Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 56 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3
Autor Wiadomość
#41 PostWysłany: 07 Maj 2017 21:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 01 Mar 2011
Posty: 152
:D
dla mnie super opis, szczególnie te pierwsze części, można się trochę pośmiać,
dawaj dalej w tym samym stylu oczywicie
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wczasy na Rodos: tydzień w hotelu z wyżywieniem za 1840 PLN (wylot z Krakowa) Wczasy na Rodos: tydzień w hotelu z wyżywieniem za 1840 PLN (wylot z Krakowa)
Zbiór tanich lotów Ryanair od 118 PLN! Tylko świetne kierunki: Włochy, Chorwacja i Grecja z polskich miast Zbiór tanich lotów Ryanair od 118 PLN! Tylko świetne kierunki: Włochy, Chorwacja i Grecja z polskich miast
#42 PostWysłany: 09 Maj 2017 20:51 

Rejestracja: 26 Sie 2016
Posty: 77
Powoli opuszczamy Samui. Do opisania pozostała jeszcze wycieczka do parku narodowego Ang Thong. Ale... jak tak oglądam te zdjęcia, to nie ma w nich nic, czego nie zobaczylibyście po wyszukaniu w googlach w/w frazy, czy też po przejrzeniu tego na niniejszym forum... Zamiast więc kolejnej porcji widoczków i opowiadania o tym jak długo trzeba maszerować i jak bardzo się trzeba napocić, żeby te widoczki pooglądać, wrzucam obiecany wcześniej wpis o Chińczykach. Zasłużyli.

Wiecie, ja nie jestem rasistą. Nigdy nie byłem... Jak widzę Araba w autobusie, to nie patrzę na niego nerwowo czy się nie wysadzi na następnym przystanku. Widząc Murzyna nie myślę o tym, ile bawełny zbiera z kwintala. Widząc tłustego człowieka, nie myślę z którego stanu USA pochodzi. Widząc pijaka, nie próbuję zagadywać po rosyjsku. Widząc Chińczyka również nie miałem żadnych uprzedzeń. Ale ja mam wrażenie po tym wyjeździe, że uprzedzenia i stereotypy nie biorą się znikąd. One pochodzą z ludzkich doświadczeń.

Kto mieszka w bloku ten pewnie zna temat. Kto nie mieszka w bloku – niech uruchamia wyobraźnię.
Wyobraź sobie, że masz swoje malutkie M2 i za ścianą przemiłą, siedemdziesiąciopięcioletnią sąsiadkę. Pani Pelagia taka. Pani Pelagia w wolnych chwilach, a tak się składa że od przejścia na emeryturę, ma tych chwil nieskończoną ilość, słucha radia. O tak, TEGO radia. Ponadto, żeby nie umknęło jej coś istotnego, ogląda również telewizję. Jest fanką brazylijsko-wenezuelskich seriali i teleekspresu. W związku z powyższym, włącza te urządzenia już po porannej mszy na którą codziennie uczęszcza o 6 rano, a wyłącza je... otóż nie wyłącza bo wiecznie przysypia wieczorem przed telewizorem. Pani Pelagia ma również telefon, na który regularnie dzwoni ktoś z rodziny, by sprawdzić czy szanowna nestorka rodu była łaskawa wreszcie kopnąć w kalendarz i zwolnić mieszkanie. Czy ja wspomniałem, że pani Pelagia jest przygłuchawa? Wyobraźcie więc sobie, że jest. I to radio i telewizor cały dzień natenetegesowują na pełen regulator. I ona też drze się do telefonu.
Ponadto pani Pelagia, ponieważ mieszka samotnie (a dzieci i wnuki zaglądają do niej tylko jak mają urodziny, żeby dostać kopertę z prezentem, no i by sprawdzić czy może jednak już umarła ku radości spadkobierców) aby zapewnić sobie jakieś towarzystwo i nie oszaleć z samotności i zgryzoty, zakupiła w lokalnym sklepie zoologicznym papugę. I kanarka. A potem stwierdziła że smutno im będzie tak samotnie, więc kupiła jeszcze po jednej sztuce żeby były parki. I te papugi i kanarki skrzeczą, śpiewają i ćwierkają do siebie. Od mniej więcej pory porannej mszy bo tuż przed wyjściem, pani Pelagia zdejmuje im z klatek kocyki. Z racji że ptaki robią trochę hałasu, a pani Pelagia jednak chce wiedzieć co się na świecie dzieje, podkręca jeszcze głośniej, już drące się radio i telewizor. Aha, i jeszcze psa ma, Maciusia. Taki mały wyrfel marki podpłotnik zjadliwy, który szczeka za każdym razem gdy ktoś tupie na klatce schodowej. Czujecie już ten klimat?
No i teraz jakaś nieznana i niezatrzymywalna siła (pradopodobnie również złośliwa) wkłada Was tuż za ścianę waszego bezpiecznego M2 i sadza przy stole u Pani Pelagii. I musicie tam siedzieć przez 2 godziny. Poza całym zoo które śpiewaszczekaćwiekaskrzeczy i słuchaniem ojczenasziprzekażciedatki, macie jeszcze do dyspozycji przeurocze historie Pani Pelagii, w których możecie zagłębić się w zgryzoty osoby posiadającej halluksy, poznać szczegóły życia z hemoroidami i dowiedzieć się jak trudno jest jeść makowca nie mając zębów.

