Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 23 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2  Następna
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 28 Cze 2015 19:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Lis 2012
Posty: 187
Loty: 122
Kilometry: 238 451
Z racji tego, że nie znoszę jesienni, a tym bardziej przedsionka zimy, postanowiłem uciec do zdecydowanie cieplejszego miejsca. Tym razem, za sprawą tańszych biletów lotniczych, wybór padł na odległą Dominikanę. Dziewicza podróż, bo pierwsza zorganizowana na własną rękę poza Europę, okazała się strzałem w dziesiątkę. Trochę sobie polatałem, trochę pozwiedzałem, a doświadczenia zdobyłem co niemiara. Podczas wyjazdu towarzyszyła mi dziewczyna, brat oraz znajoma para.

Dzień 1

Trasę, którą pokonaliśmy w drodze na Dominikanę wyglądała następująco: Wrocław -> Warszawa (WMI) -> Barcelona -> Madryt -> Santo Domingo -> Madryt -> Bruksela (CRL) -> Warszawa -> Wrocław.

Na przesiadkę w Madrycie mieliśmy ok. 1h i zdążyliśmy w tym czasie przejść (oraz przejechać bezpłatną kolejką) z Terminala 4 do Terminala 4S. Na Dominikanę przyszło nam lecieć nowym Airbusem 330-500, więc na system rozrywki pokładowej nie mogliśmy narzekać. W sumie w powietrzu byliśmy 8,5h. Podczas lotu otrzymaliśmy oczywiście posiłki oraz mogliśmy korzystać z nielimitowanej ilości napojów bezalkoholowych/alkoholowych. W Santo Domingo wylądowaliśmy o 16 czasu lokalnego i pozostało nam już tylko udać się do wypożyczalni, odebrać samochód i poczuć trochę tej egzotyki. Niestety, ale "tylko" bardzo szybko zmieniło się w "aż", a samo zderzenie z nową rzeczywistością okazało się dla nas bardzo okrutne. Przyszedł czas na serię niefortunnych zdarzeń, których byliśmy częścią.

Po wyjściu z samolotu zmuszeni byliśmy wykupić wizę turystyczną, która umożliwiła nam legalne podróżowanie po kraju. Opłata za wizę wyniosła nas 10$/os. Ogólnie cały proces otrzymania wizy do paszportu trwał ok. 10 min. i nie przysporzył nam kłopotów. Zaczęły się one dopiero przy odbiorze bagażu. Odebrana walizka brata i plecak dziewczyny nie zapowiadały nieszczęśliwych zdarzeń, które miały nastąpić. Monika, Norbert i ja czekaliśmy przy taśmie na nasze plecaki, gdy w pewnym momencie usłyszeliśmy od pracownika lotniska, że wszystkie bagaże zostały już wydane. Zostaliśmy skierowani do przedstawiciela Iberii w celu uzyskania informacji, co stało się z naszymi plecakami. W podobnej sytuacji znalazło się jeszcze kilkanaście osób. Okazało się, że pracownicy lotniska w Madrycie nie nadali naszych bagaży i zostały one w stolicy Hiszpanii. Pięknie się zaczęło. Zostaliśmy z pustymi rękami, z cieplejszymi ciuchami na sobie i 30 stopniami na zewnątrz. Pracownicy Iberii obiecali nam dostarczyć zagubiony bagaż do hotelu, oddalonego 200km od lotniska, lecz miało to trwać 2 dni. (Niestety, mądry Polak po szkodzie. Nie znaliśmy w 100% swoich praw w wyniku niedostarczonego bagażu przez linie lotnicze. Nie przycisnęliśmy pracownika Iberii na lotnisku w Santo Domingo, który stwierdził jedynie, że nie może nam pomóc i musimy czekać na bagaże. Po fakcie już wiem, że mogliśmy zakupić najpotrzebniejsze nam rzeczy, a następnie przedstawić rachunek Iberii i domagać się zwrotu poniesionych wydatków. Pierwsza nauka zaliczona.

Po załatwieniu wszelkich formalności udaliśmy się do wypożyczalni. Tutaj czekał na nas kolejny problem. Mianowicie, okazało się, że Sixt chce nam pobrać depozyt w wysokości 1450$! Nasza karta kredytowa nie była na to przygotowana (niejednokrotnie wypożyczaliśmy auta na wyjazdach, ale o takim depozycie nigdy nie śniłem). Na dodatek karty, które mogłyby pokryć taki depozyt zostały zablokowane przez banki. Teraz już wiem, że o wyjazdach w tak odległe zakątki świata trzeba informować także banki. W innym wypadku dla naszego "bezpieczeństwa" bank zablokuje nam możliwość wypłaty pieniędzy z bankomatu, czy możliwość płatności w sklepach, barach i wypożyczalniach za pomocą karty. Kolejna nauka zaliczona. Nastąpiła burza mózgów, w którą zaangażowani byli również pracownicy innych wypożyczalni. Doszło nawet do sytuacji, że siedziałem w biurze Sixt za biurkiem i robiłem przelewy. Kiedy brat poszedł wypłacić gotówkę, okazało się, że nie może już do nas wrócić i zmuszony był czekać poza strefą przylotów. To samo spotkało Norberta, który doniósł mu paszport. Ostatecznie, wykupiliśmy dodatkowe ubezpieczenie za 140$, które pozwoliło nam obniżyć kwotę depozytu do 900$. Na takie obciążenie nasza karta mogła już sobie pozwolić. Po 40 min. ciężkiej przeprawy udało się nam sfinalizować wynajem. W nagrodę za trud realizacji transakcji, dostaliśmy lepszy samochód. Nasza radość nie trwała jednak zbyt długo, bo podczas próby odpalenia silnika, pracownik stwierdził, że auto nie pojedzie. Zmuszeni byliśmy wrócić do auta, które na pierwszy rzut oka wydawało się rozpaść na pierwszym zakręcie. Na dodatek okazało się, że ma pusty bak i trzeba będzie szukać stacji paliw. Jednak to co nas spotkało do tej pory, było tylko namiastką tego, co miało się dopiero wydarzyć.

Pierwsza stacja paliw była niedaleko lotniska, więc problem pustego baku rozwiązaliśmy szybko. Tankowanie do pełna kosztowało nas 2500 peso. Pieniądze płaci się pracownikowi stacji, który tankuje nam auto. W środku stacji zakupiliśmy napoje (cena produktu była uzależniona od woli sprzedającego) i ruszyliśmy w drogę. Po chwili znaleźliśmy się na "autostradzie". Prędkość poruszania się po drodze wynosiła 80km/h według przepisów i znaków. Co jakiś czas czekała nas płatność na bramkach. W sumie za cały przejazd z lotniska do Las Terrenas można zapłacić albo 440 peso, albo 950 peso. W pewnym momencie istnieje możliwość wyboru drogi alternatywnej, która nie jest płatna. Jest to droga nr 7, która przechodzi w drogę nr 5. Na nasze nieszczęście my ją właśnie wybraliśmy, a tam czekała już na nas nauka na całe życie.Gdy byliśmy już w odległości 10 km do hotelu, na naszej drodze zauważyliśmy powalone drzewa. Wyglądało to na efekt silnego wiatru. Przeszkodę było jednak łatwo ominąć, więc ruszyliśmy dalej. Na 5 km przed hotelem wjechaliśmy do kolejnego miasteczka. Należy dodać, że całe życie Dominikańczyków toczy się wzdłuż drogi (liczni sprzedawcy, spotkania rodzinne, warsztaty). Właśnie tutaj trafiliśmy na kolejną przeszkodę. Wysypany kontener ze śmieciami, porozrzucane kamienie po drodze, a to wszystko polane benzyną i podpalone przez młodzieńca pełnego wigoru. Zdezorientowani i już wystraszeni, zdecydowaliśmy się przejechać szybko obok wielkiego ogniska, licząc, że to jednorazowy incydent. Jakimś cudem Marta przejechała obok i ruszyliśmy dalej. Niestety, na dwa kilometry przed hotelem, zauważyliśmy kolejną przeszkodę. W prawdzie jeszcze nie podpaloną, ale to się miało za chwilę zmienić. Nie mogliśmy jechać dalej, o czym informowali nas mieszkańcy po hiszpańsku, dlatego podjęliśmy ucieczkę i decyzję o opuszczeniu tej niebezpiecznej drogi. Jak się okazało nie było to takie łatwe, bo za nami były już tworzone kolejne przeszkody. Na jedną z nich wjechaliśmy (porozrzucane opony, rozbite butelki, gałęzie z liśćmi). Samochód nie odniósł na szczęście żadnych szkód, ale pojawił się inny problem - w tym też momencie zostaliśmy odcięci, bo z każdej strony były blokady. Musieliśmy podjąć jakieś działanie, bo idea pozostania w obecnym miejscu nie była przekonywująca. Przeszkoda znajdująca się przed nami, nie była jeszcze podpalona, więc mogliśmy ją usunąć na tyle, żeby móc przejechać. Trzeba było się spieszyć, bo w oddali było słychać nadjeżdżające motory. To z kolei zwiastowało kolejne ognisko. Nie tracąc czasu wyskoczyliśmy na ulicę, odrzuciliśmy opony i wykopaliśmy szkło z jezdni. Pomógł nam w tym jakiś mężczyzna, który wracał z pracy (i przypadkowo dostał odrzucaną przez mojego brata oponą). Po chwili ponownie byliśmy w samochodzie i jechaliśmy dalej. Nasz nowy plan opierał się na dojechaniu do "większego" miasta, które już mijaliśmy i znalezieniu tam hotelu, gdzie przeczekamy noc. Na szczęście droga do tego miasta była już bez przeszkód, a w pierwszym napotkanym pensjonacie rodzinnym znalazło się dla nas miejsce za 400 peso pokój. Gospodyni domu była bardzo miła i uczynna. Mówiła też trochę po angielsku. Stres, który sięgał zenitu, zaczął powoli opadać. Można było uznać, że jesteśmy bezpieczni.

