Autor: | Kacperun [ 06 Paź 2018 22:40 ] |
Temat postu: | Opowiadanie o Kirgistanie (i trochę o Kazachstanie) |
PRZEDMOWA Cześć, w tej relacji chciałem podzielić się z Wami moimi doświadczeniami z podróży po krajach postsowiecich, jakimi są Kazachstan i Kirgistan. Mam nadzieję, że w mojej opowieści uda mi się zawrzeć istotne informacje dla tych, którzy mają podobny pomysł na siebie oraz nie znudzić zbyt szybko tych z Was, którzy mają ochotę po prostu poczytać o ciekawych przygodach w dość nieoczywistych miejscach. Zacznę zatem od informacji ogólnych: termin: 22.08 - 11.09.2018 budżet: 300$ + bilety na pociąg Astana - Ałmaty - Astana (ok. 140 zł) + lot Warszawa - Astana - Warszawa PLL Lot (ok. 700 zł) trasa: Astana - Ałmaty - Biszkek - Osz - Pamir - Osz - Biszkek - Tosor - Karakol - Czołponata - Biszkek - Ałmaty - Kanion Szaryński - Ałmaty - Astana Życzę miłej lektury i zapraszam ![]() WSTĘP Zacznę może od wyjaśnienia dlaczego akurat ta część globu. Szukając miejsca nieturystycznego, dziewiczego, niedrogiego, w wielu relacjach przewinął się Kirgistan. Dodatkowo obecność gór, które tak bardzo uwielbiam skłoniła mnie do rozpoczęcia poszukiwań taniego połączenia lotniczego do tego wydawałoby się kraju turystycznie idealnego. I tutaj trochę rykoszetem dostał Kazachstan. Po facie wiem, że to określenie jest niesprawiedliwe, bo ten kraj również da się lubić, lecz prawdą jest, że kupując bilety w styczniu do Astany miałem w głowie tylko jak w najszybszy sposób przedostać się z nowo wybudowanej stolicy do kraju położonego nieco na południe, który miał być spełnieniem moich marzeń. Od stycznia do sierpnia jest aż 7 miesięcy. Jednak okres pomiędzy kupnem biletów, a miłym powitaniem przez stewardessę PLL Lot na pokładzie samolotu lecącego do Astany minął niepostrzeżenie. Pierwszy lot narodowym przewoźnikiem oceniam bardzo pozytywnie. Opinia zapewne jest nieco wypaczona, gdyż rzadko kiedy miałem okazję doświadczyć większego komfortu w powietrzu, co spowodowane jest korzystaniem głównie z usług tanich przewoźników. Dlatego też bezpłatny posiłek jest dla mnie wyjątkową atrakcją. Podróż minęła mi bardzo szybko, gdyż skupiłem się głównie na spaniu (lot o 23.00) i o 7:45 czasu lokalnego zameldowałem się w innym świecie. ROZDZIAŁ I AZJA EXPRESS Skąd ten tytuł? Ano głównym celem podróży był Kirgistan, dlatego też podróż przez ten ogromny azjatycki (w zależności od przyjętego kryterium i własnego widzimisię można go też nazwać za europejski) kraj jakim jest Kazachstan została odbyta w tempie ekspresowym. Po wylądowaniu w Astanie niezwłocznie przenieśliśmy się na dworzec kolejowy za pośrednictwem linii autobusowej nr 10, skąd po niedługiej chwili mieliśmy pociąg do Ałmatów. Po drodze podziwialiśmy rozmach nowo zbudowanej stolicy Kazachstanu. Bilety zakupiliśmy jeszcze w kraju ojczystym za 6721,50 Tenge, a sama podróż trwała 20 godzin. 4 osobowe przedziały z miejscami do spania były nie lada zbawieniem zważywszy, że poprzedniej nocy musieliśmy zadowolić się 4-godzinną drzemką na pokładzie samolotu. Pociąg był komfortowy i punktualny. W środku znajdował się wagon restauracyjny (gulasz z ryżem 1100 Tenge, piwo 500 Tenge), a podczas długich postojów można było skorzystać z oferty pobliskich sklepików i straganów. których w okolicach peronów nie brakowało. No i ten widok na niekończące się kazachskie stepy. W Ałmaty znaleźliśmy się wcześnie rano, gdzie zostaliśmy podwiezieni przez współtowarzyszy kolejowej podróży na dworzec autobusowy. Stąd za 3000 Tenge (po fakcie uważam, że da się znacznie taniej) dostaliśmy się na granicę kazachsko-kirgijską. Jeszcze tylko kontrola paszportowa i wreszcie: witaj wymarzona Kirgizjo! Teraz okaże się, czy byłaś warta tylu nieprzespanych nocy, podczas których marzyłem, żeby tu się znaleźć. Na tym etapie Kazachstanu nie oceniam, bo był to bardzo krótki pobyt. Kazachstan został przez nas tylko muśnięty i niewątpliwie było to przyjemne muśnięcie, jednak do obiektywnej oceny konieczny jest dłuższy dotyk, o którym w dalszej części opowieści. ROZDZIAŁ II KU SŁOŃCU, KU NIEBU Spod granicy do stolicy Kirgistanu - Biszkeku dostaliśmy się za 300 