Forum strony Fly4free.pl
https://www.fly4free.pl/forum/

Kreta samochodem - 7 dni, 7 różnych hoteli i… pożary
kreta-samochodem-7-dni-7-roznych-hoteli-i-hellip-pozary,1504,132875
Strona 1 z 1

Autor:  norwich1987 [ 06 Wrz 2018 14:24 ]
Temat postu:  Kreta samochodem - 7 dni, 7 różnych hoteli i… pożary

Wybór Krety, jako miejsca tegorocznych wakacji, był spowodowany m.in. promocją, która pojawiła się na stronie Ryanaira. Za jeden bilet w dwie strony z Krakowa zapłaciliśmy 330 złotych, a kupowaliśmy go w połowie czerwca, miesiąc przed wylotem.

Ze względu na moją pracę i inne obowiązki od kilku miesięcy wiedzieliśmy, że w tym roku mamy bardzo wąskie gardło, jeśli chodzi o wybór dat: mniej więcej od 15 lipca do końca lipca mogliśmy zarezerwować swój urlop. Kierunek był nieznany, co się trafi fajnego w tym okresie, tam polecimy. Ostatecznie padło na Kretę.

Nie chcieliśmy spędzić 7 dni w jednym miejscu. Od początku plan zakładał wynajęcie samochodu na cały pobyt (ostatecznie wynajeliśmy na 6 dni, co było błędem…) i zwiedzenie całej wyspy, nocowanie codziennie w innym miejscu. Zastanawialiśmy się, czy aby na pewno codziennie przepakowywanie, meldowanie i wymeldowanie się z hotelu, a następnie podróż, to jest dobry pomysł.

Ps. Z całego wyjazdu przywieźliśmy około 30-40 zdjęć, także pod tym względem będzie ubogo ;)

1. dzień

Zwykle pierwszy dzień jest najtrudniejszy. Trzeba dojechać na lotnisko, dolecieć, “wyjść” z lotniska itd. Nasz lot był godz. 6:15 z Krakowa, a że musieliśmy dojechać około 3 godzin na lotnisko, więc wyruszyliśmy około 1:30 w nocy. To od razu rozwala cały dzień, ale mus to mus!

W Krakowie wszystko poszło bardzo sprawnie, wszystkie kontrole bez najmniejszych problemów. Także sam boarding był bardzo sprawny, żadnego opóźnienia, a w Grecji byliśmy nawet 40 minut przed czasem. Zastanawialiśmy się tylko, czy pan z wypożyczalni “Monza” będzie już czekał na nas w hali przylotów, czy będziemy musieli czekać. Okazało się, że już był. Stanowisko Monzy znajduje się około 5 min. piechotą od lotniska.

Odbiór auta to kilka minut formalności. Samochód zamówiliśmy przez internet, miał być Peugout 108, a ostatecznie dostaliśmy jakiegoś starego Suzuki Alto. Na oko 15-letni. Koszt wynajmu na 6 dni to 234 euro. Wzięliśmy pełne ubezpieczenie (w Polsce raz “uratowało” nam to życie, gdy coś w nocy przegryzło kable pod maską…), więc nie musieliśmy się o nic martwić.

Trzeba dodać, że byliśmy na Krecie w szczycie sezonu (21-28 lipca) i gdybyśmy jeszcze na początku lipca wynajmowali auto to moglibyśmy zaoszczędzić na wynajmie około 50 euro za pobyt.

Jeszcze w Polsce wyczytałem (niestety przez ogrom pracy w tym roku słabo zbadaliśmy, co możemy robić na Krecie), że zaledwie 15 minut od lotniska jest Seitan Limania Beach. To był nasz pierwszy cel. Dojazd na miejsce to asfaltowa droga, ale lekkim szokiem była stromizna. No cóż, w Polsce w górach nie mieszkamy, wiedzieliśmy, że Kreta jest pagórkowata, ale tutaj mieliśmy swoją pierwszą przygodę.

Nie mam problemu ze stromymi zjazdami, gdzie nie ma barierek, ale dziewczyna przeżywała horror. Zjechaliśmy bardzo ostrymi serpentynami. Na dole udało nam się znaleźć miejsce parkingowe, a jak pokazały kolejne minuty, później było to wielką sztuką. Około godziny 10 było jeszcze dość pusto, ale z minuty na minuty tłum gęstniał.

Postanowiliśmy jechać już w kierunku naszego pierwszego hotelu - do Paleochory, która znajduje się na południowym-zachodzie Krety. Tym bardziej, że byliśmy już bardzo głodni, a na nogach byliśmy prawie 10 godzin. Google Maps pokazywało około 2 godzin do celu. Niestety, nasz Suzuki zaczął się jakoś dziwnie trząść już na dole po ponownym uruchomieniu silnika. Pierwsza próba podjazdu zakończyła się niepowodzeniem. No nic, trzeba się mocniej rozpędzić na tutejsze górki... Druga próba to samo. Jakby brak mocy w silniku. Samochód dziwnie się trząsł. Ledwie 20-30 minut wcześniej go wypożyczyliśmy i już był problem. Chwilę zastanawialiśmy się co robić. Zdecydowaliśmy się zgłosić problem na infolinię, korzystając z tego, że mamy pełne ubezpieczenie. Ktoś miał podjechać do nas i sprawdzić, co się stało. Czekaliśmy około godziny. Przyjechał pan, wsiadł do auta, odpalił, spróbował wjechać i okazało się, że można.

Powiedział, że po prostu trzeba na jedynce przejechać cały odcinek do góry (a to dobre 200-300 metrów samej wysokości). Silnik ryczał niemiłosiernie, krzyczał, że już nie może, że zaraz wylecą mu wszystkie śrubki. Dojechaliśmy na szczyt, samochód się nie rozleciał. Pan, który przyjechał nam pomóc, zapytał czy wszystko w porządku. Był bardzo miły, nie dał nam odczuć, że niepotrzebnie się fatygował i pokazywał zagubionym turystom, jak należy wjeżdżać na takie górki. Życzył miłego urlopu i odjechał. Z lekkim wstydem ruszyliśmy do pierwszego hotelu.

Jeśli każdy turysta w ten sposób traktuje ten wysłużony samochód, to ja nie chcę wiedzieć, w jakim jest stanie silnik, klocki hamulcowe itd… Często słyszeliśmy, że coś się nienaturalnie obija w zawieszeniu (nie działało radio w samochodzie, więc można było do woli słuchać…).

W drodze do Paleochory zatrzymaliśmy się gdzieś w górach na obiad. Z daleka od turystycznych knajpek, stała rodzinna restauracja. W środku i na zewnątrz tylko miejscowi, więc wszystko wskazywało, że będzie smacznie. Niestety lekko się rozczarowaliśmy, jedzenie było przeciętne.

W Paleochorze zarezerwowaliśmy przez Booking pokój w Nicole Rooms (35 euro). Obiekt raczej stary, ale było czysto i schludnie. Bardzo miła pani właściciel. Sama Palochora była niewielką mieściną, ale bardzo ładną z najpiękniejszą plażą, z tych którą widzieliśmy na Krecie. Ogromna, szeroka, piaszczysta. Tuż obok plaży znajduje się market, nieźle zaopatrzony i porównując go do innych sklepów na Krecie, w rozsądnych, raczej nieturystycznych cenach.

2. dzień

Kolejnego dnia czekał nas powrót na północ Krety. Za bazę wybraliśmy niewielkie miasteczko Georgioupolis. Z map Google wynikało, że będzie to raczej bardzo mała wioseczka, ale na miejscu okazało się, że jest naprawdę przyjemna, z fajnym klimatem, dużą liczbą knajpek, małym portem, wąską plażą, ale przy okazji - mocno turystyczną o czym można było się przekonać po cenach w marketach. Były one dwukrotnie wyższe niż w Paleochorze.

Zdecydowaliśmy się na hotel River Side Hotel (cena za noc wraz ze śniadaniem 45,50 euro), umiejscowiony mniej więcej w centrum, jeśli można przyjąć, że 100 m obok był “rynek”. Mały, ale czysty pokój z balkonem. Śniadanie świeżo robione i podawane przez panią właściciel. Smaczne, warto było je dodatkowo zamówić.

Około 10 minut jazdy od Georgioupolis znajduje się największe słodkowodne jezioro na Krecie, Kournas. Wybraliśmy się tam, ale na miejscu okazało się, że jedna wielka komercha, mnóstwo sklepików z typowymi pierdołami, a darmowy parking był tylko wtedy, gdy coś kupiło się w sklepiku obok. Dodam, że ceny oczywiście przesadzone. Myślę, że maksymalnie 20 minut spędziliśmy na miejscu. Nie zachwyciło nas ono.

Z Georgioupolis ruszyliśmy do oddalonego o około 30 minut Retimno, uznawanego za jedno z najładniejszych miast na Krecie. Faktycznie, bardzo ładne, nie było ogromnej ilości turystów, ale mieliśmy jedną niemiłą sytuację. Szukaliśmy restauracji i w ogródkach są wystawiane menu. Dziewczyna jest wegetarianką, więc to trochę zawęża wybór, a sami nie wiedzieliśmy, na co mamy ochotę. Niestety nie lubimy, jak ledwo otwieramy menu, a już jak Filip z konopii wyskakuje kelner, który zagaduje nas na śmierć. Nie możemy nawet przeczytać spokojnie menu. Po prostu nie lubimy tego, jak będziemy chcieli o coś zapytać, to zapytamy sami. W jednej z knajp powtórzyła się sytuacja: otwieramy menu, podchodzi kelner i zagaduje. Widzimy, że w menu nie ma nic specjalnego, więc grzecznie dziękujemy. Na odchodnego kelner zagaja jeszcze raz:

Czy mogę was o coś zapytać?
Oczywiście. Proszę.
Dlaczego wy, Polacy, chodzicie od knajpy do knajpy i tylko szukacie, gdzie jest 50 centów taniej?

Lekko zdębieliśmy tonem Greka. Wywiązała się krótka dyskusja, po której się pożegnaliśmy. Na odchodne on powiedział coś po grecku, my po polsku. To była jednak jedyna, niemiła sytuacja podczas całego pobytu, a Grecy zawsze byli mili i serdeczni.

3. dzień

Kolejnego dnia mieliśmy wykupiony pokój w hotelu Evans Hotel w Heraklionie (40,50 euro). Stąd mieliśmy się udać do Knossos i do obserwatorium Skinakas. Hotel okazał się bardzo słaby, chociaż miał dobre opinie w internecie. Nie można było nawet wyjść na balkon, ponieważ cały był zalany od kapającej z klimatyzacji wody. Pokój stary, łazienka stara. Hotel z cyklu: przespać się i zapomnieć.

Heraklion nie podobał nam się. Strasznie tłoczny, mnóstwo turystów i tego dnia bardzo mocno wiało. Znaleźliśmy w internecie miejscowego fast fooda, daleko od turystycznego szlaku. Na miejscu sami miejscowi i jedzenie było bardzo smaczne. Nawet jeśli to był fast food to tradycyjnie dostaliśmy gratisowy deser + miejscowy alkohol. Buteleczka miała dobre 0,2 l, a były dwie… Ja z racji tego, że byłem kierowcą, tylko posmakowałem miejscowego specjału.

Jednak ten obiad zapadł mi w pamięci z innego powodu. Obok był zawieszony telewizor, gdzie trwała relacja na żywo z “jakiegoś” pożaru. Generalnie zbagatelizowaliśmy ten fakt, bo jest przecież bardzo gorąco, nie padało od dawna, więc normalne, że gdzieś coś się zapaliło. Malutki pożar… Dopiero później zaczęła dzwonić rodzina z Polski i wszyscy pytali, czy u nas wszystko w porządku, bo są pożary w Grecji i trąbią o tym w polskiej telewizji. Sprawdziliśmy wtedy dokładniej, gdzie te pożary. Dotarło do nas, jak wiele osób zginęło. Na Krecie również pojawiły się pożary, ale były dużo mniejsze. Jednak to i tak wywołało u nas wzmożoną obserwację otoczenia, tym bardziej, że naprawdę dużo podróżowaliśmy.

Sami też się przekonaliśmy, że nawet na Krecie mogło być niebezpiecznie. Przedostatniego dnia, wracając Narodową Drogą, przejechaliśmy przez około 500 metrowy odcinek, totalnie spalony. Nawet słupy telegraficzne były spalone do wysokości 3 metrów. Obrazki działały na wyobraźnie, co tu się musiało stać. Tym bardziej, że kilka dni wcześniej przejeżdżaliśmy tędy…

Głównym punktem dnia było obserwatorium Skinakas. Z hotelu na sam szczyt mieliśmy jechać około 1,5 godziny. Zdecydowałem, że najlepiej udać się wieczorem, bo najfajniejsze widoki będą przy zachodzie słońca. Na wszelki wypadek wzięliśmy dodatkowe jedzenie, więcej wody i ciepłe ubrania, bo akurat na wysokości 1750 m na pewno będzie dużo chłodniej. Pisałem już wcześniej, że dziewczyna strasznie się stresuje przy wjeżdżaniu i zjeżdżaniu jak obok jest przepaść. Dlatego zapytałem, czy da radę. Powiedziała, że tak. Na wysokości około 1200 metrów, może ciut wyżej, stwierdziliśmy, że lepiej sobie jednak odpuścić. Droga była wąska, chociaż w dobrym stanie, ale świeże przeboje z 1 dnia z samochodem i wątpliwości, czy nie nawali w drodze na górę lub w drodze w dół, sprawiły, że zrezygnowaliśmy, kiedy do szczytu było około 30 minut jazdy. Mieliśmy wracać po ciemku, więc to był dodatkowy argument, żeby jednak nie kusić losu. Tym bardziej, że dla dziewczyny wcale nie była to miła przygoda. To mają być wakacje, a nie stres.

4. dzień

Następnego dnia mieliśmy wykupiony nocleg w Pergola Hotel (40 euro) w bardzo ładnym mieście Agios Nikolaos. Odległość, jaką mieliśmy do pokonania z Herkalionu, to tylko 60 km. Agios Nikolaos z pewnością ma swój urok. Plaża jest tutaj bardzo mała i wąska, ale my nie jesteśmy plażowiczami, więc dla nas to żaden problem. Samo miasteczko z fajnymi uliczkami, portem, kilkoma dobrymi miejscówkami jest zdecydowanie warte polecenia.

My wyszperaliśmy w internecie, że obok Agios Nikolaos znajduje się wioska w górach, Kritsa. Swoją drogą to… największa wioska na Krecie, licząca około 1600 mieszkańców. Jak to na Krecie bywa, trzeba było wjechać trochę pod górkę, chociaż odległość od naszego hotelu to około 10 km. Naszym celem był sklep Nostimon, prowadzony przez Panią Ewę, która mieszka w Grecji od ponad 15 lat. U Pani Ewy zamierzaliśmy się zaopatrzyć w pamiątki dla bliskich. Nie wiemy kiedy, ale godzina minęła w 5 minut. Pani Ewa opowiadała o swoich wyrobach, dawała do spróbowania różne alkohole, to z miodem, to z kawą, to z tym… To wyciągnęła dżemik z oliwek, to dała co innego posmakować. Opowiadała o miejscowej oliwie, a Kritsa ze względu na swoje położenie może poszczycić się naprawdę unikalną na skalę światową oliwą i jej kwasowością. Kupiliśmy wszystko co było nam potrzeba, na dodatek posłuchaliśmy trochę o Krecie i m.in. o pożarach, które były dzień wcześniej. Pani Ewa od razu powiedziała, że to najprawdopodobniej celowe podpalenia, co później potwierdziło się po kilku dniach. Z całego serca polecamy sklep Pani Ewy.

5. dzień

Tego dnia musieliśmy się przeprawić z północy Krety na południe do miejscowości Matala, oczywiście przez wysokie góry. Co więcej, przez historie z pożarami szukaliśmy wzrokiem zagrożenia, ale szybko przestaliśmy. Przed nami były wysokie góry i… złowrogie gęste, ciemne chmury. Na Krecie nie padało od dwóch miesięcy (tak mówiła Pani Ewa). Oczywiście niedaleko szczytu rozpętała się taka ulewa, że wycieraczki nie nadążały z odprowadzaniem wody. Widzialność była zerowa, a pewnie widoki za oknem byłyby całkiem przyjemne, gdyby nie padało. Generalnie droga była bardzo dobra, ale zjeżdżając trzeba było uważać, bo razem z nami spływały strumienie wody.

Wylądowaliśmy w Matali w hotelu Dimitris Villa Hotel (52 euro), ze śniadaniem i małym basenem. Sam hotel usytuowany na uboczu, pośród pól z ziemniakami. Hotel dość przeciętny, chociaż bardzo mili właściciele. W pokoju było zaledwie jedno gniazdko… Sama Matala położona dość fajnie, bowiem ładna plaża (spore fale, zakaz wchodzenia do morza) pomiędzy klifami. Z jednej strony jest nawet stary, romański cmentarz. Koszt wejścia to 2 lub 3 euro od osoby. Groby zostały wydrążone w skałach na wysokości 10-30 metrów nad poziomem morza. Można się troszkę powspinać po skałach i zajrzeć do środka. Ciekawe, polecam.

Na obiad zdecydowaliśmy się wybrać do knajpy “Mysical view” z pięknym widokiem. Restauracja usytuowana jest na szczycie klifu, około 100-150 metrów nad wodą. Samo jedzenie bez szału, byliśmy jedynymi klientami w tym momencie. Dla widoków warto się tu wybrać.

6. dzień

Kolejnym przystankiem było Plakias, także na południu Krety. Wybraliśmy Irida Studios (37 euro) i to był zdecydowanie najlepszy hotel, w jakim nocowaliśmy. Pokoje były nowiutkie, świetnie urządzone. Piękna łazienka z ciepłą wodą i stałym ciśnieniem (co nie jest regułą…), a do tego przyjemny basen. Zdecydowanie hotel wart polecenia, trochę na uboczu i trzeba dojść do “centrum”, ale to ledwie 10 minut piechotą.

Plakias nie miało niczego ekscytującego w sobie. Ot, kolejna, typowa mieścina na Krecie, a trochę ich zwiedziliśmy.

7. dzień

Tego dnia oddawaliśmy samochód. I to był błąd. Generalnie był problem z hotelami w Chani (skąd mieliśmy lot), bo już sporo było wyprzedanych, a chcieliśmy mieć jak najbliższej do lotniska (musieliśmy być około 8 rano) i były bardzo drogie. Wybraliśmy ostatecznie Creta Vitalis za 85 euro ze śniadaniem. Cena była dwa razy wyższa niż w pozostałych lokalizacjach, w których mieszkaliśmy dotychczas, ale do lotniska było dość blisko (około 7-8 km). Liczyliśmy, że taksówka wyniesie 10-12 euro, może będzie nawet jakiś autobus. Okazało się, że za 15-min jazdy kurs w jedną stronę to… 22 euro. Mnożąc to razy dwa (musieliśmy oddać samochód i wrócić do hotelu) daje 44 euro, a więc mniej więcej tyle ile zapłacilibyśmy za dodatkowy dzień wynajmu auta. Na dodatek można byłoby wówczas znaleźć dogodniejszy hotel (nie za 85 euro, ale za połowę tego) 20 minut od Chani.

Sam hotel nie był wart swoich pieniędzy. Raczej przestarzały, ze słabo mówiącą obsługą, z którą trudno było się dogadać i kiepskim wifi. Wioska pod Chanią, totalnie nic tutaj nie było. Do Chani nie było tak łatwo się dostać. Zjedliśmy za to bardzo dobry obiad w restauracji o nazwie “Skalakia”. Miała kiepskie recenzje (średnia ocen ledwie 2,6 - teraz widzę, że już 3,4), klienci pisali, że jest brak możliwości płatnością kartą (a nam już brakowało euro). Mimo to zaryzykowaliśmy i to był bardzo dobry wybór. Kartą można było płacić, świetna obsługa, bardzo dobre jedzenie. Kompletnie nie sprawdziły się opinie w internecie.

Następnego dnia mieliśmy rano lot. Niestety, tym razem samolot przyleciał spóźniony przez co dodatkowo siedzieliśmy w samolocie na płycie lotniska prawie godzinę. Kapitan poinformował, że nie ma slotów w Krakowie i trzeba poczekać.

Podsumowanie:

- benzyna na Krecie to 1,65-1,74 euro za litr (lipiec 2018), obsługa tankuje auto;
- miejscowi jeżdżą jak chcą (ale bezpiecznie), zatrzymują się nawet na zjeździe z głównej drogi, ponieważ muszą coś zrobić np. w telefonie (autentyczna sytuacja…); - parkują gdzie chcą i myślą, że jak włączą światła awaryjne to są usprawiedliwieni :D
generalnie drogi nie mają pasów, trzeba się dostosować;
- na Narodowej Drodze jest sporo fotoradarów, trzeba uważać;
- są kontrole policyjne, które polegają na tym, że zgarniają 10 aut pod rząd i kontrolują (nas nie zatrzymali);
- polecono nam, aby nie kupować niczego przy drodze (bardziej miody, alkohole), bo może mieć to wątpliwe pochodzenie, a przede wszystkim w takim słońcu to nie wpływa to dobrze na produkty (pomijając owoce);
- na Krecie jest mnóstwo turystów, którzy wypożyczają auta i w turystycznych miejscach może być kłopot z zaparkowaniem;
- w Paleochorze były naprawdę rozsądnie cenowo produkty, najgorzej w Georgioupolis;
- w sumie przejechalismy okolo 800 km.

Załączniki:
GOPR0529.JPG
GOPR0529.JPG [ 175.63 KiB | Obejrzany 9436 razy ]
GOPR0502.JPG
GOPR0502.JPG [ 284.91 KiB | Obejrzany 9436 razy ]
GOPR0492.JPG
GOPR0492.JPG [ 334.67 KiB | Obejrzany 9436 razy ]
GOPR0489.JPG
GOPR0489.JPG [ 196.72 KiB | Obejrzany 9436 razy ]
GOPR0482.JPG
GOPR0482.JPG [ 292.29 KiB | Obejrzany 9436 razy ]
GOPR0470.JPG
GOPR0470.JPG [ 219.77 KiB | Obejrzany 9436 razy ]
GOPR0449.JPG
GOPR0449.JPG [ 281.1 KiB | Obejrzany 9436 razy ]
GOPR0436.JPG
GOPR0436.JPG [ 203.13 KiB | Obejrzany 9436 razy ]
GOPR0431.JPG
GOPR0431.JPG [ 240.48 KiB | Obejrzany 9436 razy ]
GOPR0426.JPG
GOPR0426.JPG [ 287.6 KiB | Obejrzany 9436 razy ]
GOPR0425.JPG
GOPR0425.JPG [ 321.8 KiB | Obejrzany 9436 razy ]
GOPR0400.JPG
GOPR0400.JPG [ 293.84 KiB | Obejrzany 9436 razy ]
GOPR0383.JPG
GOPR0383.JPG [ 252.99 KiB | Obejrzany 9436 razy ]
GOPR0377.JPG
GOPR0377.JPG [ 280.99 KiB | Obejrzany 9436 razy ]
GOPR0370.JPG
GOPR0370.JPG [ 398.32 KiB | Obejrzany 9436 razy ]

Autor:  OliverS [ 24 Gru 2019 07:32 ]
Temat postu:  Re: Kreta samochodem - 7 dni, 7 różnych hoteli i… pożary

dzięki za wszystkie informacje. Bardzo mi pomogło.


Dziękuję i pozdrawiam,
Oliver

Strona 1 z 1 Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group
http://www.phpbb.com/