"Co to było?" - to pytanie towarzyszyło nam przez kolejne dwa dni, gdy próbowaliśmy zrozumieć jakich wydarzeń byliśmy świadkami. Nie było to łatwe, bo nikt nie mówił po angielsku. Nasz wywiad wśród lokalnej społeczności (sprzedawczynią w jednym z mini marketów była Amerykanka) przyniósł odpowiedź. Okazało się, że trafiliśmy na strajki w Las Terrenas, które odbywały się w nocy. Zaczęły się konkretnie w piątek o 21:30, czyli w momencie gdy dojeżdżaliśmy do hotelu. Ludzie strajkują, bo ceny życia są zbyt wysokie i nie są w stanie im podołać. Nikt o nich nie dba i nie dofinansowuje. Wszystko robione jest tylko pod turystów. Trzeba przyznać, że mieszkańcy Las Terrenas potrafią strajkować. Warto dodać, że część mieszkańców odcina się od zamieszek w mieście. To właśnie Ci porządniejsi mieszkańcy (przy obowiązkowej pomocy policji) muszą naprawiać to, co zniszczą strajkujący. Poza nocnymi incydentami nie można było nic zarzucić mieszkającym tam ludziom, którzy okazali się bardzo pomocni i otwarci.

Dzień 2

Wyjazd z Sanchez (miasteczka, w którym się zatrzymaliśmy) zaplanowany był na 8 rano. Pobudka nastąpiła jednak godzinę szybciej, bo Norbert źle przestawił zegarek. Tak czy inaczej, niewyspani, nienajedzeni, lecz nadal troszkę przestraszeni, chcieliśmy ponownie spróbować dojechać do Las Terrenas. Co najważniejsze, musieliśmy od Piotrka pożyczyć letnie ubrania, bo nasze dopiero miały rozpocząć lot z Madrytu. Po wyjściu z naszego hostelu pierwsze co rzuciło mi się na myśl to to, że Dominikana za dnia wygląda zdecydowanie przyjemniej niż nocą. Po włożeniu plecaków do bagażnika, zajęciu miejsc w aucie, okazało się, że auto nie chce odpalić. Następne próby nie przynosiły rezultatów. Czyżby kolejny dzień miał się zacząć od ponownych problemów? Nic z tych rzeczy. Tym razem dopadło nas szczęście w nieszczęściu, bo nasze auto doznało urazu pod...warsztatem samochodowym. Dwóch miłych mechaników rzuciło okiem na problem i w 10 min. mieliśmy auto na chodzie. W końcu wyjechaliśmy. Po głosowaniu podjęliśmy decyzję, że wracamy na znaną już nam trasę nr 5 do Las Terrenas. Było jednak jedno "ale". Gdy spotkamy pierwszą, nawet najmniejszą przeszkodę, to od razu zmieniamy trasę. Jak się okazało nasza podróż nie trwała zbyt długo, bo zostaliśmy poinformowani przez osoby czekające na autobus, że droga jest nieprzejezdna. Pozostało nam tylko zawrócić i skorzystać z drogi nr 133, którą nasze nawigacje uważały za polną.

Po dojechaniu na miejsce ogarnęło nas kolejne zdziwienie, bo wspomniana droga to nowa autostrada prowadząca do Las Terrenas. Po zapłaceniu za przejazd 500 peso ruszyliśmy w drogę. Trasa 133 jest naprawdę przyjemna z ładnymi widokami. Kończy się przy rondzie, które poprzedniego dnia mieliśmy na wyciągnięcie ręki. W tym też miejscu zjechaliśmy na drogę nr 7, która miała nas doprowadzić do hotelu. Miała i doprowadziła, ale znów musieliśmy walczyć z przeszkodami. Tym razem przede wszystkim z rozbitymi butelkami na drodze. Tym samym wyjaśniła się zagadka, czy gdybyśmy wybrali poprzedniego dnia inną trasę to dojechalibyśmy do hotelu. Odpowiedź brzmiała - nie. Miejsce, w którym znajdowaliśmy się obecnie było jeszcze większym pobojowiskiem, niż droga nr 5. Ludzie jeszcze nie zdążyli uprzątnąć ulic, ale były one w miarę przejezdne. Po kolejnych 15 min. ujrzeliśmy napis na murze "Residencia El Balata" i byliśmy w domu.

Właścicielką okazała się miła kobieta, która przez cały pobyt we wszystkim nam pomagała. Niestety, ale mieliśmy małe problemy z komunikacją, bo Pani słabo mówiła po angielsku. Wszystko udało się jednak rozwiązać bez zastrzeżeń. W naszym imieniu skontaktowała się nawet z obsługą lotniska i poinformowała gdzie mają konkretnie przywieźć nasze zagubione bagaże.Po rozpakowaniu się, czyli bardzo szybko, bo tylko Marta i Piotrek mieli z czego, poszliśmy na małe zakupy do pobliskiego sklepu. Po zakupie produktów na śniadanie wróciliśmy do hotelu, żeby w końcu napełnić brzuchy. Po otwarciu puszki z sardynkami, która stała na półce w upale szybko zrozumiałem, że tym razem mi się to nie uda.

Nie chcieliśmy więcej tracić czasu, dlatego wybraliśmy się na plażę z myślą, że może tam coś znajdziemy do jedzenia. Dojście do plaży zajęło nam ok.20 min. Droga prowadziła przez małą wieś, więc mogliśmy przypatrzeć się jak wygląda codzienne życie lokalnej społeczności. Podczas wędrówki dostrzec można było biedę. Ludzie choć z kiepskim statusem, to nie odmawiali sobie przyjemności. Mianowicie, w "salonie piękności" było pełno kobiet czekających na zmianę fryzury. Mężczyźni albo pracowali przy użyciu maczet, albo zajmowali się jazdą na motorach. Szczytem absurdu była postawiona w centrum wsi budka totalizatora - coś jak u nas lotto. Tylko jeden los dzielił tych mieszkańców od zmiany warunków życia. Był tak blisko, a zarazem niedościgniony.

Po dojściu na plażę w końcu ujrzeliśmy pocztówkowy obraz. Na ten moment czekałem i było warto mimo tylu komplikacji. Przed większym plażowaniem rozglądnęliśmy się po barach. Nie uwierzycie, ale zostaliśmy włączeni do problemu z elektrycznością. Nic nie mogliśmy zjeść, bo nic nie działało. Na szczęście w jednej restauracji właścicielka poinformowała nas, że za 2h będzie rozpalony grill, na którym będą się smażyć ryby. Postanowiliśmy więc rozbić się na leżakach w pobliżu i zaczekać. Pierwszy kontakt z wodą nie był bolesny. Okazało się, że jest ona bardzo ciepła. Chyba nigdy wcześniej nie kąpałem się w wodzie o tak wysokiej temperaturze (wyłączając domowy prysznic). Po tak przyjemnych doznaniach stres już prawie zniknął. Podczas plażowania dowiedzieliśmy się jak wyglądają tutejsze opady deszczu. W zasadzie na ukrycie się jest kilka sekund od pierwszych kropli na ciele. Później już nie ma potrzeby ucieczki, bo kolejne sekundy zmieniają człowieka w mokrą kurę. Także opady są intensywne, ale krótkie, po których ponownie wychodzi słońce.

Załącznik:
1.jpg
1.jpg [ 155.83 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
2.jpg
2.jpg [ 200.12 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
3.jpg
3.jpg [ 188.9 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
4.jpg
4.jpg [ 188.89 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Grill został rozpalony zgodnie z przekazanymi informacjami. Na miejsce przybył szef i po jego zobaczeniu zrozumiałem, dlaczego restauracja nazwa się "don Wąs". Po chwili od jego przybycia do restauracji podjechały dwa motory, których kierowcy przywieźli zapas świeżo złowionych ryb. Wąsacz wziął co chciał i po mału zaczynała się uczta. Zamówiliśmy dwie pokaźne ryby (dorady) na trzy osoby. Ich przyrządzenie trwało ok. 30 min. Don Wąs rozprawił się za nas z ośćmi, więc pozostało nam już tylko zapełnić brzuchy. Do ryb dostaliśmy dodatkowo ryż oraz grillowane warzywa. W końcu mogłem powiedzieć, że jestem pełny.

Załącznik:
6.jpg
6.jpg [ 210.15 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Po śniadanio-obiedzie musieliśmy zrobić sobie sjestę, żeby wszystko przetrawić. Rozłożyliśmy się ponownie na leżakach i zbieraliśmy kolejne promienie słońca. Po godz. 15 wróciliśmy do naszego apartamentu i po szybkim prysznicu pojechaliśmy do marketu Super Pola na spożywcze zakupy. Po wejściu do sklepu ogarnęło nas zdumienie - tutaj jest tak trochę europejsko. Gdy za rogiem ludzie dogaszali podpalone opony, to w Super Poli pracownicy w garniturach i uniformach świadczyli swoje usługi. Przed rozpoczęciem zakupów podeszliśmy do stanowiska Orange i zakupiliśmy sim kartę oraz doładowanie. Nie było to jednak tak proste jak u nas. Procedury zakupu takiej zwykłej karty kosztowały nas 30 min. czasu. Zarówno paszport jak i numer seryjny telefonu był przez pracownika skrupulatnie sprawdzone. Później jeszcze kilka telefonów i mogliśmy podpisać umowę. Za kartę oraz doładowanie zapłaciliśmy 300 peso. Dalsze kroki skierowaliśmy w kierunku marketu. Trzeba było w końcu kupić rum. Na półkach z alkoholem w zasadzie można było tylko w nim wybierać. Ceny tego trunku wahały się od 280 peso do nawet 10 tysięcy. W sklepach z pamiątkami cena takiego rumu rosła razy 3. Oprócz alkoholu kupiliśmy także sporo soczystych owoców. Niestety, ale wędliny na Dominikanie to nie jest rarytas. Jeśli miałbym je porównywać z polskimi to na myśl przychodzi mi tylko mortadela. Znalazłem za to przepyszny kremowy serek, który mógłbym jeść bez końca. Po odejściu od kasy wróciliśmy do domu i zaczęliśmy próbować to co najlepsze na Dominikanie, czyli rum.

Dzień 3

Czwarty dzień upływał pod znakiem oczekiwań na przyjazd naszych zagubionych bagaży. Wiedzieliśmy, że kurier nie pojawi się wcześniej niż przed 15, więc nie było sensu siedzieć w domu. Nie mogliśmy jednak odbyć zaplanowanej wycieczki do Parku Los Haities, bo miałaby ona trwać cały dzień, a bagaży nikt nie mógł za nas odebrać. Jedynym wyjściem było ponowne plażowanie w Las Terrenas. Tym razem udaliśmy się na plażę samochodem, żeby w przypadku wcześniejszego przyjazdu kuriera, móc szybko przetransportować się do hotelu.

Na plaży głównym celem było znalezienie palmy w pobliżu wody i zrobienie sobie na niej zdjęcia. W tym celu poszliśmy w innym kierunku, niż poprzedniego dnia. Podczas spaceru zauważyliśmy mnóstwo liczebnych rodzin, które przyjechały odpocząć na plaży. Samochodem można było dojechać prawie wszędzie, a oni z tego korzystali. Wyciągali z auta stoły, krzesła i zaczynała się biesiada przy głośnej muzyce. My podpatrując ich imprezę wciąż podążaliśmy w kierunku palmy i w końcu ją znaleźliśmy. Rzeczywistość okazała się brutalna - na palmę wcale nie jest tak łatwo wejść. Po licznych próbach udało się nam pstryknąć kilka zdjęć. Zapomniałem dodać, że przez cały czas od wyjścia z auta towarzyszyły nam trzy psy. Na Dominikanie jest ich naprawdę sporo. Kręcą się wokół turystów licząc, że ktoś je nakarmi.

Załącznik:
5.jpg
5.jpg [ 183.28 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
7.jpg
7.jpg [ 195.97 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
8.jpg
8.jpg [ 233.95 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
9.jpg
9.jpg [ 192.42 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
11.jpg
11.jpg [ 188.82 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
12.jpg
12.jpg [ 189.9 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
13.jpg
13.jpg [ 244.79 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
10.jpg
10.jpg [ 245.89 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Po 3h plażowania odwieźliśmy Monikę i Norberta do domu, a sami w trójkę pojechaliśmy na kolejną plażę El Portillo. W zasadzie stała się ona naszą prywatną plażą, bo nikogo oprócz nas na niej nie było. Gdy się opalaliśmy grając przy tym w UNO, odezwał się nasz telefon i zostaliśmy poinformowani przez właścicielkę obiektu, że za 10 min. będzie kurier. Nie zwlekając zebraliśmy się i pojechaliśmy odebrać to co nasze.

Po pierwszych oględzinach plecak wydawała się w stanie nienaruszonym. Wyłączając oczywiście fakt, że był zabrudzony. Dopiero później przypomniało mi się, że w przedniej przegrodzie trzymałem przewodnik, który prawdopodobnie musiał wypaść podczas przenoszenia bagaży. Było mi go trochę szkoda, bo miałem w nim zapisanych dużo praktycznych rzeczy. Na dodatek posiadał dużą mapę Dominikany, która mogła się przydać podczas jeżdżenia. Najważniejsze było jednak to, że znów mogę się ubrać w swoje rzeczy, kąpać w swoich kąpielówkach i swobodnie snoorkować z maską i rurką. Trzeba było to uczcić kolejną butelką rumu.

Dzień 4

Piątego dnia przyszedł czas na zmianę lokalizacji. Z chaotycznego Las Terrenas, przenieśliśmy się do spokojnego Las Galeras, które słynie z najpiękniejszych plaż na Dominikanie. Po drodze mieliśmy w planach odwiedzić wodospad (Cascada el Limon), a następnie udać się łódką na wyspę Bacardii.

Jadąc do pierwszej atrakcji zostaliśmy zatrzymani przez przewodnika na motorze, który poprowadził nas do początku trasy. Drogę do wodospadu można pokonać na dwa sposoby: pieszo lub konno. My po długich negocjacjach wybraliśmy konie i osiołka (drugi raz bym się na to nie zdecydował), który przypadł akurat mnie. Samo wejście do parku kosztuje 500 peso. Trasa nie jest wymagająca, ale też nie łatwa. Idąc do wodospadów trzeba pokonać wodę, błoto i uważać, żeby nie wejść w końskie odchody. Przejażdżka na koniach trwała 25 min. w jedną stronę i 15 min. w drugą. Kosztowało to nas 800 peso od osoby. Po zejściu z konia musieliśmy podejść jeszcze do wodospadów specjalnie przygotowaną ścieżką. Trwało to mniej więcej 2 min. Do zobaczenia były dwa wodospady - mniejszy i większy. Przy większym skorzystaliśmy z opcji zimnej kąpieli. Wodospad ciekawy, ale nie mógł się równać np. z islandzkimi. W drodze powrotnej okazało się, że musimy dodatkowo zapłacić za przewodników, którzy towarzyszyli nam podczas jazdy konno. Wyniosło to nas łącznie 1500 peso, czyli na osobę 300 peso.

Załącznik:
15.jpg
15.jpg [ 246.53 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
16.jpg
16.jpg [ 231.75 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
19.jpg
19.jpg [ 220.39 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
18.jpg
18.jpg [ 238.02 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
17.jpg
17.jpg [ 205.68 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Przepłaciliśmy, ale mi osobiście to nie przeszkadzało, bo wiem, że te pieniądze pomogą przeżyć kolejny dzień tym ludziom. Po powrocie udaliśmy się w kierunku Samany, gdzie po raz drugi byliśmy ścigani przez naganiacza. Za łączną kwotę 2500 peso zabrał naszą piątkę prywatną łodzią na wyspę Bacardii. Podróż trwała 10 min.

Załącznik:
14.jpg
14.jpg [ 248.1 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
20.jpg
20.jpg [ 236.27 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
28.jpg
28.jpg [ 245.76 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
21.jpg
21.jpg [ 245.53 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
22.jpg
22.jpg [ 194.2 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
23.jpg
23.jpg [ 207.44 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
24.jpg
24.jpg [ 201.62 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
26.jpg
26.jpg [ 202.58 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
27.jpg
27.jpg [ 229.98 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Na Bacardii Island mieliśmy możliwość spróbowania pina colady z prawdziwego zdarzenia (w ananasie) oraz dominikańskiego napoju mamajuana, zrobionego na bazie kory drzewnej, miodu, rumu i czerwonego wina. Można powiedzieć - "niebo w gębie". Na wyspie spędziliśmy ponad 2h i to w zupełności wystarczyło. Warto dodać, że wyspa dzieli się na cześć prywatną z hotelem i publiczną, gdzie wstęp mieli wszyscy. Na plaży znajduje się zaplecze gastronomiczne oraz stragany z licznymi pamiątkami. Ceny pamiątek są mocno zawyżone.

Przed odjazdem do hotelu zrobiliśmy jeszcze większe zakupy w Samanie, a następnie ruszyliśmy na koniec wyspy w poszukiwaniu kolejnych pięknych plaż.

Załącznik:
25.jpg
25.jpg [ 217.12 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
29.jpg
29.jpg [ 214.17 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
30.jpg
30.jpg [ 216.63 KiB | Obejrzany 17968 razy ]
_________________
www.latambolubie.blogspot.com

Image


Ostatnio edytowany przez Garuda88 29 Cze 2015 23:03, edytowano w sumie 3 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
9 ludzi lubi ten post.
Dududu uważa post za pomocny.
 
      
Warto! Loty (z bagażem) do Paragwaju z Krakowa i Warszawy od 2413 PLN. Podróże first minute Warto! Loty (z bagażem) do Paragwaju z Krakowa i Warszawy od 2413 PLN. Podróże first minute
Wyjazd na Maderę za 1626 PLN. Loty (dla wszystkich) z Warszawy i 4 noce w 4* hotelu Wyjazd na Maderę za 1626 PLN. Loty (dla wszystkich) z Warszawy i 4 noce w 4* hotelu
#2 PostWysłany: 28 Cze 2015 20:02 

Rejestracja: 10 Maj 2013
Posty: 2091
srebrny
Czy możesz zrobić jakieś podsumowanie kosztów? Głównie interesują mnie ceny biletów lotniczych.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#3 PostWysłany: 28 Cze 2015 20:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Lis 2012
Posty: 187
Loty: 122
Kilometry: 238 451
Będzie na sam koniec, czyli jutro albo pojutrze ;)
_________________
www.latambolubie.blogspot.com

Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#4 PostWysłany: 28 Cze 2015 20:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Kwi 2012
Posty: 1843
Loty: 266
Kilometry: 487 169
niebieski
Jak wygląda bezpieczeństwo tak przy samotnym podróżowaniu?
Super relacja. Na pewno będę miał trochę pytań, ale mniemam, że relację będziesz jeszcze kończył, więc póki co się wstrzymam.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#5 PostWysłany: 29 Cze 2015 14:02 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Lis 2012
Posty: 187
Loty: 122
Kilometry: 238 451
Dzień 5

Nad ranem pogoda nas nie rozpieszczała, ale przywykliśmy do takiego stanu. Słońce w końcu musiało się pojawić, zgodnie ze schematem pogodowym na Dominikanie. Na śniadanie otrzymaliśmy od gospodyni papaję, którą nauczyłem się jeść ze smakiem. Sekretem okazała się limonka. Papaja po skropieniu limonką okazała się rarytasem. Po śniadaniu udaliśmy się samochodem na ponoć najpiękniejszą plażę Dominikany - Rincon.

Pierwsze wrażenie było negatywne. Prawdopodobnie od jakiegoś czasu był przypływ i woda wyrzuciła na brzeg wiele nieczystości. Pozostawała jednak przy tym turkusowa. Po rozglądnięciu się zauważyliśmy w oddali leżaki i właśnie w ich kierunku postanowiliśmy się przemieścić. Podjęliśmy dobrą decyzję, ponieważ okazało się, że ta część plaży jest czysta. Oprócz tego, posiadała również zaplecze gastronomiczne. Kolejnym jej plusem było położenie - w zatoczce, do której wielkie fale nie wpływały. Nasze odczucia diametralnie się zmieniły i ponownie wróciła myśl "było warto". Na plaży spędziliśmy cały dzień. Do listy zjedzonych rzeczy dopisaliśmy chlebki kokosowe. Wyroby domowej roboty, które jeszcze ciepłe sprzedawała kobieta na plaży, można było jeść bez końca. Koszt jednego chlebka wynosił 50 peso. Oczywiście na koniec trzeba było wszystko popić, a że w barze serwowali pina coladę (koszt 5$), to problem sam się rozwiązał.

Załącznik:
31.jpg
31.jpg [ 158.42 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
32.jpg
32.jpg [ 135.29 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
33.jpg
33.jpg [ 167.77 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
36.jpg
36.jpg [ 171.52 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
37.jpg
37.jpg [ 200.58 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
38.jpg
38.jpg [ 181.63 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
39.jpg
39.jpg [ 192.58 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
40.jpg
40.jpg [ 168.3 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
41.jpg
41.jpg [ 210.93 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
42.jpg
42.jpg [ 188.51 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
43.jpg
43.jpg [ 167.31 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
34.jpg
34.jpg [ 228.03 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
35.jpg
35.jpg [ 216.13 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Po powrocie udaliśmy się na poszukiwanie gastronomicznego przybytku, w którym nas nakarmią. Pokierowani przez właściciela lokalnego sklepu, trafiliśmy do jadłodajni Augusto. Miejsce to nie przypominało choćby średniej jakości baru. Polski sanepid zamknąłby je jeszcze, zanim zacząłby kontrolę. My jednak niezrażeni widokiem, a jednocześnie zaproszeni przez Augusto do kuchni, zamówiliśmy 3 razy papugorybę z ryżem, sałatką, groszkiem i smażonymi bananami. Właściciel opowiedział nam także o swoim mieszkaniu w Las Terrenas i opłatach za prąd, które wynoszą każdą rodzinę 80 euro miesięcznie. Zebranie takiej kwoty na elektryczność przez mieszkańców jest według niego niemożliwe. Augusto wcześniej pracował w niemieckim biurze turystycznym. Wspominał dobrze Polaków, którzy nauczyli go słowa ropucha. Do obiadu dokupiliśmy dodatkowo cuba libre. Nie wiem w jakiej proporcji przyrządzono nam ten drink, ale po spożyciu jednej szklanki pojawiły się małe zawroty głowy. Obiad sam w sobie był pyszny. Wszystko zrobione ze smakiem. Za całość zapłaciliśmy 1500 peso (na 3 osoby). Postanowiliśmy, że następnego dnia przyjdziemy ponownie.


Dzień 6

Podczas drugiego dnia w Las Galeras wybraliśmy się na krótki trekking do plaży Madame. Tym razem położenie naszego hotelu w głuchej ciszy było sporym atutem. Ścieżka, która szła tuż przy nim, była niemal początkiem trasy na wspomnianą plażę. W tym samym miejscu rozpoczynał się też drugi szlak, który prowadził do innej słynnej plaży - Fronton. Tego dnia byliśmy zmuszeni walczyć z czasem, dlatego nasz wybór padł na położoną bliżej plażę Madame. Według gospodyni pokonanie trasy miało zająć nam 45 min. w jedną stronę. Ostatecznie skróciliśmy ten czas do 30 min. Jeśli chodzi o stopień trudności trasy to uważam go za łatwy. Wprawdzie na końcu trzeba się "prześlizgnąć" po kamieniach, ale raczej w żaden sposób nie wpływa to na podniesienie ciężkości jego przejścia. Szlak przebiega pośrodku bujnej roślinności dominikańskiej, co czyni go ciekawszym. Innym sposobem pokonania trasy jest wycieczka konna (koszt 55-65$) lub skorzystanie z prywatnej łodzi (koszt 500 peso).

Załącznik:
52.jpg
52.jpg [ 231.83 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
51.jpg
51.jpg [ 246.89 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
50.jpg
50.jpg [ 178.39 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
49.jpg
49.jpg [ 194.71 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Po dojściu na plażę zastaliśmy zacumowaną łódkę oraz grupę osób przymierzającą się do podbicia podwodnego świata. Plaża Madame okazałą się być bardziej kameralna od tych, które widzieliśmy w poprzednich dniach. Jej piasek nie ciągnie się na odległość kilku kilometrów jak np. w przypadku plaży Rincon. Na dodatek w jej sąsiedztwie znajdują się klify. Całość dopełniają palmy, które uchronią nas przed słońcem. Jeśli znudzi się nam leżenie na piasku, to możemy przenieść się na trawę. W niedalekiej odległości znajduje się ukryta jaskinia, do której oczywiście nie omieszkaliśmy zajrzeć. Na plaży spędziliśmy ponad 2h.

Po powrocie z plaży, zgodnie z planem, poszliśmy do Augusta na obiad. Tym razem prawie wszystkie stoliki były zajęte przez mieszkańców, którzy na potęgę zamawiali kurczaka. W naszym zamówieniu oprócz drobiu znalazło się jeszcze miejsce na ryby i krewetki. Mężczyźni ponownie obiad popijali cuba libre, natomiast dziewczyny zamówiły sobie sok z marakui. Augusto poinformował nas, że w Las Terrenas wciąż trwa rewolucja, w której poprzedniej nocy zginął tubylec. Drogi były nadał zablokowane i przejazd niemożliwy. My mieliśmy jednak już wcześniej wyznaczoną nową trasę, która nie prowadziła przez gorący teren. W okolicach godz. 14:30 wyjechaliśmy z Las Galeras w kierunku Boca Chica, gdzie mieliśmy spędzić jedną noc w drodze na Punta Cana. Na miejscu zameldowaliśmy się kilka minut po 17. Podczas jazdy po raz kolejny zmuszeni byliśmy opłacić przejazd autostradą (87 peso/os.) oraz zatankować (2500 peso/bak). Nie polecam tankowania na ostatnią chwilę. W tym dniu udało nam się zaoszczędzić na noclegu, po wejściu z właścicielem w pewien układ :)

Załącznik:
45.jpg
45.jpg [ 221.48 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
46.jpg
46.jpg [ 181.26 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
47.jpg
47.jpg [ 192.05 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
48.jpg
48.jpg [ 211.85 KiB | Obejrzany 17968 razy ]



Dzień 7

W końcu przyszedł czas na wejście w bardziej ekskluzywną fazę naszego wyjazdu. Chodzi oczywiście o pobyt w regionie Punta Cana, słynącego z wielu pięknych resortów. Tak się złożyło, że i my trafiliśmy do jednego z nich - Karibo Punta Cana. Ogromny i w pełni wyposażony apartament, baseny, jacuzzi, szlafroki i wszelkie inne udogodnienia. Tak mieliśmy mieszkać do końca wyjazdu.

Od Boca Chica do Punta Cana dzielił nas dystans ok. 200km. Na szczęście cała trasa biegła przez autostradę. Przez ostatnie dwa dni trochę pojeździliśmy, dlatego resztę dnia postanowiliśmy spędzić przy hotelowym basenie i poczuć się jak zastraszeni turyści resortowi z all-inclusive. Tego samego dnia pojechaliśmy jeszcze na większe zakupy do supermarketu, a po powrocie wykupiliśmy całodniową wycieczkę na wyspę Saona.

Załącznik:
96.jpg
96.jpg [ 185.92 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
95.jpg
95.jpg [ 200.84 KiB | Obejrzany 17968 razy ]


Załącznik:
99.jpg
99.jpg [ 240.92 KiB | Obejrzany 17968 razy ]

Załączniki:
98.jpg
98.jpg [ 181.92 KiB | Obejrzany 17968 razy ]
_________________
www.latambolubie.blogspot.com

Image


Ostatnio edytowany przez Garuda88, 29 Cze 2015 23:33, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
Dududu uważa post za pomocny.
 
      
#6 PostWysłany: 29 Cze 2015 17:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Lis 2012
Posty: 187
Loty: 122
Kilometry: 238 451
Dzień 8

Wycieczka na Saonę oderwała mnie od rzeczywistości. Tak pięknej wody, białego piasku na plaży i nieograniczonego rumu nie widziałem nigdzie i nigdy, ale po kolei...

Etap 1 - wycieczka rozpocząć się miała o 7:15, o czym nasz rezydent poinformował nas 40 razy poprzedniego dnia. Na parkingu stawiliśmy się punktualnie. Po ok. 20 min. oczekiwania przyjechał po nas bus. Najpierw pojechaliśmy po resztę grupy, a następnie przesiedliśmy się wszyscy do większego autokaru. Będąc w komplecie, wyruszyliśmy do Bayahibe, gdzie czekał już na nas katamaran.

Etap 2 - podczas drogi do portu zatrzymaliśmy się w sklepie z pamiątkami, gdzie poczęstowano nas drinkiem mamajuana. Ponadto, każdy mógł zakupić typowo dominikańskie prezenty. Po ok. 20 min. ruszyliśmy w dalszą podróż.

Etap 3 - po przybyciu do portu przewodnik zaprowadził nas do właściwych motorówek, które przetransportować nas miały na katamaran. Transfer trwał maksymalnie 3 minuty. Po wejściu na naszą łódź rozpoczęła się prawdziwa impreza. Rum, rum, rum, muzyka, tańce, sesje zdjęciowe. Wszystko to tworzyło prawdziwie wakacyjny nastrój. Na dodatek otaczająca nas woda robiła się coraz bardziej krystaliczna. Katamaran płynął ponad godzinę zanim zeszliśmy na ląd.

Załącznik:
54.jpg
54.jpg [ 177.69 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Załącznik:
55.jpg
55.jpg [ 210.39 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Załącznik:
53.jpg
53.jpg [ 228.95 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Załącznik:
56.jpg
56.jpg [ 212 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Załącznik:
57.jpg
57.jpg [ 229.12 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Załącznik:
58.jpg
58.jpg [ 214.1 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Załącznik:
59.jpg
59.jpg [ 200 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Załącznik:
60.jpg
60.jpg [ 217.48 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Etap 4 - wiele już widziałem, ale to co zaprezentowała mi Saona wydawało się pięknym, nieprawdziwym snem. Połączenie lazurowej wody z długą, białą plażą i licznymi palmami. Czegoś takiego w Europie raczej się nie doświadczy. Przy czymś tak pięknym ciężko było się w ogóle wysłowić. Trwaj chwilo myślałem.

Po zejściu na ląd mogliśmy skorzystać z przygotowanego dla naszej grupy lunchu, na który składały się dania z makaronu, ryżu, dwóch rodzajów mięs oraz spaghetti z owocami morza, sałatki z ogórków i pomidorów, a na deser melony i ananasy. Do picia podano oczywiście rum oraz owocowy poncz. Po obiedzie mieliśmy ok. 3h wolnego czasu na rajskiej wyspie. Nie zastanawiając się długo, zostawiliśmy nasze ciuchy na leżakach i wskoczyliśmy do wody.

Załącznik:
61.jpg
61.jpg [ 198.77 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Załącznik:
62.jpg
62.jpg [ 189.93 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Załącznik:
63.jpg
63.jpg [ 245.37 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Załącznik:
64.jpg
64.jpg [ 216.59 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Załącznik:
65.jpg
65.jpg [ 245.42 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Załącznik:
66.jpg
66.jpg [ 186.47 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Załącznik:
67.jpg
67.jpg [ 193.89 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Załącznik:
68.jpg
68.jpg [ 200.76 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Załącznik:
69.jpg
69.jpg [ 201.03 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Załącznik:
70.jpg
70.jpg [ 215.9 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Etap 5 - ok. 15 popłynęliśmy szybkimi motorówkami do naturalnych basenów, gdzie woda była jeszcze czystsza niż przy plaży na Saonie. Na dodatek kilkadziesiąt metrów od brzegu było wciąż płytko. Najbardziej z tego miejsca zapamiętam jednak liczne rozgwiazdy, które można było oglądać na dnie morza.

Załącznik:
71.jpg
71.jpg [ 205.22 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Załącznik:
72.jpg
72.jpg [ 192.69 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Załącznik:
73.jpg
73.jpg [ 212.2 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Załącznik:
10406580_10203196544776347_1448627776452827109_n.jpg
10406580_10203196544776347_1448627776452827109_n.jpg [ 72.93 KiB | Obejrzany 17967 razy ]


Etap 6 - za sprawą szybkich łodzi powrót do Bayahibe nie trwał długo. Z portowej miejscowości zostaliśmy odwiezieni autokarem do hotelu. To bez wątpienia był najlepszy dzień podczas całej podróży. Kiedy pisałem relację, wciąż miałem przed oczami karaibski lazur.
_________________
www.latambolubie.blogspot.com

Image


Ostatnio edytowany przez Garuda88, 29 Cze 2015 23:44, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
Dududu uważa post za pomocny.
 
      
#7 PostWysłany: 29 Cze 2015 21:14 

Bardzo ciekawa relacja, czekam na ciąg dalszy ;) .

Co do zgubionego bagażu-lecąc zwłaszcza na drugi koniec świata w kilka osób warto się spakować razem: wymieszać swoje ciuchy tak żeby w każdym bagażu każdy miał coś swojego a do podręcznego zawsze jedna koszulka/spodenki/bielizna na przebranie.
Góra
 PM off
Gaszpar lubi ten post.
 
      
#8 PostWysłany: 29 Cze 2015 23:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Lis 2012
Posty: 187
Loty: 122
Kilometry: 238 451
Faktycznie jest to jakaś opcja ;) Przyznam się szczerze, że nie brałem jej nigdy pod uwagę. Zazwyczaj latam z podręcznym, ale ten jeden raz postanowiłem dla komfortu nadać plecak. No i stało się to, co nie powinno :)
_________________
www.latambolubie.blogspot.com

Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#9 PostWysłany: 30 Cze 2015 00:13 
Moderator forum
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Kwi 2014
Posty: 4054
rajsko, aż chce sie tam być
_________________
Ιαπόνκα76
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#10 PostWysłany: 30 Cze 2015 13:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Lis 2012
Posty: 187
Loty: 122
Kilometry: 238 451
Dzień 9

To był kolejny leniwy dzień w Punta Cana. Obudziłem się o 6 rano czasu lokalnego, a czułem się jakby to była co najmniej 10. Zmiana czasu robi swoje. Za oknem widać było oznaki pory deszczowej. Przeczekaliśmy do 9 i wyszliśmy na drobne zakupy. Oczywiście żaden Dominikańczyk ze swoim biznesem nie chciał nam odpuścić. Nękanie turystów kończy się tutaj jednak na "nie, dziękuję". To akurat atut tego miejsca, bo w Europie sprzedawcy są o wiele bardziej uciążliwi. Zachęceni przez Denisa weszliśmy do jego sklepu. Okazał się on naprawdę sympatycznym sprzedawcą z poczuciem humoru. Zresztą do tej pory mamy z nim kontakt. Wszystko co leżało na półkach sklepowych warte było 5$. Piotrek wykorzystał jego niedokładność i chciał zgarnąć cygara oraz rum w tej cenie. Wywiązała się żartobliwa dyskusja, po której Denis stwierdził, że woli żebyśmy go zabili, niż ma się targować z Piotrkiem. Ostatecznie kupiliśmy u niego pamiątki, w tym popularne tutaj domino. U innego sprzedawcy natomiast nabyliśmy pamiątkowe cygara, dowiadując się jednocześnie o ich produkcji i rodzajach.

Na plażę postanowiliśmy pojechać przed południem. Z naszego hotelu zostaliśmy podwiezieni meleksem. Karibo Punta Cana zapewnia darmowy transfer na jedną z bardziej znanych plaż Punta Cana - Playa de Arda. Z kierowcą umówiliśmy się na na powrót o godz. 15 i poszliśmy w swoim kierunku. Ogólnie pogoda po raz pierwszy podczas wyjazdu nie była idealna. Wiał silny wiatr i od rana były przelotne opady deszczu. Mimo to słońce potrafiło się przebić przez chmury i z powodzeniem nas ogrzewać. Po godzinie relaksu i pływania poszliśmy na spacer po niekończącej się plaży. Praktycznie co kilka metrów resorty miały na plaży wydzieloną swoją prywatną cześć. W pewnym momencie trafiliśmy na kompleks budynków, w których znajdowały się sklepy z pamiątkami. Całość tworzyła naprawdę ciekawe miejsce, choć częstotliwość odpowiadania "nie, dziękuję" drastycznie wzrosła. Na plaży naszą grę w karty przerwała wielka ulewa. Na szczęście mieliśmy gdzie się schować i przeczekać nawałnicę.

Załącznik:
74.jpg
74.jpg [ 207.61 KiB | Obejrzany 17904 razy ]


Załącznik:
75.jpg
75.jpg [ 209.48 KiB | Obejrzany 17904 razy ]


Załącznik:
76.jpg
76.jpg [ 205.96 KiB | Obejrzany 17904 razy ]


Załącznik:
77.jpg
77.jpg [ 222.76 KiB | Obejrzany 17904 razy ]


Załącznik:
78.jpg
78.jpg [ 228.5 KiB | Obejrzany 17904 razy ]


Załącznik:
79.jpg
79.jpg [ 230.28 KiB | Obejrzany 17904 razy ]


Załącznik:
83.jpg
83.jpg [ 199.62 KiB | Obejrzany 17904 razy ]


Załącznik:
80.jpg
80.jpg [ 152.44 KiB | Obejrzany 17904 razy ]


Załącznik:
81.jpg
81.jpg [ 222.3 KiB | Obejrzany 17904 razy ]


Załącznik:
82.jpg
82.jpg [ 193.24 KiB | Obejrzany 17904 razy ]


Po powrocie do hotelu odrzuciliśmy pomysł pójścia do centrum na obiad i zdecydowaliśmy się skorzystać z hotelowej restauracji. Zamówiliśmy typowe dania kuchni dominikańskiej, za które zapłaciliśmy 1400 peso (2 osoby) razem z cuba libre. Tym razem dominowały na naszych talerzach owoce morza, które zostały połączone z wszechobecnym tu puree z zielonych bananów. Wieczorem czekało na nas trochę rozrywki, gdyż poszliśmy do kasyna. Najlepiej gra szła Piotrkowi, ale ostatecznie do domu wszyscy wróciliśmy z pustymi kieszeniami.
_________________
www.latambolubie.blogspot.com

Image


Ostatnio edytowany przez Garuda88, 30 Cze 2015 18:48, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
lupus lubi ten post.
Dududu uważa post za pomocny.
 
