Autor: | pestycyda [ 13 Gru 2015 00:22 ] |
Temat postu: | Re: Jak stracić zaufanie do przewodników :) - Bałkany |
Wieczór spędziliśmy w restauracji hotelowej, siedząc na tarasie nad wodą. Piękne miejsce, a jedzenie i obsługa...brak słów ![]() ![]() I kolejny raz przyszło nam zetknąć się z uczciwością albańską. Gdy zamawialiśmy dwie sałatki greckie, właściciel, który równocześnie pełnił rolę kelnera, nie pozwolił nam tego zrobić. "Jedna wam wystarczy" - przestrzegł nas. Oczywiście miał rację, ale wyobrażacie sobie coś takiego w Polsce? Czy gdziekolwiek indziej? Rzadko zdarza mi się być potraktowaną aż tak bardzo po prostu po ludzku. Do kolejnego zaskoczenia doszło podczas płacenia rachunku. Zamówiliśmy butelkę wina, sałatkę, chleb, potem ciasta, wody mineralne, herbaty, kawy...Okazało się, że mamy zapłacić tylko za wino i sałatkę - ba, sałatę, ogromny półmisek (500 i 200 lek), napoje i chleb są "od niego" (to, jak się później okazało, stała tradycja w Albanii - zgodna z prawem Kanun, które w Polsce znane jest chyba wyłącznie z prawa do krwawej zemsty. A szkoda, bo Kanun składa się aż z 12 ksiąg), a po ciasta po prostu skoczył do domu i przyniósł na własnym talerzu. Żona upiekła... Hotel i restauracja, jak większość takich przybytków w Albanii, to rodzinny biznes. Lezę prowadzi 5 braci i siostra. Dużym zaskoczeniem było dla mnie, gdy pan, zapytany o ilość pokojów do wynajęcia, odpowiedział : cztery (jak to? W takim dużym, piętrowym hotelu?). Okazało się, że pozostałe zajmuje rodzeństwo z całymi rodzinami. I tak sobie wszyscy razem żyją. Jest ciężko - mało kto w Lezie się zatrzymuje na dłużej. Na szczęście bardzo często na obiady przyjeżdżają turyści - w lecie w Ochrydzie jest organizowana jednodniowa wycieczka wokół Jeziora Ochrydzkiego i najczęściej właśnie w Lezie ma postój na obiad. ![]() Hotel i restauracja Leza w Lin. Bardzo, bardzo polecam. Kolejnego poranka ponownie mieliśmy problem z zapłaceniem ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() A pod hotelem, w ogromnej ilości ("a było ich tysiące" ![]() ![]() ![]() ![]() W dodatku jadły z ręki! ![]() ![]() Nad drzwiami trzeba zawiesić maskotkę i/albo czosnek. To chroni przed "złym okiem" i przynosi szczęście. W Lin prawie każdy dom miał taki talizman. Niestety, trzeba było ruszać dalej. Po pobycie w tej rybackiej wiosce bardzo polubiliśmy nasz nowy przewodnik. No, może jeszcze nie ufaliśmy mu w 100%, ale było bardzo blisko ![]() ![]() ![]() ![]() Coraz mniej zabudowań, coraz mniej ludzi. Widoki przepiękne. No, panowie z przewodnika, szacun... ![]() ![]() Pierwszy przystanek na małej stacyjce benzynowej. Chcieliśmy się tylko napić kawy i odsapnąć przez parę minut. Nie udało się - zostaliśmy tam prawie dwie godziny ![]() ![]() I naprawdę nie miało znaczenia, że nie znamy żadnego wspólnego dla wszystkich języka. To, co tam się przydarzyło, było wręcz magiczne. Rozmawialiśmy przy pomocy rozmówek albańskich i gestów, pani uczyła nas wymowy poszczególnych słów i rozłupywaliśmy orzechy kamieniem. Tak ciepłych i serdecznych ludzi rzadko się spotyka. Jednak tu nastąpił pierwszy zgrzyt między nami, a przewodnikiem (jednak dobrze, że nie zaufaliśmy mu jeszcze do końca ![]() ![]() ![]() Zapłaciliśmy 200 lek za colę, kawę i wodę, pan podarował nam jeszcze wielki worek orzechów i niestety trzeba było jechać dalej. ![]() Aktualnie w Albanii buduje się wielka autostrada, którą łatwo i wygodnie będzie można dojechać w różne części kraju. To dobrze - najprawdopodobniej to spowoduje zwiększony ruch turystów, zwłaszcza tych, którzy obawiali się złych dróg, i ich pieniędzy. To bardzo dobrze, bo ten kraj tego potrzebuje. Jednak...wtedy nie będzie już takich małych stacyjek z cudownymi ludźmi, nie będzie takich spotkań, nikt nie będzie wjeżdżał do małych miejscowości i one po prostu wymrą... ![]() ![]() Pewien odcinek naszej drogi przebiegał wzdłuż budowanej autostrady. Jeśli mogę Wam radzić - jedźcie do Albanii teraz, jak najszybciej, póki autostrada nie zostanie ukończona. obawiam się, że wtedy wszystko już będzie inaczej... ![]() "Stara" droga. Nie jest przecież taka zła ![]() ![]() ![]() Na obiad zatrzymaliśmy się w jednym z takich już wpół wymarłych miasteczek, przy drodze. Niektóre domy stały zupełnie puste, niektóre były zamieszkane. Nauczeni doświadczeniem w restauracji zamówiliśmy po jednej porcji sałatki, frytek i mięsa (tak nam się przynajmniej wydawało ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Rachunek, jak zwykle był niespodzianką ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Zaczęliśmy wjeżdżać coraz wyżej. Droga była może i coraz gorsza, ale za to widoki - coraz lepsze ![]() ![]() Serpentyny, w niektórych miejscach zabezpieczone barierkami. ![]() Jeśli chodzi o podłoże...hmmm, właściwie po co komuś podłoże? ![]() ![]() Tak, właśnie takich widoków szukaliśmy. ![]() Czyżby kropki na znakach, to ślady po "zabawach z bronią"? ![]() ![]() ![]() W niektórych miejscach musiałam profilaktycznie wyciągać moją książkę, która miała ratować mnie od paniki ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Bunkry. Wszędzie bunkry. Podczas panowania dyktatora Hodży każda rodzina miała obowiązek wybudować jeden bunkier. Do tej pory na terenie Albanii znajduje się ich kilkaset tysięcy. ![]() Och, jak dobrze, że są ochronne murki ![]() ![]() I kolejny przystanek - prawie na szczycie znajduje się farma Sotira. Można tam przenocować, można coś zjeść. Bardzo sympatyczne miejsce. ![]() ![]() Są konie, zieleń, kamienne mostki, altanki. Jest nawet basen (!). ![]() A jak ktoś chce rybę, może sobie ją sam wyjąć podbierakiem. My tylko na chwilę - tak, żeby rozprostować nogi i (ja) zesztywniały ze strachu kark (jednak nie wszędzie były ochronne murki ![]() ![]() ![]() ![]() Panowie z przewodnika, kocham was!!! ![]() ![]() ![]() Tu po prostu MUSIELIŚMY się zatrzymać. Nie wiem, czy te konie były dzikie, czy hodowlane, ale magia tego miejsca nas dosłownie powaliła na kolana. ![]() Przez większą część drogi głównym tematem naszych rozmów były peany na cześć przewodnika. "Wiedzieli, co piszą", "Naprawdę, niesamowici są" - to tylko nieliczne z nich. Wreszcie znaleźliśmy przewodnik jakby pisany specjalnie dla nas - autorzy zachwycali się podobnymi rzeczami, co my. Teraz już wiedzieliśmy w 100%, że nie zawiodą nas atrakcje opisywane przez panów ![]() ![]() ![]() I powoli zjeżdżamy z gór. ![]() ![]() W przewodniku było napisane, że cyt. "koniecznie trzeba zjechać do gorących źródeł za małą wioską Benja". A ponieważ przewodnik zdążył już zostać naszą główną i jedyną wyrocznią, postanowiliśmy tak zrobić. ![]() C.D.N. |
Autor: | pestycyda [ 14 Gru 2015 23:03 ] |
Temat postu: | Re: Jak stracić zaufanie do przewodników :) - Bałkany |
Zjazd do Benja nie jest zbyt dobrze oznaczony. No i droga, hmmm, taka sobie to mało powiedziane - kamienie, pył. Na szczęście to tylko krótki odcinek od "głównej" drogi (to też eufemizm ![]() ![]() Przy kamiennym tureckim moście usytuowane są dwa niewielki kąpieliska - jedno okrągłe, o głębokości ok 1,5 m, drugie takie bardziej rekreacyjne (w stylu : a teraz będę leżeć i nic nie robić oprócz napawania się ![]() ![]() ![]() Popatrzcie sami - no przecież rewelacja! Woda bardzo ciepła, a samo miejsce chyba na szczęście jeszcze niezbyt odkryte przez turystów. Natomiast widać było, że to ulubione miejsce wypoczynku miejscowych - było ich tam trochę, jednak nie przesadna ilość. ![]() ![]() Tak, tu postanowiliśmy zostać na noc (w myślach już układając list pochwalno-dziękczynny do autorów przewodnika ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Za mostem ciągnął się wąwóz z mnóstwem jaskiń. Do niektórych dało się zajrzeć, niektóre miały wejścia zamknięte kratami (dziwne...). ![]() Krata tej zamknięta była na kłódkę. Wygląda, jakby ktoś w niej mieszkał. Chyba, że to swoisty "domek letniskowy". ![]() Kolejna. Podstawka pod bombę? ![]() ![]() Miejsce piękne, kąpiel świetna, ale nagle zauważyliśmy, że nasze kąpielisko jakoś szybko pustoszeje. Ludzie wychodzili z niego dość energicznie, nie był to wprawdzie pośpiech w stylu "gubię klapki", ale jednak. Po chwili do nas dotarło - no tak, piątek :/ Przyjechała świętować koniec tygodnia złota, albańska młodzież. Nie, żeby byli agresywni. Po prostu dosyć głośni i ...hm...rozbawieni... (dziwne. Przecież to, co pociągali z plastikowej butelki, wyglądało jak woda ![]() ![]() Tak więc, dosyć szybko zyskali prywatny basen ![]() Cóż było robić - zawsze w podróży rób to, co miejscowi, więc ufając im, i my pognaliśmy do baru ![]() ![]() ![]() Czekanie w barze powinno być dla nas równie niedostępne, jak apartamenty :/ ![]() ![]() ![]() Jedynym plusem było to, że w barze poznaliśmy rodzinę Francuzów, którzy przyjechali tu camperem. I również postanowili sytuację przeczekać w barze ![]() I to była bardzo dobra decyzja. Furgonetka odjechała po 24.00 (słyszałam ją zawinięta już w śpiwór), bez żadnych ekscesów po drodze. Odetchnęliśmy z ulgą, że wreszcie różne okrzyki nie będą utrudniać zaśnięcia, jednak okazało się, że to dopiero początek...:/ Otóż, wychodzi na to, że w Albanii młodzież bawi się do 24.00. Potem przyjeżdżają stare wygi, a oni balują do rana...:/ (i jednak choćby człowiek w barze czekał nawet i pięć godzin, to przy strzałach z broni raczej nie zaśnie :/ ). ![]() Mieszkańcy campera chyba mieli podobne zdanie, bo gdy rankiem wyszliśmy z namiotu, to już ich nie było ![]() ![]() Taką poranną toaletę to ja rozumiem ![]() ![]() Zaraz za tym barem stał nasz namiot. I znowu trzeba było się zapakować do auta i dalej w drogę. ![]() ![]() ![]() Widoki przepiękne. Jednak humor lekko nam zepsuło pewne spostrzeżenie ![]() ![]() ![]() ![]() Ja (przymilnie) - Marciiin...A ta droga, którą jechaliśmy z Lin, przez góry, pamiętasz? Marcin (zachwycony) - Tak, świetna była! Ci goście od przewodnika, to jednak naprawdę są super (itp. itd. peany na cześć panów). Ja - No....A jaki ona miała numer? Marcin - B-20 (nie pamiętam, wstawiam jakikolwiek). A co? Świetną drogę polecili (peany cd.). Ja - .........................Jakby ci to powiedzieć.....Trochę się pomyliłam jakby......(musicie wiedzieć, że w naszych podróżach Marcin odpowiedzialny jest za kierownicę, ja za pilotowanie. Ale obawiam się, że po tym osiągnięciu moje pilotowanie stoi pod wielkim znakiem zapytania ![]() Marcin - ......(znacząca cisza).....dawaj ten przewodnik!.....(szum przerzucanych kartek i jeszcze bardziej znacząca cisza ![]() Odezwał się dopiero wtedy, gdy przeczytał "W żadnym wypadku nie jechać drogą B-20. Trudna, wymagająca i bardzo niebezpieczna trasa" :/ :/ :/ ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Chyba nie muszę dodawać, że od tej pory kierowca za każdym razem sprawdzał pilota ![]() ![]() Przy drodze coraz więcej gospodarstw, coraz więcej ludzi. ![]() Te zajączki powieszone pod powałą wyglądały jak z horroru. ![]() Kolejny przystanek. Tym razem myjnia (nie było wyjścia - auto było tak brudne, że całkowicie zmieniło kolor ![]() ![]() I Gjirokastra. Miasto-muzeum. Miejsce narodzin dyktatora Hodży, nazwane "miastem tysiąca schodów" (tak, mnóstwo stromych uliczek i wszędzie trzeba się wspinać po schodach). ![]() Na szczycie znajduje się zamek. Zwiedzanie - 200 lek od osoby. ![]() A na jego dziedzińcu wrak amerykańskiego samolotu, który podobno został zmuszony przez albańskie siły powietrzne do lądowania. Losy pilota są nieznane, a sam wrak został przekazany do muzeum jako "trofeum wojenne". ![]() Panorama z zamku. ![]() Scena, na której odbywa się największy festiwal folklorystyczny w Albanii (to znaczy, nie w tym momencie ![]() ![]() ![]() Jeszcze szybkie jedzenie (burek, pizza, 2 wody mineralne) -350 lek i jedziemy dalej. ![]() C.D.N. |
Autor: | pestycyda [ 16 Gru 2015 21:04 ] |
Temat postu: | Re: Jak stracić zaufanie do przewodników :) - Bałkany |
Kolejny przystanek na trasie to Syri i Kalter (tzw. niebieskie oko). Chyba jedna z większych atrakcji turystycznych w tym rejonie. ![]() Źródło przypomina wielkie, okrągłe oko, którego źrenicę tworzy podziemna grota, o głębokości podobno ponad 50 metrów. Bezpośrednio nad okiem znajduje się podest, z którego odważni skaczą do źrenicy, a ciśnienie wody wypycha ich w górę, jak korek. ![]() ![]() Woda ma niesamowity, błękitny odcień. I jest straszliwie zimna - wprawdzie nie próbowaliśmy skoczyć, moczyliśmy tylko nogi (za dużo powiedziane - trzymaliśmy je w wodzie przez jakieś 3 minuty i trzeba było wyjąć, bo ścierpły z zimna ![]() A oto oko w całej krasie : ![]() Wjazd na teren Syri i Kalter, to koszt 200 lek (wejście + opłata za parking). Turystów trochę, ale strasznego tłoku nie ma. Stały tam też jakieś domki letniskowe, więc pewnie można było zostać i na noc. Generalnie - bardzo ładne miejsce, warto było zobaczyć, ale gdybym specjalnie miała tam jechać, to chyba bym się nie zdecydowała. Planowaliśmy noc spędzić w Sarandzie, więc ruszyliśmy dalej. Zamierzaliśmy trochę się rozejrzeć i wynająć jakiś tani pokój, niedaleko plaży. Niestety, w Sarandzie nie jest to możliwe ![]() ![]() Chociaż miało to parę plusów - nie traciliśmy czasu na szukanie, nocleg był bardzo w porządku (coś w rodzaju kawalerki), w dodatku trochę jakby na obrzeżu, a to oszczędziło nam przeciskania się przez zatłoczone uliczki tego cyt. "największego albańskiego kurortu" (tym razem przewodnik w 100% miał rację ![]() ![]() Saranda. Znajdowaliśmy się chyba w "gorszej" części miasta, nie było tu najmodniejszych dyskotek, barów, najmodniej ubranej młodzieży...Za to mieszkaliśmy jakieś 7 minut piechotą od morza, było dużo ciszej, luźniej i spokojniej. Czyli coś dla nas ![]() Pan, który wynajmował nam pokój, był Grekiem. Razem z rodziną przyjeżdżał do Sarandy na sezon i posiadał coś w rodzaju dużego apartamentowca - wynajmował w nim malutkie mieszkanka. Wchodząc do naszego, uświadomiliśmy sobie, że jeszcze w żadnym miejscu nie spędziliśmy więcej, niż jednej nocy. Byliśmy zmęczeni. Poważnie. To może wydawać się dziwne, ale to ciągłe wpakowywanie i wypakowywanie bagaży (w dodatku jak się tyle ich ma ![]() ![]() ![]() ![]() To nasza, "gorsza" część. ![]() A to już widok na miejsce, gdzie "należy być" ![]() ![]() Kolejnego dnia planowaliśmy szybko zwiedzić Butrint (wstyd powiedzieć, ale trochę z obowiązku - byliśmy już poważnie zmęczeni tymi wszystkimi atrakcjami, co to "trzeba zobaczyć, bo nie wiadomo, czy tu jeszcze będziemy" ![]() ![]() ![]() Butrint to doskonale zachowane starożytne miasto. Niestety, również doskonale znane wszystkim turystom, a właściwie ich przewodnikom :/ Chociaż przyjechaliśmy tam dosyć wcześnie, prawie cały parking był zastawiony autokarami. Na szczęście teren jest bardzo duży, więc tego tłoku nie było zbytnio widać. ![]() Cena biletu - 700 lek od osoby. ![]() Upał był ogromny. Co chwilę musieliśmy odpoczywać w cieniu (jak z resztą inni - nie dało się :/). Trochę chłodu zapewniało muzeum, niestety ulokowano je na samym szczycie :/ ![]() ![]() Spotkaliśmy też mnóstwo polskich wycieczek i dzięki ich wszechwiedzącym przewodnikom trochę się doedukowaliśmy ("Proszę pani, proszę pani! A co wydaje ciągle takie dźwięki z krzaków?" "To? To są cyklady, takie owady" ![]() ![]() ![]() Mozaika w Butrint. Przepraszam, ale dla mnie do pięt nie dorasta mozaice z Lin. ![]() I wreszcie nadszedł czas na nicnierobienie ![]() ![]() No cóż, u nas rybacy chyba trochę inaczej wyglądają ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Wysepka była faktycznie dużo bardziej dzika i pusta. Woda - cudowna! I nawet dało się snoorkować (ja jak zwykle zachwycona, kolega znający się na rzeczy - trochę mniej ![]() ![]() ![]() A to widok na plażę rybaków ![]() ![]() Potem zrobiło się trochę gorzej, bo uczynny pan postanowił być jeszcze bardziej uczynny i zajął się pomocą innym:D Musieliśmy czekać na plaży ponad godzinę, nim porozwoził każdego człowieka w potrzebie i mógł wreszcie przypłynąć po nas. Jeszcze szybki obiad w Ksamil (pizza + 2 napoje - 1100 lek. Najtaniej to tam nie było) i wracamy. Trochę jednak czuliśmy niedosyt - Ksamil jest bardzo ładne, ale, no po prostu jest już wypoczynkowym i chyba modnym kąpieliskiem. Nie tego oczekiwaliśmy i nie na to się nastawialiśmy. Jednak poprzedniego wieczoru Marcin przeglądał mapy w Google i cały czas mówił, że gdzieś przy drodze Saranda-Ksamil jest chyba jeszcze jedna plaża, dużo dziksza. I faktycznie - znaleźliśmy jakiś napis-drogowskaz na desce, który trochę leżał w trawie ![]() ![]() ![]() To było niesamowite. Pusto, głucho, cicho, a za zakrętem wjeżdżasz wprost na taka plażę. Żeby do niej dojść, trzeba było przejść przez kłębowisko knajpek usytuowanych na zboczu - jedna przechodziła w drugą, mnóstwo schodów... ![]() Ale za to, gdy poszło się kawałek za ostatnich plażowiczów, można było wylądować w takim miejscu: ![]() Cudowne miejsce... ![]() Stały tam jakieś leżaczki i parasole, więc żal byłoby nie skorzystać. Wprawdzie potem podszedł miły pan i pobrał opłatę (500 lek), ale naprawdę było warto ![]() O takie miejsce nam chodziło. Wiadomo, jesteśmy realistami i nie liczyliśmy, że znajdziemy jakąś przepiękną i zupełnie pustą plażę (w takim rejonie to raczej niemożliwe). Ta więc była najzupełniej odpowiednia (piękna, ale ideałem byłaby, gdyby wszyscy inni poszli do domów ![]() ![]() ![]() Posiedzieliśmy tam parę godzin i trzeba było wracać. Czy pomyślelibyście, że taka dróżka może prowadzić do dużej plaży? ![]() I ponownie Saranda. Jeszcze szybkie zakupy na kolację (ser, ogórki, pomidory, chleb, arbuz i woda - 6 euro. W Sarandzie bez problemu przyjmowali opłaty w euro). I niestety, po dniu nicnierobienia musieliśmy kupić jeszcze jeden artykuł pierwszej potrzeby - żel chłodzący po opalaniu - 1000 lek (wszystko, co związane z plażowaniem, było tu dużo droższe :/ ). Nie wystawialiśmy się jakoś szczególnie na słońce, a leżeć się nie dało, siedzieć się nie dało...A resztki opalenizny zostały mi do dziś. Niesamowite to albańskie słońce ![]() C.D.N. |
Autor: | pestycyda [ 17 Gru 2015 20:17 ] |
Temat postu: | Re: Jak stracić zaufanie do przewodników :) - Bałkany |
Kolejnego poranka znowu trzeba było się pakować :/ ale te dwie noce w Sarandzie pozwoliły nam trochę odpocząć ![]() ![]() Trasa na ten dzień zapowiadała się przepiękna, bo planowaliśmy przejechać przełęczą Llogara. Przełęcz leży na wysokości 1072 m n.p.m., a sama trasa, na odcinku kilku kilometrów zyskuje ponad 1000 m wysokości. ![]() Początkowo trasa przebiega wzdłuż linii wybrzeża. Widoki - przepiękne. ![]() Wzniesienie przecięte drogą. Trzeba przyznać - ten widok robił wrażenie. Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, że za chwilę i my będziemy tamtędy jechać. ![]() A jednak ![]() ![]() ![]() ![]() Ruch na drodze niewielki, coraz mniej zieleni. ![]() I jesteśmy prawie na szczycie. To ruiny starego posterunku wojskowego i, podobno, ulubione miejsce paralotniarzy. ![]() Szczerze mówiąc, to się im zupełnie nie dziwię ![]() ![]() Stałam tam i stałam i prawie nie mogłam z wrażenia oddychać ![]() ![]() ![]() ![]() W takim otoczeniu sam budynek robi niesamowite wrażenie. ![]() Przepraszam, dziś dużo więcej zdjęć, ale bardzo chciałabym Wam to pokazać i zachęcić do przejazdu przez przełęcz. Naprawdę - genialne doświadczenie. ![]() I widok z usytuowanej na szczycie przełęczy bardzo eleganckiej kawiarni (2 kawy - 250 lek). I w tle, ozdobiony antenami, szczyt Athanaz (1496 m n.p.m.). ![]() Po drugiej stronie centralnego punktu przełęczy, widoki zupełnie inne. ![]() Na trasie ciągle uderzały mnie olbrzymie kontrasty. W jednym momencie taka ulica, a za kilkanaście minut zupełnie odmienny widok : ![]() ![]() Na dziś mieliśmy dosyć ambitny plan. Po dogłębnej wieczornej analizie sytuacji (niestety, nasze analizy wieczorne mają to do siebie, że cechuje je nadmierny optymizm. Zazwyczaj ![]() ![]() ![]() ![]() Podobno najdogodniejszy dojazd do Teth prowadzi ze Szkodry. Kierowaliśmy się więc na nią, żeby zatankować, zjeść coś i skręcić w "wąską drogę asfaltową", którą, według autorów, dojedziemy do Teth. ![]() I właściwie wszystko szło zgodnie z planem. Wszystko, z wyjątkiem faktu, że zaczęło się ściemniać. A niebo zaczęły zasnuwać chmury :/ ![]() ![]() Może tego nie widać na zdjęciach, ale zrobiło się naprawdę, może jeszcze nie strasznie, ale, hmmm, dziwnie? ![]() A tu już zaczęło się robić strasznie ![]() ![]() Teraz, gdy siedzę sobie wygodnie w domu, wspominam tę drogę, jako niesamowitą przygodę. Wtedy - no cóż, uznałam, że te góry zdecydowanie zasługują na swoją nazwę. I poważnie zaczęłam się obawiać, że będą chciały ugruntować swoje określenie - przeklęte... W dodatku wiedzieliśmy, że niedługo skończy się asfalt (jaki był, taki był. Ale przynajmniej istniał:/ ) i zacznie się droga szutrowa. I trzeba będzie wjeżdżać w górę cyt. "serpentynami, na których trzeba mieć stalowe nerwy i być niewrażliwym na przepaście". No cóż, owszem, przyznaję - jesteśmy ryzykantami (to łagodne określenie na nasz dosyć przesadny zazwyczaj optymizm i brak refleksyjności ![]() ![]() Na szczęście nagle zza zakrętu wyłoniło się parę domów. To chyba nawet nie była wioska - po prostu kilka gospodarstw razem. Ale był tam bar! Uznaliśmy, że to przeznaczenie i pewnym krokiem przekroczyliśmy jego progi. Kojarzycie scenę, która przewija się przez większość westernów? Obcy wchodzi do saloonu, czas jakby zwalnia, robi się cisza, a miejscowi twardziele powoli odwracają głowy w jego kierunku ze spojrzeniami niekoniecznie życzliwymi. No właśnie ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() A za kolejnym zakrętem nastąpił cud. Przestało padać i nieśmiało zaczęło pojawiać się słońce. ![]() ![]() I początki jakiejś osady i wyczekana przez nas z utęsknieniem tabliczka : Boge. ![]() A za chwilę duży budynek z napisem : noclegi. Zatrzymaliśmy się z piskiem opon i zdecydowanym krokiem ruszyliśmy w kierunku wejścia, ustalając, że tym razem będziemy tak asertywni, jak to tylko możliwe i nie damy się stąd wyrzucić. Nawet, jak nie będzie wolnych miejsc. Koniec z grzecznością. Będziemy tu spać i basta! ![]() ![]() A Góry Przeklęte czekały... C.D.N. |
Autor: | kamo375 [ 17 Gru 2015 23:13 ] |
Temat postu: | Re: Jak stracić zaufanie do przewodników :) - Bałkany |
Świetna relacja ![]() |
Autor: | Maxima0909 [ 18 Gru 2015 14:49 ] |
Temat postu: | Re: Jak stracić zaufanie do przewodników :) - Bałkany |
pestycyda napisał(a): Kojarzycie scenę, która przewija się przez większość westernów? Obcy wchodzi do saloonu, czas jakby zwalnia, robi się cisza, a miejscowi twardziele powoli odwracają głowy w jego kierunku ze spojrzeniami niekoniecznie życzliwymi. No właśnie ![]() ![]() umarłam ![]() ![]() ![]() Czy mogłabyś stworzyć mapkę jak wyglądała dokładnie Wasza trasa? |
Autor: | kaviorwiki [ 18 Gru 2015 15:18 ] |
Temat postu: | Re: Jak stracić zaufanie do przewodników :) - Bałkany |
Szczerze zazdroszczę ... |
Autor: | bozenak [ 18 Gru 2015 21:45 ] |
Temat postu: | Re: Jak stracić zaufanie do przewodników :) - Bałkany |
Pisz dziewczyno bo się doczekać nie mogę co dalej ![]() ![]() ![]() |
Autor: | pestycyda [ 19 Gru 2015 20:04 ] |
Temat postu: | Re: Jak stracić zaufanie do przewodników :) - Bałkany |
Maxima0909 napisał(a): choć pewne z nich a pokrywające się z waszą wyprawą miejsca uległy już wstępnej weryfikacji Pozytywnej czy negatywnej? I które? - bo bardzo jestem ciekawa ![]() Przed hostelem przywitał nas bardzo miły pan. Trudno było się porozumieć, bo pan znał tylko parę słów po angielsku, ale poinformował nas, że "spokojnie, za moment przyjdzie tłumacz" ![]() ![]() ![]() ![]() Z tyłu budynku znajdowało się wejście do domu. Pokój - cudowny. Taki "prawdziwy", nie hotelowy ![]() ![]() I (zgodnie z naszym chytrym planem) na kolację zaproszono nas do baru ![]() ![]() W barze przebywało też dwóch chłopców ok 12 lat (jeden, to syn właścicieli, drugi - syn pana z sąsiedniej osady, który przyjechał z nim do baru). Zgodnie z jednym z praw Kanun od razu otoczyli nas opieką - mieli też dużo radości z faktu,że mogą poćwiczyć angielski "na żywo". Po kolacji obowiązki opiekunów przejęli starsi - dosiadł się do nas gospodarz z Eloną, która cały czas pełniła rolę tłumaczki. Nie potrafię przekazać Wam klimatu tego wieczoru, ale był to jeden z najlepiej, "najpełniej" przeżytych momentów tej podróży. Pierwsze pytanie, jakie zadał nam gospodarz, dotyczyło naszego wyznania. Gdy usłyszał, że jesteśmy katolikami, dosyć ironicznie odparł, że on jest muzułmaninem ("I am Osama bin Laden"). Nie było w tym stwierdzeniu prowokacji, raczej duży smutek dotyczący łatwości przyczepiania "etykietek" innym...Obawiał się, ze i nam będzie to przeszkadzać i wyrobimy sobie schematyczną opinię na jego temat (długa i żarliwa dyskusja przekonała go, że się mylił ![]() ![]() ![]() Skracając - jedyną możliwością dojazdu było wg pana posiadanie auta 4x4 (czyli jednak nie byłaby to kwestia "wygody" - jak twierdzili panowie od przewodnika). A pan takie auto ma. I organizuje wycieczki. Może tak, może nie, ale powiem Wam, że poczuliśmy do niego takie zaufanie i tak bardzo nam się spodobała jego osobowość, że nie zastanawialiśmy się, czy to trochę naciągane, czy szczera prawda. Miło byłoby nam po prostu z nim jeszcze trochę poprzebywać. Problemem początkowo okazała się cena. Uczciwie powiedzieliśmy, że 50 euro to dla nas za drogo. Stanęło na 40 - jutro jedziemy do Theth, oczywiście z Eloną i zostajemy tam, ile chcemy (żadne tam - godzina i wracamy). Siedzieliśmy i rozmawialiśmy tak jeszcze długo w noc. Dowiedzieliśmy się wielu rzeczy o prawie Kanun, o zwyczajach w Albanii, o warunkach życia. To były nieocenione informacje, bo z pierwszej ręki. Rzeczą, która nas chyba najbardziej w panu ujęła, była niezwykła dbałość o zabezpieczenie środków finansowych rodzinie. Żeby zdobyć lepszą pracę, pan 14 razy próbował dostać się do Grecji - 14 razy go łapano i zawracano...Widać też było ogromną wzajemną miłość. Kurcze no, nie potrafię tego lepiej opowiedzieć :/ Ale uwierzcie - niesamowity wieczór. Nie obyło się też bez trochę krępujących nas dowodów gościnności ("to jest od gospodarza" - przy próbie zapłacenia rachunku za napoje). A gdy później siedzieliśmy na ostatnim papierosie przed wejściem do domu, odwiedziła nas gospodyni i przyniosła raki - tym razem "od siebie" ![]() ![]() ![]() Podczas śniadaniu mieliśmy gościa ![]() Rano pan rozmawiał długo przez telefon, później zapytał, czy mielibyśmy coś przeciwko, gdyby pojechała z nami dwójka Niemców - bo właśnie dzwoniono do niego, że również byliby chętni na tę wycieczkę. Oczywiście, że zupełnie nam to nie przeszkadzało. Ucieszyliśmy się nawet, że pan sobie więcej zarobi:) ![]() I ruszamy. Najpierw trzeba było podjechać po Niemców na camping. Pod camperem czekała na nas bardzo sympatyczna rodzinka - para z 5-letnim synkiem i maleństwem w nosidełku. Byliśmy przekonani, że do Theth pojedzie chłopak ze starszym dzieckiem. A tu zaskoczenie - mama poprawiła nosidełko, wsiadła do auta i zapytała, czy nie będziemy mieli nic przeciwko, jeśli pojedzie z nami jeszcze...ich pies ![]() ![]() Całkiem niezła droga, prawda? ![]() A to mnie mocno zaskoczyło. Droga, którą podobno nie da się przejechać bez napędu 4x4, wyglądająca super (sami widzicie) i w dodatku taki oto przezroczysty tarasik do podziwiania widoków. ![]() ![]() Popatrzcie, jak się wije - jedyne co mogłoby sprawiać kłopoty, to ewentualnie te zakręty (choć to bardzo naciągane). Asfalt piękny, świeży...O co chodzi? :/ ![]() Niemcy obserwowali nasze zdziwienie i poinformowali nas, że wczoraj oni również chcieli się dostać do Theth swoim camperem. I się im to nie udało. Widząc nasze pełne niedowierzania i ogłupiałe twarze, w końcu wyjaśnili - owszem, droga jest rewelacyjna, ale do czasu. Na szczycie asfalt się urywa (właśnie do tego miejsca wczoraj dojechali) i dopiero wtedy - kamienie, przepaści i niebezpieczeństwo. ![]() Mimo, że droga "na górę" była świetna, to zdarzały się i takie momenty (bez barierek, a trzeba było podjeżdżać bardzo blisko krawędzi). ![]() Widoki niesamowite. ![]() Ale też i takie - przypominające, że ta droga wymaga skupienia i rozwagi. ![]() I koniec asfaltu...Popatrzcie na podłoże... :/ ![]() Cudowne miejsce. ![]() Widzicie drogę? :/ ![]() Pan był naprawdę znakomitym kierowcą - czujnym i opanowanym. Wprawdzie trochę nas zaniepokoiło, gdy zaczął popijać jakiś bursztynowy napój z plastikowej butelki, ale szybko nas uspokoił, mówiąc, że lekarz mu to przepisał. ![]() No cóż...Złudzenia straciliśmy, gdy zaczął nas wszystkich częstować swoim "medicine" i butelka krążyła po aucie. Nie wiem, jaki to lekarz, ale chciałabym, żeby został moim ![]() ![]() ![]() Ten fragment wymagał podwójnej dawki :/ ![]() ![]() Obelisk poświęcony "królowej górali" - angielce Edith Durham. ![]() .........................(nie mogę ciągle pisać "zabrakło mi tchu" albo "szczęka mi opadła" ![]() ![]() ![]() Po prostu można było tam stać godzinami i patrzeć...... ![]() ![]() ![]() I już spokojniej (tzn. bardziej płasko ![]() ![]() Na zdjęciu dokładnie nie widać wszystkich szczegółów, niestety. Ale dobrych parę razy się zdarzyło - z prawej przepaść, a z naprzeciwka nieszczęśliwie nadjeżdża samochód. Mijanki na składanych lusterkach, dosłownie na milimetry - inaczej się nie dało (obawiam się zresztą, że bez tego kierowcy by się nie dało). ![]() I Theth! ![]() ![]() Pierwszy bar na trasie - chwila odpoczynku, kawa i wyciszenie drżących nóg :/ ![]() ![]() Wodospad, trochę ukryty na poboczu. ![]() I droga do niego - jak dobrze, że mieliśmy znającego się na rzeczy przewodnika. Sami, wiele miejsc byśmy po prostu przegapili. ![]() Gdy przychodzi zima, w Theth zostaje ok. 10 rodzin. Jeśli komuś coś się stanie, jedynym sposobem, aby dotrzeć do szpitala, jest wzięcie chorego na nosze i przebycie drogi na piechotę. Trwa to dwa dni. Nie wszyscy dożywają :/ ![]() Katolicki kościółek w środku wioski. ![]() Przepiękne miejsce, w którym jednak żyje się bardzo ciężko. Dojazd do wioski jest uzależniony od warunków pogodowych. ![]() ![]() ![]() Wiem, strasznie dużo zdjęć. Ale musicie mi wybaczyć, po prostu Theth jest przepiękne (poza tym, wybierałam z chyba 2000, więc doceńcie minimalizm ![]() ![]() Bardzo pomysłowy sposób na przejście strumienia ![]() ![]() Dla mnie jak w bajce... ![]() I Kulla, chyba główny powód sławy Theth. ![]() Przewodniki i Albańczycy, pytani o krwawą zemstę rodową, zgodnie opowiadają, że tak, to było dawno temu, co najmniej ponad sto. Jednak niektórzy badacze wspominają, że w górach krwawa zemsta funkcjonuje do dziś. Podobno istnieją nawet specjalni negocjatorzy, którzy starają się godzić zwaśnione rodziny. Czasem udaje się wynegocjować bezpieczne wychodzenie do szkoły dla dziecka (ale po szkole nadal musi się ukrywać), czasem "wyrównanie" finansowe. Podobno przez ostatnie kilka lat, w wyniku zemsty rodowej zginęło ok. 1000 osób. Próbowałam podpytać naszego pana, ale to dla Albańczyków bardzo delikatny temat. Zwłaszcza, że aby go dobrze zrozumieć, należałoby się zapoznać ze wszystkimi księgami Kanun. Tymczasem, ponieważ sam temat krwawej zemsty jest bardzo medialny, mówi się tylko o nim, zamiennie używając określenia "Kanun", w zupełnym oderwaniu od całości. Nie mówię, że popieram ten zwyczaj, bo nie, natomiast uważam, że można się o tym wypowiadać dopiero po pełnym zapoznaniu z całością, po przeanalizowaniu powodów i zrozumieniu warunków życia górali albańskich. Natomiast drażni mnie przedstawianie tematu bardzo płytko, tylko jako "sensację" i "barbarzyństwo". ![]() Wnętrze Kulli. Bardzo ciemno, jedyne światło dają malutkie okienka (zwężające się w stronę wnętrza, by jeszcze lepiej zapewnić bezpieczeństwo ukrywającemu się). W środku przedmioty codziennego użytku i zdjęcia osób, które tu spędziły czas. ![]() Ostatni ukrywający się, mieszkał tu ponad sto lat temu (źródło : nasz pan). Jednak ojciec mężczyzny, który zamordował turystów z Czech powiedział oficjalnie "Teraz poddaje się rodzicom tych, którzy zginęli. Oni postanowią, co ze mną zrobić" (źródło : również nasz pan). Daje do myślenia, prawda? ![]() Pod Kullą jest mała kawiarenka - kawa, herbata po 50 lek. Pani pracowała z dzieckiem. Zwróćcie uwagę na sposób "przechowywania dziecka"? (no nie wiem, jak to nazwać ![]() ![]() I kolejny, przepiękny wodospad, do którego na 100% byśmy nie trafili, gdyby nie nasz pan. ![]() ![]() A to nasze pamiątkowe zdjęcie ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Szkoła i punkt medyczny. W zimie nie działają. Jeszcze szybki obiad (10 euro na dwie osoby - mięsa, frytki, sałatki i 2 piwa) i wracamy. ![]() Wracając, zastanawialiśmy się z kolegą, czy dojechalibyśmy naszym autem. Zdanie Marcina - tak, ale, być może, pokiereszowalibyśmy sobie podwozie kamieniami. Moje - tak, pod warunkiem, że nagle nie wyjechałoby z naprzeciwka inne auto. Nie wyobrażam sobie wyminięcia się nad przepaścią. No i oczywiście gdyby nie padało i była pełna widoczność. Tak, czy siak - nie żałujemy. Dzięki przewodnikowi dowiedzieliśmy się i zobaczyliśmy o wiele więcej. Poznaliśmy też bardzo inspirujących Niemców ![]() Gdy zjechaliśmy do Boge, pan powiedział, że mamy zapłacić 30, nie 40 euro, gdyż, jak mówił - obiecał, że na wycieczkę pojedziemy tylko my, a zgodziliśmy się na dodatkowe osoby. Jak jeszcze kiedyś usłyszę (a zdarzało się:/), że Albańczycy to cię okradną itp, to będę kopać. Poważnie. Zakupiliśmy też dwie butelki "medicine" (raki + miód = uczta dla podniebienia) - po 7 euro. Bardzo chcieliśmy zostać dłużej, ale było ok. 18.00 i trzeba było jechać dalej - kolejny nocleg planowaliśmy w Czarnogórze. Wyjęliśmy jeszcze tylko drobiazgi z bagażnika (herbatki dla gospodyni, gadżety dla dzieci, a i dla pana znalazła się koszulka z naszego miasta). Pan był zawstydzony podarunkiem. Widać było, że zawsze wszystko robi dla żony i dzieci i dziwnie się czuje, jak jest coś wyłącznie dla niego. W końcu, po przełamaniu wstydu, przyjął i się ucieszył. ![]() Cudowna, mądra i dobra rodzina. A spojrzenie pana - uważne i "spracowane" - wybitnie trafiło w moje serce. ![]() Szczerze i z pełną odpowiedzialnością za słowa - polecam. Naprawdę, jeśli jedzie się do Theth własnym autem, lepiej dojechać do Boge i wynająć pana na dalszą drogę. Doskonały kierowca, a zarazem skarbnica wiedzy i świetny człowiek. ![]() A to wnętrze baru, w którym można prowadzić naprawdę pasjonujące rozmowy. Żeby być całkowicie szczerą wobec Was, muszę dodać, że w Boge znajdują się też campingi. Cena - 2-3 euro. Ale zapewniam - za przyjemność przebywania w tym domu i z tymi ludźmi, warto zapłacić więcej i zostać właśnie u nich. C.D.N. |
Autor: | igore [ 19 Gru 2015 20:53 ] |
Temat postu: | Re: Jak stracić zaufanie do przewodników :) - Bałkany |
Super relacja. Dwa lata temu "doświadczyłem" podobnej trasy przez Bałkany,ale po Twojej relacji uświadomiłem sobie,że trzeba będzie tam wrócić ![]() ![]() |
Autor: | klapio [ 19 Gru 2015 22:14 ] |
Temat postu: | Re: Jak stracić zaufanie do przewodników :) - Bałkany |
Piękne miejsce te "Góry Przeklęte". No i fajny opis tej wieczornej biesiady, szkoda że zabrakło z niej zdjęć. Klimat takich miejsc trochę przypomina mi Gruzję, chyba można postawić tezę że im społeczeństwo danego kraju uboższe tym bardziej gościnne i otwarte na obcych ![]() Jedynie nie mogę zgodzić się z tym zdaniem: pestycyda napisał(a): Tymczasem, ponieważ sam temat krwawej zemsty jest bardzo medialny, mówi się tylko o nim, zamiennie używając określenia "Kanun", w zupełnym oderwaniu od całości. Nie mówię, że popieram ten zwyczaj, bo nie, natomiast uważam, że można się o tym wypowiadać dopiero po pełnym zapoznaniu z całością, po przeanalizowaniu powodów i zrozumieniu warunków życia górali albańskich. Natomiast drażni mnie przedstawianie tematu bardzo płytko, tylko jako "sensację" i "barbarzyństwo". A sama przecież wcześniej zauważasz: pestycyda napisał(a): Czasem udaje się wynegocjować bezpieczne wychodzenie do szkoły dla dziecka. Dla mnie osobiście jest sensacją że w XXI wieku w bądź co bądź cywilizowanym europejskim kraju (od 2009 członek NATO) istnieją jeszcze takie zwyczaje wśród ludzi. I właśnie barbarzyństwem jest zabieranie dzieciom prawa do nauki i przerzucanie na nie odpowiedzialności za czyny krewnych, niezależnie od tego z jakich powodów członek rodziny popełnił daną zbrodnię. Taki sposób postrzegania i egzekwowania prawa kojarzy mi się z najgorszymi i najokrutniejszymi systemami prawnymi- takimi jak ZSRR z okresu stalinizmu. Czekam na dalsze części relacji ![]() |
Autor: | pestycyda [ 20 Gru 2015 03:12 ] |
Temat postu: | Re: Jak stracić zaufanie do przewodników :) - Bałkany |
@klapio, masz rację, dla mnie to też zupełnie nie jest ok. Drażni mnie jedynie fakt, że o prawie Kanun ludzie wypowiadają się wyłącznie w kontekście krwawej zemsty i tylko z nią utożsamiają te prawa. A tymczasem cały kodeks obejmuje wiele innych rzeczy, które są dużo bardziej "ludzkie" - m. in. prawo gościnności (a właściwie obowiązek). Dużo też tam jest powiedziane o honorze i o obowiązku wobec rodziny (a raczej powinności). Owszem, sam temat "zemsty" jest totalnie nie do zaakceptowania, tylko chciałabym, żeby osoby dyskutujące o tym, miały świadomość szerszego kontekstu - skąd to się wzięło i dlaczego. Media bardzo często wypaczają sens, szukając "taniej sensacji". A tymczasem, jest to dramat. Piętno czasów, kultury, warunków życia... Co do zdjęć z biesiady...Sam wiesz na pewno najlepiej, że w niektórych warunkach zupełnie nie ma głowy i warunków do fotografowania. Zepsułyby klimat i "prawdziwość" momentu... Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam ![]() |
Autor: | beata65 [ 21 Gru 2015 00:25 ] |
Temat postu: | Re: Jak stracić zaufanie do przewodników :) - Bałkany |
Co wieczór czekam na dalszą relację a dziś nic.... Herbata przy kompie, miała być miła godzinka na czytanie i planowanie własnego wyjazdu... Pestycydo, litości, nie każ mi dłużej czekać! Mam nadzieję, że zobaczę te wszystkie miejsca w realu. Dziękuję za umilenie mi grudniowych wieczorów ![]() |
Autor: | pestycyda [ 21 Gru 2015 22:17 ] |
Temat postu: | Re: Jak stracić zaufanie do przewodników :) - Bałkany |
@beata65, robię, co mogę, ale ta przedświąteczna gorączka...Sama rozumiesz ![]() ![]() Z Boge wyjechaliśmy ok. 18.30. Trzeba było się spieszyć, bo nocleg chcieliśmy znaleźć już w Czarnogórze, w Budvie. Strasznie żal nam było opuszczać Albanię. I ten kraj, i ludzi pokochaliśmy bardzo mocno. Ale cóż było zrobić - do końca wyjazdu zostało nam już tylko 5 pełnych dni... ![]() Granica trochę nas zaskoczyła. Stał na niej dosyć długi sznur tirów, choć "sznur" to może źle powiedziane ![]() ![]() ![]() Nagle z jednej z szoferek wyskoczył pan, pomachał do nas i, ochoczo pokrzykując, zaczął sterować ruchem ![]() ![]() ![]() Z Czarnogórą mieliśmy jeden problem, ale za to bardzo poważny. Otóż, nie mieliśmy żadnego przewodnika dotyczącego tego kraju :/ ![]() ![]() ![]() W pełni doceniłam jednak ich wcześniejszą pomoc, gdy zaraz po przejeździe przez granicę usilnie chciałam wymienić euro na...no właśnie, euro:/ ![]() ![]() Na szczęście do Budvy od granicy nie jest daleko i na szczęście mniej więcej wiedzieliśmy, jak jechać (owszem, nawigacja ![]() Trochę stresu nas to jednak kosztowało i chcieliśmy jak najszybciej dostać się do Budvy. I już już prawie widzieliśmy jej światła w dolinie, gdy, niestety, coś nas znowu zatrzymało :/ Tym razem policja :/ ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Jadąc uczciwie poniżej 50 km/h (na wszelki wypadek ![]() W mniejszej uliczce, wciśnięty między pomiędzy prężące się dumnie hotele i hoteliki, stał trochę zarośnięty, trochę zaniedbany domek, z napisem "Apartamenty". I jakoś intuicyjnie poczułam, że to jest to ![]() ![]() ![]() Nasz nocleg. Auto nie nasze - to miejsce było zajęte przez innego wynajmującego ![]() Gdy udało się nam zaparkować, przyszedł czas na formalności. Pan zaprosił nas do swojego biura (cudowny, cudowny pokój. Obwieszony pamiątkami, zdjęciami itp. Później okazało się, że pan jest byłym kapitanem statku, który dorabia sobie na emeryturze prowadząc hotelik). Zasiedliśmy za wielkim, drewnianym biurkiem, pan zmierzył nas od stóp do głów i nalał raki z wielkiej beczułki stojącej za nim ![]() ![]() ![]() Bardzo gorąco polecam to miejsce. Ciepły, mądry pan, opowiadający wspaniałe historie. Sprawił na mnie wrażenie jedynego "prawdziwego" człowieka w tym mieście. Popatrzcie na zdjęcie nad jego głową - to pan w czasach, gdy pracował na statkach turystycznych. Naprawdę, miał tyle historii do opowiedzenia - i śmiesznych, i mądrych, że można by go słuchać godzinami. I owszem, hotelik może był trochę zaniedbany, i łazienka też nie była rewelacyjna, ale warto tu być właśnie dla niego. Kolejny dzień, to zwiedzanie Budvy. ![]() Znaleźliśmy jakiś parking przy Starym Mieście (euro - godzina) i ruszyliśmy na nogach. Zawsze podczas podróży notuję sobie różne rzeczy (kto tego nie robi? ![]() ![]() ![]() ![]() Kurort do tego stopnia, że gdy parkowaliśmy, koło nas zatrzymały się chyba ze trzy wycieczki "zakupowe" - tzn. ludzie wysiedli z autokarów, a pani przewodniczka wskazała im aleję handlową i wymieniała największe sklepy. Trzeba przyznać, przy głównych deptakach są umieszczone sklepy chyba wszystkich marek. ![]() Stare Miasto bardzo ładne, małe uliczki itp. Natomiast jest to tego rodzaju uroda, za którą nie przepadam. Nie wiem, jak ją nazwać, ale wiecie, o co mi chodzi - wszystko "odpicowane", malutkie kawiarenki, na uliczkach stoliki, przy których siedzą elegancko ubrani turyści i sączą kawę, trzymając z gracją palce na malutkiej filiżance. Namieszałam ![]() ![]() Po lewej stronie zdjęcia widać resztki wczorajszego pożaru... ![]() Deptaki, plaże, parasole...Ale woda ładna ![]() No cóż, dobrze wyszło, że za parking zapłaciliśmy tylko za godzinę. Tyle nam w zupełności wystarczyło. Czytałam czyjąś relację (niestety, nie mogę sobie przypomnieć kogo) i autor tam napisał "A z Budvy będzie jedno zdjęcie, bo nam się nie podobało" ![]() ![]() Szybka kawa i jeszcze szybsza decyzja - jedziemy do Bośni i Herzegowiny. Jakoś nam ta Czarnogóra niezbyt przypadła do serca. Poza tym (najważniejsze! ![]() ![]() ![]() Kotor. ![]() I Zatoka Kotorska: ![]() ![]() ![]() Nie chcę być niesprawiedliwa wobec tego kraju. W Czarnogórze nie spędziliśmy nawet całej doby i to bardzo nie w porządku, żeby wyrabiać sobie zdanie po pobycie tylko w jednym miejscu. Z resztą - podczas drogi do granicy, co rusz były piękne miejsca. Niestety, mieliśmy naprawdę mało czasu i Czarnogóra musi trochę poczekać na tanie bilety lotnicze, żebyśmy mogli ją w pełni docenić (razem z bałkańskimi stolicami. Nie wiem, skąd na to wezmę czas ![]() ![]() ![]() I już Bośnia i Herzegowina. C.D.N. |
Autor: | pestycyda [ 25 Gru 2015 18:07 ] |
Temat postu: | Re: Jak stracić zaufanie do przewodników :) - Bałkany |
Bośnia i Herzegowina. Tu poczuliśmy się ponownie trochę pewniej. Przecież o tym kraju wiedzieliśmy "wszystko" - znowu wróciliśmy pod opiekuńcze skrzydła przewodnika ![]() ![]() Przez granicę przejechaliśmy bez najmniejszych problemów. Szybki postój na kawie - 3 marki (euro to 2 marki) i ruszamy dalej. W sieci bardzo często można znaleźć ostrzeżenia, żeby w Bośni i Herzegowinie nie zjeżdżać z głównych dróg, nie schodzić z oznaczonych szlaków. Podobno całkiem często można się jeszcze natknąć na pozostałości po ostatnich działaniach wojennych - miny i niewypały (szczerze mówiąc trochę zmroził mnie fakt, że, wg. danych szacunkowych, nie odkryto jeszcze ich kilkaset tysięcy :/ Podobno też, bardzo częstym widokiem są tabliczki ostrzegawcze. My nie widzieliśmy ani jednej - nie wiem, czy to dobrze, czy źle. ![]() Ostrzeżenia ostrzeżeniami, ale ten skrót bardzo kusił ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Niestety, Bośni nie ominęły też pożary lasów, wywołane temperaturą. Przez całkiem spory kawałek drogi jechaliśmy w dymie i powiem Wam, że nie jest to przyjemne uczucie - jedziesz, widząc i właściwie czując ogień. W pewnym momencie byłam przekonana, że będziemy musieli zawrócić, jednak, ponieważ inne auta wjeżdżały prosto pomiędzy, no "ściany ognia" to nie były, ale mocno tlące i dymiące się połacie drzew, zrobiliśmy tak i my. Nieprzyjemne, niemiłe doznanie. Pierwszym przystankiem miało być Medjugorie. Trochę zepsuł nam humor odczytany w przewodniku opis : "wioska z sanktuarium powoli przekształca się w ośrodek turystyczny". Tym razem przewodnik tez się mylił ![]() ![]() ![]() ![]() Do Medjugorie bardzo łatwo trafić. Wystarczy od pewnego momentu jechać za autokarami turystycznymi:/ Tylko trochę długo się tam trafia, niestety :/ ![]() ![]() Kościół św. Jakuba - centrum Medjugorie. Pielgrzymi i turyści z całego świata. Można tam było usłyszeć chyba wszystkie języki. ![]() Nie zabrakło i naszego akcentu ![]() ![]() Upał straszliwy. Każdy szukał chociaż skrawka cienia. Największą popularnością cieszyła się droga krzyżowa :/ Trochę czasu zajęło nam odnalezienie wzgórza objawień. Wg. przewodnika idzie się do niego wąską ścieżką wzdłuż której poustawiane są małe krzyże i polowe ołtarzyki. I to nas trochę zmyliło :/ Niestety, teraz wzdłuż ścieżki ustawione są stragany z pamiątkami, jedzeniem i właściwie wszystkim, co podpowie wyobraźnia. ![]() Wzgórze objawień. Dużo spokojniej i o wieeeele mniej ludzi, niż w centrum. Cóż mogę powiedzieć? Chyba faktycznie to teraz olbrzymi ośrodek turystyczny, no i ogromny biznes. Trochę mnie zaskoczyło, gdy na tablicy informacyjnej pod kościołem wielkimi literami było zaznaczone miejsce sklepu z dewocjonaliami :/ Tzn. było ich tam mnóstwo, ale ten widocznie był wyjątkowy ![]() ![]() ![]() ![]() Bo przecież z Medjugorie nikt nie może wyjechać z pustymi rękami:/ Smutne i straszne. ![]() To nie jest to, o czym myślicie. I o czym myślałam ja, gdy przebierając nogami dobiegłam z naiwną radością, że wreszcie znalazłam łazienkę :/ ![]() ![]() Jedziemy dalej. Nocleg zaplanowaliśmy w Mostarze. Na booking.com udało nam się znaleźć pokój w akademiku dosyć blisko centrum (15 euro za pokój). ![]() Piąte co do wielkości miasto w kraju, most w Mostarze jest chyba wizytówką Bośni i Herzegowiny, ale ulice cały czas przypominają o tragicznej przeszłości. ![]() Zostawiliśmy tylko rzeczy w pokoju i pędem ruszyliśmy w stronę Starego Miasta, bo podobno najpiękniej wygląda właśnie wieczorem. ![]() To prawda. Mostar nocą ma niesamowity klimat. Pomimo tłumu turystów, ma w sobie jakąś pierwotną magię. Malutkie uliczki, kamienny bruk oświetlony światłem sodowym, sklepiki - to wszystko razem wygląda, jakby człowiek przeniósł się na plan filmowy. ![]() ![]() Można chodzić uliczkami i po prostu napawać się atmosferą. Z zaułków dobiegają fragmenty koncertów na żywo, ślizgasz się trochę na kamieniach i wdychasz specyficzny zapach powietrza...Czysta magia. ![]() W sklepikach można kupić bardzo specyficzne pamiątki - długopisy zrobione z łusek po nabojach (małe - 4 marki, większe - 5). No i chyba nie byłabym sobą, gdybym nie mogła Was poinformować o cenach mojego ulubionego napoju ![]() ![]() ![]() I najbardziej znany most... W dzień Mostar trochę traci swoją magię. Dalej jest pięknym miastem z tragiczną historią, ale jednak podziwianie go w nocy nie ma sobie równych. W dzień robi się dużo bardziej "turystycznie". Widać to zwłaszcza podczas szukania parkingu w centrum :/ po około pół godziny jeżdżenia tam i z powrotem, jakiś litościwy pan stojący na ulicy zaczął nas kierować na parking. Prywatny, jak się później okazało. Ale trochę przesadził (nawet według mnie, co jest dobitnym dowodem na przegięcie ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() To, niestety, bardzo częsty widok. ![]() Nie no, w dzień dalej jest BARDZO pięknym miastem ![]() ![]() ![]() Latem miejscowi zarabiają pieniądze skacząc z mostu bez zabezpieczenia. Nie jest to ani łatwy, ani bezpieczny sport. Na skok decydują się dopiero po zebraniu odpowiedniej kwoty od turystów. Niestety, zjawiliśmy się za późno i zdążyliśmy uwiecznić tylko radość po skoku. ![]() Będąc w Mostarze warto trochę zboczyć z utartego szlaku głównych ulic Starego Miasta. Mostar kryje mnóstwo niespodzianek i pięknych miejsc w zaułkach i na poboczach. ![]() Niesamowity kontrast. Piękna stara część Mostaru i bloki poznaczone śladami po kulach... Niestety, trzeba było jechać dalej. Coraz mniej czasu, a tyle jeszcze do zobaczenia. Ruszyliśmy więc w stronę Blagaj, miasteczka, w którym znajduje się klasztor derwiszów. ![]() C.D.N. |
Autor: | pestycyda [ 26 Gru 2015 19:42 ] |
Temat postu: | Re: Jak stracić zaufanie do przewodników :) - Bałkany |
Od momentu w którym zobaczyliśmy jego zdjęcie w przewodniku, koniecznie chcieliśmy zobaczyć klasztor derwiszów. Blagaj znajduje się tylko 7 km od Mostaru, więc żal było nie skorzystać. I tu po raz kolejny moje oczekiwania rozminęły się z rzeczywistością (ale to raczej wina wygórowanych, nierealnych oczekiwań i bujnej wyobraźni. Rzeczywistość spisała się, no, tak, jak na nią przystało ![]() Oczekiwałam miejsca mistycznego, pustego i cichego, w którym co jakiś czas będzie przemykał tajemniczy derwisz :/ (no wiem, afektowane trochę. Muszę zmienić literaturę ![]() ![]() ![]() Trzeba jednak przyznać, że miejsce przepiękne. Nic więc dziwnego, że cieszy się olbrzymim powodzeniem turystów. Klasztor stoi bezpośrednio pod górą, z której wypływa rzeka Buna. Woda jest tak czysta, że nie wolno w niej nawet moczyć rąk (tak przynajmniej nam powiedziano w informacji). ![]() Wstęp do klasztoru - 2 marki od osoby. Obowiązuje stosowny strój - długa spódnica i zasłonięte włosy u kobiet. Przed wejściem czekają miłe panie, które wypożyczają zwiedzającym stroje i pomagają je odpowiednio zawiązać. Jeszcze tylko szybkie przejście przez sklepik (oczywiście z pamiątkami) i można zwiedzać. ![]() Trochę surowe wnętrze robi wrażenie. Budynek służył zarówno celom mieszkalnym, jak i modlitewnym, a na piętrze znajdują się dwa muzułmańskie grobowce. ![]() Po drugiej stronie rzeki można skorzystać z innej atrakcji. Wzdłuż widocznej liny, na pontonie wpływa się do wnętrza góry. Niestety, nie wiem, jaki jest koszt takiej zabawy, bo zrezygnowaliśmy z tego bardzo prędko (podejrzeliśmy, że lina i wycieczka kończy się zaraz za skrajem jaskini ![]() ![]() Ale trochę zachęcająco wygląda. Jednak, skoro to wycieczka "Do źródła Buny", to to źródło chyba wypływa zaraz, bo cała atrakcja trwa 5 min ![]() ![]() Po zastanowieniu się stwierdzam możliwość, że autorzy zdjęcia, które nas tak zainspirowało, niekoniecznie musieli usuwać turystów w jakimś programie do obróbki. Tu też za bardzo nie widać, że "były ich tysiące" ![]() ![]() A to grota, która znajduje się bezpośrednio nad klasztorem (można sprawdzić na wcześniejszym zdjęciu). Bardzo nas zaciekawiła. Zwłaszcza schodki wykute w miejscu, gdzie kończy się drabina. Do tej pory się zastanawiam, jakie może być jej przeznaczenie. Czas niestety goni jak szalony, więc jedziemy dalej. Teraz będzie odcinek pt. "Drogi w Bośni i Herzegowinie" - czuję się zobowiązana, żeby ta relacja miała choć trochę praktycznego przełożenia dla kolejnych podróżujących. Niestety, jestem totalnym laikiem samochodowym, a Marcin jakoś się nie kwapi, żeby napisać parę spostrzeżeń (choć cały czas go męczę, przysięgam ![]() ![]() Uwaga. Porady praktyczne. Drogi w Bośni i Herzegowinie są takie : ![]() ![]() Takie też są ![]() ![]() ![]() Podsumowując - dużo zakrętów, dużo skał, często zabezpieczonych ochronnymi siatkami, tunele i przepiękne widoki ![]() ![]() Dużo nowych dróg biegnie wzdłuż starych. Niesamowite wrażenie robią nieużywane już tunele "poziom wyżej". ![]() Widoki naprawdę są niesamowite. Praktycznie całą drogę spędziłam z nosem przy szybie. I opłaciło się! Ku mojej olbrzymiej radości, na zboczu góry wypatrzyłam kozicę! Szybka akcja - zwalniamy auto, rzucam się po aparat i oto jest! Pamiątka na całe życie! ![]() ![]() Nie muszę chyba nadmieniać, że humor mi się zdecydowanie pogorszył? :/ ![]() Jechaliśmy w stronę Sarajewa. Jednak było jeszcze dosyć wcześnie, a my cały czas cierpieliśmy na niedosyt "przygód" i "małoturystycznych" atrakcji. Przewodnik poinformował nas o wiosce Lukomir ("1500 m n.p.m., najbardziej odosobniona wioska w kraju, opasana nietkniętą przyrodą, która dzięki trudnemu dostępowi zachowała swój oryginalny wygląd"). Tak, poczuliśmy, że to jest to. Dodatkowo cyt. "kobiety wciąż noszą tu ręcznie dziane kostiumy", a w zupełną euforię wprawił nas fakt cyt. "wycieczka na własną rękę może być wyzwaniem" i "drogi nie są w najlepszym stanie" ![]() ![]() Ustaliliśmy, że przynajmniej spróbujemy dojechać. Jak coś, to się wrócimy - czasu mieliśmy pod dostatkiem, a znając nas, gdybyśmy chociaż nie spróbowali, wieczorem mielibyśmy ogromne wyrzuty sumienia. Trzeba było więc odbić z głównej drogi na Konjic. Według drogowskazu do Lukomiru było 28 km. Początkowo trasa nie była najgorsza. ![]() Pocieszał nas tez fakt, że widzieliśmy tam parę samochodów, a nawet dłuższą chwilę jechaliśmy za autobusem. ![]() Autobus dojeżdżał mniej więcej do tego miejsca. Tu miał "pętlę" (cudzysłów z wiadomych przyczyn ![]() Nie dziwię się mu, bo potem było jakby trochę gorzej ![]() ![]() ![]() Ale jedziemy. Wprawdzie "asfalt" się skończył (kończy się po ok. 10 km.), natomiast do Lukomiru zostało nam tylko 18 km. ![]() Tu się załamaliśmy. Marcin zatrzymał auto i stwierdził "zastanówmy się chwilę, czy warto dalej jechać". Hmm, doskonale nas znam i wiedziałam co będzie dalej ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() "Nigdy nie mów nigdy". Nas to też jednak dopadło - pierwsza mijanka na "złożonych lusterkach". ![]() No cóż, droga jak droga:/ Tempo mieliśmy zabójcze. Gdybym się tak nie bała schodzić z "wytyczonego szlaku" (miny), to chyba szybciej doszłabym na piechotę ![]() I nagle wyjechaliśmy z drzew i wjechaliśmy na szczyt....Raj.... ![]() ![]() Widzieliśmy tylko olbrzymie przestrzenie i drogę przed sobą. Wioski nie było widać. Ale właściwie to nie było ważne. Dla samego bycia w tym miejscu, warto było.... ![]() Gdzieniegdzie stały chaty pasterzy, pastwiska otoczone kamiennymi murkami... ![]() Jechaliśmy w milczeniu, wydając tylko co parę chwil odgłosy w stylu "och...", "wow...". Dobrze, że nie trzeba było zwalniać do zdjęć, bo bardziej by się już nie dało ![]() ![]() Niestety, na widnokręgu widać było zbliżające się chmury. Trochę zaczęliśmy się obawiać, czy uda się nam dojechać do Lukomiru. O powrót w ogóle się nie martwiliśmy. Tu było tak pięknie, tak...pierwotnie, że nie myśleliśmy o tym, że za parę dni musimy być w domu, że jeszcze długa droga przed nami...jedyne, czego chcieliśmy, to tu zostać... ![]() Najpiękniejszym krajem, który odwiedziliśmy, była oczywiście Albania. Jednak najpiękniejszym miejscem były okolice Lukomiru. ![]() Wzgórza pocięte takimi dróżkami, prowadzącymi do kolejnych wiosek. Tu można byłoby się zaszyć i na miesiąc i tak wędrować od jednej osady, do drugiej... ![]() I wjazd do Hobbitonu...Pogoda nie sprzyja, ale nieważne... ![]() W oddali pierwsze domy Lukomiru. ![]() ![]() Jest nawet malutka knajpka, w której pan przygotował najlepszą na świecie herbatę z dodatkiem miejscowych ziół (herbata + kawa = 3 marki). ![]() A tak w środku. Można kupić ręczne wyroby - pantofle, skarpety. W wielkich, papierowych torbach pan sprzedawał też zioła, które mieszkańcy wioski zbierają w przepaści niedaleko. Gdy okazało się, że właśnie te zioła nadały herbacie specyficzny smak, nie mogliśmy się nie skusić. Kupiliśmy "iva, co umarłego ożywio" i "nana" - tak to jakoś brzmiało, ale do tej pory nie wiem, co to jest, bo rozmawialiśmy w łamanym rosyjsko/migowym/niewiadomoco ![]() ![]() Niesamowita jest świadomość, że dopiero w 2002 roku doprowadzono do wioski prąd i wodę. Jest to najbardziej odseparowana wioska w Bośni i Herzegowinie. Mieszkańcy mogli nie mieć pojęcia o wojnie...I odwrotnie - gdyby cała nawet wioska została zbombardowana, nikt by się o tym nie dowiedział....... ![]() ![]() Efekt rozglądania się za paniami w tradycyjnych strojach :/ To była jedyna pani, którą w ogóle widzieliśmy :/ ale nie ma się co dziwić - padało, więc pewnie siedziały w domach. ![]() Cmentarz muzułmański. ![]() No po prostu...brak słów... ![]() Niesamowite kamienne domy kryte gontem. Wprawdzie wiele z nich ma już dachy z blachy, ale zdarzają się i takie. ![]() ![]() I zbocze za wioską. Tutaj miejscowi zbierają zioła. Jakoś sobie tego nie wyobrażam :/ ![]() Jedźcie do Lukomiru. Jedźcie już, teraz, zaraz. Bo to, co na zdjęciu, to mi wygląda na nowobudowany dom dla turystów :/ ![]() Nie wiem, co jeszcze oprócz "wow", mogłabym napisać... ![]() ![]() W tym rejonie znajdują się też inne osady. Dużo z nich jest podobno całkowicie zniszczonych. Przy niektórych pozostały tylko ruiny domostw i nagrobki..... ![]() Jedyne czego żałuję, to fakt, że deszcz uniemożliwił pokazanie Wam tego miejsca w pełnej krasie. ![]() ![]() Do przepaści za wioską szło się dróżką o takim kącie nachylenia. Piękne, pierwotne miejsce...Niestety, realia goniły (za trzy pełne dni musimy być w domach) i trzeba było się zbierać. ![]() Przecież widać, że zaraz zza pagórka wyjdzie hobbit ![]() ![]() Do asfaltu jechaliśmy półtorej godziny (18 km !), a na głównej drodze pojawiliśmy się o 20.30. Trochę to trwało, ale warto, warto, warto! Jedźcie, zachęcam. Nawet, gdybyście mieli dojechać autobusem do końca asfaltu, a potem iść na piechotę, to przemierzenie 18 km jest żadną ceną za pobyt w raju ![]() C.D.N. |
Autor: | pestycyda [ 28 Gru 2015 18:42 ] |
Temat postu: | Re: Jak stracić zaufanie do przewodników :) - Bałkany |
Sarajewo było jedyną bałkańską stolicą, w której zamierzaliśmy zostać na noc. Dzień wcześniej zarezerwowaliśmy na booking.com nocleg w "At Mejdan Rooms" (37 marek), znajdujący się w starej części miasta. Wjazd do Sarajewa trochę nas zaskoczył...Było ciemno...Nie - ciemnawo, nocna pora itp. Po prostu było czarno. Żadnych świateł, lamp ulicznych, oświetlonych budynków. Nic...Jakbyśmy jechali przez środek lasu, nie po ulicach stolicy. Ciemno i pusto... no, pusto z wyjątkiem aut. Jeśli chodzi o nie, mieliśmy powtórkę z Kosowa ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Teraz już bez przeszkód dotarliśmy na naszą ulicę. Zaparkowaliśmy na wąskiej uliczce, starając się zbytnio nie najeżdżać na szkła z rozbitych szyb samochodowych :/ ![]() ![]() ![]() Było późno i ciemno, ale chcieliśmy jeszcze szybko wyjść i zakosztować specjałów sarajewskich ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Nie mieliśmy jednak nieograniczonego czasu. W hostelowej łazience wisiała ostrzegawcza kartka, że woda jest wyłączana pomiędzy 24.00 a 6.00 (przez państwo, nie przez właściciela). Zdążyliśmy. Przypuszczam, że w niektórych częściach miasta podobna sytuacja może mieć miejsce z prądem, przynajmniej "ulicznym". To by tłumaczyło ciemność podczas wjazdu do Sarajewa. ![]() Kolejny poranek przeznaczyliśmy na zwiedzanie Starego Miasta. ![]() Zawsze staramy się znaleźć miejscowy targ. Uwielbiam targi! Dla mnie to takie prawdziwe serce miejsca. Tym razem też się nie zawiodłam - kolory, owoce, panie targujące się o cenę... ![]() ![]() ![]() Niestety, takie widoki zdarzają się na każdym kroku, przypominając o przeszłości. Skłaniają do zadumy i powodują, że zwiedzanie Sarajewa nie jest wesołą wycieczką. Raczej skłania do zadumy i przemyśleń "wgłąb siebie". Kolorowe ulice, ludzie spieszący się pracy, a w tle widoczna dramatyczna historia.... ![]() ![]() A to już turecka dzielnica Sarajewa. ![]() ![]() Ta handlowa część miasta powstała na wzór arabskich placów targowych. Szeregi połączonych budynków i magazynów, kawiarenek i restauracyjek. Ślicznie. ![]() Jeśli chodzi o zwiedzanie, Sarajewo jest bardzo dobrze zorganizowane. Większość ważniejszych miejsc i budowli, znajduje się niedaleko siebie, poza tym, co jakiś czas można spotkać tablice informujące, na których zaznaczono miejsca do odwiedzenia i mapki. ![]() Piękne miasto, z tragiczną przeszłością. Warto tu być, a raczej - warto to "poczuć". Około 11.00 wyjechaliśmy z Sarajewa. Kolejny nocleg zarezerwowaliśmy dzień wcześniej w Chorwacji, więc trzeba było się spieszyć. Po drodze zaplanowaliśmy jeszcze przystanek w Jajce. To miasteczko bardzo nas zaintrygowało ze względu na wodospady, które miały się mieścić w samym jego centrum. ![]() Wprawdzie (a może właśnie dlatego ![]() ![]() Samo miasteczko faktycznie, bardzo ładne. Czas tam płynie bardzo leniwie. Turystów nie tak wielu. Szybka kawa i cola (3 marki) i są... ![]() Faktycznie, prawie w centrum. Widok z poziomu górnego. ![]() Piękne. Pocięte różnej wysokości stopniami, miejsce spotkań miejscowych. Co odważniejsi kąpali się w nich na górnych poziomach (woda lodowata, dlatego piszę o odwadze ![]() ![]() Wokół mnóstwo mniejszych i większych tarasów widokowych. ![]() Można też podejść od dołu, żeby poczuć chłodzącą bryzę. Jednak zejście prowadzi przez coś w rodzaju "parku" (?) i budki z biletami (2 marki od osoby). ![]() Miło się stało pod wodospadem w tym upale. Drobne kropelki wody świetnie chłodziły, wreszcie można było oddychać. Jednak tu na poważną próbę została wystawiona moja "tolerancyjność". Nie zrozumcie mnie źle, wiem, że jest mnóstwo odłamów religii muzułmańskich, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Upał, ba, żar straszliwy, mężczyzna ubrany w krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach, chłodzi się z rozkoszą pod wodospadem. Obok niego kobieta, całkowicie (z wyjątkiem twarzy) zakryta. Ale nawet to nie było najgorsze. Na ustach miała coś w rodzaju płaskiego kagańca, zakrywającego część twarzy od brody, aż pod nos. Ta płytka była metalowa! Owszem, z cienkiego metalu, ale przecież przy tym upale musiała mieć poparzone całe usta......Bałam się, że nie wytrzymam i skopnę zadowolonego z siebie mężczyznę z tarasu... ![]() Czasami nie ogarniam...A najgorsza jest chyba bezsilność.... Jedziemy dalej. Opłata za autostradę w Chorwacji - 4 euro. Powoli zaczynało się późne popołudnie, już już "byliśmy w ogródku..." i wtedy spotkało mnie ogromne szczęście ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() W końcu dotarliśmy do odpowiedniego miasta. Osijek. Nocleg w Anna Rooms (13 euro osoba). Bardzo ładne, spokojne miasteczko. Nocleg też cudny, w kamieniczce na małej ulicy prowadzącej do rynku. ![]() ![]() Śniadanie zjedliśmy w piekarni naprzeciw naszego hoteliku. Burek, pizza, 2 cole - 24 kun (euro to trochę ponad 7 kun). O wieczornych ekscesach trochę głupio mi pisać, ale żebyście mieli mniej więcej pojęcie o cenach, to się jakoś zmuszę ![]() ![]() ![]() I jedziemy dalej. Tym razem Węgry. Tu spotkała mnie duża niespodzianka. Niezbyt miła. Bardzo potrzebowaliśmy zrobić zakupy "pierwszej potrzeby" ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() W końcu jakiś litościwy brat w nałogu wsiadł do auta i popilotował nas do odpowiedniego miejsca. ![]() Porada praktyczna - palacze, szukajcie tak oznaczonych sklepików! Są małe, witryny mają całe zasłonięte. Szczerze mówiąc, najpierw myślałam, że to jakaś odmiana sex-shopów ![]() I nasz ostatni nocleg. Węgry, miejscowość, uwaga ![]() ![]() ![]() Podjeżdżając do miejsca naszego ostatniego noclegu, bardzo powoli i ostrożnie, Marcin uderzył w krawężnik ![]() ![]() ![]() ![]() I taki był koniec naszej bałkańskiej przygody. Kolejnego dnia byliśmy już w domach. Bałkany są przepiękne, warte odwiedzenia i każdemu będę je polecać. Jedynym minusem naszej podróży był fakt, że mieliśmy mało czasu i wszędzie trzeba było gnać. A wydaje mi się, że piękno tych miejsc można w pełni docenić po prostu tam będąc, przebywając z ludźmi bez pośpiechu i ciśnienia. Co do przewodników - hmmm, to była dobra szkoła, jak należy z nich korzystać. Na pewno teraz pierwszą rzeczą, jaką zrobię, będzie dokładne zbadanie autorów. Bo to jak z szukaniem przyjaciół - jedni nam pasują, z innymi nam trochę "nie po drodze" ![]() ![]() Marcin Bałkany będzie zawsze kojarzył z kawą - wyjątkowo aromatyczną, smaczną, parzoną w tygielku. Ja natomiast nie zapomnę tego : ![]() Żenada ![]() ![]() ![]() Dziękuję wszystkim, którzy dotarli do końca. Pozdrawiam gorąco. |
Autor: | Kara [ 28 Gru 2015 19:46 ] |
Temat postu: | Re: Jak stracić zaufanie do przewodników :) - Bałkany |
Co to dużo gadać/ pisać - znowu zaserwowałaś nam świetną relację. Brawo! 7* PS Ta maska na twarz (batulla/ batoola) może nam się nie najlepiej kojarzyć, ale w państwach Zatoki jest to symbol wzbudzający szacunek i kojarzący się z osiągnięciem przez kobietę poważanej pozycji (najczęściej żony, ale nie tylko) w (bardzo) tradycyjnych rodzinach. Jak kiedyś czepiec w Polsce. A przy bliskowschodnim słońcu i piasku niesionym z wiatrem każdy centymetr kwadratowy osłoniętej skóry to plus. Wieść gminna niesie, że współczesne modele są leciutkie i mają czasem wyściółkę. I nosi je w dzisiejszych czasach już coraz mniej kobiet. ![]() |
Autor: | pestycyda [ 28 Gru 2015 20:16 ] |
Temat postu: | Re: Jak stracić zaufanie do przewodników :) - Bałkany |
Dziękuję, @Kara, nie wiedziałam. Trochę mnie pocieszyłaś, zwłaszcza tą wyściółką. Jednak, mimo wszystko, to wyglądało dla mnie przerażająco:( |
Autor: | olajaw [ 28 Gru 2015 20:36 ] |
Temat postu: | Re: Jak stracić zaufanie do przewodników :) - Bałkany |
@pestycyda dzięki za pokazanie całkiem sporego kawałka Europy ![]() ![]() ps. gdzie kolejna wyprawa? ależ jestem ciekawa ![]() |
Strona 2 z 3 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ |