Autor: | AJAJ [ 17 Kwi 2014 09:23 ] |
Temat postu: | Izrael Road Trip 2014 (w odcinkach) |
Relacji o Izraelu było już sporo, co więcej z bardzo podobną trasą, ale każda wycieczka, a tym bardziej w innym składzie osobowym to inne doświadczenie, wrażenia, a i zawsze jakieś nowe miejsce. Polecimy Wam szczególnie dwa - ale to bliżej końca;). Zapraszam na mniej lub bardziej krótki opis naszych siedmiu dni na izraelskiej ziemi ![]() Tytułem wstępu: - Liczba sztuk: 4os - Data: 29/03/2014 - 05/04/2014 - Lot: KTW-TLV i TLV-KTW, przewoźnik: Wizzair, koszt: 360PLN/os (można taniej, ale kierowaliśmy się też ramami czasowymi) + 80PLN/os za przedłużenie pobytu o 2 dni (yupi, udało się wykombinować 2 dni urlopu więcej) - 1 duży bagaż na 4os w dwie strony: 210PLN/4os - Wypożyczenie samochód (Budget): 538,08PLN/4os - Paliwo: 566,89PLN/4os - Trasa: http://goo.gl/maps/fh3tz - Przejechane km: ok 1150 Znajomi namówieni, bilety kupione, samochód zarezerwowany i wstępny plan trasy opracowany. Teraz pozostaje kwestia logistyczna. Trochę się naczytaliśmy o cenach w Izraelu dlatego stanęło na spaniu w namiotach. Do spakowania były więc 2 namioty, 4 śpiwory, 4 karimaty/maty dlatego decyzja była szybka, bierzemy jeden bagaż rejestrowany. Koszt na osobę to 52,50PLN. zyskujemy tym samym miejsce na sprzęcik do snoorkowania oraz… konserwy ![]() Jako, że dwójka na lotnisko dociera z małopolski, a dwójka ze śląska umawiamy się trochę wcześniej niż zwykle, celem wspólnego pakowania. Samochody zostawiamy na Lider parking (promocyjny zakup parkingu na gruponie za 25zł/7dni), wcześniej robiąc mały rozgardiasz przy pakowaniu;) postanawiamy wykorzystać dopuszczalne 32kg maksymalnie, o tak ![]() ![]() Walizka zapakowana, teraz kwestia przymocowania karimat – rozwiązaniem był zakup stretchu (15zł) – i bawimy się na lotnisku we własnoręczną maszynę owijającą, budząc tym samym uśmiech na twarzy wielu osób oczekujących w kolejce na odprawę ![]() ![]() O dziwo bagaż bez większych problemów udaje się nam nadać i jak się okaże kilka godzin później w całości, razem z nami dociera do Tel-Avivu! Jesteśmy! Już na lotnisku możemy powiedzieć nasze ulubione zdanie: „Są palmy są wakacje!” ![]() Odprawa przebiega bez problemu, do paszportu nic nie wbijają (nie wiem skąd te liczne dyskusje w necie) a nam zadają dwa standardowe pytań: po co i dokąd? Trochę dłuższa droga po nadany bagaż i szybkie odnalezienie biura Budget. Tam jednak trochę czekamy, jakaś para przed nami intensywnie negocjuje. Ale czekanie zostaje wynagrodzone, dostajemy samochód klasę wyżej! Dzięki Ci za to Budgecie ![]() ![]() ![]() W planie jest dotarcie pod Jerozolimę, gdzie ma znajdować się nasze pierwsze pole namiotowe. Dobrze powiedziane ma… gdy docieramy na miejsce widzimy tylko duży plac, który bardziej wygląda jak wysypisko śmieci niż jak camping, a do tego spacerujący po nim lisek powoduje, że postanawiamy poszukać czegoś w samej Jerozolimie. Jednak Izraelczycy na słowo camping reagują jakby słyszeli je pierwszy raz. Ale do wytrwałych świat należy, w końcu trafiamy na osobnika, który też reaguje zadziewaniem na słowo namiot i Jerozolima, ale ma jedną sugestię – „Jerusalem Forest, super widok, ale pamiętajcie dzisiaj w nocy ma być burza”! Co tam, że ciemno, co tam, że zimno i zaczyna kropić, jedziemy! W samym lesie/parku mało co widać, więc zatrzymujemy się co chwile, żeby z czołówkami na głowie sprawdzić podłoże. W końcu docieramy do miejsca gdzie droga zawraca o 180stopni, a jadąc prosto docieramy do szlabanu. To jest to miejsce… idealny prosty teren, z miękkim podłożem… plac zabaw dla dzieci:D Jest nawet kranik z wodą… niedziałającą. A miejsce to po przebudzeniu wygląda tak Wieczorem pada nawet pomysł ogniska, ale las, park, miasto… chyba nie wolno… a jednak wolno, znajdujemy chyba z 5 miejsc przeznaczonych na ogniska, a w jednym jeszcze się żarzy. Będzie jak zagotować wodę na herbatę ![]() Czas do spania, choć noc nie należała do najspokojniejszych;) kilka razy budzą nas szelesty, światła samochodu czy jakieś głosy, ale nie wystawiamy głowy z namiotu i tak dosypiamy do poranka. Szybkie składnie namiotów oraz równie szybkie śniadanko. Już podczas pierwszych godzin okazuje się, że plan będzie mniej napiętym niż zakładaliśmy i nie wszystko uda się zrealizować. A zaczyna się od decyzji, że nie będziemy się zrywać wcześnie rano. Docieramy do centrum Jerozolimy i oczywiście zostawiamy samochód w miejscu kilkakrotnie wspominanym na tym forum, pod Górą Oliwną, obok parkingu dla autobusów. Zaczynamy spacerem wzdłuż murów starego miasta i dochodzimy do bramy Gnojnej, którą wchodzimy wprost na gigantyczną kolejkę. Jak się okazuje na Wzgórze Świątynne. Korzystamy z rady strażnika i postanawiamy przyjść tu ponownie ok. 12 na drugą turę otwarcia (12.30-14.30, pierwsza od 8.30-10.30, jednak godziny te są ruchome w zależności od położenia słońca). W planie mamy pobłądzić bez celu po Jerozolimie, licząc na trafienie na kluczowe miejsca. I tak zaraz lądujemy pod Ścianą Płaczu. Jest ona częścią Świątyni Jerozolimskiej odbudowanej przez Heroda, a zniszczoną przez Rzymian. Nazwa ta wywodzi się z tradycji, gdzie Żydzi opłakiwali fakt zburzenia Drugiej Świątyni z twarzą zwróconą w stronę pozostałego po niej muru. Jest też, a nawet przede wszystkim zwana ścianą zachodnią. Dojście pod sam mur świątyni jest osobne dla kobiet i mężczyzn, jednak mężczyźni mogą wejść na część przeznaczona dla kobiet, odwrotnie już nie. Panowie mogą także otrzymać bezpłatną jednorazową jarmułkę. Przy każdym wejściu/wyjściu na plac obowiązuje kontrola podobna do tej na lotnisku, wchodząc bramą gnojną ogranicza się tylko do przejścia przez bramki, jednak wchodząc od strony arabskiej musimy się liczyć z dokładną kontrolą. O czym dotkliwie się przekonujemy jakieś 2h później. Kolega zapomina wyjąć z plecaka nożo-scyzoryk zabrany w związku z biwakowym charakterem naszego wyjazdu. Tłumaczenia nie pomogły. Policja wezwana. Skończyło się jednak tylko na chwili strachu, zabraniu noża i spisaniu kolegi. Ufff. My niestety musieliśmy zrezygnować, ale może komuś się przyda, idąc od strony bramy gnojnej w kierunku dzielnicy arabskiej, tuż przed bramkami kryje się wejście do podziemnej trasy wykopaliskowej wzdłuż muru. Ponoć warto, jak się ma trochę więcej czasu. My tymczasem udajemy się na kawkę. Miejsca jednak nie polecamy, po zamówieniu kawy/soku i poproszeniu o hasło do wi-fi zostaliśmy wyproszeni. WTF?! W sumie dobrze. Trafiamy lepiej i taniej ![]() A po drodze załapujemy się jeszcze na pyszny chlebek z ziołami (5NIS) bo z różowych kalafiorów rezygnujemy;) Spodnie, spodnie, komu spodnie? Manekin potrafi być przekonujący ![]() Przechadzając się dzielnicą arabską, oprócz licznych straganów, mijamy kolejne stacje drogi krzyżowej. Czasami jest to jakaś kaplica, czasami tylko tabliczka na ścianie. A jak Wam się podoba opcja baru przy wejściu do Kościoła? ![]() ![]() I tak docieramy do Bazyliki Grobu Pańskiego. Z zewnątrz niczym nie zachwyca, wręcz trudno się zorientować, że to Kościół Wnętrze Bazyliki zostało podzielone na kilka sektorów, które podlegają przedstawicielom różnych odłamów chrześcijaństwa. Zaraz przy wejściu znajduje się duża kamienna płyta, wokół której gromadzą się modlący pielgrzymi. Zgodnie z tradycją jest to kamień, na którym balsamowano zwłoki Jezusa przed złożeniem go do grobu. Pielgrzymi kładą na nim zakupione wcześniej pamiątki religijne, które zgodnie z tradycją w ten sposób uznawane są za poświęcone na Ziemi Świętej. O samej Bazylice nie będę się rozpisywać, bo wzmianek o niej pełno. Dodam tylko, że w tej samej bazylice, w górnej jej części znajduje miejsce ukrzyżowania Jezusa czyli tzw. Golgota. ![]() Zbliża się 12 więc wracamy pod bramki kontrolne prowadzące na wzgórze świątynne. Już uformowała się mała kolejka jest, a do otwarcia jeszcze blisko 30 min, które okazują się być prawie 1,5h. Co 10 min słyszymy jeszcze chwilka, jeszcze 10 min… i tak udaje nam się wejść dopiero ok 13.30:/ tutaj już dokładna kontrola i z ciekawostek, nie pozwalają wnieść na wzgórze żadnych pamiątek innych wyzwań. Czyli jeżeli ktoś zakupił wcześniej np. różaniec musi go zostawić w szafce przy wyjściu. Razem z nami wchodzi jakaś Polska wycieczka i ksiądz informuje ich, że tak niestety przeważnie robią (to dlaczego wpuszczaj księdza?) W kolejce oczywiście polski akcent, który okazuje się nie być tym razem polskim;) ![]() Po dokładnej kontroli docieramy na Wzgórze, gdzie mają się znajdywać dwie ważne budowle, niestety nie dostępne od wewnątrz dla zwiedzających. Kopuła na Skale tak na prawdę meczetem nie jest, jest nim natomiast znajdujący się kilka metrów dalej, Al Aqsa. Kopuła na Skale jest jednak świętym miejscem dla wyznawców Islamu, gdyż wg wierzeń przykrywa święty kamień, na którym Abraham miał złożyć w ofierze swojego syna Izaaka(żydzi), Ismaela (muzułmanie). Zgodnie z tradycją uznają też, że z tego miejsca Mahomet miał wstąpić do nieba i obdarzyć ich Koranem. Teren wokół meczetów jest malowniczy dobrze strzeżony i okupowany przez głównie starszych mężczyzn zgłębiających Koran nie możemy oczywiście pominąć tak gorąco polecanego przez wszystkich spaceru po dachach Jerozolimy. Jest ładnie, jest klimatycznie, ciekawie… spędzamy tam kilka chwil obserwując przemykających pieszo lub rowerem Żydów, czy tez dzieci grające w piłkę. Błądząc po dachach trafiamy przypadkiem do męskiej szkoły żydowskiej. ![]() Spacer z dachów Jerozolimy przenosimy na spacer po dzielnicy żydowskiej. Po drodze mijamy jeszcze taras z widokiem na Ścianę Płaczu Zmarznięci i głodni mamy już mniej siły i entuzjazmu, dlatego przysiadamy na humus z shoarmą (32NIS) i humus z fafelami (20NIS). Włóczymy się jeszcze chwile po starym mieście. Następnie przez cmentarz żydowski udajemy się na wzgórze Oliwne. Na górę Oliwną warto wybrać się ze względu na ładną panoramę na Stare Miasto z błyszczącą kopułą Kopuły na Skale na samym środku. Tu nasza przygoda z Jerozolimą dobiega końca, ponieważ nie mieliśmy zastraszającego tempa jeszcze jeden dzień tutaj byłby bardzo dobrym rozwiązaniem. Pewien niedosyt pozostaje. A czego nie zobaczyliśmy np. muzeum holokaustu – instytut Yad Vashem, wspomniana trasa wykopaliskowa, Hezekiah’s Tunnel czy pobliskie Betlejem. Decydujemy się jednak na spędzenie tych wakacji bardziej skupiając się na obcowaniu z naturą niż obiektami religijnymi i historycznymi. Dzień pierwszy jednak jeszcze się nie kończy, trzeba gdzieś spać ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() a to widok z przed namiotu i zza namiotu ![]() ![]() cdn |
Autor: | AJAJ [ 22 Kwi 2014 16:10 ] |
Temat postu: | Re: Izrael Road Trip 2014 (w odcinkach) |
Nie ma co czekać, walizkowe śniadanie i ruszamy w poszukiwaniu morskiej soli, w końcu daleko nie mamy. Morze Martwe to bezodpływowe słone jezioro położone na pograniczu Izraela i Jordanii, w najniższym punkcie na Ziemi (-416m ppm), długość jeziora to 76 km, szerokość 16 km, łączna powierzchnia to około 1 000 km2, a zasolenie to ok.26%. ![]() Korzystając z dużego zasolenia, chwilę poświęcamy na zabawę w Morzu Martwym, tradycyjne foty, próbę pływania etc. Auć… zaczyna szczypać, wiec biegiem pod prysznic i tyle kąpieli nam wystarczy ![]() ![]() Po drugiej stronie drogi mamy już przedsmak naszego kolejnego celu Nocleg w Ein Gedi umożliwia nam szybkie dotarcie to następnego przystanku, parku Ein Gedi, gdzie znajduje się m.in. wodospad Wadi David. Wejście to koszt 29NIS, my jednak decydujemy się na zakup karty uprawniającej do wejścia do 6 Parków Narodowych w cenie 110NIS (zielona) ważna 2 tygodnie. Możliwy jest też zakup karty do wszystkich parków za 150NIS (pomarańczowa). Przy zakupie otrzymujemy mapkę z zaznaczonymi wszystkimi parkami (jest ich naprawdę dużo) a w każdym Parku informację dotyczącą atrakcji znajdujących na jego terenie. Tutaj znajdziecie listę wszystkich dostępnych na kartę Parków ---> KLIK Warto poczytać wcześniej co chcemy odwiedzić i na ile pozwoli nam czas:) ![]() Ruszamy na szlak Po drodze do głównego wodospadu mijamy kilka mniejszych, w których można się ochłodzić. Niestety liczne szkolne wycieczki mijane po drodze i pod wodospadami zdecydowanie nas do takiej kąpieli zniechęcają. Dotarcie do głównego wodospadu zajmuje jakieś 20min. Tam już obowiązuje zakaz kąpieli, ale my korzystamy z chwilowej pustki i szybko się chłodzimy ![]() Dla osób, które mają trochę więcej czasu dostępna są inne dłuższe trasy, bardziej spacerowe i te górskie. My jednak wracamy na końcowym odcinku trasy spotykamy jeszcze kilka Góralek Syryjskich, których pożywienie stanowią trawy, zioła, młode pędy i owoce, głownie owoce fikusów. Nie odmówią też larw i insektów. Kolejnym etapem naszego dzisiejszego dnia jest znana wszystkim Masada. Tutaj powinni nam skasować drugie wejście do Parku, ale nawet nie trafiamy na nikogo z kontroli, żeby pokazać bilet - zostaje nam więc jeden bilecik więcej do wykorzystania;) Tutaj przybliżmy pewnie wszystkim znaną legendę/historie tego miejsca ![]() Samo słowo „masada” z języka hebrajskiego oznacza „fortecę”. W rzeczywistości, Masada jest swego rodzaju naturalną cytadelą, pojedynczym, stromym wzgórzem położonym na krańcu pustyni. Oficjalna wersja historii tego miejsca mówi, że Masada została zbudowana przez arcykapłana Jonatana w II w.p.n.e., następnie została rozbudowana przez Heroda Wielkiego, który w 40 p.n.e. schronił się tutaj uciekając przed Partami. Ze względu na niedostępność miejsca postanowił tam zbudować jeden ze swoich imponujących pałaców osadzony na trzech tarasach skalnych górujących nad wąwozem. Udoskonalił on też obronność tego miejsca oraz zbudował zbiorniki na wodę i magazyny na zapasy żywności. Jednak nie z tego zasłynęła Masada. Masada to symbol patriotyzmu i heroicznej walki, wytrwałości i wiary, poświęcenia i oddania… niestety z tragicznym zakończoniem. W 73r.n.e.,Masada była jednym z trzech ostatnich punktów oporu powstańców żydowskich przeciw wojskom Rzymian. Do zdobycia twierdzy stanęły wtedy liczne oddziały rzymskich żołnierzy (powiększone przez jeńców i niewolników, którzy mieli posłużyć za robotników (wg. licznych źródeł łącznie od 8 do 15tys)). Masady natomiast broniła grupa niespełna tysiąca mieszkańców (w tym kobiety i dzeici). Początkowo Rzymianie opasali Masade łańcuchem wałów