      
#11 PostWysłany: 30 Cze 2015 18:48 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Lis 2012
Posty: 187
Loty: 122
Kilometry: 238 451
Dzień 10

Prognozy na ten dzień nie były zadowalające. Rzeczywistość okazała się jednak odmienna, bo niebo było praktycznie bezchmurne. Nie zwlekając, postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę do Parku Ekologicznego Indigenous Eyes, który znajdował się 30 min. jazdy od naszego hotelu. Dojazd na miejsce okazał się lekkim wyzwaniem. Przez przypadek trafiliśmy do parku rozrywki ScapPark, w którym można było skorzystać z różnych form aktywności (park linowy, zwiedzanie jaskiń, jazda quadami itp.). Polecana była także wycieczka nad malownicze jezioro o nazwie Hoyo Azul. Wspomniane atrakcje nie były jednak naszym celem. W recepcji ScapParku uzyskaliśmy informacje jak dojechać do rezerwatu i po ok. 20 min. byliśmy na miejscu. Bilety wstępu kosztowały nas 25$os.

Załącznik:
84.jpg
84.jpg [ 225.44 KiB | Obejrzany 17847 razy ]


Załącznik:
85.jpg
85.jpg [ 209.93 KiB | Obejrzany 17847 razy ]


Załącznik:
86.jpg
86.jpg [ 243.95 KiB | Obejrzany 17847 razy ]


Załącznik:
87.jpg
87.jpg [ 223.03 KiB | Obejrzany 17847 razy ]


Załącznik:
88.jpg
88.jpg [ 211.94 KiB | Obejrzany 17847 razy ]


Załącznik:
89.jpg
89.jpg [ 232.44 KiB | Obejrzany 17847 razy ]


Droga do pięknych jezior jest bardzo łatwa. Trasa biegnie pośrodku parku, w którym mogliśmy się ukryć przed lejącym się z nieba żarem. Po ok. 15 min. wędrówki doszliśmy do największego jeziora i nie tracąc czasu wskoczyliśmy do wody, która była wręcz przeźroczysta. Pomimo dużej głębokości, z powierzchni doskonale było widać dno. Dla spragnionych wrażeń zrobiono specjalną skocznię do wody. W jeziorze pływają dużej wielkości ryby, więc warto było mieć ze sobą sprzęt do snoorkowania. W dalszej części trasy mijaliśmy jeszcze kilka jezior, których piękno również warto docenić. Ich atutem były m.in. pływające żółwie.

Załącznik:
91.jpg
91.jpg [ 221.68 KiB | Obejrzany 17847 razy ]

Załącznik:
Komentarz do pliku: Polak potrafi :)
90.jpg
90.jpg [ 212.55 KiB | Obejrzany 17847 razy ]


Znaki w parku prowadzą także do drugiego wejścia. Jest to specjalne miejsce, które umożliwia gościom resortu na darmowe przejście do parku (rezerwat znajduje się na terenie resortu Punta Cana Resort&Spa). My korzystając z okazji sprawdziliśmy jak wygląda plaża przy hotelu.

Załącznik:
93.jpg
93.jpg [ 206.12 KiB | Obejrzany 17847 razy ]

Załącznik:
94.jpg
94.jpg [ 170.75 KiB | Obejrzany 17847 razy ]

Załącznik:
10407746_10203206281819767_66857833504452719_n.jpg
10407746_10203206281819767_66857833504452719_n.jpg [ 122.63 KiB | Obejrzany 17847 razy ]


Po powrocie do naszego hotelu, poszliśmy na obiad ponownie do restauracji hotelowej. Zamówiliśmy ryby, kurczaka curry oraz danie składające się z mięsa mielonego, ryżu, krewetek i to wszystko w sosie ze świeżych pomidorów. Dodatkowo na przystawkę wybraliśmy małe tortille z sosem cheddar, vinaigrette oraz guacamole i mięsem mielony połączonym z fasolą. Za całość zapłaciliśmy z podatkami 2700 peso (na 4 os.). Porcje były duże, a w smaku wszystko było idealne. To była prawdziwa uczta smaków.

Załącznik:
97.jpg
97.jpg [ 203.87 KiB | Obejrzany 17847 razy ]


Dzień 11 - 12

Nieubłaganie zbliżał się koniec naszej interesującej podróży. Z każdym dniem przekonywałem się, że tutejsi ludzie są mega pokręceni i potrafią wciąż zaskakiwać.

Nowy tydzień rozpoczął się jak już się to w praktyce przyjęło przed 8. Trochę popadało, trochę poświeciło słońce i mocno wiało. Taki stan utrzymywał się do południa. Na ten dzień nie mieliśmy większych planów. Korzystając z hotelowego komputera zrobiłem odprawę na nasz lot z Brukseli do Warszawy/Modlina. Po tym poszliśmy do Denisa dokupić brakujące pamiątki. Zależało mi przede wszystkim na korze, którą umieszcza się w butelce podczas robienia mamajuany. Oprócz tego nie odmówiłem sobie zakupu piłki baseballowej z flagą Dominikany. Baseball na Dominikanie jest sportem narodowym. Przejeżdżając z jednej do drugiej miejscowości niejednokrotnie mijaliśmy boiska do gry. W Samanie dzieciaki zrobiły sobie na przykład boisko na rondzie. Jakby nie patrzeć, mam wielki sentyment do tej gry, bo w przeszłości sam grywałem kilka lat.

Z kolejnych newsów dominikańskich dowiedzieliśmy się, że znaczki pocztowe kupuje się tutaj w aptece.
A tak poza tym, wciąż królował basen, rum, piña-colady itp.


Dzień 13

Środa - dzień wylotu. Nasz apartament opuściliśmy przed południem. Nie musieliśmy się zbytnio śpieszyć, bo wylot zaplanowany był na 17:10. Przed odlotem z Dominikany czekał nas przejazd 200km na lotnisko Las Americas i zwrócenie auta. Pogoda za oknem zrobiła się idealna (cóż za niesprawiedliwość). Przejazd trwał ok. 2,5h. Zwrot samochodu oraz odprawa na lot odbyły się bez problemu. Na lotnisku zmieniliśmy ubrania na cieplejsze i zjedliśmy lunch przed lotem. Tym razem nie odważyliśmy się ponownie nadać bagaży do luku. Z racji tego, że miały one rozmiar i wagę podręcznych, wzięliśmy je ze sobą na pokład.

Samolot wystartował z ok. 30 min. opóźnieniem. Kapitan poinformował podróżnych, że winne temu były źle nadane bagaże. Podobno w luku znalazły się walizki z innego lotu i trzeba było je wyciągnąć. Jak widać nie warto było ryzykować, bo Iberia gubienie bagaży ma prawdopodobnie w zwyczaju. Godzinę po starcie podano obiad. Tym razem do wyboru było ravioli ze szpinakiem lub kurczak z ryżem. Do każdego dania była podana sałatka, posiadająca w sobie dziwny składnik, którego nie mogliśmy zidentyfikować. Oprócz tego na talerzu znalazła się bułka, masło, serek topiony president oraz pyszny sernik na deser. Gdy na monitorze wyświetliło się 1300 przebytych mil, na pokładzie zapanowała ciemność i większość poszła spać. W tym momencie do Madrytu pozostawało nam jeszcze kilka godzin. Na lotnisku Barajas mieliśmy wylądować przed 7. Musieliśmy pamiętać o zmianie czasu. Tym razem zegarki należało przestawić 5 godzin do przodu. Nasze organizmy zostały wystawione na kolejną próbę.

Nocny lot przebiegał spokojnie. Prawie. Na 2h przed lądowaniem załoga podała śniadanie, w którego skład wchodził: rogaliki z serem i szynką, owocowa sałatka z melona i ananasa, muffin oraz batonik twix. Niespełna kilka minut po zjedzeniu śniadania pilot przekazał pasażerom, że wchodzimy w strefę turbulencji. Samolotem mocno szarpało, ale tak naprawdę powodów do większej paniki nie było. Niektórzy zaczęli krzyczeć, inni płakać, a jeszcze inni wymiotować. Dziewczyna przed nami miała już nawet przygotowaną kamizelkę ratunkową. Takie pojedyncze incydenty nie zostały bez echa na pokładzie. Pozostali pasażerowie widząc co się dzieje, też zaczynali panikować. Na całe szczęście zabrałem ze sobą stopery do uszu, których użycie okazało się błogosławieństwem. Turbulencje ustały, gdy wlecieliśmy na kontynent i do końca podróży nie było już więcej przykrych wydarzeń. W Madrycie wylądowaliśmy o 7, czyli mocno spóźnieni.

Na koniec zestawienie kosztów podróży:

Bilety lotnicze - 1750zł/os. (w tym 1450zł za trasę Barcelona - Madryt - Santo Domingo - Bruksela).
Hotele - 1120$ (224$/os.).
Auto - 440$ + 140$ ubezpieczenie (116$/os.)
Paliwo - 113$ (22,5$/ os.).
Wiza turystyczna po przylocie - 50$ (10$/os.).
Opłaty drogowe - 34$ (7$/os.).
Bilet na pociąg w Brukseli - 10,5$/os.
Bilet na tramwaj w Brukseli - 2,6$/os.
Bilet na tramwaj w Warszawie - 3,4zł/os.

Wycieczki:
a) Cascada el Limon - 125$ (wycieczka konno, opłata dla opiekunów) - (25$/os.),
b) Bacardi Island - 56$ (12$/os.),
c) Saona Island - 450$ (wycieczka całodniowa, all-inclusive - rum, lunch, transport z hotelu do hotelu) - (90$/os.),
d) Park Ecological Insidegnous Eyes - 125$ (25$/os.).

Uwzględniając jeszcze koszty poniesione na jedzenie, którego na wyjazdach sobie nie żałuję, wyszło mi, że zapłaciłem za wszystko ok. 4000 zł.

Dzięki za przeczytanie relacji. W razie pytań służę pomocą ;)
_________________
www.latambolubie.blogspot.com

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
Dududu uważa post za pomocny.
 
      
#12 PostWysłany: 30 Cze 2015 20:14 

Krótko i na temat: chapeau bas ;) .
Góra
 PM off  
      
#13 PostWysłany: 06 Lip 2015 14:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 08 Wrz 2011
Posty: 64
Napisz proszę jak z bezpieczeństwem wygląda sprawa? Chodzi mi o przestępczość. Przymierzam się na taki trip też na własną rękę i czytałem różne opinie. Sprawa nr 2 kwestia pająków - pojawiają się w hotelach/hostelach/guest roomach bądź na ulicy. Widzieliście je gdzieś? Mam arachnofobię i nie chciałbym ich zobaczyć w żadnym miejscu, a już an pewno nie pokoju. Poza tym spoko relacja.
Pzdr
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#14 PostWysłany: 06 Lip 2015 17:16 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Lis 2012
Posty: 187
Loty: 122
Kilometry: 238 451
Z bezpieczeństwem bywa różnie. Można mieć np. pecha tak jak my i trafić na "zamieszki", które w Las Terrenas wystąpiły kilkukrotnie w nocy. Miejscowi przestrzegali przede wszystkim przed pijanymi kierowcami, którzy według nich stanowią największe zagrożenie na Dominikanie. Poza tym nikt nam noża do gardła nie przystawiał, czuliśmy się bezpiecznie. Chyba jak wszędzie należy po prostu zachować zdrowy rozsądek.

Pająki... są wszędzie i to znacznie większych rozmiarów jak u nas. Nam po 3 dniach przestały przeszkadzać, ale u Ciebie niestety problem jest bardziej złożony. Mieszkając w Punta Cana nie mieliśmy z nimi problemu, ale i hotel był zdecydowanie lepszy, niż w pozostałych miejscach, które odwiedziliśmy.
_________________
www.latambolubie.blogspot.com

Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#15 PostWysłany: 06 Lip 2015 18:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 08 Wrz 2011
Posty: 64
garuda88Z bezpieczeństwem bywa różnie. Można mieć np. pecha tak jak my i trafić na "zamieszki", które w Las Terrenas wystąpiły kilkukrotnie w nocy. Miejscowi przestrzegali przede wszystkim przed pijanymi kierowcami, którzy według nich stanowią największe zagrożenie na Dominikanie. Poza tym nikt nam noża do gardła nie przystawiał, czuliśmy się bezpiecznie. Chyba jak wszędzie należy po prostu zachować zdrowy rozsądek.Pająki... są wszędzie i to znacznie większych rozmiarów jak u nas. Nam po 3 dniach przestały przeszkadzać, ale u Ciebie niestety problem jest bardziej złożony. Mieszkając w Punta Cana nie mieliśmy z nimi problemu, ale i hotel był zdecydowanie lepszy, niż w pozostałych miejscach, które odwiedziliśmy.


Hmmm, co masz na myśli wszędzie? Nawet jak nie będę łaził po dżungli to na nie natrafię. Jak rozumiem pojawiały się też i w hotelach?
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#16 PostWysłany: 06 Lip 2015 20:56 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Lis 2012
Posty: 187
Loty: 122
Kilometry: 238 451
Dokładnie tak ;) Zawsze chodziliśmy spać z pająkami na ścianach. Na początku było trochę strachu, bo jak pisałem pająki te odbiegają wielkością i wyglądem od tych naszych. Później jak już wiedzieliśmy, że nie są groźne, to nie mieliśmy problemu z ich obecnością. W hotelach wyższej kategorii na pewno będzie ich mniej, niż w guesthousach.
_________________
www.latambolubie.blogspot.com

Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#17 PostWysłany: 07 Lip 2015 08:56 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 08 Sty 2015
Posty: 51
Loty: 197
Kilometry: 370 134
Ciekawa relacja, planuje taką wyprawę i chciałabym wiedzieć kiedy rezerwowałeś bilety lotnicze? Czy hotele wcześniej rezerwowałeś czy spontanicznie szukałeś na miejscu? Interesuje mnie samo przygotowanie do wyjazdu - jak wyglądało i o czym trzeba pamiętać przed wyjazdem?
_________________
www.miniclassic.pl
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#18 PostWysłany: 08 Lip 2015 00:23 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Lis 2012
Posty: 187
Loty: 122
Kilometry: 238 451
Bilety nabyłem jakoś na 5-6 miesięcy przed wylotem. Wskoczyła wtedy promocja Iberii. Hotele zarezerwowałem wcześniej, ale nie sądzę żeby był problem ze znalezieniem ich na miejscu. Na pewno podczas poszukiwań przyda się język hiszpański, bo z angielskim na wyspie jest krucho (poza Punta Cana). Do tego wyjazdu nie przygotowywałem się jakoś szczególnie. Zrobiłem sobie podstawowe szczepienia na WZW A i B oraz dur brzuszny. Jeśli nie znasz hiszpańskiego to naprawdę warto mieć jakiś mini słowniczek, bo może ułatwić porozumienie się z mieszkańcami. Jak zawsze plan na całą podróż przygotowałem przed wyjazdem, a na miejscu starałem się go po prostu realizować. Z rzeczy istotnych, spisałem sobie międzynarodowe numery do banków - na wszelki wypadek, gdybym musiał zastrzec kartę. Ponadto, zrobiłem ksero dokumentów (paszportu, dowodu osobistego i karty walutowej) ;)
_________________
www.latambolubie.blogspot.com

Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#19 PostWysłany: 08 Lip 2015 12:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 23 Lip 2013
Posty: 492
Loty: 31
Kilometry: 61 615
niebieski
:x Świetna relacja-szczerze zazdroszczę!
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#20 PostWysłany: 09 Lip 2015 10:31 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Lis 2012
Posty: 187
Loty: 122
Kilometry: 238 451
Dzięki :) Sam sobie zazdroszczę, że mogłem na Dominikanie spędzić trochę czasu :P Na pewno jest to jedno z lepszych miejsc, które odwiedziłem do tej pory. Idealne na doładowanie baterii ;)
_________________
www.latambolubie.blogspot.com

Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 23 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group