Som/osobę (również za dużo, ale na początku zawsze trzeba się przejechać by zmądrzeć). O Biszkeku naczytałem i nasłuchałem się wielu opinii i wszystkie z nich przedstawiały to miasto jako nudne i nie mające nic do zaoferowania, a więc postanowiłem zaufać poprzednikom i po szybkim posiłku zaczęliśmy szukać transportu do Osz. W tego typu krajach transportu oczywiście szukać nie trzeba, gdyż znajduje cię on sam, także już chwilę po podjęciu decyzji siedzieliśmy w minibusie, który zabrał nas do Osz za 1200 Som/osobę. Jedna z głównych kirgijskich dróg i dość nietypowi uczestnicy ruchu ![]() Nasz kierowca był muzułmaninem, a więc mieliśmy kilka dodatkowych postojów na modlitwę Ludzie w tym kraju są niezwykle mili i weseli także podróż przebiegła nam w znakomitym humorze. W trakcie drogi kilkukrotnie zatrzymywaliśmy się na postój i podczas jednego z nich pierwszy raz doświadczyliśmy kirgijskiej gościnności, która opiera się na stawianiu kieliszka wódki zagranicznym turystom. ![]() ![]() Osz to już przedgórze Pamiru, który był naszym głównym celem, a więc kolejny raz zaszliśmy na dworzec w celu znalezienia właściwego transportu. I już po chwili byliśmy w autobusie do Kashka-suu - miejscowości będącej bramą do Pamiru. Do marzeń. Których spełnienie kosztowało nas 600 Som/osobę. Ahoj przygodo! C.D.N. |
Autor: | cypel [ 07 Paź 2018 10:01 ] |
Temat postu: | Re: Opowiadanie o Kirgistanie (i trochę o Kazachstanie) |
Jakim cudem zapłaciłeś 3000 za bilet z Ałmaty do granicy, skoro normalnie w kasie bez żadnego kombinowania bilet Ałmaty-Biszkek kosztuje 1800 KZT. Czytam z zainteresowaniem bo jestem świeżo po podróży po Kirgistanie i zakochałem się w tym kraju. Kilka razy podchodziłem do kurut i dla mnie jest to obrzydliwe ![]() |
Autor: | Kacperun [ 07 Paź 2018 14:50 ] |
Temat postu: | Re: Opowiadanie o Kirgistanie (i trochę o Kazachstanie) |
Wiem, nie znając standardowych cen przepłaciłem mega, ale potem już nie popełniałem tego typu błędów. ![]() Co do kurutu to rzeczywiście jest bardzo specyficzny, można go uwielbiać lub nienawidzić, mi akurat podszedł bardzo. |
Autor: | Kacperun [ 11 Paź 2018 02:49 ] |
Temat postu: | Re: Opowiadanie o Kirgistanie (i trochę o Kazachstanie) |
ROZDZIAŁ III ZABAWA W DEKARZA Jazda autobusem zajęła nam kilka godzin a z niej zapamiętałem przede wszystkim pierwsze ukazanie się najwyższych szczytów Pamiru na horyzoncie. I to nic, że było pochmurno i brzydko - to była miłość od pierwszego wejrzenia. Od razu zrozumiałem dlaczego Pamir nazywany jest Dachem Świata. Dochodzimy do momentu, w którym będzie mniej tekstu a więcej zdjęć, bo to one bardziej oddają piękno tego miejsca. Ale najpiękniejsze jest ono kiedy można spojrzeć na nie własnymi oczami, z centrum wydarzeń, czego wszystkim fanom klimatów górskich życzę. Z Kashka-suu do base campu pod Pikiem Lenina prowadzi długa droga przez step. Transport jest tutaj podobno bardzo drogi, lecz nam udało się złapać podwózkę (a w zasadzie znowu ona złapała nas) za 100 Som/osobę. Podróż miała swój urok, gdyż jechaliśmy przez wertepy na pacę, co skutecznie podnosiło poziom adrenaliny. I tak na wieczór byliśmy w base campie pod Pikiem Lenina. Mając kieszeń pełną dolarów można tutaj skorzystać z licznych udogodnień oferowanych przez agencje turystyczne, my jednak zadowoliliśmy się ciasnotą naszego namiotu. Polana, na które znajduje się BC ma wysokość ok. 3600 m n.p.m. i była ona dla nas noclegiem przez kolejne 3 noce. Już pierwszego wieczoru zaczęliśmy snuć plany trekkingowe. Stanęło na próbie dojścia w okolice Piku Pietrowskiego i zdobyciu C1 pod Pikiem Lenina. Przebywanie na Dachu Świata było dla nas samo w sobie spełnieniem marzeń. Nie potrzebne nam było do szczęścia wejście na najwyższą kalenicę, wystarczyły nawet najniższe partie Dachu, choć oczywiście przez cały pobyt w Pamirze kusiło, by zrobić jeszcze krok wyżej, pobić swój rekord osiągniętej wysokości o kolejny 1 metr. Pierwsza noc dała się we znaki. Brak aklimatyzacji i temperatury schodzące poniżej zera pozwoliły tylko na przerywany, krótki sen. Rano okazało się, że podczas gdy nieskutecznie staraliśmy się zmrużyć oczy, natura