Fly4free.pl

Marzenia są po to, żeby je realizować. Ja swoje marzenie o pierwszej egzotycznej podróży postanowiłam spełnić do końca 2013 r. Udało się przekonać szefa, żeby dał mi 3tyg. urlopu, pomału montowałam też ekipę na wyjazd, wystarczyło tylko kupić bilety w promocyjnej cenie...

Bilety lotnicze: promocja Qatar Airways WAW-BKK RT, Air Asia: CNX-HDY OW (pewnie gdyby nie fakt, że goni nas czas ten odcinek pokonałybyśmy drogą lądową)
Trasa: Waw- Doha- BKK- Siem Reap (Kambodża)- BKK- Chiang Mai- Hat Yai – Koh Lanta- Koh Phi Phi- BKK- Doha- WAW
Termin: październik/listopad 2013 r. (3 tygodnie)
Skład: 4 osoby (dziewczyny)
Plan: zwiedzanie Doha, BKK, podróż do Kambodży, żeby zobaczyć Angkor Wat i pływające wioski na jeziorze Tonle Sap, powrót do Tajlandii – przesiadka kilkugodzinna w BKK i podróż do Chiang Mai, żeby spędzić dwa dni w dżungli i zobaczyć miasto, lot do Hat Yai, żeby stamtąd dostać się na wyspy, gdzie czeka nas już tylko błogie lenistwo

Day 1 -2
Lot z WAW, ZWIEDZANIE DOHA, lot do BKK

Lecąc do BKK miałyśmy ok. 11 godziny stopover w Doha. Decyzja o tym, że idziemy zobaczyć miasto zapadła od razu. Nie ma sensu siedzieć na lotnisku jeśli nadarza się taka okazja, żeby prawie za darmo zobaczyć stolicę Kataru – nasze motto to „przygoda, każdej chwili szkoda” O samym lotnisku w Doha za dużo pisać nie będę (na forum jest mnóstwo wątków o tym co, gdzie i jak).

Krótkie podsumowanie:
- pomimo, że dostajemy żółtą okładkę na bilet, a na bagaż podręczny nakleją nam żółtą naklejkę, wysiadamy na Doha Arrival – czyli kolor Niebieski
-kontrola paszportowa i wizowa – czas trwania: w zależności od długości kolejki, my lądowałyśmy późnym wieczorem, więc stania było tylko na jakieś 20 min. Co ważne za wizę musiałyśmy zapłacić kartą kredytową, bo amerykańskich $ przyjąć od nas nie chcieli. Pytali się (nic nie było weryfikowane) nas o hostel w którym będziemy spały
Koszt wizy to: 100 QAR, po przewalutowaniu wyszło jakieś 88,88 zł (kredytówka mbanku)
- darmowa mapa Doha – do odebrania w informacji turystycznej na lotnisku
- kolejna sprawa – my nie miałyśmy katarskich riali, tylko amerykańskie $. Ważne jest żeby mieć $ nie starsze niż 2006 r. – bo w niektórych miejscach (np. taxi) nie chcieli ich od nas przyjmować

Wyjście na miasto:
Lotnisko od centrum położone jest bardzo blisko dlatego postanowiłyśmy, że w tą stronę zrobimy sobie spacerek nad zatoką, a taxi zamówimy jak będziemy wracać (koszt 10$ ). Spacer bardzo przyjemny – po mimo, że deptak nie jest zbytnio oświetlony, brak jest też chodników (duża część miasta jest rozkopana i trwają roboty drogowe, przynamniej w tej części co my byłyśmy), ludzi raczej nie wiele nad zatoką (zero zaczepek ze strony tubylców).

To jest fragment miasta po którym się głównie poruszałyśmy:


Zostawiłyśmy plecaki w hotelu i poszłyśmy zwiedzać miasto. Kilka fotek z nocnego spaceru:




Trochę przez przypadek docieramy do Gold Souq , miejsce bardzo klimatyczne, wg mnie bez zastanowienia można wpisać na listę „must see”.

_________________

Oprócz przygody z jednym stalker'em, brak zaczepek ze strony tubylców, nie mniej jakąś tam sensację wzbudzałyśmy


Wychodzimy z Souq’a i obieramy kierunek zatoka



Jeśli ktoś się kiedyś spyta, czy było warto płacić za wizę prawie 100 zł żeby wyjść na te kilka godzin to z wielkim uśmiechem na twarzy powiem: oczywiście i przypomnę sobie tą chwilę Widok na centrum Doha od strony portu


Chyba nie byłybyśmy sobą, gdybyśmy następnego dnia po śniadaniu nie poszły na szybki spacer zobaczyć to wszystko (lub większość) to co widziałyśmy w nocy, jeszcze raz, tym razem w świetle dnia. Niestety o 12.30 zaczynał nam się bording na kolejny lot, więc za dużo tego czasu nie miałyśmy.

_________________

Tak wyglądały roboty drogowe w dzień, w nocy to był istny tor przeszkód



Powrót na lotnisko: podróż trwała jakieś 10 min. Korków nie było. Sam lot znowu bez żadnych komplikacji.

Lotnisko z góry:

Miasto:

Wieżowce, które widzieliśmy w nocy, w dzień nie prezentują się już aż tak efektownie:

The Pearl Qatar


Po jakiś 30 minutach przelatujemy nad Dubajem niestety trochę się zagadałyśmy i zobaczyłyśmy go w ostatniej chwili


Uwaga nadchodzimy W BKK lądujemy ok. 0.00 . Niestety na lotnisku trochę się schodzi: odebranie bagaży + kontrole wizowe, do tego dojazd do miasta to jakieś łącznie 2,5-3 h.

_________________

jeszcze jeszcze;)

_________________

Czekam na więcej i liczę na nieco wskazówek od momentu lądowania w BKK. Pod koniec roku również planuję wyruszyć w tym kierunku i spędzić tam 2-3 tygodnie... :]

_________________

Day 3
Zwiedzanie BKK

Do hotelu dostajemy się taksówką, całkowity koszt (łącznie z kosztami bramek na autostradzie) to 380 THB do podziału na 4 os = daje 95 THB. Szybki check-in (oczywiście poinformowaliśmy wcześniej obsługę hostelu o tym, że przyjedziemy w środku nocy), zostawiamy torby i idziemy w miasto na krótki spacer zobaczyć trochę China Town

<miałam nowy aparat, więc całkowicie zapomniałam o przestawieniu daty, więc godzina na zdjęciach jest cały czas zła>




Rozsądek podpowiada, żeby kłaść się spać, więc grzecznie wracamy do hostelu, niestety jet lag ma dla nas inne plany, pomimo zmęczenia, mamy problemy z zaśnięciem (na szczęście trochę udało się pospać w samolocie). Po kilku godzinach snu trzeba wstawać, o dziwo energia nas nie opuszcza.

Zwiedzanie zaczynamy od świątyni złotego buddy (40 THB):



Łapiemy łódkę do centrum (40 THB). I tutaj należy bardzo uważać: nie dajcie się nabrać kierowcy tuk tuka, który mówi że zawiezie was za 20THB od osoby na przystań, bo jeśli b. dokładnie nie powiecie/określicie do której przystani chcecie się dostać, na 99% koleś wywiezie was do prywatnej przystani skąd będziecie mogli złapać łódkę, tylko nie za >40 THB, ale za 500 THB od osoby (!!). Na temat jakie łódki i skąd je łapać najlepiej poczytać w przewodnikach np. w LP.



W drodze do Wielkiego Pałacu, jemy śniadanko (Pad Thai w ulicznym barze za 50THB, bilet wstępu 500THB). Obowiązuje strój zakrywający kolana i łokcie (jeśli nie posiadamy takowego ze sobą, można wypożyczyć pod zastaw ubrania w budynku po prawej od wejścia). Sam kompleks przepiękny, przepych na każdym kroku.