Mniej więcej podobne emocje wzbudziła we mnie przejażdżka busikiem, wiozącym nas i grupę chińskich "dam" na w/w wycieczkę do w/w parku. Jezusie Nazareński, nie wiedziałem że ludzie potrafią narobić takiego hałasu, rabanu i tumultu. Jedna przez drugą, a która głośniej, a która rzuci bardziej wku**iającą sylabą, drylującą europejskie ucho, a której się uda tak nachylić na steranym człowiekiem, żeby mu poziom decybeli wypierniczyć w kosmosy tuż przy uchu... I tak non stop, od porannej mszy do ciemnej nocy... Znaczy od wejścia do busa i zaokrętowania na stateczku (tu już było luźniej, więc nie były aż tak irytujące).
Nieco wcześniej, konkretnie na samym początku naszego wyjazdu, jeszcze na lotnisku w Wawie, w kolejce przed nami, stali Chińczycy (o czym wspominałem). Otóż tam narobili wiochy, kiedy ich bagaże były wypakowane ponad wszelkie normy i musieli je przepakowywać między sobią i z bagaży podręcznych do rejestowwanych lub w drugą stronę żeby wszystko się zgadzało. Fruwały kiecki, majtki, chińskie zupki, kokardy, wachlarze, no dramat jakiś... W ogóle, jak można przedobrzyć z bagażem mając do dyspozycji 30+7 kg?!
Chwilę później kolejny komediodramat, kiedy dziecko lat 5, made in China, ciągnie walizkę na kółkach (też made in China) upakowaną po brzegi majtkami, koszulkami, chińskimi zupkami, kokardami i wachlarzami, a waliza ta jest większa niż owo dziecko. Pracownica linii prowadząca boarding delikatnie pani mamie pięciolatka grzecznie tłumaczy, że chyba tu komuś się coś pokiełbasiło, względnie posajgonkowało, a ta w ryk, że to dziecko i ono ma swoje rzeczy i że tyle tego jest i w ogóle co sie pani czepia... Dziecko oczywiście w międzyczasie biega między ludźmi, prawie włazi do nieswojego rękawa, obsługa za nim goni, matka się drze, stewki już widać że płoną, a ludzie czekają w kolejce aż kryzys międzynarodowy zostanie zażegnany... Normalnie lepiej niż u Fredry. Tylko że naprawdę..
Jeśli w jakimś miejscu (na ten przykład w Pałacu Królewskim w Bangkoku) nie można mieć odsłoniętych ramion i gołych kolan, to ten kto ma odsłonięte ramiona i kolana, jest na 90% Chińczykiem. I na 100% drze mordę tak, żeby na pewno wszystkie 450 osób będących w zasięgu słuchu go dokładnie usłyszały mimo, że wrzeszczy do swoich kolegów/koleżanek, stojących przed nim i pozujących do fotografii. A jak dostanie metalową anteną z rybą na końcu po łydkach i dostanie opieprz od przewodniczki, to jest wielce zdziwony...
Ponadto, jeśli na łodzi typu longboat jest usadzonych 50 osób, ramię w ramię, pośladek w pośladek i nóżka w nóżkę, to jeśli siedzi obok Was Chińczyk, jest duża szansa że zechce napluć Wam na stopę. Takim soczystym, wyciągniętym z samych głębi trzewi, zielonym galaretkiem. Yummi!
Oh, ale oczywiście, żeby nie było, że to zawsze chamstwo i prostactwo - Chinki są eleganckie. Nawet na entym poziomie parku narodowego. Na trasie którą zwykli ludzie przechodzą w butach trekingowych. Na śliskich kamieniach i gałęziach. Chinka będzie tamtędy szła w kwiatowokolorowej kiecuszce, w buciczkach z cekinami. Na obciasie. Serio.