zajmowała się malowaniem okolicy na biało. I tak po konsultacji z lokalsami dowiedzieliśmy się, że oto jesteśmy świadkami pierwszego śniegu w sezonie. Dzień przyniósł jednak słońce, a ono bardziej ludzkie warunki do życia, więc po krótkim obchodzie po BC zaczęliśmy pierwszy trekking w Pamirze. Śnieg stopniał, w dolinie szło się przyjemnie... ...jednak po dotarciu na grań przywitał nas częsty gość takich miejsc, czyli silny wiatr. A reszta drogi prowadzi już cały czas granią... Ale nie, decydujemy, że idziemy dopóki starczy sił. I tak od szczytu do szczytu. Następny wydaje się wyższy, więc idziemy, odpalamy aplikację odczytującą wysokość... już prawie 4000 m n.p.m., ale jeszcze trochę brakuje. Kolejny szczyt już z pewnością osiąga wysokość powyżej 4000 m, no i my również ją osiągamy stając na jego wierzchołku. Cieszymy się, że przekroczyliśmy tą granicę, do tego oko radują wspaniałe widoki na okolicę. Tylko ten wiatr... Ale nie może być za pięknie. Idziemy dalej, wiatr jakby osłabł, a wcześniej zdążył rozgonić chmury. I wtedy Pik Pietrowskiego ukazał nam się w całej okazałości. Poeta napisałby pewnie, że zasłany mgłą Pik Pietrowskiego zapraszająco otworzył przed nami swoje oblicze. Ja pomyślałem wtedy tylko: cholera, jak tu ładnie. A my dalej realizujemy plan, czyli idziemy dopóki starczy sił. Starczyło ich do wysokości 4270 m n.p.m., na których położony jest jeden z ostatnich szczytów na grani przed naszym początkowo głównym celem. Jednak ciągle jeszcze długa droga, zarówno w górę (Pik Pietrowskiego ma ponad 4700 m n.p.m.), jak i w dal, brak doświadczenia po śniegu na takich wysokościach oraz kurczące się siły sprawiły, że podjęliśmy decyzję o powrocie. I chyba była to dobra decyzja, bo Pik Pietrowskiego jakby się obraził, że zrezygnowaliśmy z jego zdobycia i ponownie pogrążył się w chmurach, a na nas zaczął padać lekki śnieg. Czy gdybyśmy zdecydowali się iść dalej uraczyłby nas dobrą pogodą przez cały dzień? Tego się nie dowiemy. W każdym razie udało się bezpiecznie wrócić do namiotu, gdzie przyrządziliśmy sobie posiłek i zaczęliśmy się szykować o przetrwanie w nocy. Tym razem spało się lepiej. Pogoda też lepsza, a więc dobrze, bo dziś celem C1. Dlatego też ruszamy z samego rana, po śniadaniu, bo droga w dwie strony długa. Początkowo jest lekko, gdyż trzeba przejść przez całą Cebulową Polanę. Następnie wchodzimy już w wyższe partie gór i mozolnie brniemy pod górę w stronę Przełęczy Podróżników. Jest stromo, a rzadkie powietrze zmusza nas do częstych przystanków. W końcu jednak udaje się dojść do przełęczy, na której robimy przerwę i podziwiamy wspaniałe widoki. Cały masyw robi ogromne wrażenie, wygląda jak biała ściana znajdująca się na końcu świata. Jest cudownie. Słońce przyjemnie grzeje w twarz, ale trzeba iść dalej. Schodzimy z przełęczy, wchodzimy na piarg i od tego momentu droga daje nam porządnie w kość. Szczególnie psychicznie. Długi czas idzie się wąską ścieżką, gdzie po jednej stronie ma się dużą przepaść, a po drugiej stok, na którym leża miliony kamieni, które tylko czekają by grawitacja wprawiła je w ruch. Strach miesza się z fascynacją cudowną okolicą i upartym dążeniem do osiągnięcia postawionego sobie celu. Ostatecznie zwycięża jednak strach. Przed nami tworzy się lawinisko kamieni, które zasypuje ścieżkę. Stojąc przed przeszkodą nie mamy czasu na zastanowienie się jak ją pokonać, gdyż kamienie ciągle spadają w bliskiej odległości od nas. Podejmujemy więc decyzję o odwrocie i po kilku godzinach marszu tą samą drogą stajemy przed naszym namiotem. Cel nie został osiągnięty, jest duży niedosyt. Pocieszam się tym, że i tak ciężko byłoby dojść do C1 i wrócić do BC w jeden dzień. Póki świeci słońce wychodzimy na zewnątrz i robi sobie ucztę składającą się z najbardziej sycących liofilizatów jakie posiadamy. Miała być to nagroda za zrealizowanie marzenia, a jest nagroda pocieszenia. Słońce chyli się za zachodowi a spadająca temperatura wpycha nas do namiotu. Ostatnia noc na wysokości 3600 m n.p.m. Ponownie nierówna walka z zimnem. Rano wita nas bezchmurna pogoda, a więc robimy ostatnie zdjęcia najwyższych partii Pamiru z perspektywy, która towarzyszyła nam przez ostatnie kilka dni. Ruszamy więc w dół, przez step, do cywilizacji. Droga ma ok. 35 km i jest dość monotonna. Po horyzont z lewej i z prawej tylko trawa, przed nami gdzieś daleko majaczą zabudowania. No i tylko gdy odwracamy głowę w tył, ukazuje nam się ta przepiękna potęga natury. Co jakiś czas mijamy jurty, gdzie jesteśmy atrakcją dla lokalnej społeczności i niemal w każdej otrzymujemy zaproszenie na jedzenie i czaj. Grzecznie odmawiamy, gdyż już w pierwszej jurcie najedliśmy się do syta. Ludzie tutaj są niezwykle mili i gościnni. Schodzimy coraz niżej, jurt zaczyna być coraz mniej, a wiatr hula po stepie z coraz większą siłą. Podejmujemy więc decyzję o dojściu do opuszczonych zabudowań znajdujących się ok. 5 km przed pierwszą miejscowości i wewnątrz rozbijamy namiot. Ta decyzja umożliwia nam spokojne przespanie nocy. Nazajutrz nie udaje nam się nawet dość do Kashka-suu, gdyż zatrzymuje się samochód z ofertą podwiezienia nas do Osh za jedyne 500 Som/osobę. Taniej niż w pierwszą stronę, kolejny raz dopisuje szczęście. Staramy się być uprzejmi i respektować kraj, w którym się znajdujemy oraz zamieszkujących go ludzi, więc to chyba karma. Ostatni rzut oka na Pamir przez okno minibusa. Spełnił moje oczekiwania z nawiązką. Zrealizowałem swoje marzenie i jestem szczęśliwy. Już wtedy w tym minibusie, zanim Pamir zniknął mi z pola widzenia, zaczął em organizować w głowie powrót w to miejsce, który mam nadzieję zostanie zrealizowany w najbliższych latach. Do zobaczenia Pamirze. Kiedyś na pewno. |
Autor: | cccc [ 11 Paź 2018 04:44 ] |
Temat postu: | Re: Opowiadanie o Kirgistanie (i trochę o Kazachstanie) |
Wow bomba, wielkie gratulacje, a tak czasem sie zastanawiam jaka gorke sobie obrac po Kili. ![]() |
Autor: | cypel [ 11 Paź 2018 08:36 ] |
Temat postu: | Re: Opowiadanie o Kirgistanie (i trochę o Kazachstanie) |
Ech Kirgistan, przepiękny skrawek świata, aż mi ślinka pociekła. cccc napisał(a): jaka gorke sobie obrac po Kili. ![]() @cccc zacznij od obierania jabłek a później na dobry początek myślę, że пик Победы spełni Twoje wymagania bodajże Rafał Fronia powiedział, że zna ludzi, którzy weszli na Kilimandżaro a mieli problem ze Śnieżką ![]() |
Autor: | cccc [ 11 Paź 2018 09:12 ] |
Temat postu: | Re: Opowiadanie o Kirgistanie (i trochę o Kazachstanie) |
cypel napisał(a): bodajże Rafał Fronia powiedział, że zna ludzi, którzy weszli na Kilimandżaro a mieli problem ze Śnieżką ![]() @cypel widze, ze lubisz bawic sie w OFF-TOP-y, a tak w ogole to ogarniales Kili, skoro takie dziwne stwierdzenia mapetujesz, ze ktos tam niby cos powiedzial? ![]() BTW Kili nie jest az taki trudny i da sie ogarnac bez zadnego przygotowania, gorzej sobie wyobrazalem jak o nim czytalem. ![]() |
Autor: | cypel [ 11 Paź 2018 11:04 ] |
Temat postu: | Re: Opowiadanie o Kirgistanie (i trochę o Kazachstanie) |
@cccc reprymenda od mistrza offtopu przyjęta nie ktoś tylko Rafał Fronia o tym mówię, że Kilimandżaro w skali trudności nie jest trudny. I proszę nie porównuj coca-cola route (Marangu Route) z tragarzami, kucharzami i przewodnikami z dzikim Pamirem bądź nie bądź ![]() Kilimandżaro jest na mojej liście do odwiedzenia w drugiej setce, jak nie dalej ![]() |
Autor: | cccc [ 11 Paź 2018 11:15 ] |
Temat postu: | Re: Opowiadanie o Kirgistanie (i trochę o Kazachstanie) |
@cypel lubisz sie wymadrzac i cytujesz po raz wtory, przyjalem do wiadomosci, ale nie rob prosze smietnika z relacji! ![]() cypel napisał(a): o tym mówię, że Kilimandżaro w skali trudności nie jest trudny. I proszę nie porównuj coca-cola route (Marangu Route) z tragarzami, kucharzami i przewodnikami z dzikim Pamirem bądź nie bądź ![]() Kilimandżaro jest na mojej liście do odwiedzenia w drugiej setce, jak nie dalej ![]() Nie byles na Kili, a sie wypowiadasz. ![]() De facto, ja wybralem trudniejszy stopien niz najlatwiejsza Coca-Cola (Marangu Route). ![]() BTW dla Twojej wiadomosci, bo nic nie zrozumiales, ja nie porownywalem, wspomnialem tylko, ze czasem zastanawiam sie nad kolejna gora (przeczytaj jeszcze raz to ogarniesz). Jesli masz problem, napisz na pw albo sklec nowy watek. ![]() Udanego dnia. |
Autor: | cypel [ 11 Paź 2018 11:26 ] |
Temat postu: | Re: Opowiadanie o Kirgistanie (i trochę o Kazachstanie) |
Niepotrzebnie się napinasz. Zaproponowałem Ci kolejną "górkę do ogarnięcia" Pik Zwycięstwa ![]() Przyznaję była złośliwość z mojej strony, ale wynikała ona z tego, że odebrałem to jako brak szacunku dla gór. A relacji nasza dyskusja raczej nie zaszkodzi, rzekłbym nawet, że przez to jest widoczna w aktywnych wątkach i więcej ludzi może do niej dotrzeć. Również życzę miłego dnia. |
Autor: | kawon30 [ 17 Paź 2018 07:28 ] |
Temat postu: | Re: Opowiadanie o Kirgistanie (i trochę o Kazachstanie) |
Fajna relacja a rejon inspirujący. Mam głupie pytanie - jaki to model namiotu na zdjęciach? |
Autor: | olajaw [ 17 Paź 2018 13:47 ] |
Temat postu: | Re: Opowiadanie o Kirgistanie (i trochę o Kazachstanie) |
Extra wyprawa! Szkoda, że niektóre zdjęcia prześwietlone, ale i tak super widoki. Góry wyglądają niesamowicie! ![]() |
Autor: | Kacperun [ 17 Paź 2018 21:39 ] |
Temat postu: | Re: Opowiadanie o Kirgistanie (i trochę o Kazachstanie) |
@kawon30 używany przeze mnie namiot to jeden z tańszych tego typu sprzętów na rynku czyli Arbaqs Malwa 3. @olajaw z góry przepraszam, jeśli zdjęcia nie są najlepszej jakości, gdyż fotografem jestem niestety kiepskim. ![]() |
Autor: | kawon30 [ 18 Paź 2018 07:33 ] |
Temat postu: | Re: Opowiadanie o Kirgistanie (i trochę o Kazachstanie) |
Ale grunt, że namiot dał radę. Czasami nie potrzeba jakiegoś super wypasionego. |
Autor: | Kacperun [ 02 Lis 2018 23:30 ] |
Temat postu: | Re: Opowiadanie o Kirgistanie (i trochę o Kazachstanie) |
ROZDZIAŁ IV MIĘDZYGÓRZE Jako, że trekking po górach był głównym celem tego wyjazdu, najbliższe dni możemy uznać za przejściowe. Choć były one również niewątpliwie wspaniałe. Pierwsze co robimy po wyjściu z mini-busa w Osz to kierujemy kierujemy się w stronę zarezerwowanego hostelu. Prysznic, ciepłe łóżko... warto czasem zrezygnować z udogodnień życia codziennego by móc potem docenić to, czego na co dzień nie zauważamy. A to wszystko jest naprawdę warte docenienia. Samo Osz nie jest w żaden sposób ciekawym miastem pod względem architektoniczny, ale ma swój urok. Mało turystów, przemili ludzie, którzy dowiadując się, że jesteśmy z Polski, są jeszcze bardziej mili. No i duży bazar, na którym można kupić dosłownie wszystko. I to za grosze. Tam też zaopatrujemy się w prowiant na kolację i śniadanie (polecam lepioszkę z kajmakiem, tak nas goszczono w jurtach i by być bardziej "kirgijscy" sami również zaczęliśmy spożywać ten zestaw na śniadanie). Bazar z pięknie uformowanymi lepioszkami: Jako, że nie ma nic do zwiedzania, jemy tylko kebaba i zaszywamy się w hostelu, gdzie przechodzimy regenerację. Nazajutrz wymeldowanie, znowu bazar, znowu kebab i rozpoczynamy szukanie transportu do Biszkeku. Transport oczywiście znajduje nas pierwszy. A więc ubożsi o 1200 somów/osobę jedziemy całą noc do stolicy Kirgistanu. Biszkek nie oferuje wiele atrakcji, ale jako stolica jest wspaniałym miejscem przesiadkowym i często by dostać się w różne rejony kraju najłatwiej jest podróżować właśnie przez Biszkek. My dokładnie tak robimy i w mieście spędzamy ok. 30 minut, bo tyle zajmuje nam dojście do właściwego dworca i znalezienie transportu do naszego kolejnego celu, czyli Isyk-Kul. Ze względu na bardzo wczesną porę jest mało chętnych do podwózki, więc do miejscowości, którą wybraliśmy na chybił-trafił, czyli Tosor, dostajemy się z przesiadką w Bałykczy. Całość wyniosła nas 550 somów/osobę. Tosor okazało się malutką mieściną, małą do tego stopnia, że nie udało nam się nawet znaleźć restauracji lub czegokolwiek sprzedającego posiłki na ciepło (choć nie gwarantuję, że czegoś takiego tam nie ma). Zadowoliliśmy się więc ogromnym arbuzem i innymi produktami oferowanymi przez okoliczne sklepy. Niewielkość wioseczki niewątpliwie dodała klimatu temu miejscu, a brak turystów nad przepięknym Isyk-Kul jeszcze bardziej podkreśla magię tego miejsca. Teraz dopiero skojarzyłem fakty, u góry na zdjęciu oprócz arbuza możecie zobaczyć power bank, wygrany przeze mnie na tym forum za relację o Spitsbergenie (przepraszam za autoreklamę). Dzięki F4F! ![]() Trudno mi porównać Tosor z innymi miejscowościami położonymi nad Isyk-Kul, ale dla ludzi chcących zaznać spokoju nad cudownym jeziorem otoczonym majestatycznymi górami jest to zdecydowanie godne polecenia miejsce. A więc rozbijamy namiot w otoczeniu tych cudów natury i właśnie tam spędzamy noc. Rankiem decydujemy się jednak jechać dalej, w kierunku tego co widoczne w oddali i tego co przyciąga nas najbardziej, czyli gór. RODZIAŁ V COOL ALA-KUL Naszym kolejnym celem jest trekking w Parku Narodowym Karakol. Dojeżdżamy więc za 150 somów/osobę do miejscowości o tej samej nazwie, gdzie zjadamy bardzo tani i niezwykle smaczny posiłek w jednej z restauracji (polecam wątek na forum o jedzeniu w Kirgistanie, tam znajdziecie namiary na tę knajpę, a zdecydowanie warto ![]() Wejście do parku kosztuje chyba 250 somów/osobę, jednak nasz taksówkarz jadący do resortu narciarskiego znajdującego się na terenie parku sam proponuje nam się schować przy przejeździe przez bramkę, przez co opłata nas omija. ![]() Słońce chyli się ku zachodowi, a więc znajdujemy odpowiednią polankę, stawiamy nasz przenośny dom i kładziemy się spać. Nazajutrz w planach mamy niezbyt długą podróż w kierunku jeziora Ala-Kul, do miejsca przeznaczonego na kemping, skąd kolejnego dnia chcemy ruszyć "na lekko" na eksplorację jeziora i okolic. Nie zrywamy się więc szybko, nie forsujemy tempa, lecz na spokojnie podziwiamy otaczające nas krajobrazy. A jest co podziwiać... Droga w dalszym ciągu jest szeroka i wygodna, aż wreszcie dochodzimy do skrętu na most prowadzący przez rzekę, za którym już wąska ścieżka prowadzi nas przez las wyraźnie pod górę. Jest coraz wyżej, coraz bardziej stromo, ale jeszcze w granicach dobrego smaku. A i z góry widoki ładniejsze. Na kamieni napis: "bar, camp 200 m". Czyli już prawie, więc idziemy. 200 metrów? Ktoś tu mocno zaniżył odległość... ale w końcu są jurty na wynajem do spania dla bogatszych podróżników i rzeczywiście "bar", gdzie można kupić piwo, wódkę, napoje i przekąski. Pani zarządzająca tym "kompleksem" oferuje również śniadania i kolacje własnej roboty odpowiednio za 250 i 300 somów. Jest wcześnie, więc na polanie stoi tylko jeden namiot, lecz z biegiem czasu robi się coraz bardziej tłoczno. Co ciekawe, zarówno w parku, jak i w samej miejscowości Karakol spotykamy mnóstwo Polaków (może niektórzy są obecni na tym forum? ![]() Nazajutrz wstajemy wcześnie i na oszronionej polanie, w najcieplejszych rzeczach rzeczach pakujemy niezbędne rzeczy do plecaków. Zostawiamy namiot wraz z pozostałym dobytkiem i ruszamy na trekking w okolicach jeziora Ala-Kul. Początkowo leśna droga łagodnie wznosi się do góry, lecz następnie teren robi się bardziej surowy i bardziej stromy. Widać przełęcz, ale jest ona ciągle tak samo daleko... idziemy i idziemy, coraz bardziej zmęczeni i w końcu jest! przed nami ukazuje się jezioro Ala-Kul, położone na wysokości 3500 m n.p.m. Jest znacznie większe niż myśleliśmy. I jest piękne. A wokół równie wspaniałe górskie szczyty. Idziemy więc wzdłuż jeziora podziwiając widoki, które z każdym krokiem w górę pokazuje nam coraz piękniejszą swoją stronę. Jest też lodowiec po drugiej stronie jeziora. Początkowo planowaliśmy pójść właśnie w tym kierunku i przejść choć kawałek po lodzie, lecz jest to bardzo daleko i nie ma żadnej sensownej drogi. Trudno, ciężkie raki, które znacznie obciążają nasze plecaki okazują się na tym wyjeździe bezużyteczne. Ale za to jest droga na przełęcz. Znacznie bliżej. I to teraz jest nasz nowy cel. I znów wysoko, znów stromo, znów niezwykle się męczymy. Po co? Nie wiem, ale wiem, że warto. Choć podczas wchodzenia niejednokrotnie myślę inaczej. Jesteśmy na przełęczy. Rzeczywiście warto, choćby dla tych widoków... Dalej droga prowadzi w dół do kolejnego kempingu, i tak też podąża większość zataczając koło w Parku Narodowym Karakol. My jednak wracamy z powrotem do naszego namiotu. Po kilku godzinach docieramy. Zmęczeni, ale szczęśliwi. W nagrodę kupujemy sobie piwo w "barze" w iście barowej cenie 150 somów za litr. Leżąc przed namiotem i pijąc złocisty trunek odpoczywamy. Dopóki spadająca temperatura nie zmusi nas do wejścia do środka. Kolejna noc, kolejna ciężka, ale pociesza nas, że ostatnia. Teraz pociesza, a za jakiś czas będziemy za tym tęsknić. W tej chwili obaj jednak jesteśmy szczęśliwi, że czeka nas zejście znaną nam, łatwą trasą do miejscowości Karakol, gdzie będziemy korzystać z dobrobytu cywilizacji. Schodzimy więc. Podziwiając piękne widoki spędzamy ostatnie chwile w górach podczas tego wyjazdu. Było super. RODZIAŁ VI KIRGIJSKIE OSTATKI Pobyt w Karakol zaczynamy od posiłku, w tym samym miejscu co ostatnio. Następnie zameldowanie w pensjonacie, kąpiel, łóżko i jesteśmy jak nowi. Podobnie jak w Osz, nie ma tu co zwiedzać, lecz miasto ma swój klimat. Większość dróg niewyasfaltowana, owce chodzące po ulicach... jest swojsko. Początkowo założyliśmy, że to ostatnia noc w Kirgistanie. Na następny dzień chcieliśmy się dostać do Kanionu Szaryńskiego już po stronie kazachskiej, lecz ostatecznie decydujemy się jechać okrężną drogą przez Biszkek, dzięki czemu zostajemy w Kirgistanie jeden dzień dłużej. Kirgistan nie chce nas wypuścić. Nie, bliżej prawdy jest to, że my nie chcemy wyjeżdżać. Ostatnie chwile spędzone w Karakol poświęcamy na eksplorację ogromnego bazaru. Po zakupach udajemy się na dworzec autobusowy, skąd odjeżdżamy do Cholpon-Ata (200 somów/osobę z bagażem), miejscowości położonej na północnym wybrzeżu Isyk-Kul, gdzie właśnie odbywają się zawody Nomad Games. Jest to niezwykle ważne wydarzenie sportowe dla tej części świata. My jednak ze względu na późną porę zostajemy tu dosłownie chwilę i wsiadamy do kolejnego busa, który za 400 somów/osobę zawozi nas do Biszkeku. Jest późno, więc nic już nie zwiedzamy, a nazajutrz po wymeldowaniu się z hostelu idziemy na dworzec. Stąd marszrutka już za normalną cenę 400 somów/osobę zabiera nas do Ałmatów. Przekraczając granicę odczuwam żal, że to już koniec. Podróż jeszcze trwa, ale coś już teraz się skończyło. Żegnaj Kirgistanie. Wrócę. Na pewno. ROZDZIAŁ VII STEP BY STEP W KIERUNKU DOMU Witaj Kazachstanie. Ponownie. Tym razem na troszkę dłużej. Przygodę z tym państwem zaczynamy od drogi, którą pokonywaliśmy na zakończenie naszego poprzedniego, krótkiego pobytu, czyli jedziemy z granicy w kierunku Ałmatów. Dawna stolica ponownie zostaje przez nas odwiedzona tylko przelotnie, gdyż naszym pierwszym celem jest dotarcie do Kanionu Szaryńskiego. Za 4000 Tenge taksówkarz podwozi nas oraz parę z Czech pod samą bramę wjazdową do parku. Kupujemy bilet wstępu za 750 Tenge i wchodzimy do kanionu. Widoki niewątpliwe mogą zrobić wrażenie, tak więc powoli przechadzamy się dnem kanionu podziwiając piękno natury. Wieczór jest idealną porą na zwiedzanie tego miejsca ze względu na przyjemniejsze temperatury, o czym dobitnie przekonamy się nazajutrz. Po kilkudziesięciu minutach dochodzimy do Eco Parku znajdującego się na końcu kanionu, w którym można wynająć jurtę lub (co nas bardziej interesuje) znajduje się miejsce, gdzie możliwe jest rozbicie namiotu. Zapada zmrok, a więc korzystamy z usług znajdującej się tu restauracji oferującej piwo, a następnie przenosimy się do namiotu, który tej nocy służy nam po raz ostatni w trakcie tej wyprawy. Nasz przenośny dom spisał się naprawdę dzielnie. Rankiem, po spakowaniu wszystkich swoich rzeczy ruszamy w drogę odwrotną do tej, którą przebyliśmy dnia poprzedniego. Tym razem upał daje o sobie znać, więc idzie się zdecydowanie mniej przyjemnie. Jednakże słońce i bezchmurne niebo nadają kanionowi jeszcze piękniejszą postać. Po dotarciu za bramkę zostajemy zabrani przez robotników do głównej drogi (wg wcześniejszych relacji odbicie do parku było jeszcze niedawno nierówną drogą szutrową, teraz jest to piękny, nowy asfalt, a prace tutaj nadal trwają, dzięki czemu nie musimy pokonywać tej trasy na piechotę ![]() ![]() Ałmaty niewątpliwie mogą się podobać, choć miasto to zdecydowanie bardziej przypomina miasta cywilizowane, europejskie, a w tej części świata oczekuje się chyba czegoś innego. Następnego dnia czeka nas znana już nam dobrze wielogodzinna podróż przez step w kierunku stolicy Kazachstanu - Astany - naszego ostatniego celu przed