Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 56 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3  Następna
Autor Wiadomość
#21 PostWysłany: 21 Kwi 2017 10:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09 Cze 2016
Posty: 605
Loty: 98
Kilometry: 213 250
Dzięki za relację. Za tydzień robimy podobną trasę (BKK -> Tao -> Phangan), więc na pewno się przyda!
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Po najlepsze frytki i czekoladę! Zbiór tanich lotów do Brukseli z polskich miast od 118 PLN Po najlepsze frytki i czekoladę! Zbiór tanich lotów do Brukseli z polskich miast od 118 PLN
Wczasy w Grecji: 7 dni na wyspie Lesbos z all inclusive od 1920 PLN. Wylot z Warszawy Wczasy w Grecji: 7 dni na wyspie Lesbos z all inclusive od 1920 PLN. Wylot z Warszawy
#22 PostWysłany: 23 Kwi 2017 11:41 

Rejestracja: 26 Sie 2016
Posty: 77
Wsiedliśmy w pociąg który zawiezie nas do Chumphon, stamtąd pojedziemy busem na prom i dalej promem na Koh Tao. Pociąg jak pociąg – podobnie do naszego PKP, z tym że fotele są ustawione po dwóch stronach wagonu, parami. Można wygodnie grać w karty we dwójkę, chociaż i po 4 osoby spokojnie usiądą :lol: Z tych foteli, pracownik pociągu składa łóżka – jedno na górze, drugie na dole. Te górne przy zakupie są tańsze, nie tylko przez to, że trzeba się wspinać. Także przez to, że jest tam trochę ciaśniej. Tak to wygląda:

Image

Jeśli więc jedzie się z torbami, to łatwiej je poukładać na dole.
Jeszcze przed odjazdem pociągu przeżywamy pierwszy raz z... panią która z całą pewnością, jeszcze kilka lat temu była panem. Skądinąd sympatyczna... kobieta (?) która jednak całym swoim jestectwem pokazuje, że jest mężczyzną. A o kobiecości świadczą kolczyki, wymalowane paznokcie, dorobione piersi i ta charakterystyczna maniera w głosie... W każdym razie oważ pan(i) proponuje nam kolację, z której jednak nie korzystamy. Kiedy później widzimy przygotowania do tejże kolacji u naszych sąsiadów – nabieram apetytu :D Miejsca które w naszym przypadku już zostały przerobione na łóżka, u wspomnianych sąsiadów zmieniane są w salę jadalną. Między fotelami wkręcany jest całkiem spory stół, na który przynoszone jest jedzenie. Szczęśliwym dla naszych umęczonych głodem żołądków trafem, na przystanku Gdzieś W Tajlandii, przez pociąg przechodzi człowiek, sprzedający jakieś gotowe posiłki za parędziesiąt bahtów. Ryż, trochę mięsą, jajko. Mięsa tyle żeby przykryć ryż. Bez soli, bez przypraw. Fatalne jak dla mnie. Chociaż Ona twierdzi że "nienajgorsze to było". Cóż, są gusta i guściki... Generalnie w pociągu przespaliśmy się co nieco, aby przed 4:30 zostać obudzonym przez pracowników pociągu. I tutaj ukłon dla tajskiej organizacji transportu – panowie na samym początku przeszli po całym składzie pytając kto gdzie wysiada. Dzięki temu wiedzieli kiedy kogo budzić. Wielki plus za takie działanie :)

Do Chumphon docieramy jeszcze ciemną nocą.

Image

Tutaj też, pierwszy raz słyszę co mogą wykrzesać z siebie cykady. Wystarczy odejść 100 metrów od dworca by wejść między drzewa które poprostu krzyczą! Niesamowity efekt, dźwięk który trudno do czegoś porównać i trudno zapomnieć.

Na miejscu, mimo nieludzkiej pory, stoją jakieś budki z jedzeniem i piciem – nie da się tutaj głodować. Jemy śniadanie - tost, jajko, banan, kawa – 120 BHT za porcję o ile dobrze pamiętam.
Po godzinie oczekiwania, pasażerowie są wypędzani do busów, zależnie od dalszego kierunku podróży. Taki oto piętrus wiózł nas:

Image

Tutaj też pierwszy raz daje nam w kość azjatycka klima – mimo wczesnej pory, w środku klima hula na maksa – sweterki wracają z plecaków.

Kierunki rozwożenia ludzi, rozróżniane są po naklejkach, które otrzymaliśmy na miejscu wraz z biletami. Po dojeździe do przystani promowej ta sama sytuacja – zależnie od destynacji, otrzymujemy kolorowe nalepki - Koh Tao różowe, Phanghan niebieskie, Samui – czarne, Nang Yuan – żółte. Bagaże również otrzymują zawieszki w odpowiednim kolorze – nic nie zaginie i nie trafi w złe miejsce. W każdym miejscu w którym jest szansa by się zgubić jest Ktoś, kto pokaże gdzie iść, gdzie czekać, wsiąść itd. I to jest naprawdę miłe i wygodne. Tajska logistyka rządzi!

Image
Fajne tło, c'nie? :D:D:D

Image

No i co najważniejsze – nareszcie widzimy ocean (a przynajmniej jego fragment :P) :D

Image


Na promie, jak przystało na niedoświadczonych podróżników, leziemy tam gdzie będą ładne i nieograniczone niczym widoki – na najwyższy pokład. Jakie są wady tego rozwiązania? Ano ta nieograniczoność właśnie. Słońce i deszcz mają mnóstwo możliwości by się wyszaleć na nierozsądnych podróżnych :D No ale widoki... O takie były :D

Image

Image


Dopływamy wreszcie do przystani w Nang Yuan – jeden z naszych celów na kolejne dni.

Image

Image

I wreszcie Mae Haad – główna przystań na Koh Tao. Jesteśmy na tajskich wyspach :D

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
9 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#23 PostWysłany: 26 Kwi 2017 21:57 

Rejestracja: 26 Sie 2016
Posty: 77
Po dotarciu na przystań, miał nas odebrać człowiek z naszego hotelu – Sairee Cottage Resort. Wśród chyba 30 naganiaczy i czekaczy z różnych miejsc, niestety nie stwierdziliśmy obecności tego który miał na nas czekać... Cała zawartość promu, już popakowała się w song thawy, a my stoimy ja te... palmy (:>) i się rozglądamy... No cóż, trzeba szukać transportu... Ceny jakie sobie na przystani zaśpiewali za dowiezienie na miejsce (ok. 300 BHT) nie napawały optymizmem... Ostatecznie jednak, jeden z kierowców wskazał nam tego naszego :D Jednak czekał, tylko z malućką tabliczką, wciśnięty gdzieś w kąt.
Dygresja organizacyjno-hotelowa Sairee Cottage Resort dostępny był tylko na Agodzie i ma tam dość kosmiczną cenę. Ale wystarczy wejść na bezpośrednią stronkę tegoż resortu (który w internetach występuje jako Sairee Cottage Diving) i powołać się na tamtejsze ceny. I Agoda nam to zaakceptowała, zgodnie z ich gwarancją najniższej ceny.

Głodni i wymęczeni, rzucamy plecaki do naszego bungalowu i idziemy na obiad. Resortowa restauracja jest przyklejona do plaży, dzięki czemu konsumpcja dokonywana jest w bardzo sprzyjających okolicznościach przyrody :D:D:D Co do cen – bardzo turystyczne, nudle w cenach 100-150 BHT, świeży tuńczyk czy kalmar z grilla 300-350 BHT, duży Chang chyba 120 BHT. Mieli też w ofercie żeberka czy inne pizze ale cen już niestety nie pamiętam.

Image

Bungalowy są tutaj umiejscowione w ogrodzie, który wieczorami krzyczy (tak – cykady. Stada cykad. Mogą denerwować, ale ja się w nich zakochałem). O proszę, tak stoją bungalowy w ogrodzie :D

Image

Nasz, jest jednym z położonych najbliżej plaży – o tak wygląda widok na restauracje i plażę z naszego tarasu

Image
A do basenu (z barem!) było jeszcze bliżej:

Image

Pokoik niewielki, z łazienką i klimatyzacją.

Image

Image

Bardzo pomocna obsługa – kiedy przyjechaliśmy, nie działał podgrzewacz wody – jeszcze tego samego dnia został bez mrugnięcia okiem wymieniony. Na miejscu jest również, zgodnie z nazwą, szkoła nurkowania. No i resort położony jest przy takiej promenadzie biegnącej wzdłuż plaży, jest tu więc dostęp do wszystkiego czego można potrzebować na wakacjach. Jedzenie, sklepiki, bary, wypożyczalnia skuterów, apteka, jakaś dyskoteka – wszystko dostępne maksymalnie w 10 minut spaceru. Wszelkie wycieczki można bez problemu załatwić w recepcji (ale to nie jest coś wyjątkowego – w każdym hotelu jest to normą). Moim zdaniem – rewelacyjne miejsce, chyba najlepsze z tych które odwiedziliśmy w Tajlandii.
Aha – jest tutaj również bardzo zaawansowana stacja pogodowa, dzięki czemu zawsze będziemy na bieżąco w tym temacie ;)

Image

Pierwszy dzień w zasadzie upływa nam na powolnym ogarnianiu się na miejscu, spacerkom po miasteczku i plaży. W skrócie - cieszeniu się życiem :D No co tu dużo gadać – sami zobaczcie :)

Image

Image

Image

Image

Idziemy więc spać, bo wrażeń aż nadto. A na jutro mamy już zarezerwowaną wycieczkę ze snurkowaniem. I powiem Wam - będzie się działo :D
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#24 PostWysłany: 27 Kwi 2017 18:46 

