Forum strony Fly4free.pl
https://www.fly4free.pl/forum/

Oczarowani Brazylią
oczarowani-brazylia,212,48591
Strona 5 z 8

Autor:  Arekkk [ 28 Cze 2014 19:01 ]
Temat postu:  Re: Oczarowani Brazylią

Jak myślisz, czy Forclaz 40 by wystarczył?

Autor:  Washington [ 29 Cze 2014 19:54 ]
Temat postu:  Re: Oczarowani Brazylią

Pantanal – czyli przeklęte miejsce gdzie wszystko szło nie tak
albo (optymistycznie) witaj Przygodo!


Pantanal – największe bagno na świecie. Nie brzmi imponująco? A powinno. Te mokradło zajmujące teren 200 000 kilometrów kwadratowych (2/3 powierzchni Polski), cechuje się imponującą bioróżnorodnością, zamieszkałe jest przez ponad 1000 gatunków ptaków i 3500 gatunków roślin. Choć w porze deszczowej przykryte w 80% przez wodę i znacznie mniejsze od lasów równikowych Amazonii (i nie tak bogate w faunę i florę), dla turysty chcącego zobaczyć dziką przyrodę jest miejscem numer jeden w Brazylii – otwarte tereny rozlewisk umożliwiają łatwiejszą obserwację egzotycznych gatunków niż w gęstym poszyciu lasów deszczowych. Gdzie więc tkwi haczyk?

Haczyk jest jeden, ale duży. Pieniądze. Że będzie drogo wiedzieliśmy od chwili natrafienia na pierwsze artykuły w internecie. Po pogłębieniu badań byliśmy w szoku – jak to najtańsza wycieczka dla 2 osób na 2 dni (przy czym jeden zajmuje sam dojazd w głąb mokradeł) kosztuje 1200zł?? Mimo że szukaliśmy usilnie, wysłaliśmy maile do kilkunastu różnych osób, cały czas dostawaliśmy podobne odpowiedzi – których cena wahała się od 300zł/os/dzień do 1800zł/os/dzień oO Trudno, bilety lotnicze do Cuiaby były już kupione, wybadamy sprawę na miejscu, na pewno nie może być aż tak tragicznie drogo.. prawda? (warto też zaznaczyć że w przewodnikach z 2005 podane ceny wycieczek są ok 10-15 razy niższe – aż strach pomyśleć co będzie za kolejne 10 lat..)

Tymczasem o tym że wszystko pójdzie nie tak dowiedzieliśmy się już z chwilą wyjścia z lotniska ;) Wylądowaliśmy późno, przed północą, ale autobusy miejskie powinny jeszcze jeździć. Nasz przystanek miał być zlokalizowany pod hotelem Las Velas. Tyle że brakowało ulic oO Jak okiem sięgnąć, kilometrami ciągnął się jeden wielki plac budowy, brakowało choć najmniejszego skrawka asfaltu. Jak można się domyślić przystanków również. Ktoś machnął nam że autobusy odjeżdżają "o tam" jednak "o tam" nie było bliżej zdefiniowane, dokąd ten autobus odjeżdża również nie. Po 10min spaceru nadal było ciemno (pomagaliśmy sobie czołówkami), nadal nie było drogi i nadal nie było przystanku/autobusu. Po 15min wydaliśmy głośny okrzyk zachwytu, nadjeżdżał autobus, i super, nawet się zatrzymuje. Niestety na "Cuiaba, center?" kierowca pomachał kilka razy głową, wywinął ręką bliżej niesprecyzowany gest który mógł albo nie mógł wskazywać miejsce odjazdów autobusów do centrum, po czym sobie pojechał. Mija 20min, 30min – zatrzymujemy się w miejscu, drogi nadal brak, nie ma co iść dalej. Chyba pozostanie nam wziąć taksówkę, co w nocy w tym arcydrogim mieście nie wróży nic dobrego. Na szczęście nasz portfel z kłopotów wywabiło auto które zatrzymało się tuż obok, i kierowca który zaprosił nas do środka. Pojedynczy młody mężczyzna, nie wygląda za groźnie, co tam, wsiadamy. Nawet gdy pokazaliśmy mu adres wydawał się wiedzieć gdzie to jest, choć był trochę rozkojarzony. Pojechaliśmy. Odpalił techniawę i wcisnął gaz do dechy. Jako że dróg nadal nie było co chwila hamował i przyśpieszał. Zaczęliśmy też odnosić wrażenie że chyba jest pod wpływem czegoś, koncentracją nie wykazywał się za dużą. Droga zaczęła się pojawiać, ale co chwile znów znikała, wszędzie objazdy, roboty drogowe. Jedziemy dziesiątą minutę, miasta nadal nie ma, tylko jakieś małe zabite dechami rudery, pojawiają się pierwsze obawy "o boże, zaraz nas wywiezie Bóg wie gdzie". Na szczęście po 15min mówi że jesteśmy na miejscu. I tu zaczęły się prawdziwe schody. Ulica na której mieszkaliśmy, Isaac Povoas, jest jedną z głównych ulic w mieście, i ciągnie się dobry kawałek. Gdy zobaczyliśmy że jesteśmy przy numerze 800, a nasz hostel znajduje się pod numerem 655, powiedzieliśmy kierowcy by pojechał kawałek dalej prosto. A on tak się rozpędził, że zanim się zatrzymał był już przy numerze 50.. Konceptu numeracji budynków nie pojmował, nie byliśmy w stanie mu przetłumaczyć w żaden sposób czego ma szukać. Z samochodu nie chciał nas wypuścić, bo z przejęciem wołał że nas zawiezie do celu. Aleja Isaaca jest jednokierunkowa, więc robiliśmy wiele kółek korzystając z bocznych uliczek, jednak za każdym razem mijaliśmy domy tak szybko że nie byliśmy w stanie dostrzec numerów. I lądowaliśmy w punkcie wyjścia. Wreszcie po 15min kierowcy też znudziła się chyba ta zabawa, zmienił techniawkę a spokojniejszy trance, i powiedział że zajedzie na stację benzynową zapytać się gdzie jest nasz hostel. Gdy z samochodu wysiadł, zobaczył że na stacji leci mecz, zagapił się w telewizor.. i o nas zapomniał :D :lol: zdecydowanie był pod wpływem czegoś ;) My wykorzystaliśmy ten moment by krzyknąć dziękuję i zmyć się po angielsku. Zanim jednak uszliśmy 200m, podjechał kolejny samochód, z którego wysiadła parka, i w całkiem niezłym angielskim powiedziała nam że na tej ulicy mordują, żebyśmy nie chodzili na piechotę, że oni nas podwiozą i tak, wiedzą gdzie jest nasz hostel. Był niecałe 200m dalej. Okazało się że mijaliśmy go wielokrotnie, nie będąc w stanie w pędzie zauważyć właściwego numeru. Podziękowaliśmy za 200m podwózkę która uchroniła nas przed niechybną śmiercią;) i zmęczeni padliśmy w naszym pokoju.