Image

No i tyle o Chińczykach. Tak jak mówiłem – zasłużyli na oddzielny wpis. Tak samo jak Hitler zasłużył na swoje miejsce w historii. Nikt przecież nie powiedział, że jest to chwalebne miejsce...
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#43 PostWysłany: 11 Maj 2017 21:17 

Rejestracja: 26 Sie 2016
Posty: 77
Kończymy naszą przygodę na rajskich wyspach. Spędziliśmy tutaj piękny tydzień. Ale mimo że to już ostatni dzień, to jeszcze jedna atrakcja przed nami – niedzielny targ na Lamai. Jeszcze koło południa śmigaliśmy tutaj skuterkiem. Minęliśmy parę samochodów z których zrzucano konstrukcje straganów ale naprawdę nie spodziewaliśmy się tego, co zastaniemy później... A co było później? Droga zamknięta i zamieniona w targowisko typu tramwaj (znaczy że takie długie). I tłum. Sprzedawców, kupujących, turystów.

Image

Cały targ bardzo mocno energetyczny :D

Image

A co tu można kupić? Ano w zasadzie, co tylko by Wam na myśl mogło przyjść. Szwarc, mydło i powidło. O proszę, tutaj jest mydło na ten przykład. Swoją drogą – przecudowna robota. Ręcznie dłubane kolorowe mydełka

Image

Oczywiście są również słynne zegarki. Rolexy, Pateki, Festiny, co tylko dusza zapragnie. W cenach szalenie atrakcyjnych i jakości porównywalnej do tych odpustowych zegarków za 15 złotych z dumnym napisem Casio.

Image

Są również rzeczy typu "coś z niczego". I tutaj się naprawdę zachwyciłem

Image

To co widzicie na powyższym zdjęciu to zabawki zrobione... ze śmieci. Konkretnie z puszek. Samolociki, samochodziki i inne maszynki, wycinane z cienkiej blachy – moim zdaniem małe dzieła sztuki.

Image

Odzieży również nie brakuje. Poza wszelkimi koszulkami z napisem "I love Thailand", dżinsami i inną konfekcją, zaopatrzymy się tutaj również w markowe majtasy za równowartość 10 złotych.

Image

A garnitury polecają... No sami zobaczcie kto :D Prawa autorskie? Copyrighty? A na co to komu! Tutaj nawet lokalny krawiec może się zareklamować jak mu pasuje :D

Image

Szukacie lokalnych przypraw? Całe stosy!

Image

Naczynia? Są. I to akurat jest coś, co bardzo chciałbym mieć ale nie mam, bo kosztowało krocie i było ciężkie, więc bagaż by ich nie przyjął. Chodzi konkretnie o naczynia z drewna mango w których się zakochałem. I które jeszcze przywiozę przy innej okazji...

Image

No i oczywiście, wśród tego całego galimatiasu zakupowego, kiedy już zgłodniejemy to odchodzimy na jedną z uliczek przecinających powyższy targ. I wstępujemy w rzekę ludzi szukających żarcia :D A co tu można zjeść – zapytacie. A na co macie ochotę? :D

Szaszłyka? Proszę bardzo!

Image

Może jakieś owoce morza? Ośmiorniczkę?

Image

A może muszelki?

Image

Albo coś w paniereczce? Krewety w tempurze mogą być?

Image

Mięso z kraba? Na miejscu gotowane i obierane przez panie obieraczki? Się robi!

Image

Tajska klasyka czyli padthai? No jakżeby miało go zabraknąć?

Image

Albo chcenie tej totalnie odjechanej egzotyki? Jest! I to po polsku! Magia! :D

Image

To może deser wreszcie? Ciasteczko?

Image

Czy lepiej słynne tajskie lody?

Image

Oczywiście, zjecie tu też mango sticky rice, pizzę, czy ziemniaka z nadzieniem. Oczywiste, prawda? :D Z głodu tutaj nie da się zejść.

Tak, targ na Lamai to jest przeżycie. Totalna ciasnota, gwar, mnóstwo kolorów i zapachów, coś czego nie można pominąć będąc tam. No i jeszcze ważne info – taksówkarze i songthawarze chętniej negocjują ceny – w końcu to dla nich żniwa ;)
Góra
 Profil Relacje PM off
6 ludzi lubi ten post.
 