Rejestracja: 26 Sie 2016
Posty: 77
Na początek mały aneks do poprzedniego wpisu, dotyczący restauracji przy naszym resorcie. Z racji że lubię jeść (czego podobno jeszcze po mnie nie widać...) fotografowałem chyba wszystko co jedliśmy lub zjeść chcieliśmy. I znalazłem fotę, na której są wspomniane tuńczyki :D Tutaj w cenie nieco wyższej, ale był też dzień kiedy szły po 300 BHT. O i tyle aneksu :D

Image

I jeszcze zanim wczyta się Wam rzeka fotek pod spodem, dygresja techniczno-organizacyjna nr 2.
Otóż na niniejszym forum (a może i na innym... kto to spamięta), ktoś uprzejmie napisał, żeby jadąc do Tajlandii zabrać swoje maski do nurkowania, bo tutaj rafy są blisko plaż, a chcąc kupić tenże sprzęt na miejscu, trzeba się liczyć ze sporymi wydatkami. No więc... rzeczywistość jest taka, że rafy nie są blisko plaż (przynajmniej tych na których przebywaliśmy). Sprzęt więc jest potrzebny tylko kiedy płyniemy na wycieczki snurkowe. A na tych wycieczkach maska i rurka są wliczone w cenę biletu (wypożyczenie oczywiście ;)). No i gdyby ktoś jednak chciał go tutaj kupować, to zestaw maska + rurka to koszt 250 BHT (cena wyściowa, więc pewnie jeszcze parę bahtów można ugrać). Ergo – nie bierzcie z Polski sprzętu do snurkowania – szkoda miejsca w plecaku i pieniędzy (wspominałem, że kupiłem Fachowy Sprzęt Do Snurkowania Który I Tak Mi Przeciekał Taka Jego Mać za 70zł w Polsce? Nie? No to już wspomniałem...). Koniec dygresji.

Drugi dzień na Koh Tao to jeden z kluczowych punktów naszej wyprawy – płyniemy na Koh Nang Yuan. Jest to jeden z przystanków podczas całodziennej wycieczki, której głównym celem jest snurkowanie na okolicznych rafach. Cena – 600 BHT na osobę. W cenie dojazd do i z przystani, miejsce na łodzi, sprzęt do snurkowania, lekki poczęstunek typu owoce, herbatniki, kawa, herbata, woda.
Startujemy pod hotelem o 7:00. Nasz transport dociera punktualnie i jedziemy na przystań.
Taka łajbina nas zabiera z przystani

Image

Na łodzi dowodzi pan, który wygląda idealnie tak jak pan Chow z Kac Vegas. Nie pstryknąłem mu foty ale... po co, skoro zdjęcia pana Chow są w internetach? :P Poza tym PRAWDZIWYM kapitanem tutaj jest ta pani. Jestem pewien, że jakimiś niewidzialnymi dla postronnych metodami, instruowała pana Chowa jak ma sterować...

Image

Plan wycieczki – 4 przystanki w 4 miejscach wokół wyspy. Nang Yuan, Mango Bay, Hin Wong i Shark Bay (być może w nieco innej kolejności ale nie ma to znaczenia – istotne są numery 1 i 4 ;)).

Nang Yuan czyli jedna z najsłynniejszych plaż świata – podczas przypływu (podobno) znika w odmętach oceanu. Nie wiem, zawsze kiedy byłem w pobliżu, plaża akurat była odsłonięta ;)

Tak wygląda Koh Nang Yuan z tych mniej znanych ujęć.

Image

Image

Image

Image

Image

Przy małym pirsie stoją long boaty

Image

A woda ma kolor... o taki jak na zdjęciu :)

Image

Opłata za wejście na wyspę wynosi 100 BHT, nie można tu również wnosić plastikowych butelek – wszystko ląduje w śmietniku jak na lotnisku. Po przejściu "odprawy" oczywiście od razu udajemy się w stronę punktu widokowego, z którego robi się te spektakularne zdjęcia. Jesteśmy dosyć wcześnie, więc nie ma tu jeszcze tłumu. Co nie znaczy, że ludzi jest mało. Widać to tuż przed samym szczytem. O ile cała trasa jest stroma ale raczej "spokojna" jeśli chodzi o poziom trudności (i do tego dosyć krótka), to przy ostatnim poziomie, są to najnormalniejsze skałki, po których trzeba się wdrapać, aby wejść Tam Gdzie Jest Najładniej. Ale da się to zrobić w gumowych Kubotach ;).
Zanim jednak dojdzie do przecudownej sesji fotograficznej, trzeba swoje wystać w kolejce (tutaj dość krótka! Jak wracaliśmy na dół, ludzi było znacznie więcej.

Image

Na górze poza kilkoma osobami strzelającymi foty (bo więcej się nie zmieści) siedzi również pan, robiący zdjęcia z wysokości drzewa. Bo ten pan na drzewie siedzi. I tak strzela do turystów. I wiecie co? Kiedy już zszedłem na dół, mokry od potu i emocji i zobaczyłem zdjęcia które nam zrobił, miałem ochotę tam wrócić i też do niego strzelić. Bynajmniej, nie z aparatu fotograficznego. Zapytasz czytelniku – a cóż ten pracujący w pocie czoła człowiek (i nie pobierający opłat!) ci uczynił, niewdzięczny autorze? Ano nic, zdjęcie tylko....

Image


Tak. Tak właśnie wygląda moja najważniejsza pamiątka z Tajlandii. NIEWYOSTRZONE zdjęcie na tle Koh Nang Yuan.

Szczęśliwie jednak, parę fotek które zrobiłem bez pomocy wyszło całkiem ładnie :D

Image

Image

Później jest jeszcze czas żeby popływać przy plaży z rurką (lub bez, jak kto woli) albo poleżeć na leżakach. I dalej w drogę. Dwa kolejne miejsca postojowe potraktuję w tej relacji raczej zbiorczo – nie wydarzyło się tam nic szczególnego. Ogólnie co można powiedzieć, to że rafa jest przy całej wyspie dosyć wyniszczona, na dnie raczej widać białe szkieleciki korali, gdzieniegdzie trafi się jakiś ukwiał czy jeżowiec. Ryb za to całkiem sporo. O takie rybki były:

Image

Image

Image

Ta panna mi pięknie zapozowała...

Image

...aby za chwilę dziabnąć mnie w palec

Image

Wyspa z perspektywy pasażera łodzi prezentuje się ślicznie – oczy cały czas się pasą na soczystej zieleni kontrastującej z błękitem morza, wszystko upstrzone gdzieniegdzie głazami. Miło popatrzeć :)

Image

Image

Image

Image

Image

Image

I tak sobie pływaliśmy, snurkowaliśmy...

Image

Aż wreszcie, dotarliśmy do Shark Bay. Zatoka nazwę swą wzięła właśnie od rekinów, które tutaj można spotkać (według jednych, bo według drugich rekiny w tej zatoce akurat się nie pojawiają...) I tak podczas tego pływania i podziwiania podwodnego życia, zauważyłem że w jednym miejscu się zakotłowało od ludzi. Gęstwa taka ludzka... Skoro wszyscy są TAM, to czemu ja miałbym też do nich nie dołączyć? I wiecie co? Tutaj powstało chyba najpiękniejsze moje wspomnienie z Tajlandii. Nie widziałem tego jegomościa nigdy wcześniej poza ekranem telewizora. A tutaj mam go na żywo. W ciepłej wodzie. Tak po prostu sobie pływa i się pasie :D Oto on, jedyny i niepowtarzalny żółw morski :D

Image

Image

Image

Coś czego nie spodziewałem się tutaj spotkać. I powiem Wam – przeżycie niezwykłe, trudne do porównania z czymś innym, kiedy płyniesz tuż obok tego majestatycznego zwierzęcia, masz możliwość by go dotknąć, a on zupełnie nie prostestuje. I wiesz, że jest wolny! Nie jest w zoo czy innym cyrku. Prawdziwe dzikie zwierzę :) Mimo tej kotłowaniny dookoła, też przez chwilę poczułem się wolny... :)

Wracając w stronę przystani, obserwujemy powoli zachodzące słońce

Image

I mimo że dzisiaj już było mnóstwo atrakcji, to dzień żegna nas na plaży, przepięknym zachodem słońca.

Image

Image

No dobra... Taki zachmurzony trochę... Ale w gruncie rzeczy ładny przecież, prawda? :D
Góra
 Profil Relacje PM off
11 ludzi lubi ten post.
 
      
#25 PostWysłany: 28 Kwi 2017 11:37 

Rejestracja: 26 Sie 2016
Posty: 77
No i cisza jakaś taka w komentarzach nastała... Ktoś to jeszcze czyta? Czy już się nie produkować? :>
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#26 PostWysłany: 28 Kwi 2017 12:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 08 Sty 2016
Posty: 18
Loty: 142
Kilometry: 293 787
tak, czyta :) jeszcze 3 dni i jedziemy...
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#27 PostWysłany: 28 Kwi 2017 13:03 

Ja czytam!! Proszę o ciąg dalszy!
Doskonała lektura na tę pogodę, która jest za oknem. Masz wspaniały dar pisania, bo zdjęć z Tajlandii widziałam już mnóstwo, ale tutaj są dopełnieniem ciekawie opowiedzianej historii :)
Odbyłam podobną wyprawę w styczniu, trafiliśmy na totalne ulewy przez kilka dni z rzędu i z wysp nic nie skorzystaliśmy. Tym bardziej z zazdrością oglądam Wasze foty, choć przyznam, że to niełatwe, bo aż mnie w środku coś boli, że takie widoki mnie ominęły.
Góra
 PM off  
      