Na pobliskie atrakcje mieliśmy 3 dni. Pierwszy postanowiliśmy wykorzystać na rekonesans cenowy i odwiedzenie pobliskiego parku narodowego Chapada dos Guimarães (piękne czerwone góry z wodospadami – w sam raz na dobry treking), by dopiero dobrze przygotowani następnego dnia wyruszyć do Pantanalu. Klapa za klapą. W całym mieście nie widzieliśmy ani jednego biura organizującego wycieczki (szukaliśmy w standardowych miejscach – dworce lokalne, dworce długodystansowe, centrum, postoje taksówek – nic, zero, nawet brak ogłoszeń – tylko w hostelach byli chętni do pośredniczenia, za te same chore sumy). Postanowiliśmy nie marnować więcej czasu i pojechać do parku narodowego. Autobus odjechał pół minuty temu, zapraszam za 2h. No chyba jakieś żarty. Idziemy na drogę łapać stopa. I łapiemy.. autobus, który rzekomo odjechał przed chwilą. Uff, chociaż tyle. Co prawda autobus podrożał, już nie kosztuje 8R$ tylko 13R$, bez niespodzianki. Zaczynają się góry.
Image
Z kierowcą nawet udało się nam dogadać, powiedział (rękoma) że wysadzi nas po drodze, przy głównej atrakcji parku narodowego, wodospadach Veu de Noiva, co okazuje się miejscem pośród niczego, jednak tabliczka informuje nas że jesteśmy na miejscu. Za chwilę widzimy parking i rozpoczyna się nasz ścieżka. Rozpoczyna się od pięknego widoku najwyższego (86m wysokości) z lokalnych wodospadów
Image
i od razu kończy – strzałka kieruje nas z powrotem na parking. Jest jeszcze jedna droga, ale tam stoi strażnik i nas zawraca mówiąc że zamknięte. Ok, coś poszło zdecydowanie nie tak. To miał być 6km treking, a nie 200m, i zobaczyć mieliśmy 7 wodospadów, a nie jeden, i to z daleka. Wypytujemy się pracowników parku, nikt nie mówi jednak po angielsku. Podchodzi przewodnik i mówi po angielsku że treking w celu zobaczenia pozostałych wodospadów można odbyć tylko z przewodnikiem. Dobra, dobra, nie z nami te numery. Idziemy do biura władz parku. Tam wreszcie ktoś mówiący po angielsku. Niestety potwierdza informacje od przewodnika oO Informuje nas że ze względu na zły stan techniczny ścieżek od roku możliwe są wizyty tylko z przewodnikiem, ale nie mamy co tu robić bo przewodnika trzeba zamawiać min 3 dni wcześniej, i kosztuje 200R$ (na grupę). Ok.. to może Cidade de Pedra – kamienne miasto (druga największa atrakcja parku) jest możliwe do zobaczenia bez przewodnika? Nie, nie jest (choć potem dodał że czasem w weekendy w określonych godzinach są free wycieczki). No fajnie, fajnie, to co możemy zobaczyć tu i teraz, skoro przyjechaliśmy już, a nie mamy przewodnika? W zasadzie to nic, obok kawałek dalej jest farma na której jest też wodospad, jak zapłacimy właścicielowi to możemy się tam pokąpać... :lol:

O nie, nie z nami takie numery. Nie damy zarobić złodziejom, i nie damy się tak zbywać. Już kombinowaliśmy jak tu ominąć strażnika (bo najprawdopodobniej za nim zaczynała się nasza 6km droga), gdy przypomnieliśmy sobie że niedaleko od punktu widokowego była tabliczka "Ryzyko śmierci" i zagrodzona ścieżynka w bok której nikt nie pilnował. No to lecimy. To był dobry wybór. Ścieżka po chwili zaczęła schodzić na dół i zagłębiać się w gęsty tropikalny las. Hmm, ścieżka to dużo powiedziane, gdyż widać że nikt nie chodził nią od dawna. Przez większość czasu wyglądała o tak
Image
jednak po odgarnięciu roślin na ziemi wciąż widoczny był lekko wydeptany szlak. Poza kilkoma momentami gdy trasa wiodła przez kamienie (przez co nie było widać gdzie iść dalej) tropienie właściwej drogi nie było bardzo trudne. W zamian zobaczyliśmy piękne motyle
Image
śliczne kwiaty dzikiego imbiru
Image
i gniazda dzikich os
Image
Po jakimś czasie cel naszej wędrówki stał się jasny – zmierzaliśmy do podnóży wodospadu który widzieliśmy wcześniej z góry. Najwidoczniej zabrakło chęci (choć pewnie mówili że pieniędzy) na utrzymanie trasy, i dawna atrakcja popadła w zapomnienie (bo raczej nie z powodu ryzyka śmierci ;) ). A szkoda – bo z dołu wodospad jest dużo ładniejszy niż z góry :)
Image
Chwilę odsapnęliśmy i można był wracać. Po godzinie ponownego przedzierania się przez chaszcze (oj przydała by się maczeta), wróciliśmy do punktu wyjścia. Nie był to treking naszych marzeń, ale przynajmniej oszukaliśmy system, i nie daliśmy się wykorzystać Brazylijczykom :P Mieliśmy jeszcze trochę czasu, postanowiliśmy zaliczyć jeszcze jakiś punkt widokowy – wybór padł na Mirante Da Geodesia. Na stopa udało złapać nam się czwórkę młodych osób, którzy choć nie mieli miejsca w samochodzie z chęcią nas wzięli ze sobą. Na dodatek jeden z chłopaków mówił po angielsku. Okazało się że też jadą zobaczyć punkt widokowy, jednak ten który wybraliśmy jest zamknięty, pojedziemy więc do innego. Po chwili rozmowy dowiedzieliśmy się że wszystko w Chapada dos Guimarães jest albo zamknięte, albo rozsypujące się, że władze parku zamiast się wziąć do roboty wymyślają kolejne utrudnienia, i że lokalni mieszkańcy są zrozpaczeni bo znacznie spadły im przychody z turystów, mało kto decyduje się na odwiedzenie tego podupadłego skrawka przyrody. Hmm, przy takich cenach i tej ilości atrakcji nie dziwię się wcale, sam gdybym wiedział nie zdecydował bym się na to. No ale skoro już tu przyjechaliśmy to rozkoszujemy się ładnymi widokami
Image
Image
i cieszymy rozmową z nowo poznanymi znajomymi
Image
Od nich też dostajemy namiar na najtańszego z lokalnych przewodników organizującego wycieczki do Pantanalu (185R$, czyli 260zł/os/dzień – niestety gdzieś mi kontakt zaginął, jak odnajdę to napiszę na forum). Dla nas to jednak nadal strasznie drogo. Żegnamy się i łapiemy stopa z powrotem do Cuiaby. Stopa który podwozi nas pod sam hostel, kierowca bowiem twierdzi (tak, tak, zgadliście) że wieczorem jest niebezpiecznie i zawiezie nas pod same drzwi.