      
#44 PostWysłany: 22 Maj 2017 07:59 

Rejestracja: 11 Lut 2017
Posty: 22
Loty: 48
Kilometry: 128 885
Wielka szkoda, że tak nagle relacja się ucięła.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#45 PostWysłany: 22 Maj 2017 11:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26 Lis 2014
Posty: 62
właśnie! wielka szkoda :roll:
uprasza się autora o dokończenie bo czyta się super i na nowo zaczęłam pragnąć pojechać do Tajlandii :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#46 PostWysłany: 22 Maj 2017 13:17 

Rejestracja: 26 Sie 2016
Posty: 77
Czasu ostatnio mało, a roboty dużo. Ale do końca tygodnia postaram się znaleźć chwilę czasu żeby skrobnąć dalszy ciąg. Także cierpliwości ;-)
Góra
 Profil Relacje PM off
aniqa lubi ten post.
 
      
#47 PostWysłany: 22 Maj 2017 13:19 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 24 Sie 2010
Posty: 4829
Loty: 309
Kilometry: 516 019
Ostrzeżenia: 1
HON fly4free
ukonczysz, wydrukuje, w folie oprawie i nabije adnotacje "do pilnej realizacji" :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#48 PostWysłany: 22 Maj 2017 17:10 

Rejestracja: 26 Sie 2016
Posty: 77
correos to dla mnie też jeden egzemplarz poproszę :D
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#49 PostWysłany: 25 Maj 2017 18:12 

Rejestracja: 26 Sie 2016
Posty: 77
Trochę przerwa się zrobiła w tym tasiemcu... Niestety roboty było mnóstwo, a czasu mało. Ale już jedziemy dalej. I coraz wyraźniej widać koniec ;)


Wracamy do Bangkoku. Żegnamy wyspy ostatnim rachunkiem za taksówkę - z jednego końca wyspy na drugi wołali sobie 600 BHT, ostatecznie stanęło na 400. W ogóle to z duszą na ramieniu wyjeżdżaliśmy, ponieważ umówiliśmy się z taryfiarzem dzień wcześniej, bo na przystani trzeba było być o 7. A przed 7 w poprzednie dni, żadnego na pobliskim postoju nie widziałem. Trochę strach był czy nas nie wystawi, ale szczęśliwie czekałrano i dowiózł nas zgodnie z umową.

Na przystani nie ma naszych biletów... Zamówione i zapłacone od ponad pół roku (transfer łączony, zakupiony w Air Asia). Please wait" i "It's OK" to dwa wyrażenia których słuchaliśmy przez jakieś 40 minut nerwowej krzątaniny 4 pań... W dodatku brzydkich co wcale nie poprawiało humoru. Kolejka nas mija, każdy odbiera co ma odebrać i idzie na prom a my stoimy. It's OK, please wait.
I po dobrych 40 minutach pani która nas zapewniała że yts okej, jak gdyby nigdy nic wyjęła nasze bilety spod lady o_O Zmaterializowały się chyba...

Samolot Air Asia to raczej nic niezwykłego – puszka upakowana po brzegi ludźmi, miejsca na nogi nie ma, można sobie kupić jakieś przekąski czy inne napoje.Tania linia, ot co.

Tutaj kawałek Bangkoku z perspektywy odrzutowej konserwy ludzkiej

Image

W Bangkoku mamy jeszcze 3 noclegi w UMA Residence. Hotel fajny – obsługa pomocna, pod drzwiami zawsze stoi taksówka (a taksówkarze nie próbują cię od razu oskubać i bez szemrania włączają taksometr), w środku basen otwarty (ale jako że jest ze wszystkich stron "obudowany hotelem" to mimo że gorąco – woda jest zimna).

Image

Pokój to jest czad :D Wielkie wyro w małym pomieszczeniu. Klima hula, czyściuteńko, mydełka, ręczniczki, co ino wygodnemu podróżnikowi trzeba. Szlafroki też są. I kapcie jednorazowe.

Image

I cud nad cuda – łazienka z oknem... na pokój xD Jak ktoś lubi gołym pitokiem (tudzież cycem – zależnie od tego co tam ma, a jak wiadomo powszechnie, w Tajlandii może to być jedna i ta sama osoba ;) ) poświecić przed współmieszkańcami.

Image

Ale żeby było uczciwie – w okienku jest roleta także ci co nie lubią jednak świecić tym czy tamtym, mogą się odgrodzić wizualnie od reszty świata :)

Dzielnica jakaś mniej ciekawa niż ta w której byliśmy pierwszego dnia. Są budy z jedzeniem ale jakoś tak... za bardzo miejsko, za mało kameralnie jak dla mnie (o ile w Bangkoku w ogóle można mówić o jakiejś kameralności... No sami popatrzcie

Image

Przez te 3 dni które nam zostały, mamy zamiar pooglądać jeszcze trochę Bangkok i skoczyć do Kanchanaburi. Ale w to w kolejnym wrzucie bo dziś dotarliśmy na miejsce późno po południu, jesteśmy wymęczeni, a rano trzeba wstać około 5 rano. Ale już Wam powiem, że warto :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#50 PostWysłany: 28 Maj 2017 11:52 

Rejestracja: 26 Sie 2016
Posty: 77
Jako się rzekło – 5:00 pobudka bo coś około 6:00 powinien odjeżdżać pierwszy autobus z Southern Bus Station w stronę Kanchanburi. Jeszcze dobrze nie wysiedliśmy z taksówki, a już zostaliśmy zaczepieni przez panią. Pani zaczepiła zwrotem:
- Kanchanburi? - i zrobiła tu taki wymyk brwiami połączony z alerbachem za pomocą kącików ust. Czyli że się uśmiechnęła szeroko.
- Uhm – odpowiedzieliśmy inteligentnie z lekka zaskoczeni jej zdolnościami profetycznymi, zwłaszcza że jest przed 6:00 rano.
Dokonaliśmy wymiany 200 BHT na dwa bilety i siedliśmy w busiku jakich wiele (taki sam jak wiózł nas do hotelu na Samui). Sam dworzec mimo śmiertelnie wczesnej pory (wstawać w wakacje przed 9:00? Szaleństwo jakieś...) pełen ludzi.

Image

Można też oczywiście bezproblemowo wciąć jakieś śniadanko

Image

Po jakichś dwóch godzinach jazdy (albo półtorej – nie pamiętam już...) docieramy do Kanchanburi. Ledwie wytoczyliśmy się z "naszego" wozu, a już doskoczył do nas Taj z zapytaniem
- Erawan Waterfalls? Zrobił przy tym salto z pięciokrotnym akslem za pomocą zębów – czyli wyszczerzył kły w uśmiechu.
- Uhm – przytaknęliśmy zszokowani jego domyślnością, zwłaszcza że jeszcze nie było 8:00

Kupiliśmy bilety (50BHT na głowę), zapakowaliśmy się w wehikuł czasu i pognaliśmy w stronę wodospadów.

Image

No i dojechaliśmy do Erawan National Park, którego główną atrakcją są przepięknej urody wodospady

Image

W sumie, jak pewnie wiecie z wielu poprzednich relacji, jest tych wodospadów mnóstwo, a rozłożone są na 7 poziomach. Nie będę dzielić wam że ten na tym poziomie, a tamten na innym. Proszę, wielka garść fotek przed Wami. Woda, bambusy, wodospady, motyle, widoki i małpy (małpy nie dały się złapać w obiektyw niestety ale przysięgam że tam były).



Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Rosną tam też takie dziwolągi typu egzotycznego

Image

Image

Po drodze, gdzieś między 4 a 5 poziomem (czyli tam gdzie już kończy się lekki spacer pod górkę, a zaczyna delikatna wspinaczka) spotykamy takiego małego zdobywcę.

Image

O i takie coś jeszcze... Może ktoś mi powie o co chodzi, bo ja niestety nie wiem... W kilku miejscach, spotkaliśmy drzewa poowijane najczęściej sukienkami. Nieraz stały przy nich buty, wisiały kapelusze, leżały jakieś drobne przedmioty itp. W pierwszym momencie, myślałem że są to rzeczy zagubione lub porzucone przez turystów, no ale jak tu zgubić takie kolorowe kiecki? Potem przyszło na myśl, że to może coś w stylu darów wotywnych... Z daleka wygląda jak sklep z pamiątkami w środku dżungli. Ale do teraz tak naprawdę nie mam pojęcia o co kaman. Ktoś rozjaśni mi umysł? :D

Image

I tak na finał wycieczki po parku – najwyższy poziom.

Image

Generalnie wszędzie w parku, żyją ryby. Wielkie amury i ich mniejsze koleżanki, chociaż chyba z tego samego gatunku (nie wiem, ichtiolog ze mnie żaden). W każdym razie ryby te mają niemiły zwyczaj żywienia się turystami. Wystarczy tylko wejść do wody, żeby w ciągu kilku sekund zostać otoczonym przez chmarę tych małych piranii (szczęśliwie te wielkie amury nie jedzą nowoprzybyłych, już chyba się najadły kimś innym...), które będą obszczypywać każdy kawałek ciała. Pierwsze wrażenie bardzo zaskakujące. I jest to nawet zabawne, kiedy ci ludożercy łaskoczą po stopach, robiąc przy tym darmowy pedikiur. Gorzej kiedy macie (podobnie jak piszący te słowa) pieprzyki na całym ciele, które jak się okazuje, wyglądają bardzo smakowicie dla łuskowatych pływaków... Tak, to trochę boli.

Image

Wracamy do Kanchanburi innym niż poprzednio ale równie kolorowym autobusem (ostatni odjeżdża o 17:00). Autobus, łaskaw był się po drodze zepsuć. Szczęśliwie kierowca, poza tym że był szkolony jako pilot kamikadze (bo nikt inny nie jeździłby w TAKI sposób TYMI drogami), jest również niezłym mechanikiem i już po 20 minutach pauzy, jedziemy dalej.

Image

I na miejscu następuje moment w którym stwierdzamy, że jeszcze trochę czasu mamy i szkoda wracać do Bangkoku. Jedziemy więc jeszcze na most na rzece Kwai. Pierwszy kierowca Song Thawa chce nas zawieźć tam i z powrotem za 200 BHT bez negocjacji, co oznacza że można tę trasę załatwić za co najmniej połowę kwoty, a przy mocniejszym targowaniu pewnie i za 50 BHT. Jako że mi dziś targi nie idą, proszę Ją aby zahaczyła kolejnego drajwera i załatwiła lepszą cenę. Więc podeszła, usłyszała 150 BHT i zgodnie z logiką i moimi naukami (pamiętaj kochanie, pierwsza cena jest zawsze za duża. 2 albo i 3 razy. Więc powiedz połowę tego co usłyszałaś i spotkacie się gdzieś w środku) zgodziła na zaproponowaną kwotę bez szemrania i z wielkim uśmiechem zwycięzcy... Także tego... Ale i tak lepiej to niż 200, nie? :D

A most na rzece Kwai wygląda o tak:
[img]
http://vader.joemonster.org/upload/rad/ ... 2dkwai.jpg[/img]

Można też zobaczyć takie pozostałości z lat dawnych (czytaj: wojennych)

Image

Wracając do miasteczka, robimy jeszcze szybki postój na cmentarzu żołnierzy brytyjskich, poległych podczas II Wojny Światowej

Image

I tak kończymy wypad do Kanchanburi. W Bangkoku jesteśmy późnym wieczorem, przed nami jeszcze jeden pełny dzień, a potem trzeba będzie wracać do domu...
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
 
      
#51 PostWysłany: 05 Cze 2017 17:43 

Rejestracja: 26 Sie 2016
Posty: 77
W Bangkoku można zobaczyć wiele rzeczy. Piękne świątynie, majestatyczne budynki, parki, zaułki, rzekę, sklepiki... Możemy również do woli napatrzeć się, jak wyglądają korki od środka (ja niemiastowy, dla mnie to nowość ;)).

Image

Image

Tak, taksówki niestety grzęzną w nich często i chętnie. Trzeba było jednak skorzystać z tego środka transportu (dobra, wcale nie trzeba było ale chcieliśmy, ok? :>) żeby dostać się na Khao San. Słynna ulica Bangkoku, pełna turystów pijących alkohol i kupujących pamiątki, pomieszanych z lokalsami sprzedającymi pamiątki i alkohol - gwarna, kolorowa, głośna. I powiem Wam – mnie jakoś urzekła. Do tego stopnia, że nie mam ani jednej foty, która by cokolwiek wnosiła do tematu więc musicie mi uwierzyć na słowo :D

Zaglądamy również do Siam Paragon czyli olbrzymiego centrum handlowego. Tutaj bogactwo, przepych i mydełka w kształcie owoców po 150 BHT, które w sklepie przy Khao San, można kupić po 39 BHT. Co kto lubi... Nam niekoniecznie odpowiadał klimat wydawania wielkich pieniędzy (zwłaszcza, że wolne fundusze wyjazdowe niniejszym zakończyły swój żywot wczoraj wieczorem...).
Gdzieś tam, wśród ajfonów i guczczich, można napotkać również takie... coś... Co projektant miał na myśli kiedy tworzył owo... dzieło (?) nie wiem. Ale można tu jakieś dzikie interpretacje zastosować. Pozostawiam je jednak każdemu z Was do indywidualnego rozmyślania ;)

Image

Pędzimy więc przez centrum aby znów złapać taksówkę i udać się tam gdzie gwóźdź programu na dzisiejszy wieczór - 67. piętro Lebua State Tower. Słynny sky bar z Kac Vegas w Bangkoku. Tutaj znów, od samego wyjścia z taksówki, napadają na nas jasnowidze, którzy doskonale wiedzą, gdzie chcemy iść. Chyba poznali po ciuchach, bo naczytawszy się w internetach, uzbroiliśmy się na to wyjście w "odświętne" ubrania. Długie spodnie, pełne buty, noż kultura prima sort.
Dzikie zdziwienie więc wzbudził we mnie gość jadący z nami windą na górę, przyobleczony w sandały typu kuboty, podkoszulkę bez rękawów, jakie uwielbiają amerykańscy rolnicy, pieszczotliwie nazywani "rednecks" i w spodniach krótkich, których głównym elementem były wyszarpane dziury i zwisające skrawki materiału. Ogólnie bardziej przypominał kloszarda niż kogoś, kogo się wpuszcza do w/w baru. A jednak, na górze pan ten robił sobie selfiaki tuż obok mnie, pocącego się w dżinsach i pełnych butach... Widać zasady nie obowiązują tutaj wszystkich. Co i tak nie zmienia wrażeń, a te są totalnie pozytywne!

Generalnie od samej ulicy jesteśmy prowadzeni przez różnych pracowników wprost na dach budynku. Wejście jest "darmowe". Oznacza to, że wystarczy kupić drinka i możemy podziwiać widoki ile tylko chcemy. Drinki wybieramy z karty wręczonej w którymś momencie przez uśmiechniętą panią. Jako wielcy znawcy i miłośnicy drinków, wybieramy najszlachetniejsze pozycje, które przypadkowo również, odznaczają się tym, że są najtańszą pozycją w menu. To dopiero fart! ;) I mimo naprawdę śladowych ilości płynu w szkle, pije się je baaaardzo długo. Tak długo, że drugiego już się w ogóle odechciewa pić. (UWAGA! Cebulowa porada - poza kartą dostępne są również piwa, nieco taniej wychodzi. Oczywiście dowiedzieliśmy się o tym już po zamówieniu tego, co nam podsunięto).

Najdroższe driny mojego życia wyglądały tak:

Image

Drobne 690 BHT. Za sztukę. Bez opłaty serwisowej i podatku. Ale wiecie czemu warto? Temu:

Image

Image

Image

Wystarczy sprytnie wjechać na samo otwarcie (tj. coś koło 17:00) kiedy jeszcze nie ma tam tłumu, a potem patrzeć jak dość niewielki w istocie balkon, zapełnia się turystami żądnymi fotek. I posiedzieć do zachodu słońca. Dla mnie bomba :)
A gdyby ktoś nie był tak zapobiegawczy w kwestii odzienia jak my – nie ma problemu – pod samym budynkiem można wszystko wypożyczyć. Chociaż o ile pamiętam to niewykluczone, że dałoby się całą tę garderobę kupić gdzieś za rogiem w podobnej cenie...

Image


29. marca niniejszym się zakończył, co oznacza że właśnie zaczynamy 30. marca czyli nasz ostatni dzień w Tajlandii.
W ramach zabicia czasu, którego mamy sporo (samolot odlatuje po 21) organizujemy jeszcze szybkie szwendanko po Bangkoku.

Siadamy więc w tramwaj wodny z postanowieniem, że jak coś ciekawego spostrzeżemy to wysiadamy.

Image

W tramwaju można zaobserwować fajny patent. Jak woda bryzga...