_________________

mini Angkor Wat (prawdziwy zobaczymy już za kilka dni)






Następnie łapiemy autobus miejski nr 70 do Dusit za 13 THB. Naszym celem jest pałac Vimanmek, do którego wejście jest za free jeśli posiada się bilet do Wielkiego Pałacu. Tam również obowiązuje strój formalny – paradoks, nie chcieli mnie wpuścić, ponieważ dla Pani stojącej na bramce moja spódnica okazała się „za bardzo prześwitująca” (nie ma możliwości wypożyczenia chusty, można tylko takową kupić w sklepiku, a ja jako zawzięta osóbka mówię stanowcze nie), dziewczyny idą więc same, ja zostaje, zwiedzam okoliczne budyneczki, a później zamiana – cel osiągnięty W środku pałacu nie można robić żadnych zdjęć - tylko z zewnątrz, WSZYSTKIE rzeczy (b. małe torebki, telefony …) trzeba zostawić w szafkach (20 THB).

_________________

Obieramy kierunek Golden Mount (wejście 20THB). Po drodze spragnione zachodzimy do 7eleven, ale niestety prohibicja jeszcze trwa , dlatego najpierw zwiedzanie, a dopiero potem odpoczynek przy piwku

Portrety króla i królowej na każdym kroku:






Panorama z Góry:


Widok na Górę z dołu:



Nasz mini obiad: przekąski na patyku za 10THB/szt. + piwko z 7eleven za 53 THB za dużego Changa mniam mmmm


Pomnik demokracji, który mijamy w drodze na Khao Sam Road

_________________

W końcu docieramy do Khao Sam Road. Pierwsze wrażenia: miejsce zdominowane przez turystów, po obu stronach drogi stoiska z jedzeniem, straganiki z ciuchami i pamiątkami, ulica tętni życiem, z pubów wydobywa się muzyka.







Odchodzimy trochę i łapiemy tuk tuka na dworzec Hua Lamphong <180 THB/4os = 45 THB> (następnego dnia musimy złapać pociąg o 5:55 do Aranyaprathet, więc chcemy sobie wszystko obczaić- stację, trasę itp.)
Po drodze widzimy Wielką Huśtawkę


Szybkie odświeżenie w pokoju i znowu idziemy na spacer po China Town (tym razem tylko we dwie, bo dziewczyny były za bardzo zmęczone). Postanawiamy coś zjeść i wypić sobie piwko: nudle 70 THB + duży Chang z 7eleven 53 THB





cdn

_________________

miło się ogląda - wspomnienia wracają. Niestety datownik psuje zdjęcia.

czekam na więcej;)

_________________

Tym razem terapia w postaci 2 Changów i 1 Tajgera okazuje się skuteczna – zasypiamy niemal od razu. Ale, żeby za pięknie nie było pobudka ok. 4 – trzeba przecież ogarnąć się przed podróżą i dostać się na dworzec.

Day 4
Podróż do Kambodży

Jak wyglądała nasza przygoda, czyli trasa BKK - Siem Reap, opisałam tutaj:
viewtopic.php?f=136&t=35483&hilit=siem+reap&start=20

Przejdźmy więc dalej. Ok. 17 jesteśmy już zameldowane w hostelu. Szybka kąpiel i idziemy zobaczyć miasto i coś zjeść (przekąski z 7eleven na długo nie starczyły). Z organizacyjnych rzeczy to od razu po przyjeździe ogarniamy sobie tuk tuka na następny dzień – idziemy trochę na łatwiznę, bo bierzemy tego z hostelu - 12$/4 osoby = 3$. Na mieście nie da się przejść w spokoju, żeby nie być zaczepionym przez kierowców, idziemy i słyszymy tylko „tuk, tuk?” – wybór jest duży, co daje pole do manewru jeśli chodzi o negocjacje ceny.