Już w hostelu, gdy idziemy pod prysznic z przerażeniem odkrywamy że mamy całe nogi pokryte miniaturowymi pajęczakami które wgryzły się w naszą skórę oO Są ich dziesiątki. Najbardziej przypominały one miniaturowe kleszcze, jednak nie przekraczały 0,5mm średnicy. Po początkowej panice zabieramy się za to co pierwotne plemiona opanowały najlepiej czyli metodyczne iskanie. Nie wiemy jak to się skończy, ale co w tym momencie już poradzimy, nic. Uspokajamy się. Następnym razem nie będziemy po prostu w krótkich spodenkach przedzierać się przez dżunglę (ps – do dnia dzisiejszego nie zachorowaliśmy, prawdopodobnie nie były to więc żadne groźne pasożyty). Skupiamy się na bardziej przyziemnych sprawach. Robimy szybki przegląd finansów, kilka kalkulacji i decydujemy się w końcu na modyfikację naszych planów i nieco odważniejszy wariant odwiedzenia Pantanalu.

CDN

Autor:  gixera [ 29 Cze 2014 20:15 ]
Temat postu:  Re: Oczarowani Brazylią

Hehehe nie doczytując końca podziwiałam odwagę zapuszczania się w dżunglę, gdzie dotknięcie niektórych roślin moze grozić co najmniej wielkim a-ła! :D

Rewelacyjna relacja ;) Z niecierpliwością czekam na podsumowanie :)

Autor:  Washington [ 29 Cze 2014 20:24 ]
Temat postu:  Re: Oczarowani Brazylią

Co do pytan - mysle ze dobrze upchana 40 dala by rade
Jesli chodzi o koszty to standardowo znajdzie sie na nie miejsce w podsumowaniu, czyli juz za odcinek lub dwa :)

Autor:  travelerka [ 30 Cze 2014 14:38 ]
Temat postu:  Re: Oczarowani Brazylią

Super się czytało :) No i kolejny dobry przewodnik. Społeczność F4F robi konkurencję LP :)

Autor:  gosiagosia [ 30 Cze 2014 22:48 ]
Temat postu:  Re: Oczarowani Brazylią

Napiszę tylko WOOOOW! I jeszcze, że ten ostatni "odcinek" też czyta się super i z uśmiechem na buzi...z fotela. Wyobrażam sobie natomiast te ukłucia strachu i niepewności, które musiały Wam towarzyszyć wtedy. Czasem się zastanawiam czy lubię tego typu "przygody" czy nienawidzę :)

Autor:  ziolo1988 [ 30 Cze 2014 22:54 ]
Temat postu:  Re: Oczarowani Brazylią

To teraz podczas mundialu to z tymi cenami to pewnie w ogóle powariowali...

Autor:  Washington [ 01 Lip 2014 03:11 ]
Temat postu:  Re: Oczarowani Brazylią

Pantanal – ciąg dalszy przygód

Przemyśleliśmy sobie całą sprawę i stwierdziliśmy że nie stać nas na przepuszczenie kasy za którą jedna osoba mogła by żyć miesiąc w Indiach w dwa dni. No i za co mielibyśmy płacić? Za oglądanie przyrody na bagnach? Możemy to zrobić na własną rękę! A wszystko to możliwe dzięki Transpantaneirze – 145km długości drodze biegnącej z Pocone do Porto Jofre – drodze gruntowej z 122 drewnianymi mostkami przebiegającej przez mokradła. Choć najprawdopodobniej nie zobaczymy z niej anakondy ani widok nie będzie tak fajny jak z grzbietu konia zanurzonego po pas w wodzie – przy naszym budżecie musi to nam wystarczyć. Powinniśmy jeszcze tylko wynająć samochód, na szczęście polskie prawo jazdy wystarcza do prowadzenia pojazdów w Brazylii. Jak to nie da się na następny dzień? Hmm, ok, i tak mamy dwa dni jeszcze w tych okolicach, zarezerwujemy na pojutrze, a najbliższy dzień wykorzystamy inaczej. Tylko jak? W hostelu reklamowali wycieczki do Nobres. Co to jest? Odpalamy grafikę google i wiemy że musimy tam pojechać. Snorkle w krystalicznie czystej wodzie z tropikalnymi rybami pośrodku dżungli – to jest to! Tam, czyli gdzie? Po dogłębniejszych poszukiwaniach odnaleźliśmy 4 nazwy: Rio Salobra, Rio Triste, Lagoa das Araras, Lagoa Azul. Jednak zlokalizować je na mapie to zupełnie inna sprawa. To nie przypadek. By odwiedzić te miejsca nie trzeba przewodnika, trzeba tylko wiedzieć gdzie jechać. A tego nikt nie chce zdradzić. No bo co z tego że nawet znalazłem właściwą rzeczkę na google maps jak ciągnie się ona przez x kilometrów – w którym miejscu można posnorklować? Ano właśnie. Udało mi się tylko znaleźć info że kluczem jest wioska Bom Jardim. Reszty dowiemy się na miejscu.