Image

...wystarczy złapać za rączkę uwiązaną do tego widocznego powyżej sznureczka, ażeby oczom ukazał się zaawansowany system antyrozbryzgowy:

Image


Jednakowoż bryzganie jest na tyle wszechobecne (a panie biletowe chodzą po burcie, więc powyższy patent im nie pomaga), że łatwo tutaj można prać brudne pieniądze. Potem suszy się je na takich oto drzewach bahtowych, które rosną czasem przy przystaniach

Image

I wiecie co nam się ostatecznie ciekawego ukazało przy tej przejażdżce tramwajem? Wat Arun! Na śmierć zapomniałem, że to taki must see w Bangkoku :D No to zobaczyliśmy – jest odhaczone. Znacznie mniej złota niż na pocztówkach ale moim zdaniem w bieli też jej do twarzy. Może kiedyś wreszcie znikną z niej też te rusztowania...

Image


Gdzieś tam jeszcze po drodze napotykamy na Democracy Monument

Image


I prawda jest taka, że to koniec wycieczki. Podróży powrotnej nie ma co opisywać bo wiele się nie różniła od podróży w tę stronę. Tak podsumowując i przeglądając listę z pierwszego wpisu, to nie widzieliśmy słoni. Nie jechaliśmy na słoniach. Nie karmiliśmy słoni. Nie było na to czasu (bo okazje były, ale po tym co zobaczyliśmy na Samui w "rezerwacie" małp, odechciało się...)
Z miejsc które się w Tajlandii ogląda i odwiedza, nie widzieliśmy Chiang Mai, Pattayi, nie spędziliśmy nocy w rezerwacie słoni w Kanchanburi, nie byliśmy na Koh Lancie, nie zajrzeliśmy do Lumphini Park w Bangkoku, nie zjedliśmy mango sticky rice. Ale powiem Wam – dobrze. Bo jest tam jeszcze mnóstwo miejsc do sprawdzenia i obejrzenia. Jest tam po co wracać. I to będzie (a będzie na pewno!) pierwszy powrót do Tajlandii. I pewnie znów milion kolejnych pierwszych razów ;)

ปลาย

P.S.
Wielkie dzięki dla tych co dotrwali do tego momentu. Mam nadzieję, że nie uważacie czasu poświęconego na czytanie i oglądanie za stracony :)
Góra
 Profil Relacje PM off
14 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#52 PostWysłany: 08 Cze 2017 15:33 

Rejestracja: 13 Lut 2016
Posty: 27
Bardzo fajna relacja - dobrze że czytało :)

Tylko alkoholu mało :lol:
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#53 PostWysłany: 14 Cze 2017 08:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 23 Lip 2013
Posty: 492
Loty: 31
Kilometry: 61 615
niebieski
[Super relacja,wspomnienia wróciły ,pozdrawiam.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#54 PostWysłany: 18 Cze 2017 23:00 

Rejestracja: 07 Wrz 2014
Posty: 54
Panie kolego, a jakieś podsumowanie kosztów by się dało zrobić? :D
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#55 PostWysłany: 26 Cze 2017 17:03 

Rejestracja: 26 Sie 2016
Posty: 77
Tak z grubsza koszty (podaję na osobę) według kursów i przeliczników z dnia zakupu (czyli z dużym wyprzedzeniem). Z racji że kurs dolara w tym czasie brykał jak dziki odyniec po sosnowym młodniku, na dziś dzień te przeliczenia mogą być mocno oderwane od rzeczywistości.

Transporty:
WAW-BKK-WAW - 1705 zł (samolot)
BKK - Koh Tao (pociąg+bus+prom) 205 zł
Koh Tao - Samui (prom) 70 zł
Samui - BKK (prom+bus+samolot) 180 zł

Noclegi:
Bangkok (1. noc) 44 zł
Koh Tao (4 noce) 350 zł
Samui (5 nocy) 450 zł
Bangkok (3 noce) 210 zł

Ubezpieczenie podróżne 185 zł

Czyli twardych kosztów wychodzi 3400zł. A w sumie z jedzeniem, wszelkiej maści pamiątkami (z którymi z perspektywy czasu patrząc, zdrowo przegięliśmy), lodami, zabawami, nurkowaniami, napiwkami i co tam jeszcze trzeba było opłacać, zostawiliśmy w kraju króla Mahy Vajiralongkorna (i po drodze) równo po 6000 zł. Ale tak jak pisałem - nie jechaliśmy na oszczędzanie tylko na wakacje, więc spokojnie ten budżet możnaby okrawać do znacznie drobniejszych pieniędzy :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#56 PostWysłany: 14 Sty 2018 12:34 

Rejestracja: 10 Paź 2014
Posty: 30
Loty: 115
Kilometry: 240 794
jakie temperatury zastaliście w Tajlandii, my też wybieramy się w marcu..
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 56 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 0 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group