#28 PostWysłany: 28 Kwi 2017 18:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 16 Wrz 2014
Posty: 397
Loty: 62
Kilometry: 131 038
niebieski
Cytuj:
Ergo – nie bierzcie z Polski sprzętu do snurkowania – szkoda miejsca w plecaku i pieniędzy (wspominałem, że kupiłem Fachowy Sprzęt Do Snurkowania Który I Tak Mi Przeciekał Taka Jego Mać za 70zł w Polsce? Nie? No to już wspomniałem...). Koniec dygresji.


Owszem brać ze sobą ale porządny sprzęt który kosztuje min. 200 zł.
Jakość sprzętu na miejscu to kpina :)
_________________
Image

Moje relacje:
Filipiny | Indonezja
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#29 PostWysłany: 29 Kwi 2017 07:57 

Rejestracja: 11 Lut 2017
Posty: 22
Loty: 48
Kilometry: 128 885
Oj czyta, codziennie czekam na dalszy ciąg relacji.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#30 PostWysłany: 29 Kwi 2017 08:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 21 Wrz 2012
Posty: 7695
Loty: 15
Kilometry: 58 252
srebrny
Czuć ten pierwszy raz :D oczywiście na plus.

Odnośnie masek i fajek, brać swoje, sprawdzone wcześniej np. na basenie. ;)
@lapka88 pisze 200pln, za mniej też się da, ale 70pln autora to na maskę może być mało.

Pisz dalej.
_________________
Dancehall Masak-Rah
Junior Stress - Za Mało Cichej Wody W Rzece
ImageImage
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#31 PostWysłany: 29 Kwi 2017 13:09 

Rejestracja: 26 Sie 2016
Posty: 77
-- 29 Kwi 2017 12:11 --

Ja i tak uważam że na dwa dni snurkowania to jednak 70 zeta to zdecydowanie za dużo. Zwłaszcza że te ichniejsze nie ciekły :) Biorę się za dalsze pisanie ;)

-- 29 Kwi 2017 13:09 --

No to lecimy dalej. Tak żeby w czasie wszystko umiejscowić – wczoraj był 19 marca czyli dziś, jak łatwo policzyć, jest 20. marca. Plan na dzień – idziemy nurkować! Koh Tao to mekka nurków. Jakże więc nie spróbować swoich sił?
Nie, nie mamy szkoleń, uprawnień, w życiu nie nurkowaliśmy. Ale taki problem, to nie problem. Wystarczy wykupić imprezę o nazwie Adventure Scuba Diving. Koszt – 2000 BHT od osoby. Całość wygląda tak – z rana szybkie przeszkolenie "na sucho" które w skrócie przygotowuje do tego, jak nie zginąć z tym całym sprzętem będąc pod wodą. Potem szkolenie w basenie, które utrwala wiadomości zdobyte chwilę wcześniej i pozwala przećwiczyć zanurzanie i wynurzanie. A potem już na long boata startującego z "naszej" plaży i na morze.

Image

Cała wycieczka jest zorganizowana tak, że schodzimy wraz z nurkami w trakcie szkolenia, lub pływającymi już na własny rachunek, pod opieką instruktorki, którą ma się na wyłączność. Jej zadaniem i pracą jest nie dopuścić, aby nasza dwójka wróciła w całości z powrotem na ląd. W cenie poza wspomnianym instruktażem mamy oczywiście cały niezbędny sprzęt. Do tego napoje na łodzi (bo long boat dowozi tylko na większą, wygodniejszą jednostkę), owoce, kawa czy herbata. No i jedno zejście pod wodę, do głębokości maksymalnej 12m – zgodnie z miejscowymi przepisami. Poza Nicky (bo tak nasza instruktorka miała na imię) schodzi z nami również fotograf z olbrzymim aparatem z lampami – sprzęt budzący szacunek i pewnie kosztujący tyle co pół tej łodzi...
I właśnie w związku z tym fotografem (a oficjalnie – z przepisami bezpieczeństwa), nie można ze sobą zabrać kamerki. I nie może tego zrobić również nasza Nicky. Pan fotograf też musi zarobić. Ile? Ano 1000 BHT za 10 zdjęć, które wyśle nam na maila. Po zejściu już, kiedy pooglądaliśmy fotki, zrezygnowaliśmy z zakupów. Po pierwsze dlatego, że były takie... no dobre techniczne, owszem, ale niestety mało co na nich było widać ze względu na średnio atrakcyjne otoczenie. Prawda jest taka, że więcej zobaczyliśmy snurkując, niż tutaj na większych głębokościach... A reklamowali się, że mamy szansę na rekina wielorybiego, które się tu pojawiają ;)
Ostatecznie więc, stwierdziliśmy, że po tym jednorazowym zejściu kończymy kariery nurków i na drugim postoju, wracamy do snurkowania. Łącznie odwiedziliśmy tam o ile pamiętam 3 lub 4 miejsca. Niestety, z racji że z wyżej wspomnianych powodów nie zabrałem kamerki – fotek brak :(

Po powrocie do hotelu, wybraliśmy się na miasteczko żeby zabić głód. Dotarliśmy do knajpki 995 Duck (dzięki poleceniu Tripadvisora). I to jest lokal wart polecenia – kaczucha przepyszna. Przy okazji spotkaliśmy tutaj dwóch Polaków, podróżujących po raz któryś po Tajlandii. Oczywiście, tam gdzie się spotka dwóch Polaków (a w tym przypadku czworo) coś się poleje – krew lub alkohol. Umówiliśmy się więc na wieczór żeby wypróbować miejscową whisky (nazywała się Blend, kosztowała 300 BHT w lokalnym markecie, będąc przy tym jedną z najtańszych, z colą i lodem na plaży nad oceanem smakowała wybornie :D)

Na plażach wieczorami odbywają się imprezy typu dyskoteki (mało uczęszczane), koncerty (bardzo uczęszczane) i fire show (jak się idzie plażą to się przez chwilę uczestniczy). Wrzucam więc kilka zdjęć z tego wieczora (i późnego popołudnia) i czekamy na kolejny dzień na Koh Tao :)

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#32 PostWysłany: 29 Kwi 2017 22:37 

Rejestracja: 07 Wrz 2014
Posty: 54
Więcej! Świetna relacja ;d
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#33 PostWysłany: 01 Maj 2017 10:30 

Rejestracja: 26 Sie 2016
Posty: 77
Lecimy dalej. Ponieważ ostatni pełny dzień na Koh Tao spędziliśmy raczej na szwędaniu się tu i tam oraz najnormalniejszym czilowaniu, bez zbędnych słów wrzucam garść fotek. Może tylko z jakimś komentarzem czy dwoma ;)


Uliczki Koh Tao

Image

Image

W Tajlandii przed wejściem do czyjegoś domu, a także do wielu sklepów, należy zdjąć obuwie, co jest oznaką szacunku wobec gospodarza

Image

Hotelowy basen i czilałt na nim wyglądały tak:

Image

A jego główna zaleta wygląda tak:

Image

I robi takie cuda:

Image

Tutaj warto dodać, że słomki są wielorazowe! W resorcie tym nie używa się plastikowych słomek. Moim zdaniem – inicjatywa godna naśladowania, turyści jednak bywają syfiarzami, a dzięki wielorazowym słomkom, nie wala się ten cały plastik po plaży i w oceanie.


Miejscowa fauna udomowiona:

Image

I ta taka bardziej nieujarzmiona. Ale bardzo liczna.

Image

Papu gdzieś na mieście:

Image

I plażowe przekąski przygotowane i serwowane wprost na kocyk ;)

Image


No a sama plaża... O taka ;)

Image

Image


Jutro opuszczamy Koh Tao. Jedno z najpiękniejszych miejsc na tym świecie...

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
 
      
#34 PostWysłany: 02 Maj 2017 09:06 

Rejestracja: 26 Sie 2016
Posty: 77
No to jedziemy na Samui. Jedyny "grubszy" transport, którego nie wykupiliśmy z wyprzedzeniem, to bilety na prom na Samui. Bez problemu załatwiamy temat w recepcji naszego resortu. 600 BHT za osobę. Bagażówka już na nas czeka ;)

Image

Wskakujemy na hotelowego Songthawa (transport w cenie) i do przystani!

Image

Tutaj ten sam widok, który zastaliśmy przy przyjeździe – naganiacze. Ale tym razem mam to udokumentowane :D

Image

Na przystani, przy odbiorze biletów na prom, wykupujemy jeszcze za 150 BHT transport z mariny do hotelu. Co, jak się później okaże, było strzałem w dziesiątkę. Ceny transportu na Samui są KOSMICZNIE wysokie. Poniżej 150 BHT za przewiezienie na odległość mniejszą niż splunięcie, nikt nie zaśpiewa. A najczęściej usłyszymy 200-250 BHT. Przy dobrych targach za 100 wozili, raz chyba nawet udało mi się wyszarpać 150 za dwie osoby. Koszmar. Dlatego właśnie na wyspach, jeśli chce się zwiedzać, należy wynająć skuter. Co też zrobimy, ale dopiero jutro. Aha, taksówki oczywiście są. I mają taksometry. Ale prawdopodobnie nigdy nie były one załączane...
A póki co, wsiadamy w takie oto busiki:

Image

I jedziemy do Crystal Bay Resort, który będzie naszą bazą wypadową przez najbliższe 4 dni. Hotel bardzo przyjemny, czyściutki, ledwo się wychodziło z pokoju to od razu wymieniano ręczniki. Pokój o taki:

Image

Image

Restauracja hotelowa droga. I sam hotel dosyć daleko położony od centrum wszechświata, w promieniu dziesięciominutowego spaceru było może z 5 tańszych lokali. Ale największa zaleta tegoż hotelu to widok. Ponieważ Zatoka Kryształowa jest najpiękniejszą widokówką na Samui. Trudno się chyba nie zgodzić? :D

Image

Image

Image

Witamy na Samui :D :D :D
Góra
 Profil Relacje PM off
9 ludzi lubi ten post.
 
      
#35 PostWysłany: 03 Maj 2017 12:38 

Rejestracja: 26 Sie 2016
Posty: 77
W życiu nie jeździłem na skuterze czy innym motorze. Z jednośladów znam i używam jedynie roweru. Wystarczająca podstawa by nauczyć się jeździć skuterem w warunkach azjatyckich. Przy ichniejszym natężeniu ruchu. I przy ruchu lewostronnym. Mam rację? :D

Opcje były dwie – zaryzykować życiem i jeździć tym motorkiem albo ryzykować, że się wyprztykamy z pieniędzy na taksówki/songthawy. Stanęło na czerwonej hondzie z automatyczną skrzynią, 125 cm sześciennych silnika. Dość żeby nie zwalniać jadąc pod górkę we dwie osoby.

Oczywiście, przed wypożyczeniem tego potwora dróg, obfotagrafowujemy go z każdej strony, na wypadek gyby właściciele chcieli go naprawić za pomocą naszej naiwności. Ostatecznie jednak okazują się zupełnie uczciwi, zapominają zabrać zastawu w postaci paszportu a na koniec płacimy mniej niż było umówione (150 BHT za dzień zamiast 200 BHT). Skuterem śmigaliśmy przez 2 dni, objechaliśmy przez ten czas praktycznie całą wyspę, zaglądając w różne jej zakamarki. Paliwa spaliliśmy przez ten czas za szalone 100 BHT. Aha, paliwo lepiej kupować na stacjach niż to butelkowane – taniej wychodzi.

Image

Dobrze i ekonomicznie jest mieć motorek na wyspach. No i dobre ubezpieczenie, gdyby jednak ruch uliczny okazał się silniejszy niż nasze umiejętności jeździeckie :P Powiem Wam tylko jeszcze w sekrecie, że ze dwa razy wjechałem pod prąd i kilka było przypadków, kiedy to motor prowadził mnie, a nie na odwrót... Stop wariatom drogowym!

Generalnie pierwszy dzień w ruchu pozwala nam odwiedzić kilka różnych świątyń i miejsc kultu (zdjęcia świątynne wymieszane, one naprawdę są do siebie bardzo podobne...)

Image

Image

Oczywiście, w każdej z nich króluje Budda

Image

Image

Image


Budda oczywiście ma zawsze na podorędziu czy to strażnika, czy to znajomka ;)

Image

Image

Poza historyczno-religijnymi statuami, udaje się napotkać coś bardziej współczesnego

Image

W którymś z miejsc napotykamy też stupy (chyba...) czyli groby buddyjskie (prawdopodobnie to były właśnie one).

Image

Będąc już przy nekro-tematach – odwiedzamy również słynnego mnicha z Samui

Image

Oczywiście obowiązkowe fotki na skałach dziadka i babci (Hin Ta i Hin Yai)

Image

Image

Zaglądnęliśmy również na targ w dzielnicy muzułmańskiej – magiczne miejsce, byliśmy tam chyba jedynymi turystami... Tutaj było widać autentyczną Tajlandię (tak myślę przynajmniej ;))

Image

Image

Image

Image

Pięknie jest na Samui :D

Image

A gdyby ktoś chciał – to wciąż jest tu mnóstwo miejsc, które można mieć tylko dla siebie

Image

I nawet na największej plaży czyli Lamai, udaje się zrobić zdjęcie jak z (prawie) bezludnej wyspy. To w ogóle było duże zaskoczenie. W porównaniu do Koh Tao, to tutaj na plażach nieraz było się zupełnie samotnie...

Image

Image

I takie bardzo ładne hasło na koniec tego wrzutu, w ramach mądrości wschodu :)

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
 
      
#36 PostWysłany: 03 Maj 2017 13:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 19 Gru 2012
Posty: 1050
Loty: 271
Kilometry: 540 311
niebieski
Przypomina mi się pierwszy pobyt w Tajlandii, też na Samui, te same miejsca co u Ciebie, też pierwszy raz śmigaliśmy skuterkiem :) No i też bardzo podobała nam się Crystal Bay. Dzięki za relację!
_________________
Relacje na forum: Izrael | Tajlandia | Korea Południowa | Grecja | Portugalia | Teneryfa i Gran Canaria | Palau
Zapraszam na bloga: olus blog
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#37 PostWysłany: 07 Maj 2017 13:17 

Rejestracja: 26 Sie 2016
Posty: 77
Zakończenie dzisiejszego dnia (czyli 23. marca) to Samui Experience. Tysiące pozytywnych komentarzy na tripadvisorze plus obietnica dobrego jedzenia to coś, obok czego nie można przejść obojętnie. Clou imprezy już opisałem w pierwszym wrzucie ale jeszcze raz – impreza to kolacja dla 20 osób, na którą trzeba zrobić wcześniejszą rezerwację. Ludzie z całego świata przy jednym stole, mają okazję posłuchać o kulturze i zwyczajach panujących w Tajlandii, przegryzając przy tym lokalne specjały (których część przygotowujemy sami, oczywiście pod okiem gospodarzy) i zalewając to wszystko pysznymi drinkami i koktajlami. Sam lokal nie jest otwarty na co dzień, impreza organizowana jest 2 razy w tygodniu.
W ramach polskiej gościnności (no przecież nie idzie się w gości z pustymi rękami ;)) i wcześniejszych negocjacji, przybyliśmy z litrem Żubrówki. Tej oryginalnej z trawką. I to było piękne, kiedy na 10 minut, podczas mojego krótkiego opowiadanka, skąd ta wódka się w ogóle wzięła, z Thai Experience zrobił się Polish Experience :P. Ogólne wrażenie – bardzo pozytywne. Claire (brytyjka), nasza gospodyni, świetnie potrafiła zabawić towarzystwo, John (oryginalny Taj) świetnie ją w tym wspierał, a kucharze i barman odwalili swoją robotę koncertowo. Wystrój jakiego nie powstydziłyby się najlepsze restauracje również robił swoje. Cała impreza godna polecenia!

Image

Image

Image

24 marca dalej śmigamy naszym czerwonym potworem po wyspie, zaglądając w różne dziury. Między innymi trafiamy do fabryki pereł

Image

Docieramy też do miejsca, które przed wejściem do środka wydało mi się być fajnym... A potem... Cóż...
Miejsce to nazywa się Samui Monkey Center i byłem przekonany, że to taki azyl dla małp, które czy to odebrano kiepskim hodowcom, czy to z jakichś przyczyn nie poradziłyby sobie w naturze. Faktycznie jednak, to takie bardzo biedne zoo, gdzie zwierzęta są przywiązane łańcuchami do słupów, by mogły wskakiwać turystom na ramiona i żebrać o jedzenie. Poza małpami są też ptaki, i trochę innych zwierząt egzotycznych, których nazw nawet nie znam... Siedzą w ciasnych klatkach i czekają na niewiadomo co... Kiedy zapytałem naszego "przewodnika" czy te zwierzęta, kiedy już podrosną (bo jest tam mnóstwo małpich małolatów) są wypuszczane na wolność, nagle zapomniał że zna angielski...
Niestety, jest to kolejna mordownia zwierząt, nastawiona na wyciąganie pieniędzy z turystów (wejście 300 BHT) zamiast na faktyczne pomaganie. I niestety, chętni do płacenia są. Albo jak my - którzy weszli przez ciekawość i wychodzą wkurzeni, albo jak parka "zwiedzająca" obiekt wraz z nami - typu Seba Wielki Biceps i Dziunia Blondziunia, biegający od kijka do kijka, robiący słodkie foteczki i głaszczących uwięzione małpeczki....

Image

Image

Image

A już szczytem jest ten okropny monkey show...

Image


Wielki minus za to miejsce, nie polecam, więcej bym się tam pojawić nie chciał. Monkey Center opuszczamy naprawdę zdruzgotani i zniesmaczeni.

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
3 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#38 PostWysłany: 07 Maj 2017 20:01 

Rejestracja: 11 Lut 2017
Posty: 22
Loty: 48
Kilometry: 128 885
Kiedy dalszy ciag relacji?, czekam z niecierpliwością. Pozdrowienia
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#39 PostWysłany: 07 Maj 2017 20:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Paź 2012
Posty: 298
Loty: 26
Kilometry: 46 405
niebieski
super relacja!
_________________
Codzien­nie pat­rz na świat, jak­byś oglądał go po raz pierwszy.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#40 PostWysłany: 07 Maj 2017 21:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 22 Sty 2015
Posty: 73
Loty: 70
Kilometry: 132 559
Super relacja!
Fajnie się czyta i wspomina swój wyjazd sprzed 1,5 roku.

Jakby ktoś chciał to tutaj link--> https://baggio777.fly4free.pl/blog/1697/tajlandia-i-kambodza-z-pit-stopem-w-dubaju/
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 56 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group