I wyruszyliśmy. Rano spakowaliśmy się, zostawiliśmy rzeczy przy recepcji (to był nasz ostatni nocleg z error rate, tego dnia mieliśmy przeprowadzić się do normalnego hotelu, za normalną stawkę), i poszliśmy stopować. Stopa w Brazylii łapie się łatwo. Ciężej tylko się dogadać z ludźmi ;) O tym że jedziemy nie tą drogą i w kierunku tylko zbliżonym do właściwego zorientowaliśmy się kilkanaście kilometrów za miastem. Na szczęście przemiły kierowca postanowił odwieźć nas na właściwą drogę ;) Drogę do Nobres – no bo skoro większość agencji turystycznych reklamuje tamtejsze atrakcje pod tą nazwą to znaczy że tam należy najpierw dotrzeć. Nie mogliśmy się bardziej mylić :twisted: Gdy kierowca zatrzymał się przy błotnistej rozkopanej drodze i stwierdził że jesteśmy na miejscu, i gdzie chcemy dalej jechać, byliśmy nieco zdziwieni. Ale ok – tłumaczymy (na migi) – Rio Salobra, snorklowanie (pokazujemy maski które wzięliśmy ze sobą), pływanie itd. Nic to nie daje. W końcu zawozi nas do agencji gdzie przy pomocy translatora toczymy wojnę :lol: – dziewczyna pisze nam ceny wycieczek, my odpisujemy że dziękujemy ale gdzie jest droga. Dziewczyna pisze że tam mordują i niebezpiecznie i którą z wycieczek chcemy. My że dziękujemy ale czy kierowca może nas odstawić do drogi, my już sobie poradzimy, dziewczyna że tam nie ma drogi i czy chcemy taxę by tam dojechać. Uff, po 15min udało nam się przekonać ich że autostop i kierunek gdzie mamy łapać samochody nam starczy. Okazuje się że skręt na Bom Jardim jest tuż obok.. hmm, skręt to dużo powiedziane. Błotnista ścieżka pośród pól.. Wg google maps ma się tak ciągnąć jedyne 70km. Hmm. Ok, to pewnie remont, zaraz będzie dobra droga. Łapiemy samochód, gość nawet mówi pojedyncze słowa po angielsku – stwierdza że tędy nie dotrzemy ale zawiezie nas na autobus do wioski. Autobus jedzie inną drogą? Tak, tak, wsiadajcie. I wiezie nas na dworzec gdzie okazuje się że oczywiście autobusy żadne tam nie jeżdżą, ale może taxi nas tam zawiezie? Nie, dziękujemy, nie po to stopujemy od rana by brać taxi, poprosimy o podwiezienie nas z powrotem na naszą błotnistą ścieżkę. Ok, ale tam strzelają do ludzi i mordują, bo to dzicz i tam nic nie ma :P Dobra, dobra, znamy te gadki (ale ziarenko niepokoju wzrasta, czemu wszyscy mówią że na tej drodze mordują?). I zaczynamy iść błotnistą dróżką – raz szerszą, raz węższą ale cały czas błotnistą i pośród niczego.. i tak przez 70km? :o oO O, coś jedzie. Pickup, ranczer wiozący na swoje ranczo lodówkę, ekstra, wskakujemy na lodówkę. Przez 30km jesteśmy na przemian bryzgani błotem i targani pyłem z drogi. W końcu docieramy do jakiegoś pojedynczego budynku pośród niczego – sklepiku. Zbierają się tam ranczerzy by czegoś się napić, bo w sklepiku poza tym nic nie ma. Kierowca nas zostawia z kolegami i sam jedzie – jego ranczo jest tuż obok. Koledzy są bardzo sympatyczni i jeszcze bardziej zaciekawieni – wypytują nas o wszystko – skąd tu się wzięliśmy, skąd jesteśmy, gdzie byliśmy itd. Wszystko po portugalsku, czasem jakieś angielskie słowo zostanie dorzucone. Jeden z nich okazuje się historykiem amatorem – gdy słyszy że jesteśmy z Polski woła "Hitler, Blitzkrieg" i na kartce zaczyna wypisywać daty i rysować przebieg aneksji Polski ;) Nieco gorzej idzie nam dogadanie się z nimi – twierdzą że powinniśmy tu czekać, bo oni lub ich kolega będzie zaraz jechał, tylko jeśli tak to dlaczego przed chwilą próbowali łapać przejeżdżającą obok terenówkę? I to policyjną? Policja zawraca, tłumaczą im coś z przejęciem, pokazują nas, policjanci z powątpieniem kręcą głową. Ale ostatecznie zabierają nas, opróżniwszy wcześniej tylne siedzenia z kamizelek kuloodpornych, pałek i hełmów. I tak jedziemy kolejne 40km, tym razem wewnątrz samochodu ;) Droga przez cały czas wygląda tak
Image
Wiemy że Rio Salobra powinna być przed samą wioską Bom Jardim, ale nie widzimy żadnych skrętów poza tymi prowadzącymi na prywatne farmy. Ostatecznie więc lądujemy w Bom Jardim (-14.550978,-55.874405). I trafia nas szlag. Do wioski tej prowadzi piękna asfaltowa droga – tyle że bynajmniej nie jest to MT241 od strony Nobres którą jechaliśmy, tylko ta -14.619299,-55.885563 :evil: W Nobres nie mamy wyboru tylko musimy dogadać się z kimś w sprawie zorganizowanej wycieczki, bo nie mamy pojęcia co robić dalej. Negocjacje są długie i wyczerpujące, w końcu sięgam po ostateczny argument czyli prawie pusty portfel (pieniądze mam ukryte w innym miejscu) – ok, cała zawartość portfela za wycieczkę na snorkle nad Salobrę, podziwianie papug nad Lagoa das Araras i transport do Cuiaby bo właściciel pousady i tak tam jedzie. I całe szczęście że w końcu wzięliśmy przewodnika. Na własną rękę nie ma mowy byśmy trafili w te miejsca, tak są ukryte. I wejście na nie prowadzi przez tereny prywatne, więc i tak trzeba by komuś zapłacić. Wydaje mi się że pomost z którego rozpoczynaliśmy nasze snorkle znajdował się o tu -14.587062,-55.962714. Choć upieraliśmy się że nie potrzebujemy żadnego sprzętu dostaliśmy buty do pływania i kapoki. Zostajemy zaprowadzeni na drewniany pomost pośrodku dżungli, poinstruowani że nie możemy dotykać dna, i że mamy do przepłynięcia ok 2km, ale niech nam się nie śpieszy. I zanurzamy się w bajkowym świecie.
Image
Image
Image
Pod krystalicznie czystą wodą nadzwyczajna widoczność i ogromne ryby, a na powierzchni nad głowami śpiew papug i dzikie odgłosy tropikalnego lasu deszczowego. To było elektryzujące przeżycie, naprawdę nie do opisania. Nie wiem czy wpływ na moje doświadczenie miało to że kiedyś zajmowałem się słodkowodną akwarystyką – kiedyś czytałem o biotopie przejrzystych wód Ameryki Południowej i rybach je zamieszkujących, teraz mogłem obserwować te ryby w ich naturalnym środowisku – od pięknych pielęgniczek przez niepozorne kąsaczowate
Image
Niestety poza rozlewiskiem z którego zaczynało się podwodną przygodę dalszy strumień rzeczki był bardzo wartki, co uniemożliwiało zrobienie zdjęć podwodnym pięknościom. Nie ważne. Te obrazy wyryły się w mojej pamięci prawdopodobnie na zawsze. To była najcudowniejsza ze wszystkich atrakcji jakie widzieliśmy w Brazylii. Zmarznięty lecz szczęśliwy wychodzę z rzeki 2km dalej
Image
Całe szczęście w sumie że dostaliśmy kapoki (na co byłem z początku oburzony, jak to, mi, instruktorowi pływania, wciskają kapok?) - silny prąd, niewielka głębokość i liczne meandry skutecznie uniemożliwiły by swobodne unoszenie się na powierzchni. Jakby jeszcze było mało nam wrażeń – wracając spotkaliśmy tego oto pana
Image
Nadszedł czas na jezioro papug (wstęp, a jakże, przez prywatną posiadłość -14.562297,-55.870913) – i w tym wypadku żadne zdjęcia nie oddadzą tych odgłosów i dziesiątek przepięknych papug przelatujących między podtopionymi palmami
Image
Image
a przynajmniej nie zdjęcia z moim obiektywem (najbliższe kadry jakie udało mi się złapać)
Image
Image
Super szczęśliwi wracamy do pousady. Właściciel będzie jechał za 1,5h do Cuiaby. Ee, to podziękujemy, przez półtorej godziny to zdążymy coś złapać, jak nie, złapiemy jego z drogi. Trochę się przeliczyliśmy. Do rozstajów dowieziono nas bez problemu, ale dalej nie chciano nas zabrać, ludzie mówili że nie jadą do Cuiaby, a kawałek nie ma co jechać bo zaraz będzie ciemno, jak nic nie złapiemy to wrócimy sobie do wioski, lepsze to niż wylądować pośród niczego. Jakaś logika w tym była. Niestety, zmrok nas dopadła nim cokolwiek przyjechało. Półtorej godziny już prawie minęło, a właściciel jak nie jechał tak nie jedzie. Wreszcie na horyzoncie pojawia się ciężarówka. Niewiele zastanawiając się zatrzymujemy ją, w takich warunkach nie będziemy wybrzydzać. Całe szczęście dowiozła nas wprost do Cuiaby. Gdzie jedynie z drobną przygodą zmieniamy hotel i zapadamy w kamienny sen (przygoda standardowa – nie możemy znaleźć hotelu, zatrzymuje się samochód którego kierowca mówi że tu jest niebezpiecznie i musimy z nim pojechać - podrzuca nas do celu :P ). Aż strach myśleć co przyniesie kolejny dzień :D