przykładowe menu:



pyszności


Docieramy do Night Marketu i idziemy na mały rekonesans (4 dziewczyny w końcu, nie ma co się dziwić). Wychodzimy z koszulkami za 2$. Zakupy w takim miejscu nie należą do przyjemnych, nie da się przejść obok stanowiska, żeby nie zostać zaczepionym przez sprzedawczynie, a jak tylko staniesz na chwilę, to już jesteś stracony – nagabywanie osiąga wtedy chyba punkt kulminacyjny. No cóż trzeba się do tego przyzwyczaić i najzwyklej ignorować zaczepki. W porównaniu do Tajlandii, Kambodża wypada znacznie gorzej w tym temacie – ludzie są bardziej męczący, nie wystarczy powiedzieć „no”, żeby zostawili Cię w spokoju – ale znowu nie powinno to chyba nikogo dziwić, biedę widać na każdym kroku.

*płacić można $, ale resztę wydają już w rielch kambodżańskich
*ważne, żeby $ nie były za stare i za bardzo zniszczone/ pomazane/przedarte (!), bo nie chcą ich przyjmować

_________________

Day 5
Angkor Wat – małe kółko

Przed wyjazdem znajomi, którzy były w Kambodży powiedzieli nam, żebyśmy zaczęły zwiedzać kompleks Angkoru odwrotnie do ruchu wskazówek zegarka, dzięki czemu unikniemy aż takich tłumów. Tak też zrobiłyśmy, ludzi było mniej, czasem nawet byłyśmy same, ale oczywiście nie dało się uniknąć tłoku w pewnych momentach.

Świątynie robią wrażenie, zwłaszcza jak się je zwiedza, a w koło żadnych innych turystów. My ustaliłyśmy, że przeznaczymy na nie 2 dni, kupiłyśmy więc bilet 3 dniowy za 40$ (1 dniowy jest za 20$, więc wychodzi na to samo). Niestety jest to dość męczące – wysoka temperatura, pokonujesz mnóstwo wysokich schodów, żeby dostać się do "środka", czasem napotykasz na tłum japońskich/chińskich turystów tak, że ledwo masz jak przejść, no i co tu dużo mówić, wszędzie wkoło kamienie – patrzysz do przodu: kamienie, patrzysz w lewo: kamienie, patrzysz w prawo – … kamienie.

Po pewnym czasie świątynie stają się monotonne – pomimo, że każda jest inna, ty masz wrażenie, że już to widziałeś. Po dniu miałyśmy dość kamieni, więc postanowiłyśmy, że jutro pojedziemy na pływające wioski (żeby odpocząć od tych kamieni), a do zwiedzania Angkor Watu wrócimy po jutrze.

Jak wygląda zwiedzanie świątyń: jeśli nie masz żadnych życzeń co do zwiedzania, najprawdopodobniej kierowca zadecyduje za ciebie i będziesz zwiedzał tak jak reszta nieświadomych turystów. Jeśli masz swoją koncepcję trasy, wystarczy ustalić to wcześniej – tak jak my to zrobiłyśmy. Nas kierowca zostawiał przy wejściu do świątyni, a potem czekał na nas po drugiej stronie, tak żebyśmy nie musiały się wracać.

