Forum strony Fly4free.pl
https://www.fly4free.pl/forum/

Kanadyjski Dziki Zachód
kanadyjski-dziki-zachod,210,147620
Strona 1 z 2

Autor:  zuzanna_89 [ 27 Gru 2019 09:58 ]
Temat postu:  Kanadyjski Dziki Zachód

Plan wyjazdu do zachodniej Kanady pojawił się już jakiś czas temu, ale w przekonaniu, że trzeba jechać utwierdziła mnie zeszłoroczna relacja @JIK. Jak zobaczyłam te góry, te kolory, te misie (!!!) to wiedziałam już gdzie spędzimy lato 2019 :D Tak, to forum jest nieustannym źródłem inspiracji.

W lutym zaczęłam szukać biletów i opracowywać bardzo pobieżny plan wyprawy. Zgodnie z sugestiami użytkowników forum (kanada-ocen-moj-plan-zwiedzania,755,138297) zdecydowaliśmy się lecieć do Calgary, tam wypożyczyć samochód, a następnie polecieć do Vancouver i tam też zaopatrzyć się w samochód, aby móc spokojnie zwiedzić Vancouver Island. Biletów szukałam w różnych wyszukiwarkach co kilka dni, zaglądałam też na forum, ale ceny nie zachwycały. Loty z Gdańska KLM czy Lufthansą oscylowały w okolicy 3500zł – sporo.

Ostatecznie znalazłam ciekawe połączenie z Londynu linią Air Transat, o której nigdy wcześniej nie słyszałam. Opinie w necie nie były złe, nie mieli spektakularnych wypadków, więc uznaliśmy, że można z nimi lecieć ;) Przelot na trasie London Gatwick – Calgary, Vancouver – London Gatwick wyszedł nas 2100zł za osobę (plus 55 USD za bagaż rejestrowany w każdą stronę, wzięliśmy jeden). Dolot do/z Londynu ze zniżką WDC, ale też z dodatkową opłatą za Wizz Priority (duży podręczny) i 20kg bagaż nadawany wyniósł 500zł za osobę. Czyli w sumie 2600zł za osobę za lot w obie strony.

Ponieważ przez 4 lata mieszkaliśmy w Londynie postanowiliśmy zostać tam 2 dni przed i 2 dni po wycieczce do Kanady, odwiedzić znajomych i zobaczyć Hamiltona (polecam wszystkim!).

Plan wyglądał więc tak:
26.08 – o 19:25 wylot z Gdańska na Gatwick (chwała Bogu za te loty na Gatwick tylko czemu dopiero teraz!?)
29.08 – o 12:25 wylot z Gatwick do Calgary, przylot o 14:10
30.08-4.09 – zwiedzanie kolejno Jasper, Yoho i Banff
4.09 – o 19:05 lot do Seattle liniami Alaska Airlines
5.09 – pobyt w Seattle (odwiedziny u rodziny i spotkanie z koleżanką)
6.09 – przejazd autobusem + promem do Victorii na Vancouver Island
7.09 – 10.09 – pobyt na Vancouver Island
10.09 – wieczorem przejazd promem do Vancouver
11.09 – pobyt w Vancouver
12.09 – wylot z Vancouver o 14:55
13.09 – przylot do Londynu o 8:25, Hamilton o 19!!!
14.09 – wylot do Gdańska o 22:00 (przylot już kolejnego dnia o 1:10)

Plan zapowiadał się dość intensywnie, ale przecież nikt nie jedzie na wakacje odpoczywać ;)

Na zachętę wrzucam zdjęcie z Morraine Lake

Załącznik:
IMG1.JPG
IMG1.JPG [ 749.55 KiB | Obejrzany 22441 razy ]


I z Wild Pacific Trail na Vancouver Island

Załącznik:
IMG2.JPG
IMG2.JPG [ 652.02 KiB | Obejrzany 22441 razy ]


Wiem, że w tym roku były już dwie relacje z tych rejonów, ale dotychczas zawsze pisałam relacje z dalszych wycieczek i to bardzo fajnie porządkuje wyprawę, zdjęcia i wspomnienia. Tak więc robię to głownie dla siebie, a jeśli ktoś skorzysta to super :)

Autor:  macio106 [ 27 Gru 2019 19:38 ]
Temat postu:  Re: Kanadyjski Dziki Zachód

Czekam na kolejne części, byłaś dosłownie tydzień po mnie w tych miejscach.

Autor:  zuzanna_89 [ 30 Gru 2019 21:51 ]
Temat postu:  Re: Kanadyjski Dziki Zachód

Dziękuję za miłe słowa i polubienia :) Czas na dalszą część relacji!

Dzień -3 (26.08)

Lot na Gatwick bez większych emocji, do czasu... Jakieś 45 minut przed lądowaniem stewardesa spytała „czy jest na pokładzie personel medyczny?”, minutę później dziewczyna gdzieś z tyłu samolotu zaczęła krzyczeć. Stewardesy, 3 na raz, pobiegły do niej, kilku pasażerów zaczęło się przepychać jedni na tył, inni na przód. Ogólnie straszny chaos się zrobił i to chyba było najbardziej stresujące w tej całej sytuacji. To i fakt, że my, siedzący z przodu, nie wiedzieliśmy co się dzieje, a w samolocie to zawsze najgorsze przychodzi do głowy (może jakiś zamachowiec? :P). No i jeszcze opcja lądowania awaryjnego gdzieś w Belgii. O nie, byle udało się dolecieć!
Ostatecznie wyglądało na to, że dziewczyna miała jakiś atak paniki. Jak już wylądowaliśmy na Gatwick (uff) najpierw przyszedł po nią personel medyczny, wyprowadzili ją, a potem dopiero my mogliśmy wysiąść.

Przeszliśmy kontrolę paszportową, odebraliśmy bagaż i pojechaliśmy do koleżanki. Przy okazji mówię, że nie było żadnego problemu jechać National Express o innej godzinie niż ta, na którą mieliśmy kupiony bilet (sprawdzone nie raz).

Dzień -2 (27.08), -1 (28.08)

Nie będę opisywać, bo upłynęły na spotykaniu się ze znajomymi, odwiedzinach u byłych pracodawców i obżeraniu się w ulubionych knajpach.

Dzień 1 (29.08) Przylot do Kanady, przejazd Calgary-Nordegg

Nadszedł wielki dzień. Jedziemy do Kanady! Jeśli chodzi o bagaże to nie mieliśmy wiele.

Załącznik:
IMG3.jpg
IMG3.jpg [ 498.68 KiB | Obejrzany 22282 razy ]


Wspomnę jeszcze, że za każdym razem przed nadaniem plecaka wsadzaliśmy go do pokrowca, dokładnie takiego: https://www.decathlon.pl/pokrowiec-ochr ... 56622.html. Sprawdził się bardzo dobrze – plecak w pokrowcu z każdej podróży wychodził bez szwanku, nie kazali nam przy odprawie zanosić go do ponadwymiarowych przedmiotów (a zdarzało się to wcześniej w przypadku nieopakowanego plecaka), z pokrowca nic się nie urwało, a zawartość plecaka (również szklane butelki z whisky czy syropem klonowym) doleciały w całości.

Na Gatwick bez problemu nadaliśmy bagaż (pan tylko spytał czy mamy wizę do Kanady, ale nie sprawdzał), przeszliśmy kontrolę bezpieczeństwa i o czasie zaczęliśmy się pakować do samolotu.

Air Transat – linia o której nic nie wiedzieliśmy, tyle że jest kanadyjska i tania. Jedyne co sprawdziłam przed wylotem to, czy aby na pewno serwują jedzenie. Miał być jeden porządny posiłek i przekąska. Na 9h lotu wydawało nam się to dość mało, więc kupiliśmy jeszcze spore opakowanie sushi. Zapamiętajcie ten fakt ;)
Nie znam się w ogóle na samolotach, ale ten wydawał się spoko i miał to, co najbardziej lubię w samolotach – system rozrywki pokładowej zawierający kilka głupich komedii :D W sam raz na długi lot.

Załącznik:
IMG4.jpg
IMG4.jpg [ 99.27 KiB | Obejrzany 22282 razy ]


Tylko chyba zaoszczędzili na tłumaczu na polski.

Załącznik:
IMG5.jpg
IMG5.jpg [ 244.39 KiB | Obejrzany 22282 razy ]


Co ciekawe słuchawki trzeba było mieć swoje, ewentualnie można było od nich kupić za chyba 10 USD. W pakiecie podstawowym nie było też kocyka ani innych akcesoriów, których można doświadczyć w droższych liniach.

Zaraz po starcie personel pokładowy nadał komunikat: „mamy na pokładzie osoby z uczuleniem na orzechy i owoce morza, więc bardzo prosimy o nie spożywanie tych produktów”. Cholera, a co z naszym sushi? Do Kanady jedzenia wwozić nie można, więc co, mamy je wywalić? O nie! Staraliśmy się jeść bardzo dyskretnie, ledwo otwierając plecak i pojemnik z sushi. Chyba poskutkowało, bo nikt nie zgłaszał objawów uczulenia ;)

Jakieś 2h po starcie podano lunch (do którego oferowano wino, w innych momentach darmowe były tylko napoje bezalkoholowe).

Załącznik:
IMG6.JPG
IMG6.JPG [ 448.81 KiB | Obejrzany 22282 razy ]


Wygląda nieciekawie (może przez to czerwone oświetlenie, które zmieniało się też na inne kolory podczas lotu), ale smakował zupełnie nieźle.

Oczywiście podczas lotu nie mogliśmy spać, przespaliśmy się max 0.5h, tak to oglądaliśmy filmy i czytaliśmy.

W końcu zaczęliśmy zbliżać się do Calgary, podczas lądowania dość mocno nas wytrzęsło, ale to nieistotne – w końcu dotarliśmy! Na lotnisku przywitały nas, a jakże, liście klonowe.

Załącznik:
IMG7.jpg
IMG7.jpg [ 330.34 KiB | Obejrzany 22282 razy ]


Ustawiliśmy się do kontroli paszportowej trochę zdziwieni, że w samolocie nie dostaliśmy żadnych kwitków do wypełnienia. Okazało się jednak, że w dzisiejszych czasach papierki to przeżytek – deklarację wypełniało się w automatach, albo w aplikacji. Internet działał sprawnie, więc oboje ściągnęliśmy aplikację ..., w której trzeba było odpowiedzieć na kilka pytań (na ile przyjechałeś, czy przewozisz broń/leki/żywność, jaki jest cel przyjazdu itp.), generowany był kod QR, z tym podchodziło się do automatu, który drukował jakiś świstek (a jednak jest papierek!), to oglądał celnik i tyle. Aż się zdziwiłam, że tak szybko poszło. Teraz jeszcze plecak i możemy iść po samochód!

Samochód wypożyczyliśmy w Dollar, ale przez pośrednika – VIPCars. Za ich pośrednictwem koszt wypożyczenia Toyoty Corolli na 6 pełnych dni wyniósł 230 euro (płaciliśmy z góry, a na miejscu pani zablokowała około 200CAD na Revolucie. To ważna informacja, zapamiętajcie na dalszą część relacji). Czekało nas jakieś 4h jazdy do pierwszego noclegu w hostelu w Nordegg.

Ogólnie jeśli chodzi o noclegi w okolicy parków narodowych Jasper i Banff to jest jakaś tragedia. Jak tylko kupiliśmy bilety to zabrałam się za rezerwowanie noclegów (czyli jakieś 3 miesiące przed wylotem), ale dostępność i ceny były zatrważające. Średnio płaciliśmy 120CAD (czyli jakieś 350zł... nie, lepiej nie przeliczać) za pokój za noc. Zwykle to były najtańsze hotele w okolicy, wybór był naprawdę niewielki. Przez chwilę myśleliśmy o wynajmie kampera, ale po przeliczeniu wychodziło to drożej niż samochód + hotele. Tak więc porada: jeśli nie planujecie spać w namiocie to rezerwujcie hotele w Albercie ze sporym wyprzedzeniem.

Jadąc na połnoc od Calgary mijaliśmy niezbyt ciekawe okolice – płaskie i bezludne.

Załącznik:
Img8.jpg
Img8.jpg [ 242.58 KiB | Obejrzany 22282 razy ]


Po drodze coraz bardziej chciało nam się spać. Zatrzymaliśmy się więc na zakupy, gdzie nastąpiło nasze pierwsze spotkanie z syropem klonowym w jego ojczyźnie.

Załącznik:
Img11.jpg
Img11.jpg [ 596.01 KiB | Obejrzany 22282 razy ]


Kolację zjedliśmy w KFC w okolicach Red Deer i jakoś udało nam się dojechać do naszego hostelu w Nordegg, który znajdował się już właściwie w lesie.

Załącznik:
Img10.jpg
Img10.jpg [ 572.44 KiB | Obejrzany 22282 razy ]


W hostelu było niewielu gości – recepcjonistka poinformowała nas, że jest już właściwie po sezonie. Był to ciekawy hostel z dwóch względów: po pierwsze, nie było kluczy do pokoi, wszystko zostawiało się otwarte (w pokojach były jedynie szafki zamykane na klucz). Po drugie, ze względu na problemy z dostępnością wody proszeni byliśmy o oszczędzanie wody jak tylko się da. W kibelku wisiały takie oto znaki:

Załącznik:
Img13.JPG
Img13.JPG [ 420.88 KiB | Obejrzany 22282 razy ]


Możecie się domyślić, że nieźle się obśmialiśmy i hasło to towarzyszyło nam do końca wyjazdu, a nawet dłużej.

Na koniec wrzucam jeszcze mapkę z planem naszej podróży w okolicach Calgary łącznie z noclegami (najpierw Nordegg, dalej Hinton, Golden i w końcu Canmore).

Załącznik:
IMG9.jpg
IMG9.jpg [ 342.6 KiB | Obejrzany 22282 razy ]

Autor:  macio106 [ 30 Gru 2019 22:42 ]
Temat postu:  Re: Kanadyjski Dziki Zachód

zuzanna_89 napisał(a):
Ustawiliśmy się do kontroli paszportowej trochę zdziwieni, że w samolocie nie dostaliśmy żadnych kwitków do wypełnienia. Okazało się jednak, że w dzisiejszych czasach papierki to przeżytek – deklarację wypełniało się w automatach, albo w aplikacji. Internet działał sprawnie, więc oboje ściągnęliśmy aplikację ..., w której trzeba było odpowiedzieć na kilka pytań (na ile przyjechałeś, czy przewozisz broń/leki/żywność, jaki jest cel przyjazdu itp.), generowany był kod QR, z tym podchodziło się do automatu, który drukował jakiś świstek (a jednak jest papierek!), to oglądał celnik i tyle. Aż się zdziwiłam, że tak szybko poszło. Teraz jeszcze plecak i możemy iść po samochód!


Ciekawe co mówisz. 2 tygodnie wcześniej osobiście dostawałem kwitek i musiałem wypełnić, tak samo jak 3 lata temu. :?

Autor:  zuzanna_89 [ 30 Gru 2019 23:46 ]
Temat postu:  Re: Kanadyjski Dziki Zachód

@macio106 To faktycznie ciekawe. Ale robiłeś wszystko na papierze, czy w automacie? Tam było z 20 takich automatów, które były alternatywą dla odprawy w aplikacji, może faktycznie ustawiono je w te 2 tygodnie.
Musisz jechać kolejny raz :D

Autor:  Stasiek_T [ 30 Gru 2019 23:57 ]
Temat postu:  Re: Kanadyjski Dziki Zachód

macio106 napisał(a):

Ciekawe co mówisz. 2 tygodnie wcześniej osobiście dostawałem kwitek i musiałem wypełnić, tak samo jak 3 lata temu. :?


Tu jest film instruktażowy z maja 2019 o elektronicznej procedurze wjazdowej w Calgary:


Autor:  witekkowal [ 31 Gru 2019 11:47 ]
Temat postu:  Re: Kanadyjski Dziki Zachód

A tutaj jest link do apliakcji na Androida: https://play.google.com/store/apps/deta ... eclaration

Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka

Autor:  zuzanna_89 [ 03 Sty 2020 17:14 ]
Temat postu:  Re: Kanadyjski Dziki Zachód

Dzień 2 30.08.19 Jasper

Pierwszy dzień w Górach Skalistych! Obudziliśmy się około 8, zjedliśmy śniadanie (kuchnia w hostelu była bardzo dobrze wyposażona) i ruszyliśmy w świat :) Zaczęliśmy od zatankowania samochodu, bo wczoraj już sporo kilometrów przejechaliśmy. Stacje benzynowe były w dużej mierze zautomatyzowane, ale przy większości znajdował się sklepik. Co ciekawe, po włożeniu karty do czytnika trzeba było wybrać sumę za jaką maksymalnie chcesz zatankować. Ceny zaczynały się od 100$, a kończyły chyba na 800$. My, jak widzicie zatankowaliśmy za 20$ (mniej niż 1/3 baku), za 800$ to chyba tylko ciężarówki tankują.

Załącznik:
Img12.JPG
Img12.JPG [ 514.51 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Dziś w planach mamy przejazd słynną Icefields Parkway, po drodze zatrzymując się przy różnych ciekawych punktach po drodze. Najpierw jednak kilka szybkich przystanków na trasie – zaczynają pojawiać się góry i jeziora i jest naprawdę pięknie!

Załącznik:
IMG14.JPG
IMG14.JPG [ 513.73 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Załącznik:
IMG15.JPG
IMG15.JPG [ 620.24 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Aby wjechać do parku narodowego trzeba mieć ważny bilet. Zdecydowaliśmy się kupić bilet roczny, ważny na wszystkie parki narodowe w Kanadzie. Nie było z tym żadnego problemu, przy wjeździe na teren parku stała budka, gdzie strażnik sprawdzał czy mamy bilet, jeśli nie, to trzeba było go kupić. Nasz bilet ważny jest do 30.08.2020, jakby ktoś chciał odkupić to piszcie!

Załącznik:
IMG16.jpg
IMG16.jpg [ 75.56 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Chwilę później dojechaliśmy do Saskatchewan River Crossing, gdzie skręciliśmy w prawo, w kierunku Jasper. Dziś planujemy zobaczyć część atrakcji na trasie Icefields Parkway, jutro, wracając, pozostałe.

Załącznik:
IMG17.JPG
IMG17.JPG [ 529.32 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Zatrzymaliśmy się na chwilę w sklepie/kawiarni na rozdrożu.

Załącznik:
IMG18.JPG
IMG18.JPG [ 529.46 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Ruszamy dalej. Po mniej więcej godzinie pierwszy wodospad, Tangle Falls. Dosłownie przy samej drodze.

Załącznik:
IMG19.JPG
IMG19.JPG [ 688.41 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Załącznik:
IMG20.JPG
IMG20.JPG [ 791.58 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Fajny, ale oczekiwania mamy dużo większe. Kolejny przystanek pół godziny dalej – znowu wodospad. Tym razem bardziej znane Sunwapta Falls. Według przewodnika Lonely Planet powinien znajdować się 1km od parkingu, ale chyba pomyliły im się zera ;)

Załącznik:
IMG21.JPG
IMG21.JPG [ 1013.88 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Widok zdecydowanie nas nie powalił, a że nie mieliśmy czasu na dalsze spacery to pojechaliśmy dalej.

Załącznik:
IMG22.JPG
IMG22.JPG [ 487.1 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Kolejnym, najważniejszym dziś, punktem był szlak Mt Edith Cavell. Sporo się o nim naczytałam jaki to piękny, jak lodowiec trzeszczy, a zioła pachną, więc miałam spore oczekiwania. Aby dojechać do parkingu trzeba zboczyć trochę z głównej drogi, ale otoczenie jest naprawdę piękne. Trochę się martwiłam o tłumy na szlaku i brak miejsc parkingowych, ale nie było z tym problemów. Po krótkiej drzemce w samochodzie ruszyliśmy.

Załącznik:
IMG23.JPG
IMG23.JPG [ 694.13 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Załącznik:
IMG24.JPG
IMG24.JPG [ 892.05 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Tu mapa całej trasy, doszliśmy do punktu numer 2, całość zajęła jakieś 2h z krótkimi przerwami na kanapkę i zdjęcia.

Załącznik:
IMG31.JPG
IMG31.JPG [ 318.75 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Nie ma co owijać w bawełnę – szlak jest przepiękny. Od początku widać lodowiec, a chwilami także jezioro na jego krańcu o niesamowitym kolorze.

Załącznik:
IMG25.jpg
IMG25.jpg [ 402.35 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Większość osób szła tylko do punktu widokowego przy jeziorze (tym na poniższym zdjęciu), więc na dalszej części szlaku było naprawdę pusto.

Załącznik:
IMG26.JPG
IMG26.JPG [ 486.35 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Zapach ziół rosnących przy szlaku był faktycznie oszałamiający, kojarzył nam się z pieczonymi ziemniakami przez co zgłodnieliśmy ;) Zaraz jednak naszą uwagę odwrócił ten przesłodki gryzoń!

Załącznik:
IMG27.JPG
IMG27.JPG [ 853.68 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Po angielsku to zwierzątko nazywa się pika, a po polsku szczekuszka ;) Wydaje piskliwe dźwięki i można ją często zobaczyć z „garścią” trawy w pyszczku. Przesłodkie.

Nie był to jedyny zwierzak spotkany na szlaku! Niestety, misia nie było, ale za to był świstak :D Też hałaśliwy, ale niespecjalnie bojaźliwy.

Załącznik:
IMG28.JPG
IMG28.JPG [ 1004.21 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Widok z punktu widokowego nr 2 był po prostu niesamowity.

Załącznik:
IMG29.jpg
IMG29.jpg [ 313.45 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Załącznik:
IMG30.JPG
IMG30.JPG [ 246.81 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Wracając spotkaliśmy jeszcze świstaka zajadającego grzyba :D

Załącznik:
IMG32.jpg
IMG32.jpg [ 910.98 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


To był naprawdę udany spacer, niezbyt męczący (akurat na jet lag ;), a piękny. Zdecydowanie polecam! W takich miejscach miałabym ochotę zostać na dłużej. Może kiedyś :)

Czas było ruszyć w dalszą drogę do naszego kolejnego noclegu w Hinton (już poza parkiem narodowym, zresztą tak jak Nordegg). Po drodze krajobrazy były wciąż piękne, ale już nie mieliśmy siły się nigdzie na dłużej zatrzymywać.

Załącznik:
IMG33.jpg
IMG33.jpg [ 266.39 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Zameldowaliśmy się w hotelu w Hinton (typowa sieciówka), poszliśmy zjeść do japońskiej knajpy, a potem zobaczyć lokalną atrakcję – bobrowisko :D

Załącznik:
IMG34.jpg
IMG34.jpg [ 529.08 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Była to po prostu sieć ścieżek w lesie, nad jeziorem, rzeką i rozlewiskiem. Byliśmy tam około 20 i akurat pięknie powoli zachodziło słońce.

Załącznik:
IMG35.JPG
IMG35.JPG [ 608.17 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Załącznik:
IMG36.JPG
IMG36.JPG [ 837.89 KiB | Obejrzany 22093 razy ]


Niestety żadnych bobrów nie widzieliśmy. A przez to, że wszędzie były znaki ostrzegające przed niedźwiedziami i kuguarami po około pół godzinie, gdy już słońce zaszło, udaliśmy się z powrotem do hotelu.

Autor:  KKL [ 03 Sty 2020 19:03 ]
Temat postu:  Re: Kanadyjski Dziki Zachód

JIK chyba wiele osób zachęcił, bo też byłem w tym roku w tych okolicach, dwa tygodnie po was głównie w Banff i kawałku Jasper (Peyto Lake) i Yoho (Takakkaw Falls). I też potem lot do Seattle z Alaska Airlines :). Czekam na dalszy ciąg..

Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka

Autor:  zuzanna_89 [ 03 Sty 2020 21:40 ]
Temat postu:  Re: Kanadyjski Dziki Zachód

@KKL No nieźle, to w 2019 roku tłumnie odwiedziliśmy te strony! A nie pomyślałabym, bo Polaków na miejscu spotkaliśmy dopiero po tygodniu pobytu, w Lake Louise, a dokładniej w Plain of Six Glaciers.

Kolejne części niedługo, okazuje się, że mamy mnóstwo zdjęć i powoli przez nie brnę ;)

Autor:  zuzanna_89 [ 06 Sty 2020 22:23 ]
Temat postu:  Re: Kanadyjski Dziki Zachód

Dzień 3 - Jasper

Komuś może wydać się idiotyczne, że wczoraj jechaliśmy kawał drogi tylko po to, żeby dziś wrócić (kolejny nocleg w Golden, 400km od Hinton). Niestety, baza noclegowa w Albercie była bardzo ograniczona, a ponieważ chcieliśmy zobaczyć sporo atrakcji po drodze uznaliśmy, że tak będzie dobrze. I było :) To był kolejny udany dzień! Ale bez spoilerów :P

Zaczęło się od śniadania – usiedliśmy przy takiej oto maszynie i mój mąż był w siódmym niebie, naciskał i naciskał :P

Załącznik:
IMG37.jpg
IMG37.jpg [ 355.1 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Spakowaliśmy się, wymeldowaliśmy i ruszyliśmy w drogę. Już po pół godzinie pojawił się korek na pustej drodze – po wycieczce do Australii wiedzieliśmy, że oznacza to jedno – zwierzaki w zasięgu obiektywu :D Tym razem były to owce kanadyjskie (bighorn sheep).

Znak miał rację ;)

Załącznik:
IMG38.JPG
IMG38.JPG [ 673.57 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Załącznik:
IMG39.JPG
IMG39.JPG [ 793.14 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Pierwsze w planach tego dnia były Miette Hot Springs. Obok gorących źródeł znajduje się polecany szlak (Sulphur Skyline), ale ze względu na notoryczny brak czasu postanowiliśmy jedynie wymoczyć się w gorących źródłach ;) A otoczenie było naprawdę zjawiskowe.

Załącznik:
IMG40.jpg
IMG40.jpg [ 254.96 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Załącznik:
IMG41.jpg
IMG41.jpg [ 192.49 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Temperatura wody wynosiła 38 stopni, a dla chętnych były też baseny z zimną wodą. Gdy mój mąż zdecydował się zanurzyć w tym chłodnym, ratownik od razu się rozbudził i podreptał za nim. Na szczęście mąż przeżył (bez interwencji ratownika) :D

Kolejnym punktem programu był kanion Maligne. Widać, że popularna atrakcja, bo parking pełen. A przy nim taka oto mapka:

Załącznik:
IMG42.JPG
IMG42.JPG [ 444.53 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Dla każdego coś miłego – można zrobić dłuższy lub krótszy spacer. My zdecydowaliśmy się na średni :)

Kanion bardzo nam się spodobał, choć nie mogło w sumie być inaczej, bo bardzo lubimy rzeki i formacje skalne ;) Rzeka miała piękny, turkusowy kolor, a roślinność w pobliżu, dobrze nawodniona, była soczyście zielona.

Załącznik:
IMG43.JPG
IMG43.JPG [ 501.9 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Załącznik:
IMG44.JPG
IMG44.JPG [ 642.78 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Dodatkowo przy szlaku były poustawiane tablice informacyjne o tym jak kanion się tworzył i zmieniał. Mnóstwo ciekawych informacji dla dorosłych i dzieci, a co więcej ciekawostki można było zweryfikować od razu na żywo np. informacja, że jak spory głaz spadnie to utknie w kanionie znajdowała się zaraz obok miejsca gdzie właśnie taki okrągły głaz utknął. Kanion miejscami ma niewiele ponad metr szerokości, więc inna tablica informowała, że w przeszłości śmiałkowie próbowali przeskoczyć go z różnym skutkiem. Tak więc jak dla mnie miejsce nie tylko ciekawe, ale i dobrze przemyślane oraz zorganizowane.

Załącznik:
IMG45.JPG
IMG45.JPG [ 534.6 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Załącznik:
IMG46.JPG
IMG46.JPG [ 704.89 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Załącznik:
IMG47.JPG
IMG47.JPG [ 866.98 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Posililiśmy się kanapkami i marchewkami i ruszyliśmy dalej. Pisałam już, że to był udany dzień? A to dopiero początek!

Jadąc Icefields Parkway w kierunku Lake Louise, na wysokości skrętu na Mt Edith Cavell zobaczyliśmy na drodze korek. Deszcz padał i nie chciało nam się wierzyć, że to jakiś zwierz, pewnie ktoś miał wypadek.

Podjechaliśmy bliżej i oto co zobaczyliśmy

Załącznik:
IMG48.JPG
IMG48.JPG [ 999.16 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Załącznik:
IMG49.JPG
IMG49.JPG [ 962.3 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Tak jest, misio! Ależ byliśmy podekscytowani! Szedł poboczem i zjadał liście z krzaków :D Faktycznie jest wszystkożerny ;) Nic sobie nie robił z deszczu i tłumu fotografujących go ludzi. A niektórzy to totalni idioci – powychodzili z samochodów i podchodzili do misia na około metr. Nie ma co się dziwić, że ataki wciąż się zdarzają.

Zdjęcia trochę nieostre, bo my nie odważyliśmy się nawet okna otworzyć, a misio szybko się przemieszczał ;)

To spotkanie zdecydowanie podniosło nam ciśnienie, a mój mąż dodatkowo utwierdził się w przekonaniu, że musi kupić spray na misie. Ale to jak się nadarzy okazja.

Dalej zatrzymaliśmy się przy lodowcu Athabasca, ale nie poszliśmy tam na dalszy spacer mimo że było pięknie.

Załącznik:
IMG50.JPG
IMG50.JPG [ 665.25 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Załącznik:
IMG51.JPG
IMG51.JPG [ 715.24 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Za to kawałek dalej ruszyliśmy na wychwalany w internecie szlak Parker Ridge. Widok z przełęczy miał zapierać dech w piersi. No to idziemy!

Załącznik:
IMG52.JPG
IMG52.JPG [ 806.5 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Początkowo szło się lasem, potem roślinność robiła się coraz niższa.

Załącznik:
IMG53.jpg
IMG53.jpg [ 360.01 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Było dość zimno i bardzo wietrznie. Po dotarciu na grań...

Załącznik:
IMG54.JPG
IMG54.JPG [ 566.07 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


...mogliśmy wreszcie zobaczyć co kryje się po drugiej stronie!

Załącznik:
IMG55.JPG
IMG55.JPG [ 509.11 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Widok był wręcz wzruszający – ta przestrzeń i bezwzględne piękno przyrody faktycznie zapierały dech w piersi.

Załącznik:
IMG56.1.jpg
IMG56.1.jpg [ 597.15 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Załącznik:
IMG57.JPG
IMG57.JPG [ 585.89 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Spacer był dość krótki, męczący (ostro pod górkę) i bardzo satysfakcjonujący! Po około 1.5h byliśmy z powrotem w samochodzie.

Kolejnym przystankiem, ostatnim na dziś, było jezioro Peyto Lake. Mój mąż miał już powoli dość atrakcji, no ale tej nie mogliśmy ominąć :P Jutro miał być spokojny dzień, więc będzie miał szansę odpocząć (od jeżdżenia samochodem).

Akurat jak stanęliśmy na parkingu przy Peyto Lake zaczęło lać jak z cebra, ale niewzruszeni ruszyliśmy i nawet zatrzymywaliśmy się przy tablicach informacyjnych po drodze ;)

Podejście jest krótkie (jakieś 10 minut), ale dość strome i kiedy wracaliśmy kilka grup ludzi pytało nas czy daleko jeszcze. Naprawdę rozważali cofnięcie się do parkingu, kumacie?! Ominęliby coś takiego:

Załącznik:
IMG58.jpg
IMG58.jpg [ 196.04 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Załącznik:
IMG59.JPG
IMG59.JPG [ 616.48 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Ten niesamowity kolor wody w jeziorach Banff i Jasper wywołanyjest drobinkami skał z topniejącego lodowca. Peyto Lake, jak wszyscy zainteresowani wiedzą, ma kształt głowy wilka. I nawet w deszczu jest super!

No to teraz mogliśmy już zmierzać prosto do Golden, gdzie mieliśmy spędzić 2 kolejne noce :)

Na mapie bez poziomic tego nie widać, ale, żeby z trasy numer 93 dojechać do Golden trzeba najpierw zjechać ostro w dół, a potem z powrotem do góry i znów w dół (po kilkaset metrów na pewno). Trochę się martwiliśmy na ile paliwochłonna będzie taka jazda, a że była też stresująca dla kierowcy (jadąc w dół wydawało się momentami masakrycznie stromo) to zaczęliśmy się zastanawiać czy jutro realizować nasz plan i jechać do Yoho.

Na razie jednak dojechaliśmy do motelu, który był położony w dogodnym i ładnym miejscu, a na podwórku czekał kolejny misio ;)

Załącznik:
IMG60.jpg
IMG60.jpg [ 425.19 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Na obiadokolację poszliśmy do polecanej knajpy w Golden, tym razem z kuchnią północnoamerykańską. Jeśli będziecie w okolicy– polecam gorąco! Najlepsze żeberka jakie w życiu jadłam!

Załącznik:
IMG61.jpg
IMG61.jpg [ 199.37 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Załącznik:
IMG62.jpg
IMG62.jpg [ 134.42 KiB | Obejrzany 21977 razy ]


Rozpływały się w ustach!

Szybki powrót do hotelu i o 22 idziemy spać. To był udany dzień!

Autor:  zuzanna_89 [ 11 Sty 2020 23:33 ]
Temat postu:  Re: Kanadyjski Dziki Zachód

Dzien 4: 1.09.2019 – Yoho

Tak jak pisałam powyżej, mój mąż, który nie jest aż takim entuzjastą gór jak ja, powoli miał dość napiętego harmonogramu i typowo górskich atrakcji, więc brałam pod uwagę zmianę planów na dziś. Myśleliśmy o jakimś raftingu, ale jak zaczęliśmy o tym czytać, to te bardziej hardcorowe wydawały się straszne, a znowuż nie chcieliśmy trafić na rejs pontonem ;) Ostatecznie mąż stwerdził, że przecież jesteśmy tu, żeby chodzić po górach i powinniśmy po prostu pójść w góry. Uff.

Drugi problem to wybór szlaku – na inne dni miałam zawsze dość oczywistych faworytów, w Yoho wydawało mi się, że jest kilka tak samo interesujących szlaków. Ponieważ chcieliśmy trochę odpocząć przed kolejnym dniem ostatecznie zdecydowaliśmy się na szlak doliną Yoho do Twin Falls, rozważaliśmy powrót przez Iceline Trail.

Przed wyruszeniem jednak mój mąż zaopatrzył się w bear spray. Po wczorajszym spotkaniu z misiem uznał, że lepiej mieć ten specyfik na wypadek ewentualnego kolejnego spotkania ;) Spray udało się kupić w przydrożnym sklepie sprzedającym butle z gazem i tym podobne, kosztował sporo, bo 40 CAD, no ale jeśli taka jest cena spokoju ducha to niech będzie.

Co ciekawe – był 1-szy września (80-ta rocznica rozpoczęcia drugiej wojny światowej) i w kanadyjskim radiu sporo mówili o Polsce! Ciekawe doświadczenie.

Zaparkowaliśmy przy wodospadzie Takkakaw (aby znaleźć miejsce parkingowe musieliśmy krążyć chyba z 15 minut – wodospady są bardzo blisko parkingu i są bardzo popularne wśród Azjatów), do którego planowaliśmy podejść pod koniec dnia i ruszyliśmy. Powitała nas tablica informacyjna:

Załącznik:
IMG63.JPG
IMG63.JPG [ 722.09 KiB | Obejrzany 21861 razy ]


Przed nami jakieś 15km marszu (ale doliną, więc prawie po płaskim), więc ruszamy :) Początkowo idziemy otwartą przestrzenią widząc w oddali lodowiec Yoho.

Załącznik:
IMG65.JPG
IMG65.JPG [ 800.93 KiB | Obejrzany 21861 razy ]


Potem wchodzimy w las, a cały czas towarzyszy nam rzeka w ciekawym kolorze.

Załącznik:
IMG64.JPG
IMG64.JPG [ 662.02 KiB | Obejrzany 21861 razy ]


Ludzi jest bardzo mało i ciągle mamy bear spray pod ręką. Powoli zaczyna się chmurzyć, a że zapowiadano na dziś burze zaczynamy się zastanawiać nad sensownością trekkingu dalszego niż Twin Falls. Przy samych Twin Falls zaczyna porządnie padać, na szczęście udaje nam się je zobaczyć.

Załącznik:
IMG66.JPG
IMG66.JPG [ 840.03 KiB | Obejrzany 21861 razy ]


Schodzimy do punktu biwakowego w nadziei na znalezienie schronienia. Udaje się, ktoś rozłożył płachtę brezentową pod którą możemy się schronić i zjeść kanapki :D

Załącznik:
IMG67.JPG
IMG67.JPG [ 929.59 KiB | Obejrzany 21861 razy ]


Czekając aż przejdzie deszcz mamy okazję przyjrzeć się obozowisku – jest tu dosłownie kilka namiotów, wokół jednego kręci się człowiek z psem, reszta jest pusta. Ciekawy jest sposób zabezpieczenia plecaków przed niedźwiedziami:

Załącznik:
IMG68.JPG
IMG68.JPG [ 702.57 KiB | Obejrzany 21861 razy ]


W końcu gdy przestaje padać, a tylko kropi ruszamy w drogę powrotną. Szlak jest mokry i śliski – nie ryzykujemy podejście na Iceline Trail. Droga powrotna idzie nam szybciej, bo jest lekko z górki. Mijamy kilka osób z wielkimi plecakami pytają nas czy dobrze się kierują na obozowisko. Owszem :) Kanadyjczycy chyba lubią spać pod namiotem.

W końcu dochodzimy w okolice parkingu.Szlak do nie był może powalający (szczególnie jak na kanadyjskie możliwości), ale zupełnie przyjemny i niezbyt męczący. Całość wyniosła 16km i zajęła niecałe 4h. Teraz pozostaje zobaczyć główną atrakcję:

Załącznik:
IMG69.jpg
IMG69.jpg [ 429.46 KiB | Obejrzany 21861 razy ]


Wodospad ma 254m – jest ogromny, ale chyba przez to że taki wąski i odsłonięty to nie jest jakiś specjalnie imponujący (to oczywiście subiektywna opinia).

Załącznik:
IMG70.jpg
IMG70.jpg [ 315.14 KiB | Obejrzany 21861 razy ]


Załącznik:
IMG71.JPG
IMG71.JPG [ 919.61 KiB | Obejrzany 21861 razy ]


W każdym razie dobrze go było zobaczyć i mogliśmy wracać. Po drodze do Golden zajechaliśmy jeszcze zobaczyć Natural Bridge – ciekawą formację skalną na rzece.

Załącznik:
IMG72.JPG
IMG72.JPG [ 924.52 KiB | Obejrzany 21861 razy ]


Załącznik:
IMG73.jpg
IMG73.jpg [ 316.45 KiB | Obejrzany 21861 razy ]


Ładne miejsce :) Stamtąd udaliśmy się do hotelu przebrać się i potem już obiadokolacja i spać!

To był luźniejszy dzień, ale potrzebowaliśmy takiego.

Autor:  zuzanna_89 [ 18 Sty 2020 19:05 ]
Temat postu:  Re: Kanadyjski Dziki Zachód

Dzień 5: 2.09.2019 Banff

Dzień kulminacyjny, bo dziś mieliśmy odwiedzić gwiazdę Alberty czyli Lake Louise ;) Lake Louise to nazwa zarówno miejscowości jak i samego jeziora. Z Golden jechaliśmy tam godzinę, a pogoda była naprawdę niezdecydowana – deszcz, słońce, tęcza, to znowu mgła. Jak to w górach ;)

Kiedy dojechaliśmy o 9 główny parking był już pełen, na szczęście kawałek niżej (po prawej jadąc w kierunku jeziora) jest mniejszy parking na którym były jeszcze miejsca. Kiedy i te się zapełnią pozostaje dojazd autobusem, o tyle upierdliwy, że często kolejki do niego są na ponad godzinę stania. Więc polecam raczej wczesne wstawanie :)

Po 10 minutach spaceru dotarliśmy do głównego parkingu mijając co chwilę ostrzeżenia o misiach.

Załącznik:
IMG74.JPG
IMG74.JPG [ 552.99 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Ten autobus szkolny woził turystów między miasteczkiem Lake Louise a jeziorami Lake Louise i Morraine Lake. Zaraz za parkingiem naszym oczom okazał się słynny widok na jezioro z lodowcem w tle.

Załącznik:
IMG75.JPG
IMG75.JPG [ 423.44 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Hmm, w sumie to lodowiec zakryły chmury i widok nie był specjalnie szałowy. Ludzi sporo, ale da się zrobić zdjęcie.

Załącznik:
IMG77.JPG
IMG77.JPG [ 445.59 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Pogoda wciąż szybko się zmienia.

Załącznik:
IMG76.jpg
IMG76.jpg [ 272.04 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Kierujemy się od razu w stronę Lake Mirror --> Little Beehive --> Lake Agnes. Było trochę ludzi, ale bez problemu dało się iść swoim tempem. Do Mirror Lake cały czas idzie się lasem, a widok Lake Louise, kiedy zaczyna prześwitywać między drzewami w dole jest naprawdę niesamowity.

Załącznik:
IMG78.JPG
IMG78.JPG [ 474.63 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Po jakichś 45 minutach marszu dochodzimy do Mirror Lake. Ten szczyt za nim nazywa się Big Beehive – naprawdę wygląda jak stworzony przez pszczoły ;)

Załącznik:
IMG79.JPG
IMG79.JPG [ 476.11 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Co ciekawe do Lake Agnes można wybrać się też konno.

Załącznik:
IMG80.JPG
IMG80.JPG [ 978.58 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Jak widać znowu pada. Ale to nic, może dzięki temu nie ma specjalnych tłumów. Ruszamy dalej, decydujemy się na wejście na Little Beehive, zamiast Big Beehive. Widok na Lake Louise jest podobno porównywalny, a chcemy oszczędzać siły i dojść jeszcze do Plain of 6 Glaciers (mój mąż jeszcze o tym nie wie;).

Big Beehive z góry:

Załącznik:
IMG81.JPG
IMG81.JPG [ 625.26 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Załącznik:
IMG82.JPG
IMG82.JPG [ 730.97 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Co tu dużo mówić, widoki były po prostu przepiękne, a jak tylko wyszło słońce pojawiły też się zwierzęta :D Takich słodkich gryzoni było na szlaku naprawdę sporo, jest to pręgowiec amerykański (ang. chipmunk).

Załącznik:
IMG83.JPG
IMG83.JPG [ 890.94 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Załącznik:
IMG84.jpg
IMG84.jpg [ 861.4 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Na szlaku byliśmy sami i mogliśmy przyjmować najróżniejsze pozy ;)

Załącznik:
IMG85.JPG
IMG85.JPG [ 954.42 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


W końcu zobaczyliśmy też widok dla którego tu wchodziliśmy – Lake Louise z góry. Te czarne kropeczki to kajaki. Niesamowity widok!

Załącznik:
IMG86.JPG
IMG86.JPG [ 588.75 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Załącznik:
IMG87.jpg
IMG87.jpg [ 487.2 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Chyba już na dobre przestało padać i było po prostu przepięknie. Chłonęliśmy widoki.

Załącznik:
IMG88.jpg
IMG88.jpg [ 353.76 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Załącznik:
IMG89.jpg
IMG89.jpg [ 262.81 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Na szczycie była ławka, gdzie zatrzymaliśmy się na drugie śniadanie. Pół godziny na słońcu i przemoczone ciuchy wyschły. Prócz nas nie było nikogo, dopiero gdy ruszyliśmy dalej spotkaliśmy kilka osób.

Załącznik:
IMG90.jpg
IMG90.jpg [ 144.26 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Dalej poszliśmy do Lake Agnes.

Załącznik:
IMG91.JPG
IMG91.JPG [ 296.79 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Wiało tam niemiłosiernie i było bardzo tłoczno, więc nie przesiadywaliśmy tam tylko od razu skierowaliśmy się w stronę Plain of Six Glaciers. Widoki wciąż były niesamowite.

Załącznik:
IMG92.jpg
IMG92.jpg [ 332.46 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Załącznik:
IMG93.jpg
IMG93.jpg [ 351.27 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Idąc od Lake Agnes zeszliśmy dość sporo w dół, potem szliśmy znów lekko pod górę. Lake Louise było coraz dalej.

Załącznik:
IMG94.JPG
IMG94.JPG [ 836.47 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Spotkaliśmy też kolejnego pręgowca, który nieświadomie pozował do zdjęć myśląc, że mamy dla niego coś do jedzenia. Ale patrząc po jego brzuszku, nie głoduje ;)

Załącznik:
IMG95.JPG
IMG95.JPG [ 383.88 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Załącznik:
IMG96.JPG
IMG96.JPG [ 331.23 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Zaczynaliśmy już być lekko zmęczeni, na szczęście lodowce były coraz bliżej.

Załącznik:
IMG97.JPG
IMG97.JPG [ 792.35 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


A to oznaczało, że już po chwili doszliśmy do schroniska (czy raczej kawiarni, bo chyba nie można tam nocować) i mogliśmy pozwolić sobie na kawę, ciastko i chwilę odpoczynku.

Załącznik:
IMG98.JPG
IMG98.JPG [ 264.95 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Miejsce jest piękne i zachęca do dalszej wspinaczki. Niestety, my byliśmy już dość zmęczeni i po posileniu się zaczęliśmy drogę powrotną. A wracając większość czasu ma się widok na Lake Louise :)

Załącznik:
IMG99.jpg
IMG99.jpg [ 682.06 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


W niecałą godzinę znaleźliśmy się z powrotem nad Lake Louise. Miejsce, w którym woda z lodowca wpływa do jeziora jest prześliczne.

Załącznik:
IMG100.jpg
IMG100.jpg [ 298.04 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Załącznik:
IMG101.jpg
IMG101.jpg [ 336.6 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Szlak nad samym jeziorem jest dość mocno uczęszczany i jeśli będziecie w okolicy to zdecydowanie pojecam wybrać się dalej niż tylko krótki spacer nad jeziorem. Trasa do schroniska w Plain of Six Glaciers (jakby ktoś szedł od Lake Louise) jest względnie płaska i łatwa. Włączając w to Little Beehive i Lake Agnes zrobiliśmy tego dnia ponad 21km w niecałe 7h (z dwiema długimi przerwami).

Jeszcze wrzucę cennik wypożyczalni kajaków, jakby ktoś miał ochotę popływać po Lake Louise ;)

Załącznik:
IMG102.jpg
IMG102.jpg [ 52.63 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Dotarliśmy do samochodu i ruszyliśmy do naszego kolejnego lokum – hostelu w Canmore. Rezerwując noclegi chciałam zostać tam dłużej, ale Canmore jest bardzo oblegane i nie było już miejsc w naszym przedziale cenowym nie licząc tych dwóch nocy. Co ciekawe, miejsce nazywało się Canmore Hotel Hostel (to hotel czy hostel?) i już przy rezerwacji ostrzegali, że odbywają się u nich głośne imprezy i chcącym pospać radzili zaopatrzyć się w zatyczki do uszu. No nic, zobaczymy co to będzie.

Trasa z Lake Louise do Canmore jest bardzo ładna. Nie myślałam, że będzie tam droga szybkiego ruchu, a tu proszę.

Załącznik:
IMG103.jpg
IMG103.jpg [ 446.83 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Na miejscu zagadka się wyjaśniła - kiedyś w tym miejscu był Canmore Hotel, teraz jest to hostel ;) Zameldowaliśmy się, wykąpaliśmy i poszliśmy coś zjeść. Po raz pierwszy mieszkaliśmy w miejscu, z którego można było dojść pieszo do knajp czy sklepu. Mieszkaliśmy w centrum! Ale fajnie :) To widok spod hostelu:

Załącznik:
IMG104.jpg
IMG104.jpg [ 382.09 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Po kolacji poszliśmy jeszcze na mały spacer po mieście. Natrafiliśmy między innymi na sklep z cukierkami, w którym sprzedawano znajomo wyglądające słodycze:

Załącznik:
IMG105.jpg
IMG105.jpg [ 108.2 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Dalej trafiliśmy na małą galerię sztuki miejscowego artysty, Jasona Cartera, którego dzieła bardzo nam się spodobały (można je zobaczyć między innymi na lotnisku w Calgary). Zamieniliśmy z nim kilka słów, a ponieważ nie było nas stać na obraz kupiliśmy pocztówki z reprodukcjami.

Załącznik:
IMG106.jpg
IMG106.jpg [ 267.68 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Załącznik:
IMG109.jpg
IMG109.jpg [ 393.36 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Canmore jest pięknie położone i trochę żałowałam, że jesteśmy tu tylko na 2 noce. Pospacerowaliśmy, a jak już się ściemniło wróciliśmy do hostelu.

Załącznik:
IMG107.jpg
IMG107.jpg [ 511.51 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Załącznik:
IMG108.jpg
IMG108.jpg [ 324.31 KiB | Obejrzany 21353 razy ]


Ależ to był piękny dzień!

Autor:  zuzanna_89 [ 30 Sty 2020 22:01 ]
Temat postu:  Re: Kanadyjski Dziki Zachód

Dzień 6: 3.09.2019 Banff

To była ciężka noc. Impreza w kuchni rozpoczęła się około 21 i trwała do 4 nad ranem. Ja budziłam się kilka razy w nocy, mój mąż w ogóle nie mógł spać. Nie kumam co za ludzie przyjeżdżają w góry imprezować do rana... Szczególnie słychać było jakąś tępą laskę, która nieźle podpita usilnie szukała zainteresowania wśród kolesi. Tak więc lokalizacja hostelu fajna, ale info o imprezach nieprzesadzone. Obudziliśmy się o 7:30 i jedząc śniadanie staraliśmy się być bardzo głośni, żeby choć trochę imprezowiczom dokuczyć ;) Nie wiem czy się udało. Canmore o poranku również prezentowało się pięknie.

Załącznik:
IMG110.JPG
IMG110.JPG [ 635.73 KiB | Obejrzany 20451 razy ]


Dziś chcieliśmy pojechać nad Morraine Lake i przejść się na jakiś szlak w jego okolicy. Z Morraine Lake jest jeden problem – dojazd. Parking jest mały i szybko się zapełnia (w sezonie około 5:30 rano, bo ludzie przyjeżdżają na wschód słońca). Potem droga dojazdowa jest zamykana i wpuszczane są tylko pojedyncze samochody, jeśli akurat ktoś wyjedzie z parkingu. Jest też opcja dojazdu autobusem, problem jest tylko taki, że autobus jedzie z parkingu Park and Ride przy głównej drodze najpierw pod Lake Louise, a tam trzeba się przesiąść na kolejny autobus do Morraine Lake. Powrotny jedzie już prosto na Park and Ride. Jest to o tyle niewygodne, że im później tym dłuższe są kolejki do autobusów, można stać ponad godzinę, więc traci się sporo czasu. Oczywiście do Morraine Lake można też dojść pieszo, ale jest to 14km z Lake Louise, więc kawał drogi.

Na razie liczyliśmy na cud, że może akurat ktoś będzie wyjeżdżał zobaczywszy już wschód słońca i uda nam się zaparkować pod Morraine Lake. Niestety, nic z tego. Droga dojazdowa była zamknięta – parking pełen. Krążyliśmy chyba z pół godziny, raz nawet kogoś, kto jechał przed nami wpuszczono, ale nas już nie. Pojechaliśmy więc na parking Park and Ride w miejscowości Lake Louise, a tam kolejka do autobusu na ponad godzinę. O nie, tyle nie będziemy stali. Okazało się, że rano (między 6 a 7:30) jeździ też autobus bezpośrednio z Park and Ride nad Morraine Lake. Postanowiliśmy, że jutro nim pojedziemy (co oznaczało, że będziemy musieli wstać o 5), a dziś będziemy realizować plan awaryjny, czyli Johnston Canyon i pranie ;)

Zanim dojechaliśmy w okolice kanionu było już na tyle późno, że oczywiście tam też parking był pełen. Na szczęście można było stawać wzdłuż drogi i tak też zrobiliśmy.

Załącznik:
IMG111.JPG
IMG111.JPG [ 880.23 KiB | Obejrzany 20451 razy ]


Niestety, przez problemu z dojazdem nad Morraine Lake, a także kiepską noc byliśmy już nieźle wkurzeni, dodatkowo tłumy na trasie nie poprawiały nam humorów. Byliśmy już w kanionie Maligne i może przez to Johnston Canyon nie wydawał nam się specjalnie ekscytujący.

Załącznik:
IMG112.JPG
IMG112.JPG [ 898.21 KiB | Obejrzany 20451 razy ]


Załącznik:
IMG113.JPG
IMG113.JPG [ 566.62 KiB | Obejrzany 20451 razy ]


Dopiero tęcza przy Upper Falls poprawiła nam humor :)

Załącznik:
IMG114.JPG
IMG114.JPG [ 942.06 KiB | Obejrzany 20451 razy ]


Upper Falls z góry:

Załącznik:
IMG115.JPG
IMG115.JPG [ 659.74 KiB | Obejrzany 20451 razy ]


Ponieważ czas mieliśmy dobry postanowiliśmy kontynuować spacer do Ink Pots – źródeł o rzekomo pięknych kolorach. Z Upper Falls to 3km łatwą trasą (ale byliśmy zmęczeni po wczorajszym chodzeniu, więc nie było aż tak lekko). Ludzi było tam już znacznie mniej i liczyliśmy na to, że może spotkamy znowu misia – niedoczekanie! Po około 2km w lesie pomiędzy drzewami zaczęły prześwitywać góry.

Załącznik:
IMG116.JPG
IMG116.JPG [ 925.17 KiB | Obejrzany 20451 razy ]


A po kolejnym kilometrze (na oko) wyszliśmy z lasu na prześliczną polanę.

Załącznik:
IMG117.JPG
IMG117.JPG [ 933.76 KiB | Obejrzany 20451 razy ]


Jeszcze tylko kilka kroków i już widzieliśmy cel naszej trasy – turkusowe źródła!

Załącznik:
IMG118.JPG
IMG118.JPG [ 943.41 KiB | Obejrzany 20451 razy ]


Załącznik:
IMG119.JPG
IMG119.JPG [ 973.27 KiB | Obejrzany 20451 razy ]


A gdy podeszło się bliżej do wody i przyjrzało się jej z bliska można było zauważyć bąbelki – miejsca, w których wybija woda. Niesamowite :)

Załącznik:
IMG120.JPG
IMG120.JPG [ 946.52 KiB | Obejrzany 20451 razy ]


Lunch w okolicy źródełek, w słońcu i z pięknym widokiem – bardzo przyjemny! Oczywiście widoki te nie mogą równać się z Morraine Lake, ale tam pojedziemy jutro (taką mamy nadzieję).

Po powrocie do samochodu było jeszcze dość wcześnie, więc postanowiliśmy w drodze powrotnej do Canmore zahaczyć o Banff. Nic specjalnego, ale będąc w okolicy można wstąpić.

Załącznik:
IMG121.jpg
IMG121.jpg [ 240.65 KiB | Obejrzany 20451 razy ]


W Banff jest sporo sklepów z pamiątkami. Chyba najbardziej trafioną pamiątką jaką kupiliśmy była foremka do ciasteczek w kształcie liścia klonowego, którą kupiłam mamie – wszystkie koleżanki jej zazdroszczą :D

Tego dnia zrobiliśmy też pranie w pralni wyglądającej jakby żywcem wyciągnięta z filmu.

Załącznik:
IMG122.JPG
IMG122.JPG [ 507.5 KiB | Obejrzany 20451 razy ]


A na kolację poszliśmy do włoskiej knajpy, której zdecydowanie nie polecam (nazywała się Santa Lucia Trattoria, w samym centrum Canmore). Jeszcze lasagna była niezła, ale pizza to naprawdę nie była podobna do pizzy. Niestety pizza nie tylko była niedobra, ale i spowodowała zatrucie żołądkowe, więc tej nocy (mimo że mieliśmy już zatyczki do uszu) też nie mogliśmy spać :/

Autor:  cart [ 30 Sty 2020 22:11 ]
Temat postu:  Re: Kanadyjski Dziki Zachód

Heh, ale tłumy. Ja byłem w połowie września 2013 i było puściutko. Nad Moraine pojechałem chyba o 7-8 rano i bez problemu zaparkowałem na parkingu przy jeziorze.

Autor:  zuzanna_89 [ 30 Sty 2020 22:20 ]
Temat postu:  Re: Kanadyjski Dziki Zachód

Ojej, zazdroszczę, te czasy już chyba minęły... Szczególnie w miejscach łatwo dostępnych (blisko parkingów) są prawdziwe chmary Azjatów (Hindusów i Chińczyków). Na szczęście bardzo niewielu decyduje się na trekking, więc szlaki są wciąż pustawe. A i tak byliśmy we wrześniu, podobno w sierpniu jest jeszcze gorzej!

Autor:  macio106 [ 30 Sty 2020 22:43 ]
Temat postu:  Re: Kanadyjski Dziki Zachód

Natomiast popołudniu tak od godziny 16 parkingi te pustoszeją. Podzielam zdanie na temat chmar Azjatów.

viewtopic.php?p=1243912#p1243912

Autor:  zuzanna_89 [ 09 Lut 2020 17:18 ]
Temat postu:  Re: Kanadyjski Dziki Zachód

Dzień 7: 4.09.2019 Banff

Ostatni dzień w Banff, o 19 mamy samolot do Seattle. Trochę szkoda, że tak szybko to minęło, ale z drugiej strony jesteśmy ciekawi Seattle (a także Vancouver Island, ale to później). Dziś dzień zaczynamy wcześnie, bo wstajemy o 5, żeby zdążyć się spakować i przed 6 wyjechać. Noc była kiepska ze względu na pizzę, która nam zaszkodziła, no ale co zrobić – Morraine Lake trzeba zobaczyć! Odpoczniemy po powrocie do Polski ;)

Jedziemy najpierw bezpośrednio nad Morraine Lake – oczywiście parking jest pełen i nie wpuszczają samochodów (byliśmy tam o 6:50). W takim razie kierujemy się na Park and Ride, jestem już zestresowana, bo docieramy zbyt późno, żeby zdążyć na autobus o 7:00 i zostaje tylko ten o 7:30. A co jeśli już nie będzie biletów? Na szczęście parking o tej godzinie jest prawie pusty.

Załącznik:
IMG123.jpg
IMG123.jpg [ 381.89 KiB | Obejrzany 19955 razy ]


Biegnę szybko do kasy i kupuję bilety :) Było jeszcze sporo. Ustawiamy się więc w kolejkę do szkolnego busa i o 7:30 ruszamy. Autobus jest pełen, ostatnich chętnych niestety musiano odprawić z kwitkiem.

Jazda trwa jakieś 20 minut. Parking na który docieramy faktycznie jest wypełniony po brzegi. Kilka kroków i jesteśmy nad upragnionym Morraine Lake. Nie wiem czemu ludzie przyjeżdżają tu na wschód słońca, jesteśmy jakieś pół godziny po wschodzie i widok naprawdę nie jest szałowy – w tak słabym oświetleniu:

Załącznik:
IMG124.JPG
IMG124.JPG [ 684.55 KiB | Obejrzany 19955 razy ]


Z Morraine Lake wybraliśmy się do Larch Valley (doliny modrzewi). Na trasie znowu wszędzie były ostrzeżenia o niedźwiedziach, mało osób i byliśmy pewni, że jakiegoś spotkamy. Niedoczekanie! Dojście do doliny zajęło nam około 1h20, było to strome podejście i po drodze sukcesywnie się rozbieraliśmy (zaczynaliśmy w polarach, czapkach itd, było niewiele powyżej 0). Dolina jest śliczna.

Załącznik:
IMG125.jpg
IMG125.jpg [ 321.95 KiB | Obejrzany 19955 razy ]


Załącznik:
IMG126.JPG
IMG126.JPG [ 847.25 KiB | Obejrzany 19955 razy ]


Załącznik:
IMG127.jpg
IMG127.jpg [ 740.62 KiB | Obejrzany 19955 razy ]


Pierwotnie planowaliśmy iść dalej, na Sentinel Pass, ale trochę się obawialiśmy czy zdążymy, a też nie chcieliśmy się wykończyć. Postanowiliśmy zjeść śniadanie nad potokiem i wracać nad Morraine Lake.

Załącznik:
IMG128.JPG
IMG128.JPG [ 902.98 KiB | Obejrzany 19955 razy ]


Kiedy dotarliśmy z powrotem nad jezioro było już około 10:30 i prezentowało się ono znacznie lepiej.

Załącznik:
IMG129.jpg
IMG129.jpg [ 311.19 KiB | Obejrzany 19955 razy ]


Jak wszyscy turyści skierowaliśmy się następnie na tzw. kupę kamieni (ang. pile of rocks) skąd jest najlepszy widok na jezioro. Wejście to jakieś 5-10 minut, prowadzi tam normalna ścieżka wbrew nazwie mogącej sugerować chybotliwe kamienie. Na szczycie jest trochę ludzi, ale widok zwala z nóg.

Załącznik:
IMG130.jpg
IMG130.jpg [ 588.31 KiB | Obejrzany 19955 razy ]


Wystarczy jednak trochę pokombinować i można zrobić dobre zdjęcie.

Załącznik:
IMG131.JPG
IMG131.JPG [ 749.55 KiB | Obejrzany 19955 razy ]


Ja chciałam jeszcze jedno zdjęcie – zdjęcie z okładki ;)

Załącznik:
IMG132.JPG
IMG132.JPG [ 654.42 KiB | Obejrzany 19955 razy ]


Jak się przyjrzycie dobrze, to widać, że koło mnie przysiadła wiewiórka!

No, jestem usatysfakcjonowana. Udało się zobaczyć Morraine Lake i okazało się tak piękne jak myśleliśmy :D Można jechać dalej!

Wsiedliśmy do autobusu i pojechaliśmy na parking. Tam zjedliśmy lunch w towarzystwie kruka ;)

Załącznik:
IMG133.jpg
IMG133.jpg [ 528.85 KiB | Obejrzany 19955 razy ]


Dojazd na lotnisko z Lake Louise to 2h. W Calgary mijamy wioskę olimpijską powstałą jeszcze przed naszym urodzeniem.

Załącznik:
IMG134.jpg
IMG134.jpg [ 277.69 KiB | Obejrzany 19955 razy ]


Na lotnisku jesteśmy 3h przed czasem, ale że to lot do USA to nigdy nie wiadomo jak pójdzie. Szczególnie, że ja mam wizę na nazwisko panieńskie i trochę się obawiałam, czy nie będzie problemów przez to, że teraz mam inne (podwójne) nazwisko. Przed wyjazdem oczywiście próbowałam się zorientować jak to jest – przecież jestem tą samą osobą, to nie powinni mi chyba kazać wyrabiać nowej wizy? Okazuje się, że choć oficjalne stanowisko ambasady mówiło o konieczności wyrabiania nowej wizy po ślubie (w przypadku nowego nazwiska), tak w praktyce nie ma problemu z wjazdem na starej wizie. Niektóre osoby sugerowały zaopatrzenie się w międzynarodowy akt ślubu i tak zrobiłam. Nie było problemów.

Lecąc do USA z Calgary jest o tyle fajnie, że wszystkie formalności wjazdowe do USA załatwia się już po stronie kanadyjskiej. Jest to świetnym rozwiązaniem, bo po przylocie jesteśmy traktowani jakbyśmy przylecieli z USA – nie ma żadnych kontroli i można szybciutko wyjść na miasto. Ogromna oszczędność czasu. Wracając jeszcze do strony kanadyjskiej – znów wszystko załatwialiśmy w automatach (skanowanie paszportów i wiz, odpowiadanie na pytania czy przewozimy broń/narkotyki itp.). Na koniec z wydrukowanym podsumowaniem podchodziło się do celnika i już – oficjalnie jesteśmy w USA :D

Załącznik:
IMG135.JPG
IMG135.JPG [ 653.24 KiB | Obejrzany 19955 razy ]


Jakby ktoś chciał zaliczyć wszystkie czerwone krzesła (lokalizacje można znaleźć tutaj: https://www.pc.gc.ca/en/voyage-travel/chaises-chairs), to są też na lotnisku (a przynajmniej po tej amerykańskiej stronie).

Załącznik:
IMG136.jpg
IMG136.jpg [ 199.74 KiB | Obejrzany 19955 razy ]


Są też obrazy naszego ulubionego twórcy z Canmore :)

Załącznik:
IMG137.jpg
IMG137.jpg [ 152.55 KiB | Obejrzany 19955 razy ]


Samolot linii Alaska Airlines był malutki – Embraer QX E175 (wiem, bo zrobiłam zdjęcie tej informacji ;), ale na szczęście nie rzucało nami specjalnie. W ramach najtańszej taryfy dostaliśmy nawet napoje ze Starbucksa ;)

Załącznik:
IMG138.JPG
IMG138.JPG [ 441.85 KiB | Obejrzany 19955 razy ]


Za słabo znam geografię tych okolic, nie wiedziałam, że to będzie tak widowiskowy lot. Akurat trafiły nam się miejsca z dobrej strony i sporą część trasy mogliśmy podziwiać góry.

Załącznik:
IMG139.jpg
IMG139.jpg [ 87.28 KiB | Obejrzany 19955 razy ]


Załącznik:
IMG140.jpg
IMG140.jpg [ 74.79 KiB | Obejrzany 19955 razy ]


Na koniec przelecieliśmy nad miastem, aby wylądować na lotnisku Tacoma. Wysiedliśmy, odebraliśmy plecak i postanowiliśmy zamówić Ubera do hotelu. Wiadomo, w USA transport publiczny nie jest specjalnie popularny i dojazd z lotniska zająłby nam jakieś 2-3 razy dłużej niż Uberem. Dodatkowo w Seattle była opcja Uber Pool – aplikacja łączy osoby jadące w podobnym kierunku i dzięki temu jest taniej (i mniej szkodliwie dla środowiska :). Tym razem mimo zaznaczonej opcji Uber Pool jechaliśmy sami. Co ciekawe, na lotnisku w Seattle jest specjalne miejsce gdzie kierowcy Ubera (i podobnych) podjeżdżają po pasażerów.

Załącznik:
IMG141.jpg
IMG141.jpg [ 548.43 KiB | Obejrzany 19955 razy ]


Dobre rozwiązanie, bo nie trzeba się szukać.
W pół godziny dojechaliśmy do naszego hotelu w Queen Anne (okolice Space Needle). Byliśmy bardzo podeksycotwani, że znów jesteśmy w USA – co tu dużo mówić, bardzo lubimy odwiedzać ten kraj, jakoś tak swojsko człowiek się tam czuje. Była już 22, więc odpuściliśmy sobie chodzenie po okolicy, pooglądaliśmy sobie za do amerykańską telewizję. Bardzo ciekawe doświadczenie, szczególnie reklamy są zupełnie inne niż u nas. Kolejny dzień to jedyny pełny w Seattle, więc będzie intensywnie :)

Autor:  zuzanna_89 [ 16 Lut 2020 16:29 ]
Temat postu:  Re: Kanadyjski Dziki Zachód

Dzien 8: 5.09.2019 Seattle

Teoretycznie z Calgary mogliśmy polecieć prosto do Vancouver, po co zahaczać o Seattle? Powodów było kilka – po pierwsze i najważniejsze, w okolicach Seattle mam rodzinę, więc skoro jesteśmy w okolicy to czemu by się nie spotkać. Prócz tego po prostu lubimy USA i chcieliśmy odwiedzić ten kraj będąc tak blisko. Chcieliśmy też wykorzystać wizę (nie wiedzieliśmy, że to nasz ostatni wjazd na wizie!).

Obudziliśmy się wcześnie, przed 7. O 12 mieliśmy jechać do rodziny (jakieś 30km od Seattle), więc mieliśmy trochę czasu na zwiedzanie. Po śniadaniu wybraliśmy się Uberem do Ballard zobaczyć tamę i drabinę dla ryb (fish ladder). Postawienie tamy powoduje, że ryby (głównie łososie) nie mogą migrować w górę rzeki na tarło, dlatego dobrym rozwiązaniem są drabiny dla ryb. Są to po prostu zbiorniki z wodą wzdłuż tamy, dzięki którym ryby mogą się przemieszczać w górę/dół rzeki. Bardzo chciałam to zobaczyć, szczególnie, że we wrześniu podobno mnóstwo ryb tamtędy migruje!

Poranek był piękny, a okolice tamy bardzo urokliwe.

Załącznik:
IMG142.jpg
IMG142.jpg [ 553.08 KiB | Obejrzany 19660 razy ]


Szybko okazało się, że jesteśmy w dobrym miejscu :D

Załącznik:
IMG143.JPG
IMG143.JPG [ 638.01 KiB | Obejrzany 19660 razy ]


Wejście jest otwarte bodajże od 8 (byliśmy przed 9) i jest darmowe. 2 razy dziennie, o 13 i 15, organizowane są też wycieczki z przewodnikiem. Aby obejrzeć drabinę trzeba zejść kilka schodków w dół:

Załącznik:
IMG144.jpg
IMG144.jpg [ 370.65 KiB | Obejrzany 19660 razy ]


W tych „okienkach” powinniśmy móc obserwować łososie. Jak widać jednak żadnego nie było... Za to sporo informacji na wyświetlaczach (łącznie z filmem) i tablicach. W końcu, zupełnie bezszelestnie i nie wiadomo skąd, w jednym okienku pojawił się łosoś!

Załącznik:
IMG145.JPG
IMG145.JPG [ 465.63 KiB | Obejrzany 19660 razy ]


Nie bardzo mu się spieszyło, ale powoli przemieszczał się w górę rzeki, aż zniknął nam z oczu. Mogliśmy iść dalej :)

Nie spodziewaliśmy się innych zwierząt, a tu proszę, gdy przechadzaliśmy się po tamie:

Załącznik:
IMG146.jpg
IMG146.jpg [ 322.05 KiB | Obejrzany 19660 razy ]


Foka. Miejscowi chyba podśmiewywali się z nas, że zachwycamy się foką, ale co tam ;)

Po drugiej (północnej) stronie tamy jest niewielki, ale bardzo ładny park.

Załącznik:
IMG147.jpg
IMG147.jpg [ 428.86 KiB | Obejrzany 19660 razy ]


W sumie w okolicach tamy byliśmy jakieś 45 minut po czym postanowiliśmy jechać dalej. Przy kawiarni udało się złapać internet i zamówiliśmy Ubera. Czekając zauważyłam ciekawą ściankę wspinaczkową.

Załącznik:
IMG148.JPG
IMG148.JPG [ 626.07 KiB | Obejrzany 19660 razy ]


Kierowca Ubera trafił się bardzo gadatliwy, dzięki temu sporo dowiedzieliśmy się o dzielnicy Ballard. Kiedyś były to tereny przemysłowe, teraz podobno najmodniejsza hipsterska miejscówka, ceny mieszkań poszybowały w górę, jest sporo knajp itp.
Uberem pojechaliśmy do chyba najsłynniejszego miejsca w Seattle – Pike Market. Trochę jak nasza hala targowa w Gdyni ;)

Załącznik:
IMG149.JPG
IMG149.JPG [ 674.53 KiB | Obejrzany 19660 razy ]


No dobra, z zewnątrz może nie, ale w środku to (jak dla mnie) naprawdę nic specjalnego. Przeszliśmy się po nabrzeżu, doszliśmy do Parku Rzeźb Olimpijskich i stamtąd do hotelu. Przebraliśmy się i pojechaliśmy do rodziny. Po drodze mogliśmy podziwiać przedmieścia Seattle, w tym dom Billa Gates’a i miejsce gdzie mieszkał Tom Hanks w "Bezsenności w Seattle". Seattle ma w sobie coś skandynawskiego i nie dziwi mnie, że tak wielu imigrantów ze Skandynawii przyjechało do Seattle w XIX wieku i zostało na stałe.

Załącznik:
IMG150.jpg
IMG150.jpg [ 320.43 KiB | Obejrzany 19660 razy ]


Po spotkaniu z rodziną mieliśmy w planach jeszcze spotkanie z koleżanką, tym razem w centrum miasta (czy raczej, mówiąc po amerykańsku, Downtown). Aby się tam dostać przeszliśmy najpierw przez park przy Space Needle.

Załącznik:
IMG151.JPG
IMG151.JPG [ 742.89 KiB | Obejrzany 19660 razy ]


A po chwili dotarliśmy do dzielnicy biurowców.

Załącznik:
IMG152.jpg
IMG152.jpg [ 120 KiB | Obejrzany 19660 razy ]


Naszą uwagę przykuł budynek Amazon Spheres (tzn. zatrzymując się przy nim nie wiedzieliśmy co to jest, dopiero koleżanka nam powiedziała).

Załącznik:
IMG153.jpg
IMG153.jpg [ 320.38 KiB | Obejrzany 19660 razy ]


Nie powiem, na pewno przyjemniej pracuje się w budynku przypominającym Eden Project niż w zwykłym biurowcu.
W Seattle wszystko kręci się głównie wokół Amazona – to tam Jeff Bezos założył tę firmę, która aktualnie zatrudnia ponad 50 000 osób w samym Seattle. Nieźle. Koleżanka, z którą się spotkaliśmy pokazała nam jeszcze jedną ciekawostkę – sklep Amazon 4 star.

Załącznik:
IMG154.jpg
IMG154.jpg [ 511.23 KiB | Obejrzany 19660 razy ]


Jest to stacjonarny sklep sprzedający selekcję produktów, które na Amazonie mają przynajmniej 4 gwiazdki. Ciekawy pomysł. W środku były głównie elektronika, książki, gadżety.

Na koniec poszliśmy jeszcze nad Lake Union.

Załącznik:
IMG155.JPG
IMG155.JPG [ 537.56 KiB | Obejrzany 19660 razy ]


Muszę przyznać, że Seattle naprawdę mi się spodobało. Myślę, że mogłoby się tu dobrze mieszkać – bliskość przyrody (góry i woda) szczególnie przypadła mi do gustu. Zobaczymy, może kiedyś :)

Ciekawostka – wracając do hotelu próbowaliśmy kupić sobie piwo (po jednym, bo te co nam się podobały były strasznie drogie). Niestety, pan chciał wiedzieć ile mamy lat, a że paszporty zostały w hotelu to powiedział, że nie sprzeda. Miło, bo w tym roku stuknęła nam 30-stka :P

Autor:  south [ 20 Lut 2020 14:38 ]
Temat postu:  Re: Kanadyjski Dziki Zachód

W jednej z relacji z podróży do USA czytałem, że jak nie wyglądasz na minimum 40 lat to sprzedawca ma obowiązek sprawdzić dokument tożsamości przy zakupie alkoholu. Ciekawa relacja i piękne zdjęcia.

Strona 1 z 2 Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group
http://www.phpbb.com/