Kri$ napisał(a): Czepiacie się podrabiania certyfikatu. Tu nikt nie ma zamiaru podrabiać "certyfikatu", a jedynie stworzyć własny dokument z wklejonymi ogólnodostępnymi informacjami tj.nazwa ubezpieczyciela, kwoty, ubezpieczającego, a można nawet pominąć swoje dane oraz datę obowiązywania i nazwać go AKT, DOKUMENT, POTWIERDZENIE, ZAŚWIADCZENIE itp.
Warto dodać dane kontaktowe do Polski, bo na tym "certyfikacie" próżno ich szukać.
Osobiście bym z politowaniem spojrzał na ten "certyfikat", gdyby ktoś mi go przedstawił i kazałbym pilnować pacjenta, aby nie uciekł, aż udałoby mi się po szukaniu w google znaleźć kontakt do ubezpieczyciela i jakoś się dogadać (może po angielsku?) odnośnie płatności.
Ten certyfikat jako dokument potwierdzający ubezpieczenie jest hmmm żałosny i słaby.
To czy oryginalny certyfikat jest "żałosny i słaby" nie ma znaczenia. Ważne, że jest oryginalny. I ważne, że jest powszechnie akceptowalny. "żałosne i słabe" są również legitymacje szkolne (te papierkowe), potwierdzenia wykonania przelewu (wszak każdy może stworzyć w 3 minuty takie potwierdzenie) czy nawet pisma komornicze (obecnie bez podpisów, pieczątek itp., tj. wysyłasz do sąsiada i czekasz aż zapłaci). Jak jednak wyżej napisałem:
"Istnieje coś takiego jak zaufanie do dokumentów. Posługiwanie się zaś przerobionymi dokumentami narusza to zaufanie. A to oznacza negatywne konsekwencje dla społeczeństwa, instytucji, państwa."
Chcesz przetestować jak prokurator i sąd ocenią stworzony przez Ciebie dokument? Droga wolna. Daj znać jakie były efekty, na forum chętnie ci pokibicujemy.
A jak już uporasz się z dokumentami to zapraszam do Korei Północnej. Weź jakiś "żałosny i słaby" plakat Kima, podrzyj, podepcz i zrób fotkę na Instagrama. Przybijemy piątkę, gdy wrócisz, o ile wrócisz.
Jeśli wolisz bliżej to może ZEA? Tam przywiązują dużą wagę do zaufania. Za bieganie z lipnym certyfikatem miałbyś szansę na 3 lata darmowego hotelu all inclusive, sporą grzywnę a po wszystkim wydalenie z kraju.
Podsumowując. Nie róbcie sobie jaj z poważnej sprawy. Certyfikat to certyfikat, jakby nie wyglądał. Wydaje instytucja a nie Kowalski biegły w paincie. |