Pierwszego dnia robimy tzw. małe kółko:
- pobudka bardzo wcześnie rano, ponieważ chcemy pojechać na wschód słońca do Angkor Wat (nie zwiedzamy tej świątyni w środku)
- Sras Srang
- Banteay Kdel
-Ta Prom
-Ta Keo (tylko z zewnątrz)
- Thommanom
- Chau Say Thevoda
-Bayon
-Baphuon (tu obowiązuje strój formalny)
- Terrace of The Leper King
- Terrace of The Elephants

Tego chyba nie muszę podpisywać


Banteay Kdel


Ta Prom (jeśli chodzi o tą świątynie, to chyba najczęściej fotografowane jest wielkie drzewo, które urosło na jednej z budowli)


Ciężki sprzęt budowlany w dżungli


Na każdym kroku można zobaczyć żebrzące dzieci:

_________________

Ta Keo - tylko z zewnątrz, bo świątynia akurat była w trakcie odnowy


Thommanom


Chau Say Thevoda


Ciekawostka: w dżungli rośnie taka roślinka (niestety nie wiem jak ona się nazywa), która chowa się jak tylko się ją dotknie. Zabawy miałyśmy co nie miara
przed dotknięciem:


po dotknięciu:


Bayon (świątynia charakterystyczna ze względu na głowy wyryte na murach)



Baphuon (żeby wejść do środka trzeba zakryć ramiona i kolana, nie ma opcji na wypożyczenie stroju)


Terrace of The Leper King


Terrace of The Elephants

_________________

ta roślina to prawdopodobnie Mimoza wstydliwa (Mimosa pudica)

_________________
Relacje na forum: Izrael | Tajlandia | Korea Południowa | Grecja | Portugalia | Teneryfa i Gran Canaria | Palau
Zapraszam na bloga: olus blog

Wracamy do SR. Po całym dniu chodzenia idziemy na masaż stópek (1$ - tylko nie pamiętam jak to dokładnie było, bo coś tam wytargowałyśmy, chyba nie 30 min, tylko 1h ), no i oczywiście nadszedł czas na pyszne jedzonko i piwko


Pub street (takie mini Khao Sam Road, tylko w Kambodży)


Co jak co, ale elektryków muszą mieć tam niezłych, skoro umieją odnaleźć usterkę w tej plątaninie kabli




Rekordzista jakiego widziałyśmy jechał z dorosłym pasażerem + dwa duże rowery, oprócz tego naliczyłyśmy chyba raz z 5 osób na jednym skuterze – dwie dorosłe + troje dzieci


dragon fruit

na targu



kolejny spacerek

_________________

Day 6
Floating village

Poprzedniego dnia ogarnęłyśmy sobie wycieczkę na pływające wioski (12$). Rano śniadanko:


A my narzekamy na nasze drogi


Pozwolili mi nawet pokierować łodzią przez większą część drogi. Dla mnie mega frajda

_________________

Oczywiście nie mogło się obyć bez wizyty w sklepie z pamiątkami. Prawie na każdy kroku widać bardzo silne nastawienie na turystów


Gdzie można było też zobaczyć (a nawet i zjeść) krokodyla


„Przedsiębiorczy” chłopczyk - za 1$ można było potrzymać żółwika na sznurku – biedne zwierzę


Tym razem "młody biznesmen" ma dwóch wspólników - ta sama sytuacja co wyżej, tylko z wężem


Jeśli chodzi o moje wrażenia z pływających wiosek: fajnie było podglądać jak ludzie przystosowali się do warunków życia na wodzie. Rzeczywistość którą tam widzimy jest tak odmienna od tej naszej.

Wracając znowu podglądamy życie tubylców.

_________________

Docieramy z powrotem do SR, A że mamy do dyspozycji jeszcze pół dnia postanawiamy wypożyczyć rowerki (1$) i pojeździć po okolicy, żeby jeszcze bardziej przyjrzeć się kambodżańskiej codzienności.

_________________

Day 7
Angkor Wat – duże kółko

I znowu zwiedzamy świątynie przeciwnie do ruchu wskazówek zegara:
- zaczynamy od najsłynniejszego Angkor Watu (żeby wejść do środka trzeba mieć strój „formalny”)
- Pre Rup
- East Mebon
- Ta Som
- Neak Pean
- Preah Khan





Najbardziej charakterystyczny element z całego kompleksu (widok na jedną z wież z środkowego dziedzińca)


Pre Rup





East Mebon

_________________