Autor:  Washington [ 01 Lip 2014 22:36 ]
Temat postu:  Re: Oczarowani Brazylią

Pantanal właściwy – czyli niespodziewane pozdrowienia z Malagi i ich komplikacje

Nie znaleźliśmy żadnej wypożyczalni samochodów w samym mieście, wynajęliśmy więc auto z placówki lotniskowej. Na lotnisko powinniśmy byli dojechać jednym autobusem spod hotelu, ale nie dojechaliśmy. Ze względu na rozkopy i roboty drogowe autobus nie podjeżdżał bezpośrednio pod terminal, tylko zatrzymał się na dworcu znajdującym się nieopodal (tak z 2km). Gdzie usłyszeliśmy, że musimy kupić kolejny bilet. O nie, kierowca autobusu, z którego właśnie wysiedliśmy, mówił nam, że dojedziemy na lotnisko bezpośrednio. Nie damy się tak oszukiwać, idziemy na piechotę. Kierunek znaliśmy mniej więcej, ale dla pewności zapytaliśmy stojącego na światłach kierowcy osobówki – co skończyło się tym, że nas podwiózł :) Naprawdę, Brazylijczycy to sympatyczny naród. Na lotnisku firma miała na nas czekać z tabliczką – nie czekała. To my czekaliśmy... Po kilkunastu minutach zaczepił nas agent turystyczny, proponując wycieczkę za gruube pieniądze do Pantanalu, ale podziękowaliśmy i zapytaliśmy o siedzibę naszej wypożyczalni – i dobrze. Okazało się, że firmy rzadko kiedy przychodzą odebrać ludzi z lotniska. Miło wiedzieć. W wypożyczalni wszystko szło dobrze do momentu, gdy przy próbie zablokowania depozytu nie odrzuciło mi karty.. I odrzucało raz za razem z różnych terminali. Przy pomocy google translatora poprosiłem o udostępnienie komputera, bym mógł zalogować się w banku i sprawdzić, w czym tkwi problem, który już po chwili okazał się być bardzo prozaiczny. Wypożyczalnia aut z Malagi, mimo że obiecała zwolnić depozyt w ciągu 5 dni, nie zrobiła tego – a minęły już 2 tygodnie. Co więcej – nie tylko nie zwolnili zablokowanej kwoty, ale.. ją pobrali.
(O zwrot 200 euro walczyłem jeszcze przez kolejny miesiąc – dopiero po wymianie 4 czy 5 maili pieniądze wróciły na konto – twierdzili, że to nie możliwe i musiałem już dostać swoje pieniądze).

