Fly4free.pl

Załoga nie jest w takich sytuacjach od tego, żeby niańczyć paxów; to nie wycieczka z przedszkola. Przewoźnik też nie ma wpływu na przebieg procedur po stronie policji i innych służb w takich wypadkach.

Najważniejsze, załoga ma płacone za czas w powietrzu oni już byli po pracy

BTW większość załogi (a może i cała) zapewne też nie

Ale przewoźnik może mieć wpływ na to kto udzieli pomocy pasażerom, nawet jeśli kluczowe decyzje podejmuje policja. To był, jak rozumiem lot z Warszawy do Kopenhagi i samolot nie wylądował na nietypowym lotnisku, gdzie "nikogo nie ma" ale na lotnisku, dokąd Lot lata regularnie. Zatem mógłby Lot uruchomić swoich agentów handlingowych, jeśli nie ma na tym lotnisku własnego przedstawiciela tzw. station managera.
Natomiast załoga, niezależnie od swoich obowiązków, zawsze będzie w stosunku do pasażera przedstawicielem linii, kimś, z kim pasażer ma kontakt. Jeśli by ktoś z załogi przekazał pasażerom, że pomoc zapewni im agent/przedstawiciel, to by było - jak widać z relacji - cenne. Nawet jeśli nie ma obowiązku przekazywać takich informacji a jedynie ma w trakcie lotu zrobić jedną tzw. zapowiedź kapitańską o szczegółach lotu (kapitan) czy opowiedzieć o ewakuacji (personel pokładowy). Zatem uwagi o niańczeniu czy o wycieczce z przedszkola są wg mnie i nie na miejscu i chyba nie świadczą zbyt dobrze o znajomości branży (aczkolwiek nie jest obowiązkowa) i specyfiki przewozów lotniczych w normalnych liniach regularnych (nie mam na myśli taniego erzacu/Ersatzu linii typu W-coś tam czy R i tak dalej).

@Przemm: Muszę Cię zmartwić, bo branżę znam lepiej od Ciebie najpewniej, ale mniejsza z tym, bo nie to jest tematem. Nie bardzo rozumiem za to, jakiej opieki oczekiwał autor wątku i Ty od załogi i innych przedstawicieli linii, skoro to nie była - raz jeszcze - procedura wewnętrzna przewoźnika. W takich sytuacji dysponentem postępowania i rozwiązania problemu są odpowiednie służby, w tym policja. Na to czy jakieś czynności wykonywały one wolniej lub szybciej nie ma żadnego wpływu tak przewoźnik, jak i pasażerowie. Regułą natomiast w tego typu przypadkach jest, że nikt nie może do czasu zakończenia określonych procedur opuścić lotniska, odebrać bagażu itp. itd. O tym również nie decydują załogi. Z relacji autora wątku wynika z resztą, że lotnisko zorganizowało kanapki i pewnie wodę czy jakieś napoje do nich. A to, że komuś to nie smakowało albo się w środku nocy nie najadł - no sorry, to nie czas na menu degustacyjne Gesslerowej.

Jedyne czego oczekiwałem, to więcej informacji - które załoga dostawała od policji/koordynatora (co sam kilka razy słyszałem), a których nie ogłaszano ogółowi, oraz jakiegoś zaopiekowania się kilkoma osobami, które niezbyt znały angielski (które dość łatwo było zlokalizować przy oficjalnych komunikatach).

Dziwna uwaga. Pasażerowie tym bardziej byli przed/po pracy. I również przeważnie mają płacone za czas w swojej pracy.
I z wypracowanych pieniędzy płacili za te wszystkie przyjemności.

To myślę, że racjonalnie byłoby przerzucić te oczekiwania właśnie na w/w osoby



A może był jakiś powód dla takiego postępowania? Przypominam - mówimy tu o zagrożeniu bombowym...



To definitywnie nie jest zadanie cockpit ani cabin crew, a:





Załoga ma przede wszystkim dbać o bezpieczeństwo pasażerów, a co za tym idzie też o czas pracy i o to by być w odpowiedniej kondycji psychofizycznej (a więc także wypoczętym) na następnym odcinku, który będą obsługiwać.

O aspekcie tego, że za pieniądze które zarabiają nikomu nie będzie się specjalnie chciało angażować w dodatkowe działania "dla dobra wizerunku kontrahenta dla którego wykonują usługę (LOTu)" nie wspomnę.



Mam nadzieję, że podzielisz się swoją dogłębną znajomością branży specyfiki przewozów lotniczych i analogicznych sytuacji, w szczególności tych w których piloci lub cabin crew opiekowali się pasażerami w terminalu po zaistnieniu sytuacji "nietypowej".

Pasażerowie również powinni być wypoczęci przed swoją pracą. Być może także dbają w niej o bezpieczeństwo ludzi i jest nie mniej odpowiedzialna od pracy załogi.

To niech szukają sprawiedliwości u kogoś kto wywołał alarm bombowy albo u służb odpowiedzialnych za radzenie sobie z tymi sytuacjami, zależnie od dozy buty która ich dręczy. Ewentualnie mogą planować podróż 1000km z zapasem uwzględniającym tego typu zawirowania. A jak mają bardzo odpowiedzialną pracę, która po tak silnych perturbacjach emocjonalnych i czasowych nie może być wykonywana, to na bank mają procedury na takie okoliczności. Serio nie do końca rozumiem co chcesz udowodnić...

A nic specjalnego… Tylko nasuwa się myśl: „załoga-ludzie, pasażerowie-bydło”

Załoga też w takim razie na bank ma procedury o których piszesz.

@QbaqBA pisałem, że dostała załoga informacje że ich następny lot jest "dotarcie do hotelu" + 10h, więc o bezpieczeństwo bym się nie bał. A ich lot następnego dnia został odwołany jeszcze przed północą.

Nie słyszałem pierwszej rozmowy między koordynatorem a załogą, ale jak zauważyłem że się nie dzielą szczegółami, to starałem się być w pobliżu następnych. I nie rozmawiali i niczym istotnym z punktu widzenia "bomby". Tylko bardziej szczegółowo co się dzieje i kiedy można oczekiwać następnych etapów. Moim zdaniem - byłoby dużo mniej nerwowo, gdyby to przekazali, bo np. policja mówiła godzinę-dwie, a koordynator że dużo dłużej bo jeszcze nie zaczęli sprawdzać wnętrza. A te niedotrzymane terminy wkurzały ludzi.

W firmie w której pracuję jest ogromny nacisk by zerwać z podejściem "przerzućmy badziew na drugą stronę płotu i możemy się poklepać po plecach i iść do domu, bo to nie nasz problem", więc zwracam na takie podejście uwagę. A my prawie nie pracujemy z klientem zewnętrznym...

Sam przyznajesz, że nikt w sumie nie wiedział dokładnie ile, co potrwa. Bo tu nie ma żadnych "terminów" - a już na bank nie wyznacza ich przewoźnik. Wiadomo, że każdy chciałby dolecieć do celu i spędzić noc w hotelowym czy domowym łóżku, a nie na lotnisku, ale czasem się nie da. Tyle że akurat to nie wina załogi samolotu.

Jasne, piszę tylko że brakowało mi trochę więcej informacji (które mieli - fakt, nie na nich głównie spoczywał obowiązek informowania) i zajęcia się kilkoma pasażerami. No i zostania do końca. Cudów nie oczekiwałem

Właśnie wracam z pożegnalnego lotu Q400. Przed lotem każdy miał możliwość zrobienia fotki z tabliczką „I Dash” i poczęstować się muffinką czekoladową. Sam lot trwał ponad 2 godziny mimo zapowiedzianych 1,5h. Catering - drożdżówki ze śliwką lub pasztecik z grzybami + woda + kawa/herbata + piernik/prażona kukurydza.
Jako upominki otrzymaliśmy pamiątkowe zagłówki oraz karty bezpieczeństwa z Q400.
Kapitan po starcie opowiedział trochę o historii Dasha w PLL LOT wraz ze statystykami.
Sam lot jak to lot przy dużym zamgleniu, widoków miasta żadnych, jedynie słoneczko można było fotografować. Przy podejściu zrobiony Go Around - myśle, że czekoladki się należą. Po locie każdy miał możliwość zrobienia fotki w kokpicie.

_________________

Co było tą zapowiadaną niespodzianką?

Może zagłówki, może muffinki, może fotki w kokpicie, nie wiem co autor miał na myśli
Gdyby była fajna pogoda to na pewno Go Around byłby fajną atrakcją bo rzadko się zdarza niski przelot wokół Warszawy

_________________

@Mobilek

A pamiętasz, jaki był termin przydatności drożdżówki do spożycia?
Dla kolegi pytam

Oczywiście, że pamiętam - 07.12.2022.
Piernik natomiast 11.2023

_________________