i umocnień, co miało spowodować brak możliwości dotarcia posiłków z zewnątrz oraz brak możliwości ucieczki, a co za tym idzie śmierć głodową Żydów. Jednak nie odniosło to skutku, gdyż obrońcy masywu posiadali duże ilości wody w cysternach i żywności w magazynach. Rzymianie musieli więc obrać inną taktykę. Dowódca rzymian, F.Silva mógł zdobyć twierdzę dzięki zbudowaniu skarpy, po której rozpoczęto szturm fortecy oraz przy pomocy wieży oblężniczej, na której ustawiono machiny służące do obstrzeliwania obrońców. Kiedy po trzech latach oporu, Rzymianom udało się zdobyć twierdzę, zastali tam setki ludzkich ciał. W obliczu zbliżającej się klęski, przywódca Zelotów podjął decyzję o rezygnacji z dalszej obrony fortec i przekonał wszystkich, że lepiej się zabić niż dostać się w ręce wroga. Zbiorowe samobójstwo rozpoczął sam dowódca, zabijając swoją żonę i dzieci, kolejno inni Mężczyźni wymordowali swoje rodziny. Dowódca rozkazał wyłonić spośród nich dziesięciu mężczyzn, którzy z kolei zabili pozostałych mężczyzn. Następnie spośród tych dziesięciu wybrano jednego, który miał zamordować dziewięciu pozostałych i na samym końcu popełnić samobójstwo. Obrońcy pozostawili pełne magazyny żywności oraz wody, chcąc w ten sposób pokazać Rzymianom, ze ich decyzja była świadomym wyborem, a nie spowodowane głodem czy pragnieniem, mieli wybrać śmierć nad życiem w niewoli. Z oblężenia ocalały dwie kobiety i pięcioro dzieci, które ukryły się wtedy w podziemiach. To ponoć właśnie dzięki ich relacjom można było odtworzyć szczegóły ostatnich godzin obrońców Masady. Sytuację wewnątrz twierdzy w czasie oblężenia, na podstawie ich relacji, znamy z opisów Józefa Flawiusza. Jednak trudno stwierdzić, na ile jego relacja jest zgodna z prawdą, ale póki co jest ona jedyną odnalezioną i tak szczegółową historią. Flawiusz w momencie oblężenia Masady był już stronnikiem Rzymu. Wcześniej w 66 r.n.e. sam przyłączył się do powstania żydowskiego przeciwko Rzymianom, następnie trafił do niewoli, a po uwolnieniu został obdarzony obywatelstwem rzymskim. Przez wieki zapomniana, Masada była niezamieszkana i odkryta ponownie została w XIX wieku. Masada stała się symbolem męstwa i pozostaje nim do dziś, a młodzi Izraelczycy, którzy kończą służbę wojskową, na jej szczycie składają przysięgę "Masada nigdy więcej nie upadnie." Wyszperane w necie i nie tylko ciekawostki: - starożytne historie mówiły, że pałac otoczony był marmurowymi kolumnami – te jednak okazały się złudzeniem optycznym stworzonym przez kolory użyte na zewnętrznych ścianach z piaskowca - mniej oficjalna historia budowy pałacu przez Heroda Herod to taka, że był przekonany, że zawiązany został przeciwko niemu spisek, a wrogowie użyją jednej z jego żon, aby go zgładzić. Dlatego też, ile razy wyjeżdżał w daleką podróż, na czas swojej nieobecności kazał chronić swoje żony w niedostępnych fortecach, aby żaden z wrogów nie mógł się do nich zbliżyć. Jednym z takich miejsc była właśnie Masada. - Masada była wyposażona w cysterny zbierające deszczówkę, cysterny mogły pomieścić 40 tys. m3 wody - w Pałacu wybudowanym przez Heroda było 70 pokoi - zapasy żywności w magazynach podczas oblężenia Masady (zboże, oliwa, wino) pochodziły podobno z czasów Heroda Wielkiego, a zachowały się dzięki suchemu i czystemu powietrzu - podczas wykopalisk odkryto szczątki zaledwie 28 osób, w tym tylko trzy w łaźniach, a25 szkieletów archeolodzy odkryli u podnóża Masady. Powstaje pytanie gdzie jest pozostałe ponad 900 ciał - antropolog Joe Ziasa i Azriela Gorskiego, specjalisty od medycyny sądowej podważają historię masady i twierdzą, że na jej szczycie spoczywają szczątki Rzymian, a nie dzielnych obrońców. Odnaleziono tam damskie włosy, które zgodnie z jedną z biblijnych ksiąg mogły być obcinane kobietom pojmanym przez Żydów. Jednak nie znaleziono przy nich kobiecych szkieletów ,a przeprowadzone badania dowiodły, ze pochodzą z głowy żywych osób. Teraz Masada to ruiny twierdzy położone na płaskowyżu w kształcie rombu, którego zbocza to kilkusetmetrowe, prawie pionowe ściany. Dla zmęczony dostępny jest wjazd na górę kolejką, my jednak decydujemy się skorzystać z tzw. Snake Path o długości 2km. Zgodnie z tablica informującą wyjście tą ścieżka to ok 700kroków. Taki spacerek mieliśmy: http://www.endomondo.com/workouts/user/3324410 Jednak Masada to nie tylko ruiny pałacu, domów, basenu czy łaźni ale też piękne widoki na pobliskie góry czy Morze Martwe ![]() Alternatywne wejście piesze znajduje się z drugiej strony wzgórza, w miejscowości Arad. Rezygnujemy z tego rozwiązania gdyż oznaczałoby to dodatkowo jakieś 50km drogi samochodem. Najsłynniejszą miejscowością turystyczną na wybrzeżu Morza Martwego jest Ein Bokek i tu właśnie ruszamy po zdobyciu Masady. Jednak naszym zdaniem poza licznymi hotelami, spa, wysokimi cenami i duża ilością ludzi w szlafrokach na ulicy nic ciekawego tu nie ma. ![]() Robi się późno więc ruszamy w kierunku Morza Czerwonego. Niestety znowu nie wiemy co tracimy, bo drogę pokonujemy po ciemku. Od czasu do czasu mijamy jakąś tabliczkę informującą o znajdujących się tu szlakach, wąwozach, kopalniach etc... może innym razem. Ale co robi farma krokodyli po środku niczego?! Na pewno żałujemy, ze przybywamy za późno, żeby się tu dostać :/ Droga z jednego morza nad drugie nie obfituje, jak to było np. w przypadku Maroka, w liczne małe miejscowości, wręcz cierpi na ich brak. Natomiast po drodze mijamy fabryki, które z daleka wyglądają jak małe miasta, oświetlone jakby cierpieli na nadmiar energii;) To Dead Sea Works czyli kompleks przemysłowy gdzie uzyskuje się podobno potas, magnez, sól. Jeszcze jedna mała uwaga, na odcinku jakiś ostatnich 100km przed wjazdem do Eilatu brak jakikolwiek stacji benzynowych (ale jak już tam dojedziemy to różnica na litrze paliw w stosunku do południowej części kraju to ok 1.3NIS - taniej) W Eialcie wita nas całkiem inny klimat… kolorowo, ekskluzywnie, miasto żyje. Udajemy się na krótki spacer wzdłuż wybrzeża, małe zakupy w markecie i ruszamy w kierunku naszego pola namiotowego. Musimy wyjechać za miasto w kierunku granicy z Egiptem, blisko Coral Beach Nature Reserve, dokładnie tu: Har Tsefahot Campsite (https://www.google.pl/maps/@29.5141723,34.9193265,15z). Jednak jak się okazuje można się tu zameldować tylko do 19 (jest już po 22) i teraz już nas nie wpuszczą. Jednak miły ochroniarz informuje nas, że jadąc dwa kilometry dalej na północ po lewej stronie zobaczymy mnóstwo namiotów i tam możemy się rozbić, bez sanitariatów ale za darmo (koszt na tym polu namiotowym do 50NIS/os). Tak też jest. Do tej pory nie wiemy co tam robiło ok. 40 opustoszałych namiotów rozbitych jeden obok drugiego wzdłuż linii brzegowej. Znajdujemy kawałek wolnego miejsca i rozbijamy swoje namioty... znowu po ciemku;) By rano obudzić się na łóżku wodnym ![]() ![]() Tak, tak zapomnieliśmy o porannym przypływie i obudziliśmy się z wodą wokół i pod namiotem:) Ale miejscówka super! PS. co można dodać do wycieczki? Qumran;) CDN. |
Autor: | vincenz [ 22 Kwi 2014 16:30 ] |
Temat postu: | Re: Izrael Road Trip 2014 (w odcinkach) |
Relacja super, nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Sam lecę w podróż podobną trasą za dwa dni. Czy karta wstępu do parków za 110 NIS umożliwia także wjazd kolejką do Masady? |
Autor: | Ami921 [ 22 Kwi 2014 17:27 ] |
Temat postu: | Re: Izrael Road Trip 2014 (w odcinkach) |
wiecie może ile kosztuje wjazd kolejką na szczyt Masady? |
Autor: | man4business [ 22 Kwi 2014 20:33 ] |
Temat postu: | Re: Izrael Road Trip 2014 (w odcinkach) |
Ami921 napisał(a): wiecie może ile kosztuje wjazd kolejką na szczyt Masady? Prawdopodobnie wstęp to NIS 25 ($6.25/£3.10), dzieci za pół ceny. Zaś w wersji z kolejką linową NIS 66 ($17/£8.25). Kolejka działa od 8-mej do 16-tej, w piątek do 14-tej, w sobotę nie działa. |
Autor: | dlugi_szmul [ 22 Kwi 2014 20:56 ] |
Temat postu: | Re: Izrael Road Trip 2014 (w odcinkach) |
Relacja fajna, widać że się zbytnio nie forsowaliśćie ![]() Jaki samochód dostaliście za 500zł? Przy okazji morze martwe nie jest najniższym punktem na ziemi ![]() |
Autor: | AJAJ [ 23 Kwi 2014 11:15 ] |
Temat postu: | Re: Izrael Road Trip 2014 (w odcinkach) |
vincenz napisał(a): Relacja super, nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Sam lecę w podróż podobną trasą za dwa dni. Czy karta wstępu do parków za 110 NIS umożliwia także wjazd kolejką do Masady? Niestety nie. Ami921 napisał(a): wiecie może ile kosztuje wjazd kolejką na szczyt Masady? Sami tego nie sprawdziliśmy, ale z informacji znalezionych w necie przed wyjazdem: wjazd i zjazd kolejka ok.72NIS (inne źródła mówiły o 49NIS), sam wjazd i zejście samemu to 54NIS (rozumiem, że obie ceny zawierają już wstęp na Masade). Sam bilet wstępu to koszt ok. 23-29NIS. Tutaj też są jakieś pakiety http://masada.org.il/en dlugi_szmul napisał(a): Relacja fajna, widać że się zbytnio nie forsowaliśćie ![]() takie było założenie przy podróżowaniu w 4 osoby:) Gdybyśmy podróżowali w dwójkę wakacje na pewno byłyby bardziej aktywne;) Z jednej strony ominęliśmy dość sporo atrakcji, które były na naszej liście i tego żałujemy (dlatego w relacji wypisuje też punkty/atrakcje, które chcieliśmy zobaczyć a musieliśmy odpuścić), ale z drugiej strony nie żałujemy braku wakacji w trybie turbo;) A z każdym dniem będzie jeszcze spokojniej, ale moim zdaniem równie ciekawie, a nawet ciekawiej ![]() dlugi_szmul napisał(a): Jaki samochód dostaliście za 500zł? Zakupiliśmy opcję najtańszą czyli samochód grupy A Suzuki Alto 1.0, dostaliśmy klasę wyżej czyli Samochód grupy B - Hyundai i10 dlugi_szmul napisał(a): Przy okazji morze martwe nie jest najniższym punktem na ziemi ![]() Najniższym punktem na Ziemi jest wybrzeże Morza Martwego, tak lepiej? ![]() |
Autor: | AJAJ [ 25 Kwi 2014 15:28 ] |
Temat postu: | Re: Izrael Road Trip 2014 (w odcinkach) |
Jak już ktoś zauważył zbytnio się nie forsowaliśmy, mogę więc z czystym sumieniem przyznać, że dzień kolejny miał być i był pt. leżing, plażing, odpoczing w takim oto krajobrazie: Skoro mamy już Green Card to postanawiamy wykorzystać kolejny bloczek na Coral Beach Nature Reserve (pojedynczy wstęp coś ok. 35-39NIS) i tam poleniuchować od czasu do czasu pływając z rybkami;) Jednak zanim zaczniemy plażować, z powodu braku prysznicu na polu namiotowym korzystamy z całkiem przyjemnych, zabudowanych prysznicy z ciepła wodą;) Na płetwy miejsca nie było, ale maskę i fajkę każdy ma:) Jako, ze nasz wodoodporny aparat zwiedza świat już bez nas (podczas powrotu z naszej ostatniej wyprawy w Maroku odleciał dalej bez nas, albo wg. jego punktu widzenia my wysiedliśmy bez niego) zdjęcia rafy i rybek tylko z pomostu. ![]() jako, że była to nasza pierwsza styczność z rafą zrobiła na nas wrażenie, może inaczej wodne żyjątka bardziej niż sama rafa. Szczególnie dużo czasu poświęciłam jednej rybie, dla której to chyba my byliśmy większą atrakcją niż one dla nas. Cały czas pływała wokół nas, w ogóle się nie bała, podpływając na tyle blisko, ze smyrała nas po nogach;) czad! Gdy czuliśmy, że nasze stopy już kostnieją z zimna to po przeciwnej stronie jest bardzo fajny sklepik z przystępnymi cenami za zimne piwo!;) I tak w kółko, do późnego popołudnia, aż nam się znudziło;) W nawiązaniu do rafy można jeszcze odwiedzić (my nie zdecydowaliśmy się z nich skorzystać, ale może kogoś zainteresują): - Underwater Observatory Marine Park 104NIS/osoba http://www.coralworld.co.il/en/Price - Dolphin Reef, tu zraziły nas koszty http://www.dolphinreef.co.il/ - podróż łódką z przeźroczystym dnem, 70NIS http://www.israel-yam.co.il/about-us My natomiast decydujemy się pojechać do Czerwonego Kanionu. Docieramy tam dzięki wskazówka zaczerpniętym na tym forum. Już po drodze widoki są bardzo ciekawe. Większą część drogi jedziemy wzdłuż granicy z Egiptem (droga nr 12), stąd patrole przy drodze i takie kolczaste widoki. Aby dojechać do początku szlaku, z głównej drogi musimy skręcić w prawo, gdzie czeka nas ok 2 km małego off-roadu;) Dojeżdżamy do punktu gdzie zostawiamy samochód i odbywamy dwukilometrowy spacer, o taki http://www.endomondo.com/workouts/user/3324410 Idziemy szlakiem zielonym, a wracamy czarnym – w większości drogi te się pokrywają, tylko przez mały jego fragment zielony biegnie dnem kanionu, a czarny górą. Momentami droga dnem kanionu jest całkiem ciekawa ![]() a to już w drodze na górę kanionu krótka zabawa z cieniem i powrót do Eilatu (polecamy wizytę wcześniej, kanion oświetlany promieniami słońca z pewnością wygląda jeszcze lepiej) W planie było ruszenie na północ, aby omówić plan idziemy na kawkę do McDonald, a tam taka codzienność;) Po sprawdzeniu pogody na najbliższe dni nad morzem śródziemnym decydujemy się jednak zostać w Eilat i poleniuchować dzień dłużej. Wracając z Czerwonego kanionu, naszą uwagę przykuwa super ulokowane pole namiotowe i jak się okazuje wracamy tutaj ok 21.00. I to był zły znak! Zgodnie z zasadą, że rozbijamy się po 22, miejsce to okazuje się nie być naszym docelowym. Niestety! Już wyobrażałam sobie zachód słońca w tych pięknych okolicznościach górskich. Podłoże okazuje się tak twarde, że o wbiciu śledzia można zapomnieć. Wiatr jest tak silny, że o utrzymaniu namiotu bez śledzi, nie mówiąc o jego rozbiciu możemy pomarzyć:/ Szkoda. Przy próbie rozbicia namiotu znajdujemy jednak nasza polską pięciozłotówkę (chyba trochę tu leży) chcąc/nie chcąc wracamy do naszego miejsca noclegowego z poprzedniej nocy. CDN |
Autor: | wtak [ 25 Kwi 2014 17:36 ] |
Temat postu: | Re: Izrael Road Trip 2014 (w odcinkach) |
Heh. Nasi tu byli ![]() |
Autor: | AJAJ [ 29 Kwi 2014 09:56 ] |
Temat postu: | Re: Izrael Road Trip 2014 (w odcinkach) |
Dzień kolejny czyli lenistwa ciąg dalszy, będzie krótko ![]() Dziś postanowiliśmy poplażować na przeciwległym brzegu Morza Czerwonego i przekroczyć granicę z Jordanią. Jednak jak szybko wczoraj wieczorem taką decyzję powzięliśmy, dziś po przyjechaniu na granicę równie szybko z niej zrezygnowaliśmy. Okazało się, że przejazd na drugą stronę to koszt 200NIS/os. Nie jest to opłata wizowa, a opłata za wjazd 100NIS i drugie 100NIS w drodze powrotnej, za wyjazd. Szybka kalkulacja, 200NIS*4os, jakieś 4-5h, Aqaba i rafa koralowa po drugiej stronie, nie dziękujemy. Aqabe podziwiamy z daleka ![]() Jak ktoś jest zainteresowany, w pobliży granicy z Jordania znajduje się Park Migracji Ptaków ![]() Pozbawieni możliwości odwiedzenia Jordanii, udajemy się na plaże w okolice centrum nurkowego, gdzie odpoczywamy do późnych godzin popołudniowych. Zdjęć brak ![]() Bedzie natomiast zdjęcie pysznego dużego kebaba przy głównym deptaku w Eilat (bliżej końca ulicy derech Pa'amei HaShalom). Koszt to 35NIS naleśniku, w bułce ok.10NIS taniej. Polecamy tego pierwszego, mimo, że byliśmy bardzo głodni, nie byliśmy w stanie zjeść całego. Z naszym polskim kebabem nie miał on nic wspólnego. Nie stosują tutaj techniki - upchaj sałaty, zaoszczędzisz na mięsie. Ten kebab to mięso, dużo mięsa! A dodatki i sosy wybierasz sobie sam i ile chcesz:) ![]() Najedzeni ruszamy w kierunku Timna Park, jednak tam nie docieramy, przynajmniej teraz ![]() Mamy już za sobą ok 500km, po drodze mijaliśmy kilkadziesiąt, jak nie setki kierunkowskazów na różne "atrakcje", o których nie słyszeliśmy, a przewodniki o nich milczą. I tak spontaniczna decyzja, skręcamy w drogę za pierwszym kierunkowskazem jaki się pojawi na naszej trasie. Długo nie musimy czekać ![]() Po drodze robimy jeszcze zdjęcie mapki, która przyprawia nas nie mal o łzy. Gdzie są nasze rowery?! Byłoby gdzie i ciekawie pojeździć! Mapka ma jednak jeden mały minus, nie ma na niej zaznaczonych szlaków. aż dojeżdżamy do punktu, gdzie dalej jechać się nie da. Obieramy więc pieszy szlak do Shehoret canyon (szlak zielony). Droga od samego początku wiedzie pięknym dnem kanionu. Idziemy tak przed siebie, nie wiemy czy szlak gdzieś zawija czy nie, czy doprowadzi nas do naszego parkingu czy będziemy musieli zawróci tą samą drogą. Przy każdym zakręcie mówimy sobie, jeśli za nim droga nie zakręca, zawracamy. Słowa jednak za każdym razem nie dotrzymujemy i idziemy dalej. Całe szczęście. Dochodzimy do pięknego otwartego dna kanionu, z każdej strony otoczonego pięknymi górami. Do wyboru mamy zawrócić, iść przed siebie lub szlakiem czerwonym w prawo. Wybieramy opcję ostatnią. Mamy nadzieje, że szlak później zakręci w prawo jeszcze dwa razy;) Teraz musimy podążać szlakiem czerwonym, który początkowo biegnie lekko w górę idziemy na szczyt tej ścieżki, by na jej końcu podziwiać takie oto widoki w świetle zachodzącego słońca:) jest pięknie! ![]() Zachód słońca za nami, nadal nie wiemy czy droga zaprowadzi nas na parking, humory nam dopisują więc w sumie średnio się tym przejmujemy ![]() Chwile później, po zejściu ponownie do podnóża gór przejścia kilkuset metrów po płaskim, otwartym terenie widzimy kolejny zakręt, tym razem musimy podążyć szlakiem czarnym. Jakieś 15 min spacerkiem i docieramy do parkingu, yupi! Startowaliśmy z dna kanionu, wróciliśmy u góry. Podsumowując trasę, szlak: zielony-czerwony-czarny, a na endomondo wyglądało to tak Korzystając ze zdjęcia wcześniej zrobionej mapki stwierdzamy, że przy Timna Park jest pole namiotowe. Idealnie. Na miejsce docieramy przed 22... zastanawiające, chyba nie będzie dane nam tu dzisiaj spać;) i tak też się dzieje, pole namiotowe jest na terenie Parku, do którego wstęp jest tylko do 16:) Zawracamy, po drodze mijaliśmy jakieś zabudowania, może tam się uda. Brama, drut kolczasty, droga jednokierunkowa, zakaz wjazdu... decyzja może być tylko jedna, wjeżdżamy ![]() Tym samym trafiamy do kibbutz Elifaz, czyli zamkniętej komuny, ale o tym dowiadujemy się później. Po przekroczeniu bramy próbujemy znaleźć jakiegoś mieszkańca,chcąc zapytać o możliwość rozbicia namiotu, jednak poza dwoma chińczykami, pustki. Błądząc ulicami kibbutzu trafiamy do stołówki, gdzie dobry kucharz uzupełnia nasze płyny i częstuje woda mineralną oraz sokiem na wynos;) Ruszamy na dalszy spacer, udaje nam się złapać jakąś kobietę i to mówiącą bardzo dobrze po angielsku. Jednak sama nie może udzielić nam odpowiedzi na pytanie czy możemy tu zostać, ale wykonuje kilka telefonów w tej sprawie. Jako, że jesteśmy płeć mieszana i mamy samochód, odmawiają. Na terenie przebywa jakaś grupa młodzieży i ich opiekun nie godzi się, aby "doświadczyli" widoku par;) PS. Tak wyglądał Elifaz następnego dnia, kiedy przyjechaliśmy tutaj ponownie ![]() ![]() Zgodnie z radą kobiety ruszamy dalej na północ. Gdzie mamy spróbować szczęścia w innym kibbutzu, do którego niestety nie udaje nam się dostać. I tak trafiamy pod bramę Hai Bar Yotvata. Jednak i tutaj godziny otwarcia są dla nas niesprzyjające (swoją drogą, za każdym razem bawi nas sposób podawania godzin otwarcia, od tyłu) Jest już po 22, więc postanawiamy, że nie poddamy się tak łatwo;) Za bramą widzimy kolejna grupę młodych osobników, jednak nikt nie reaguje na nasze wołania. Wtedy orientujemy się, że kłódka na bramie jest tylko dla picu. Wystarczy podnieść drążek i brama magicznie się otwiera:) bez zastanowienia zostawiamy samochód za bramą i wyruszamy w poszukiwaniu zgody na rozbicie namiotów. I znajdujemy, w skrócie nasza rozmowa przebiega tak: - witamy, czy możemy tutaj przenocować? - A jak Państwo się tutaj dostali? - Przez bramę - jak to? Mh, ktoś musiał zapomnieć zamknąć - yhy... otwarta była (brak zawahania był tutaj konieczny) I tak udaje nam się znaleźć kolejne miejsce noclegowe ![]() W ciągu nocy dobiegają nas dziwne, zwierzęce odgłosy. Rano wszystko się wyjaśnia.. parę kroków od naszego namiotu dostrzegamy tabliczkę... zakaz wejścia, niebezpieczne zwierzęta... ![]() cdn |
Autor: | AJAJ [ 13 Maj 2014 17:54 ] |
Temat postu: | Re: Izrael Road Trip 2014 (w odcinkach) |
W nocy zdąrzyliśmy się zaprzyjaźnić z dziwnymi odgłosami, dlatego postanawiamy skorzystać z kolejnego bloczka na zielonej karcie i odwiedzić zwierzynę osobiście:) Wjazd do parku Hai-Bar Yotvata możliwy jest tylko własnym samochodem, a wstęp bez karty to koszt ok 35NIS/os. Zwiedzanie składa się z dwóch części: pierwsza część to mini safari, gdzie po ogrodzonym terenie jeździ się autem, a zwierzęta chodzą "swobodnie" obok/między samochodami, druga część przypomina ZOO. Rezerwat został założony w celu wspierania hodowli zwierząt wymienionych w Biblii oraz innych zagrożonych gatunków zwierząt pustynnych. Jednak jak się okaże później dużo ich nie ma;) Na wolnym wybiegu znajdują się osły, antylopy adaks czy antylopy Oryx. Jednak największą atrakcję stanowią strusie, a tak naprawdę Jeden:) Początkowo struś wydawał się bardzo przyjazny, podszedł bardzo blisko samochodu, zaglądał do okienka, przechadzał się w prawo i w lewo... cóż za doskonały model! ten wzrok powinien dać nam jednak do myślenia... Jednak to nie koniec! W końcu będziemy mijać strusia w drodze powrotnej do wyjścia. Jak się okazuje nie będzie to jednak takie łatwe, struś wykazuje nadmierne zainteresowanie naszym pojazdem i staje nam na drodze. Wszystko fajnie, parę fot ale w tym momencie struś postanawia wypowiedzieć nam wojnę i przeprowadzić atak. ![]() Chcąc nie chcąc, w obawie o samochód z wypożyczalni postanawiamy się wycofać i poczekać aż struś znajdzie nową zdobycz. Do przodu, na przynętę puszczamy autobus wycieczkowy. Wielkość autobusu nie przeraża strusia i wypowiada wojnę kolejnej maszynie mechanicznej. Jednak wizja bezpieczeństwa była krótkotrwała, struś szybko dostrzega nasz samochód za autobusem... puszcza autobus wolno i przeprowadza kolejny atak na nas. Tym razem postanawiamy być bezlitośni i napędzeni owacjami z autobusy próbujemy uciec, struś dziobiąc samochód biegnie za nami kilkaset dobrych metrów, aż w końcu odpuszcza... 