W tej sytuacji o aucie mogliśmy zapomnieć. Obsługa wypożyczalni (brazylijskiej) bardzo nas przepraszała i zapewniała, że chętnie by nam wypożyczyli auto bez depozytu, ale straciliby wtedy pracę. Ale co my mogliśmy zrobić? Zostało nam tylko jedno wyjście – autostop! Czy trudno złapać samochód na bagna gdzie nikt nie mieszka? Nie tak trudno. Poza nieco kłopotliwym wyjazdem z samej Cuiaby (okazało się, że próbowaliśmy łapać auta w dzielnicy czerwonych latarni, gdzie nikt nie chciał się zatrzymać przez dłuższy czas, dopiero nieco nawiedzony zielonoświątkowiec podwiózł nas, wciskając przy okazji dużą ilość ulotek o Chrystusie) do Pocone- wrót do Pantanalu, ostatniej wioski przed mokradłami, trafiliśmy szybko. Za szybko. Niestety wsiedliśmy do auta z dwójką małolatów, którzy jechali ponad 140 km na godzinę po drogach częściowo gruntowych, wyprzedzając wszystkich – pod górkę, na zakręcie, jak tylko się dało. Dodatkowo słuchali brazylijskiego odpowiednika "manieczek" tak głośno, że po raz pierwszy w Brazylii czułem się niebezpiecznie – bałem się, że ogłuchnę :P Narzeczonej wydawało się, że byli pod wpływem alkoholu, ale jak dla mnie po prostu nie grzeszyli wyobraźnią. Z ulgą wysiedliśmy w Pocone, gdzie za chwilę podrzucono nas na początek Transpantaneiry. Wydawało się, że nic nie ma tam prawa jechać, ale na pakę zabraliśmy się raz dwa – najpierw z robotnikami jadącymi naprawiać jeden z mostków (i przy okazji powędkować).
Image
A potem z agentem, który.. rano próbował sprzedać nam wycieczkę na Pantanal! Odebrał klientów z lotniska i wiózł ich na swoje ranczo – nieco zdziwiony (choć my byliśmy chyba bardziej) zabrał nas na pakę.
Image
Jak wygląda więc Transpantaneira? Mniej więcej tak
Image
z takimi oto mostkami po drodze
Image
Czy można coś z niej zobaczyć? Myślę, że niejeden ornitolog marzy o takich widokach
Image
Image
Image
Wzdłuż obu stron drogi ciągną się na przemian mokradła i bardziej suche tereny sawanny
Image
Image
Image
Co jakiś czas widać rancza
Image
i mnóstwo ptaków
Image
Image
Image
Po jakimś czasie kierowca stwierdził, że nie ma co nas dalej podwozić, jeśli dziś jeszcze chcemy wracać i byśmy przespacerowali się po okolicy. On wieczorem będzie wracał do miasta i zabierze nas, jeśli do tej pory nic nie przejedzie w powrotną stronę. Więc poszliśmy. Żar z nieba był niemiłosierny, ale gdy człowiek się zmęczy to może sobie usiąść i popodziwiać kajmany
Image
najlepiej z bliska
Image
lub z bardzo bliska
Image
Były wszędzie.
Image
Podobno to dobrze – gdy są kajmany nie ma w wodzie piranii ;) I choć bogactwo ptaków było wręcz niewyobrażalne
Image
Image
Image
bardzo żałujemy że kapibary zobaczyliśmy tylko na znakach drogowych
Image
choć wiedzieliśmy, że niedawno przechodziły obok nas
Image
Z powodu strasznego upału nie wytrzymaliśmy do zmroku, kiedy szansa by wyszły była większa i na pace kolejnej terenówki wróciliśmy do Pocone. O dziwo nie udało nam się nic złapać przez ponad godzinę, do Cuiaby wróciliśmy więc wygodnym autobusem (autobusy w Brazylii bez problemu zatrzymują się poza przystankami). Po drodze z dworca postanowiliśmy zjeść w małej burgerowni – tłumy klientów sugerowały dobry posiłek po męczącym dniu. I tam zaczepiła nas Leila, która właśnie wróciła z wycieczki do Polski. Bardzo jej się podobało w naszym kraju i chciała, by nam również spodobało się w Brazylii, dlatego jeśli chcemy zabierze nas jutro z rana na śniadanie, potem na wycieczkę po Cuiabie i na koniec odwiezie prosto na lotnisko. Świetna okazja, by wreszcie porozmawiać trochę więcej z anglojęzyczną mieszkanką Brazylii. Szybko przystaliśmy na ten układ ;) Doradziła nam, które burgery są najlepsze i odwiozła do hotelu, który okazał się być własnością jej kuzyna ;)