powrotem do Polski. Standardowo zaczynamy od zameldowania się w hostelu, a następnie ruszamy na zwiedzanie. Pogoda tego dnia po raz pierwszy podczas naszego wyjazdu jest nienajlepsza, a dodatkowo zmęczenie 3-tygodniową podróżą daje o sobie znać. Nie odpuszczamy jednak i kierujemy się w stronę centrum miasta, które charakteryzuje niesamowity przepych. Tak jak nie jestem wielkim fanem zwiedzania miast, tak Astana ma w sobie zupełnie coś innego niż inne miejscowości. Jednak to nie przez urok. A przez to, że wszystko jest tutaj jakieś takie sztuczne. Nie pochlebiam tego typu zabiegów, jakim poddana została ta jeszcze niedawno mała mieścina, jednak uważam, że warto zobaczyć to na własne oczy, bo jest to niewątpliwie... inne. Tak więc spacerujemy podziwiając miasto, które stworzył prezydent Kazachstanu dla uczczenia samego siebie. Po szybkim zwiedzeniu stolicy Kazachstanu, wracamy ogrzać się do hostelu (tego dnia było naprawdę chłodno), gdzie spędzamy ostatnią noc w Azji Centralnej. Następnego dnia czeka nas już tylko podróż na lotnisko, a potem powrót do rzeczywistości... EPILOG Lotnisko. Jak wszystko tutaj imienia prezydenta Nazarbayewa. Odwracam się i ostatni raz zaciągam się powietrzem, innym niż to normalne, pachnącym podróżą i przygodą. Narodowe linie lotnicze LOT to pierwszy kontakt z polskością. To właśnie one zabierają mnie z powrotem do mojego kraju. Lubię go, ale siedząc w samolocie do Warszawy czuję przede wszystkim tęsknotę do tego, co przeżyłem przez ostatnie tygodnie. Żegnaj Kazachstanie. I przede wszystkim, żegnaj Kirgistanie. Witaj Polsko. No i niestety, witaj rzeczywistości. POSŁOWIE Zarówno Kazachstan jak i Kirgistan to niewątpliwie państwa, które da się polubić. Mi przede wszystkim do gustu przypadł Kirgistan, którego uwielbiam za dzikość, wspaniałe górskie krajobrazy i niezwykle miłych ludzi, szczególnie wobec Polaków. Do tego Kirgistan jest zdecydowanie tańszy, dlatego zwiedzanie tych państw polecam rozpocząć od Kazachstanu, a skończyć na Kirgistanie, gdyż my przekalkulowaliśmy nasz budżet na podstawie Kirgijskich cen i po przekroczeniu granicy wszystkie nasze obliczenia poszły w łeb. ![]() Kazachstan zrobił na mnie wrażenie już prawie europejskiego kraju, więc będzie on na pewno przyjemniejszy dla osób, które nie chcą się zderzyć z całkowicie innym światem. Każdy oczywiście wybierze to, co uzna dla siebie za najlepsze, ja w każdym razie w żadnym z tych dwóch państw nie spotkałem się z niczym bardzo nieprzyjemnym i mogę z czystym polecić obydwa kraje. Dziękuję wszystkim, którzy dotarli tak daleko i mam nadzieję, że nie zanudziłem Was na śmierć swoimi wypocinami. Jeśli macie jakieś pytania odnośnie organizacji podobnego wyjazdu dla siebie, chętnie służę pomocą. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam wszystkich forumowiczów. |
Autor: | cypel [ 03 Lis 2018 09:54 ] |
Temat postu: | Re: Opowiadanie o Kirgistanie (i trochę o Kazachstanie) |
Okolice Karakol i Kirgistan moja nowa miłość. Fajna wyprawa. Osobiście w pierwszej wersji chciałem swój niedługi pobyt w Kazachstanie i Kirgistanie podzielić sprawiedliwie po połwie, ale tak mi się w Kirgistanie spodobało, że zostałem tam dłużej niż planowałem. O Kirgizach złego słowa nie powiem, świetni ludzie za to kilku wrednych Kazachów spotkałem na swojej drodze. Do Kirgistanu wrócę na 100%. Czekam tylko na dobre ceny od UIA do Ałmaty. |
Autor: | Pietrucha [ 08 Lis 2018 01:37 ] |
Temat postu: | Re: Opowiadanie o Kirgistanie (i trochę o Kazachstanie) |
Kacperun napisał(a): Poeta napisałby pewnie, że zasłany mgłą Pik Pietrowskiego zapraszająco otworzył przed nami swoje oblicze. Ja pomyślałem wtedy tylko: cholera, jak tu ładnie. Wisienka na torcie tej doskonałej relacji ![]() ![]() |
Autor: | Kacperun [ 08 Lis 2018 22:48 ] |
Temat postu: | Re: Opowiadanie o Kirgistanie (i trochę o Kazachstanie) |
Dziękuję za tę opinię! ![]() ![]() |
Autor: | BartiBarry [ 14 Lis 2018 11:52 ] |
Temat postu: | Re: Opowiadanie o Kirgistanie (i trochę o Kazachstanie) |
Bardzo fajna relacja! Gratulacje za organizację dobrego tripa!. |
Strona 1 z 1 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ |