To tu" - z dumą oznajmił pan i odpalił światła. I wtedy świat mi się zachwiał w posadach....Znajdowaliśmy się centralnie w (nie : obok, nie : blisko, po prostu : W ) stadzie hien...........Pierwsza myśl - nie ma mowy, żebym wysiadła z motorikszy, nie ma mowy!!!! :D Druga - o cholera, przecież ta motoriksza i tak nie ma żadnych drzwi, więc to niewiele pomoże :D Z ciemności, ze środka stada wyszedł Old Hiena Man i, spokojnym głosem odpowiedział na nasze pytanie : 100 birrów. Jeszcze nigdy tak szybko nie wyciągaliśmy pieniędzy :D I jeszcze nigdy tak skwapliwie i uprzejmie nie chcieliśmy się z nimi rozstać :D (to było wręcz : błagam, może pan raczy przyjąć tę drobną zapłatę :D I tyle zostało z naszego odgrażania się, że zapłacimy tylko 50 i ani birra więcej :D
A potem? No cóż, potem wszystko potoczyło się bardzo szybko i właściwie trudno mi to szczegółowo odtworzyć. Z wrażenia chyba urwał mi się film. Na szczęście mam zdjęcia :)

Image
Hieny nie są oswojone. Są tylko trochę przyzwyczajone do obecności człowieka, a najbardziej do swojego Hiena Mana. Widzicie małą? Cudowna jest...

Image
Wcześniej obawiałam się, że karmienie hien w Harer jest starannie wyreżyserowanym spektaklem - tłumy turystów, światła, gwar itp. Nic z tych rzeczy. Niesamowicie klimatyczne spotkanie z tymi pięknymi (poważnie. One mają tylko fatalny PR, głównie przez Disneya :D ) zwierzętami, tylko one, my i Hiena Man. W pobliskich krzakach siedział jeszcze pomocnik Hiena Mana i tyle.

Image
Gdy trochę otrząsnęłam się z pierwszego szoku, zaczęłam zwracać uwagę na świecące punkciki - oczy. Wrażenie mega. Świadomość, że wszędzie otaczają cię hieny i, że tak naprawdę, to jest rzeczywiście olbrzymie stado - adrenalina + 100 :)
Podobno Hiena Man co wieczór wychodzi dokarmiać hieny. Dlaczego? Trudno to jednoznacznie powiedzieć - wiąże się z tym parę legend. Jedna mówi o tym, że dokarmianie hien zaczęło się w okresie wielkiego głodu i miało zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom Harer. Inna - że Etiopia nie upadnie do momentu, w którym pod Harer nie będzie już ani jednej hieny. Jaka jest prawda? Któż to może wiedzieć. Może tylko Old Hiena Man, ale ostatnią rzeczą o jakiej bym pomyślała w tak niesamowitym momencie, to byłoby pytanie go o to.

Image
Można było samodzielnie karmić hieny mięsem podawanym z patyków - od obcych jedzenie przyjmowały nieśmiało i z pewnym wahaniem. Można było i w taki sposób z nimi "pobyć". To nie żadna sztuczka, której nauczenia się hiena musiałaby okupić wcześniejszym cierpieniem. Nie, nie, nic z tych rzeczy. Hieny są po prostu jak koty (przynajmniej mój :D - jak widzą jedzenie, to lecą do niego, nie patrząc po czym :D :D :D

Spotkanie z hienami, i to takie, "dzikie" spotkanie, było dla mnie jedną z najbardziej emocjonujących atrakcji w Etiopii. Gdy w hotelowej restauracji wspominaliśmy to wydarzenie, nie mogliśmy dojść do porozumienia, co do czasu, jaki z nimi spędziliśmy. Moim zdaniem było to tylko parę minut (mówiłam - ze szczęścia film mi się urwał :D, zdaniem Marcina - prawie godzina. Wiadomo, że zawsze mam rację, ale faktycznie, coś mi się przypomina, że gdy odchodziliśmy, to w wielkim koszu na mięso zostało tylko puste dno, a Hiena Man raczej sugerował, żebyśmy już poszli :D

C.D.N.

P.S. Za motorikszę zapłaciliśmy 100 birrów. A dla przewodnika, którego teraz już pokochaliśmy głęboką miłością za takie doświadczenie (zwłaszcza, że podczas powrotu szczerze dzielił z nami radość) mieliśmy 50 birrów i mnóstwo gadżetów.
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915


Ostatnio edytowany przez pestycyda, 31 Sie 2017 08:43, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
22 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#66 PostWysłany: 27 Kwi 2016 00:49 

Rejestracja: 14 Paź 2014
Posty: 6
I jak tu nie wierzyć klasykowi, że na świecie są rzeczy, które fizjologom się nie śniły.
Łoś
Góra
 Profil Relacje PM off
pestycyda lubi ten post.
 
      
#67 PostWysłany: 27 Kwi 2016 01:20 

Rejestracja: 24 Paź 2012
Posty: 1316
srebrny
pestycyda napisał(a):
@pbak, no właśnie, trzeba wybrać, co dla kogo mniej stresujące :) bardzo się cieszę, że Etiopia jest w Twojej ocenie tak wysoko. Ja się zakochałam i wróciłabym w każdym momencie :) A te dwa pozostałe afrykańskie kraje?


Sudan i Benin, ale to pewnie temat na osobna dyskusje :-)

A spotkanie z hienami zdecydowanie trwa dluzej niz pare minut, tu pewnie Marcin mial racje. My bylismy w Harrarze akurat na Sylwestra i po tym calym spektaklu przez cala noc zamiast huku fajerwerkow towarzyszylo namy przerazliwe wycie tych zwierzat. Wrazenie niesamowite.
_________________
Yukon - tworzy sie
Azerbejdżan - zakończona

Laponia | Komory | Bahrajn | Senegal | Santiago de Chile | Guca | Ladakh | Palestyna | Athos | Ziemia Ognista | Syberia zimą

Instagram: @podruuznik
Góra
 Profil Relacje PM off
pestycyda lubi ten post.
 
      
#68 PostWysłany: 27 Kwi 2016 14:48 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Paź 2013
Posty: 372
Loty: 95
Kilometry: 232 936
niebieski
no ja zwariuje! moja ZAZDROŚĆ wzrasta drastycznie! :twisted:
_________________
Moje relacje:
2017 - Tajlandia/Kambodża
2016 - Bałkany
2015 - Zachodnie Wybrzeże USA
2014 - Maroko
Góra
 Profil Relacje PM off
pestycyda lubi ten post.
 
      
#69 PostWysłany: 28 Kwi 2016 21:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
@pbak, hmmm....Sudan i Benin, mówisz? Brzmi bardzo zachęcająco - zwłaszcza, że to rekomendacja kogoś, komu również spodobała się Etiopia:) Napiszesz jakąś relację?

@Maxima0909 - pojedź, zachwycisz się :) Poza tym, co może wiedzieć o zazdrości autorka relacji, którą czytałam prawie z językiem na monitorze? (tak, tak, mówię o wyprawie po USA) :P

Po takich emocjach trudno nam było zasnąć. Z pomocą przyszedł bar usytuowany na dachu naszego hotelu (piwo - 14 birrów). Przeżyłam tam też mega wzruszenie, gdy zauważyłam, że hieny zostawiły mi na pamiątkę odbicie swoich łapek na plecach :D I jeden włosek :D

Image
Dowód na to, że w Etiopii istnieje też smaczne jedzenie :) Talerz takich sardynek - przepyszne! - 45 birrów.

Emocje emocjami, ale trzeba jednak było się zmusić do spania - kolejnego dnia czekał nas powrót do Addis Abeby.

Image
I jaki jest sens przychodzenia na dworzec o 5.00? :/ :D (odjazd, standardowo, o 6.00 :/ a mogliśmy tę dodatkową godzinę w hotelu poświęcić na umycie się...wróć...Nie, nie mogliśmy - potrzebowałabym co najmniej dwóch godzin, żeby uzbierać kubeczek wody z powoli kapiącego kranu:/ :D

Image
I jedziemy. Po raz kolejny zachwyt widokami za oknem i luksusowym autobusem (nawet nie musieliśmy w nim myć szyb - taki elegancki :D

Image
Po raz kolejny przeżywaliśmy też straszne perypetie młodej dziewczyny z serialu, która za bardzo lubiła alkohol i podejrzane towarzystwo :D (tym straszniejsze, że tym razem wiedzieliśmy, jak okropnie skończy :D (a'propos - interesujące jest, jak różni się poczucie humoru w różnych krajach. Dla naszych współpasażerów najśmieszniejszym momentem całej serii była chwila, w której jakiś szaleniec biegał po ulicach miasta i oblewał przechodniów fekaliami z worka :/ :D W tym eleganckiego pana, choć akurat dla niego skończyło się to bardzo dobrze - nasza biedna, okrutnie doświadczana przez los i życie pani, zabrała go do domu i wyprała mu ubrania. To przemieniło się w płomienny romans, którego zawiłości, ze względu na trudności w zrozumieniu języka, już niestety nie rozszyfrowaliśmy :D (oszalałam :/ opowiadam serial na forum podróżniczym :/ :D

Image
Fakt, autobus był luksusowy i wygodny, jednak toaleta była, no, standardowa :/ :D Porada praktyczna dla kobiet - na podróże autobusowe w Etiopii warto ubrać długą spódnicę, najlepiej na gumce. Spodnie się jakby niezbyt sprawdzają :D

W autobusie kolejny poczęstunek - ciasteczka i woda. Jednak prawie nikt ze współpasażerów owych ciasteczek nie jadł. Trochę mnie zastanowiło, dlaczego wszyscy trzymają pełne opakowania w dłoni i niecierpliwie wyglądają przez okna. Po chwili sytuacja się wyjaśniła - większość podróżnych rzuciła się do otwierania okien i wyrzucania ciastek na zewnątrz...
Image
...a one natychmiast zostawały porywane przez bandy takich rozbójników :) Widać było, że to ustalone miejsce karmienia, bo przy drodze stały całe grupy takich pawianów, wyraźnie wypatrując autobusu. Podróżni mieli przygotowane też skórki z bananów, cząstki pomarańczy i innych owoców - wszystko momentalnie znikało za oknem.

Image
Cały czas żałowałam, że nie udało się się nam jednak przejechać tej trasy pociągiem. Nie wiem, mam jakieś takie wyobrażenie, że wszystkie te widoki można by odebrać "pełniej", gdyby stało się przy otwartej szybie pociągu...Szkoda...

Image
I postój na obiad (w naszym przypadku tylko herbata - 4 birry sztuka).

Na Meskel Square w Addis Abebie byliśmy około 16.00. Autobusy turystyczne mają jedną niepodważalną zaletę - są szybkie i punktualne (z wyjątkiem odjazdów, no ale przecież czym jest marna godzina w porównaniu do wieczności, prawda?). W Addis byliśmy już trzeci raz, więc czuliśmy się, jak przy powrocie do domu. I, być może m.in. to właśnie miał na myśli ktoś, kto mówił, że Addis powinno się zwiedzać na samym końcu, po pobycie w innych rejonach Etiopii. Coś na pewno w tym jest, bo teraz jeszcze inaczej odbieraliśmy to miasto - nagabywania taksówkarzy, krzyki i tłok, budziły w nas już tylko sympatię (nie, żeby wcześniej jakoś nam strasznie przeszkadzały, ale teraz poczuliśmy się, nie wiem, jak nazwać - zupełnie pewnie? jak na swoim gruncie?) Wiedzieliśmy już jak reagować na czasem uparte propozycje i naciski, jak przemienić je w sympatyczną, pełną uśmiechów rozmowę. Wiedzieliśmy też jak poruszać się po tym olbrzymim mieście, więc z dworca autobusowego spokojnie podeszliśmy do hotelu Ras na piechotę. Zamówiliśmy ponownie dwa dwuosobowe pokoje (803 birrów za całość), odebraliśmy główne bagaże z hotelowej przechowalni, ochlapaliśmy się trochę (żeby nie było - jednak czasem się myliśmy :D ) zimną wodą i ruszyliśmy "na miasto".

Image
Tym razem najpierw coś dla ciała. Gęste soki, w których zakochaliśmy się całkowicie i na zabój (25 birrów). Do pijalni soków wchodziliśmy prawie za każdym razem, gdy tylko ją zauważyliśmy :) Natomiast nie jestem pewna, czy przypadkiem nie postępowaliśmy przy okazji jak barbarzyńcy, bo do każdego soku podawano limonki przekrajane na pół. Wyciskaliśmy je do pucharków, ale nie wiem, czy przypadkiem nie były one przeznaczone do odświeżania dłoni :/ :D
Podczas delektowania się sokami, przyszedł nam do głowy genialny pomysł (nam - kobietom :D Marcina, z wiadomych względów to zupełnie nie zainteresowało :D Otóż, ubolewając nad koniecznością umycia włosów po raz kolejny w zimnej wodzie i zastanawiając się, jak w takich warunkach Etiopki mogą mieć tak piękne fryzury, rozwiązanie naszego problemu nasunęło się automatycznie - fryzjer!!! Tak, to jest nasz ratunek!!! Oczywiście żadnych wymyślnych fryzur, czy upięć - poprosimy tylko o porządne umycie włosów w ciepłej wodzie!

Image
Znalazłyśmy odpowiednie miejsce (pozytywnie nastrajał nas zwłaszcza fakt, że to "salon piękności" :D, Ala dzielnie przekroczyła jego progi i znalazła się w takim wnętrzu :
Image
My w tym czasie wybraliśmy się na pizzę (100 birrów duża i napoje) i z niecierpliwością oczekiwaliśmy na powrót naszej "wypięknionej" towarzyszki. Marcin, pomimo dużo bardziej sprzyjających warunków fizycznych :D (nie to, żebym mu broń Boże zazdrościła, tfu tfu :D :D, miał w Etiopii własne problemy fryzjerskie :D Otóż prawie każdy, kto tylko choć trochę znał język angielski, uważał za swój moralny obowiązek poinformować go o pewnej istotnej sprawie :D Zarówno dzieci, jak i dorośli podchodzili do Marcina z bardzo poważnymi wyrazami twarzy i oznajmiali "Ty nie masz włosów" :/ :D (wprawdzie tę wadę trochę rekompensowały mu w oczach Etiopczyków włosy na rękach - dzieci ze szczególnym upodobaniem skubały go za nie delikatnie :D Tak więc widzicie - zimna woda do mycia głowy to naprawdę ostatni z jego problemów :D
Ala wychwalała salon piękności pod niebiosa - znakomita obsługa i świetne efekty (przyznam się - na jej czyste włosy patrzyłam z lekką zazdrością :D Miała tylko jedną małą uwagę co do pracy salonu - włosy umyto jej jeszcze bardziej lodowatą wodą, niż ta, która była w hotelu :D :D :D

Jeśli chodzi o wieczór, to nie będę oryginalna. Ale tym razem byliśmy w pełni usprawiedliwieni - w końcu to nasza ostatnia noc w Etiopii (piwo w hotelowej restauracji - 15.50. Trochę nas to zdziwiło. Ostatnim razem ceny były trochę inne). Natomiast noc była cudowna, poważnie :D Świadomość, że kolejnego dnia można wstać o dopiero 8.00, znacząco wpływa na jakość wypoczynku :)

Po śniadaniu (w cenie noclegu) (szwedzki stół i unikanie injery :) , ponownie zostawiliśmy plecaki w przechowalni bagażu i wyruszyliśmy na targ. Merkato jest podobno największym targiem w Afryce. Wiązaliśmy więc z nim olbrzymie nadzieje odnośnie zakupów pamiątek i prezentów dla bliskich.

Image
Bus do Merkato. Bilet - 2 birry. Z centrum jechało się około pół godziny.

Image
I na miejscu. Pierwsze wrażenie - kurczę, strasznie się pomyliłam. Przecież skoro to największy targ w Etiopii, to normalne, że sprzedają tu rzeczy potrzebne Etiopczykom, nie jakieś pamiątki dla białasów:/ I co my teraz zrobimy? :/

Image
Po pierwszym szoku i totalnej dezorientacji (Merkato jest naprawdę olbrzymi) (trochę nam pomogła kawa za 2 birry wypita na ulicznym mini-stoisku :D , dostrzegliśmy w tym pozornym nieładzie zasadę. Otóż targ składa się, może nie z uliczek, ale z całych dzielnic towarowych.

Image
I, jak to już do człowieka dotrze, dosyć łatwo zrobić potrzebne zakupy (cały czas jednak szokował mnie sposób noszenia towarów. Popatrzcie na beczki. Wprawdzie puste, ale...)

Image

Image
Są więc dzielnice przyprawowe (ta najbardziej pomarańczowa to mitmita - dla mnie genialna. Taki woreczek - 45 birrów).

Image
Są warzywa i zioła i właściwie nie wiadomo co i do czego to można użyć :)

Image
Barwy, zapachy, klimat - dla mnie niesamowity! Uwielbiam takie miejsca, tym bardziej, że Merkato jest wyjątkowo "prawdziwym" targiem. Nie widzieliśmy tam żadnych turystów (ma to też duży minus - wszyscy doskonale widzieli nas :D Po za tym, taki targ to, pomimo wielkości, strasznie plotkarskie środowisko :D Wystarczyło, że dosłownie dwa razy odpowiedzieliśmy komuś na pytanie skąd jesteśmy, a w każdej kolejnej alejce do której wchodziliśmy wykrzykiwano nazwę naszej narodowości :D

Image

Image

Jest jeszcze jeden temat, który chciałabym tu poruszyć, żeby być całkowicie uczciwą. Bieda. Ktoś (niestety, nie pamiętam kto - przepraszam) w relacji na forum napisał bardzo mądre słowa, stanowiące właściwie kwintesencję tego, co chcę powiedzieć : jak można rozwodzić się nad biedą i co mądrego można napisać o tym, siedząc najedzonym w wygodnym fotelu, w ciepłym domu przed komputerem...To prawda. Nie można nic. A nawet jeśli, to będzie w jakiś sposób nieuczciwe-nieprawdziwe. Jednak nie sposób tego tematu zupełnie ominąć. Tak więc, napiszę tylko tyle - bieda w Etiopii jest niewyobrażalna. Ludzie żyjący na ulicy i nie posiadający zupełnie niczego...Mnóstwo ludzi po polio, pozbawionych rąk lub nóg...I można cały pobyt tu przepłakać i mieć wyrzuty sumienia. Ale, tak naprawdę, niczego to nie zmieni. Można też spróbować podpatrzeć Etiopczyków i zobaczyć, jak oni się w tym odnajdują i spróbować robić to samo. Etiopczycy są bardzo pogodni i szczodrzy. Dzielą się tym, co mają. Wielokrotnie, praktycznie co chwilę, widziałam miejscowych dających ubogim na ulicy pieniądze. Obrazek, który chyba najbardziej zapadł mi w pamięć, to próba przejścia przez dwupasmową ulicę przez bezdomnego bez nóg. Odpychał się dłońmi, które ochraniały gumowe japonki...Na ulicę natychmiast wybiegła młoda Etiopka, zatrzymała cały ruch, pomogła mu przejść, a na koniec obdarzyła go uśmiechem i jałmużną....

Image
I, akurat tutaj, warto zadać sobie pytanie, czy aby na pewno jest sens targować się o równowartość 5 złotych. Jeśli Cię na to stać, to zapłać całą cenę - dla Ciebie to nawet nie jest jedno piwo w knajpie, a dla kogoś może być to kwota decydująca o "być albo nie być". I jeszcze jedno spostrzeżenie - odnośnie, przynajmniej według niektórych opinii, traktowania białasów, jak "chodzące bankomaty". To chyba nie do końca tak jest. Możemy podróżować (nieważne, że ktoś np. musi na taką podróż oszczędzać cały rok - pooszczędza i pojedzie, może to zrobić). Samo to sprawia, że w oczach Etiopczyków jesteśmy niesamowitymi bogaczami - większości z nich nie stać nawet na przejazd autobusem po własnym kraju - więc uważają, że po prostu wyższe kwoty nie zrobią nam różnicy. Ech, przepraszam, nie chciałam filozofować....(choć z przyjemnością podyskutuję o tym przy piwie np. na kolejnym zlocie Fly4free :)

Image
A jeśli ktoś jadąc tam, chciałby pomóc, to radzę zabrać ze sobą ubrania i buty, których nie żal zostawić. I przed odlotem podejść po prostu pod któryś z kościołów...

Image
Nie wiem dlaczego, ale to zdjęcie bardzo kojarzy mi się z Azją :)

Image

Image
A tu żuje się chat i pije tej. Panowie zachęcali nas do wejścia do środka i skorzystania, jednak trochę zniechęciły nas naczynia - tej, o nieprzyjemnej, brunatnej barwie, piło się tu z pustych puszek, które udawały szklanki.

Image

Image
Na Merkato udało się nam jednak zrobić planowane zakupy. Kilogram zielonej kawy - 110 birrów, kilogram ostrej papryki - 100 birrów, herbaty w paczuszkach - po 7. Okazało się, że jest też część przeznaczona specjalnie dla turystów - coś w rodzaju zadaszonej hali targowej z mnóstwem stoisk z pamiątkami.

Image
Mogłabym na Merkato spędzić cały dzień - obserwując, rozmawiając i napawając się klimatem. Jednak, niestety, czas nas gonił. Więc bus powrotny za 2,5 birrów, do hotelu po bagaże (zdążyliśmy jeszcze odsapnąć przy piwie :D i kolejny bus na lotnisko Bole (tym razem nie poszło tak łatwo - parę razy chciano od nas za przejazd "turystyczną" kwotę, więc rezygnowaliśmy z przejazdu. W końcu zniecierpliwiona Ala-bizneswoman :D po prostu podeszła do kolejnego kierowcy i, nie czekając na jego propozycję, oznajmiła, że zapłacimy mu za przejazd po 10 birrów. Zgodził się:).
I to był, niestety, koniec naszego pobytu w Etiopii. Z całkowitą odpowiedzialnością za słowa mogę stwierdzić, że wróciłabym tam w każdym momencie. To wyjątkowy kraj, który ma wiele do zaoferowania i wyjątkowi ludzie, których warto odwiedzić.

Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali ze mną do tego momentu. Dziękuję za wsparcie, polubienia i komentarze - to bardzo pomaga w motywowaniu do dalszego pisania. Dziękuję. A ponieważ mówiłam Wam tu o bardzo dla mnie emocjonalnych i wewnętrznych sprawach, chciałabym jeszcze na koniec podzielić się z Wami czymś wyjątkowo intymnym. Otóż dobrze wiecie, że cała nasza trójka zakochała się w Etiopii i, no jakoś tak, przywieźliśmy stamtąd coś jeszcze. Sami rozumiecie - duże emocje, noc, no dobrze, trochę alkoholu też, nie będę ukrywać...I tak jakoś wyszło, że na znak identyfikacji z Etiopią wytatuowaliśmy sobie znaki plemienne, które zostaną z nami na całe życie :D

Image
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915


Ostatnio edytowany przez pestycyda, 31 Sie 2017 18:12, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
26 ludzi lubi ten post.
8 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#70 PostWysłany: 28 Kwi 2016 21:16 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 25 Lut 2012
Posty: 984
Loty: 635
Kilometry: 703 614
niebieski
Super relacja. Jedna z lepszych na tym forum! Sam niedługo będę jeden dzień w Addis Abebie. Czy ma Mercato ten pawilon z pamiątkami znaleźć można bez problemu? Może jakieś wskazówki?
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
pestycyda lubi ten post.
 
      
#71 PostWysłany: 28 Kwi 2016 21:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15 Sty 2015
Posty: 1564
Loty: 314
Kilometry: 571 396
złoty
Miałem nadzieję, że ta relacja nie skończy się tak szybko, gdyż każdy nowy wpis czytałem z wielką przyjemnością. Przekonałaś mnie i Etiopia ląduje baaardzo wysoko na liście moich miejsc do zobaczenia. Dziękuję :) Powinnaś dostać jakieś stypendium, by móc wciąż być w podróży i pisać relacje ;)

Zastanawiam się, jak wyglądałaby relacja opisana słowami Marcina. Moze się kiedyś przekonam ;)
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#72 PostWysłany: 28 Kwi 2016 22:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 19 Gru 2012
Posty: 1049
Loty: 271
Kilometry: 540 311
niebieski
Świetna relacja, jak zawsze zresztą. W ogóle muszę powiedzieć, że jakoś tak się składa, że do Twoich relacji mam osobisty stosunek (Tajlandia - słonie!). W przypadku Etiopii też tak jest, bo chociaż tam nie byłam, to dawno temu przeczytana książka o tym kraju w dużym stopniu sprawiła, że podróże stały się moją pasją. Jak byłam bardzo małym dzieckiem to namiętnie czytałam "W pustyni i w puszczy" i dzięki temu parę lat później rodzice kupili mi książkę "Śladami Stasia i Nel" o Egipcie i Sudanie, która ma też drugą część poświęconą Etiopii.
Swoją drogą bardzo polecam, to jest reportaż z podróży do tych krajów z lat 50, kiedy jeszcze Afryka (nawet ta dość bliska Afryka) wydawała się taka odległa i niedostępna. Książka taka bardziej powiedzmy młodzieżowa, ale bardzo fajnie napisana, dowcipna a jednocześnie zawiera mnóstwo informacji, odniesień do historii tych krajów itp. Jest np cała dość niesamowita historia jedynej linii kolejowej w Etiopii, którą Wam nie udało się pojechać. W ogóle tak porównując to co widzę w Twojej relacji i to co pamiętam z tej książki, to przez te kilkadziesiąt lat tak wiele się w Etiopii nie zmieniło...
(Marian Brandys "Śladami Stasia i Nel" oraz "Z panem Biegankiem w Abisynii")
_________________
Relacje na forum: Izrael | Tajlandia | Korea Południowa | Grecja | Portugalia | Teneryfa i Gran Canaria | Palau
Zapraszam na bloga: olus blog
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#73 PostWysłany: 30 Kwi 2016 13:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
@tomwie, nie potrafię tego pawilonu dokładnie wskazać. Szukaj zadaszonego budynku w pobliżu czegoś w rodzaju zajezdni autobusowej/przystanku (dużo różnych autobusów). Ale myślę, że jak zapytasz, to każdy Ci zaraz dokładnie pokaże drogę :)

igore napisał(a):
Miałem nadzieję, że ta relacja nie skończy się tak szybko

:D :D :D @igore, a ja myślałam, że pisanie przez dwa miesiące, to naprawdę przegięcie w długości (i, dodatkowo, w ilości wpisów) :D Ale strasznie się cieszę, że Etiopia Ci się spodobała. Jedź, poważnie - myślę, że to kraj, którym się zachwycisz. (a gdyby faktycznie można być ciągle w podróży...Hm...Bajka...:)

@olus, bardzo mi miło :) też uwielbiałam "W pustyni i puszczy" i marzyłam o Afryce..."Śladami..." znam, ale za podrzucenie Pana Bieganka bardzo Ci dziękuję - z chęcią przeczytam właśnie teraz, już po pobycie w Etiopii.

Jeszcze podsumowanie finansowe:

Transport - około 409,92 zł

Jedzenie - ok. 273,94 zł

Atrakcje - ok. 1711.53 zł - tu wliczyłam też wizę wjazdową (50 dolarów), a największą część tej kwoty stanowi wycieczka do Danakil (250 dolarów)

Noclegi - ok. 280,80 zł

Czyli wychodzi na osobę ok. 2675,38 zł + jakieś 150 zł na pamiątki i prezenty.

Image
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915


Ostatnio edytowany przez pestycyda, 31 Sie 2017 15:08, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#74 PostWysłany: 02 Maj 2016 00:27 

Rejestracja: 24 Paź 2012
Posty: 1316
srebrny
pestycyda napisał(a):
@pbak, hmmm....Sudan i Benin, mówisz? Brzmi bardzo zachęcająco - zwłaszcza, że to rekomendacja kogoś, komu również spodobała się Etiopia:) Napiszesz jakąś relację?


Relacji niestety nie bedzie, z paru powodow ale glownie z braku czasu. Ale w razie pytan sluze pomoca, a zainteresowanym podesle linka do zdjec :-)
_________________
Yukon - tworzy sie
Azerbejdżan - zakończona

Laponia | Komory | Bahrajn | Senegal | Santiago de Chile | Guca | Ladakh | Palestyna | Athos | Ziemia Ognista | Syberia zimą

Instagram: @podruuznik
Góra
 Profil Relacje PM off
pestycyda lubi ten post.
 
      
#75 PostWysłany: 27 Sty 2017 22:42 

Rejestracja: 25 Kwi 2014
Posty: 4
Witam serdecznie :) Ogłoszony konkurs na relacje roku zmobilizował mnie do przeczytania wszystkich nominowanych tekstów do nagrody. Jestem pod wrażeniem Waszej "wycieczki". W trakcie czytania Waszej lektury, przyszło do głowy mi kilka pytań, które chciałbym Wam - uczestnikom wyprawy zadać.

Czy przed wylotem przygotowywaliście się jakoś "zdrowotnie" do wyjazdu? (szczepienia, jakieś lekarstwa i.t.p)
Czy na miejscu musieliście się pilnować z jedzeniem i piciem? (możliwość zatrucia i inne choroby)
Na co jeszcze musieliście uważać, zwracać uwagę?

Czekam na odpowiedź i pozdrawiam :)
Góra
 Profil Relacje PM off
pestycyda lubi ten post.
 
      
#76 PostWysłany: 29 Sty 2017 07:55 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
@‌BartekzZabrza‌,mamy zrobiony standardowy zestaw szczepień. Jadąc do Harer zażywaliśmy malarone. Zawsze bierzemy ze sobą doxycyklinę, bo ma szerokie spektrum działania. Jak chodzi o jedzenie, to unikaliśmy injery, ale nie ze względów zdrowotnych :D woda tylko butelkowana, tego bardzo pilnowaliśmy. Szkoda tylko, że zapomnieliśmy o tym, ze lód w napojach najczęściej jest z nieprzegotowanej wody. Lodu sobie nie żałowaliśmy :D A jeśli zastanawiasz się nad wyjazdem, to szczerze zachęcam. Piękny kraj i cudowni ludzie. Pozdrawiam:)
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#77 PostWysłany: 29 Sty 2017 16:10 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Kwi 2016
Posty: 4716
Zbanowany
srebrny
Ze wzgledu na konkurs przeczytalem wlasnie Twoja relacje, delektujac mnie sie przy tym etiopska kawa o nazwie Tarara.
Niesamowita spostrzegawczosc oraz dokladne, obiektywne oddanie rzeczywistosci w bardzo interesujacy i przyciagajacy sposob. Twoje opisy i tyle wspanialych zdjec serwuja czytelnikowi wspaniale skomponowany kolorowy, teczowy koktajl, pobudzaja wyobraznie, jak rowniez chec zobaczenia tego ciekawego kraju.
Wydaje mi sie, ze taka wyprawa potrafi zmienic czlowieka na cale zycie i nasuwa do wielu refleksji, ktorymi do tej pory nie zaprzatal sobie glowy. ;)
W Etiopii, oprocz lotniska nie bylem, ale od kilku lat jest na mojej liscie.
Te hieny to mnie po prostu rozwalily, mialem co prawda okazje widziec je juz kilka razy, w RPA (Kruger), Botswanie, a ostatnio podczas nocnego safari w Manyara (Tanzania). Jedynym prawdziwym zblizeniem byla dzika hiena, ktora podeszla w nocy do ogniska, jak bylem na dziko pod namiotami w Botswanie, ale nie przyszlo mi do glowy zeby ja nakarmic. ;) Przyszla popatrzyla i tak jak sie pojawila, tak zniknela w ciemnosciach, najwyrazniej chciala powiedziec "dobry wieczor".
W Manyara widzialem po raz pierwszy w zyciu biegajace po sawannie hipopotamy, zaraz obok biegaly hieny, ale o dziwo nie atakowaly sie nawzajem. :D
Indżerę, porowate podlomyki etiopskie o smaku wyjatkowo gabczastym skosztowalem na lotnisku w Addis Abebie, gdzie mnie ostatnio wiatry poniosly az 4 razy.
W restauracji na lotnisku poprosilem pania, rzeczywiscie szliczne kobiety (mimo ze Polki sa najladniejsze) o jakas lokalna potrawe, najchetniej z baraninka i otrzymalem wlasnie indżerę.

Moje gratulacje, chyle czola i pozdrawiam.
_________________
Nie czyń drugiemu co tobie niemiłe, uderzy w ciebie ze zdwojoną silą i nie bądź tchórzem i kłamcą.

Znów prymitywne ataki!

Socotra / Afganistan
Afryka / Goryle
Wyprawa na Biegun lodołamaczem atomowym, Antarktyda, Polska Stacja Arctowski, Arktyka etc.
Fotorelacje na życzenie przez PW
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#78 PostWysłany: 29 Sty 2017 17:49 

Rejestracja: 02 Mar 2012
Posty: 7785
złoty
@‌pestycyda‌ Twoja relacja jest urzekająca pod każdym względem.Fascynuje nie tylko Etiopia widziana twoimi oczami ale również osobowość i podejście do tematu samej autorki.Wielkie gratulacje :)
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#79 PostWysłany: 15 Lut 2017 00:10 

Rejestracja: 14 Lut 2017
Posty: 2
chapeau bas!

Zobaczyłam Etiopię Twoimi oczami, śmiałam się, wzruszałam, denerwowałam a i łezka w oku się zakręciła. Nigdy nie myślałam o tak dalekich kierunkach, jestem jeszcze na etapie zwiedzania Europy, ale aż chce się tam być. Tylko chyba jeszcze odwagi brak ;)

Trzymam kciuki za kolejną wyprawę
Góra
 Profil Relacje PM off
pestycyda lubi ten post.
 
      
#80 PostWysłany: 29 Lip 2017 14:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Gru 2016
Posty: 5
@pestycyda mimo ze nie widzę zdjec bo chyba jakoś zniknęły.... to i tak jestem zachwycona! Swietne pioro, ale to juz psl kazdy kto tu komentowal, barwne opisy i szereg informacji. Dziekuje!

Najprawdopodbniej bedziemy w Etiopii pod koniec grudnia (ostatnie dwa tygodnie). Marzy mi sie Dallol. Czy ktos wiec jak sytuacja wygląda obecnie?
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 87 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 3 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group