1:0 dla nas ![]() Przed opuszczeniem Parku znajdujemy jeszcze strusie jaja Teraz na spokojnie możemy udać się do części ogrodzonej ![]() Podsumowując, czy warto. Gdyby nie przygoda ze strusie, nie! Szczególnie jeśli wiemy co nas czeka w tel-Awiw:) Ale o tym w relacji z dnia ostatniego ![]() Kolejny punktem programu będzie Timna Park. Niestety nie jest to Park Narodowy, dlatego zielona karta nie obejmuje wstępu do niego co wiąże się z wydatkiem 49NIS/os. Timna Park obejmuje około 15.000 hektarów powierzchni, mającej kształt podkowy. Przy wjeździe dostajemy mapkę z najciekawszymi formacjami skalnymi, podjeżdża się pod nie samochodem i są widoczne w zasięgu kilku kroków. Na terenie parku jest tez wyznaczonych parę szlaków pieszych między atrakcjami. Do największych należą grzyby skalne, łuki oraz filary Salomona czyli wysokie kolumny z piaskowca. W dolinie otoczonej stromymi skałami, w których znajduje się też pierwsza znana z historii kopalnia miedzi. Informacje praktyczne tutaj http://www.parktimna.co.il/EN/, a Park naszymi oczami ponizej ![]() Kolejny raz kiedy żałujemy, że nie mamy roweru. Na końcu parku jest też mała oaza ze sztucznym jeziorkiem. Park posiada restaurację i pole namiotowe(koszt 50NIS), jednak trzeba się tam zameldować w godzinach otwarcia parku. W cenę biletu wliczona jest też buteleczka, która możemy sami wypełnić kolorowym piaskiem dostępnym w oazie (region posiada piasek w unikalnych kolorach - czarny, czerwony, żółty, zielony) Czasami widząc co się dzieje na polskich szlakach, żałuję, że nie dają takich znaków ![]() Po opuszczeniu Parku, kierujemy się na tereny pustynne. Pustynia Negew leży na wysokości od 500 do 900 metrów n.p.m. i zajmuje teren ok. 40% powierzchni całego Izraela. Martwi nas jednak fakt, że nie uzupełniliśmy baku paliwa przy wyjeździe z Eilat,a od dłuższego czasu nie mijamy żadnej. Mijamy natomiast znaki ostrzegawcze takie jak ten. Na pustyni można spotkać pozostałości minionych wojen, jak porzucone czołgi. Jednak dużo ciekawsze są odbywające się tam ćwiczenia i tymczasowe bazy wojskowe Przed wyjazdem czytaliśmy ostrzeżenia, żeby jadąc po pustyni unikać terenów wojskowych, a jak już znajdziemy się w ich pobliżu pod żadnym pozorem nie robić zdjęć. My jednak idziemy o krok dalej ![]() ![]() Żegnamy się i odjeżdżamy ![]() Wszystko pięknie i ładnie, tylko teraz już nie tylko pali nam się rezerwa, ale zaczyna mrugać w przyspieszonym tempie. Wierzyć w cuda... na horyzoncie widzimy miasto, ale żeby nie było za łatwo po drodze czeka nas stroma wspinaczka. Ledwo dysząc samochód wdrapuje się na górę i tu sprzyja nam los, zaraz za zakrętem mamy stację benzynową. Możemy zatem spokojnie podziwiać krater Ramon z najbardziej znanego punktu widokowego. Zgodnie ze znalezionymi informacjami, krater ma długość 40 km i od 2 do 10 km szerokości ![]() jest i ruska ekipa filmowa Mitzpe Ramon Visitors Center Centrum turystyczne znajduje się na samym skraju krateru Ramon. Docieramy jednak zbyt późno (czynny do 15.30) by zwiedzić go od środka z kolejnym bilecikiem zielonej karty. Podobno przez okno Centrum oraz z tarasu widokowego na dachu budynku rozpościera się piękny widok na krater. Polecamy także inny punkt widokowy w Mitzpe Ramon, stojąc przy Visitors Centre zwróceni tyłem do krateru po prawej stronie widzimy małe wzgórzer. Można się tam przejść wzdłuż krateru lub podjechać samochodem. W środku drogi nad kraterem zwisa tzw. „ptasi balkon”, z którego roztacza się kolejny widok na krater. My jednak korzystamy z wspomnianej małej platformy obserwacyjnej zainstalowanej na szczycie skały w południowej jego części. ![]() Idealne miejsce na urządzenie koleżeńskich spotkań przy ![]() W Mitzpe Ramon znajdziemy jedno z niewielu gospodarstw spoza Ameryki Południowej, gdzie hoduje się alpaki. My tam nie docieramy ale może komuś się przyda. Na farmie można kupić jedzenie, a następnie osobiście karmić alpaki. My tymczasem postanawiamy nakarmić się sami. W internecie szukamy namiarów na jakąś knajpkę, jednak po dotarciu na miejsce ceny skutecznie odstraszają. Z pomocą przychodzi Pani ze sklepiku obok i wskazuje nam drogę do innej sympatycznej, tańszej jadłodajni. Zaczyna się dobrze, na wejściu wita nas taki widok... ![]() Jednak aby nasycić żołądki wydajemy ok 40NIS/os za porcję makaronu ![]() ![]() Robimy jeszcze małe zakupy spożywcze w pobliskim sklepie i ruszamy dalej, planując nocleg gdzieś w okolicach Ein Avdat. Zaraz przy skręcie z głównej drogi na drogę prowadzącą na górna platformę widokową Ein Avdat (Ok 2km za McDonald), jest mały parking dla samochodów i piknikowy skrawek zieleni. Mh... dobre miejsce... ale czekaj, czekaj jest dopiero 21.45... postanawiamy więc jechać dalej. Zgodnie z wskazówkami za jakieś 3 km ma być pole namiotowe. Może chociaż raz rozbijemy się jak należy. Jednak znak zakaz spożywania alkoholu i cena 50NIS/os powodują, że wracamy w pierwotne miejsce i tradycyjnie rozbijamy się po 22 ![]() Niska temperatura, zakupione wino oraz brak ochoty na sen powodują, że rozpalamy kolejne ognisko w Izraelu ![]() a tak rano wygląda nasz "hotel" z tej nocy Dobranoc, cdn |
Autor: | AJAJ [ 16 Maj 2014 11:16 ] |
Temat postu: | Re: Izrael Road Trip 2014 (w odcinkach) |
Noclegownia fajna, po ognisku zasnęliśmy jak dzieci. Jedyny minus tego miejsca to brak łazienki. Podzieliliśmy się na dwie grupy i jednak podgrzała wodę do mycia na ognisku, druga część pojechała się umyć do McDonald. Jednak żadna z grup nie wstrzeliła się w dziesiątkę ze swoim wyborem. Grupę ogniskowa spod prysznica przepędziło stado pędzących kóz, natomiast grupa McDonald została zamknięte drzwi restauracji. Na szczęście obok była inna kafejka z zamykaną umywalką ![]() Kusi nas aby zejść ścieżką w dół kanionu. Jednak zakaz wstępu z informacją o tym, że ścieżka jest jednokierunkowa oraz krzyczący za nami „biletowy” sprawiają, że decydujemy się pojechać samochodem na dno kanionu. Wejście do Parku równa się kolejny kuponik zielonej karty lub coś ok 30 NIS. Pan podnosi szlaban i umożliwia jazdę samochodem jeszcze jakieś 3km w dno kanionu, aż do kolejnego szlabanu. Szlak turystyczny jest bardzo prosty i wiedzie dnem głębokiego, wąskiego i malowniczego kanionu wyrzeźbionego przez wodę. Na końcu drogi po dnie kanionu znajduje się zbiornik wodny zasilany przez podziemne źródła. My wspinamy się wyżej na tyle na ile pozwala dwukierunkowa ścieżka, a niestety nie pozwala na wiele. Po krótkim rzucie oka na kanion z kolejnego już punktu widokowego obieramy ścieżkę powrotną do parkingu. Jeśli poszlibyśmy dalej po samochód musielibyśmy teleportować telepatycznie:) Wyjeżdżając z rezerwatu, można odwiedzić mały park w okolicach kas biletowych, w którym znajduje się grób jednego z założycieli Izrael – Dawida Ben Guriona. My opuszczamy park i udajemy się w kierunku kibucu Sede-Boqer, który jednak tylko mijamy. W drodze do Be'er Sheva zastanawiamy się jeszcze czy nie zboczyć z drogi i podjechać do Dimona czyli kolejnego miasta Pustyni Negew. Z informacji znalezionych przed wyjazdem znajduje się tam osiedle czarnych Żydów przybyłych z Etiopii, którzy izolują się od reszty społeczeństwa, sami produkują podstawowe środki potrzebne do życia. Kolejnym argumentem za, było Nuklearne Centrum Badawcze Negew znajdujące się w odległości 10km do Dimona. Izrael nigdy nie potwierdził i nie zaprzeczył, że posiada broń atomową. Jeśli jednak bomba istnieje to prawdopodobnie zbudowano ją tu;) Oficjalnie, mówi się o budowie reaktora jądrowego, który miał służyć do celów pokojowych. Niestety po raz kolejny droga głosowania musimy zrezygnować z odbicia z planowanej trasy, wolą leniuchować na najładniejsze plaży Morza Śródziemnego w Izraelu jedziemy więc zgodnie z planem i udajemy się do kolejnego punktu czyli Parku Beit Guvrin. Po drodze mijamy jeszcze „pole namiotowe”… a co, na środku ronda;) a my się zastanawialiśmy czy można w Parku:) Tutaj zostawiamy ostatni bloczek naszej Zielonej Karty, w zamian za co dostajemy mapę z zaznaczonymi najważniejszymi, dostępnymi dla zwiedzających jaskiniami. Park obejmuj swym obszarem zielone wzgórza okolicy, 1250 akrów. W okolicy podobno znajduje się około tysiąca jaskiń, jednak dla zwiedzających dostępne jest tylko kilka. Na takim niepozornym terenie Powstanie jaskiń było możliwe dzięki miękkiej kredzie, z których zbudowane są skały, a która dość łatwo poddaje się erozji. W dawnych czasach umożliwiło to także wpływ człowieka na tutejszy krajobraz. Mogli oni drążyć w tych wzgórzach tunele oraz podziemne komnaty. Bo podobno większość jaskiń połączona jest podziemnymi rozległymi korytarzami. Jaskinie służyły jako magazyny, miejsca pochówku, kryjówki czy gołębniki. Znajduje się tam też jaskinia zwana polską. Zgodnie z legendą to tutaj schronili się żołnierze Generała Andersa, a na środku groty znajduje się głaz, na którym wyryte się napisy związany z Polską. Odwiedziliśmy też jaskinie, która była wykorzystywana do hodowania gołębi. Kolejna jaskinia to tak naprawdę system połączonych ze sobą jaskiń, którymi odwiedzający mogą przemieszczać się pod ziemią tak jak kiedyś z nich korzystano, a wyjście jest tylko kilka metrów od wejścia. Sidonian Burial Caves to miejsce pochówku ze zrekonstruowanymi malowidłami ściennymi. Jaskinia bell z nr 14 to z kolei seria jaskiń, z których największe ma ponad 5 metrów wysokości, a zostały wykute w skale w kształcie dzwonu. Na terenie Parku można zobaczyć także Rzymski Amfiteatr. Na koniec, podgląd na szlak pieszy, bądź samochodowy ![]() ![]() Kierunek plaża. I to nie byle jaka, zgodnie ze znalezionymi informacjami podobno najładniejsza na tym wybrzeżu ![]() ![]() Jednak miejsce nie zaskakuje, owszem jest ładnie, szeroka piaszczysta plaża, dużo mniej zatłoczona, niż jak się później okaże w Tel-Awiw. Jednak sanitariaty pozostawiają wiele do życzenia, bo tak naprawdę to prędzej bym powiedziała, że ich nie ma. Z łazienki nikt nie odważył się skorzystać… mimo, że nasza podróż w luksus jak do tej pory nie obfitowała. Sama plaża wygląda już znacznie lepiej, dlatego postanawiamy zrobić mały piknik ![]() by później udać się na krótki spacer i znaleźć takie cudo… muszelkowe wybrzeże ![]() jest pięknie… yupi! Zanim jednak udamy się do Tel-Awiw, postanawiamy nadrobić parę kilometrów i odbić w kierunku Strefy Gazy… nie wiemy jak daleko uda nam się podjechać, co zobaczymy… ale ciekawość bierze górę… na tyle, że nie zastanawia nas dlaczego na ostatnim skrzyżowaniu wszyscy jadą w lewo, a tylko my prosto i na tyle, że nie zauważamy dwóch takich znaków jak poniżej (te odnajdujemy dopiero w Polsce oglądając zdjęcia ![]() tylko jedziemy dalej… do samego przejścia… (i tu kolejny znak, który dostrzegamy po fakcie - zakaz fotografowania ![]() Zaskakuje nas panująca tam cisza i pustka. Butki wartownicze są opustoszałe, na przejściu nie ma żadnego strażnika tylko zamknięta brama… jednym słowem nikogo, tylko my. jednak po opuszczeniu tego miejsca, znając jego historię odczuwamy dziwną ulgę… Do Tel-Awiwu docieramy po 19… więc jest zdecydowanie za wcześnie na szukanie noclegu… dlatego udajemy się na krótki spacer. Jako zwolenników rowerów, takie obrazki przyciągają naszą uwagę, Santa Cruz w nocy, na pustkowiu, sam… w Polsce zniknąłby po 10 min, a tam spokojnie spędza noc. Pozazdrościć… Postanawiamy przysiąść na kawce i przeglądnąć booking.com. Tutaj poddajemy się trendowi znajomych i decydujemy się na szukanie jakiegoś hostelu. Jako, że jest już późno, jest piątek… wyboru nie mamy za dużego, większość hosteli jest już zajęta. I tak trafiamy na ostatnie 4 miejsca w Black&Wild Boutique Hostel (http://www.booking.com/hotel/il/black-a ... el.pl.html). Jednak zanim wyruszymy na poszukiwanie hostelu spotyka nas niemiły akcent w barze. Przy zamówieniu 3 kaw i jednego soku rachunek jest zdecydowanie za wysoki. Co się okazuje, w menu widnieje cena X za cappuccino, jednak nie pytając nikogo o zdanie doliczają 8NIS za bitą śmietanę na tej kawie, której nikt nie zamawiał! Płacimy ale napiwku już nie zostawiamy. Na co Pani zwraca nam delikatnie uwagę, że napiwek to jej pensja. Hmm. Trudno… dostała bitą śmietanę x2 jako napiwek. Zabieramy rzeczy, wychodzimy i gdy już spokojnie idziemy ulicą słyszymy, że ktoś biegnie za nami i krzyczy… pani kelnerka biegnie jeszcze raz upomnieć się o napiwek... to tyle… ![]() Docieramy do hostelu. Zdecydowanie polecamy. Bardzo czysto, miła obsługa i za łóżko w pokoju wieloosobowym płacimy ok 25USD/os. Zmęczeni udajemy się tylko do pobliskiego supermarketu po wino i piwa. Resztę wieczoru spędzamy w hostelowym korytarzu w towarzystwie amerykańskiego artysty-malarza, który od kilku miesięcy stacjonuje w Tel-Awiw, pozdrawiamy ![]() ![]() Na dziś kończymy by w kolejnym, ostatnim już odcinku powrócić z istnym zwierzyńcem;) Chyba nikt tego nie czyta ale skończymy, a co!;) dobranoc ![]() |
Autor: | cichyy [ 19 Maj 2014 13:19 ] |
Temat postu: | Re: Izrael Road Trip 2014 (w odcinkach) |
Ja czytam! Czekam niecierpliwie na ostatni odcinek! Sporo nowych informacji u Was znalazłem, przydadzą się bardzo bo za 12 dni wyruszam na podbój Izraela. |
Autor: | AJAJ [ 21 Maj 2014 16:19 ] |
Temat postu: | Re: Izrael Road Trip 2014 (w odcinkach) |
Mamy tylko niespełna jeden dzień w Tel-Awiw, mimo to decydujemy się zrezygnować ze spaceru po wszystkich dzielnicach Tel-Awiw na rzecz Parku safari w Ramat Gan. Początkowo mieliśmy spędzić tam max. 2h… ale chyba wsiąkło nas na trochę dłużej:D Park safari to namiastka afrykańskiej, dzikiej przyrody. Blisko 100 hektarów powierzchni i 1600 zwierząt różnych gatunków sprawia, że jest on największym zoo w tej części świata. Nie jest tanio, bo jednorazowy bilet to koszt to 64NIS/os i najlepiej mieć własny samochód, jeśli nie jest dodatkowa opłata 7NIS/os za busy. Więcej info tutaj (http://www.safari.co.il/). Postanawiamy być tam pierwszymi klientami i przekroczyć bramy o 9 czyli w momencie otwarcia. I to była najlepsza decyzja… to co działo się jak wyjeżdżaliśmy, co najmniej jakby rozdawali tam darmowe hamburgery. Na dzień dobry, witają nas leniwe hipice, na tyle leniwe, że podziwiamy tylko ich grzbiety wystające z wody. Nosorożce już bardziej się z nami asymilują ![]() jedziemy dalej… ale co jest, miało być safari, a tu parking dla samochodów i zwykłe zoo… ale jakie zoo na początek trochę ptactwa ![]() jednak najbardziej w ziemie wbija wzrok tego ptactwa;) robi się ciekawiej… zabawy ptactwa i słonia… do czasu aż paw obrywa trąba od słonia i ucieka z podkulonym ogonem ![]() kociaki i misie i ulubione żyrafy… to przynajmniej 30 min z głowy ![]() jest też przyjazny skoczek ![]() ![]() to na szczęście jest za szybą Żółw wielki W ogóle zoo jest bardzo przyjazne dla małych zwiedzających, zresztą nie tylko dla nich, co widać na zdjęciu;) Można poczuć się np. jak surokatka ![]() i pierwszy raz chyba pingwiny widziane nie zza szyby. Zazdrościliśmy im tylko wentylatorów i nawiewów ![]() i jeszcze jedne pierwszy raz, widziany nie w pawilonie nocnych zwierząt jednak największe zbiorowisko widzów, jak zawsze przyciąga dział małp, orangutanów i innych goryli.. daj piątaka ![]() myśliciel.. całkiem inteligentny… zdobywał wszystkie rzucone marchewki.. nawet jak były poza jego zasięgiem potrafił znaleźć patyk i nim przyciągnąć do siebie a to zdjęcie pozostawimy bez tytułu i jeszcze rodzinne ![]() i chwil kilka.. naście.. dziesiąta później lądujemy na parkingu… a tam istna walka o miejsca parkingowe… jak dobrze, że przyjechaliśmy tutaj rano;) Czy to już koniec? Wtedy w oczy rzuca nam się tabliczka z napisem „lions”. Obieramy więc wskazany kierunek zaraz przy wjeździe zostajemy należycie przywitani.. jak na gości przystało… daj buziaka… podrzucicie mnie do następnego skrzyżowania?... czyli zabawy z zebrą ![]() a teraz co… zamykają nas w klatce. Dwie bramy.. za pierwszą wpuszczają parę samochodów, zamykają i dopiero otwierają drugą… tu okna decydujemy się już zamknąć ![]() Głodne chyba nie były bo leżały spokojnie, a wokół można było dostrzec mały drucik… pewnie pod napięciem ![]() Przy wyjeździe ta sama sztuczka z bramą. Koniec… to nie może być prawdą! żyrafy! żyrafy na wolności!! … nie było prawdą… Oddzielone jakimiś patyczkami, tak ze widać je mniej niż w zoo, szkoda… a już była taka radość. Teraz trzeba się dostać do centrum… postanawiamy zacząć od wybrzeża. Czasu jest mało więc nie ma co biegać, żeby zobaczyć co się da… ma być przyjemnie i relaksująco. Samochód zostawiamy na dużym bezpłatnym parkingu zaraz za promenadą. ![]() dlatego chwile później lądujemy na ścieżce rowerowej wzdłuż wybrzeża… mając kartę kredytową, wypożyczenie roweru zajmuje 2 min… koszt to opłata rejestracyjna 17NIS… każde pierwsze pół godziny jest bezpłatne. Później wystarczy rower oddać na 15 min i znowu zyskujemy 30 min jazdy gratis… można tak w kółko… lub za niewielka opłatą jeździć cały dzień. My na przykład wykorzystywaliśmy 15 min na piwko na plaży:) Siec ścieżek jest super rozwinięta, dwupasmówki, światła, urok miejsca… czad! i dość sporo stacji rowerowych stare delfinarium a to już widok z drogi do starej Jaffy oddajemy rowerki i już pieszo robimy krótki spacer po starej Jaffie Tu łapie nas mały głód, wtedy przypominamy sobie o wielkim hangarze przy promenadzie i długiej kolejce Tak trafiamy do restauracji The Old Man and the Sea. Jest to restauracja w hangarze, który może pomieści ok 400 osób. Jednak mimo to jest długa kolejka, jednak rozegrali to świetnie. Podajesz swoje imię oraz liczbę osób na jaki chcesz stolik, zapisują w kajeciku i w kolejności wołają do zwalniających się stolików. Czas oczekiwania na stolik: ok 10 min (w sezonie pewnie dłużej). Cena niemała, bo 99NIS/os - wybierasz rodzaj mięsa, ryby lub owoce morza a do tego pita, 20 rodzajów przystawek (zgodnie z menu, my dostaliśmy więcej) i dzban pysznej lemoniady. Nie do przejedzenia, a jak czegoś zabraknie to prosisz i donoszą. Nam nie udało się skorzystać, a raczej nasze żołądki powiedziały nie. Czas goni, musimy kończyć ucztę dla podniebienia… w planie mamy zaliczyć jeszcze najwyższy wieżowiec i taras widokowy. Jednak z racji szabatu natrafiamy na puste centrum handlowe. Jednak udaje nam się wjechać windą na 49 piętro… szkoda, że drzwi na taras widokowy prowadzą przez restauracje, która w sobotę otworzą dopiero o 19 ![]() I tak kończy się nasz przygoda z Izraelem, oddajemy samochód do wypożyczalni i busem docieramy na lotnisko. Kontrola przy wylocie większa niż przy przyjeździe, dzielą nas na dwie grupy dwuosobowe i zaczyna się seria pytań, jak długo się znacie, czy w PL mieszkacie razem, czy cały czas podróżowaliście razem, czy jesteście pewni, ze nic Wam nikt nie podrzucił do bagażu etc. Formalności za nami, jeszcze tylko nadać bagaż. Nie może być za łatwo… kontrola wykazuje jakiś niezidentyfikowany obiekt w naszym bagażu rejestrowanym. Wszystko fajnie.. tylko nasz bagaż jest już ostrechowany (zamek bagażu uległ uszkodzeniu), a resztkę stretchu zostawiliśmy w busie. Jednak Pan kontrole informuje, żebyśmy się nie martwili jak będzie trzeba otworzyć to później pomogą nam zapakować:) Wspominaliśmy już, że bardzo pomocnych i przyjaznych ludzi spotykaliśmy w Izraelu? ![]() ![]() Bye bye Izrael… |
Autor: | easier travel [ 21 Maj 2014 16:26 ] |
Temat postu: | Re: Izrael Road Trip 2014 (w odcinkach) |
Bardzo fajna relacja.Przydatne informacje,bo planuję tripa do izraela ![]() |
Autor: | eyowest [ 22 Maj 2014 00:32 ] |
Temat postu: | Re: Izrael Road Trip 2014 (w odcinkach) |
Mnie także podoba się wasza relacja. Mogę porównać swoją grudniową wycieczkę do Izraela do tej waszej. Mam pozytywne, choć szalone wspomnienia! |
Autor: | czedab [ 22 Maj 2014 09:47 ] |
Temat postu: | Re: Izrael Road Trip 2014 (w odcinkach) |
Jadałem w tej knajpie, rzeczywiście jest tam mega żarcie, polecam, niedojedzone mięcho i ryby z chlebem pakują na wynos. Titaj adres na mapie restauracji http://pl.tripadvisor.com/Restaurant_Re ... trict.html |
Autor: | josue [ 01 Cze 2014 11:04 ] |
Temat postu: | Re: Izrael Road Trip 2014 (w odcinkach) |
W naszym przypadku kontrola na lotnisku trwała prawie 3 godz.,pytania kontrolerki dotyczyły przede wszystkim mojej relacji z moja dziewczyna - kim dla siebie jesteśmy,jak dlugo jesteśmy razem,jakie mamy plany etc. Dziwne,o sensie bardzo osobiste,ale ok. Dopiero później padły pytania co wywozimy i czy sami to kupiliśmy czy od kogoś dostaliśmy. Mieliśmy ze sobą oliwki i humus i właśnie puszka z oliwkami wzbudzała największe podejrzenia ![]() Wysłane z mojego GT-I9300 przy użyciu Tapatalka |
Autor: | newone [ 16 Cze 2014 15:54 ] |
Temat postu: | Re: Izrael Road Trip 2014 (w odcinkach) |
czy obejdzie się bez śledzi przy rozkładaniu namiotu? myślimy nad spakowaniem namiotu do bagażu podręcznego. |
Autor: | AJAJ [ 16 Cze 2014 16:36 ] |
Temat postu: | Re: Izrael Road Trip 2014 (w odcinkach) |
Myślę, że spokojnie. Sami czasami naciągaliśmy linki przy użyciu kamieni, bo ziemia była zbyt twarda na wbicie śledzia ![]() Inna rzecz, że z jednej super miejscówki musieliśmy zrezygnować z powodu podłoża, które nie pozwalało na wbicie śledzia a wiatr był na tyle silny, że bez tego ani rusz. |
Strona 1 z 2 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ |