Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 61 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następna
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 24 Maj 2017 22:32 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Lip 2011
Posty: 764
Loty: 220
Kilometry: 442 694
niebieski
Lilongwe, 27 kwietnia. Dzień pierwszy.

Adriana poznałem przez totalny przypadek. Właśnie przyjechałem do Lilongwe, zameldowałem się na Mabuya Camp i szukałem miejsca gdzie mógłbym zjeść kolację. Tak właśnie trafiłem do Welcome Lodge. Gdybym miał go opisać w dwóch słowach, powiedziałbym: „przejarany mitoman”. Bo takim go właśnie poznałem. Opary marihuany i śmiech, od którego samemu chciało mi się śmiać. Przyjaciel Adriana przedstawił mi go jako wybitnie uzdolnionego artystę, co sam zainteresowany poparł przykładami swoich dokonań na malawijskiej scenie muzycznej. Wbrew pozorom nie był jednak osobą zadufaną w sobie i momentalnie zdobył moją sympatię.



Adrian ze swoją dziewczyną
Image

próba generalna przed koncertem ;)
Image

Adrian zaprosił mnie do siebie, przedstawił swoją dziewczynę, przyniósł gitarę i zaczął grać „Chulu Cha Nchele” – skomponowany przez siebie utwór, który wykonał w połowie po angielsku, a w połowie w języku chichewa. Wiecie jak to jest kiedy słyszycie czyjeś przechwałki.. zazwyczaj bierzecie je jako przejaw wybujałego ego. Adrian był jednak dobry. Czysta barwa głosu i wprawne operowanie strunami. Dlatego kiedy zaproponował mi wycieczkę do Gritah’s Camp – miejsca gdzie miał występować na żywo, nie zastanawiałem się nawet chwili. W końcu jestem pierwszy raz w życiu w Afryce i nowo poznany lokals zaprasza mnie na miejscową potańcówę… Olałem obiad za który już zapłaciłem 3000 Kwacha i pojechaliśmy. Mój nowy kolega zaproponował rowerową taksówkę, do miejsca z którego mieliśmy zabrać się samochodem z jego znajomym. Nie protestowałem. Nigdy w życiu nie jechałem rowerową taksówką. Nie jest to riksza tak popularna w krajach azjatyckich, a zwykły składak z obitym skórą siedziskiem zamontowanym na bagażniku. Dziesięć minut później byliśmy na miejscu. Adrian poprosił mnie, żebym chłopakom zapłacił za podwózkę, bo on zapomniał z domu kasy, ale jak otrzyma wynagrodzenie za występ to mi odda. 600 kwacha to nie majątek. Pancerne drzwi otworzył przyodziany w wojskowy uniform ochroniarz, a naszym oczom ukazała się imponująca willa. Do dzisiaj nie wiem czym zajmuje się znajomy Adriana, że stać go na tak wystawne życie. Wiem tylko, że jest Belgiem, a w domu zastaliśmy jedynie jego córkę z przyjaciółką. Dziewczyny jednak nie mogły nas zawieźć do Gritah’s, bo własnie jechały na zumbę. Zaaproponowały za to, że podwiozą nas do ronda i tak właśnie… wylądowaliśmy w tym samym miejscu, z którego wzięliśmy rowerowe taksówki :D

Mózg Adriana ewidentnie pracował tego dnia na zwolnionych obrotach. „Daj mi chwilę coś wymyślę” (i tu wybucha salwą tego swojego przejaranego śmiechu, co błyskawicznie poprawia mi humor).



rowerowe taksówki są w Malawi niezwykle popularne
Image

malawijski tuk-tuk
Image

Na miejsce dotarliśmy pół godziny później na pokładzie malawijskiego tuk-tuka. Zapłaciłem, bo Adrian jak na gwiazdę sceny muzycznej przystało, nie zawraca sobie głowy tak przyziemnymi sprawami jak wydatki ;) (piszę to z przymróżeniem oka – w żadnym wypadku nie zachowywał się jak zmanierowany celebryta). Gritah’s Camp okazał się być barem położonym na przedmieściach Lilongwe. Niewielkie patio częściowo zadaszone, scena i mała antresola. Przed sceną ustawione kanapy i stoliki, tak aby można było wygodnie cieszyć się muzyką.

I tak po raz pierwszy zetknąłem się z afrykańskim pojmowaniem czasu. Impreza miała zacząć się o 18:00. Kiedy zajechaliśmy na miejsce piętnaście po szóstej, było tylko kilka osób, a instrumenty nawet nie były rozstawione. Zanim wydarzenie rozkręciło się na dobre, wypiliśmy z Adrianem i jego kumplami po kilka piw i pojechaliśmy w piątkę na nocną przejażdżkę po mieście (zmrok w Malawi zapada w zależności od pory roku ,o 17:30-18:30 , więc o 20:00 panują już egipskie ciemności), w czasie której zawitaliśmy na stację benzynową i zaopatrzyliśmy się w butelkę taniego, ale za to paskudnego (coś za coś) malawijskiego ginu, którą do połowy opróżniliśmy w towarzystwie dwóch spotkanych wolontariuszek z Europy, po czym wróciliśmy do Gritah’s Camp. Było po 21:00 i koncert trwał w najlepsze. Gwiazdą wieczoru miał być Adrian, ale był tak pijany i spalony, że totalnie przestał ogarniać temat. Ze sceny za to nie schodził Neil – na oko pięćdziesięcioletni Amerykanin, multiinstrumentalista, który czarował publiczność rewelacyjnymi aranżacjami utworów Boba Dylana.

Akurat wykonywał „You Ain’t Going Nowhere” a mnie ciekawiło, czy śpiewał o sobie – banicie, który porzucił wygodne życie w Stanach i od dwóch lat gra w barach malawijskiej stolicy, roztaczając przed miejscowymi romantyczną wizję amerykańskiego środkowego zachodu połowy lat sześćdziesiątych.

Ps.
Specjalnie dla czytelników F4F, Adrian w swoim szlagierowym kawałku „Chulu Cha Nchele” ;)




Neil
Image

Image

Image

Image

Z lotniska do miasta podrzucił mnie niemiecki misjonarz. Obierał stamtąd Thiago - portugalskiego wolontariusza, którego miał zawieźć do Mozambiku
Image

Mabuya Camp
Image

Afrykańskie godziny szczytu
Image
_________________
Image
Relacja z Malawi


Ostatnio edytowany przez gecko, 20 Sty 2018 16:43, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
34 ludzi lubi ten post.
3 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
Urlop w Turcji: 7 dni w 5* hotelu z ultra all inclusive od 2219 PLN. Wyloty z 5 miast Urlop w Turcji: 7 dni w 5* hotelu z ultra all inclusive od 2219 PLN. Wyloty z 5 miast
Wycieczka do Sri Lanki od 3003 PLN. Loty z 3 miast + 4* noclegi (ze śniadaniami) przy plaży Wycieczka do Sri Lanki od 3003 PLN. Loty z 3 miast + 4* noclegi (ze śniadaniami) przy plaży
#2 PostWysłany: 24 Maj 2017 23:12 
Moderator forum

Rejestracja: 04 Sie 2013
Posty: 1678
Czekałem na tę relację! Zazdroszczę pomysłu
_________________
Tu był link do flightradar
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#3 PostWysłany: 25 Maj 2017 09:22 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Lip 2011
Posty: 764
Loty: 220
Kilometry: 442 694
niebieski
Większość informacji technicznych praktycznych wrzucę w podsumowaniu. W międzyczasie chętnie odpowiem na ewentualne pytania :)
_________________
Image
Relacja z Malawi
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#4 PostWysłany: 25 Maj 2017 09:27 

Rejestracja: 20 Gru 2011
Posty: 3041
złoty
@gecko, zazdroszczę :) Też niecierpliwie czekam na dalszy ciąg.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#5 PostWysłany: 25 Maj 2017 09:53 
Moderator forum
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Kwi 2014
Posty: 4050
Ten Adrian jest naprawdę niezły.
Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg opowieści.
_________________
Ιαπόνκα76
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 25 Maj 2017 10:55 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26 Wrz 2012
Posty: 1509
Loty: 607
Kilometry: 969 740
srebrny
@‌gecko‌
Fantastyczny, naprawdę wciągający początek relacji.
Pojechałeś sam?
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#7 PostWysłany: 25 Maj 2017 12:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Lip 2011
Posty: 764
Loty: 220
Kilometry: 442 694
niebieski
Tak, pojechałem sam :) miło mi, że forma relacji przypadła do gustu :D
_________________
Image
Relacja z Malawi
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#8 PostWysłany: 26 Maj 2017 22:22 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Lip 2011
Posty: 764
Loty: 220
Kilometry: 442 694
niebieski
W drodze do Liwonde, 28 kwietnia. Dzień drugi.

Około szóstej rano obudziło mnie wściekłe ujadanie psów, które dobiegało zza murowanego ogrodzenia Mabuya Camp. Nieśpiesznie zebrałem swoje rzeczy, spakowałem namiot, zamówiłem taksówkę na dziesiątą i poszedłem na śniadanie. W międzyczasie zaczepił mnie malawijski rastaman Mojżesz – Hello my friend! Naszyjniki, bransoletki co tylko zechcesz. Patrz jakie wspaniałe tkaniny! – Pamiątki i tak planowałem kupić w ostatnich dniach mojej podróży, więc z uprzejmości spytałem tylko o cenę. 10 dolarów za tandetnie wyglądającą ozdobę, to jednak zdecydowana przesada. Mojżesz jeszcze chwilę naciskał. Powiedziałem że nie jestem zainteresowany, ale obiecałem kupić coś w ostatnim dniu przed wylotem. Rzuciłem to na odczepne, bo w rzeczywistości nie planowałem wracać do Mabuya Camp. Jednak wielu rzeczy podczas tej podróży nie planowałem i z Mojżeszem ostatecznie się jeszcze zobaczyłem.
Kiedy wracałem ze śniadania zagaił mnie ponownie – My friend… - zaczął konspiracyjnym tonem – Maybe… you wanna get stoned? – Trochę niefortunnie ubrał w słowa swoją propozycję sprzedaży marihuany. Jakoś niejednoznacznie zabrzmiało to w ustach człowieka o biblijnym imieniu ;)
Taksówka przyjechała o umówionym czasie. Podróż na dworzec autobusowy zajęła około pół godziny, bo trafiłem na godziny szczytu. Miałem za to okazję przyjrzeć się miastu, które nawet Lonely Planet opisuje jako punkt tranzytowy, bo zbyt wiele ciekawego nie ma w nim do oglądania. Lilongwe przypominało mi taką typową malawijską wioskę tylko pomnożoną razy sto. Wyjątkiem jest ścisłe centrum gdzie zabudowa stanowi pewną namiastkę europejskiej myśli urbanistycznej.
Lilongwe jest drugą w historii stolicą Malawi. Pierwszą stolicą, wpierw Brytyjskiej Afryki Centralnej, następnie Nyasalandu, a do 1974 także Malawi, było miasto o nazwie Zomba. Obecnie Lilongwe jest stolicą administracyjną, natomiast głównym ośrodkiem handlu i biznesu jest położone na południu Blantyre.

W oczy rzuca się wszechobecny chaos. Na poboczach sprzedawcy trzciny cukrowej i przekąsek podrywają się za każdym razem kiedy auto staje w korku i podchodząc do szyby prezentują swój towar. Wielu ludzi chodzi boso. Kobiety często widzę przyodziane w tradycyjne, kolorowe afrykańskie stroje. Wiele z nich nosi na głowie różnego rodzaju pakunki. Doprawdy niesamowite z jaką gracją potrafią się przechadzać ze skrzynią pomarańczy na głowie, której w ogóle nie trzymają rękoma!
W malawijskich miastach i wioskach zdecydowanie najpopularniejszym zajęciem jest prowadzenie zakładu fryzjerskiego lub… punktu z artykułami do telefonów komórkowych. Są też przybytki, których z oczywistych względów u nas nie ma – np. stoiska, w których za opłatą można naładować baterię w telefonie. Punkty TNM (Telekom Networks Malawi) lub Airtel, ale także zakłady fryzjerskie czy warsztaty samochodowe często noszą zaskakujące (z naszego punktu widzenia) nazwy. Tak więc mijałem warsztat samochodowy „Boże Miłosierdzie”, sklep z elektroniką „Cud Boży” , czy punkt Airtel o nazwie „W Bożym domu”.
Wyobrażacie sobie taką akcję w Polsce? W Złotych Tarasach salon Orange „Zbawienie od Grzechu” :D

W drodze na dworzec w Lilongwe
Image

Image


Dworzec autobusowy w Lilongwe
Image

Image

Dworzec w Lilongwe przypominał zatłoczone wysypisko śmieci. Chaos, hałas i rozgardiasz. Ledwo wysiadłem z taksówki, zostałem otoczony przez busiarzy, a parę sekund później miałem już w kieszeni bilet za 4000 kwacha i siedziałem w autokarze, który miał mnie zawieźć do Liwonde. Autobusy w Afryce to temat na osobną książkę, ale spróbuję streścić istotę tego… hmmm… problemu? :D Autobusy (oraz minibusy, czyli tzw „matola”) nie mają stałych godzin odjazdów (poza „luksusowymi” autokarami AXA, których rozkład jazdy jednak mi nie pasował). Autobus wyjeżdża kiedy się zapełni. Kiedy się zapełni? Tego nikt nie wie, bo to zależy od paru czynników:

1) Trasy, jaką pokonuje
Autobusy kursujące między większymi miastami zapełniają się błyskawicznie. Jako, że moim celem była niewielka osada Liwonde (udawałem się do pobliskiego parku narodowego), to czas oczekiwania siłą rzeczy był dłuższy.

2) Ilości „fejkowych” pasażerów
Busiarze w Malawi (a pewnie nie tylko tam) mają frustrujący sposób zwabiania potencjalnych pasażerów. Mianowicie wsadzają do pojazdu swoich kolegów, którzy mają za zadanie sprawić, że bus będzie wyglądał jakby zaraz miał wyjechać. Ci wychodzą, w miarę jak auto zaczyna zapełniać się „prawdziwymi” podróżnymi, którzy kupili już bilet.

3) Tego co kierowca rozumie przez „autobus jest pełny”
Zazwyczaj oznacza to zajęcie wszystkich miejsc siedzących i zapełnienie korytarza. Zdarzają się przypadki przewozu ludzi na dachu pojazdu (głównie w matolach), choć raczej sporadycznie (pewnie ze względu na brawurową jazdę kierowców minibusów)

O 9 rano siedziałem w środku. Autobus zapełniał się nieznośnie powoli. Silnik nieustannie chodził na jałowym biegu – zapewne, aby przekonać ludzi do tego, że za sekundę wyruszą w drogę. Czas zabijałem obserwowaniem kontrolowanego chaosu za oknem, który przywodził mi na myśl mrowisko. Co jakiś czas dosiadali się nowi pasażerowie, a kierowca pomagał umieszczać ich nierzadko spore pakunki wewnątrz pojazdu. Po dwóch dwóch godzinach siedzenia w blaszanej puszce czułem narastającą irytację. Po trzech – zwątpienie, po czterech – zobojętnienie. Irytacja narastała jednak również wśród pasażerów, a ja pomyślałem, że skoro nawet Afrykańczycy się buntują, to chyba naprawdę siedzimy już długo. Nie mogłem się im dziwić – wielu z nich było z małymi dziećmi, które ciężko znosiły długie przebywanie w nagrzanym autobusie.

Irytacji nie kryła również Doris Kachingwe - nauczycielka z Lilongwe i moja współpasażerka, która jechała tego dnia do Zomby. Moim drugim współpasażerem był afrykański Sebix, który cały czas popijał lokalny bimber z plastikowej butelki. To właśnie on stanął ostatecznie na czele buntu, który wybuchł i w wyniku którego kierowca zmuszony był przerwać dalsze kompletowanie pasażerów. Wyjazd z dworca zajął nam kolejną godzinę, bo najpierw okazało się, że przejazd zablokował inny autobus (jego kierowca wyjeżdżał z miejsca postojowego, po czym gdzieś sobie poszedł), a następnie… dojechaliśmy do bramy i wtedy TO się zaczęło… Drzwi się otworzyły i do środka wkroczył orszak dominującej religii świata, czyli konsumpcjonizmu. Po kolei, byli to: sprzedawca jajek na twardo, orzeszków, bananów, suszonych ryb, akcesoriów do telefonów komórkowych, wody w foliowych woreczkach, pączków, cukierków i placków Nsima. Wśród nich był także świadek Jehowy, który stanął na środku korytarza i rozpoczął czytanie. Sprzedawcy z trudem przeciskali się obok niego ze swoimi workami z towarem, lecz żaden nie narzekał – Jehowy to w końcu jeden z nich, tylko sprzedaje inny produkt.
Sprzedawcy wysiedli, a Jehowy jechał z nami jeszcze pół godziny, czyli tak długo aż skończył odprawiać swoją liturgię. A skończył ją efektownym wykonaniem pieśni pochwalnej, do której tłumnie podłączyła się żeńska część podróżujących. Ich chórek tak doskonale wkomponował się w pieśń w języku chichewa, że aż trudno było mi uwierzyć, że to przypadkowi ludzie, a nie wynajęci statyści, którzy swój występ poprzedzili miesiącami starannych przygotowań. Brzmiało to niesamowicie. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie, że jestem na planie Króla Lwa :D
Dalsza część podróży przebiegła w zasadzie bez zakłóceń. Co chwilę zagadywał mnie coraz bardziej podpity Afro-Seba. Nie był agresywny, ale był straszną męczybułą, toteż bardzo się ucieszyłem gdy w końcu zasnął. Doris z kolei była świetną towarzyszką podróży – nauczyła mnie podstawowych zwrotów w języku chichewa i opowiedziała wiele ciekawych rzeczy o malawijskim systemie oświaty. Nauczyła mnie też paru przydatnych zachowań – np. gdy zatrzymaliśmy się na dworcu w jednym z miast, autobus błyskawicznie otoczyli sprzedawcy rozmaitych przekąsek i napojów. Pasażerowie podają przez okno pieniądze, a sprzedawcy wydają towar. Trochę zgłodniałem więc poprosiłem o kilka pączków za 200 kwacha. Kiedy sięgałem za okno aby podać banknot o nominale 1000 kwacha, Doris i kobiety siedzące z tyłu szybko mnie powstrzymały. Wyjaśniły przy tym, że najpierw należy sprzedawcy powiedzieć, iż potrzebuję 800 kwacha reszty . Wtedy on podaje pączki i moją resztę, a ja mu daję 1000 kwacha. W ten sposób zmniejsza się ryzyko bycia oszukanym.
Do Liwonde dotarliśmy po 17, czyli tuż przed zmrokiem. Doris kontynuowała podróż do Zomby, ale wyszła na zewnątrz, aby pomóc mi znaleźć taksówkę do Bushman’s Baobab – kempingu w pobliskim Parku Narodowym Liwonde.
Uściskaliśmy się na pożegnanie i wymieniliśmy kontaktami na fejsbuku.

Nic tego dnia nie poszło według planu, więc był to jeden z moich najbardziej afrykańskich dni, mierzony wedle europejskich standardów.

Image

Image

Image

Image
_________________
Image
Relacja z Malawi
Góra
 Profil Relacje PM off
25 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#9 PostWysłany: 27 Maj 2017 00:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 30 Lip 2011
Posty: 522
niebieski
Świetna relacja, czekam na więcej!
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#10 PostWysłany: 27 Maj 2017 08:29 

Rejestracja: 14 Wrz 2016
Posty: 113
Spotykałeś tam innych białych :D (oprocz tego muzyka z ameryki)? i jak w końcu wyszło z tą wizą, bo pamiętam, że pytałeś na forum. Dostałeś na lotnisku?
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#11 PostWysłany: 27 Maj 2017 17:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Lip 2011
Posty: 764
Loty: 220
Kilometry: 442 694
niebieski
Tak, wizę bez problemu można kupić na lotnisku za 75 usd :)
_________________
Image
Relacja z Malawi
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#12 PostWysłany: 28 Maj 2017 22:58 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Lip 2011
Posty: 764
Loty: 220
Kilometry: 442 694
niebieski
Park Narodowy Liwonde, 29 kwietnia. Dzień trzeci.

W Liwonde spędziłem dwie noce i jeden pełny dzień. Początkowo chciałem zostać tam dłużej, ale zniechęcił mnie fakt, że nie wolno było samodzielnie opuszczać terenu kempingu. Chcąc udać się na spacer trzeba wynająć przewodnika. Rzekomo wiąże się to z zagrożeniem ze strony słoni, które będąc zaskoczonym przez człowieka, mogłyby się zachować agresywnie. Zdarza się również, że słonie przychodzą na teren kempingu,. Fakt ten zdawały się potwierdzać odchody tego zwierzęcia, które rano znalazłem nieopodal swojego namiotu.

Image

Postanowiłem więc skrócić swój pobyt do jednego dnia i szybciej niż planowałem udać się nad jezioro Malawi. Około godziny dziesiątej udałem się wraz z niewielką grupką turystów z RPA na dwugodzinny rejs łodzią po rzece Shire. W czasie tej wycieczki mieliśmy okazje zobaczyć wiele hipopotamów, kilka słoni stojących nad samym brzegiem rzeki oraz wiele gatunków ptaków, w tym okazałego orła. Krokodyli niestety nie udało się zobaczyć, choć Charles – nasz przewodnik, zapewniał że jest ich mnóstwo. Powodem takiego stanu rzeczy, był dość wysoki poziom stanu wód w rzece Shire. Kiedy wody jest mało, na rzece tworzą się piaszczyste wyspy na których lubią się wygrzewać krokodyle.

Image

Image

Image

Image

Image


Popołudniu pojechałem na samochodowe safari po parku. Podobnie jak w zdecydowanej większości afrykańskich parków narodowych, tak w Liwonde obowiązuje bezwzględny zakaz przemieszczania się pieszo. Wiąże się to z zagrożeniem ze strony dzikich zwierząt. W Liwonde co prawda nie ma drapieżnych kotów, ale podobnie jak w pozostałych częściach kraju, powszechnie spotykane są czarne mamby – najgroźniejszy afrykański gatunek węża, a także kobry i parę gatunków skorpionów. W pobliżu zbiorników wodnych z kolei licznie występują krokodyle. Charles zrobił tylko jeden wyjątek od tej zasady – kiedy podjechaliśmy do olbrzymiego Baobabu, pozwolił wyjść z auta i z bliska przyjrzeć się temu kolosowi. Okaz przed którym stoimy ma kilka tysięcy lat i doszczętnie obgryzioną korę – jest to sprawka słoni, dla których kora baobabu to wielki przysmak. Jest bogatym w wodę pożywieniem, więc zwierzę zaspokaja głód i pragnienie równocześnie. W Liwonde kiedyś licznie występowały lwy oraz gepardy, jednak na skutek niekontrolowanego kłusownictwa ich populacja została doszczętnie wybita. Rząd Malawi jednak planuje przywrócić te gatunki do ekosystemu parku, aby zmniejszyć populację antylop, które nie mając naturalnych wrogów, rozmnażają się zbyt szybko, co z kolei negatywnie wpływa na lokalną florę. W parku już funkcjonuje „sanktuarium gepardów” – ogrodzony teren o powierzchni kilku hektarów, gdzie żyją sprowadzone z Mozambiku gepardy. Strażnicy wpuszczają do środka antylopy, aby koty mogły na nie polować. Za kilka miesięcy gepardy zostaną wypuszczone na wolność, a turyści przy odrobinie szczęścia będą mogli zobaczyć polowanie na antylopę na żywo. W czasie przejażdżki widzimy jeszcze pawiany, impale oraz guźce afrykańskie (Pumba!) :D

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Resztę dni spędzam na kempingu. Chciałem jeszcze załapać się na spacer z przewodnikiem, ale za pół godziny miało zachodzić słońce, a wszyscy przewodnicy byli zajęci czymś innym. Jedząc kolację zasłyszałem rozmowę Malawijczyka z holenderskim turystą. Rzecz dotyczyła metod uprawy roli. Holender objaśniał swojemu rozmówcy sposoby wykorzystania dronów w procesie mapowania pola (najpierw musiał mu wyjaśnić czym są drony). W skrócie polega to na tym, że dron fotografuje pole z pewnej wysokości, następnie za pomocą GPS przesyła sygnał do urządzeń rozprowadzających nawóz. W ten sposób automat wie, która część pola jest mniej rozwinięta, więc zostawia tam większą porcję nawozu, z kolei tam gdzie przyrost jest zbyt obfity – zmniejsza ilość podawanego specyfiku. Przywołałem sobie obraz Malawijczyków wycinających maczetami chwasty obok pasa startowego na międzynarodowym porcie lotniczym w Lilongwe. Ci dwaj zdecydowanie pochodzili z dwóch różnych światów.
Wróciłem do namiotu i zabrałem się do pisania dziennika. Następnego dnia Charles podrzuci mnie do miasta, skąd złapię busa do Cape Maclear – najbardziej wyczekiwanego przeze mnie celu podróży w Malawi.


Image
_________________
Image
Relacja z Malawi
Góra
 Profil Relacje PM off
18 ludzi lubi ten post.
 
      
#13 PostWysłany: 28 Maj 2017 23:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15 Sty 2015
Posty: 1554
Loty: 314
Kilometry: 571 396
złoty
Bardzo ciekawie. A można zapytać, dlaczego na swoją pierwszą podróż do Afryki wybrałeś właśnie Malawi?
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#14 PostWysłany: 29 Maj 2017 07:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Lip 2011
Posty: 764
Loty: 220
Kilometry: 442 694
niebieski
@‌igore‌
Kraj ma wyjątkowe atrakcje, unikatowe na skalę światową - choćby samo jezioro Malawi, gdzie niemal 100% gatunków ryb jest endemitami. Poza tym mało kto tam jeździ, a ja lubię odwiedzać takie miejsca - mam wrażenie, że ludzie są przyjaźniejsi oraz bardziej naturalni i otwarci, tam gdzie nie mają z turystami styczności na co dzień :)
_________________
Image
Relacja z Malawi
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
 
      
#15 PostWysłany: 29 Maj 2017 10:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Lip 2012
Posty: 3698
srebrny
Świetna relacja.
Z jez. Malawi pochodzą słynne pyszczaki, piękne rybska.
Rozumiem, że podsumowanie kosztów na końcu relacji?
_________________
"Ten, kto znalazł się za drzwiami, pokonał najtrudniejszy etap podróży" - przysłowie duńskie
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#16 PostWysłany: 29 Maj 2017 13:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Lip 2011
Posty: 764
Loty: 220
Kilometry: 442 694
niebieski
@‌cypel‌
Tak, podsumowanie kosztów i wszelkie techniczne detale mojej podróży będą w podsumowaniu :)
O pyszczakach będzie w dalszej części relacji. Nawet będą ich zdjęcia robione kamerka xiao mi którą wygrałem w konkursie f4f na relację miesiąca ;)
_________________
Image
Relacja z Malawi
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#17 PostWysłany: 29 Maj 2017 22:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Lip 2011
Posty: 764
Loty: 220
Kilometry: 442 694
niebieski
Cape Maclear, 30 kwietnia. Dzień czwarty.

- Hello my friend! Jak masz na imię?
-Cześć, jestem Michał
- Witaj na Cape Maclear, Michał. Jestem Jezus.
-Miło mi Cię poznać Jezusie.
- Możemy chwilę pogadać? Mam świetne bransoletki, naszyjniki i happypants. Mówię ci – bomba! Wybierasz wzór, mówisz mi swój rozmiar i masz uszyte następnego dnia!
-Dzięki. Jedyne czego potrzebuje to kajaka na jutro.
-Kajak? 50 dolarów. Dla ciebie my friend, tylko 40
-40?! Wiem, że da się to tutaj ogarnąć za 15-20 dolarów…
- Niech będzie 20. Ale chcę zaliczki już teraz.
-Nie ma takiej możliwości. Przyjdź jutro z kajakiem to zapłacę

Tego samego dnia wieczorem:
-Hello my friend! Jestem Anthony. Może chciałbyś popłynąć w rejs łodzią?
-Dzięki, ale jutro wypożyczam kajak i płynę na Thumbi Island
-Kajak? Wypożyczę Ci za 25 dolarów
-Jezus obiecał mi za 20
-Jezus? – Mój rozmówca był totalnie zbity z tropu i zdawał się mówić bardziej do siebie samego niż do mnie – Przecież Jezus w ogóle tym się nie zajmuje…

Mój pierwszy dzień na Cape Maclear był jak przejażdzka rollercoasterem. Najpierw zachwyt, bo znalazłem się na rajskiej plaży jednego z sześciu Wielkich Jezior afrykańskich. Później przyszło rozczarowanie, bo zdałem sobie sprawę, że przyjechałem do miejsca bardzo (jak na malawijskie standardy) turystycznego. Początkowo planowałem zostać tam do piątku, a tymczasem w głowie zaświtała myśl wyjazdu już następnego dnia – tzn w poniedziałek.
I pewnie tak bym zrobił, gdyby nie to że czasami przypadkowe spotkanie staje się początkiem historii, którą wspomina się później przez całe życie.

Rozbiłem namiot, siedziałem na plaży i długo patrzyłem w gwiazdy.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image
_________________
Image
Relacja z Malawi


Ostatnio edytowany przez gecko, 04 Cze 2017 10:55, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
17 ludzi lubi ten post.
 
      
#18 PostWysłany: 30 Maj 2017 08:10 

Rejestracja: 14 Wrz 2016
Posty: 113
ale egzotyka :D rozbijałeś się na dziko?
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#19 PostWysłany: 30 Maj 2017 13:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Lip 2011
Posty: 764
Loty: 220
Kilometry: 442 694
niebieski
@‌kieras86
Chyba każdy guesthouse w Malawi ma miejsce gdzie można rozbić namiot i z tego właśnie korzystałem :) w Cape maclear zatrzymałem się w malambe camp (2usd za noc)
_________________
Image
Relacja z Malawi
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#20 PostWysłany: 30 Maj 2017 13:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 19 Gru 2012
Posty: 1049
Loty: 271
Kilometry: 540 311
niebieski
Czekałam czy będzie dmuchany kajak, ale widzę, że chyba jednak tradycyjny :)
_________________
Relacje na forum: Izrael | Tajlandia | Korea Południowa | Grecja | Portugalia | Teneryfa i Gran Canaria | Palau
Zapraszam na bloga: olus blog
Góra
 Profil Relacje PM off
BooBooZB lubi ten post.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 61 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group