Rano zabrała nas na tradycyjne ciasteczka (najlepsze były orzechowe, choć z gujawą też dawały radę) z rejonu Mato Grosso i napoje. Do picia zamawiamy guaranę. Leila (60 lat, wygląda max na 40) mówi, że to dzięki guaranie, która wydłuża życie, wciąż czuje się młodo, a jej babcia dlatego, że piła codziennie sproszkowaną guaranę dożyła 110 lat ;) Potem zaprasza nas do siebie do mieszkania, mamy okazję zobaczyć jak żyje bogatsza klasa średnia (choć Leila twierdzi, że żyje skromnie, to będąc w Warszawie zatrzymała się w Hiltonie na Grzybowskiej) w Brazylii – apartamenty na strzeżonych osiedlach, będącymi małymi enklawami odgrodzonymi od reszty świata drutem kolczastym – prawie samowystarczalne – z siłownią, basenem, przedszkolem. Na koniec wyruszamy pod stadion piłkarski. Który na 3 tygodnie przed mistrzostwami jeszcze nie jest gotowy. Tak samo jak wszystkie drogi w mieście, łącznie z tymi z lotniska. Przed mundialem miasto zamieniło się w jeden wielki plac budowy i najprawdopodobniej zostanie tak jeszcze długo po mundialu – władze miejskie nie stanęły na wysokości zadania. Dużo rozmawiamy, na koniec robimy sobie pamiątkowe zdjęcie.
Image
Na lotnisko mimo rozkopów dostajemy się o czasie. Czas zacząć podróż powrotną do domu. Najpierw lot do Brasili. Niestety w tym niesamowitym mieście (zaprojektowanym i zbudowanym od podstaw w 1960r, dzięki czemu zyskało miejsce na liście UNESCO) nie mamy czasu wyjść pozwiedzać. Lądowanie i odlot też mamy ze strony niepozwalającej uchwycić kształtu stolicy (a zbudowana ona została w kształcie samolotu :D ). Lądujemy po raz trzeci, i ostatni, w Sao Paulo. Pod hotel mamy jeden autobus. I choć wydawało mi się, że wiem w którą stronę mamy jechać – nie wiedziałem. Dowiaduję się o tym od sprzedawcy biletów po kilkunastu minutach. Szit. Informacją o tym, że powinniśmy jechać w przeciwną stronę dzielę się z narzeczoną. I zanim się obejrzę zostaję w autobusie sam oO Przerażony wypytuję współpasażerów, czy widzieli co się stało z blondynką, która ze mną jechała. Boże, porwali ją jak nic i to sprzed moich oczu, nawet nie zauważyłem. Ale jak to? Mówią, że sama wyszła z autobusu?! Wyskakuję na najbliższym przystanku, wyciągam komórkę i dzwonię. Otóż taka to już bywa niewieścia natura, że czasem zanim coś przemyśli zaczyna działać - jak tylko usłyszała, że jedziemy w złym kierunku, wysiadła bez słowa, w końcu było to oczywiste, nie?:P Szkoda, że była to dzielnica prostytutek, które stały na każdym rogu w promieniu kilkuset metrów w grupkach po kilka i dość odważnie zaczepiały mężczyzn (potrafią do nich podejść i chwycić na zachętę za przyrodzenie). Zgroza. Na szczęście szybko się odnajdujemy (przezornie narzeczona czekała na mnie przy radiowozie patrolu policyjnego). Od razu ciśnienie spada i już po chwili wsiadamy w autobus – ten sam, bowiem zawrócił on już na pętli:P Wysiadamy na ulicy gdzie powinien być nasz hotel – zapomniałem tylko spisać numer budynku. Wchodzimy do szkoły językowej (tam na pewno ktoś będzie mówił po angielsku) i za chwilę wychodzimy z Kanadyjczykiem nauczającym tam języka. Proponuje, że razem z nami poszuka hotelu. Gdy docieramy pod drzwi pięknego 4* obiektu zdziwienie na jego twarzy wygląda naprawdę komicznie. I pogłębia się tylko, gdy słyszy za ile tutaj nocujemy ;) W recepcji zaś pełen profesjonalizm – dwójka zmęczonych backpackersów nie wywołuje żadnego zaskoczenia, a kwota podana na rezerwacji powoduje tylko radosny uśmiech i komentarz "Uwielbiam te rezerwacje za punkty". I choć na następny dzień mieliśmy ambitne plany zwiedzania z rana Sao Paulo, zmęczenie po trzech dniach stopowania i niezachwycające wrażenia z poprzednich przesiadek w tym mieście sprawiają, że nie zamierzamy dać mu trzeciej szansy. Swoje w Brazylii już zobaczyliśmy. Czas wracać do domu.

Podsumowanie – czyli wszystko co dobre w końcu się kończy (i swoje kosztuje)

16 dni podróży, 2 dni dojazdów, 1 dzień w Maladze i 13 dni w Brazylii kosztowały nas 3890zł na osobę.

Koszty detalicznie (na osobę)

Wydatki przed wycieczką:
Przelot i doloty do Malagi/z Paryża, PB – 1223,5zł
Loty wewnątrz Brazylii (i jeden autobus rezerwowany online) – 878,35zł
Noclegi (kwota zapłacona online wcześniej) – 85,73zł

Wydatki na miejscu:
w Maladze/Paryżu – 219,25zł
w Brazylii– 1210,1zł (czyli 93zł/os/dzień)
Nurkowania – 273zł

Brazylia była dla nas wyzwaniem – pierwszymi krokami na nowym kontynencie. I na pewno nie ostatnimi. Obaliliśmy mity dotyczące bezpieczeństwa, zakochaliśmy się w przyjaznym i wyluzowanym stylu Brazylijczyków, zauroczyliśmy tamtejszą przyrodą i egzotyką i zniechęciliśmy się na jakiś czas tamtejszymi cenami. Jedno wiemy na pewno – my tam jeszcze wrócimy!

Autor:  gosiagosia [ 01 Lip 2014 23:21 ]
Temat postu:  Re: Oczarowani Brazylią

Muszę przyznać, że i ja oczarowałam się Brazylią - przekaz bardzo sugestywny, czego gratuluję. Piękne zdjęcia, piękne opisy. Ale piszesz, że jest bezpiecznie a mi włos się jeżył na głowie, kiedy wyobrażałam sobie siebie w niektórych opisanych okolicznościach :) Często Was ostrzegali przed niebezpieczeństwem - nie tylko ze strony ludzi. Z perspektywy czasu: uważasz, że mieliście szczęście czy przestrogi były przesadzone? Bardzo pociąga mnie ten kierunek (Peru, Kolumbia - teraz doszła Brazylia) tylko informacje, które napływają stają się skutecznym "odstraszaczem" od samodzielnej wyprawy :(

Autor:  AJAJ [ 02 Lip 2014 09:38 ]
Temat postu:  Re: Oczarowani Brazylią

Washington napisał(a):
Noclegi (kwota zapłacona online wcześniej) – 85,73zł


czy dobrze rozumiem, że wszystkie noclegi w Brazylii kosztowały Was 85,73/os ?? wow!!

Autor:  Washington [ 02 Lip 2014 12:40 ]
Temat postu:  Re: Oczarowani Brazylią

AJAJ napisał(a):
czy dobrze rozumiem, że wszystkie noclegi w Brazylii kosztowały Was 85,73/os ?? wow!!

aż tak dobrze to nie ma ;) 85zł zapłaciłem online za noclegi kombinowane (2 noclegi w Maladze, 5 noclegów w Brazylii) - do nich musiałem dopłacić jeszcze na miejscu 71zł/os - czyli 7 noclegów kosztowało w sumie 156zł/os
noclegi w normalnych cenach (4 w Brazylii) kosztowały mnie 245zł/os
do tego jedna noc w samolocie i jedna w autobusie, ale to w cenie transportu

sumarycznie noclegi podczas 16 dniowej wycieczki wyniosły 401zł/os co i tak jest przyzwoitym wynikiem :D nawet nie chcę myśleć ile by kosztowała mnie ta wycieczka po normalnych cenach :shock:

gosiagosia napisał(a):
Często Was ostrzegali przed niebezpieczeństwem - nie tylko ze strony ludzi. Z perspektywy czasu: uważasz, że mieliście szczęście czy przestrogi były przesadzone? Bardzo pociąga mnie ten kierunek (Peru, Kolumbia - teraz doszła Brazylia) tylko informacje, które napływają stają się skutecznym "odstraszaczem" od samodzielnej wyprawy :(


Przestrogi były strasznie przesadzone (i śmieszyły nas po prostu), szczególnie w rejonie Mato Grosso - według lokalnych mieszkańców co chwila ktoś powinien nas mordować, zamiast tego co chwila ktoś nas zaczepiał by sam z siebie zaproponować pomoc i podwózkę samochodem. Nie wiem skąd się brała ta hiperbolizacja, może ma ona jakieś podłoże kulturowe lub historyczne?

Autor:  migot [ 02 Lip 2014 13:08 ]
Temat postu:  Re: Oczarowani Brazylią

Achh.. Mam bilety do Brazylii na dwa tygodnie poczatkiem października... i teraz dopisałam Pantanal do listy must see :) Dzięki wielkie za tak wyczerpujące informacje!!

Autor:  Nesut-biti [ 29 Lip 2014 00:44 ]
Temat postu:  Re: Oczarowani Brazylią

Cudowna relacja!
Lecę do Brazylii z 3 koleżankami 23.01.-6.02.2015 roku. Macie namiary na jakieś tanie i fajne noclegi?

Autor:  lucifersam1982 [ 31 Lip 2014 17:01 ]
Temat postu:  Re: Oczarowani Brazylią

Rewelacja - mowa oczywiscie o relacji.

takze sie wybieram do Brazyli, ale to dopiero w listopadzie.

czy moze ktos ma jakies pojecia dot akutalnych? chodzi mi to o sprawy zwiazne z wyzywieniem, piciema... np jak potrzbny jest budzet na dzien (sniadanie na miesice, jakies obiad i kolacja)
czy np 2000 pln na 10 dni da rade? noclegi mam juz upatrzone.
przez wiekszosc czasu chce posiedziec w rio i sao paulo.

dzieki za pomoc.

Autor:  zawiert [ 19 Sie 2014 22:27 ]
Temat postu:  Re: Oczarowani Brazylią

Hej,

W Rio i SP ceny rok temu "w martwym sezonie" tj. w połowie października były takie - piszę co pamiętam, ceny w R$:
Kokos na plaży - must (!) - 3-5 R$
Caipirinha - 5-10 R$
I... nie pamiętam :), sorry. Bardzo drogie są kremy do opalania, pierwszego dnia jak nas spaliło w Rio to szybko kupowałem SPF50 za masę kasy.

Jedzenie żeby się najeść to polecam knajpy typu "bufet". Jest tam kilka wariantów, albo sama pizza do oporu za ok 30 zł (przeliczam), albo wszystko co mają do oporu za ok. 40 zł od osoby + napoje (przy czym wszystko co mają to znaczy kelnerzy przynoszą pizzę w kawałkach albo masz bufet + churrasco = grill). W bufecie pełno dań mięsnych i rybnych a z grilla wszystkie możliwe mięsa w tym polędwica w dowolnej ilości grilowana wedle uznania. Za te pieniądze to w Polsce się tak nie najesz.
My jedliśmy kilka razy tutaj:
http://goo.gl/Rzlasf

Generalnie trzeba pamiętać, że ceny są tam dla Polaka jak w krajach na zachód od Odry, w sumie to po prostu drogo. Zabawki i elektronika - masakra, ale nie po to się tam jedzie.

Sprawdziłem teraz historię w banku i mam tak:
Kolacje (głodny ja i głodna żona, dużo jedzenia i napoje) - zwykle ok. 150 zł za 2 osoby
Helikopter nad wodospadami :D - 750 zł za 2 osoby
Kolacja w Buzios - 120 zł za 2 osoby

Więcej nie mogę wyszczególnić, ale jakby co to jest forum o Polonii w Brazylii i tam spytaj, jest kilka osób z Rio :)

Autor:  Robal [ 23 Sie 2014 17:26 ]
Temat postu:  Re: Oczarowani Brazylią

Naprawdę niezwykła relacja, bardzo przyjemnie się czyta. Washington jeśli możesz napisz jak wygląda sprawa z szczepieniami. Czy robiliście jakieś dodatkowe a jak tak to ile przed wycieczką. :) pozdrawim

Autor:  yogibabu [ 23 Sie 2014 22:24 ]
Temat postu:  Re: Oczarowani Brazylią

Czy ktoś posiada kontakt do agencji, które pomogą z organizacją wycieczki na wodospady po stronie argentyńskiej.
Dostałem mail do jednej z hotelu, w którym mam spać i cena 192 reale od osoby to trochę dużo...

Autor:  tomwie [ 23 Sie 2014 22:53 ]
Temat postu:  Re: Oczarowani Brazylią

Trochę rzeczywiście dużo. Pousada el Shaddai, w której ja mam spać organizuje jednodniowe wypady na stronę argentyńska za stówkę.

Autor:  Katesma [ 24 Sie 2014 09:50 ]
Temat postu:  Re: Oczarowani Brazylią

Jak jest z korzystaniem z internetu w Brazylii?mieliscie wykupiony roaming czy kupowaliscie lokalne karty?

Strona 5 z 8 Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group
http://www.phpbb.com/