Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 19 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 16 Sie 2017 15:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Kwi 2011
Posty: 496
Loty: 332
Kilometry: 605 239
niebieski
Ubiegłej jesieni, zupełnie przypadkowo, przeczytawszy kilka książek nt. Japonni stwierdziłam: trzeba lecieć. Kilka dni później, jak na zawołanie, LOT ogłosił Szalona Środę, a w niej Tokio za 1799 pln (warto dodać, że podróż lotowskim Dreamlinerem była od sluzszego czasu na mojej liście 'do zrobienia'). Tak więc pewnego grudniowego dnia stałam się sczesliwą posiadaczką biletów na lipcowa podróż do Japonii.

Skąd taki tytuł relacji? Otóż naszą podróż początkowo odbywaliśmy w 4 osoby, z których jedną musiała wracać już po tygodniu, zatem pierwszy tydzień był dość szczegółowo zaplanowany (motyw przewodni: Japonia śladami lisów ;)), natomiast na pozostała cześć wyjazdu, plan tworzony był z dnia na dzień, w podróży.

Trasa wyglądała mniej-więcej następująco:
Cześć pierwsza ‘planowana’: Tokio-Kamakura-Shiroishi-Nagano-Kioto (7 dni) i dalej: Nara-Himeji-Fukuoka-Beppu-Yufuin-Hiroshima-Kochi-Matsuyama-Osaka-Tokio.



Termin naszej wyprawy to 12-31.07, na miejscu korzystaliśmy z RailPassow (7/14 dniowych), przejechaliśmy ponad 4000 km i z pobieżnych wyliczeń wynikało, że zwróciły się one ponad trzykrotnie. Większość czasu spędziliśmy na Honsiu, ale odwiedziliśmy też Kiusiu i Sikoku. Było dużo chodzenia, ale i wiele dziwów.


Póki co ogólne podsumowanie. RailPassy, jak wspomniałam mieliśmy 7 i 14 dniowe, ja podróżowałam z tym drugim. Na pewno jego zakup był dobrą decyzją. Aktywowałam go od 3go dnia pobytu (wcześniej do podróży po Tokio używałam 72-godzinnego biletu za 1500 jenów, a dodatkowo zapłaciłam 2x920 y za pociąg do Kamakury i spowrotem). Na Raił Pasie zrobiłam następujące trasy (bilet + miejscówka; ceny w jenach wg Hyperdia.com, zgodnie z nasza trasa):

Tokio-Shiroishizao (5400 + 4950 = 10350)
Shiroishizao-Nagano (7560 + 6700 = 14260 )
Nagano-Kioto (7340 + 4760 = 12100 – tylko do stacji przesiadkowej)
Kioto-Nara-Kioto (2x710 = 1420)
Kioto-Himeji (2270 + 2800 = 5070 )
Himeji-Fukuoka (8420 + 5190 = 13610)
Fukuoka-Beppu (3540 + 3800=7340)
Beppu-Yufuin (1110)
Yufuin-Hiroshima (6700+6760 = 13460)
Hiroshima-Kochi (6200+4250 = 10450)
Kochi-Matsuyama (5240 + 4630 = 9870)
Matsuyama-Osaka (6740 + 4150 = 10890)
Osaka-Tokio (8750 + 5190 = 13940)
Koszt 14 dniowego RailPassa = 46,390 YEN / Koszt naszych przejazdów = 123,870 (nie wliczając rezerwacji miejsc to coś koło 70k)
Dodatkową korzyść z Raił passa to bezpłatną rezerwacja miejsc (wliczone powyżej). W większości przypadków rezerwowaliśmy miejsca bezpośrednio lub dzień przed wyjazdem (tylko w Shinkansenie z przesiadkowej Kanazawy do Kioto miejsc nie było-chcieliśmy rezerwować zaraz przed wyjazdem), ale bez problemu pojechaliśmy wagonem bez rezerwacji miejsc).
Poza tym RailPass przydał się w podróżach po Tokio i Kioto (JR lines), oraz w HopON-HopOFF busie w Hiroshimie.
Dodatkowe bilety transportowe to: dzienne bus passy w Kioto (500 jenów/szt), Monkey Pass w Nagano (obejmujący wstęp do małpiego parku + bus/pociąg, żeby tam dojechać- RP nie działa + komunikacja miejska w Nagano w dniu wizytacji małp; 3200 jenów), komunikacja miejska w okolicach Beppu (jakieś pojedyncze przejazdy, opłata w zależności od długości przejazdu), dzienny bus pass w Kochi – na autobusy turystyczne (500 jenów-cena dla turystów) i Matsuyamy – całodniowy bilet tramwajowy (również 500 jenów).

NOCLEGI:


Tokio: Airbnb, Ryogoku (ok. 60 e/os za trzy noce) - całkiem przyzwoita lokalizacjia, jest i metro i JR lines, blisko Edo-Tokio muzeum i stadion sumo. Gdyby ktoś był zainteresowany mogę podesłać namiary.


Nagano
: Hotel Unicorn (ok. 20e/os/noc - pokój 2 osobowy z łazienką) - miejsce nie pierwszej świeżości, ale jedno z najtańszych wówczas w Nagano. Była to chyba najmniej ciekawa z naszych noclegowni, aczkolwiek było w miarę czysto i do przeżycia.

Kioto: tu nam się poszczęściło, miesjce znalezione dzień wcześniej przez Agode albo Booking, zwało się a&m House Enmachi (ok. 10 min od stacji JR), cena trafiła nam się bardzo okazyjną, 74 e/4os/2 noce – bardzo polecam, później została nas już trójka, ale przedłużyliśmy pobyt na 2 noce dłużej, trochę wyższa cena (ok. 90e/3os/2 noce). Miejsce jest ciche, czyste i bardzo nowe. Pokoje to właściwie takie mini-studia z pralka, aneksem kuchennym itp. Właściciele bardzo sympatyczni, dużo informacji o atrakcjach i restauracjach. W cenie również śniadanie (kawa/woda/sok + kanapki i słodkie bułki).

Fukuoka: Tu znowu Airbnb, blisko stacji JR Hakata. Miejsce sredio przyjemne, w jakimś blokowisku, ale można było się wszędzie dostać nogami. Koszt ok. 20 e/os/noc

Beppu: GuestHouse Danran, ok. 13 e/os/noc. Pokój w stylu japońskim że wspólną łazienka. W cenie karnet na darmowe wstępy do kilku Onsenow. Można było bezpłatnie skorzystać z pralki oraz mini kuchni na tarasie.

Hiroshima: Hotel Century21, ok. 20e/os/noc. Super blisko do stacji JR, pokój w stylu japońskim, ale bardzo duży.

Kochi: Hotel AreaOne, ok. 17e/os/noc. Pokój z łazienka, nowy i czysty hotelik, koło 15 min pieszo do centrum i na stacje kolejowa. Darmowa kawa z ekspresu ;)

Matsuyama: Airbnb, położone ok. 15 min od Matsuyama City Station, ale bardzo ładne i nowe mieszkanie, z pralka, kuchnia itp.

Osaka: New Osaka Hotel Shinsaibashi, ok. 27e/os/noc (pokój 2-osobowy z łazienka). Fajna lokalizacja, kilka minut do metra I pieszo można dojść do Dontoburi i całego tego restauracyjno-shoppingowego centrum Osaki. Hotel zuoelnie w porządku.

Tokio: Nihonbashi Villa Hotel, ok. 30e/os/noc (pokój 2-osobowy z łazienka), hotel bez historii, ale OK, 2 minuty do wejścia do stacji JR (z której można m.in. jechać bezpośrednio do Narity).

Narita: U-city Hotel, ok. 22e/os/noc (pokój 2-osobowy z łazienka), bardzo blisko stacji JR, bezplanty transfer na lotnisko.

Poza noclegiem w Tokio i Nagano, wszystko bukowaliśmy z 1/2-dniowym wyprzedzeniem, głównie przez Agode. Żaden nocleg nie był wybitnie zły, aczkolwiek Unicorna i tego Airbnb w Fukuoce raczej bym nie polecała. Reszta jak najbardziej w porządku.

Załączniki:
Komentarz do pliku: trasa
japan.png
japan.png [ 203.81 KiB | Obejrzany 10451 razy ]
_________________
http://www.liswplecaku.pl


Ostatnio edytowany przez Kasica88 02 Paź 2017 18:32, edytowano w sumie 5 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
 
      
Lato w Czarnogórze za 845 PLN. Loty z Katowic + 5 noclegów w Budvie Lato w Czarnogórze za 845 PLN. Loty z Katowic + 5 noclegów w Budvie
Majówka w Indiach: Nowe Delhi, Mumbaj i Goa lub Dehradun z Warszawy od 3137 PLN Majówka w Indiach: Nowe Delhi, Mumbaj i Goa lub Dehradun z Warszawy od 3137 PLN
#2 PostWysłany: 24 Sie 2017 14:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Kwi 2011
Posty: 496
Loty: 332
Kilometry: 605 239
niebieski
Do Narity dostaliśmy się na pokładzie LOT-owskiego Dreamlinera, SP-LRD. Poza tym, że każdy z naszej czwórki (mimo fuzji rezerwacji) został posądzony osobno, sam lot należał do przyjemnych. Z moja kuzynka już od dawna chciałyśmy wspólnie polecieć 787. Od dawna śledzimy wszelkiej maści samoloty i do dziś pamiętamy jak w jakiś zimny wieczór jechałyśmy do Balic zobaczyć drimlajnera, który testowo latał do KRK. Biorąc pod uwagę podniosłość chwili, udało nam się pozamieniać miejscami (akurat otaczali nas w większości Japończycy) i siedzieć razem. W naszym rzędzie towarzyszył nam jeszcze jeden obywatel Kraju Kwitnącej Wiśni, jak się później okazało, manager w ‘TOTO’-czołowej firmie produkującej, a jakże, słynne japońskie kibelki. Podróż upłynęła więc pod wpływem nielimitowanego wina i konwersacji (nt. toalet i nie tylko) z naszym nowo poznanym Japończykiem.

Po wylądowaniu w Naricie wszelkie procedury paszportowe przebiegły szybko, a oczekując na bagaż przesłuchałyśmy jeszcze naszego pilota. Po odzyskaniu bagaży (w komplecie), postanowiliśmy wymienić RailPassy. Kolejkowanie i procedura zajęła dość sporo czasu, ale cóż było czynić...Po pozyskaniu żywotnych RailPassow, podszedł do nas policjant i zażądał dokumentów do kontroli (akurat nie miałyśmy paszportów, bo zostały z drugą połowa wycieczki, która akurat poszła polować na płyny i bilety na metro w Tokio). Pan policjant bardzo uprzejmie nam podziękował za brak paszportów i odszedl :roll: Do Tokio udaliśmy się autobusem (RailPassy były aktywowane od następnego dnia bądź od ‘za dwa dni’ w związku z nasyzmi dalszymi planami (i ich brakiem)), koszt 1100 pieniążków. Na lotnisku zaopatrzyliśmy się też w 72 h bilety na tokijskie metro (bardzo przydatna rzecz).

Nasze tokijskie koczowisko zlokalizowane było w Ryogoku, dojechaliśmy tam metrem z Tokyo Station, porzuciliśmy dobytek i ruszyliśmy na polowanie. Było przed 15 i ciężko było znaleźć otwarte miejsce, jednak nagle naszym oczom ukazała się statuetka jenota-opoja znanego jako Tanuki. Nie zastanawiając się wtargnęliśmy do restauracji. Wdarłszy się, ujrzeliśmy dwie pary skonfundowanych japońskich oczu, a później ich właścicieli tłumaczących, że nie porozumiewają się angielska mowa. Nic to jednak, zdjęliśmy buty, zasiedliśmy na matach (zaczęliśmy podejrzewać, że może miejsce jest jednak nieczynne, dlatego tak pusto itp., ale postanowiliśmy wytrwać w naszym barbarzyńskim postępowaniu). Po chwili podeszła do nas Pani, z menu oczywiście całkowicie po japońsku. Zamówiliśmy cokolwiek i czekaliśmy... Łupem naszym padły nudle z sosem sojowym i jakimiś dodatkami. Ogólne zmęczenie popodrozne nie ułatwiało konsumpcji za pomocą pałeczek, a Japończycy dyskretnie podglądali nas z kuchni. Czuliśmy się jak stado dzikusów, nie mniej jednak udało nam się spożyć, zapłacić i odejść. Tak oto wyglądał nasz pierwszy japoński posiłek.

Image

Image

Okolice koczowiska:

Image

Image

Image

Z uwagi na narastające zmęczenie, dzień miał się skończyć ok. 20, bo wszyscy padaliśmy z nóg. Żywot jednak jest nie przewidywalny, zwłaszcza w Tokio. Po krótkim odpoczynku udaliśmy się na eksplorację okolic. W Ryogoku znajduje się Edo Tokio muzeum (akurat zamykali) i stadion sumo. Trafiliśmy też na niewielki park, świątynie i po raz pierwszy skorzystaliśmy że słynnych autmatow. Zielona herbata postawiła nas nieco na nogi i stwierdziliśmy, że skoro już posiadamy bilety, należy ruszyć w miasto.

Image
Japoński ordnung ;)

Celem naszym padła Akihabara. Zaczęliśmy eksplorować sklepy i odkrywać rozmaite dziwactwa (od czarnych patyczków do uszu, przez wszechobecne automaty z kulkami, aż po dział zoologiczny z toaletami dla jeży...). Ilość ludzi, kolorów i dźwięków była dość przytłaczająca, więc jednogłośnie podjęliśmy decyzję, że pora zaaplikować piwko.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Oddaliliśmy się nieco od zgiełku i znaleźliśmy się pośród małych knajp, które wypełniali krzyczący Japończycy, zasiadający głównie na skrzynkach po piwie. Spodobało nam się i osiedliśmy w jednym z takich przybytków. Wszystko oczywiście po japońsku i nikt nic po angielsku.. Jedyną wskazówkę stanowił piktogram przedstawiający świnkę z numerkami w różnych obszarach. Tak więc niedługo na naszym stole, oprócz zimnego piwka, na stole wylądowały rozmaite specjały, m.in. świńskie jelita i odbyty, żywe ośmiornice, a dla mnie (gdyż mięsa nie spożywam) – tofu ( z suszona ryba, oczywiście...). Jako niejaponczycy wzbudziliśmy zainteresowanie w tubylcach. Tak więc, zamiast położyć się spać o zaplanowanej 20, do koczowiska wróciliśmy o wiele później, z zawartmi nowymi japońskimi znajomościami, podlanymi wspólnie skonsumowanym termosem sake i innymi lokalnymi trunkami:) Te małe knajpki w Akihabarze jak najbardziej polecam! Za małe przekąski ceny od ok. 160 do 250 jenów, trunki w standarowych cenach, a klimat bezcenny.

Image

Image

Image

Image

Image

Kolejnego dnia zaczęliśmy nasze ‘powazne’ zwiedzanie....
_________________
http://www.liswplecaku.pl


Ostatnio edytowany przez Kasica88, 30 Sie 2017 21:19, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
 
      
#3 PostWysłany: 25 Sie 2017 16:43 

Rejestracja: 06 Gru 2016
Posty: 92
Loty: 31
Kilometry: 49 848
Zdjęcia jakieś koniecznie! :D
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#4 PostWysłany: 30 Sie 2017 11:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Kwi 2011
Posty: 496
Loty: 332
Kilometry: 605 239
niebieski
Następny dzień zaczęliśmy śniadaniem pt. ‘Produkty z 7Eleven’. Pierwszy raz spróbowaliśmy m.in. sfermentowanej soi (natto) i mających nam od tej pory towarzyszyć niemal każdego dnia trójkątów onigiri. Pierwszym punktem programu była Asakusa. Zanim dotarliśmy do świątyni, musieliśmy przemaszerować przez uliczkę wypełniana kramami oferującymi najróżniejsze suweniry (od starych poczyciwych magnesików, przez skarpety do japonek, aż po krawaty dla kotów...). W świątyni pobraliśmy patyczkowe wróżby, zrobiliśmy oględziny i udaliśmy się na eksplorację okolicy. Skutkowała ona m.in. zaopatrzeniem się w dziwne skarpety, a także napotkaniem przypadkowego pana, który poradził nam,że najlepszy widok na okolice świątyni jest z tarasu widokowego nad informacją turystyczną (no i do tego wstęp za free!).


Image

Image

Image

Image

Image

Image

Później przemieściliśmy się do Tokio Central celem odwiedzenia Ogrodów Pałacu Cesarskiego.

Image

Nie przypouszczalismy zupełnie co nas spotka. Szukając wejścia do tegoż przybytku, natknęliśmy się na Japończyków, którzy oznajmili nam, że nie możemy tam sobie tak poprostu wejść, ale możemy za to zostać ponumerowani i wejść (za darmo) z wycieczka. Nie spodziewając się niczego złego, ustawiliśmy się grzecznie w kolejce. Po chwili zostaliśmy (wraz z grupa innych nieszczęśników) wprowadzeni do pomieszczenia, w którym pan oznajmił nam,że wycieczka będzie trwała 1:40 h i pod żadnym pozorem nie można jej wcześniej opuścić. Zaczęło się robić podejrzenie...Tak oto zostaliśmy zamknięci w największej pułapce całego wyjazdu. Wycieczka po terenie pałacu polegała na ponad 1,5 godzinnym obchodzeniu w koło wątpliwej urody betonowego budynku. Dodam do tego, że ucieczka faktycznie nie była możliwa, wszytsko odbywało się po japońsku i w pełnym skwarze. Pamiętajcie, nigdy nie dajcie się wprowadzić na teren Pałacu Cesarskiego! Nigdy!

Oto co dane nam było oglądać i jak nas pilnowano ;)
Image

Image

Po długim cierpieniu, nadeszło urpwgnione oswobodzenie. Postanowiliśmy pojechać do Shibuyi, żeby zregenerować moc.

Image

Po odwiedzeniu Hatchiko i przeżyciu szoku związanego z natłokiem ludzi na słynnym skrzyżowaniu, trafiliśmy do jakiejś susharni (nie mam pojęcia co to było za miejsce).

Image

Po jedzeniu, połączonym z odreagowywaniem stresu pourazowego związanego że ‘zwiedzeniem’ pałacu, zaczelism eksplorować przybytki handlowe Shibuyi. Ilość dziwów jest niepoliczalna i ciężko to opisać. Obeszliśmy kilka sklepów, zaglądnęliśmy do salonów gier (zgiełk nie do opisania, podobnie z reszta jak asortyment jaki można było wygrać w maszynach do gry), a na koniec trafiliśmy do osobliwego miejsca, w którym znajdowały się wyłącznie kabiny do robienia selfie... Nie zastanawiając się długo zrzuciliśmy się po stówce (koszt imprezy to 400 jenów) i zaatakowaliśmy. Na ekranie pokazywały się pozy jakie mamy przyjąć (wszystkie bardzo kawaii), a potem przeszliśmy do drugiej kabiny, w której mogliśmy edytować zdjęcia (żeby były jeszcze bardziej kawaii....). Po zakończeniu procedury maszyna wydrukowała nam dwa arkusze z naklejkowymi wersjami naszych slodziakowych foteczek...


Image

Image

Image

Image

Image

Z Shibuyi wydostaliśmy się niedługo przed zapadnięciem zmierzchu, chcieliśmy bowiem dostać się na 45te piętro Metropolitan Building, na darmowy taras widokowy. Niestety wejście do budynku było nieco zakamuflowane i na miejscu byliśmy już po zmroku, ale widok i tak niesamowity. Tokio po prostu nie ma końca!

Image

Image

Image

Image


Zmęczeni dotychczasową eksploracja, postanowiliśmy zasiąść gdzieś przy piwku i kolacji. Biorąc pod uwagę wczorajsze doświadczenia z randomowa knajpka pełna Japończyków, postanowiliśmy wysiąść z metra na przypadkowej stacji i iść do pierwszego napotkanego miejsca. Niestety nasze założenie się nie sprawdziło-trafiliśmy do mało żywotnej dzielnicy, a w dodatku do knajpy, gdzie pani skasowała nasz po 500 y/os za miejsce (gdy na naszych twarzach wymalowało się przerażenie, pani wykreśliła dopłatę;)). Byliśmy zmęczeni i nie chciało się nam szukać przypadkowych miejsc, więc pojechaliśmy do znanej nam z poprzedniego wieczora Akihabary. Znowu zasiedliśmy w jednej z knajp, pełnej Japończyków no i się zaczęło... Znowu wzbudziliśmy zarówno powszechną atrakcje, jak i strach (nic po angielsku), ale po chwili zawarliśmy odpowiednie znajomości i już było dobrze:) Aż do czasu kiedy musieliśmy iść na ostatni pociąg, testowaliśmy lokalne przekąski i trunki.

Image


Image

Image

Wróciwszy do Ryogoku nie chciało nam się wcale iść spowrotem do koczowiska (toż to piątkowy wieczór w Tokio!). Obok stacji znajdował się budynek z restauracjami na piętrach. Ujrzeliśmy w jednej z nich wielu wesołych Japończyków i zapragnęliśmy dołączyć.

Image

Ku naszemu zdziwieniu, obliczenia okazały się niepoprawne i winda zabrała nas na inne piętro... Tam sprawy potoczyły się błyskawicznie. Pojawił się Pan, który kazał ściągnąć nam buty i zamknąć je w szafkach. Później wprowadził nas do kompartmentu przypominającego przedział PKP i tamże zamknął. W przedziale znajdował się stolik i tablety służące do zamawiania... Rozczarowani nieco brakiem możliwości interakcji z autochtonami, zamówiliśmy coś do picia. Niedługo później w drzwiach przedziału objawił się Pan i zaproponował nam darmowe karaoke. Ochoczo przystaliśmy na propozycję i zostaliśmy wprowadzeni do innego przedziału, który był hmm.. ciekawy. Prezentował się niczym plac zabaw dla dzieci, wszystkie ściany wyłożone były kolorowymi piankami, a poza standardowym zestawem do karaoke, obecną była także plastikowa zjeżdżalnia...No cóż, już nie pierwszy raz stwierdziliśmy,że Japonia to jednak stan umysłu. Po odbyciu śpiewów, postanowiliśmy wrócić do koczowiska (a było już pooozno).

Tak oto minął intensywny dzień drugi.
_________________
http://www.liswplecaku.pl
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
 
      
#5 PostWysłany: 04 Wrz 2017 10:59 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Kwi 2011
Posty: 496
Loty: 332
Kilometry: 605 239
niebieski
Następny dzień zaczynamy nieco później, zmęczeni po nocnych harcach. Chwilę po południu dotarliśmy do Kamakury (koszt biletu z Ryogoku to 920 Y ÓW, podróż trwa niewiele ponad godzinę). Po ogólnym rozpoznaniu terenu, udaliśmy się w stronę plaży.

Image

Docierając do niej, zauważyliśmy liczne ptaszyska, a zaraz także ostrzeżenia przed atakiem takowych. Postanowiliśmy trochę poplażować, obserwując tubylców. Jedna z ciekawszych obserwacji było używanie przez nich wiertarki do robiania dziur na parasole w plaży ;)

Image

Image

Następnie wyruszlismy w poszukiwaniu słynnego wielkiego Buddy. Zanim go jednak znaleźliśmy, postanowiliśmy kupić owoce w przydrożnym stoisku. Nie mając stosownych narzędzi, poproslismy pana (na migi) o rozkrojenie naszych zakupów. Pan zabrał owoce i zniknął, a po kilku minutach powrócił z rozporcojowanym i zapakowanym dla każdego osobno, gotowym do spożycia, nabytkiem...Takie rzeczy chyba tylko w Japonii;) Zanim odnaleźliśmy Buddę, trafiliśmy do jakiejś małej świątyni bez opłat za wstęp, a potem do kompleksu Hasedera (wstęp 300 y). Mimo niepozornego wyglądu z zewnątrz, teren świątyni okazał się dość spory. Ku naszej uciesze znajdowala sie tam rowniez kapliczka ku czci lisow.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Później, w końcu, czas na Buddę. Dotarliśmy do niego zaraz przed zamknięciem, zapłaciliśmy 200 pieniążków i odbyliśmy oględziny. Trzeba przyznać – jest duży :) Niestety, było już za późno, żeby wejść do środka (kosztuje to dodatkowy pieniążek), więc po okrążeniu zaczęliśmy zmierzać w kierunku stacji.

Image

Po drodze zaopatrzyliśmy się jeszcze w miejscowe piwko i spotkaliśmy starszych Japończyków z psem, który zaopatrzony był w wózek i poidło. Zadowoleni z naszych zachwytów, zaprezentowali nam całego psa i jego wyposażenie. Od tej pory do naszego japońskiego zasobu wyrażeń doszedł ‘Utsukushi inu’ (piękny pies:) ).
Wróciwszy do Tokio, przypuściliśmy atak na polecane na forum Uobei Sushi w Shibuyi. Czekaliśmy chwilę w kolejce (ale są na to przygotowani – jest specjalną poczekalnia), a później zaprowadzono nas do stanowisk. Każde z nich jest wyposażone w tablet do zamawiania. Menu jest anieglsko-obrazkowe, a koszt talerzyka to 108 jenów. Poza tym zielona herbata za free, bez limitu. Tak więc miejsce jaknajbardziej godne polecenia, żeby się w miarę tanio najeść surowej ryby.
Na zakończenie wieczoru skierowaliśmy nasze kroki do supermarketu celem nabycia piwka i przypadkowo napotkaliśmy też nasze dobro narodowe w postaci spirytusu. Reszta wieczoru upłynęła nam na obserwacji ludzi przewalających się przez Shibuye (jednym z ciekawszych widoków był gość w cylindrze i pelerynie, ciągnący na sznurku kilka gumowych kaczek do kąpieli...).

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

I na koniec typowa reklama w pociagu ;)

Image
_________________
http://www.liswplecaku.pl


Ostatnio edytowany przez Kasica88, 06 Wrz 2017 10:40, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
6 ludzi lubi ten post.
 
      
#6 PostWysłany: 05 Wrz 2017 11:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Paź 2014
Posty: 320
niebieski
@Kasica88, niestety nie widzę zdjęć, które są w poprzednim poście.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#7 PostWysłany: 06 Wrz 2017 10:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Kwi 2011
Posty: 496
Loty: 332
Kilometry: 605 239
niebieski
@firley7
Hm.. Niby wszystko powinno byc zywotne, inni widza? ;)
_________________
http://www.liswplecaku.pl
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#8 PostWysłany: 06 Wrz 2017 10:24 

Rejestracja: 01 Kwi 2012
Posty: 3528
srebrny
nie widac.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#9 PostWysłany: 06 Wrz 2017 10:41 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Kwi 2011
Posty: 496
Loty: 332
Kilometry: 605 239
niebieski
-- 06 Wrz 2017 10:32 --

Sprobuje zatem zreperowac.

-- 06 Wrz 2017 10:41 --

@ibartek , @firley7
Sprobowalam je podmienic-teraz dzialaja?
_________________
http://www.liswplecaku.pl
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#10 PostWysłany: 06 Wrz 2017 10:51 

Rejestracja: 01 Kwi 2012
Posty: 3528
srebrny
tak
Góra
 Profil Relacje PM off
Kasica88 lubi ten post.
 
      
#11 PostWysłany: 06 Wrz 2017 11:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Paź 2014
Posty: 320
niebieski
Wszystko ok :)
Góra
 Profil Relacje PM off
Kasica88 lubi ten post.
 
      
#12 PostWysłany: 07 Wrz 2017 10:55 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Kwi 2011
Posty: 496
Loty: 332
Kilometry: 605 239
niebieski
Kolejny dzień to wyczekiwana od dawna wizytacja w Wiosce Lisów. Wraz z moja kuzynka wielbimy lisy pod każdą postacią, a wizytacja lisiej osady była na naszej liście zanim jeszcze wiedziałyśmy, że naszą noga faktycznie postanie w Kraju Kwitnącej Wiśni. Aby dotrzeć na miejsce, najpierw pakujemy się do shinkansena, z Tokio do Shiroishizao.

Image

Po dotarciu do Shiroishi opcję na lisy są dwie, a właściwie trzy: 1. busik, który kursuje tylko we wtorki i piątki (my byliśmy tam akurat w niedzielę), 2. rezerwacja noclegu w http://yakushi-yu.com i skorzystanie z ich shuttle busa (nie pasowało nam zostawać w tej okolicy na noc), 3. podróż z dworca do lisów taksówką (opcja nietania ok. 4000 jenów ÓW, ale wyjścia nie było – lisy same się nie nawiedza). Zapakowaliśmy się więc do taksówki, a wesoły pan kierowca okazał nam album pełen lisich zdjęć;) Podróż do wioski trwała ok. pół godziny. Wstęp to koszt 1000 jenów/os, można bezpłatnie zostawić bagaż w recepji. Po otrzymaniu instrukcji i ostrzeżeń (np. że lisy mogą zechcieć nas obsikać) wkroczyliśmy w lisi świat. Pierwsze wrażenie było trochę nieciekawe, bowiem nasyzm oczom ukazały się liski w zamkniętych klatkach, wyglądające raczej na smutne. Utrzymywano, że jest to lisi szpital. Później, po przekroczeniu drugiej bramy znaleźliśmy się w świecie lisów wolnochodzacych. Zachwytom nie było końca ;) Liski nic sobie nie robiły z naszej obecności, niektóre spały, a inne chętnie pozowały do zdjęć.

Image

Image

Image

Image

Za dodatkowe 100 pieniążków można było również lisy nakarmić.

Image

Image

Nagle przez głośniki nadano komunikat o zbliżającym się ‘special evencie’. Niezwlocznie porzuciłyśmy wszytsko i pobiegłyśmy do wyjścia. Nasz instynkt nas nie zawiódł-oto stałyśmy w kolejce do trzymania lisa. Radość naszą i dumą były nie do opisania, zwłaszcza, że dwie osoby za nami zamknięto kolejkę. Obdarzono nas odblaskowymi odzieniami prewencyjnymi i kilka minut później trzymałyśmy w objęciach po sztuce lisa. Jak wspaniale było to uczucie słowami opisać się nie da, ciepło i miękkość (żywego) lisa nie dają się zastąpić niczym ;)

Image

Po ostudzeniu emocji i umyciu rąk, powoli zaczęliśmy się zbierać. Opuszczając wioskę przechodzimy jeszcze przez sklep z lisimi suwenirami (niezbyt niestety ciekawymi) i w recepcji zamawiamy powrotną taksówkę. Wróciwszy do Shiroishi, wsiadamy do Shinkansena i podróżujemy do Nagano. Tam czeka nas kolejny zwierzęcy punkt wycieczki – japońskie makaki.

Spotkanie z małpami było przewidziane na następny dzień. Póki co, dotarliśmy do Nagano i próbowaliśmy znaleźć odpowieni kierunek ewakuacji że stacji. Nagle, nie stąd ni zowąd, podszedł do nas niepozorny Japończyk i zagadał po angielsku, czy przybyliśmy oglądać małpy itp. Nie wzbudził naszych najmniejszych podejrzeń, jakoze przyzwyczailiśmy się do radości autochtonów na nasz widok. Nagle osobnik przedstawił się jako pastor, zaintrodukowal także swoją żonę i zaproponował nam jednomintuowa modlitwę za naszą pomyślna podróż. Ok pomyśleliśmy, z reszta niebardzo było jak się wycofać. Rozochocony pastor nakazał nam zamknąć oczy i powtarzać bez przerwy, przez minutę ‘allelujaallelujaalleluja...’, klepiąc nas przy tym po ramieniu. Całą sytuacja wywołała w nas niemały szok i atak śmiechu przez łzy, w związku z czym wymowa naszego ‘alleluja’ była mało wyraźną, niestety-nie było dane nam odejść dopóki grzecznie nie odmówiliśmy modłów. Na koniec wręczono nam wizytówkę pastora, certyfikat, iż zostaliśmy pobłogosławieni o pozwolono nam odejść. Uznaliśmy, że chyba natychmiast trzeba zaaplikwoac piwko ;) Zanim do tego doszło, zamledowalismy się w naszej noclegowni (jest już o tym w 1szym poście). Później wyruszyliśmy na poszukiwanie żywności. Niestety w naszych okolicach było raczej coś na kształt dzielnicy czerwonych latarni, ale w końcu udało się znaleźć czynne jadłodajnie.

Image

Image

Image

Niestety pojęcie wegetarianzimu do Nagano nie dotarło, więc reszta spożyła ramen, a mi pozostały niezastąpione trójkąty z 7Eleven;) Do tego odreagowanie wydarzeń dnia z drinkiem pt. sake z kartonika+zielona herbata. Zmęczeni siedzieliśmy na ławce i obserwowaliśmy ludzi przybywajacych taksowka na zakupy do 7eleven.

Image

Image

Na koniec dnia poszliśmy się jeszcze przejść po starszej czesci miasta, trafiajac przy okazji na punkt widokowy, a na koniec odwiedzilismy teoretycznie nieczynna juz (o tej porze) świątynie Zenkō-ji z 7 wieku.

Image

Image

Image

Dzień następny był dniem makaków. Wiedzieliśmy, że z uwagi na raczej tropikalne temperatury nie uświadczymy małp w kąpieli, niemniej jednak chcieliśmy je nawiedzić. Z Nagano można się do nich dostać pociągiem (nie obowiązuje w nim JR Pass), albo autobusem. Najlepszym rozwiązaniem wydaje się być zakup 1-dniowego 'Monkey Pass', który poza dowolnym środkiem transportu w obie strony obejmuje również bilet wstępu do parku i korzystanie z komunikacji miejskiej w Nagano (z tego jednak nie mieliśmy już czasu skorzystać). Pozostawiliśmy więc plecaki w skrytkach na dworcu i wyruszyliśmy ku zwierzynie autobusem. Warto wcześniej zaopatrzyć się w żywność , bo w okolicach parku są tylko 2 dość drogie knajpki i jeden automat z piciem (również nieco droższy niż zwykle). Do parku idzie się ok.30 min, w dość przyjemnych okolicznościach przyrody.

Image
Po dotarciu okazujemy bilety i wkraczamy na teren gorących źródeł. Liczne makaki nic sobie z naszej wizytacji nie robią i spędzają gorący dzień głównie na spokojnym iskaniu się. Spędzamy ok. godziny na obserwacjach (sam teren parku i gorących źródeł jest raczej mały) i powoli wracamy.

Image

Image

Image


W drodze powrotnej napotykamy jeszcze: 1) wycieczkę małych Japończyków, wśród których wywołujemy wielka radość i każdy chce nam powiedzieć 'hello' i podać rękę; 2) wyłaniającego się z nikad starszego pana mówiącego po angielsku (od sytuacji z misjonarzem trochę się takowych obawiamy), który okazuje się być niegroźny i daje nam pocztówki w ramach promowania regionu; 3)nagiego Japończyka w gorących źródłach dla turystów, znajdujących się nieopodal.

Image

Drogę powrotną zamierzamy odbyć dla odmiany pociągiem. Żeby jednak się do niego dostać musimy złapać lokalny busik do miejscowości o nazwie Yudanaka (również w ramach Monkey Pass), a tam wsiąść do pociągu w kierunku Nagano. Okoliczne górskie miejscowości wyglądem przywodzą na myśl okolice Kroscienka nad Dunajcem, Szczawnicy, itp. :)

Image

Wróciwszy do Nagano jemy szybki obiad w jakiejś przydworcowej jadłodajni i wyruszamy do Kioto z przesiadką w Kanazawie. Zaraz przed wyjazdem chcemy rezerwować miejscówki, niestety nie ma wolnych rezerwowalnych miejsc w pociągu z Kanazawy do Kioto, niemnej jenak bez problemu podróżujemy w jednym z wagonów bez rezerwacji. Do Kioto docieramy wieczorem, znajdujemy miejsce koczowania i wyruszamy na zer. Zasiadamy w jednej z okolicznych knajpek, a na zewnątrz okropna ulewa. Na szczęście zostajemy obdarowani parasolami i w całości wracamy do koczowiska:) Kolejne dwa dni przeznaczamy na Kioto i będą to ostatnie z tych uprzednio zaplanowanych dni wyprawy...
_________________
http://www.liswplecaku.pl
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#13 PostWysłany: 12 Wrz 2017 13:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Kwi 2011
Posty: 496
Loty: 332
Kilometry: 605 239
niebieski
Dwa kolejne dni to eksploracja Kioto. Upał i duchota od samego rana, ale jesteśmy dzielni. Zaczynamy od położonego kilkanaście minut piechotą od naszego koczowiska zamku Nijo (a właściwie jego ogrodów, jakoze w tym dniu wizytacje wnętrze nie były możliwe).

Image

Image

Image

Image

Image

Później zaopatrzenie w żywność w większym supermarkecie nieopodal i łapiemy autobus w kierunku kompleksów świątyń i zaczynamy nasza całodzienną wędrówkę... Był to dzień, w którym przebyliśmy największy dystans pieszo.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Po kilku godzinach marszu pośród świątyń i ogrodów złapał nas kryzys i ulweny deszcz. Aby umilić sobie przeczekiwanie, zaopatrzyliśmy się w pobliskim sklepie w ‘StrongZero’. Tutaj należy dodać, że dzień wcześniej ujrzeliśmy reklamę tegoż specyfiku w tv i tak bardzo nas zaintrygowała, że postanowiliśmy podjąć wyzwanie. ‘StrongZero’ wydało nam się nabytkiem niezwykle oplacalym i atrakcyjnym – zawierające 9% alc., niedrogie i przypominające w smaku dawna polskia oranżadę (pamięta ktoś Kaskadę?), jeszcze nie wiedzieliśmy gdzie jest haczyk ;)

Image

Image

Image

Image

Image

Tymczasem pierwsza puszka została skonsumowana a deszcz przestał padać. Pochodziliśmy jeszcze trochę, ale tym razem po sklepikach i stoiskach z suwenirami, po drodze nabywając drugą porcję strong zero. Zaczęliśmy czuć, że strong w nazwie nie bierze się znikąd;) Tak więc postanowiliśmy coś zjeść i po długim krążeniu trafiliśmy do dziwnej knajpy, w której obsługa cały czas wykrzykiwała jakieś niezrozumiałe japońskie komendy, a w środku byli wyłącznie autochtoni. Pod wieczór udalismu się jeszcze do dzielnicy Gion, jak na turystów przystało, zapolować na gejszę;) Niestety misja zakończyła się niepowodzeniem, a nogi nasze odmawiały już posłuszeństwa. Zaopatrzyliśmy się więc w supermarketowa żywność i nasz ulubiony napój i wróciliśmy do siebie.

Image

Image

Następny poranek objawił nam straszna prawdę o StrongZero, no cóż...Powiem tylko, że wstawało się nielawtwo. Niemniej jednak udało się jakoś wygrzebać i ruszyliśmy do Złotego Pawilonu (400 Y). Dodam, że w Kioto zarówno w pierwszym, jak i w drugim dniu, używaliśmy całodniowych biletów autobusowych (500 Y/os).

Image

Image

Image

Po Pawilonie zjedliśmy coś szybkiego, a potem przyszedł czas na wisienkę na torcie – świątynie Inari. Inari to bogini płodności, ryżu, rolnictwa, lisów, przemysłu i powodzenia. Cóż, na pewno nietrudno w powyższym znaleźć słowo klucz. Oczywiście, rozchodziło się o lisy. Poza doskonale znanymi pomarańczowymi bramami tori, świątynia jest pełną niezliczonych statuetek lisów. Można tam rozniez nabyć przeróżne lisie akcesoria. Do Inari dostajemy się pociągiem, korzystając z JR Passa. Zachwytom i radości podczas eksploracji nie było końca.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Po oddaniu należnej czci wszelkim lisom, zmuszeni byliśmy powrócić do Kioto, w tym dniu bowiem nasza wyprawa uszczuplała się o jedną osobę. A nasz plan działania pozostał nieokreślony...

Image

Image

Image

Początkowy plan jednodniowej wycieczki do Osaki został porzucony na rzecz wizytacji Nary. Kolejny raz poczyniliśmy użytek z Raił Passa i po ok. godzinie dotarliśmy na miejsce. W planie znowu świątynie, no i oczywiście słynne sarenki. Już na dworcu witał nas typowo japoński teledysk z tańczącą sarenka dziękująca nam za przybycie do Nary. Odwiedzamy dworcowa informację turystyczna, gdzie pozyskujemy mapę i jesteśmy gotowi do ataku. Na pierwszy ogień idzie swiatkynia Kokuku-ji z charakterystyczną pagodą.

Image

Image

Image

Później, położona na uboczu i wolna od turystów, Gango-ji.

Image

Image

Po zwiedzaniu świątyń nabyliśmy produkty żywnościowe z zamiarem spożycia ich w parku. Tak też uczyniliśmy. Z początku wszytsko wyglądało standardowo i już myśleliśmy, że sareni to tylko przereklamowany chwyt marketingowy. Byliśmy jednak w mniej turystycznej części parku.

Image

Image

Po przedostaniu się do drugiej jego części, sarenki zaczęły się nam ukazywać w narastających proporcjonalnie do ilości turystów ilościach. U starszej pani, jakich w parku kilka, nabywamy ciasteczka dla sarenek i zabieramy się za ich karmienie. Początkowo sprawa wydaje się być zabawna, niestety szybko okazuje się, że sarenki są żarłoczne, pazerne i nic nie może stanąć na przeszkodzie ich zachciankom. My wyszliśmy bez szwanku, ale nietrudno było zaobserwować sytuację, gdzie żarłoczna sarenka postanawia pożywić się czyimś ubraniem, nie zwracając w ogóle uwagi na portestujacego i probojacego umknąć właściciela. Obserwowałam też, dość przerażający, sarenkowy proces spożycia plastikowej reklamówki.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Im bliżej do świątyni Todai-ji, tym więcej sarenek (i produktów ich metabolizmu, których jadalne podobizny można nabyć na przydrożnym stoisku z pamiątkami) – niektóre wylegiwały się na poboczu podgryzając metalowe łańcuchy, inne myślały co by tu komu podjeść (pod przykrywką grzecznego pozowania do zdjęć).

Image

Image

Image

Gdy uznaliśmy, że czas obcowania że zwierzyna jest wystarczający (można to poznać po zmianie nastawienia-pierwotne entuzjastyczne okrzyki ‘ooo! sarenka’ zmieniają się w ‘eee sarenka...znowu’), wkroczyliśmy do świątyni gdzie czekał na nas, kolejny w tej podróży, gigantyczny Buddą. Podobnie jak ten w Kamakurze, robił wrażenie.

Image

Image

Image

Image

Image

Co ciekawe, w świątyni, po lewej stronie Buddy, w jednej z kolumn wydrążona jest dziura wielkości...jego dziurki w nosie. Ponoć przeciśniecie się przez nią umożliwia skróconą drogę do nirvany i doznania oświecenia. Cóż, ulegając namowom, udało mi się przez nozdrze przecisnąć, ale do tej pory ani nirvany, ani oświecenia nie uświadczyłam (jedyne co uzyskałam po przeprawie to olbrzymi siniak na udzie).

Image

Image

Po tychże przygodach przespacerowaliśmy się jeszcze do dwóch pobliskich świątyń, mijając po drodze pojedyncze (a jakże) sarenki. W końcu wróciliśmy do centrum miasta, gdzie w jednym z pasaży handlowych podgladnelism transmisję sumo, po czym powróciliśmy do Kioto.

Image

Image

Image
_________________
http://www.liswplecaku.pl
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
 
      
#14 PostWysłany: 13 Wrz 2017 20:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Kwi 2011
Posty: 496
Loty: 332
Kilometry: 605 239
niebieski
Po sarenkowych przygodach nastał czas na opuszczenie Kioto. Kolejnego poranka spakowaliśmy dobytek i postanowiwszy ominąć (póki co) Osakę, ruszyliśmy Shinkansenem do Himeji. Jak można się domyślić celem dnia był szturm na zamek. Zastanawialiśmy się jeszcze co uczynić później, początkowo planowaliśmy Hiroszimę, ale koniec końców postanowiliśmy się przedostać na Kiusiu, póki co do Fukuoki. Wróćmy jednak do Himeji. Już ze stacji kolejowej można zobaczyć górujący nad miastem zamek. Porzucamy więc rzeczy w dworcowej skrytce i ruszamy wprost do niego.

Image

Upał tego dnia jest niesamowity, a na pozbawionym cienia placu przed zamkiem skwar jak na patelni. Szybko nabywamy bilety (1000 jenów/os lub 1020-pare jeśli chcemy odwiedzić też ogrody, wybieramy opcję na wypasie;)) i eksplorujemy. Mimo dość bajkowego wyglądu, zamek Himeji to typowa forteca obronna.

Image

Spacerujmy najpierw po zewnętrznej baszcie, a potem dzielnie wdrapujemy się na kolejne piętra budowli. W środku nie ma rozbudowanej ekspozycji, ale sama konstrukcja robi wrażenie. Cała trasa dość przyjemnie zorganizowana, z opisami po angielsku. W zamku możemy również spotkać emerytów-wolontariuszy, którzy chętnie opowiedzą to i owo.

Image

Image

Po udanym szturmie na zamek, kierujemy się ku ogrodom. Są one podzielone na kilka części, jednak głód i upał zmuszają nas do przyspieszenia obchodu.

Image

Image

Image

Po drodze do stacji zaopatrujemy się w supermarketowy lunch i jedziemy na Kiusiu.
Do Fukuoki dotarliśmy pod wieczór, jednak powietrze wciąż było parne. Na szczęście nasze lokum znajdowało się kilka (naście) minut marszu od dworca. Po szybkim odświeżeniu ruszyliśmy w miasto. Do centrum doszliśmy pieszo, zaopatrując się po drodze w zimne piwko. Szybki internetowy przegląd nt. Fukuoki wyjawił nam informację o rzekomo licznych stragano-knajpkach z jedzeniem. Rzeczone przybytki znajdować się miały nad rzeką, niestety muszę ze smutkiem poinformować, że ich nie było. Tzn. były. Dwa. Jedna mała budka obsiedziana, kompletnie już obsiedziana, oraz pani z miską (żywych) węgorzy. Tak więc nasza przygoda z japońskim street foodem skończyła się rozczarowaniem.

Image

Image


Image

Powłóczyliśmy się więc po mieście bez celu stwierdzając m.in. niesamowicie duże zagęszczenie czegoś w rodzaju domów publicznych na metr kwadratowy.

Image

Image
Piwko dla dzieci;)


Wieczorem rozmyślamy co dalej i nasz wybór pada na słynące z licznych onsenów Beppu. Tego w końcu jeszcze nie próbowaliśmy!
_________________
http://www.liswplecaku.pl
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#15 PostWysłany: 15 Wrz 2017 12:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Kwi 2011
Posty: 496
Loty: 332
Kilometry: 605 239
niebieski
Przeprawa do Beppu chwilę trwa, jakoze nie można tam bezpośrednio dojechać Shinkansenem. Niemniej jednak docieramy. Na miejscu wita nas, a jakże – upał i duchota. Odnajdujemy nasz hostel i porzucamy rzeczy po czym ruszamy na eksplorację. Beppu raczej nie należy do najżywotniejszych miejsc na świecie, wydaje się być puste i senne, a może to poprostu wina pogody. Do tej pory wyprawa miała dość intensywny przebieg, więc decydujemy się wrzucić trochę na luz i po ludzku poczeznac. Postanawiamy dostać się na plażę. W informacji turystycznej pobieramy mapę i lokalnym autobusem docieramy do plaży Tanoura. Warto dodać, że system płatności autobusowych był dość ciekawy-otóż wsiadając do maszyny pobierało się karteczkę z numerkiem (oznaczającym przystanek, na którym wsiadamy), na przodzie autobusu wywieszona była tablica z numerkami i zmieniającymi się cenami. Na początku wydawało się to dziwne, ale sens faktycznie był-patrząc na ‘nasz numerek’ przystanku wiedzieliśmy ile zapłacić przy wysiadaniu. Pieniążek, wraz z karteczka numerkowa należało wrzucić do maszyny obok kierowcy przy wysiadaniu. Jakoze reszty nie można było pozyskać, autobusy wyposażone były też w rozmieniacze 500-jenowych monel lub 1000-jenowych banknotów. Ten rodzaj płatności za przejazd spotykaliśmy potem w innych miejscach, ale za pierwszym razem było to dość egzotyczne. Wracając jednak na plażę-nie była może jakaś specjalnie okzala, ale cicha i spokojną, otoczona parkiem i w końcu mieliśmy okazję na trochę nicnierobienia.

Image

Image

Po powrocie do miasteczka zainstalowaliśmy się w hostelu. Okazało się, że mieszkając tam dostaliśmy 'kartki na onseny', mogliśmy więc za darmo udać się do jednego z kilku wskazanych nam na mapie. Nie omieszkaliśmy skorzystać z okazji. Wyposażeni w ręczniki i mydło ruszyliśmy na podbój japońskiej łaźni. Onsen, do którego trafiliśmy był malutki i dość leciwy. Pozostawiliśmy buty przy wejściu i musieliśmy się rozdzielić, chłopcy na jedna stronę, dziewczynki na drugą. Jakoze zostałam sama, a w instytucji tego typu byłam po raz pierwszy, nie bardzo wiedziałam co czynić, na podstawie obserwacji udało mi się jednak pojąć zasady działania tegoż przybytku i już po chwili siedziałam na stołeczku pod prysznicem i dokonywałam ablucji. W łaźni było tylko kilka osób, średnia wieku na moje oko 60+... Nic to jednak, postanowiłam, że nadszedł czas na wymaczanie. Dostępne były dwa basenki, jak się okazało-jeden z gorąca, a drugi z bardzo gorąca woda. Do bardzo gorącej nawet nie odważyłam się wchodzić, natomiast w ‘srednio goracej’ po kilku minutach czułam, że chyba się gotuję;) Chyba środek lata to nienajlepszy czas na skorzystanie z gorącej łaźni, chociaż w zimie musi być to fajna sprawa. Po opuszczeniu łaźni poczyniliśmy jedyny słuszny wybór po takich przeżyciach-nabyliśmy zimne piwko.

Kolejnego dnia nie było już miejsca na lenistwo. Postanowiliśmy zeksplorowac jedna z najbardziej znanych miejscowych atrakcji – 7 piekieł. Piekła to nic innego jak gorące źródła i gejzery. Warto przygotować się na won siarki i jeszcze większą dawkę duchoty. Jeśli kogoś nudzą obserwacje gorącego blotka różnych kolorów, można skorzystać z dodatkowych atrakcji takich jak spożycie jaja ugotowanego na wodzie/parze prosto z gorących źródeł. Są też krokodyle (podobniez gorące wody tworzą świetny mikroklimat dla ich rozrodu...). Na terenie piekiełek znajdują się też miejsca, w których można zasiąść i wymoczyć stopy w gorącej wodzie.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Do piekieł z Beppu jedzie się lokalnym autobusem (np. nr 5, dokładne informacje nt rozkładów itp można pozyskać w informacji turystycznej), można zaopatrzyć się w bilet dzienny (między niektórymi piekłami jest spora odległość i pokonuje się ja raczej autobusem), ewentualnie jeśli mamy RailPassa to taniej wyjdzie płacić pojedynczo za przejazdy a potem dkojechac tylko do stacji kolejowej Kamegawa i pociągiem wrócić do Beppu. Warto też wiedzieć, że za wstęp do każdego piekła płaci się osobno (400Y/szt), w związku z czym lepiej zaopatrzyć się w zbiorczy bilet (2000 Y) już w informacji turystycznej na dworcu w Beppu.

Po powrocie do Beppu odwiedzamy inny onsen a wieczorem gotujemy na tarasie naszego hostelu. Zastanawiamy się też co robić następnego dnia. Decydujemy się na Yufuin, niewielkiej miejscowości położonej u stop wulkanu Yufu. Mimo, że Beppu i Yufuin dzieli niewielka odległość, podróż pociągiem trwa ponad godzinę. Długość podróży wynagradzają za to widoki, dookoła nas zielone japońskie pagórki. W końcu docieramy do Yufuin, które o 9 rano jeszcze śpi. Niezrażeni tym widokiem pozostawiamy bagaże na dworcu i idziemy w poszukiwaniu śniadania. Z braku lepszych dostępnych opcji kończymy w 7Eleven... Niestety miasteczko spowite jest mgłą i wulkan nie chce się objawić.

Image

Image

Image

Spacerujemy więc i okazuje się, że Yufuin jest pełne turystycznego kiczu dla japońskich/koreańskich turystów...Wszystko jest tu (jak na japońskie gusta) bardzo ‘kawaii’. Są i kawiarnie z kotami, i z sowami, wiewiórki, które można karmić za opłata(!), malutkie sklepiki pełne niepotrzebnych (ale słodkich) rzeczy etc.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

W ciągu 2 godzin obchodzimy całe miasteczko że dwa razy, po drodze odwiedzając też sklep specjalizujący się w shochu. Zadowolony z naszej wizytacji sprzedawca chętnie częstuje nas kolejnymi trunkami. Decydujemy się nawet na zakup kiusiowego trunku, w całkiem przyzwoitej cenie i w bardzo ładnym opakowaniu. Niestety w ogólnym rozrachunku Yufuin raczej nie było warte wizytacji.

Image

Image

Pakujemy się więc do pociągu i ruszami w kierunku Hiroszimy...

Docieramy tam popołudniu, szybko porzucamy rzecy w położonym nieopodal dworca hotelu, pobieramy mapy i za pomocą hop-on/hop-off busa, którego możemy używać bezpłatnie z RailPassem wyruszamy ku wiadomemu muzeum. Wpadamy tam dosłownie na ostatnią chwilę, zaraz po naszym wejściu skończono wpuszczać zwiedzających. Niemniej jednak udaje nam się obejrzeć ekspozycję, a gdy zaczynają zamykać przybytek, przemieszczmy się do przyległego parku, w którym oglądamy słynny budynek, jeden z niewielu, który ostał się po zbombardowaniu miasta.

Image

Image

Image


Po ‘punktach obowiazkowych’, połaziliśmy po centrum miasta, odiwedzajac dziwne japońskie sklepy. W końcu głód doprowadził nas do jednej z małych knajpek, w którym nikt nie słyszał o języku angielskim. Przyzwyczajeni do takowych przybytków postanowiliśmy zostać. Był to rodzaj miejsca, gdzie zamawia się coś w znaczkach, a potem samodzielnie grilluję toto na stoliku. Na moje szczęście można było zamówić też zestaw warzywny.

Image

Image

Wieczór w Hiroszimie zwieńczamy butelka sake spożyta na ławce w parku.
_________________
http://www.liswplecaku.pl
Góra
 Profil Relacje PM off
6 ludzi lubi ten post.
 
      
#16 PostWysłany: 15 Wrz 2017 19:52 

Rejestracja: 26 Sty 2016
Posty: 209
niebieski
Fajna relacja i będzie dla mnie bardzo pomocna, patrząc na trasę. Ale mam jedno pytanie, o ten special event, czyli głaskanie lisków. To jakaś szczególna godzina była? Ew. czy jest jakoś powtarzalny?
_________________
https://www.star-wars.pl
https://www.filmowe-szlaki.pl
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#17 PostWysłany: 16 Wrz 2017 13:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Kwi 2011
Posty: 496
Loty: 332
Kilometry: 605 239
niebieski
@Lord Sidious
Wydaje mi się, że odbywa się to codziennie, ale czy raz czy więcej to nie mam pojęcia. Nasz 'event' miał miejsce ok. 13:30-14 (tak wynika ze zdjęć)
_________________
http://www.liswplecaku.pl
Góra
 Profil Relacje PM off
Lord Sidious uważa post za pomocny.
 
      
#18 PostWysłany: 28 Wrz 2017 16:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Kwi 2011
Posty: 496
Loty: 332
Kilometry: 605 239
niebieski
Rano zostawiamy dobytek w hotelu i pociągiem docieramy do przystani, z której kursują promy na Miyajime. Promy JR są bezpłatne dla posiadaczy Rail Passa (czyli również dla nas;)). Przeprawa na wyspę trwa kilkanaście minut i już z pokładu można obserwować sławna bramę Tori.

Image

Image

Image

Po opuszczeniu promu, okazuje się, że wyspa jest zamieszkana przez sarenki. Na wyspie można wybrać jedną z kilku, dłuższych lub krótszych tras. Ze względu na to, że jeszcze tego samego dnia planujemy przeprawę do Kochi, decydujemy się na ok. 2,5 godzinny pobyt na wyspie. Zaczynamy od świątyni na wodzie, potem wspinamy się do kompleksu świątyń położonych na wzgórzu, który pozbawiony tłoku i pełen urodziwych zakamarków bardzo nam się podoba. Na dół wracamy bocznymi uliczkami i łapiemy powrotny prom.

Image

Image

Image

Później przeprawa na Sikoku-postanawiamy pojechać do Kochi. Na Sikoku brak jest Shinkansenow, przez co podróż z Hiroshimy trwa ok. 4 godziny. Przeprawa mostem pomiędzy wyspami i jazda nad woda robią wrażenie, z reszta niemniej ciekawe widoki obserwujemy później-Sikoku wydaje się być niemal bezludną, niezabudowana zielona wyspa. Do Kochi docieramy późniejszym popołudniem. Witają nas pomniki samurajów. Odpoczywamy chwilę w hotelu i wychodzimy na eksplorację centrum. W pasażach trwają przygotowania do jakiegoś festiwalu.

Image

Image

Image

Image

Następnego dnia w przydworcowej informacji turystycznej nabywamy całodzienne bilety autobusowe w cenie 500 jenów (cena dla turystów) i specjalnym autobusem kierujemy się ku miejscowym atrakcjom. Zwiedzamy ogród botaniczny, świątynie, a potem jedziemy na plażę.

Image

Image

Image

Image

Po powrocie do miasta próbujemy znaleźć żywność, niestety opcje wegetariańskie również tu są nieznane. Oglądamy jeszcze miejscowy zamek, a wieczorem spotykamy się że znajomym znajomego, który od jakiegoś czasu mieszka na Sikoku i uczy angielskiego. Razem z nim udajemy się na miejscowy targ z jedzeniem, pełen stoisk, w którym zamówić można coś do jedzenia i picia, po czym skonsumować swój nabytek w otoczeniu miejscowych. W menu przeważa mięso i ryby, w tym lokalna specjalność - bonito. Ryba przyzadzana jest na palenisku z siana co wygląda dość efektownie.

Image

Image

Image

Z Kochi jedziemy do Matsuyamy, największego z miast Sikoku, położonego na przeciwnym końcu wyspy. Na początek zaopatrujemy się w całodzienne bilety tramwajowe (wydaje się, że starodawne tramwaje są najłatwiejszym środkiem transportu i da się z nich pomocą dostać do najciekawszych miejsc).

Image

Na początek atakujemy miejscowy zamek. Jak to z zamkami bywa, i ten położony jest na wzgórzu. Aby się do niego dostać możemy wykorzystać własne odnóża, lub (jak to uczyniliśmy) skorzystać z kolejki gondolowej lub wyciągu krzesełkowego (obie opcje w tym samym bilecie, łączonym z biletem do zamku). Zamek w Matsuyamie jest o wiele mniej zatłoczony niż Himeji, a do tego oferuje wystawę z eksponatami m.in. na temat uzbrojenia samurajów itp.

Image

Image

Image

Zmęczeni eksploatacja udajemy się na popołudniowy odpoczynek, po którym wybieramy się do onsenu Dogo, uważanego za najstarszy tego typu przybytek w Japonii. Onsen i jego otoczenie są wybitnie turystyczne, jest nawet miejscowe piwo ‘Dogo’, a także pełno punktów z (drogim) sokiem pomarańczowym – okolice słyną z pysznych cytrusów. Wejście do przybytku jest możliwe w kilku wariantach cenowych - sama kąpiel, bądź kąpiel z przekąską i zieloną herbatą spożywanymi w tradycyjnym szlafroczku, albo wersja najbardziej burżujska - z prywatnymi komnatami. Wieczór finalizujemy w miejscowym lokalu z kraftowym piwem, a następnego dnia czeka nas przeprawa do Osaki.

Image

Image
_________________
http://www.liswplecaku.pl
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#19 PostWysłany: 30 Wrz 2017 14:59 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Kwi 2011
Posty: 496
Loty: 332
Kilometry: 605 239
niebieski
Opuściwszy Sikoku desantujemy się do Osaki. Już od kilku osób słyszałam, że Osaka jest szalona i na pewno mi się spodoba. Na ppierwszy rzut oka nie widać nic czego byśmy jeszcze w Japonii nie widzieli. Jednak po dotarciu do okolic Dontonbori zaczyna rozjaśniać sytuację. Mieszkanka dźwięków, kolorów i dziwów jest przytłaczająca i zupełnie nie wiadomo jak to wszystko ugryźć. Stwierdziwszy, że dla pojęcia sytuacji najlepiej najpierw coś zjeść, wpadamy do restauracji Okonomiyaki. Właściwie przypadkiem trafiamy do nagradzanej gwiazdkami Michelin restauracji Mizuno (nie wiedzieliśmy o tym dopóki nie zobaczyliśmy naklejki przy drzwiach, w środku ludzi było trochę, ale posadzono nas bez czekania, natomiast gdy wychodziliśmy na zewnątrz była spora kolejka). Plusem Okonomiyaków jest to, że samemu można decydować z czego, oprócz kapuścianej 'bazy' są przyrządzone. Dzięki temu w końcu mogę zjeść coś ciepłego i zupełnie japońskiego:) Stoły w restauracji wyposażone są w płyty grzewcze i cała procedura dzieje się na naszych oczach, całkiem ciekawe zjawisko, chociaż widać, że miejsce jest tłoczne i kelnero-kucharze są zabiegani pomiędzy kilkoma stolikami.

Image

Najedzeni buszujemy po najróżniejszych sklepach i zakamarkach, obserwując ludzi i kurioza.

Image

Image

Image

Image

Wieczorem udajemy się do polecanego nam przez znajomych dziwnego baru. Wskazówką jest tylko gwiazdka na mapie wskazująca gdzie mamy szukać i zdjęcie z logiem przybytku. Nigdzie nie figuruje nazwa miejsca, ale później dowiadujemy się, że zwie się 'Nayuta'. Jeśli kiedykolwiek będziecie w Osace to polecam zajrzeć, już różne miejsca widziałam, ale to zdecydowanie należy do jednych z najdziwniejszych.

Image

Ale uwaga...Takie ostrzeżenie znajdziecie zaraz przed wejściem:

Image

Resztę wieczoru spędzamy szwędając się po mieście i podjadając takoyaki

Image

Następny dzień ma być dniem zakupowym, bowiem wylot zbliża się nieuchronnie. Udajemy się na targ akcesoriów kuchennych gdzie można kupić wszystko do kuchni, zarówno domowej jak i restauracyjnej. Polecam zajrzeć! Nabywamy tam m.in. japoński nóż, a jest z czego wybierać!

Popołudniu nie zostaje nam nic innego jak przeprawa do Tokio - nasz RailPass ważny jest tylko do północy. Postanawiamy jednak wyeksploatować go do samego końca i po porzuceniu dobytku jedziemy na Tokio Station, gdzie konsumujemy wegański ramen, a potem idziemy na (prawie) pożegnalne kraftowe piwko do pobliskiego baru. Wracamy jednym z ostatnich pociągów, ze smutkiem legitymując się po raz ostatni naszym JRPassem...

Image

Image

Na ulicach Tokio w końcu można przekonać się jak pachnie osławiony 'mokry karton' (jeśli oglądaliście kiedykolwiek Kopyra to wiecie:D)

Image

Nasz właściwie ostatni dzień w Japonii zaczynamy śniadaniem w, a jakże!, 7Eleven a potem wędrujemy do Tokio Edo muzeum. Polecam odwiedzić, jest świetnie zrobione i przedstawia historię Tokio od czasów jego założenia aż do teraz. Muzeum jest bardzo interaktywne i można się faktycznie sporo dowiedzieć.

Image

Image


Resztę dnia spędzamy w Akihabarze i Shibuyi na ostatnich zakupach, wizytujemy też osławione Uobei sushi i konsumujemy pożegnalne Strong Zero (na koniec postanowiliśmy nie żywić urazu) ;)

Image

Image

Image

Image

Image

Wieczorem łapiemy pociąg do Narity, skąd następnego poranka odlatujemy do Warszawy na pokładzie (ku mojej wielkiej radości) Franka. Tym razem udaje się nam mieć miejsca koło siebie, pani w Naricie nie robi żadnych problemów z nadaniem bagażu prosto do RZE (chociaż osobne bilety), a wege jedzenie w Locie dalej przyzwoite.

A więc to by było na tyle, polecam Japonię i Japończyków, nie miałam pojęcia, że ta podróż przysporzy mi aż tyle radości;)
_________________
http://www.liswplecaku.pl
Góra
 Profil Relacje PM off
adam1987 lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 19 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group